Dzisiaj będzie smutno. Będzie dużo płaczu.
A przynajmniej ja czułam smutek, kiedy czytałam ten rozdział. Pożegnamy się teraz z Victorem (nie wiem czy na zawsze, czy jeszcze kiedyś o nim tutaj przeczytacie). Mam nadzieję, że pozostaną po nim miłe wspomnienia, ponieważ nie jest wcale taki zły.
Na kolejny odcinek zapraszam w czwartek lub w sobotę, nie wiem jak będę stać z czasem i w który dzień będę mogła coś wstawić.
ONA
Od pracy
wzięłam sobie wolne całe trzy dni. Stwierdziłam, że przyda mi się odpoczynek,
ponieważ nie mogę wiecznie siedzieć w restauracji i przejmować się tym, co się
tam dzieje, nawet jeśli należy ona do mnie, a nie awansowałam jeszcze Krisa na
swojego zastępcę. Dotarło też do mnie, że muszę to wreszcie zrobić; dla
świętego spokoju chociażby, żeby móc sobie czasami zrobić dwa czy trzy dni
wolnego. Dla odpoczynku, zresetowania się i zwyczajnie dlatego, że powoli
miałam już dosyć ciągłego siedzenia w biurze i zajmowania się dokumentami,
które z dnia na dzień przekładałam z jednego miejsca na drugie. Miałam tego
trochę dość, więc zdecydowałam, że od przyszłego miesiąca mianuję Krisa moim
zastępcą.
Całe trzy
dni spędziłam z Victorem na rozmowach, przytulaniu się do siebie i zwykłym
siedzeniu w domu. On nie miał nic przeciwko, a nawet ucieszył się, że mogliśmy dzielić
ze sobą wspólne chwile. Widziałam, że jest mną zainteresowany w sposób, którego
nie odwzajemniałam, ale zachowywał się w porządku. Przede wszystkim, nie był
nachalny i nie zasypywał mnie swoimi uczuciami. Nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek mogłabym patrzeć na Victora w
inny sposób niż na bardzo przystojnego mężczyznę w moim typie, który chciał
zabrać mnie do Paryża i tam załatwić mi świetną pracę. Miałam jeszcze do niego
lekki uraz, lecz powoli o tym zapominałam. Victor stawał się dla mnie bardzo
dobrym znajomym, a po rozmowie z poprzedniego wieczora, nawet mogłabym go
nazwać swoim przyjacielem.
Na tę myśl zaśmiałam się w duchu, gdyż kiedyś tak naprawdę nie zwracałam uwagi na to, czy
mam jakichś przyjaciół, czy nie. Wolałam spędzać czas na nauce i na pracy, nie
przejmując się ani opinią innych, ani tym, czy przypadkiem nie odizolowałam się
od znajomych za bardzo.
W piątek,
kiedy po raz drugi obudziłam się koło południa, Victor już krzątał się w kuchni
wykąpany i pachnący męskimi perfumami. Zdziwiłam się trochę, ponieważ
poprzedniego wieczoru nie widziałam, żeby miał ze sobą jakąś torbę z ciuchami
na przebranie, ani tym bardziej kosmetyków.
- Zadam ci
głupie pytanie – odezwałam się, na co on na mnie spojrzał z uśmiechem. –
Przebrałeś się?
- Tak –
odpowiedział, śmiejąc się pod nosem. – Kiedy spałaś, podjechałem do domu, żeby
wziąć parę rzeczy, skoro mamy razem spędzić tych kilka dni. Nie chciałem cię
budzić, bo pomyślałem, że jeszcze boli cię głowa. Jak się czujesz teraz? –
zapytał, stawiając na stole dwa talerzyki i filiżanki. Kątem oka zauważyłam, że
zrobił jajecznicę i nastawił wodę na herbatę.
- Chyba się
zadomowiłeś – powiedziałam, wskazując na stół. – Czuję się znacznie lepiej.
Głowa mnie już nie boli.
- Wybacz, że
się obsłużyłem, ale jestem tak strasznie głodny! – jęknął i spojrzał na mnie
przepraszająco, na co machnęłam tylko ręką, żeby się nie przejmował.
Ucieszyłam
się, że sama nie będę musiała robić sobie śniadania. Co prawda, nie przepadałam
za jajecznicą, ale zawsze to jakiś posiłek, którego nie mogłam przecież
odmówić. Przeprosiłam na chwilę Victora i poszłam do łazienki, aby wziąć szybki
prysznic i ubrać się w luźne dresy oraz koszulkę na ramiączkach. Wcześniej
zauważyłam, że Victor ma podobny strój, toteż doszłam do wniosku, że raczej nie
będzie mu przeszkadzać, iż założę na siebie coś takiego. Niby nie przejmowałam
się tym, jak będę wyglądać, spędzając czas wolny w domu, jednak nie mogłam
przecież włożyć byle czego, skoro w mojej kuchni, właśnie w tej chwili,
śniadanie przygotowywał mi tak przystojny facet!
Piątek
spędziliśmy praktycznie siedząc na kanapie i oglądając serial ,,Stranger
Things” na Netflixie. Obiecaliśmy sobie, że umówimy się w przyszłości na
podobny dzień z tym serialem, lecz już z jego drugim sezonem. Znowu zamówiliśmy
sobie do domu pizzę, a ja przeklinałam siebie za to w duchu i postanowiłam, że
od przyszłego miesiąca zacznę chodzić na siłownię. Tę ,,zdrową” żywność
popijaliśmy już nie winem, a grejpfrutową lemoniadą przygotowaną przez Victora.
Mężczyzna chwalił się, że jest to jego popisowy numer, a mnie podobało się, że
tak się stara. Mogłabym nawet przyzwyczaić się do jego obecności w moim domu,
lecz najpierw musiałabym zrobić dla niego miejsce w moim sercu, które przez
kogoś było już zajęte.
Znowu
poruszyliśmy temat mojej relacji z Billem, lecz tym razem już na trzeźwo, bez
alkoholu, jak normalni ludzie. Jak przyjaciele. Jednak zdanie, które
wypowiedział do mnie Victor, bardzo mnie poruszyło i nie bardzo wiedziałam, o
co mu chodzi.
- Wczoraj
powiedziałaś mi coś, co mnie bardzo zdziwiło. A mianowicie, że odrzuciłaś Billa,
kiedy ten wciąż chciał spotykać się z tobą dość często. Nie bardzo to
zrozumiałem i wolałem powiedzieć ci o tym dzisiaj, żebyśmy pogadali o tym na
trzeźwo.
- Jak to odrzuciłam? – W ogóle nie rozumiałam, o co mu chodziło. Nawet zdziwiłam się,
gdyż nigdy w życiu nie zrobiłabym tego Billowi. Niby dlaczego? Czyżbym coś
przekręciła? Albo Victor źle coś zinterpretował?
- Przecież
oznajmiłaś mu, że nie chcesz się z nim spotykać, ponieważ boisz się, że zepsuje
to reputacje twoją i twojej restauracji. Zabrzmiało to co najmniej, jakbyś
powiedziała mu, żeby dał ci spokój, bo nie chcesz, żeby zepsuł ci opinię.
Byłam w
szoku.
Próbowałam
sobie przypomnieć, co mu wtedy powiedziałam.
- Ale… to niemożliwe
– wydusiłam wreszcie z siebie. – Nie mógł przecież tego tak zrozumieć.
Powiedziałam mu tylko, że natknęłam się na artykuł o Tomie i jakiejś
dziewczynie, z którą się rzekomo spotykał, a ja nie chciałam czytać o sobie
czegoś podobnego!
- Owszem, Elyso,
mógł. Jeśli wcześniej byliście bardzo blisko, chodziliście razem praktycznie
wszędzie, bardzo często, a ty nagle mówisz mu, żebyście to ograniczyli, to
raczej nie da się zinterpretować tego w inny sposób, jak zwyczajne danie kosza.
A ten artykuł, o co w nim chodziło?
- Ktoś
zrobił Tomowi zdjęcie z jakąś dziewczyną – próbowałam sobie przypomnieć. –
Chyba z Rią, ale miał bardzo niesmaczny tytuł. Chyba: ,,Tom Kaulitz znowu z
nową kobietą! Która to już w tym roku?”. Tak mi się wydaje. Nie chciałam, żeby i
moje zdjęcie pojawiło się w czymś takim z podobnym podpisem.
- Tak
powiedziałaś Billowi? – zapytał Victor pociągając łyk lemoniady przez słomkę.
- Wydaje mi
się, że tak.
- A jak on
na to zareagował?
- Cóż… nie
pamiętam… - przyznałam. – Chyba trochę go to rozbawiło, lecz kiedy zauważył, że
jestem poważna, przestał się śmiać i powiedział, że to przecież zwykły artykuł,
a on unika pokazywania się publicznie w miejscach, gdzie łatwo byłoby zrobić mu
zdjęcie. Zapewniał mnie, że nam się nic takiego nie przytrafi i na pewno nie
zobaczę swojego zdjęcia z takim tytułem.
- Nie
uwierzyłaś mu? – dopytywał, a ja czułam się trochę jak na przesłuchaniu, lecz
gdzieś w głowie przemknęła mi myśl, że dobrze postępuję, analizując z Victorem
to wszystko.
- Sama nie
wiem – wyznałam po chwili ciszy. – Wydaje mi się, że wierzyłam, ale docierało
do mnie powoli, że jestem w nim zakochana, lecz nie czułam od niego takiego
samego zaangażowania. Niby chciał się ze mną spotykać, chodziliśmy razem do
kina, na zakupy, zapraszał mnie na imprezy, na których było mnóstwo jego znajomych, przedstawiał mnie jako swoją bliską przyjaciółkę, ale
i tak czegoś mi brakowało. Czułam, że to tylko i wyłącznie przyjaźń, a nie
związek dwojga ludzi. Wydaje mi się, że po części dlatego się trochę od niego
odsunęłam. Nie chciałam, żeby skończyło się tak, że on w pewnym momencie powie
mi, że znalazł sobie kogoś, a ja będę przepełniona nadzieją, że to wszystko, co
razem przeszliśmy, te wszystkie spotkania… to zwykłe przyjacielskie gesty,
które źle zinterpretowałam.
- Dlatego
wolałaś się trochę odsunąć – podsumował za mnie. – Nie chciałaś, żeby to
odrzucenie tak bardzo bolało.
Nie
odpowiedziałam na to, bo już nie było nic do dodania. Opowiedziałam mu chyba
już o wszystkim i czułam, że bardzo mi ulżyło. Nie sądziłam, że moja ogromna
chęć porozmawiania o swoich uczuciach z kimś innym, zakończy się w tak
pozytywny sposób i będę mogła zrozumieć, że powinnam częściej robić coś
takiego. Ulżyło mi, bo mogłam podzielić się z Victorem tym, co siedzi we mnie
obecnie i cieszyłam się, że mnie nie skrytykował, nie oceniał, a zwyczajnie
wysłuchał i powiedział, co o tym wszystkim myśli.
Jednak moje
obawy, które mu przedstawiłam, sprawdziły się teraz. Bill przedstawił mi swoją
znajomą – nawet nie przyjaciółkę – która prawdopodobnie w przyszłości stanie
się jego partnerką. Widziałam błysk w jego oku, kiedy mi ją przedstawiał, a do
tego mówił o niej w ciepły sposób tak, jakby naprawdę wiązał z nią jakieś plany
na przyszłość. Szkoda tylko, że znał ją od niedawna i w tak krótkim czasie
doszedł do wniosku, że może to jest kobieta dla niego. My znaliśmy się od
trzech lat, gdzie przez pierwszy miesiąc widywaliśmy się tylko w mojej
restauracji, kiedy przychodził ze swoim bratem oraz Georgiem i Gustavem na
kolację.
Było mi
bardzo przykro, ale wolałam nie zaprzątać sobie teraz tym głowy, chociaż
przypomniałam sobie o wiadomości, którą mi wysłał, a ja na nią nie
odpowiedziałam. Nie sprawdziłam też, czy Shermine mi odpisała na esemesa. Pod
pretekstem pójścia do łazienki, przeprosiłam Victora i zajrzałam po drodze do
swojej sypialni. Dzwonek w komórce miałam wyciszony, wibracje również
wyłączyłam, żeby nikt nie przeszkadzał mi w ciągu tych wolnych dni od pracy i
nawet nie zauważyłam, że mam trzy nieodebrane połączenia od Shermine, dwa od
Billa oraz cztery wiadomości od przyjaciółki i jedną od przyjaciela. Serce
podskoczyło mi w piersi na widok imienia Billa, ale zdecydowałam, że odczytam
jego wiadomości za chwilę. Najpierw Shermine, której połączenia przychodzące
zignorowałam; przeczytałam esemesy.
,,Jak to?! Victor został na noc?! Czy między
wami do czegoś doszło?! Musisz mi wszystko opowiedzieć!!!”
,,Dlaczego nie odbierasz?! Aż się boję, że
coś Ci zrobił!”
,,ELYSA! Nie bądź taką suką! Odbierz!”
,,Jesteś złą przyjaciółką! Ale mam nadzieję,
że dobrze się bawisz i wszystko mi wreszcie opowiesz, kiedy wyswobodzisz się z
ramion tego przystojniaka! Powiedziałam Tomowi i jest równie ciekawy, co ja!
Bill jakoś nie za bardzo pała ciekawością. Jest trochę przygnębiony. Niby
poznał nas z Caro, ale w ogóle o niej nie mówi. Nie wiem, czy się pokłócili,
czy o co chodzi, ale nie chce o tym gadać nawet z Tomem. Ale cóż… Daj znać,
kiedy będziesz mogła rozmawiać, bo jestem ogromnie ciekawa! Chociaż możesz
zdradzić, ile czasu z nim jeszcze spędzisz!”
Uśmiechnęłam
się do telefonu i wystukałam jej szybką odpowiedź, że odezwę się w niedzielę.
Wtedy też będziemy mogły się spotkać i wybrać wieczorem na jakąś kolację.
Opowiem jej wszystko ze szczegółami, aż będzie miała mnie dość.
Chwilę
później serce zaczęło mi bić mocniej, kiedy włączyłam podgląd wiadomości od
Billa.
,,Shermine powiedziała, że świetnie się
musisz bawić z Victorem, skoro nawet nie odbierasz telefonów, ani nie
odpisujesz na wiadomości. Szkoda. Naprawdę sądziłem, że będziesz chciała
wyjaśnić sobie ze mną to nieporozumienie. Mam nadzieję, że rzeczywiście dobrze się
z nim bawisz i czujesz się lepiej. Rozumiem, że możesz być na mnie zła za to,
co usłyszałaś, lecz wolałbym szczerze o tym porozmawiać, niż unikać
konfrontacji. Jestem teraz rozczarowany Twoim, nieco dziecinnym, zachowaniem.
Odezwij się, proszę.”
Westchnęłam
pod nosem, próbując poukładać sobie w głowie myśli, które teraz po niej
krążyły. Nie mogłam wyjawić Billowi prawdy o tym, że zwyczajnie byłam zazdrosna
o Caroline, bo musiałabym wyznać mu wszystkie swoje uczucia. A tego nie
chciałam. Chyba bałam się jego reakcji.
Jednak
odpowiedzieć na wiadomość musiałam, żeby nie czuł się źle. Jak mogłabym odpisać
Shermine, a jemu nie? Przecież z nim łączyła mnie dłuższa przyjaźń niż z
dziewczyną.
,,Było mi bardzo przykro, że mnie tak
potraktowałeś. Nadal jest. Poczułam się naprawdę źle, bo wyglądało to tak,
jakbyśmy przyjaźnili się tylko po to, żebyś mógł przyjść sobie od czasu do
czasu coś zjeść w mojej restauracji. To nie jest fair. Nie chcę się czuć,
jakbym dla Ciebie pracowała, bo nie tak wygląda przyjaźń. Poczułam się jak
przedmiot. Z Victorem dobrze spędzam czas, jest bardzo miło. Sam przecież
powiedziałeś, żebym dała mu szansę, więc posłuchałam.”
Przeszłam do
łazienki i po dwóch minutach wróciłam do Victora, aby znowu usiąść obok niego
na kanapie i oglądać razem kolejny odcinek serialu.
Następny
dzień był ostatnim, kiedy mogłam patrzeć na Victora i móc się do niego
przytulić. Wyjeżdżał, a ja czułam, że razem z bagażem zabiera ze sobą kawałek
mojego serca. Mimo krótkiej znajomości wiedziałam, że stał się dla mnie kimś
ważnym. Powiernikiem, który słuchał, rozumiał, nie oceniał, tylko doradzał,
kiedy tego potrzebowałam. Szkoda, że musiał opuścić Los Angeles, ponieważ
chciałam mieć tu blisko kogoś, komu mogłabym wypłakać się w rękaw. Miałam niby
Shermine, jednak ona była… cóż… jakoś nie czułam, że była odpowiednią osobą, z
którą można było rozmawiać o moich uczuciach do Billa.
W sobotni
ranek zapytałam Victora, czy chciałby, abym odwiozła go na lotnisko, z czego
ten szczerze się ucieszył i zgodził na moją propozycję. W aucie nie rozmawialiśmy dużo.
Oboje czuliśmy, że to nasze pożegnanie i nie zobaczymy się szybko, lecz na
pewno nie widzimy się po raz ostatni. Czułam łzy w kącikach oczu i ukradkiem je
wycierałam, mając nadzieję, że jednak Victor ich nie widzi. On wcześniej
odstawił swoje auto do domu rodziców, ponieważ go ze sobą nie zabierał, a
godzinę później ja podjechałam pod jego dom. Tam zapakował bagaże do samochodu
i ruszyliśmy na lotnisko. Na miejscu byliśmy pół godziny przed czasem i
dowiedziawszy się, że nie ma żadnych opóźnień, skierowaliśmy się w stronę
odlotów.
- Czas się
pożegnać, kochana – powiedział i uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, którego
tak bardzo będzie mi brakowało.
Nie
hamowałam już łez. Pozwoliłam, aby strużkami płynęły po moich policzkach jak
strumyki i w duszy pochwaliłam siebie za to, że nie nakładałam zbyt dużej
warstwy makijażu. Victor, widząc moje łzy, położył dłoń na moim policzku.
- Nie płacz,
proszę. Nie zasługuję na twoje łzy,
- Będę za
tobą tęsknić – wyjąkałam i pociągnęłam nosem.
- Nie
bardziej niż ja za tobą – odrzekł, głaszcząc mnie po twarzy i ścierając łzy. –
Dni spędzone z tobą w tym miejscu były najpiękniejszymi w moim życiu. Chciałbym
móc dzielić z tobą każdy następny aż do końca mojego życia. Już dawno chciałem
ci powiedzieć, że jestem w tobie zakochany.
Spojrzałam
na niego zaskoczona i jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nie spodziewałam się,
że usłyszę od niego coś takiego i te słowa bardzo mnie zabolały.
- Nie mów
tak – jęknęłam. – Nie zasługuję na to, żeby taki mężczyzna jak ty, mówił mi
takie rzeczy.
- Och, moja
kochana – zaśmiał się pod nosem i mnie przytulił. – Tak bardzo żałuję, że nie
pojawiłem się w twoim życiu wcześniej niż Bill. Może wtedy pokochałabyś mnie, a
nie jego.
Załkałam
głośno i wtuliłam się bardzo mocno w jego klatkę piersiową. Czułam, że jeśli
zaraz stamtąd odejdzie, a ja zostanę sama, będę siedzieć tu do wieczora i
zwyczajnie załamię się na oczach wszystkich ludzi, który przechodzili koło nas.
Oni myśleli, że jesteśmy tak bardzo w sobie zakochani, ale my wiedzieliśmy, że
to uczucie pochodzi z jednej strony. Ja nie
mogłam odwzajemnić uczuć Victora, lecz on miał nadzieję, że może kiedyś by się
to zmieniło. Ja jednak byłam pewna, że albo musiałoby minąć sporo czasu, albo
Bill musiałby wyrządzić mi bardzo dużą krzywdę, bym przestała go kochać.
- Będę
tęsknić – powiedziałam znowu.
- Może
lepiej, że wyjeżdżam – powiedział po chwili ciszy. – Przynajmniej nie będę
patrzył na ciebie, jak cierpisz z powodu nieodwzajemnionej miłości. Mam ogromną
nadzieję, że ułoży ci się z Billem. Nikt tak nie zasługuje na szczęście jak ty,
Elyso.
Victor
odsunął się ode mnie i zerknął na tablicę odlotów. Również zerknęłam w tamtą
stronę, ale przez łzy nie dostrzegłam nic. Wytarłam policzki i spojrzałam mu w
oczy. Uśmiechał się smutno, więc miałam już pewność, że za moment nastąpi ta
chwila, której nie chciałam. Żałowałam, że tak mało spędziliśmy ze sobą czasu.
Żałowałam, że nie dałam mu szansy i nie spróbowałam stworzyć z nim związku, bo
może coś by z tego wyszło. Żałowałam wielu rzeczy, lecz nie zdążyłam się już
nad niczym zastanowić, kiedy pochwycił moją twarz w dłonie i mocno złączył
nasze usta tak, że poczułam całą tę miłość, którą mnie darzył. Włożył w to całe
swoje serce i doznałam szoku, z jaką mocą całował mnie, pokazując tę miłość,
jaką gotów był mi dać. Na początku nie byłam pewna, co mam zrobić, lecz kiedy
coraz mocniej mnie całował, a jego język próbował wślizgnąć się w moje usta,
uległam. Uchyliłam wargi i poczułam jego ciepły język, który z ulgą otrzymał
zaproszenie. Wspięłam się na palce i zaczęłam oddawać pocałunek, żeby chociaż w
pewnym stopniu pokazać mu, że gdybym tylko mogła, dałabym mu szansę. Gdyby nie
Bill, który pierwszy zagościł w moim sercu, gdyby nie do niego najpierw zaczęło
bić szybciej, on byłby na jego miejscu. Jemu oddałabym to, co mam przygotowane
dla przyjaciela.
Victor odsunął
się ode mnie po jakimś czasie, ale nie byłam pewna, jak długo trwał nasz
pocałunek. Żal było mi się od niego oddalać, ale wiedziałam, że ta chwila nie
może trwać wiecznie.
- Muszę iść
– powiedział, a ja byłam w stanie tylko pokiwać głową. Patrzyłam w jego brązowe
oczy, później na całą twarz, starając się zapamiętać jak najwięcej. Nie chciałam
go zapomnieć. Nie chciałam, żeby obraz jego tęczówek i tego pięknego uśmiechu
zniknął z mojej głowy. Pragnęłam zapamiętać go na zawsze. – Żegnaj, Elyso – dodał,
uśmiechając się ze smutkiem, a ja stałam dalej jak kołek, nie reagując zupełnie
na jego słowa. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
Przytulił
mnie jeszcze mocno, złożył na moich obolałych ustach szybki pocałunek i
odszedł, zostawiając mnie samą.
Usiadłam na
pierwszej lepszej ławce w parku, nie zdolna, żeby zrobić cokolwiek innego. Łzy
ciągle spływały mi po policzkach i zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą
zrobić. Jak przez mgłę usłyszałam dzwonek swojej komórki.
- Halo? –
odezwałam się, łkając.
- Elysa? To
ty? – usłyszałam przestraszony głos Billa, na co jeszcze bardziej się
rozpłakałam. – Halo? Co się stało? Płaczesz? – pociągnęłam nosem i nie byłam w
stanie nic więcej zrobić. – Hej, gdzie jesteś?
- Na… na
lotnisku. Odwiozłam Victora na samolot, ale nie wiem czy uda mi się stąd
odjechać. Nie dam rady prowadzić – wyjąkałam i miałam pewność, że Bill ledwie
mnie zrozumiał. Wydukałam, na którym lotnisku jestem, a przyjaciel zapewnił
mnie, że zjawi się na miejscu najszybciej jak się da.
Rozłączyłam
się i zaczęłam płakać jeszcze bardziej, o ile to było jeszcze możliwe. Prawie
nic nie widziałam, a moje usta piekły, jakbym zjadła najostrzejszą paprykę
świata. Nie zdziwiłam się, że Bill ledwo mnie zrozumiał. Zaskoczyło mnie
natomiast to, że do mnie zadzwonił. Nawet nie zdążył powiedzieć, o co mu
chodziło.
Siedziałam
na ławce i próbowałam się uspokoić, kiedy jakiś czas później usłyszałam, że
ktoś przykucnął naprzeciwko mnie, odgarnia moje włosy, które przykleiły mi się
do twarzy i głaska po policzku, jak wcześniej robił to Victor. Lecz tym razem
to nie był on. Ta dłoń była bardziej delikatna, jakby obawiała się, że zrobi mi
jakąkolwiek krzywdę. Dłoń, której dotyku pragnęłam od bardzo dawna.
- Och,
kochana – szepnął, usiadł obok mnie i przyciągnął mnie do siebie. – Myślałem,
że coś się stało. Już dobrze, nie płacz – pocieszał mnie, ale nie byłam w
stanie się uspokoić. – Wszystko będzie dobrze, tylko przestać płakać, proszę.
Bill kołysał
mną i wciąż powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że nie powinnam aż tak
przeżywać, lecz mało co do mnie docierało. Już nie płakałam z powodu wyjazdu
Victora. Płakałam z bezradności, bo nie umiałam poradzić sobie z własnym
życiem. Płakałam, bo nie byłam dobrą przyjaciółką, bo Bill widział mnie w takim
stanie, bo przyjechał tutaj i siedzi teraz obok i za wszelką cenę chce mnie
uspokoić. Pomógł mi wstać z ławki i zaprowadził do mojego samochodu, gdyż sam przyjechał taksówką i musiał szukać w mojej torebce kluczyków, by
posadzić mnie na miejscu pasażera. Kucnął przede mną i głaskał mnie po kolanie
i ściskał dłoń.
Uspokoiłam
się jakiś czas później. Czułam, że mam zapchany nos, a głowa zaczęła mnie
strasznie boleć od płaczu. Twarz miałam całą mokrą od łez, które przestały
spływać mi po policzkach.
-
Przepraszam – powiedziałam cicho do Billa, który siedział teraz na brzegu
siedzenia pasażera obok mnie i patrzył na mnie. – Zachowuję się jak wariatka.
Nie chciałam się tak rozkleić, nie wiem, co mi się stało. Chyba zwyczajnie
potrzebowałam się wypłakać – przyznałam.
- Odwieźć
cię do domu? – zapytał, a ja pokiwałam głową.
Usiadł za
kierownicą mojej Toyoty Rav. 4 i zapalił silnik. Przez drogę do mojego domu nie odzywaliśmy się do siebie. Ja próbowałam doprowadzić swoją twarz do porządku, a
Bill skupiony był na drodze, lecz jego jedna dłoń wciąż spoczywała na moim
udzie. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam jego dotyku, gdyż przy nim czułam się
bezpieczna. Wiedziałam, że on nie odejdzie tak, jak to zrobił Victor tego
samego dnia.
Usta miałam
spuchnięte i mocno zaczerwienione. Nawet nie dało się tego w ogóle zasłonić.
Bill spoglądał na mnie czasem, jak przecierałam twarz wacikiem nasączonym
olejkiem do demakijażu, który zawsze trzymałam w aucie, ale nic nie powiedział.
Czułam, że chce ze mną porozmawiać nie tylko dlatego, żeby wyjaśnić sytuację,
która miała miejsce w restauracji, ale też tę, dlaczego wpadłam w aż taką
histerię. Musiałam z nim pogadać, bo mu się to należało. Jednak nie w tej
chwili. Nie teraz. Po pierwsze dlatego, że byliśmy w aucie i nie mogliśmy
patrzeć sobie w oczy, a Bill zawsze podczas szczerej rozmowy musiał mieć
swojego rozmówcę przed sobą, aby wyczytać z jego twarzy czy mówi prawdę i jest
z nim całkowicie szczery. Po drugie dlatego, że jeszcze się nie pozbierałam.
Potrzebowałam jeszcze co najmniej kilku minut, aby złączyć ze sobą moje
strzępki nerwów i móc normalnie funkcjonować.
- Wiesz, że
musimy poważnie porozmawiać, prawda? – odezwał się Bill, kiedy od mojego domu
dzieliło nas jakieś dziesięć minut drogi, a ja drgnęłam na dźwięk jego głosu.
Był taki delikatny, czuły i przepełniony troską, że znowu zachciało mi się
płakać. – Widzę, że jest z tobą coś nie tak, ale widzę też, że nie chcesz ze
mną o tym rozmawiać. Chodzisz jakaś przygnębiona i zupełnie nie wiem, co się
dzieje. Nie odpuszczę, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi. I chyba nawet nie o
Victora, bo rozumiem, że był dla ciebie ważny, ale to nie tylko przez niego tak
się rozkleiłaś.
Westchnęłam
ciężko. Zawsze umiał odczytać wszystkie moje myśli i wszystkie uczucia, które
mną targały. Za każdym razem, gdy płakałam, potrafił stwierdzić z jakiego
powodu. Był przykładem prawdziwego przyjaciela, który rozumiał mnie bez słów.
Uważałam, że to tak niesamowite, że gdybyśmy stworzyli związek, byłby to
związek idealny.
- Jestem po
prostu zmęczona tym wszystkim, Bill – powiedziałam po chwili ciszy. – Pracą,
życiem samej w tym dużym domu. Tym, że mam dwadzieścia sześć lat i jestem sama,
bo nie umiem znaleźć sobie chłopaka. Tym, że świetny facet, który się we mnie
zakochał, wyjechał pewnie na zawsze do Europy, bo nie chciałam z nim jechać. A
ty traktujesz mnie jak znajomą, która może załatwić ci stolik za darmo, kiedy
tego potrzebujesz… Jestem beznadziejna i tyle – zakończyłam, gdyż nie chciałam
się zagłębiać w dalsze zakamarki moich myśli.
Poczułam jak
jego dłoń mocniej zaciska się na moim udzie, więc spojrzałam na niego. Jego
oczy były pełnią czekolady, pod którą moje ciało się rozpływało za każdym
razem, gdy na mnie patrzyły. Czułam, że mogłabym zrobić wszystko, żeby tylko te
oczy kiedykolwiek zaczęły patrzeć na mnie z miłością.
- Elyso,
teraz mnie zraniłaś. Jak możesz tak w ogóle myśleć? – prychnął. – Zresztą,
zaraz będziemy u ciebie w domu, to sobie porozmawiamy – uciął, wciąż trzymając
rękę na moim udzie.
W tym
miejscu skóra paliła mnie tak, jak usta, które jakiś czas temu całował ktoś
inny.