piątek, 25 maja 2018

Ostatnie pożegnanie. [32] ONA

Witajcie!
Nie było mnie, ale już jestem. Może nie mam się jeszcze całkiem dobrze, ale powoli wracam do siebie. Długo nie wrzucałam czegoś nowego, więc postanowiłam coś tam z siebie wycisnąć, żeby nikt nie myślał, iż porzuciłam bloga. 
Mogę się z tego wytłumaczyć tylko tym, że trochę się załamałam, nie było ze mną dobrze i nie miałam ochoty na pisanie niczego pozytywnego. (Nie znaczy, że teraz wszystko, co napiszę będzie miało happy end, bo nadal ciężko mi jest się pozbierać, ale staram się.)
Ten rozdział jest trochę smutny, ale w większości traktuję go jako taki zapychacz do tego, żeby ruszyć dalej, gdyż długo się z nim męczyłam. Mam nadzieję, że nie jest taki najgorszy.
Przeliczyłam i przeanalizowałam to opowiadanie już do końca i wyszło mi, że cała historia będzie miała czterdzieści trzy rozdziały (czyli zostało jeszcze jedenaście do końca), jeśli nic więcej nie dodam. Wiem, że wspominałam wcześniej o 50, ale może na coś jeszcze wpadnę po drodze.
Nie podaję konkretnej daty publikacji kolejnego rozdziału, ale zawsze możecie mi zadawać jakieś pytania w wiadomościach prywatnych, ewentualnie tutaj gdzieś na blogu.
Założyłam też ASKa, więc tam możecie do mnie pisać - chętnie odpowiem na każde pytanie, niekoniecznie związane z opowiadaniem. Mój nick, taki jak tutaj, quesse483

Trochę długi ten wstęp, więc już nie przedłużam i zapraszam do czytania.

ONA
Billa nie było w moim życiu już dwa tygodnie i przez ten cały czas starałam się o nim nie myśleć, chociaż nie przychodziło mi to zbyt łatwo. Każdy nowy dzień zaczynałam od spoglądania na wyświetlacz komórki i sprawdzania, czy może przypadkiem nie zadzwonił lub nie napisał. Sama często próbowałam się z nim kontaktować, lecz na próżno, gdyż od razu słyszałam komunikat, że abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma rozładowany telefon. Było mi bardzo przykro, ponieważ miałam wrażenie, że zrobił to tylko przeze mnie – wyłączył telefon, żeby mieć mnie z głowy i nie musieć ze mną rozmawiać.
Z jednej strony byłam na niego zła z tego powodu, ponieważ zachowywał się głupio, gdyż tak naprawdę nie miałam do niego o nic żalu, ale z drugiej, rozumiałam go, ponieważ sama pewnie postąpiłabym podobnie. Bill zrobił głupią rzecz, nie chciał ze mną o tym rozmawiać, bo wstydził się tego, co zrobił i to było w porządku. Szkoda tylko, że unikał ze mną kontaktu, nie chciał stanąć ze mną twarzą w twarz, żeby to wyjaśnić. A to już nie było całkiem w porządku.
Jednocześnie ja również chciałam trochę odpocząć od tego wszystkiego, więc wolałam dostosować się do decyzji przyjaciela i nie kontaktować się z nim tak długo, aż on sam nie wyjdzie z inicjatywą. Nie dzwoniłam również do Toma, gdyż to wiązałoby się z rozmową na temat jego brata. Jedynie z Shermine miałam stały kontakt. Ona mówiła o tym, że Bill co drugi dzień dzwoni do Toma i mówi, że bardzo miło spędza czas z mamą i jej mężem oraz z Gustavem i Georgiem. Słuchałam tego tylko dlatego, żeby wiedzieć, iż mój przyjaciel ma się bardzo dobrze, chociaż z bólem serca musiałam przyznać się sama przed sobą, że najzwyczajniej w świecie Bill nie chciał ze mną gadać, co przepełniało mnie wielkim smutkiem.
Dwa tygodnie, dzień po dniu, spędziłam w pracy, prawie z niej nie wychodząc. Do domu wracałam, aby przespać się jakieś cztery czy pięć godzin i wracałam z powrotem do restauracji, żeby zatonąć w wirze pracy. Całe szczęście – w Providece działo się całkiem sporo i obowiązków miałam dość dużo. Zmieniłam menu z pomocą szefa kuchni, dobrałam nowe wina razem z somelierem, zaprojektowałam nową okładkę oraz stronę internetową, a także napisałam umowę dla Krisa i przygotowałam wszystko, żeby mógł tylko się z nią zapoznać i podpisać.
Poprosiłam go do swojego biura i przedstawiłam mu swoją ofertę: podwyżkę, godziny pracy dostosowane do jego potrzeb, wymagana obecność w restauracji, gdy nie ma mnie, więc moglibyśmy ustalać sobie grafiki na zmianę, nadzorowanie pracą zespołu, odpowiedzialność za zmianę i osoby z  niższymi stanowiskami.
- Mam tutaj gotową umowę, którą możesz przeczytać teraz lub zabrać ją do domu. Czekam na odpowiedź do końca tygodnia i jeśli się nie zgodzisz, będę musiała zaproponować to stanowisko komuś innemu – powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy. – Przyznam szczerze, że bardzo chciałabym, żebyś się zgodził, gdyż bardzo długo ze mną pracujesz i jestem zadowolona z tego, że bardzo odpowiedzialnie podchodzisz do swojej pracy. 
- Jestem zaszczycony, że zaproponowałaś to stanowisko właśnie mnie – odpowiedział, nieco zakłopotany. 
- Nie było trudno – uśmiechnęłam się do niego. – Długo ze mną pracujesz i widzę, jak się starasz. Jeśli się zdecydujesz, od razu po podpisaniu umowy przekażę ci wszystkie najważniejsze informacje, które przydadzą ci się na tym stanowisku.
Kris zapewnił, że poznam odpowiedź w wyznaczonym przeze mnie terminie, a na chwilę obecną jest chętny przystać na tę propozycję. W duchu odetchnęłam z ulgą, gdyż byłam już naprawdę przemęczona pracą, a w restauracji w ogóle nie było lekko, ponieważ codziennie mieliśmy dużo gości i nie było dnia, żeby można było odpocząć. Trochę żałowałam, że nie ustaliłam od razu ze współwłaścicielem Providence, jednego dnia w tygodniu wolnego, gdzie każdy pracownik mógłby się zregenerować i nabrać chęci na nowy dzień w pracy.
Ale teraz – prawdopodobnie – będę miała do pomocy Krisa, więc tym lepiej dla mnie. Miałam tylko ogromną nadzieję, że zgodzi się na moją propozycję.

W ciągu tych dwóch tygodni, gdzie nie było w moim życiu Billa, Tom też się ze mną nie skontaktował ani razu. Po naszym ostatnim spotkaniu miałam wrażenie, że chce odpocząć od tego wszystkiego, gdyż to, co stało się w moim domu, bardzo go przerosło. Było to dla mnie trochę niezrozumiałe, gdyż Tom zupełnie niczym nie zawinił, jednak rozumiałam doskonale, że każdy czasem ma dość i potrzebuje samotności. 
Brakowało mi Tokio Hotel, a przynajmniej dwóch braci Kaulitz, z którymi zżyłam się najbardziej, lecz nie mogłam poradzić na to nic, że woleli spędzać czas w swoim towarzystwie, chociaż jednocześnie było mi naprawdę przykro, że tak bardzo się ode mnie odsunęli. Nazywali mnie przecież swoją przyjaciółką, więc aż takie oddalenie się od mojej osoby było trochę nie fair z ich strony. Rozumiałam, że ten incydent w moim domu zaważył na naszej relacji, ale – jak to mówią ,,bez przesady”, żeby tak od razu się odizolować.
Analizowałam wszystkie szczegóły naszej znajomości, od samego początku, chyba codziennie. A przynajmniej tak często, jak pozwalała mi na to praca. Nie dość, że w Providence byłam zawalona masą roboty, to wracałam do domu i myślałam nad tym, jak mogłabym odnowić kontakt z bliźniakami Kaulitz, gdyż – najzwyczajniej w świecie – nie mogłam żyć bez Billa. 
Tym razem też tak było – któregoś piątkowego popołudnia, kiedy wracałam do domu i zastanawiałam się, jak długo Bill spędzi w Niemczech, kiedy wróci, czy mu się tam podoba, czy za mną tęskni… Zadawałam sobie w duchu tyle pytań, że na żadne nie zdążyłam udzielić odpowiedzi, ponieważ inne wskakiwało na miejsce poprzedniego. Było mi naprawdę ciężko bez Billa, chociaż w ostatnim czasie nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Jednak sama jego obecność w moim życiu i to, że w każdej chwili mogłam do niego zadzwonić lub napisać wiadomość, w jakiś sposób mnie uszczęśliwiała, dawała nadzieję na lepsze jutro. 
Teraz go nie było – od dwóch tygodni. A może nawet dłuższego czasu? Już nawet przestałam odliczać te dni, kiedy moje serce usychało z tęsknoty. 
Jeszcze żeby Tom chociaż ze mną rozmawiał od czasu do czasu. Może wtedy jakoś mniej bym tęskniła, gdyż mogłabym się czegoś dowiedzieć o młodszym z braci, jednak i Tom zupełnie się ze mną nie kontaktował, co sprawiało, że było mi jeszcze bardziej przykro. Może nie przyjaźniłam się ze starszym z bliźniaków tak, jak z Billem, ponieważ ten pierwszy zazwyczaj trzymał mnie na dystans, nie dzielił się ze mną wszystkimi szczegółami ze swojego życia, ale był, kiedy go potrzebowałam i – podobnie jak Bill – traktował mnie jak przyjaciółkę. 
Jedyny kontakt, jaki został mi z bliźniakami Kaulitz to Shermine. Z nią regularnie rozmawiałam, podpytując często o to, jak ma się Tom, czy Bill się odzywał, co słychać u nich, ale nie byłam wścibska, gdyż rozumiałam, że może nie chcą jednak, abym wiedziała o ich życiu zbyt dużo. Nie powiem, bo było mi przykro, zwłaszcza, że tyle lat się znaliśmy i do tej pory byłam zaangażowana mocno w przyjaźń z całym zespołem, jednak rozumiałam. Wszystko starałam się doskonale rozumieć, ale czy wychodziło – nie wiem. Miałam nadzieję, że jednak Shermine nie zauważyła, że tak często pytam o Billa, bo najzwyczajniej w świecie jestem w nim szaleńczo zakochana. 

Po koniec kolejnego tygodnia bez Billa, Kris dał mi odpowiedź dotyczącą jego awansu. Przyjął stanowisko, co mnie ogromnie ucieszyło, a ja – jak obiecałam na początku – miałam za zadanie pokazać mu, co i jak należy robić, żeby utrzymać całą tę machinę przy życiu.
- Trochę się stresuję – przyznał Kris, kiedy podpisywał umowę – Boję się, jak zareagują inni, kiedy przyjdę tu jako zastępca menadżera.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, próbując podnieść go na duchu.
- Na pewno zrozumieją, że jesteś naprawdę dobrym pracownikiem i chętnie będą wykonywać wszystkie twoje polecenia z radością i uśmiechem na ustach – powiedziałam poważnie, gdyż serio tak myślałam. 
- Wykonywać polecenia? – powtórzył za mną, a długopis, który trzymał, zawisł momentalnie w powietrzu. – Będą musieli robić wszystko, co im każę?
- Tak – przytaknęłam i dla potwierdzenia swoich słów, pokiwałam głową. – Będziesz moim zastępcą. Kiedy nie będzie mnie w pracy, ty przejmujesz dowodzenie i jesteś szefem. To normalne, że inni muszą wykonywać wszystkie twoje polecenia, kiedy mnie nie ma. Chyba przeczytałeś dokładnie umowę, prawda? – Spojrzałam na niego uważnie, próbując dostrzec wątpliwości wymalowane na jego twarzy, jednak nic takiego nie zauważyłam. Pewnie dopiero teraz powoli do niego docierało, jak ważne stanowisko będzie pełnił od tej pory. 
- Jasne, że przeczytałem – powiedział od razu. – Tylko… ech… nie wiem, czy poradzę sobie z tym wszystkim. – Westchnął ciężko i kontynuował podpisywanie dokumentów.
- Skoro masz wątpliwości, dlaczego zdecydowałeś się przyjąć moją ofertę? – zapytałam, patrząc na niego uważnie.
Długo milczał, ale odezwał się wreszcie, a jego przemowa zrobiła na mnie duże wrażenie.
- Pracuję już tutaj kilka lat, myślę, że jestem dobrym pracownikiem i mówiąc szczerze, naprawdę uważam, że zasłużyłem sobie na ten awans. Nie chcę być przemądrzały, ale tak właśnie myślę. I gdybyś zaproponowała to komuś innemu, nie wiem, czy dłużej bym tutaj został, bo poczułbym się niedoceniony i zlekceważony. Jednak nawet nie chodzi o to, czy zasłużyłem sobie na coś, czy nie. Lubię tę pracę, lubię tych ludzi, klimat, jaki tutaj stworzyłaś i jesteś dla mnie wzorem do naśladowania. Przynajmniej w życiu zawodowym. Nie dajesz sobą dyrygować, masz plan na siebie i dążysz do celu, bez względu na wszystko. Ale prywatnie jesteś wrakiem człowieka, co już powoli zagląda w twoje życie zawodowe i chcę ci pomóc. Nie mówię, że chcę stać się twoim przyjacielem, który będzie wysłuchiwał historii twojego życia, ale chcę zdjąć z ciebie trochę odpowiedzialności związanej z Providence. Poza tym – dodał z uśmiechem – bardzo lubię ciebie, ludzi, którzy tutaj pracują i nie chcę zostać bez pracy.
Zaśmiał się na koniec, złożył podpis na ostatniej kartce papieru i siedział tak, patrząc na mnie, a ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. To, co powiedział było takie prawdziwe, że aż zabolało, kiedy do mnie dotarło. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, więc przez parę minut siedziałam w milczeniu, niezdolna do wykonania żadnego ruchu. Zamurowało mnie, a w głowie kłębiły mi się myśli. Chciałam to wszystko przeanalizować, przemyśleć, prześledzić każde słowo, które teraz usłyszałam od Krisa, od chłopaka, który był mi obcy, o którym wiedziałam tylko tyle, że jest bardzo dobrym kandydatem na stanowisko mojego zastępcy, a który zauważył, że coś jest nie tak i mam problemy osobiste.
Nie chciałam nigdy, aby moje prywatne życie nachodziło na to, co dzieje się w pracy, lecz widocznie było ze mną już do tego stopnia źle, że inaczej się nie dało.
- Dziękuję za tak miłe słowa – odezwałam się wreszcie, kiedy odzyskałam głos. – Ale skąd wiesz, że mam jakiś problem? 
- Elyso – powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. – Siedzisz tu od rana do nocy, jeździsz do domu, żeby się tylko przespać i następnego dnia wracasz tu z powrotem. Dobrze sobie radzimy, nie potrzebujemy aż takiego nadzoru nad nami i dobrze o tym wiesz. Ale ciągle siedzisz w swoim biurze, niby analizujesz wszystkie dokumenty, ale już dawno się ze wszystkim wyrobiłaś. Masz podkrążone oczy, a smutek bije od ciebie na kilometr. – Czułam jego przeszywający wzrok, ale go wytrzymałam. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. Kris był moim współpracownikiem i nawet jeśli poprosiłam go o szczerość, nie znaczy, że od razu opowiem mu całą historię swojego życia.
- Jestem trochę podłamana i naprawdę nie mam co robić w domu, więc wolę siedzieć tutaj i przeglądać dokumenty, które wymagają przeanalizowania – wyjaśniłam spokojnie, biorąc od niego umowę i chowając ją do odpowiedniej teczki. – Kopia jest dla ciebie. – Podałam mu kilka kartek. 
- W porządku, nie będę na ciebie naciskał – odrzekł.
- Mogę cię zapewnić, że ze mną jest wszystko w porządku, a praca jest dla mnie oddzielona grubą kreską od życia prywatnego – uśmiechnęłam się wypowiadając te słowa i próbując przekonać samą siebie.
Może Kris miał trochę racji, bo rzeczywiście bardzo dużo czasu spędzałam w restauracji, jednak też przesadzał, ponieważ nie było jeszcze ze mną tak źle. Patrzyłam na siebie codziennie w lustrze i nie wyglądałam na zmęczoną, nie miałam worów pod oczami, gdyż chciałam i musiałam prezentować się w Providence nienagannie. A na jakieś niedociągnięcia przecież nie mogłam sobie pozwolić.
Rozmowa z Krisem zeszła na temat jego nowego stanowiska, więc trochę odetchnęłam z ulgą, że nie muszę w dalszym ciągu zapewniać go o tym, że czuję się dobrze i nie będzie moje życie prywatne zaglądać do pracy. Przedstawiłam mu dokładnie zakres jego obowiązków, czyli obecność w restauracji wtedy, gdy mnie nie ma – to na pewno. Musiał również zapoznać się z zasadami bezpieczeństwa i higieny pracy, co było nieodłącznym elementem każdego szkolenia, a na jedno z nich został przeze mnie umówiony za dwa dni. Zaproponowałam mu, że może spróbować zacząć układać grafiki, z czego nie był za bardzo zadowolony, gdyż wolał się nie mieszać w rozliczanie pracowników z godzin pracy oraz urlopów, jednak zapewnił, że chętnie zobaczy, na czym to wszystko polega. Nie musiałam oprowadzać go po restauracji, co stanowiło wielki plus, ponieważ pracował ze mną już bardzo długo, wiedział co i jak, toteż będzie mógł skupić się na czymś ważniejszym – na byciu moim zastępcą, którego każdy musiał słuchać.
- Wciąż nie jestem przekonany, czy reszta zespołu mnie zaakceptuje jako swojego przełożonego – powiedział niepewnie, wycierając o spodnie spocone ręce. Bardzo się stresował, było to po nim widać, jednak miałam nadzieję, że wkrótce nabierze większej pewności siebie i pójdzie mu dobrze na nowym stanowisku.
- Jestem pewna, że tak – odrzekłam tylko z uśmiechem i zaproponowałam, że przekażemy nową wiadomość innym pracownikom.

Kiedy wróciłam do domu, postanowiłam zadzwonić do Shermine. I to nie tylko dlatego, że bardzo pragnęłam dowiedzieć się, czy Bill się odzywał, ale również ze względu na to, że potrzebowałam rozmowy z nią. Mimo, iż nie zdradziłam jej jeszcze, jak bardzo jestem zauroczona w Billu, nie traktowałam jej jak przyjaciółki, z którą można by było porozmawiać o wszystkim, to nadal była dla mnie osobą, bez której już nie wyobrażałam sobie życia, a która zrobiłaby dla mnie bardzo dużo. I na odwrót. Przyjaciółka odebrała niemalże od razu, jakby czekała na mój telefon.
- Miałam właśnie do ciebie dzwonić! – Shermine zaśmiała się dźwięcznie, aż było miło usłyszeć jej głos. – Dobrze, że nie zdążyłam, bo byłabym zła, że wolisz gadać z kimś innym niż ze mną.
- Jaka jesteś mądra, kochana – powiedziałam z udawaną ironią. – Co u ciebie słychać?
- Szczerze mówiąc, nic ciekawego – przyznała, a ja miałam pewność, że właśnie opadła ciężko na kanapę w salonie domu Toma i Billa. Mieszkała z nimi od niedawna, co pozwoliło mi się utwierdzić w przekonaniu, że informacje dotyczące Billa miałam z pierwszej ręki oraz, że ona i Tom to coś poważniejszego niż zwykłe zauroczenie. Cieszyłam się ich szczęściem, bo oboje zasługiwali na wszystko, co najlepsze. – Tom ciągle siedzi w studio i ma mało czasu dla mnie, ale nie mogę narzekać, bo przynajmniej raz w tygodniu cały dzień spędzamy wspólnie. Ja w sumie też nie mam za bardzo czasu, bo szukam sobie jakiegoś zajęcia. 
- Nadal nic konkretnego nie wpadło ci w oko? 
- Właśnie nie. Ale przestańmy mówić o mnie! Co u ciebie? Victor się odzywał? – zapytała podekscytowana, a ja zupełnie straciłam humor. 
Odkąd rozstaliśmy się z Victorem na lotnisku, nie dostałam od niego praktycznie żadnego znaku życia. Wysłał mi tylko wiadomość na Facebooku, że jest już na miejscu, a ja wówczas nie miałam głowy na rozmowy z nim, a później głupio było mi odzywać się do niego tak zwyczajnie, jakby to było naturalne. Nie mogłam zdobyć się na to po tamtym pocałunku na lotnisku. 
- Nie, nie odzywał – powiedziałam. – Może ma dużo pracy – tłumaczyłam zarówno sobie, jak i Shermine, gdyż sama chciałam w to uwierzyć.
W pewnym momencie, po tym jak Bill zostawił mi list, w którym napisał, że na jakiś czas wyjeżdża do Niemiec, żałowałam trochę, że ja nie posłuchałam Victora i nie przeprowadziłam się z nim do Francji. Może wtedy łatwiej byłoby mi znosić rozłąkę z przyjacielem, u boku kogoś, kto mnie kocha? Może Victorowi udałoby się zastąpić Billa i szczerze bym go pokochała po jakimś czasie?
- Pewnie tak. Szkoda, że się z nim nie wybrałaś – skomentowała Shermine. – Nie smuciłabyś się teraz przez to.
- Wcale się nie smucę – zaprzeczyłam, na co przyjaciółka się zaśmiała. – Dlaczego się śmiejesz?
- Po waszym pocałunku na lotnisku nie uwierzę, że nic do niego nie czułaś! 
- Przecież wiesz, że nie. – Westchnęłam ciężko, gdyż wiedziałam, że i tak nie uda mi się przekonać Shermine do tego, że mnie i Victora nie łączyło nic, prócz tego pocałunku.
- Bill mówił, że całkiem nieźle cię wycałował – zaśmiała się. Bill. Teraz miałam szansę wyciągnąć od przyjaciółki jakieś informacje na jego temat. Musiałam być jednak delikatna, żeby nie zaczęła nic podejrzewać. 
- Bill na pewno przesadzał.
- No nie wiem, nie wiem. Teraz go nie ma, więc nie mogę zapytać…
- Wiadomo, kiedy wraca? – uczepiłam się tematu, sądząc, że znalazłam dobrą okazję. 
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – przyznała. – Z Tomem dzwonią do siebie regularnie, ale chyba na razie nic nie wiadomo. Dobrze mu w tych Niemczech. Wiesz, że Caroline pojechała tam do niego kilka dni temu?
Zamurowało mnie i prawie wypuściłam z rąk telefon. Tego zupełnie się nie spodziewałam, kiedy wybierałam numer przyjaciółki. Nie wiedziałam, że to właśnie usłyszę, kiedy moje życie już i tak traciło sens. 
- Och… serio? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć, gdyż byłam w prawdziwym szoku. Nie spodziewałam się po Billu, że mógłby zabrać do swojej matki dziewczynę, którą niedawno poznał.
- Tak. Podobno już oficjalnie są razem i Simone ją bardzo polubiła. Myślałam, że o tym słyszałaś. Bill do ciebie nie dzwoni? – zdziwiła się i chyba dopiero teraz dotarło do niej, że coś musi być nie w porządku, skoro wypytuję o młodszego brata Toma i nie znam szczegółów z jego życia. 
- Nie – przyznałam. – Po ostatniej kłótni nie rozmawiamy ze sobą.
- No co ty! – Shermine była bardzo zdziwiona. Myślałam, że Tom jej opowiadał o naszej kłótni, ale szczerze się ucieszyłam, że nie. – Po tej akcji, kiedy Tom pojechał do ciebie w nocy, bo Bill się nawalił?
- Tak – przytaknęłam. – Od tamtej pory z nim nie gadałam.
- Nie wiedziałam! W takim razie musi być mu wstyd, skoro nawet do ciebie nie zadzwoni ani nie napisze. A ty próbowałaś się z nim kontaktować?
- Tak – powtórzyłam. – Kilka razy dzwoniłam, ale nie odbierał albo miał wyłączony telefon. – Uznałam, że powiem przyjaciółce prawdę, żeby więcej jej nie okłamywać. 
- Palant z niego – oburzyła się Shermine.
- A ty i Tom nie chcecie odwiedzić Simone? – zapytałam, chcąc trochę zmienić temat. Sama musiałam trochę odpocząć od Billa, Caroline i całej tej historii, więc wolałam pogadać trochę o tym, co u Shermine i Toma. – Chyba mama bliźniaków cię polubiła, co?
Swoją drogą, Simone chyba wszystkich lubiła. Nawet mnie. A poznałam ją już jakiś czas temu, kiedy Bill i Tom zabrali mnie do Niemiec na dwutygodniowe wakacje, chcąc przedstawić mnie swojej mamie jako przyjaciółkę. To było bardzo miłe z ich strony, zwłaszcza, że Simone okazała się być naprawdę świetną kobietą, która była w stanie rozmawiać ze mną na wszystkie tematy, chociaż znała mnie dopiero dwie godziny. 
- Chcielibyśmy, ale Tom ma teraz strasznie dużo pracy. Wpadł na jakąś nową melodię, z której chce wszystko wycisnąć i siedzi teraz całymi dniami nad tym, żeby wykorzystać całe swoje natchnienie jak najlepiej, więc nie bardzo mamy możliwość. Tylko trochę się wścieka na Billa, że ten mu w niczym nie pomaga, tylko wyjechał sobie z dziewczyną do ich mamy, zamiast być tu, na miejscu i doradzać mu, kiedy tego potrzebuje. 
- Nie dziwię mu się – przyznałam. – Skoro chcą wydać płytę, wszyscy powinni nad tym siedzieć, a nie tylko jedna osoba. 
- Masz rację – przytaknęła dziewczyna. – Ale to nie nasza sprawa – zaśmiała się. – Swoją drogą – znowu zmieniła temat – myślisz, że ta cała Caroline jest w porządku? – zapytała. – Wiesz, na początku, kiedy ją poznałam, wydawała się miła i dało się z nią pogadać. Teraz Bill tak za nią szaleje, że chyba coś więcej z tego będzie…
- Szczerze mówiąc – zaczęłam niepewnie – nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie poznałam jej, więc trudno mi jest stwierdzić czy nadaje się dla Billa…
- Tom mówi, że ich mama jest nią oczarowana – dodała.
- Serio? – udałam zdziwienie. Męczyła mnie ta rozmowa coraz bardziej i chętnie rzuciłabym telefonem o podłogę, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam być twarda. Nie mogłam zachować się jak dziecko.
- Uhm – mruknęła i usłyszałam, że coś przeżuwa. – Byłoby super, gdyby wreszcie Bill był szczęśliwy, co? Tak długo nie mógł znaleźć miłości swojego życia!
Miałam tak bardzo dość tej rozmowy, tak źle mi było na duszy, że nie czułam, kiedy łzy zaczęły spływać mi po policzkach.  

niedziela, 13 maja 2018

Ostatnie pożegnanie. [31] ON

Chyba muszę skończyć z tym wyznaczaniem dat publikacji nowych rozdziałów, bo zamiast sobie tym ułatwiać - jeszcze bardziej utrudniam. Odcinek miałam dodać wczoraj, ale mi nie wyszło, gdyż byłam tak zmęczona, że nie dałam rady patrzeć na laptop. 
W tym rozdziale coś się dzieje, ale nie wiem, co będzie dalej. Postanowiłam, że zamknę to opowiadanie w pięćdziesięciu rozdziałach, lecz brakuje mi już weny i chyba będę musiała zrobić sobie małą przerwę. 
Nie wiem, kiedy dodam nowy rozdział, na razie nie chcę też podejmować decyzji o zawieszaniu bloga, gdyż będę się starać, żeby cokolwiek napisać. 
Nie miejcie mi tego za złe. Ta historia jest bardzo osobista i nie chciałabym, żeby zrobiło się z tego byle co.  

ON
Z doktor Megan Davies pracowało mi się bardzo dobrze. Nie czułem sztywnej atmosfery, jak już przy pierwszym spotkaniu z doktorem Kleinem, a miły, ciepły klimat rozmów z trochę starszą ode mnie znajomą. Pasowało mi to, ponieważ czułem, że mogłem powiedzieć jej o wszystkim, a ona mnie nie oceniała, tylko wyciągała wnioski z mojego postępowania, które potem wspólnie analizowaliśmy i zastanawialiśmy się, jak można by to było zmienić, żeby było lepiej.
Przedstawiłem jej swoją listę wspomnień, które udało mi się wygrzebać z pamięci z pomocą mojego brata i przyjaciółki, a ona zaproponowała, abyśmy wspólnie przez to przeszli; żebyśmy przeżyli to wszystko jeszcze raz, ale razem. To również mi pasowało, gdyż dzięki takim ćwiczeniom czasami przypominałem sobie więcej szczegółów, niekiedy też zupełnie odmienne wspomnienia wkradały się w moje myśli, a ja zapisywałem je starannie, żeby niczego nie zgubić ani nie pomylić.
Nie dość, że Megan była naprawdę bardzo dobrym psychiatrą, to wydawało mi się, że prywatnie również mogła być miłą osobą, z którą chętnie umówiłbym się na kawę albo na lunch, żeby tylko porozmawiać z nią o tym, co u niej słychać, jak u męża i dzieci, co robi w wolnym czasie.
Polubiłem ją i gdyby nie to, że stała się moim lekarzem, mógłbym zaproponować jej spotkania już na gruncie prywatnym. Ona jednak od razu powiedziała mi, że nigdy nie spotyka się ze swoimi pacjentami, grubą kreską oddziela sprawy prywatne od zawodowych, a jej życie osobiste nigdy nie będzie wpływać na pracę lub na odwrót. Opowiedziała mi historię pewnego jej pacjenta, który – podobnie jak ja – stracił pamięć i bardzo zależało mu na jej odzyskaniu. Miał rodzinę i przyjaciół, którzy pomagali mu z całych sił, żeby tylko przezwyciężył amnezję i dawało to duże efekty, jednak on wolał rozmawiać z nią, nie z nimi. Po jakimś czasie pozwoliła mu nawet dzwonić do siebie o każdej porze dnia i nocy, jeśli tylko coś sobie przypomni, a on skorzystał z tego przywileju i nie dawał jej spokoju. Męczyło ją to, próbowała odwołać swoją decyzję, jednak pacjent nie dał sobie przemówić do rozsądku i nadal ją zadręczał telefonami. Kiedy miarka się przebrała i mężczyzna przyszedł w środku nocy do jej domu, aby ,,powiedzieć jej, że przypomniał sobie, jak kiedyś w dzień swoich urodzin poparzył się świeczką z tortu” miarka się przebrała i jej mąż Martin zadzwonił na policję. Wystąpili o zakaz zbliżania się do niej, do ich dzieci oraz do domu. Udało jej się go pozbyć, lecz ma nauczkę na przyszłość, żeby nie powtarzać więcej podobnych sytuacji.
Mógłbym powiedzieć, że zaprzyjaźniłem się z Megan, ponieważ ona wie o mnie praktycznie wszystko, a raczej tyle, ile byłem w stanie opowiedzieć jej podczas naszych dziesięciu już wizyt, jednak to nie była prawdziwa przyjaźń, bo tylko ja mówiłem, a ona słuchała. Nie była to taka relacja jak z Elysą, kiedy wiem, że ona zawsze będzie przy mnie. To nie to, co z Tomem, który jest moim bratem i zawsze wyciągnie mnie z opresji. Ona była dla mnie cichym powiernikiem, który pomagał mi powrócić do zdrowia.
- Witaj, Bill – powiedziała z uśmiechem Megan, kiedy zapukałem do drzwi jej gabinetu. Było to nasze jedenaste spotkanie. – Miło cię widzieć, świetnie wyglądasz. – Zawsze to mówiła, kiedy do niej przychodziłem, a te słowa sprawiały, że odpowiadałem jej uśmiechem.
- Cześć. Ty wyglądasz kwitnąco. – Zawsze witaliśmy się uprzejmie, ale z dystansem. Przeszliśmy na ,,ty”, ale to byłoby na tyle.
- Wejdź. Usiądź, a ja zrobię nam herbatę – poprosiła, a ja zrobiłem to, co zaproponowała. – Przyjeżdżasz już sam, czy ktoś cię podwozi do mojego gabinetu? – zapytała, nalewając wody do czajnika.
- Trochę jeszcze się boję sam jeździć samochodem – przyznałem szczerze. – Może i potrafiłbym sam tu przyjechać, jednak ciągle mam obawy przed tym, czy wybiorę dobrą drogę i czy przez to nie zabłądzę. Wysiadam dwie lub trzy ulice wcześniej i idę pieszo, żeby być chociaż trochę samodzielnym – uśmiechnąłem się. – Ale i tak widzę, że Tom ciągle jedzie za mną, więc mam tę pewność, że nie jestem sam i w razie czego on zawsze mi pomoże.
- To wspaniale – przyznała. – Bardzo się cieszę, że radzisz sobie tak dobrze.
Zrobiła nam herbatę i postawiła przede mną kubek z gorącym napojem, do którego wsypałem jedną łyżeczkę cukru. Megan otworzyła swój notes i położyła go sobie na kolanach, pociągając łyk z kubka. Dzisiaj miała na sobie szarą ołówkową spódnicę i białą koszulę z krótkimi rękawami. Włosy spięła w luźnego koka i założyła na nos okulary. Miała długie nogi zakończone szarymi szpilkami, które na pewno przyciągały wzrok niejednego mężczyzny. Ja też na nie patrzyłem, ale próbowałem je za wszelką cenę ignorować. Megan była piękną kobietą, lecz nie mogłem pozwolić sobie, żeby patrzeć na nią inaczej jak na mojego lekarza.
- Mamy już za sobą etap pierwszego spotkania z Elysą i początków waszej znajomości – zaczęła. – Zauważyłam, że w tamtym okresie bardzo dużo czasu spędzaliście ze sobą i stała się dla ciebie bardzo ważna.
Zamilkła w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Pamiętałem pierwsze wyjścia z Elysą w różne miejsca. Chodziliśmy na kolacje do restauracji, które ona nam polecała i uważała, że są godne odwiedzenia. Chodziliśmy do kina na filmy, które jej się podobały, a – jak się później okazywało – mnie też. Spacerowaliśmy z Pumbą po parku, który był niedaleko naszego domu; w ogóle dużo rzeczy razem robiliśmy. I chociaż dużo pracowała, zawsze znalazła czas, żebyśmy wyszli gdzieś razem raz lub dwa razy w tygodniu.
- Nie wiem, jakim cudem stało się, że tak bardzo się zaprzyjaźniliśmy – odpowiedziałem po chwili rozmyślań. – Może mi się spodobała i myślałem, że uda nam się stworzyć związek, skoro tak dobrze się dogadujemy.
- W takim razie, dlaczego nie jesteście razem? – zapytała.
Opowiedziałem jej o naszej rozmowie, którą również przypomniałem sobie podczas analizowania przeszłości wspólnie z Davies. Poszliśmy na kolację do jednej z włoskich restauracji i zamówiliśmy makaron. Elysa była trochę przygnębiona i nie patrzyła mi w oczy, co zauważyłem od razu. Zapytałem wówczas, o co chodzi, a ona wypowiedziała słowa, które wtedy bardzo mnie zaskoczyły: ,,przeczytałam bardzo dziwny artykuł o Tomie i jakiejś kobiecie”. Nie wiedziałem wtedy, co ma to wspólnego z tym, że zachowuje się w tak dziwny sposób, lecz postanowiłem wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. ,,Może nie był jakiś wstrząsający, jednak dotarło wreszcie do mnie, że jesteście celebrytami, za którymi krok w krok chodzą dziennikarze i nie macie ani chwili spokoju. Ty też jesteś przez nich śledzony, zawsze ktoś może nam zrobić zdjęcie, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a ja chyba nie jestem gotowa na czytanie o sobie jako twojej nowej zdobyczy”. Nie bardzo rozumiałem, o co jej chodzi, ale nie odzywałem się. Wolałem pozwolić jej mówić. ,,Dlatego uważam, że powinniśmy spotykać się rzadziej.” Te słowa naprawdę mnie zaskoczyły, jeśli to było jeszcze możliwe. ,,Ja nie jestem gwiazdą, więc każdy skandal, jaki mógłby wybuchnąć ze mną w roli głównej, w ogóle nie jest na rękę ani mnie, ani mojej restauracji”. Dotarły do mnie jej słowa jakby w zwolnionym tempie, więc musiałem sobie wszystko jeszcze raz przeanalizować – Elysa – moja najlepsza przyjaciółka – uważała, że przez to, iż jestem rozpoznawalny i bardzo często chodzą za mną dziennikarze, żeby tylko wymyślić kolejną plotkę na mój temat, mogliby niepotrzebnie wciągnąć ją do całej machiny show biznesu i zrobić negatywną reklamę jej restauracji. Nie powiem, zabolały mnie jej słowa, ale nic nie powiedziałem. ,,Chciałabym, żebyśmy spotykali się rzadziej, żeby nie ściągnąć niepotrzebnego rozgłosu”. Wtedy jeszcze byłem spokojny i przytaknąłem na jej propozycję, uważając, że to dobry pomysł, bo może miała trochę racji. Z czasem jednak docierało do mnie, że to największa głupota, jaką kiedykolwiek ktokolwiek do mnie powiedział.
- Dlaczego nie jesteśmy razem – powtórzyłem pytanie Davies, po dłuższej chwili milczenia. – Sam nie wiem – przyznałem.
- Pojawiła się w twoim życiu Caroline, o której mi opowiedziałeś. Pożegnałeś się z nią w bardzo skomplikowanych okolicznościach. Ale czy naprawdę ją kochałeś? – zapytała, przyglądając mi się.
- Wydaje mi się, że tak – powiedziałem, chociaż niepewnie. – Poznałem ją w jakimś klubie, podeszła do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Postawiłem jej drinka i myślałem, że razem spędzimy tamtą noc, jednak ona zostawiła mi tylko swój numer telefonu i odeszła. A potem odezwała się po kilku miesiącach, przypominając o sobie – przypomniałem i sobie, i Davies tę historię, żeby móc głębiej zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie, które mi zadała. – Kochałem ją. Nasza znajomość rozwijała się przez kilka lat, związek trwał ponad pół roku i podczas tych miesięcy chyba naprawdę się w niej zakochałem.
Megan milczała, zapisując coś w swoim notesie, a ja byłem bardzo ciekawy, co o mnie w nim napisała.
- Myślę, że Caroline miała na ciebie bardzo duży wpływ i rzeczywiście mogłeś ją kochać, skoro po tym, jak wyznała ci całą prawdę o sobie, straciłeś pamięć – powiedziała wreszcie. – Nadal cierpisz, być może jeszcze jesteś w niej zakochany, ponieważ stanowiła dla ciebie bardzo ważny element życia, jednak kiedy poprosiła cię o zerwanie kontaktu z Elysą, zrobiłeś to bez wahania. Bardzo mnie to zastanawia. I myślę, że poniekąd Elysę również darzysz większym uczuciem niż tylko przyjaźnią.

Wróciłem do domu sam. Nie zadzwoniłem po Toma, że spotkanie z Megan Davies się skończyło, gdyż wolałem na własną rękę wrócić do naszego domu, żeby w międzyczasie móc przeanalizować całą sesję z psychiatrą. Nie wiedziałem, czy miała rację, mówiąc o tym, że Elysa nie jest dla mnie tylko przyjaciółką. Był to dla mnie niemały szok, kiedy Megan poinformowała mnie o swoich spostrzeżeniach. Nie wiedziałem, czy były trafne, czy nie, ale wywołały u mnie niemały szok, z którego wciąż nie mogłem się pozbierać.
Chciałem do kogoś zadzwonić i porozmawiać, ale zupełnie nie wiedziałem, do kogo mógłbym z tym pójść. Na pewno nie do Elysy, której uczucia niegdyś odrzuciłem. Do Toma raczej też nie, bo w głębi serca czułem, że on powie mi to samo, co Megan. Zatem do kogo mógłbym zadzwonić?
Zanim się obejrzałem, wyszukałem w komórce numer do Simone, mojej mamy.
- Cześć, Bill, kochanie! – odezwała się już po drugim sygnale. – Co u ciebie? Jak się czujesz?
- Cześć, mamo – powiedziałem, uśmiechając się. Mama chyba zawsze była radosna, tak mówił Tom. Nigdy nie widzieliśmy jej smutnej czy zapłakanej. Zawsze dla swoich synów była wsparciem i nigdy nas nie zawiodła. – Czuję się dobrze. Jestem po wizycie z psychiatrą i jest coraz lepiej.
- Ale masz smutny głos – zauważyła, za co przekląłem się w myślach. Tak bardzo chciałem ukryć przed nią moje przygnębienie. – Co się stało? Pani doktor powiedziała ci coś, co cię zasmuciło?
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, mamo – jęknąłem i opadłem na ławkę w parku, przez który przechodziłem. – Pamiętam już bardzo dużo, ta kobieta mi pomaga, ale dodatkowo jeszcze analizujemy te wszystkie wspomnienia i chyba to dla mnie za dużo. Nie wiem, czy powinienem dalej chodzić na te spotkania.
- Ależ Bill! – zawołała mama i chyba usiadła na krześle, gdyż słyszałem, że coś przesunęła po podłodze. – Jeśli Davies ci pomaga to oczywiście, że musisz dalej się z nią spotykać! Co takiego ci powiedziała, że nagle masz wątpliwości?
- Powiedziała, że uważa, iż Elysa nie jest dla mnie tylko przyjaciółką, a kimś więcej – powiedziałem na wydechu. – I to nie siostrą, czy najlepszą przyjaciółką, ale… że ją kocham. I to od samego początku.
Mama milczała przez dłuższą chwilę, a ja nie wiedziałem, jak to zinterpretować.
- Synku… - powiedziała wreszcie. – Nie chcę cię jeszcze bardziej martwić, ale… - zawahała się. – Ale ja też tak uważam.
Zesztywniałem z telefonem przy uchu, kompletnie nie wiedząc, co mam o tym wszystkim myśleć. Czy każda osoba wokół mnie będzie mi mówić, że jestem zakochany w najlepszej przyjaciółce, którą kiedyś sam odrzuciłem i zakochałem się w kimś innym?!
- Przy niej zachowywałeś się zupełnie inaczej niż przy Caroline – ciągnęła mama. – Może i do tej drugiej dziewczyny też czułeś coś, co nazywałeś miłością, ale przy Elysie byłeś innym człowiekiem. Jakbyś dostawał skrzydeł, kiedy ona znajdowała się w tym samym pomieszczeniu.
- Gadasz bzdury, mamo – przerwałem jej. Nie mogłem już tego słuchać. – Zmówiłaś się razem z tą lekarką i obie będziecie mi mówić, kogo tak naprawdę kocham? Jeszcze pewnie Toma w to wszystko wciągnęłyście!
- Bill, kochanie, uspokój się – mówiła mama uspokajającym tonem. – Nikt się z nikim nie zmówił. Och, przestańmy o tym rozmawiać – zaproponowała, starając się mnie uspokoić. – Shermine już wróciła? Chyba powinna być już w domu.
- Nie wiem – powiedziałem trochę zbyt ostrym tonem. – Nie ma mnie jeszcze w domu.
- To gdzie jesteś? Mówiłeś, że skończyłeś rozmowę z psychiatrą. Nie powiesz mi chyba, że na własną rękę wracasz do domu! – Simone już zaczęła delikatnie panikować, czego zupełnie nie rozumiałem. Byłem dorosły i mogłem wracać do domu sam.
- Tak, mamo. Wracam sam. To nie jest daleko i znam już większość drogi, więc nie panikuj – uspokajałem ją. W myślach strzeliłem sobie w głowę przez własną głupotę. Mama zawsze robiła z igły widły i teraz na pewno będzie się zamartwiać, że jej ,,chory” syn wraca sam do domu.
- Zadzwoń do brata, żeby cię odebrał. Nie możesz jeszcze chodzić sam po mieście. Nie dość, że możesz się zgubić, to w dodatku jakiś dziennikarz cię zaczepi i będzie chciał, żebyś udzielił wywiadu. Billy, posłuchaj mnie. Zadzwoń do Toma, żeby po ciebie przyjechał – mówiła i mówiła, a mnie zaczynała boleć głowa. Mama zawsze tak wszystko przeżywała i chociaż może w tym momencie miała trochę racji, wiedziałem, że przesadza.
- Dobrze, mamo. Zaraz poproszę go, żeby przyjechał – obiecałem. Wymieniliśmy miłe słowa pożegnanie i przerwałem połączenie, stając na środku parku.
Nie rozpoznawałem otoczenia, nie wiedziałem, gdzie jestem i czułem, że za chwilę dostanę ataku paniki. Rozglądałem się nerwowo dookoła, próbując rozpoznać miejsce, w którym się znajdowałem. Wokół mnie było parę drzew, kilka ławek i zero żywej duszy. Powoli ogarniała mnie panika, że nie wrócę do domu, znowu stracę pamięć lub nikt mnie tutaj nie znajdzie, bo przecież miałem być u psychiatry i po skończonej wizycie miałem zadzwonić do brata, aby mnie odebrał. Nie zrobiłem tego i miałem za swoje. Usiadłem na ławce, próbując normalnie oddychać, lecz nie szło mi zbyt dobrze. Łapałem powietrze jak ryba, którą morze wyrzuciło na brzeg i bałem się, że za chwilę zemdleję, a kiedy się obudzę będzie zbyt ciemno, żebym mógł wrócić do domu. Przed oczami miałem same czarne scenariusze, które jeszcze bardziej mnie przytłaczały. Nie wiem jakim cudem udało mi się wyszukać numer Toma w komórce i przyłożyć telefon do ucha, ale kiedy usłyszałem sygnał połączenia, nieco się uspokoiłem. Powtarzałem sobie w myślach, że za chwilę porozmawiam z bratem, który obieca, że mnie odnajdzie i zabierze do domu, a ja w zamian obiecam mu, że już nigdy sam nie będę wracać do domu.
- Jakoś późno dzisiaj skończyliście – powiedział mój bliźniak, odbierając telefon.
- Tom… - wysapałem do słuchawki, próbując nabrać powietrza w płuca. – Tom…
- Co się dzieje, Bill? Co się stało? – Tom był bardzo poważny.
- Je-jestem w ja-jakimś par-parku. – jąkałem się. Starałem się mówić jak najwyraźniej i miałem nadzieję, że Tom pojawi się przy mnie jak najszybciej. – Chcia-chciałem wrócić do domu sam, ale się zgu-zgubiłem. Chy-chyba dostałem ja-jakiegoś a-ataku.
- Spróbuj oddychać głęboko. Już do ciebie jadę. Tylko postaraj się uspokoić. Wszystko będzie dobrze.
- Nie chcę stracić pamięci po raz kolejny – wyjąkałem, starając się hamować napływające do oczu łzy.
- Nic takiego się nie stanie. Będę przy tobie najszybciej jak się da. Tylko usiądź i oddychaj głęboko.
Próbowałem wykonywać jego polecenia i podziałało. Nie czułem się już jak ryba, lecz wciąż miałem problemy z oddychaniem, a serce niemało wyskoczyło mi z piersi. Przez całą drogę rozmawiałem z Tomem. Uspokajał mnie, powtarzał, że będzie niedługo i pojedziemy razem do domu. Przepraszałem go za swoją głupotę i ciągle obiecywałem, że nigdy więcej nie zrobię czegoś podobnego.
Pojawił się przy mnie po niedługim czasie i od razu usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. Kiedy mój oddech się unormował i otarłem twarz z łez, pomógł mi wstać i ruszyliśmy do auta. Nie poruszaliśmy tego tematu w drodze do domu. Czułem wielki wstyd nie tyle ze swojej głupoty i pragnienia bycia odpowiedzialnym za samego siebie, ale przez to, że rozpłakałem się jak małe dziecko, bo się zgubiłem w parku, który był oddalony od naszego domu pół godziny drogi spacerkiem. Prawie mi się udało. Prawie, bo wpadłem w histerię i nie mogłem się z niej otrząsnąć. Jak dziecko, którego trzeba pilnować na każdym kroku. Trochę obwiniałem o to moją mamę, która wyskoczyła z tekstem, że jestem zakochany w Elysie. Wpadłem w panikę, ponieważ sam dokładnie nie wiedziałem, co czuję; chyba nie chciałem przyjąć do siebie odpowiedzi na to wszystko.
W domu od razu poszedłem do swojego pokoju, dziękując Tomowi za jego pomoc. Oznajmił mi jeszcze, że następnego dnia nie będzie go do końca dnia oraz następnego, ponieważ teraz jedzie po Shermine na lotnisko, a następnego dnia chcą spędzić czas sami, bo zaplanował dla niej cały dzień. Wróci dopiero wieczorem, ale będzie ciągle pod telefonem.
- W porządku, poradzę sobie – powiedziałem mu.
- Na pewno? – zapytał. – Mogę poprosić Elysę, żeby przyjechała i chociaż ugotowała obiad dla ciebie. Żebyś nie był sam.
- Poradzę sobie – odrzekłem z naciskiem. Nie potrzebowałem niańki. Zwłaszcza, że tą niańką miała być Elysa.
- To może wpadnie do ciebie chociaż jutro po południu, co? – naciskał. – Chciałbym mieć pewność, że wszystko jest okej, kiedy mnie nie ma w domu.
- Jak chcesz – powiedziałem wreszcie, pragnąc tylko, żeby się ode mnie odczepił. Chciałem już położyć się do łóżka i nie wstawać z niego już nigdy.
Spałem do wieczora, jednak nie miałem żadnych snów. Całe szczęście, gdyż jeśli miałbym mieć koszmary, chyba bym do reszty zwariował. Kiedy się obudziłem, od razu poszedłem do kuchni, żeby czegoś się napić. W salonie siedziała Elysa i czytała książkę, lecz starałem się nie zwracać na nią uwagi. Chyba próbowałem przekonać samego siebie, że jeśli nie będę na nią patrzył, ona zniknie a razem z nią słowa doktor Davies oraz mojej matki. Nalałem sobie wody do szklanki i wypiłem do dna, po czym otworzyłem lodówkę, w poszukiwaniu czegoś, co mógłbym zjeść.
- Zrobiłam na obiad makaron z sosem pomidorowym, jeśli chcesz, mogę ci odgrzać – odezwała się tuż za mną i aż podskoczyłem na dźwięk jej głosu. – Chyba cię nie przestraszyłam, co? – zaśmiała się. – Przechodziłeś koło mnie i nie mogłeś mnie nie zauważyć.
- Wybacz – odparłem, nie patrząc na nią. – Zamyśliłem się. A makaron chętnie zjem, ale mogę sam sobie odgrzać – dodałem i wyciągnąłem z lodówki pojemnik z przygotowanym przez Elysę daniem, przełożyłem wszystko na talerz i wstawiłem do mikrofalówki.
- Wszystko w porządku? – przyjrzała mi się, a ja na siłę próbowałem unikać kontaktu wzrokowego. Zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak; za każdym razem wiedziała, kiedy kłamię lub potrzebuję rozmowy.
- Jasne – zapewniłem, siląc się na uśmiech. – Byłem trochę zmęczony, zdrzemnąłem się i teraz jestem głodny. Nie wiem, czemu uważasz, że coś może być nie w porządku.
- Cóż… Pomyślmy – zastanowiła się. – Może dlatego, że zachowujesz się dość dziwnie? – Elysa spojrzała na mnie wyczekująco, ale ja nie miałem ochoty z niczego się jej tłumaczyć. – Ale jak nie chcesz, nie musimy o tym rozmawiać – powiedziała wreszcie, na co ja odetchnąłem z ulgą w duchu. – Mam tylko nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku i następnym razem, kiedy będziesz chciał sam wrócić do domu, to się nie zgubisz – posłała mi serdeczny uśmiech, w którym nie było w ogóle kpiny i poszła do salonu.
Chciałem się odezwać, ale nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć, więc wziąłem jedzenie i poszedłem do swojego pokoju. Wolałem zostać sam ze swoimi myślami. Miałem nadzieję, że ten czas, który ona spędzi w moim domu, nie będzie dla mnie uciążliwy. 

sobota, 5 maja 2018

Ostatnie pożegnanie. [30] ONA

Ostatnio nie było mnie dłużej, więc w zamian tego - nowy rozdział wcześniej. Muszę się przyznać, że jestem z niego zadowolona i czytając go od nowa, chwilę przed publikacją, sama byłam w niezłym szoku. Mam nadzieję, że również Wam się spodoba to, co napisałam. Sama nie spodziewałam się tego, co w tym rozdziale nastąpi (kilka ostatnich linijek listu wymyśliłam jakieś dziesięć minut przed publikacją).
Błędy sprawdzałam i wydaje mi się, że poprawiłam wszystkie, jakie mi się natrafiły. Jeśli nie - przepraszam.
Od razu może dodam, że zamierzam niedługo doprowadzić do końca to opowiadanie. Mam dwie opcje zakończenia - dobre i złe. W tej chwili skłaniam się ku temu złemu, lecz zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że zmienię zdanie. Wszystko zależy od tego, jak potoczy się ta historia w mojej głowie. Wstępnie zapowiadam, że dobiję do 50 i na tym będzie koniec.
Dajcie znać, co o tym myślicie, jakie zakończenie bardziej do Was przemawia, jakie byście woleli przeczytać. Na Wasze opinie czekam pod tym postem, w wiadomościach prywatnych na mailu, Hangouts, Gadu-Gadu, pod powiadomieniem o nowym odcinku w grupie FFTH na Facebook'u oraz tamże w wiadomości prywatnej. 
Czekam na Wasze zdanie.


ONA
Bill zrobił nam obojgu herbatę i przyszedł do salonu, by zająć miejsce obok mnie na kanapie. Usiadł bardzo blisko, tak, że czułam jego ciepło po swojej lewej stronie, a zapach jego perfum dotarł do moich nozdrzy, sprawiając ogromną, uzależniającą przyjemność. Przyniósł mi koc i zarzucił mi go na kolana. Wpatrywał się we mnie, próbując wyczytać ze mnie to, co siedzi głęboko w mojej duszy, ale chyba – taką mam nadzieję – nie udało mu się to. Nie chciałam wyznać mu swoich uczuć. Jeszcze nie teraz; nie byłam na to gotowa.
- Wydaje mi się, że musimy wreszcie szczerze ze sobą porozmawiać – powiedział Bill, a ja czułam, że mój plan nie wyznawania mu jeszcze moich uczuć zaczyna podupadać. Kaulitz chciał szczerej rozmowy, więc nie mogłam go okłamywać. Poza tym, gdybym nawet próbowała, to w ogóle nie umiałabym zełgać mu na temat moich uczuć do niego. – Victor pojawił się w twoim życiu nagle, tak samo szybko się z niego ulotnił, ale raczej nie uwierzę ci, jeśli mi powiesz, że tak bardzo przeżyłaś pożegnanie z nim. 
- Powiedział mi, że się we mnie zakochał – wyznałam cicho.
- Och! – wyrwało mu się, ale za chwilę się poprawił. – Cóż… nie spodziewałem się tego. Co mu odpowiedziałaś? 
- A jak myślisz, Bill? – zapytałam, trochę wkurzona. Zirytował mnie pytaniem, na które powinien znać odpowiedź. – Co mogłam powiedzieć Victorowi? 
- Po ostatnich kilku dniach spędzonych razem z nim obstawiam, że może odpowiedziałaś mu tym samym – powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. 
- Nie bądź śmieszny – oburzyłam się. – Jego odwiedziny były spontaniczne, to był zwykły zbieg okoliczności…
Przerwał mi suchym, sztucznym śmiechem, który rozniósł się echem po całym domu. Przebiegł mnie dreszcz, kiedy odbijał się od ścian i trafiał do moich uszu. 
- Zbiegiem okoliczności nazywasz to, że jakimś cudem źle się poczułaś, pojechałaś do domu, on cię odwiedził i nagle został przez dwa kolejne dni? Byłaś nim tak zajęta, że nie miałaś czasu wyjaśnić sobie ze mną naszego nieporozumienia? 
- Jeśli chcesz mi wmówić, że wpadł do mnie po to, żebyśmy się przespali przed jego wyjazdem, to bardzo się pomyliłeś – syknęłam. – Nie myśl o mnie jak o dziwce, która puszcza się z pierwszym lepszym znajomym.
- No właśnie, pierwszy lepszy. Powiedział ci, że się w tobie zakochał, a ty nie powiedziałaś mu nic, prawda? – zaśmiał się. 
- Mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego tak naprawdę się na mnie wściekasz? Nie rozumiem twojego oburzenia. Nie wiem, czemu jesteś na mnie aż tak zły – wyrzuciłam z siebie, siadając prosto na kanapie. – Zachowujesz się jakbyś miał problem z tym, że spędziłam z Victorem trochę czasu, chociaż sam namawiałeś mnie, bym dała mu szansę!
- To trzeba było mu powiedzieć, że go kochasz. Może by z tobą został – mruknął. Poczułam falę złości. Bill był moim przyjacielem od długiego czasu, ale nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Bałam się, że się pokłócimy i rozstaniemy w konflikcie, który ciężko będzie naprawić. Wolałam trzymać emocje na wodzy, żeby nie doprowadzić do awantury.
- Za krótko się znamy, żebym mogła przyznać, że go kocham. Dziwię się, że pomyślałeś o tym, bym mogła wyznać mu miłość po kilku miesiącach znajomości…
- Dziwisz się?! Może jakoś się zmieniłaś od tych kilku miesięcy! Może teraz nagle zakochujesz się w pierwszym lepszym lalusiu z klubu, który tylko spojrzy na ciebie ładnymi oczami?! Skąd mam to wiedzieć, skoro ze mną nie rozmawiasz! – krzyknął na mnie i wstał z kanapy, aby przejść się po salonie. – Narzekasz, że traktuję cię jak znajomą, a nie jak przyjaciółkę, a sama nie zachowujesz się lepiej! Spędzasz czas z jakimś chłoptasiem i płaczesz za nim, a na mnie obrażasz, bo chciałem przedstawić ci dziewczynę, która mi się podoba! – machał rękami na wszystkie strony, co mnie zupełnie zbiło z tropu. Wyraźnie był na mnie zły, ale nie wiedziałam, dlaczego. W dodatku może miał trochę racji, może też z mojej winy nasza przyjaźń już nie polegała na rozmawianiu ze sobą o wszystkim. Może coś się między nami w pewnym momencie zepsuło. – W dodatku twoje usta są tak czerwone, że wyglądają jakby chciał ci odgryźć wargi, a nie się z tobą całował – prychnął i przeszedł do kuchni, co chwila trzaskając drzwiami od szafek. 
Siedziałam na kanapie oniemiała. 
Powoli powtórzyłam sobie w myślach słowa Billa i aż trudno mi było w to wszystko uwierzyć. Czyżby był o mnie zazdrosny? Nie! Niemożliwe. Skarciłam sama siebie w myślach, że coś takiego przyszło mi do głowy. Nie istniało praktycznie żadne prawdopodobieństwo, że mężczyzna, w którym skrycie się kochałam, przed paroma minutami powiedział mi, że jest o mnie zazdrosny.
Wybiłam sobie z głowy głupie myśli, które niepotrzebnie zasiały ziarenka nadziei w moim sercu, odrzuciłam z kolan koc i poszłam za Billem. Wciąż szukał czegoś w szafce, ale chyba sam nie wiedział czego.
- O co się wściekasz? – zapytałam, siadając przy stole i próbując się nie denerwować, chociaż wcześniej mnie obraził.
- Pff! Jeszcze pytasz? – warknął. Oparł się o blat stołu i pochylił w moją stronę. – Na środku lotniska całujesz się z jakimś fagasem i nie dbasz o to, czy ktoś zrobi wam zdjęcie, a jak ja chciałem pójść z tobą na obiad albo do kina to strasznie się martwiłaś, że zepsuję ci reputację. Co jest z tobą nie tak, co? – pochylił się jeszcze niżej, abym mogła spojrzeć mu w oczy. W jego czekoladowych tęczówkach widziałam wściekłość, jakiej nigdy nie miałam okazji zobaczyć u niego. 
W tym momencie byłam nie tyle zdezorientowana, co nieświadoma swojego wcześniejszego zachowania. Miał rację, nie dbałam o to, czy na lotnisku ktoś zobaczy jak całuję się z Victorem, lecz to była zupełnie inna sytuacja. Za Billem praktycznie zawsze chodzili dziennikarze, więc nie było szansy wyjść gdzieś prywatnie, przez nikogo niezauważonym.
- To dwie różne sytuacje, Bill – powiedziałam spokojnie. – Ty jesteś sławny, a Victor…
- Gówno prawda! – wrzasnął blondyn tak, że aż podskoczyłam na krześle. W tym momencie naprawdę się go bałam. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, dlaczego tak bardzo się denerwuje; nigdy nie był tak wściekły przy mnie. W dodatku na mnie. – Do twojej restauracji przychodzi mnóstwo znanych osób, czasami udzielałaś wywiadów do gazet i dziennikarze cię znają. Kiedy ja chcę z tobą gdzieś wyjść, ty strasznie się boisz, że będą o tobie pisać jak o mojej nowej zdobyczy, a kiedy jakiś gnojek wkłada ci język do gardła i prawie odgryza ci wargi to wszystko jest w jak najlepszym porządku! – Jego głos ociekał takim jadem, że prawie widziałam, jak bardzo w tym momencie mnie nienawidził.
- To wcale nie tak, jak myślisz! – zawołałam, przestraszona. 
- A jak?! – krzyknął na mnie znowu. – Wytłumacz mi, w czym on jest lepszy ode mnie! – uderzył dłońmi w blat stołu, odsunął krzesło i ciężko na nie opadł. 
Wciąż miał ogień w oczach, którego się bałam. Bałam się, że poparzy mnie tym żarem z brązowych tęczówek i spalę się pod jego spojrzeniem. 
- To on mnie pocałował, a ja… chciałam tego – powiedziałam cicho. – Nie porównuj siebie do Victora, bo jesteście zupełnie różni… 
- Ha! Nie rozśmieszaj mnie! – prychnął, aż dreszcz przeszedł mi po plecach. – Jeszcze mi powiedz, że ty też się w nim zakochałaś. Wtedy naprawdę wszystko zrozumiem.
- Nie, nie zakochałam się w nim – powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy i próbując wytrzymać to palące spojrzenie. – Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zły i odreagowujesz na mnie. Nie zrobiłam ci nic, co mogłoby cię zranić.
- W tej chwili mógłbym wyjść stąd i już nigdy więcej na ciebie nie spojrzeć, wiesz? – powiedział, nadal wwiercając się spojrzeniem w moją twarz. 
Poczułam ogromny ból, słysząc jego słowa. Tak wielki, że ledwie powstrzymałam się, by nie złapać się za serce. To bardzo, bardzo bolało. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że tak bliska memu sercu osoba, powie mi coś takiego prosto w oczy.
- Bill, proszę cię – jęknęłam, hamując łzy. Byłam gotowa przeprosić go za wszystko, co zrobiłam, a czego nie byłam świadoma. Oby tylko móc go przy sobie zatrzymać. – Powiedz, błagam, o co ci chodzi.
- O to, że pozwalasz jemu się całować w publicznym miejscu, a ze mną nawet nigdzie nie chcesz wyjść, bo co? Bo się mnie wstydzisz? Bo wolisz jakiegoś opalonego prawnika zamiast mnie? Bo nie dorastam mu do pięt ze swoją karierą muzyka? Naprawdę nie rozumiem tego, że odrzucasz mnie, żeby migdalić się z jakimś frajerem na lotnisku na oczach setek osób!
- Jak to nie chcę z tobą nigdzie wychodzić? – powtórzyłam za nim drżącym od emocji głosem. – Jak możesz myśleć, że się ciebie wstydzę? Bill! Nigdy bym nie powiedziała, że jesteś od niego gorszy!
- Nie rób z siebie idiotki, Elysa! – warknął znowu. – Zachowujesz się jakbyś miała piętnaście lat! Kiedy na początku chciałem się z tobą spotykać, nie miałaś oporów. Kolacje, kino, lunch, obiad, cokolwiek tylko chciałaś, ja byłem gotów spotkać się z tobą nawet w środku nocy, kiedy będziesz mnie potrzebowała i czułem, że to samo zrobisz dla mnie. Tylko ty później się ode mnie odsunęłaś. Powiedziałaś, że nie chcesz czytać o sobie w gazetach, bo to popsuje ci opinię i ludzie przestaną przychodzić do Providence. Wiesz jak się poczułem? – Spojrzał na mnie, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy odpowiedź. – Jak śmieć. Jakbym tak naprawdę w ogóle się dla ciebie nie liczył. A ty po takim czasie zarzucasz mi, że traktuję cię jak dobrą znajomą od rezerwacji stolików w restauracji. 
- To nie tak miało zabrzmieć! – zawołałam. – Powiedziałam ci wtedy, że to przez artykuł o Tomie i Rii! Nie chciałam czytać o sobie jako nowej zdobyczy albo kolejnej partnerce do łóżka! Powiedziałeś, że rozumiesz! – krzyczałam z pretensją i rozpaczą w głosie. Wtedy myślałam, że rozumie, ale najwyraźniej się myliłam. 
- A co miałem powiedzieć, twoim zdaniem, co? – wstał od stołu i przeszedł się po kuchni, wciskając ręce do kieszeni spodni. – Że nie możesz mi tego zrobić? Nie możesz się ode mnie odsunąć, bo potrzebuję przyjaciółki? Kogoś, z kim mogę normalnie gdzieś pójść, nie przejmując się dziennikarzami? 
- Na przykład – powiedziałam cicho.
- Cholera jasna! – krzyknął znowu, a ja po raz kolejny podskoczyłam na miejscu. Chwycił się krzesła i znowu pochylił się w moją stronę. – Powinnaś wiedzieć takie rzeczy, skoro śmiałaś nazywać siebie moją przyjaciółką! 
- Czyli teraz nią nie jestem? – spojrzałam w jego oczy, próbując być twarda, próbując się nie rozkleić. Hamowałam łzy ostatkiem sił, lecz one i tak spływały mi po policzkach. Nie zwracałam uwagi na piekące usta, na spuchnięte oczy. Chciałam, żeby Bill wreszcie się uspokoił, żeby przestał na mnie krzyczeć, bo sprawiało mi to większy ból, niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić.
- Teraz nie – popchnął krzesło tak, że z dużą siłą uderzyło o nogę stołu i się przewróciło. 
Zanim się rozpłakałam, zobaczyłam, jak Bill wychodzi z domu, trzaskając drzwiami i wychodzi do ogrodu. Nie miałam siły powstrzymywać łez, ani iść za nim, aby błagać go o wybaczenie. Nie widziałam sensu w siedzeniu w kuchni, więc przeszłam z powrotem do salonu i ułożyłam się na kanapie. Znowu płakałam. Bardzo długo i bardzo głośno, co kilka minut wydmuchując nos w chusteczkę i odrzucając ją na mokry stosik innych przy kanapie. 
Czułam wielką pustkę w głowie i duszy, a w sercu ból, jakiego nigdy w życiu nie zaznałam. Przez myśl przetaczały mi się wszystkie słowa wypowiedziane przez Billa, tak bolesne, że niemal czułam, jak wbijają mi się w serce ostrymi kolcami, uniemożliwiając oddychanie. Straciłam go. Straciłam przyjaciela i wielką miłość. Straciłam wszelką nadzieję na to, że może uda mi się go przeprosić i wreszcie móc się do niego przytulić i poczuć jego miękką dłoń na moim ciele. 
Przed tym jak zapadłam w sen, czułam tę palącą dłoń na moim udzie, której znak wypalił mi się na ciele jeszcze wtedy, gdy jechaliśmy samochodem do mojego domu, aby w nim pogrzebać naszą przyjaźń.

Obudziłam się w środku nocy z ogromnym bólem głowy, zapchanym nosem i piekącymi ustami. W salonie było ciemno, nie paliła się też lampka w kuchni, którą zawsze włączałam na noc. Podniosłam się z jękiem z kanapy i wyszukałam włącznik lampy, która stała na stoliku obok. Pragnęłam tylko położyć się we własnym łóżku, nakryć kołdrą po same uszy i nie wstawać już nigdy. 
Zebrałam gromadkę mokrych chusteczek z podłogi i wyrzuciłam je do kosza na śmieci w kuchni. Przeszłam do łazienki, aby wziąć prysznic i przebrać się w piżamę. Kiedy się myłam, nie czułam zupełnie nic. Jakby ktoś odebrał mi zdolność czucia i myślenia o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Nie czułam, że woda jest za gorąca i parzy mi skórę, nie czułam, że szampon do włosów znalazł się w moich oczach. Szorowałam gąbką całe ciało, aż zrobiło się całe czerwone. Chciałam pozbyć się wszystkich myśli o Billu, żeby móc spokojnie pójść spać i móc wstać kolejnego dnia do pracy. 
Wyszłam spod prysznica i ubrałam się w piżamę. W odbiciu lustrzanym widziałam brzydką, spuchniętą twarz, która należała do obcej osoby. Do Elysy, której nie poznawałam. 
Rozczesałam włosy, umyłam żeby, nie czując bólu dziąseł, kiedy je szorowałam i wzięłam tabletkę przeciwbólową. Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze, zgasiłam światło w łazience i przeszłam do swojej sypialni. 
Leżał na moim łóżku, zwinięty w kłębek. Nawet nie przykrył się żadnym kocem, tylko leżał w samych bokserkach. 
Widziałam jego tatuaże, które pięknie pokrywały jego szczupłe ciało. Tak bardzo mi się podobał, tak bardzo chłonęłam jego widok, że zupełnie zapomniałam, iż włączyłam w sypialni lampkę, której światło go obudziło. Mruknął coś, przeciągnął się na łóżku i otworzył oczy.
Usiadł na brzegu i nic nie powiedział.
- Przepraszam, Bill – usłyszałam własny głos, drżący od kolejnej fali płaczu, która we mnie wzbierała. – Tak bardzo cię przepraszam.
Opadłam na łóżko obok niego i patrzyłam na jego twarz. 
- Wybacz mi, nie chciałam, żebyś przeze mnie poczuł się źle. Ja… ja po prostu nie chciałam… och, sama nie wiem, czego chciałam a czego nie – jąkałam się. – Tak bardzo jest mi z tym wszystkim źle… Tak bardzo bolały mnie twoje słowa… - Dopiero teraz poczułam woń alkoholu i papierosów w sypialni.
- Dobrze całuje? – zapytał w końcu, trochę bełkocząc.
- Słucham? – Nie zrozumiałam na początku, co do mnie powiedział. Wytarłam łzy, które znowu zaczęły spływać mi po policzkach. 
- Czy Victor dobrze całuje? – powtórzył, patrząc mi w oczy. Miał wzrok, jakiego jeszcze u niego nie widziałam. Nawet nie byłam w stanie określić, co takiego zobaczyłam w jego brązowych tęczówkach. – Musi być całkiem niezły, skoro twoje usta nadal są tak spuchnięte – wskazał palcem na moje wargi, a ja mimowolnie je oblizałam. 
I wtedy on zrobił coś, co sprawiło, że naraz w moim brzuchu poderwało się tyle motyli, iż nie byłam pewna, czy dla wszystkich wystarczy miejsca.
Bill podniósł swoją dłoń i opuszkiem palca dotknął mojej dolnej wargi w miejscu, gdzie wcześniej był mój język. Patrzył na mnie, a ja byłam zupełnie oniemiała; nie byłam w stanie się ruszyć i nawet chyba tego nie chciałam. A Bill… Przesunął swoją dłoń na mój policzek, ścierając resztki łez i wplątał ją w moje włosy. Czułam jak jego dotyk rozpala moją skórę do czerwoności bardziej, niż wcześniej zrobiła to gorąca woda pod prysznicem. 
- Myślisz, że ja mógłbym to zrobić lepiej? – zapytał szeptem, że prawie nie zrozumiałam, co powiedział. Przełknęłam głośno ślinę, niepewna, co mogę mu odpowiedzieć.
- Nie wiem, Bill. Nigdy mnie nie całowałeś – usłyszałam swój głos, równie cichy, jak jego. 
Nie byłam do końca pewna czy chcę, aby się do mnie zbliżył. Nie wiedziałam, czy chciałam, aby przysunął się bliżej na łóżku. Dotarło do mnie jak blisko jest dopiero wtedy, kiedy poczułam ciepło jego ciała przedzierające się przez materiał mojej piżamy. Niemal stykaliśmy się nosami i czułam jego oddech na swojej twarzy. Nawet kiedy siedział znacznie nade mną górował i trochę mi przeszkadzało, że tak bardzo muszę podnieść głowę, aby spojrzeć mu w oczy, ale uparcie nie odrywałam wzroku od jego czekoladowych tęczówek. Szukałam w nich jakiejś nadziei na to, że może jednak nadal jest między nami jakaś malutka część przyjaźni, choćby skrawek nadziei na to, że może jeszcze kiedy będzie między nami lepiej. Nie mogłam nic dostrzec, zupełnie nic. A kiedy to do mnie dotarło, odsunęłam się od niego, wstając, lecz wciąż czułam ciepło jego dłoni na policzku, która teraz z klapnięciem opadła na pościel.
- Nie chcesz, żebym cię pocałował? – zapytał, a na jego twarzy zatańczył dziwny uśmieszek.
- Chyba nie – przyznałam cicho, poprawiając piżamę i chcąc zakryć jak najwięcej ciała. Poczułam się strasznie dziwnie przy nim. 
- Dlaczego? – zapytał znowu, podchodząc do mnie. – Nie chcesz sprawdzić, który z nas całuje lepiej? – Zbliżył się jeszcze bardziej. Tak, że nosem prawie stykałam się z jego klatką piersiową.
- Bill, to nie jest przyjemne. Odsuń się, proszę – błagałam. Czułam, że coś jest z nim nie tak. Odkąd otworzył oczy wiedziałam, że nie jest zamroczony tylko alkoholem, ale też jakimiś narkotykami. Nigdy się tak nie zachowywał, a z narkotykami nie miałam do czynienia, więc też nie miałam pewności.
- Och, Elyso, co się stało? – uśmiechnął się i dotknął mojego policzka wytatuowaną dłonią. Już nie czułam przyjemnego ciepła, a lodowaty powiew czegoś, czego nigdy nie chciałam poczuć od niego. Wciąż patrzyłam w jego oczy, błagając w duchu, aby to mi się tylko śniło. Żeby Bill tak naprawdę nie był naćpany i pijany, a zwyczajnie sobie ze mnie żartował. – Nie lubisz jak cię dotykam? – mruknął, a jego druga dłoń znalazła się na mojej talii. – Nie lubisz jak na ciebie patrzę?
- Nie, proszę, Bill – załkałam. – Jesteś pijany, połóż się do łóżka, proszę. – Łzy znowu zaczęły spływać mi po policzkach, a on zaczął ścierać je opuszkami palców.
- Może trochę – zaśmiał się i pochylił nade mną, żeby zlizać łzy z mojego policzka, a ja poczułam, jak robi mi się niedobrze. 
Wyszarpałam się z jego uścisku i popędziłam do łazienki, żeby zwymiotować. Wypłakałam chyba wszystkie łzy, bo nic z moich oczu już nie płynęło. 
Byłam w tak wielkim szoku, że nie wiedziałam do końca co robię i jakim cudem udało mi się znaleźć w łazience moją komórkę. Wyszukałam numer Toma i wcisnęłam zieloną słuchawkę, zupełnie nie patrząc na to, która jest godzina. Czekałam chyba wieczność na to, aż brunet odbierze.
- Halo? – mruknął zaspany. – Wiesz, która jest godzina?
- Tom – szepnęłam. – Tom, posłuchaj! Musisz do mnie przyjechać! Natychmiast!
- Elysa? – odezwał się już trochę bardziej przytomny. – Co się stało? Czemu szepczesz?
- Słuchaj, Bill jest u mnie. Pijany i chyba naćpany. Nie wiem, co mam robić. Siedzę w łazience, bo bałam się, że mnie… - przerwałam, nie chcąc o tym myśleć.
- Będę za dziesięć minut. Nie wychodź z łazienki – powiedział tylko i się rozłączył.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i nie byłam pewna, czy powinnam wychodzić z łazienki, czy nie. Tom nie miał kluczy, a nie wiedziałam, gdzie jest Bill, więc musiałam wyjść. Jednak bałam się, co zastanę za drzwiami. Trzeci dzwonek i pukanie do drzwi otrzeźwiło moje zmysły i postanowiłam wyjść z ukrycia, aby wpuścić Toma do środka. 
Wyszłam z pomieszczenia, ale nigdzie nie widziałam Billa. Otworzyłam Tomowi i ujrzałam tylko jego wściekłą twarz, zanim rzuciłam się w jego objęcia. Przytulił mnie mocno, zamykając za sobą drzwi i zapalając światła w całym domu włącznikiem, który był w przedpokoju. Ściągnął z wieszaka jedną z moich bluz i zarzucił mi na ramiona. 
- Gdzie on jest? – zapytał Tom cicho, odgarniając mi włosy z policzka.
- Nie wiem, odkąd do ciebie zadzwoniłam, nie wychodziłam z łazienki. Nic nie słyszałam – powiedziałam, próbując opanować drżenie ciała. – Wcześniej był w sypialni.
Tom udał się w tamtym kierunku, a ja ruszyłam powoli za nim, nie wiedząc, czego się spodziewać. W progu przystanął i tylko westchnął ciężko, zanim się odezwał.
- Hej, Bill – zwrócił się głośniej do blondyna. – Wstawaj, jedziemy do domu.
Teraz wychyliłam się zza Toma, by móc dojrzeć, co się dzieje z przyjacielem. I chyba nie chciałam tego widzieć, a przynajmniej chciałam mieć możliwość usunięcia tego obrazu z mojego umysłu.
Bill siedział na podłodze w samych bokserkach przy moim łóżku, a na stoliku nocnym rozsypany był biały proszek, który mężczyzna dzielił na porcje kartą kredytową. Miał chyba przygotowaną już ostatnią kreskę, ponieważ jego nos obsypany był białą substancją, a wokalista pochylił się nad stolikiem, którą wciągnął resztki w niecałą sekundę, by potem wetrzeć sobie w dziąsła to, co udało mi się jeszcze zostawić. 
- Tom? – spojrzał na bliźniaka z uśmiechem i pociągnął łyk ze szklanki wypełnionej whisky, którą zapewne wziął z mojego barku. – Już mi się skończyło, ale następnym razem zaszalejemy obaj.
To był tak przykry widok, że nie mogłam na to patrzeć. Ale musiałam. Był moim przyjacielem, mężczyzną, którego kochałam i musiałam wiedzieć, co się z nim dzieje. Chociaż w tym momencie czułam, że tak naprawdę nie znam tego człowieka.
- Możecie zostać na noc – szepnęłam. – Nie będziecie jeździć po nocy. Prześpię się na kanapie, a wy zajmijcie moje łóżko. 
Powiedziałam tylko tyle, bo na nic więcej się nie zdobyłam. 
Długo nie mogłam zasnąć, ale nad ranem wreszcie mi się udało.
Następnego dnia zbudziłam się dopiero koło południa. Byłam obolała i zdezorientowana. Nie wiedziałam, dlaczego leżę na kanapie, dlaczego wstałam aż tak późno, dlaczego boli mnie cala twarz i głowa, dlaczego nie poszłam do pracy. Gdzieś w głębi domu dzwonił mój telefon, ale nie miałam siły podnieść się z wygodnego miejsca, żeby go odebrać. Dopiero po około dziesięciu minutach leżenia i gapienia się w sufit, zdecydowałam, że pora wstać. W ciągu tego czasu dotarły do mnie wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia i poczułam kolejną falę mdłości, które musiałam pohamować. 
Wstałam leniwie z kanapy i przeszłam do kuchni. W zlewie stały dwa brudne kubki, które na pewno nie należały do mnie oraz jedna szklanka z resztką soku pomarańczowego. Domyśliłam się, że to Tom i Bill wypili poranną kawę i pewnie już nie ma ich w moim domu. Całe szczęście. Nie miałam ochoty oglądać blondyna po tym, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. 
Był moim przyjacielem, kochałam go i wybaczyłabym mu wszystko, niezależnie od tego, co by zrobił. Jednak w tym momencie naprawdę nie chciałam go widzieć. Wolałam odpocząć od niego i od swoich myśli. Postanowiłam więc, ze przez jakiś czas będę unikać kontaktu z nim. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie doszliśmy do porozumienia po naszej kłótni. 
Zrobiłam sobie kawę i wstawiłam tosty. Nie przełknęłabym nic innego. Zadecydowałam, że do pracy również nie pójdę i znowu skarciłam siebie w myślach, że wciąż nie awansowałam Krisa na mojego zastępcę. Przeszłam do sypialni, żeby odnaleźć swój telefon, który znowu zaczął dzwonić. Nie zdążyłam odebrać połączenia od Shermine. Wybrałam znowu jej numer i odebrała po pierwszym sygnale.
- Hej, kochana! Dzwonię i dzwonię! – zaczęła z pretensją. – Chcesz dzisiaj gdzieś iść?
- Wolałabym posiedzieć w domu. Nie czuję się najlepiej. Wydaje mi się, złapał mnie jakiś wirus, bo boli mnie chyba wszystko – powiedziałam, wcale nie kłamiąc.
- Och, szkoda! – jęknęła przyjaciółka. – Ale może zadzwonię później do ciebie, co? Chcę wiedzieć wszystko, co się wydarzyło pomiędzy tobą i Victorem!
- Jasne, nie ma problemu. Wyślę ci wiadomość, gdy poczuję się lepiej – uśmiechnęłam się do słuchawki, próbując nadać moim słowom więcej optymizmu.
- Tom opowiedział mi, że był u ciebie w nocy, bo Bill coś odwalił – powiedziała niepewnie. – Tak mi przykro…
Ból gdzieś w okolicy serca i skurcz w żołądku nie zwiastował nic dobrego. Tym bardziej, że nie chciałam o tym jeszcze rozmawiać. Wolałabym pogadać z Tomem albo nawet z Billem o tej sytuacji, ale nie z Shermine. Bardzo ją lubiłam, jednak nie nadawała się do rozmów na takie tematy.
- Cieszę się, że Tom do mnie przyjechał – przyznałam szczerze. – Nigdy Billa takiego nie widziałam, a sama nie wiedziałam, co mam zrobić. Przepraszam też, że go tobie zabrałam. Powinien być wtedy razem z tobą, a nie zrywać się w środku nocy i pędzić do mnie.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, że po niego zadzwoniłaś! Mnie również nigdy nie spotkała podobna sytuacja i nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu!
Uśmiechnęłam się lekko na jej słowa, ale nie byłam w stanie dłużej z nią rozmawiać. Wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań, po czym przeprosiłam ją, mówiąc, że nie czuję się zbyt dobrze i chcę się położyć.
Tak naprawdę nie zamierzałam wracać do łóżka. Musiałam coś zrobić, żeby zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Kiedy otwierałam okno w sypialni, dostrzegłam na szafce nocnej kopertę zaadresowaną do mnie. Moje imię napisane było charakterem, który znałam bardzo dobrze. Nie raz widziałam, jak używał długopisu czy ołówka, żeby stworzyć nowe teksty.

Droga Elyso,
Tak bardzo chcę powiedzieć Ci, jak jest mi wstyd i jak bardzo żałuję tego, co się stało, ale nie umiem znaleźć słów. Nie potrafię powiedzieć Ci prosto w oczy, że czuję się jak śmieć, który nie powinien w ogóle próbować Cię przeprosić, bo jego słowa są zupełnie nic niewarte. 
Ale przepraszam. Bardzo. Ogromnie. Z całego serca. Przepraszam.
Nie wiem, co strzeliło mi do głowy. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo chciałem się z Tobą wczoraj pokłócić. Ale nie mogłem przejść obojętnie obok tego, że tak bardzo przeżywałaś wyjazd Victora. I to, że się z nim całowałaś. Nie powinienem Ci tego wypominać, bo nie jestem godzien tego robić, jednak wkurzyłem się na Ciebie i nie byłem w stanie opanować tych emocji.
Jednak wczoraj mówiłem słowa, które chciałem Ci powiedzieć. Mówiłem szczerze, bo naprawdę nie chciałem, żebyś tak bardzo tęskniła za nim – za Victorem, którego poznałaś w klubie i tak nagle stał się dla Ciebie kimś ważniejszym niż ja. Nie przywykłem do odrzucenia przez kogoś, na kim mi zależy. Bo zależy mi na Tobie i nie chcę pójść w odstawkę. Chcę być Twoim przyjacielem. Nie chcę, żeby Victor zajął moje miejsce.
Przepraszam też za to, w jakim stanie widziałaś mnie wieczorem. 
Brakuje mi słów, żeby opisać, jak bardzo jest mi za siebie wstyd. Nie powinienem wychodzić po naszej kłótni z Twojego domu. Nie powinienem do niego wracać. Jednak byłem na Ciebie tak wściekły, że musiałem wrócić, musiałem jeszcze raz wszystko Ci wygarnąć. Jednak gdy wróciłem, Ty już spałaś. Miałaś zapłakane oczy i spuchnięte usta. Poczułem na Ciebie jeszcze większą złość niż wcześniej i postanowiłem dać Ci nauczkę. Ale żeby dodać sobie odwagi, musiałem się napić. I naćpać. Chociaż tego drugiego nie zaplanowałem. To przyszło spontanicznie.
Wściekłość i żal do Ciebie zupełnie mnie zamroczyła, nie wiedziałem, co powinienem zrobić, a czego nie. Nie usłyszałem, kiedy się obudziłaś, ani kiedy przyszłaś do sypialni. 
Serce tak bardzo mnie boli, przypominając sobie, jakie myśli krążyły mi w głowie, kiedy Cię zobaczyłem. Nie chciałem zrobić Ci krzywdy, przysięgam! 
Dobrze, że zadzwoniłaś po Toma. Dziękuję Ci za to, chociaż myślę, że policja byłaby dla mnie wtedy lepsza. Posiedziałbym przez noc w areszcie i może bym otrzeźwiał i zmądrzał do tego czasu.
Piszę ten list, siedząc w Twojej kuchni, pijąc z Twojego kubka i myśląc o Tobie. O tym, że śpisz teraz spokojnie i o tym, jak musisz mnie teraz nienawidzić. Rozumiem to i nie będę próbował przekonywać Ciebie, żebyś nie czuła do mnie obrzydzenia. Sam nie mogę wytrzymać ze sobą, więc wiem, co czujesz.
Postanowiłem wyjechać na jakiś czas. Lecę do Niemiec, do Gustava i Georga. Dawno ich nie widziałem, więc chcę ich odwiedzić. Odwiedzę też moją mamę oraz Gordona, którzy również za mną tęsknią. 
Nie wiem, ile czasu mnie nie będzie, lecz wierzę, że kiedy wrócę, będziesz jeszcze chciała ze mną rozmawiać. Mam nadzieję, że będziesz chciała, bo w innym wypadku nie wiem, co zrobię.
Nie będę się z Tobą kontaktować, żebyś miała czas na przemyślenia i odpoczynek od swojego głupiego przyjaciela. Chociaż będzie trudno z Tobą nie rozmawiać i będę za Tobą ogromnie tęsknić, chcę, żebyś jednak miała trochę spokoju.
Twój beznadziejny przyjaciel.
Billy

Stałam oniemiała przez jakiś czas, ściskając w dłoni kartkę papieru, która parzyła mnie w skórę i przypominała o tym, jak bardzo kocham autora tego listu i jak bardzo nie chcę, żeby wyjeżdżał do Niemiec. Myśli kotłowały mi się w głowie tak, że nie miałam siły stać w miejscu. Opadłam na łóżko i przeczytałam znowu słowa, które były zaadresowane do mnie. Nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Nie chciałam, żeby przestał się do mnie odzywać. Nie chciałam tej przerwy. Byłam gotowa wszystko mu wybaczyć i zapomnieć o tej całej głupiej sytuacji z poprzedniego wieczora. Chciałam, żeby był tutaj, obok mnie. Żeby przytulił mnie mocno i powiedział, że mnie nie zostawi i będzie przy mnie zawsze, kiedy będę tego potrzebować.
Chwyciłam komórkę i wystukałam jego numer, kończąc zieloną słuchawką, jednak sekretarka powiadomiła mnie, że Bill jest poza zasięgiem sieci. To był koniec.