sobota, 5 maja 2018

Ostatnie pożegnanie. [30] ONA

Ostatnio nie było mnie dłużej, więc w zamian tego - nowy rozdział wcześniej. Muszę się przyznać, że jestem z niego zadowolona i czytając go od nowa, chwilę przed publikacją, sama byłam w niezłym szoku. Mam nadzieję, że również Wam się spodoba to, co napisałam. Sama nie spodziewałam się tego, co w tym rozdziale nastąpi (kilka ostatnich linijek listu wymyśliłam jakieś dziesięć minut przed publikacją).
Błędy sprawdzałam i wydaje mi się, że poprawiłam wszystkie, jakie mi się natrafiły. Jeśli nie - przepraszam.
Od razu może dodam, że zamierzam niedługo doprowadzić do końca to opowiadanie. Mam dwie opcje zakończenia - dobre i złe. W tej chwili skłaniam się ku temu złemu, lecz zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że zmienię zdanie. Wszystko zależy od tego, jak potoczy się ta historia w mojej głowie. Wstępnie zapowiadam, że dobiję do 50 i na tym będzie koniec.
Dajcie znać, co o tym myślicie, jakie zakończenie bardziej do Was przemawia, jakie byście woleli przeczytać. Na Wasze opinie czekam pod tym postem, w wiadomościach prywatnych na mailu, Hangouts, Gadu-Gadu, pod powiadomieniem o nowym odcinku w grupie FFTH na Facebook'u oraz tamże w wiadomości prywatnej. 
Czekam na Wasze zdanie.


ONA
Bill zrobił nam obojgu herbatę i przyszedł do salonu, by zająć miejsce obok mnie na kanapie. Usiadł bardzo blisko, tak, że czułam jego ciepło po swojej lewej stronie, a zapach jego perfum dotarł do moich nozdrzy, sprawiając ogromną, uzależniającą przyjemność. Przyniósł mi koc i zarzucił mi go na kolana. Wpatrywał się we mnie, próbując wyczytać ze mnie to, co siedzi głęboko w mojej duszy, ale chyba – taką mam nadzieję – nie udało mu się to. Nie chciałam wyznać mu swoich uczuć. Jeszcze nie teraz; nie byłam na to gotowa.
- Wydaje mi się, że musimy wreszcie szczerze ze sobą porozmawiać – powiedział Bill, a ja czułam, że mój plan nie wyznawania mu jeszcze moich uczuć zaczyna podupadać. Kaulitz chciał szczerej rozmowy, więc nie mogłam go okłamywać. Poza tym, gdybym nawet próbowała, to w ogóle nie umiałabym zełgać mu na temat moich uczuć do niego. – Victor pojawił się w twoim życiu nagle, tak samo szybko się z niego ulotnił, ale raczej nie uwierzę ci, jeśli mi powiesz, że tak bardzo przeżyłaś pożegnanie z nim. 
- Powiedział mi, że się we mnie zakochał – wyznałam cicho.
- Och! – wyrwało mu się, ale za chwilę się poprawił. – Cóż… nie spodziewałem się tego. Co mu odpowiedziałaś? 
- A jak myślisz, Bill? – zapytałam, trochę wkurzona. Zirytował mnie pytaniem, na które powinien znać odpowiedź. – Co mogłam powiedzieć Victorowi? 
- Po ostatnich kilku dniach spędzonych razem z nim obstawiam, że może odpowiedziałaś mu tym samym – powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. 
- Nie bądź śmieszny – oburzyłam się. – Jego odwiedziny były spontaniczne, to był zwykły zbieg okoliczności…
Przerwał mi suchym, sztucznym śmiechem, który rozniósł się echem po całym domu. Przebiegł mnie dreszcz, kiedy odbijał się od ścian i trafiał do moich uszu. 
- Zbiegiem okoliczności nazywasz to, że jakimś cudem źle się poczułaś, pojechałaś do domu, on cię odwiedził i nagle został przez dwa kolejne dni? Byłaś nim tak zajęta, że nie miałaś czasu wyjaśnić sobie ze mną naszego nieporozumienia? 
- Jeśli chcesz mi wmówić, że wpadł do mnie po to, żebyśmy się przespali przed jego wyjazdem, to bardzo się pomyliłeś – syknęłam. – Nie myśl o mnie jak o dziwce, która puszcza się z pierwszym lepszym znajomym.
- No właśnie, pierwszy lepszy. Powiedział ci, że się w tobie zakochał, a ty nie powiedziałaś mu nic, prawda? – zaśmiał się. 
- Mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego tak naprawdę się na mnie wściekasz? Nie rozumiem twojego oburzenia. Nie wiem, czemu jesteś na mnie aż tak zły – wyrzuciłam z siebie, siadając prosto na kanapie. – Zachowujesz się jakbyś miał problem z tym, że spędziłam z Victorem trochę czasu, chociaż sam namawiałeś mnie, bym dała mu szansę!
- To trzeba było mu powiedzieć, że go kochasz. Może by z tobą został – mruknął. Poczułam falę złości. Bill był moim przyjacielem od długiego czasu, ale nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Bałam się, że się pokłócimy i rozstaniemy w konflikcie, który ciężko będzie naprawić. Wolałam trzymać emocje na wodzy, żeby nie doprowadzić do awantury.
- Za krótko się znamy, żebym mogła przyznać, że go kocham. Dziwię się, że pomyślałeś o tym, bym mogła wyznać mu miłość po kilku miesiącach znajomości…
- Dziwisz się?! Może jakoś się zmieniłaś od tych kilku miesięcy! Może teraz nagle zakochujesz się w pierwszym lepszym lalusiu z klubu, który tylko spojrzy na ciebie ładnymi oczami?! Skąd mam to wiedzieć, skoro ze mną nie rozmawiasz! – krzyknął na mnie i wstał z kanapy, aby przejść się po salonie. – Narzekasz, że traktuję cię jak znajomą, a nie jak przyjaciółkę, a sama nie zachowujesz się lepiej! Spędzasz czas z jakimś chłoptasiem i płaczesz za nim, a na mnie obrażasz, bo chciałem przedstawić ci dziewczynę, która mi się podoba! – machał rękami na wszystkie strony, co mnie zupełnie zbiło z tropu. Wyraźnie był na mnie zły, ale nie wiedziałam, dlaczego. W dodatku może miał trochę racji, może też z mojej winy nasza przyjaźń już nie polegała na rozmawianiu ze sobą o wszystkim. Może coś się między nami w pewnym momencie zepsuło. – W dodatku twoje usta są tak czerwone, że wyglądają jakby chciał ci odgryźć wargi, a nie się z tobą całował – prychnął i przeszedł do kuchni, co chwila trzaskając drzwiami od szafek. 
Siedziałam na kanapie oniemiała. 
Powoli powtórzyłam sobie w myślach słowa Billa i aż trudno mi było w to wszystko uwierzyć. Czyżby był o mnie zazdrosny? Nie! Niemożliwe. Skarciłam sama siebie w myślach, że coś takiego przyszło mi do głowy. Nie istniało praktycznie żadne prawdopodobieństwo, że mężczyzna, w którym skrycie się kochałam, przed paroma minutami powiedział mi, że jest o mnie zazdrosny.
Wybiłam sobie z głowy głupie myśli, które niepotrzebnie zasiały ziarenka nadziei w moim sercu, odrzuciłam z kolan koc i poszłam za Billem. Wciąż szukał czegoś w szafce, ale chyba sam nie wiedział czego.
- O co się wściekasz? – zapytałam, siadając przy stole i próbując się nie denerwować, chociaż wcześniej mnie obraził.
- Pff! Jeszcze pytasz? – warknął. Oparł się o blat stołu i pochylił w moją stronę. – Na środku lotniska całujesz się z jakimś fagasem i nie dbasz o to, czy ktoś zrobi wam zdjęcie, a jak ja chciałem pójść z tobą na obiad albo do kina to strasznie się martwiłaś, że zepsuję ci reputację. Co jest z tobą nie tak, co? – pochylił się jeszcze niżej, abym mogła spojrzeć mu w oczy. W jego czekoladowych tęczówkach widziałam wściekłość, jakiej nigdy nie miałam okazji zobaczyć u niego. 
W tym momencie byłam nie tyle zdezorientowana, co nieświadoma swojego wcześniejszego zachowania. Miał rację, nie dbałam o to, czy na lotnisku ktoś zobaczy jak całuję się z Victorem, lecz to była zupełnie inna sytuacja. Za Billem praktycznie zawsze chodzili dziennikarze, więc nie było szansy wyjść gdzieś prywatnie, przez nikogo niezauważonym.
- To dwie różne sytuacje, Bill – powiedziałam spokojnie. – Ty jesteś sławny, a Victor…
- Gówno prawda! – wrzasnął blondyn tak, że aż podskoczyłam na krześle. W tym momencie naprawdę się go bałam. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, dlaczego tak bardzo się denerwuje; nigdy nie był tak wściekły przy mnie. W dodatku na mnie. – Do twojej restauracji przychodzi mnóstwo znanych osób, czasami udzielałaś wywiadów do gazet i dziennikarze cię znają. Kiedy ja chcę z tobą gdzieś wyjść, ty strasznie się boisz, że będą o tobie pisać jak o mojej nowej zdobyczy, a kiedy jakiś gnojek wkłada ci język do gardła i prawie odgryza ci wargi to wszystko jest w jak najlepszym porządku! – Jego głos ociekał takim jadem, że prawie widziałam, jak bardzo w tym momencie mnie nienawidził.
- To wcale nie tak, jak myślisz! – zawołałam, przestraszona. 
- A jak?! – krzyknął na mnie znowu. – Wytłumacz mi, w czym on jest lepszy ode mnie! – uderzył dłońmi w blat stołu, odsunął krzesło i ciężko na nie opadł. 
Wciąż miał ogień w oczach, którego się bałam. Bałam się, że poparzy mnie tym żarem z brązowych tęczówek i spalę się pod jego spojrzeniem. 
- To on mnie pocałował, a ja… chciałam tego – powiedziałam cicho. – Nie porównuj siebie do Victora, bo jesteście zupełnie różni… 
- Ha! Nie rozśmieszaj mnie! – prychnął, aż dreszcz przeszedł mi po plecach. – Jeszcze mi powiedz, że ty też się w nim zakochałaś. Wtedy naprawdę wszystko zrozumiem.
- Nie, nie zakochałam się w nim – powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy i próbując wytrzymać to palące spojrzenie. – Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zły i odreagowujesz na mnie. Nie zrobiłam ci nic, co mogłoby cię zranić.
- W tej chwili mógłbym wyjść stąd i już nigdy więcej na ciebie nie spojrzeć, wiesz? – powiedział, nadal wwiercając się spojrzeniem w moją twarz. 
Poczułam ogromny ból, słysząc jego słowa. Tak wielki, że ledwie powstrzymałam się, by nie złapać się za serce. To bardzo, bardzo bolało. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że tak bliska memu sercu osoba, powie mi coś takiego prosto w oczy.
- Bill, proszę cię – jęknęłam, hamując łzy. Byłam gotowa przeprosić go za wszystko, co zrobiłam, a czego nie byłam świadoma. Oby tylko móc go przy sobie zatrzymać. – Powiedz, błagam, o co ci chodzi.
- O to, że pozwalasz jemu się całować w publicznym miejscu, a ze mną nawet nigdzie nie chcesz wyjść, bo co? Bo się mnie wstydzisz? Bo wolisz jakiegoś opalonego prawnika zamiast mnie? Bo nie dorastam mu do pięt ze swoją karierą muzyka? Naprawdę nie rozumiem tego, że odrzucasz mnie, żeby migdalić się z jakimś frajerem na lotnisku na oczach setek osób!
- Jak to nie chcę z tobą nigdzie wychodzić? – powtórzyłam za nim drżącym od emocji głosem. – Jak możesz myśleć, że się ciebie wstydzę? Bill! Nigdy bym nie powiedziała, że jesteś od niego gorszy!
- Nie rób z siebie idiotki, Elysa! – warknął znowu. – Zachowujesz się jakbyś miała piętnaście lat! Kiedy na początku chciałem się z tobą spotykać, nie miałaś oporów. Kolacje, kino, lunch, obiad, cokolwiek tylko chciałaś, ja byłem gotów spotkać się z tobą nawet w środku nocy, kiedy będziesz mnie potrzebowała i czułem, że to samo zrobisz dla mnie. Tylko ty później się ode mnie odsunęłaś. Powiedziałaś, że nie chcesz czytać o sobie w gazetach, bo to popsuje ci opinię i ludzie przestaną przychodzić do Providence. Wiesz jak się poczułem? – Spojrzał na mnie, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy odpowiedź. – Jak śmieć. Jakbym tak naprawdę w ogóle się dla ciebie nie liczył. A ty po takim czasie zarzucasz mi, że traktuję cię jak dobrą znajomą od rezerwacji stolików w restauracji. 
- To nie tak miało zabrzmieć! – zawołałam. – Powiedziałam ci wtedy, że to przez artykuł o Tomie i Rii! Nie chciałam czytać o sobie jako nowej zdobyczy albo kolejnej partnerce do łóżka! Powiedziałeś, że rozumiesz! – krzyczałam z pretensją i rozpaczą w głosie. Wtedy myślałam, że rozumie, ale najwyraźniej się myliłam. 
- A co miałem powiedzieć, twoim zdaniem, co? – wstał od stołu i przeszedł się po kuchni, wciskając ręce do kieszeni spodni. – Że nie możesz mi tego zrobić? Nie możesz się ode mnie odsunąć, bo potrzebuję przyjaciółki? Kogoś, z kim mogę normalnie gdzieś pójść, nie przejmując się dziennikarzami? 
- Na przykład – powiedziałam cicho.
- Cholera jasna! – krzyknął znowu, a ja po raz kolejny podskoczyłam na miejscu. Chwycił się krzesła i znowu pochylił się w moją stronę. – Powinnaś wiedzieć takie rzeczy, skoro śmiałaś nazywać siebie moją przyjaciółką! 
- Czyli teraz nią nie jestem? – spojrzałam w jego oczy, próbując być twarda, próbując się nie rozkleić. Hamowałam łzy ostatkiem sił, lecz one i tak spływały mi po policzkach. Nie zwracałam uwagi na piekące usta, na spuchnięte oczy. Chciałam, żeby Bill wreszcie się uspokoił, żeby przestał na mnie krzyczeć, bo sprawiało mi to większy ból, niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić.
- Teraz nie – popchnął krzesło tak, że z dużą siłą uderzyło o nogę stołu i się przewróciło. 
Zanim się rozpłakałam, zobaczyłam, jak Bill wychodzi z domu, trzaskając drzwiami i wychodzi do ogrodu. Nie miałam siły powstrzymywać łez, ani iść za nim, aby błagać go o wybaczenie. Nie widziałam sensu w siedzeniu w kuchni, więc przeszłam z powrotem do salonu i ułożyłam się na kanapie. Znowu płakałam. Bardzo długo i bardzo głośno, co kilka minut wydmuchując nos w chusteczkę i odrzucając ją na mokry stosik innych przy kanapie. 
Czułam wielką pustkę w głowie i duszy, a w sercu ból, jakiego nigdy w życiu nie zaznałam. Przez myśl przetaczały mi się wszystkie słowa wypowiedziane przez Billa, tak bolesne, że niemal czułam, jak wbijają mi się w serce ostrymi kolcami, uniemożliwiając oddychanie. Straciłam go. Straciłam przyjaciela i wielką miłość. Straciłam wszelką nadzieję na to, że może uda mi się go przeprosić i wreszcie móc się do niego przytulić i poczuć jego miękką dłoń na moim ciele. 
Przed tym jak zapadłam w sen, czułam tę palącą dłoń na moim udzie, której znak wypalił mi się na ciele jeszcze wtedy, gdy jechaliśmy samochodem do mojego domu, aby w nim pogrzebać naszą przyjaźń.

Obudziłam się w środku nocy z ogromnym bólem głowy, zapchanym nosem i piekącymi ustami. W salonie było ciemno, nie paliła się też lampka w kuchni, którą zawsze włączałam na noc. Podniosłam się z jękiem z kanapy i wyszukałam włącznik lampy, która stała na stoliku obok. Pragnęłam tylko położyć się we własnym łóżku, nakryć kołdrą po same uszy i nie wstawać już nigdy. 
Zebrałam gromadkę mokrych chusteczek z podłogi i wyrzuciłam je do kosza na śmieci w kuchni. Przeszłam do łazienki, aby wziąć prysznic i przebrać się w piżamę. Kiedy się myłam, nie czułam zupełnie nic. Jakby ktoś odebrał mi zdolność czucia i myślenia o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Nie czułam, że woda jest za gorąca i parzy mi skórę, nie czułam, że szampon do włosów znalazł się w moich oczach. Szorowałam gąbką całe ciało, aż zrobiło się całe czerwone. Chciałam pozbyć się wszystkich myśli o Billu, żeby móc spokojnie pójść spać i móc wstać kolejnego dnia do pracy. 
Wyszłam spod prysznica i ubrałam się w piżamę. W odbiciu lustrzanym widziałam brzydką, spuchniętą twarz, która należała do obcej osoby. Do Elysy, której nie poznawałam. 
Rozczesałam włosy, umyłam żeby, nie czując bólu dziąseł, kiedy je szorowałam i wzięłam tabletkę przeciwbólową. Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze, zgasiłam światło w łazience i przeszłam do swojej sypialni. 
Leżał na moim łóżku, zwinięty w kłębek. Nawet nie przykrył się żadnym kocem, tylko leżał w samych bokserkach. 
Widziałam jego tatuaże, które pięknie pokrywały jego szczupłe ciało. Tak bardzo mi się podobał, tak bardzo chłonęłam jego widok, że zupełnie zapomniałam, iż włączyłam w sypialni lampkę, której światło go obudziło. Mruknął coś, przeciągnął się na łóżku i otworzył oczy.
Usiadł na brzegu i nic nie powiedział.
- Przepraszam, Bill – usłyszałam własny głos, drżący od kolejnej fali płaczu, która we mnie wzbierała. – Tak bardzo cię przepraszam.
Opadłam na łóżko obok niego i patrzyłam na jego twarz. 
- Wybacz mi, nie chciałam, żebyś przeze mnie poczuł się źle. Ja… ja po prostu nie chciałam… och, sama nie wiem, czego chciałam a czego nie – jąkałam się. – Tak bardzo jest mi z tym wszystkim źle… Tak bardzo bolały mnie twoje słowa… - Dopiero teraz poczułam woń alkoholu i papierosów w sypialni.
- Dobrze całuje? – zapytał w końcu, trochę bełkocząc.
- Słucham? – Nie zrozumiałam na początku, co do mnie powiedział. Wytarłam łzy, które znowu zaczęły spływać mi po policzkach. 
- Czy Victor dobrze całuje? – powtórzył, patrząc mi w oczy. Miał wzrok, jakiego jeszcze u niego nie widziałam. Nawet nie byłam w stanie określić, co takiego zobaczyłam w jego brązowych tęczówkach. – Musi być całkiem niezły, skoro twoje usta nadal są tak spuchnięte – wskazał palcem na moje wargi, a ja mimowolnie je oblizałam. 
I wtedy on zrobił coś, co sprawiło, że naraz w moim brzuchu poderwało się tyle motyli, iż nie byłam pewna, czy dla wszystkich wystarczy miejsca.
Bill podniósł swoją dłoń i opuszkiem palca dotknął mojej dolnej wargi w miejscu, gdzie wcześniej był mój język. Patrzył na mnie, a ja byłam zupełnie oniemiała; nie byłam w stanie się ruszyć i nawet chyba tego nie chciałam. A Bill… Przesunął swoją dłoń na mój policzek, ścierając resztki łez i wplątał ją w moje włosy. Czułam jak jego dotyk rozpala moją skórę do czerwoności bardziej, niż wcześniej zrobiła to gorąca woda pod prysznicem. 
- Myślisz, że ja mógłbym to zrobić lepiej? – zapytał szeptem, że prawie nie zrozumiałam, co powiedział. Przełknęłam głośno ślinę, niepewna, co mogę mu odpowiedzieć.
- Nie wiem, Bill. Nigdy mnie nie całowałeś – usłyszałam swój głos, równie cichy, jak jego. 
Nie byłam do końca pewna czy chcę, aby się do mnie zbliżył. Nie wiedziałam, czy chciałam, aby przysunął się bliżej na łóżku. Dotarło do mnie jak blisko jest dopiero wtedy, kiedy poczułam ciepło jego ciała przedzierające się przez materiał mojej piżamy. Niemal stykaliśmy się nosami i czułam jego oddech na swojej twarzy. Nawet kiedy siedział znacznie nade mną górował i trochę mi przeszkadzało, że tak bardzo muszę podnieść głowę, aby spojrzeć mu w oczy, ale uparcie nie odrywałam wzroku od jego czekoladowych tęczówek. Szukałam w nich jakiejś nadziei na to, że może jednak nadal jest między nami jakaś malutka część przyjaźni, choćby skrawek nadziei na to, że może jeszcze kiedy będzie między nami lepiej. Nie mogłam nic dostrzec, zupełnie nic. A kiedy to do mnie dotarło, odsunęłam się od niego, wstając, lecz wciąż czułam ciepło jego dłoni na policzku, która teraz z klapnięciem opadła na pościel.
- Nie chcesz, żebym cię pocałował? – zapytał, a na jego twarzy zatańczył dziwny uśmieszek.
- Chyba nie – przyznałam cicho, poprawiając piżamę i chcąc zakryć jak najwięcej ciała. Poczułam się strasznie dziwnie przy nim. 
- Dlaczego? – zapytał znowu, podchodząc do mnie. – Nie chcesz sprawdzić, który z nas całuje lepiej? – Zbliżył się jeszcze bardziej. Tak, że nosem prawie stykałam się z jego klatką piersiową.
- Bill, to nie jest przyjemne. Odsuń się, proszę – błagałam. Czułam, że coś jest z nim nie tak. Odkąd otworzył oczy wiedziałam, że nie jest zamroczony tylko alkoholem, ale też jakimiś narkotykami. Nigdy się tak nie zachowywał, a z narkotykami nie miałam do czynienia, więc też nie miałam pewności.
- Och, Elyso, co się stało? – uśmiechnął się i dotknął mojego policzka wytatuowaną dłonią. Już nie czułam przyjemnego ciepła, a lodowaty powiew czegoś, czego nigdy nie chciałam poczuć od niego. Wciąż patrzyłam w jego oczy, błagając w duchu, aby to mi się tylko śniło. Żeby Bill tak naprawdę nie był naćpany i pijany, a zwyczajnie sobie ze mnie żartował. – Nie lubisz jak cię dotykam? – mruknął, a jego druga dłoń znalazła się na mojej talii. – Nie lubisz jak na ciebie patrzę?
- Nie, proszę, Bill – załkałam. – Jesteś pijany, połóż się do łóżka, proszę. – Łzy znowu zaczęły spływać mi po policzkach, a on zaczął ścierać je opuszkami palców.
- Może trochę – zaśmiał się i pochylił nade mną, żeby zlizać łzy z mojego policzka, a ja poczułam, jak robi mi się niedobrze. 
Wyszarpałam się z jego uścisku i popędziłam do łazienki, żeby zwymiotować. Wypłakałam chyba wszystkie łzy, bo nic z moich oczu już nie płynęło. 
Byłam w tak wielkim szoku, że nie wiedziałam do końca co robię i jakim cudem udało mi się znaleźć w łazience moją komórkę. Wyszukałam numer Toma i wcisnęłam zieloną słuchawkę, zupełnie nie patrząc na to, która jest godzina. Czekałam chyba wieczność na to, aż brunet odbierze.
- Halo? – mruknął zaspany. – Wiesz, która jest godzina?
- Tom – szepnęłam. – Tom, posłuchaj! Musisz do mnie przyjechać! Natychmiast!
- Elysa? – odezwał się już trochę bardziej przytomny. – Co się stało? Czemu szepczesz?
- Słuchaj, Bill jest u mnie. Pijany i chyba naćpany. Nie wiem, co mam robić. Siedzę w łazience, bo bałam się, że mnie… - przerwałam, nie chcąc o tym myśleć.
- Będę za dziesięć minut. Nie wychodź z łazienki – powiedział tylko i się rozłączył.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i nie byłam pewna, czy powinnam wychodzić z łazienki, czy nie. Tom nie miał kluczy, a nie wiedziałam, gdzie jest Bill, więc musiałam wyjść. Jednak bałam się, co zastanę za drzwiami. Trzeci dzwonek i pukanie do drzwi otrzeźwiło moje zmysły i postanowiłam wyjść z ukrycia, aby wpuścić Toma do środka. 
Wyszłam z pomieszczenia, ale nigdzie nie widziałam Billa. Otworzyłam Tomowi i ujrzałam tylko jego wściekłą twarz, zanim rzuciłam się w jego objęcia. Przytulił mnie mocno, zamykając za sobą drzwi i zapalając światła w całym domu włącznikiem, który był w przedpokoju. Ściągnął z wieszaka jedną z moich bluz i zarzucił mi na ramiona. 
- Gdzie on jest? – zapytał Tom cicho, odgarniając mi włosy z policzka.
- Nie wiem, odkąd do ciebie zadzwoniłam, nie wychodziłam z łazienki. Nic nie słyszałam – powiedziałam, próbując opanować drżenie ciała. – Wcześniej był w sypialni.
Tom udał się w tamtym kierunku, a ja ruszyłam powoli za nim, nie wiedząc, czego się spodziewać. W progu przystanął i tylko westchnął ciężko, zanim się odezwał.
- Hej, Bill – zwrócił się głośniej do blondyna. – Wstawaj, jedziemy do domu.
Teraz wychyliłam się zza Toma, by móc dojrzeć, co się dzieje z przyjacielem. I chyba nie chciałam tego widzieć, a przynajmniej chciałam mieć możliwość usunięcia tego obrazu z mojego umysłu.
Bill siedział na podłodze w samych bokserkach przy moim łóżku, a na stoliku nocnym rozsypany był biały proszek, który mężczyzna dzielił na porcje kartą kredytową. Miał chyba przygotowaną już ostatnią kreskę, ponieważ jego nos obsypany był białą substancją, a wokalista pochylił się nad stolikiem, którą wciągnął resztki w niecałą sekundę, by potem wetrzeć sobie w dziąsła to, co udało mi się jeszcze zostawić. 
- Tom? – spojrzał na bliźniaka z uśmiechem i pociągnął łyk ze szklanki wypełnionej whisky, którą zapewne wziął z mojego barku. – Już mi się skończyło, ale następnym razem zaszalejemy obaj.
To był tak przykry widok, że nie mogłam na to patrzeć. Ale musiałam. Był moim przyjacielem, mężczyzną, którego kochałam i musiałam wiedzieć, co się z nim dzieje. Chociaż w tym momencie czułam, że tak naprawdę nie znam tego człowieka.
- Możecie zostać na noc – szepnęłam. – Nie będziecie jeździć po nocy. Prześpię się na kanapie, a wy zajmijcie moje łóżko. 
Powiedziałam tylko tyle, bo na nic więcej się nie zdobyłam. 
Długo nie mogłam zasnąć, ale nad ranem wreszcie mi się udało.
Następnego dnia zbudziłam się dopiero koło południa. Byłam obolała i zdezorientowana. Nie wiedziałam, dlaczego leżę na kanapie, dlaczego wstałam aż tak późno, dlaczego boli mnie cala twarz i głowa, dlaczego nie poszłam do pracy. Gdzieś w głębi domu dzwonił mój telefon, ale nie miałam siły podnieść się z wygodnego miejsca, żeby go odebrać. Dopiero po około dziesięciu minutach leżenia i gapienia się w sufit, zdecydowałam, że pora wstać. W ciągu tego czasu dotarły do mnie wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia i poczułam kolejną falę mdłości, które musiałam pohamować. 
Wstałam leniwie z kanapy i przeszłam do kuchni. W zlewie stały dwa brudne kubki, które na pewno nie należały do mnie oraz jedna szklanka z resztką soku pomarańczowego. Domyśliłam się, że to Tom i Bill wypili poranną kawę i pewnie już nie ma ich w moim domu. Całe szczęście. Nie miałam ochoty oglądać blondyna po tym, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. 
Był moim przyjacielem, kochałam go i wybaczyłabym mu wszystko, niezależnie od tego, co by zrobił. Jednak w tym momencie naprawdę nie chciałam go widzieć. Wolałam odpocząć od niego i od swoich myśli. Postanowiłam więc, ze przez jakiś czas będę unikać kontaktu z nim. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie doszliśmy do porozumienia po naszej kłótni. 
Zrobiłam sobie kawę i wstawiłam tosty. Nie przełknęłabym nic innego. Zadecydowałam, że do pracy również nie pójdę i znowu skarciłam siebie w myślach, że wciąż nie awansowałam Krisa na mojego zastępcę. Przeszłam do sypialni, żeby odnaleźć swój telefon, który znowu zaczął dzwonić. Nie zdążyłam odebrać połączenia od Shermine. Wybrałam znowu jej numer i odebrała po pierwszym sygnale.
- Hej, kochana! Dzwonię i dzwonię! – zaczęła z pretensją. – Chcesz dzisiaj gdzieś iść?
- Wolałabym posiedzieć w domu. Nie czuję się najlepiej. Wydaje mi się, złapał mnie jakiś wirus, bo boli mnie chyba wszystko – powiedziałam, wcale nie kłamiąc.
- Och, szkoda! – jęknęła przyjaciółka. – Ale może zadzwonię później do ciebie, co? Chcę wiedzieć wszystko, co się wydarzyło pomiędzy tobą i Victorem!
- Jasne, nie ma problemu. Wyślę ci wiadomość, gdy poczuję się lepiej – uśmiechnęłam się do słuchawki, próbując nadać moim słowom więcej optymizmu.
- Tom opowiedział mi, że był u ciebie w nocy, bo Bill coś odwalił – powiedziała niepewnie. – Tak mi przykro…
Ból gdzieś w okolicy serca i skurcz w żołądku nie zwiastował nic dobrego. Tym bardziej, że nie chciałam o tym jeszcze rozmawiać. Wolałabym pogadać z Tomem albo nawet z Billem o tej sytuacji, ale nie z Shermine. Bardzo ją lubiłam, jednak nie nadawała się do rozmów na takie tematy.
- Cieszę się, że Tom do mnie przyjechał – przyznałam szczerze. – Nigdy Billa takiego nie widziałam, a sama nie wiedziałam, co mam zrobić. Przepraszam też, że go tobie zabrałam. Powinien być wtedy razem z tobą, a nie zrywać się w środku nocy i pędzić do mnie.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, że po niego zadzwoniłaś! Mnie również nigdy nie spotkała podobna sytuacja i nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu!
Uśmiechnęłam się lekko na jej słowa, ale nie byłam w stanie dłużej z nią rozmawiać. Wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań, po czym przeprosiłam ją, mówiąc, że nie czuję się zbyt dobrze i chcę się położyć.
Tak naprawdę nie zamierzałam wracać do łóżka. Musiałam coś zrobić, żeby zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Kiedy otwierałam okno w sypialni, dostrzegłam na szafce nocnej kopertę zaadresowaną do mnie. Moje imię napisane było charakterem, który znałam bardzo dobrze. Nie raz widziałam, jak używał długopisu czy ołówka, żeby stworzyć nowe teksty.

Droga Elyso,
Tak bardzo chcę powiedzieć Ci, jak jest mi wstyd i jak bardzo żałuję tego, co się stało, ale nie umiem znaleźć słów. Nie potrafię powiedzieć Ci prosto w oczy, że czuję się jak śmieć, który nie powinien w ogóle próbować Cię przeprosić, bo jego słowa są zupełnie nic niewarte. 
Ale przepraszam. Bardzo. Ogromnie. Z całego serca. Przepraszam.
Nie wiem, co strzeliło mi do głowy. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo chciałem się z Tobą wczoraj pokłócić. Ale nie mogłem przejść obojętnie obok tego, że tak bardzo przeżywałaś wyjazd Victora. I to, że się z nim całowałaś. Nie powinienem Ci tego wypominać, bo nie jestem godzien tego robić, jednak wkurzyłem się na Ciebie i nie byłem w stanie opanować tych emocji.
Jednak wczoraj mówiłem słowa, które chciałem Ci powiedzieć. Mówiłem szczerze, bo naprawdę nie chciałem, żebyś tak bardzo tęskniła za nim – za Victorem, którego poznałaś w klubie i tak nagle stał się dla Ciebie kimś ważniejszym niż ja. Nie przywykłem do odrzucenia przez kogoś, na kim mi zależy. Bo zależy mi na Tobie i nie chcę pójść w odstawkę. Chcę być Twoim przyjacielem. Nie chcę, żeby Victor zajął moje miejsce.
Przepraszam też za to, w jakim stanie widziałaś mnie wieczorem. 
Brakuje mi słów, żeby opisać, jak bardzo jest mi za siebie wstyd. Nie powinienem wychodzić po naszej kłótni z Twojego domu. Nie powinienem do niego wracać. Jednak byłem na Ciebie tak wściekły, że musiałem wrócić, musiałem jeszcze raz wszystko Ci wygarnąć. Jednak gdy wróciłem, Ty już spałaś. Miałaś zapłakane oczy i spuchnięte usta. Poczułem na Ciebie jeszcze większą złość niż wcześniej i postanowiłem dać Ci nauczkę. Ale żeby dodać sobie odwagi, musiałem się napić. I naćpać. Chociaż tego drugiego nie zaplanowałem. To przyszło spontanicznie.
Wściekłość i żal do Ciebie zupełnie mnie zamroczyła, nie wiedziałem, co powinienem zrobić, a czego nie. Nie usłyszałem, kiedy się obudziłaś, ani kiedy przyszłaś do sypialni. 
Serce tak bardzo mnie boli, przypominając sobie, jakie myśli krążyły mi w głowie, kiedy Cię zobaczyłem. Nie chciałem zrobić Ci krzywdy, przysięgam! 
Dobrze, że zadzwoniłaś po Toma. Dziękuję Ci za to, chociaż myślę, że policja byłaby dla mnie wtedy lepsza. Posiedziałbym przez noc w areszcie i może bym otrzeźwiał i zmądrzał do tego czasu.
Piszę ten list, siedząc w Twojej kuchni, pijąc z Twojego kubka i myśląc o Tobie. O tym, że śpisz teraz spokojnie i o tym, jak musisz mnie teraz nienawidzić. Rozumiem to i nie będę próbował przekonywać Ciebie, żebyś nie czuła do mnie obrzydzenia. Sam nie mogę wytrzymać ze sobą, więc wiem, co czujesz.
Postanowiłem wyjechać na jakiś czas. Lecę do Niemiec, do Gustava i Georga. Dawno ich nie widziałem, więc chcę ich odwiedzić. Odwiedzę też moją mamę oraz Gordona, którzy również za mną tęsknią. 
Nie wiem, ile czasu mnie nie będzie, lecz wierzę, że kiedy wrócę, będziesz jeszcze chciała ze mną rozmawiać. Mam nadzieję, że będziesz chciała, bo w innym wypadku nie wiem, co zrobię.
Nie będę się z Tobą kontaktować, żebyś miała czas na przemyślenia i odpoczynek od swojego głupiego przyjaciela. Chociaż będzie trudno z Tobą nie rozmawiać i będę za Tobą ogromnie tęsknić, chcę, żebyś jednak miała trochę spokoju.
Twój beznadziejny przyjaciel.
Billy

Stałam oniemiała przez jakiś czas, ściskając w dłoni kartkę papieru, która parzyła mnie w skórę i przypominała o tym, jak bardzo kocham autora tego listu i jak bardzo nie chcę, żeby wyjeżdżał do Niemiec. Myśli kotłowały mi się w głowie tak, że nie miałam siły stać w miejscu. Opadłam na łóżko i przeczytałam znowu słowa, które były zaadresowane do mnie. Nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Nie chciałam, żeby przestał się do mnie odzywać. Nie chciałam tej przerwy. Byłam gotowa wszystko mu wybaczyć i zapomnieć o tej całej głupiej sytuacji z poprzedniego wieczora. Chciałam, żeby był tutaj, obok mnie. Żeby przytulił mnie mocno i powiedział, że mnie nie zostawi i będzie przy mnie zawsze, kiedy będę tego potrzebować.
Chwyciłam komórkę i wystukałam jego numer, kończąc zieloną słuchawką, jednak sekretarka powiadomiła mnie, że Bill jest poza zasięgiem sieci. To był koniec.

2 komentarze:

  1. OMG! Mój boski Bill ćpunem!? :o OMG! Czytałam ten rozdział i czułam się, jakbyś pisała zupełnie o kim innym, bo o Billu na pewno nie - takie miałam wrażenie. Jego wybuchy złości w sumie były uzasadnione i jestem z niego dumna! Oklaski dla niego, za to, że jej to wszystko wygarnął! (Aż miałam uśmiech na twarzy, gdy czytałam to, jak on krzyczy na nią xD) Ale najważniejsze to to, że zrozumiała w końcu, o co mu chodzi (choć później napisałaś, że jednak sobie nic nie wyjaśnili... Hm... (?) To zrozumiała, a i tak ma coś jeszcze do niego? Coś mi umknęło chyba...)
    W każdym razie cieszę się z potoczonej sytuacji, ale tylko do połowy. NIGDY W ŻYCIU nie spodziewałabym się, że zrobisz z niego ćpuna! :o To jest dla mnie szok! I równie bardzo mnie obrzydził i mam ochotę zapytać... JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ!? Moja niemalże idealna postać w całej tej historii właśnie mnie obrzydziła... :( Z tego powodu nie jestem zadowolona, tak samo jak bardzo niezadowolona była Elysa... I na dodatek zdenerwował mnie tym listem... Ileż można przepraszać? Przeprasza ją chyba już 4. raz (O ile mnie pamięć nie myli) o jedną i tą samą rzecz :( Nie chciałabym, żeby był aż takim pantoflem... W sumie zależy mu, więc to by mogło tłumaczyć te ciągłe jego poczucie winy... No za ćpuństwo to się nie dziwię, że przepraszał, ale za całą resztę? Eh... Jestem na niego wściekła...
    Na miejscu Elysy chyba bym nie zniosła tego 'poczucia pustki' po tym w jakiej sytuacji się rozstali...
    Odcinek rzeczywiście był chaotyczny, ale moim zdaniem świetny. Akcja za akcją, co lubię <3
    Czekam na następny odcinek :*
    Ps. Dlaczego ona nie widzi tego, że on ją ciągle przeprasza i tego, że naprawdę był na nią wściekły za to, że go odrzuciła?
    Ps2. Zachowanie Billa, jego ćpanie i poruszenie co do niej w tę noc, odrzucam w niepamięć, a więc wybaczam mu bez wspominania jego występku <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo się zbierałam, żeby opisać prawdziwą kłótnię Billa i Elysy, ale jakoś nigdy nie mogłam znaleźć dla nich odpowiednich argumentów. Jednak nareszcie mi się udało i może trochę za daleko się posunęłam z tymi narkotykami, ale myślę, że wyrównało się wyjazdem Billa do Niemiec. :)
      Nie nazywaj Billa od razu ćpunem, nie jest z nim jeszcze tak źle. Nie mam zamiaru sprowadzać go na złą drogę. Jednak zamroczenie alkoholem było według mnie zbyt słabe, żeby zaczął się przystawiać do Elysy, ale mogę Cię zapewnić, że dzięki temu dostał nauczkę. :)
      Raczej nie będzie już sięgał po narkotyki w moim opowiadaniu, więc nie masz się o co martwić. :)
      Mnie też już denerwuje to ciągłe przepraszanie Billa, bo kiedy tylko są razem, on za coś ją przeprasza. Dlatego postanowiłam się go pozbyć z jej części na jakiś czas. :D
      Cieszę się, że podobał Ci się odcinek. Starałam się wydłużać i dawać dużo akcji, bo już przynudzałam. No i dziesięć stron w Wordzie to chyba mój rekord. :)
      Cieszę się, że jednak wybaczyłaś Billowi. Postaram się, żeby już nie był pantoflem i przestał przepraszać. :D

      Usuń