Kochana Cassandro,
w tym liście chciałem Ci po prostu powiedzieć, jak bardzo zależy mi na Tobie i jak bardzo tęsknię za Tobą. Nie widzieliśmy się od osiemnastu dni, ponieważ zniknąłem z Twojego życia, by w spokoju poddawać się chorobie. Nie chciałem, żebyś musiała mnie oglądać takiego... takiego obcego. Bo nie wyglądam zbyt dobrze, jestem wykończony chorobą. Ospały i ledwie trzymam to pióro w dłoni, które dostałem od Ciebie na ostatnie urodziny. Chyba przewidziałaś to, że kiedyś będę pisał do Ciebie dużo listów, co? Ależ po co ten wisielczy humor... Wybacz mi go, nie umiem zapanować nad tym, co piszę, tylko wypisuję to, co przychodzi mi na myśl.
Wrócę do pierwszego zdania tego listu (już siedemnastego, więc... nie, nie będę pisał tego, co zrani nas oboje... tak bardzo chciałbym mieć wieczność na pisanie listów do Ciebie... wieczność to dużo, prawda?).
Zależy mi na Tobie, Cassandro, wiesz o tym, prawda?
Zależy mi także na tym, byś była naprawdę szczęśliwa, nawet beze mnie. Nie mogę Ci napisać, że będę cieszył się, jeśli znajdziesz sobie kogoś na moje miejsce, ponieważ wcale tak nie będzie.
Teraz, myśląc o tym, że ktoś inny mógłby Cię dotykać tak samo jak ja, serce mi się łamie.
Myśląc o tym, że ktoś inny mógłby mówić do Ciebie tak samo, jak ja... serce mi się łamie.
Myśląc o tym, że mogłabyś zacząć życie z kimś innym... serce mi się łamie.
Nie chcę myśleć o tym wszystkim, żeby nie zwariować...
Pragnienie bycia przy Tobie przez cały czas nie pozwala mi wyobrażać sobie Ciebie z kimś innym. I to nie dlatego, że nie pragnę Twojego szczęścia! Absolutnie! Oddałbym własną duszę Diabłu, obyś tylko była najszczęśliwszą kobietą na świecie, ale... ale ze mną, z nikim innym. Oddałbym więc własną duszę, aby być przy Tobie. Abym mógł jakimś cudem odzyskać zdrowie i wrócić do Ciebie, bo nie mogę już wytrzymać naszego rozstania. Nie widzieliśmy się od prawie trzech tygodni i nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak jest mi z tym źle i jak bardzo chciałbym móc teraz wybiec stąd i nawet pieszo pokonać dzielące nas kilometry. Nie umiem za Tobą nie tęsknić, bo to już jest we mnie... ta ciągła tęsknota wciąż we mnie siedzi... Tęsknię za Twoim dotykiem, za Twoim głosem, za Tobą całą, bo... bo bez Ciebie czuję się całkowicie pusty... Jakby ktoś wyrwał mi część serca i nie umiał włożyć go na poprzednie miejsce.
Już chyba wiesz, jak bardzo mi na Tobie zależy, prawda?
Nie umiem inaczej opisać tego, co do Ciebie czuję. Mam świadomość, że może to dla Ciebie śmieszne, że zamiast wrócić do Ciebie, wypisuję Ci takie... głupoty, jakby nie było, które Ty czytasz i pewnie myślisz sobie, że naćpałem się jakiegoś lewego zielska i teraz mi odbija... Ale nie.
I powiem Ci, że nawet po lewym zielsku powiedziałbym Ci to samo, co napisałem tutaj.
Jesteś najważniejszą osobą, która się dla mnie liczy. Nie ma i nigdy nie będzie nikogo ważniejszego od Ciebie i wiem, że nawaliłem. Dałem się temu cholerstwu, które we mnie siedzi i nie umiem z nim wygrać. Jestem za słaby i za miękki na to, żeby stanąć do walki z chorobą, która nas rozdzieliła. Ale wiesz przecież, że walczyłem, prawda? Wierzysz mi?
Proszę, byś mi uwierzyła, bo nie wybaczyłbym sobie, gdybyś jednak żyła ze świadomością, iż nie zrobiłem wystarczająco dużo, żeby próbować przezwyciężyć tę chorobę. Proszę, byś nie myślała, że łatwo było mi podjąć tę decyzję o odejściu od Ciebie, ponieważ wcale tak nie było. Długi czas zastanawiałem się nad tym, czy dobrze robić... Długi czas myślałem o tym, jak mógłbym to wszystko rozwiązać.
Kiedy zdecydowałem się na to, żeby odejść na kilka dni, by to wszystko przemyśleć, dotarło do mnie, że jeśli będziesz wiedzieć, iż jestem chory, wcale nie będziesz mnie traktować jak mężczyznę, z którym się związałaś. Wiedziałem, że kiedy tylko powiedziałbym Ci o moim stanie, zaczęłabyś zachowywać się nie tak, jakbyś chciała spędzić ze mną moje ostatnie dni, ale próbowałabyś się mną zajmować i wspierać mnie w cierpieniu. A ja wcale tego nie potrzebuję.
Bo myśli o Tobie podtrzymują mnie przy życiu, choć to, iż nie ma Cię przy mnie, wcale nie ułatwia mi tych ostatnich dni mojej egzystencji.
Rozpisałem się dzisiaj strasznie i już sam nie wiem, czy nie napisałem za dużo i czy nie napisałem czegoś nie tak bądź nie zawarłem w tym liście zbyt dużo.
Nie chcę, żebyś mnie źle wspominała.
Nie chcę mieć na sumieniu Ciebie i Twojego szczęścia.
Chciałbym, żebyś była szczęśliwa...
... ale ze mną.
Ze mną.
Zawsze.
Na zawsze.
I znowu nie było mnie tu długi czas. Znalazłam chwilę, korzystając z dnia wolnego i pierwsze, o czym pomyślałam, to właśnie historia Williama i Cassandry. To, że mam drugie opowiadanie też jest ważne, ale na tamto mam tyle pomysłów, że jeden dzień wolnego nie wystarczy, by to ogarnąć.
Jutro ważny dzień. Bardzo ważny.