Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do Was z krótkim odcinkiem i krótką informacją. Nie bójcie się, nie jest to wpis typu ZAWIESZAM BLOGA. Nie. Chociaż można tak to nazwać, po części, ponieważ wyjeżdżam. Dostałam upragniony urlop i od poniedziałku (16 lipca) mam trzy tygodnie wolnego. Planuję zaszyć się gdzieś w górach i wreszcie odpocząć od całego świata. Nie będzie komputera, nie będzie Internetu. Będę tylko ja, mój chłopak, jakaś książka i natura. Długo na to czekałam, bo jestem naprawdę zmęczona życiem i mam już dosyć ludzi, którzy mnie otaczają. Muszę więc odpocząć. Co prawda, nie wyjeżdżam od razu, bo pewnie w połowie drugiego tygodnia, ponieważ chcę jeszcze odwiedzić rodziców, lecz raczej nie znajdę czasu na pisanie. Teraz czekają mnie ciężkie dwa dni w pracy i wolne. Będę tu zaglądać, żeby sprawdzić komentarze, na które ewentualnie odpowiem, ale odcinka się nie spodziewajcie. Może zdarzyć się taka sytuacja, że coś dodam, jeśli dzisiaj uda mi się coś napisać, ale nie pokładajcie w tym nadziei.
Życzcie mi udanych wakacji, bo to najdłuższe wolne od czterech lat!
Ja Wam życzę tego samego. Dużo słońca, odpoczynku, mile spędzonego czasu i mało wydanych pieniędzy.
Wracam za trzy tygodnie!
ONA
Czekanie na rozmowę z Billem było jednocześnie dobre i złe.
Dobre, ponieważ jakoś mogłam przygotować się na nią i mogłam ustalić sobie
jakiś schemat – jakie pytania będę zadawać, jakie emocje będę chciała pokazać,
jakie ukryć. Złe, ponieważ im dłużej czekałam, im więcej scenariuszy tworzyłam
w głowie, tym bardziej gubiłam się w tym wszystkim i wreszcie nie miałam w
ogóle pojęcia, o co chciałam zapytać, jakie emocje powinnam okazać, jakie ukryć
i tylko zostało mi usiąść, czekać na telefon i liczyć na to, że nie rozpłaczę
się, kiedy tylko usłyszę jego głos i nie zacznę lamentować, że Caroline wcale
nie jest kobietą dla niego i nie powinien się z nią spotykać, a kiedy
zapytałby, dlaczego tak sądzę, zamilkłabym na amen, pozostawiając go bez
żadnych wyjaśnień, o bałabym się odrzucenia i wyśmiania przez najlepszego
przyjaciela.
Całe to oczekiwanie, ciągłe przygotowania się na coś,
odkładanie wszystkiego na następny raz było już dla mnie męczące, chociaż sama
tego wszystkiego chciałam. Kiedyś myślałam, że więcej czasu oznacza więcej
możliwości na przemyślenia, zaplanowania tego, co miało wydarzyć się w przyszłości,
jednak teraz wiedziałam, że to bujda na resorach i byłam głupia, kiedy myślałam,
że to naprawdę mi pomoże. Ciągłe czekanie i czekanie nic mi nie dawało, tylko
odbierało coraz więcej chęci do życia i pozostawiało mnie w pustce.
Byłam zagubiona i co chwila zmieniałam zdanie, choć
wyznaczona godzina rozmowy zbliżała się nieubłaganie. Przeklinałam się w duchu,
że Tom postanowił, że pozwoli mi się trochę oswoić z myślą, że po ponad sześciu
miesiącach znowu usłyszę głos Billa, ponieważ przez to miałam możliwość
przemyślenia wszystkiego, przeanalizowania i ustalania sobie tych wszystkich
scenariuszy, które tak bardzo namieszały mi w głowie, że miałam wrażenie, iż za
moment zwariuję. Byłam głupia z tym ciągłym odkładaniem wszystkiego w czasie,
zamiast pójścia na całość i stawienia czoła przeciwnościom i stania twarzą w
twarz z problemami, wątpliwościami i własnymi uczuciami. Raz chciałam, żeby
telefon zadzwonił za chwilę, minutę później błagałam, żeby nie usłyszeć dzwonka
nadchodzącego połączenia. Wpadałam ze skrajności w skrajność i kiedy tylko
usłyszałam ten dźwięk i ujrzałam zdjęcie uśmiechniętego Billa na wyświetlaczu,
wpadłam w panikę i zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Wahałam się chyba w
nieskończoność, bo w końcu nic sobie nie ustaliłam, nie ułożyłam żadnego scenariusza,
gdyż wcześniej wszystkie uznałam za głupie i beznadziejne.
Dopiero, gdy dźwięk rozległ się ponownie, zebrałam się w
sobie i wcisnęłam zieloną słuchawkę, starając się ukryć wszelkie emocje.
– Halo?
– Cześć. Tu Bill – odezwał się, a pode mną ugięły się nogi.
Musiałam usiąść na kanapie, gdyż bałam się, że za chwilę zemdleję.
– Hej. Co tam? – Byłam pod wrażeniem, jak dobrze potrafię
ukryć emocje, które mną targały i nie wykrzyczałam mu do słuchawki, że
natychmiast ma wracać, bo nie potrafię bez niego żyć.
– U mnie świetnie – odpowiedział, a ja jakbym tego nie usłyszała.
Wciąż miałam w uszach dźwięk mojego serca, które bije tak mocno, iż obawiałam
się, że Bill mógłby się zorientować w jakim jestem stanie. – Mów, co u ciebie.
– W porządku. Praca, praca, praca. Nawet nie mam czasu na
pójście do kina – zaśmiałam się sztucznie.
– Ciągle zapracowana. Musisz odpocząć – powiedział i jakby
trochę się rozluźnił.
– Może kiedyś uda mi się wyjechać na jakieś wakacje – odrzekłam
i przez głowę przeleciało mi wspomnienie rozmowy z nim na temat naszego urlopu.
Mojego małego marzenia, które raczej nigdy się nie urzeczywistni.
– Na pewno! Ja bardzo odpocząłem, odkąd wyjechałem z Los
Angeles – zapewnił. – Może tutaj jest więcej fanów i dziennikarzy, którzy tylko
czają się na każdym kroku, żeby zrobić mi zdjęcie, ale w końcu to mój rodzinny
kraj i to tu, w Niemczech czuję się jak w domu, a nie w Ameryce.
– I nie chcesz wrócić do Niemiec na zawsze? – zapytałam,
trochę bojąc się odpowiedzi.
– Nie wiem – powiedział po chwili wahania. – Ale chyba
raczej nie. Na dłuższą metę znowu przeszkadzaliby mi fani i dziennikarze,
którzy łażą za mną krok w krok. W Los Angeles tego nie ma i dlatego czuję się
tam bardziej swobodnie. Z drugiej strony: w Niemczech mam swoją rodzinę i
przyjaciół, więc tutaj zawsze będę chętnie wracać.
Wydawało mi się, że Bill tak naprawdę nie chce ze mną
rozmawiać lub chce, ale o wszystkim, byleby nie nawiązywać do tego, że tak
bardzo się ode mnie odsunął. Mnie również nie było łatwo słyszeć jego głos od
tak długiego czasu, lecz starałam się bardzo mocno, żeby nie wyczuł tego, jak
ciężko mi było. On natomiast chyba celowo omijał temat, który i tak trzeba było
w końcu poruszyć. Ja nie zamierzałam robić pierwszego kroku w tę stronę,
ponieważ nie pozbierałabym się pewnie po słowach, które bym od niego usłyszała,
a i tak to, co teraz było między nami, trudno było znieść.
– Zrobiłeś sobie bardzo długie wakacje – powiedziałam. –
Masz zamiar niedługo wrócić do Los Angeles?
– Tak naprawdę nic jeszcze nie planowałem.
– Chciałabym cię zobaczyć – wyrwało mi się, ale nie
żałowałam, że to powiedziałam. Już długo wstrzymywałam swoje uczucia i wreszcie
chciałam dać Billowi jakiś sygnał, że coś jest na rzeczy, że powinniśmy
porozmawiać i że on powinien zareagować, podchwycić temat, pociągnąć mnie za
język, bo sama z siebie nie zrobię tego najważniejszego korku, bo się za bardzo
boję jego reakcji.
Bill jednak milczał, czego nie rozumiałam. Trochę się
zdziwiłam, trochę zawiodłam. Zabolała mnie ta cisza, lecz miałam nadzieję, że nie
oznacza ona najgorszego: Bill już nie chce mnie znać i najlepiej będzie,
żebyśmy zakończyli tę rozmowę i żebym już więcej się z nim nie kontaktowała.
– Elyso… – zaczął. – Nie jestem gotów…
– Na co? Na spotkanie? – Zaśmiałam się z absurdu jego słów.
Ponad pół roku się ze mną nie kontaktował i jeszcze potrzebuje czasu na… na co?
– Kiedy widzieliśmy się ostatni raz… nie byłem sobą…
– Już o tym zapomniałam!
– Ja nie zapomniałem…
– Bill, chyba sobie żartujesz! Minęło tyle czasu, a ty nadal
masz żal do siebie o to, co stało się, kiedy byłeś pod wpływem alkoholu? Myślałam,
że nie przejmujesz się takimi rzeczami tak bardzo! – powiedziałam zdziwiona.
Naprawdę uważałam, że głupie ze strony Billa jest to chowanie żalu do samego
siebie. Zwłaszcza, że był wtedy pijany, a ja dawno mu to wybaczyłam.
– To nie jest takie łatwe…
– Właśnie, że jest! – przerwałam mu. – Wiele razy
powtarzałeś mi, że nie warto przejmować się rzeczami, które tak naprawdę nic
dla nas nie znaczą. Tamto zdarzenie może na początku jakoś mnie dotknęło, ale z
czasem stwierdziłam, że branie czegoś takiego na poważnie jest głupie. Ty też
powinieneś zrobić to samo.
– Nie wiesz, co miałem wtedy w głowie.
– Teraz już tego nie masz. Wierzę, że nigdy więcej nie zrobisz
czegoś, czego będziesz potem żałować.
Bill milczał, a ja już myślałam, że po prostu się rozłączył
i dla pewności sprawdziłam wyświetlacz komórki. Połączenie nie zostało
przerwane, a Bill zwyczajnie siedział cicho po drugiej stronie. Nawet nie domyślałam
się, co to znaczy i już miałam się odezwać, ale tak naprawdę nie wiedziałam, co
mogłabym mu teraz powiedzieć. Wygadałam mu się, wyznałam wiele, lecz nie
wszystko można było wyznać przez telefon. Teraz on musiał zrobić krok w moją
stronę, ale na razie nie zapowiadało się, by miał to uczynić, bo po prostu
siedział po drugiej stronie cicho i nie miał chyba zamiaru się odezwać.
Powoli mnie to irytowało, i kiedy już chciałam coś
powiedzieć, zapytać, czemu nic nie mówi, on nagle zabrał głos.
– Spróbuję. – Odetchnęłam z ulgą na te słowa i wreszcie
ujrzałam jakiś promyk nadziei. Przynajmniej na to, że go jeszcze kiedyś
zobaczę. – Ale nie wiem, kiedy wrócę do Los Angeles. Dobrze nam tutaj z
Caroline i nawet pisanie tekstów idzie mi tutaj lepiej.
Tym razem ja milczałam, bo jego słowa mnie dotknęły. Nie zamierzałam
jednak siedzieć cicho tak długo jak on i już po chwili odzyskałam głos.
– Chciałabym się po prostu z tobą spotkać, kiedy wrócisz.
Bardzo mi na tym zależy.
– Dobrze. Dam ci znać.
Nie było już nic więcej do dodania, więc zwyczajnie
zakończyliśmy tę naszą dziwaczną wymianę zdań, po której nie czułam się zbyt
dobrze. Kiedy Tom poinformował mnie, że Bill do mnie zatelefonuje, poczułam, że
to może być szansa, że coś wreszcie posunie się do przodu, że może znajdę w sobie
odwagę, której mi brakowało i wreszcie powiem mu to wszystko, co leży mi na sercu.
Zawiodłam się jednak, bo nic z tych rzeczy się nie spełniło, a moje oczekiwania
spełniły się chyba tylko w setnej części tego, czego chciałam. Miała to być
rozmowa, która nada mojemu życiu sens, a tak naprawdę jeszcze bardziej mnie
dobiła. I mogłam się pochwycić jedynie nadziei na nasze spotkanie, które
zaplanowaliśmy w przyszłości, bez określonej daty, bez określonego miejsca. I
tak naprawdę mogło w ogóle nie dojść do skutku.
I po raz kolejny zostałam sama, nie mając już nikogo, kto mógłby
po prostu przy mnie być. I mijały kolejne dni, przekształcające się w tygodnie
i miesiące, gdzie nie miałam poczucia czasu i miałam wrażenie, że po prostu
jestem, bo muszę, o ktoś powinien zająć się pracą i życiem w zwyczajnej
monotonii. Nie zależało mi na niczym innym, prócz spotkania z Billem.
Postanowiłam sobie, że wreszcie powiem mu, jak bardzo za nim tęskniłam, jak
ważny dla mnie jest i zwyczajnie wyznam mu wszystkie swoje uczucia, bo tylko to
mi zostało.
Lecz on jednak nie wracał. Wciąż siedział z Caroline z
Niemczech i chyba dobrze się bawił, bo chociaż dzwonił do mnie raz na dwa tygodnie,
żeby po prostu porozmawiać, to i tak większość naszych rozmów była o tym, jak
dobrze jest mu ze swoją dziewczyną, jak dobrze, że znowu ze sobą rozmawiamy i
że jeszcze trochę pomieszka w Niemczech z Caroline. Cieszyłam się z każdego
słowa, które od niego usłyszałam, ale jednocześnie byłam bardzo zazdrosna o to,
że to tamta dziewczyna z nim jest, a nie ja. Uśmiech gościł na moich ustach,
kiedy ze sobą rozmawialiśmy, ale schodził mi z twarzy, gdy Bill wspominał o
tym, jaka Caroline jest wspaniała.
Kiedy pewnego dnia Shermine zatelefonowała do mnie i
wprosiła się na kawę następnego dnia, myślałam, że przyjdzie sama. Ona jednak postanowiła
mnie zaskoczyć i zabrała ze sobą Toma, który chyba nie wyglądał na szczęśliwego,
kiedy zobaczył mnie w takim stanie. Chyba wyczuł, że nie jest ze mną dobrze, bo
tylko rzucił mi krótkie ,,cześć” i obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem. Shermine natomiast
w ogóle nie uważała na słowa.
– Kochana, wyglądasz jak nieszczęście!
– Cześć, Shermine – powiedziałam, lekceważąc jej uwagę i przywitałam
się z nimi buziakami w policzki. Zaprosiłam gości do środka, a oni zajęli
miejsca w salonie, gdzie wcześniej postawiłam talerz z ciastem, które kupiłam
rano w cukierni oraz kawę. – Mam nadzieję, że będzie wam smakować – powiedziałam
i posłałam obojgu uśmiech, który odwzajemniła tylko Shermine.
– Co u ciebie? – zapytała dziewczyna.
– Super – skłamałam. – Mam sporo pracy, ale cieszę się, bo
przynajmniej zarabiam jakieś pieniądze.
– Strasznie schudłaś – zauważyła. – Nie jesteś chora?
Spojrzałam na nią zdziwiona i po raz pierwszy od długiego
czasu szczerze się roześmiałam. Gdyby miłość była chorobą, którą da się
wyleczyć, na pewno wielu ludzi szczerze podziękowałoby za lek na nią.
– Zaczęłam dbać o linię. – Kolejne kłamstwo.
Rozmawialiśmy w większości o mojej pracy, o planach na
przyszłość Shermine i Toma, którzy szykowali się na odwiedziny mamy bliźniaków
w Niemczech i temat zszedł na Billa, czego mogłam się spodziewać. Nie chłonęłam
już tak bardzo wszystkich informacji na jego temat, gdyż teraz byliśmy w
całkiem dobrym kontakcie, ale ucieszyły mnie wiadomości o nim. Shermine
spytała, czy już między nami lepiej, a ja z radością oznajmiłam jej, że tak i
jestem zadowolona z tego, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
– Ale i tak nie wyglądasz najlepiej – powiedziała Shermine.
– Jesteś taka przygnębiona, nie ma w tobie tej dawnej radości, jakby coś się
stało. Normalnie… zachowujesz się, jakbyś była w żałobie – dodała, a ja zupełnie
nie wiedziałam, co mogłabym jej odpowiedzieć.
– Wydaje ci się – odrzekłam wreszcie, pociągając łyk z
kubka.
– Tom, powiedz coś! – oburzyła się. Byłoby to dla mnie śmieszne,
ale nie w tej sytuacji. Nie, kiedy w środku naprawdę czułam, że coś we mnie
umarło, a ja musiałam to pogrzebać.
– Jeśli Elysa mówi, że wszystko jest w porządku, to chyba by
nas nie okłamywała. – Tom spojrzał na mnie z takim wyrazem twarz, jakby chciał
powiedzieć: ,,ogarnij się wreszcie!”.
Ale ja nie potrafiłam się ogarnąć. I nie wiedziałam, czy w
ogóle kiedykolwiek będę umiała.
Bill związał się z Caroline i był z nią szczęśliwy.
Rozmawialiśmy ze sobą i wszystko byłoby dobrze, gdybym nie czuła się porzucona
przez niego. Nie potrafiłam zaakceptować jego związku, chociaż powinnam.
Wmówiłam sobie, że powinnam cieszyć się szczęściem osoby, którą kocham całym
sercem, ale nie potrafiłam.
Czekałam tylko na spotkanie z nim i szczerą rozmowę o moich
uczuciach. Chociaż nie wiedziałam, czy zdołam powiedzieć mu to wszystko, co
siedziało we mnie od kilku lat.