piątek, 13 lipca 2018

Ostatnie pożegnanie. [38] ONA

Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do Was z krótkim odcinkiem i krótką informacją. Nie bójcie się, nie jest to wpis typu ZAWIESZAM BLOGA. Nie. Chociaż można tak to nazwać, po części, ponieważ wyjeżdżam. Dostałam upragniony urlop i od poniedziałku (16 lipca) mam trzy tygodnie wolnego. Planuję zaszyć się gdzieś w górach i wreszcie odpocząć od całego świata. Nie będzie komputera, nie będzie Internetu. Będę tylko ja, mój chłopak, jakaś książka i natura. Długo na to czekałam, bo jestem naprawdę zmęczona życiem i mam już dosyć ludzi, którzy mnie otaczają. Muszę więc odpocząć. Co prawda, nie wyjeżdżam od razu, bo pewnie w połowie drugiego tygodnia, ponieważ chcę jeszcze odwiedzić rodziców, lecz raczej nie znajdę czasu na pisanie. Teraz czekają mnie ciężkie dwa dni w pracy i wolne. Będę tu zaglądać, żeby sprawdzić komentarze, na które ewentualnie odpowiem, ale odcinka się nie spodziewajcie. Może zdarzyć się taka sytuacja, że coś dodam, jeśli dzisiaj uda mi się coś napisać, ale nie pokładajcie w tym nadziei. 
Życzcie mi udanych wakacji, bo to najdłuższe wolne od czterech lat!
Ja Wam życzę tego samego. Dużo słońca, odpoczynku, mile spędzonego czasu i mało wydanych pieniędzy.
Wracam za trzy tygodnie!

ONA
Czekanie na rozmowę z Billem było jednocześnie dobre i złe. Dobre, ponieważ jakoś mogłam przygotować się na nią i mogłam ustalić sobie jakiś schemat – jakie pytania będę zadawać, jakie emocje będę chciała pokazać, jakie ukryć. Złe, ponieważ im dłużej czekałam, im więcej scenariuszy tworzyłam w głowie, tym bardziej gubiłam się w tym wszystkim i wreszcie nie miałam w ogóle pojęcia, o co chciałam zapytać, jakie emocje powinnam okazać, jakie ukryć i tylko zostało mi usiąść, czekać na telefon i liczyć na to, że nie rozpłaczę się, kiedy tylko usłyszę jego głos i nie zacznę lamentować, że Caroline wcale nie jest kobietą dla niego i nie powinien się z nią spotykać, a kiedy zapytałby, dlaczego tak sądzę, zamilkłabym na amen, pozostawiając go bez żadnych wyjaśnień, o bałabym się odrzucenia i wyśmiania przez najlepszego przyjaciela. 
Całe to oczekiwanie, ciągłe przygotowania się na coś, odkładanie wszystkiego na następny raz było już dla mnie męczące, chociaż sama tego wszystkiego chciałam. Kiedyś myślałam, że więcej czasu oznacza więcej możliwości na przemyślenia, zaplanowania tego, co miało wydarzyć się w przyszłości, jednak teraz wiedziałam, że to bujda na resorach i byłam głupia, kiedy myślałam, że to naprawdę mi pomoże. Ciągłe czekanie i czekanie nic mi nie dawało, tylko odbierało coraz więcej chęci do życia i pozostawiało mnie w pustce. 
Byłam zagubiona i co chwila zmieniałam zdanie, choć wyznaczona godzina rozmowy zbliżała się nieubłaganie. Przeklinałam się w duchu, że Tom postanowił, że pozwoli mi się trochę oswoić z myślą, że po ponad sześciu miesiącach znowu usłyszę głos Billa, ponieważ przez to miałam możliwość przemyślenia wszystkiego, przeanalizowania i ustalania sobie tych wszystkich scenariuszy, które tak bardzo namieszały mi w głowie, że miałam wrażenie, iż za moment zwariuję. Byłam głupia z tym ciągłym odkładaniem wszystkiego w czasie, zamiast pójścia na całość i stawienia czoła przeciwnościom i stania twarzą w twarz z problemami, wątpliwościami i własnymi uczuciami. Raz chciałam, żeby telefon zadzwonił za chwilę, minutę później błagałam, żeby nie usłyszeć dzwonka nadchodzącego połączenia. Wpadałam ze skrajności w skrajność i kiedy tylko usłyszałam ten dźwięk i ujrzałam zdjęcie uśmiechniętego Billa na wyświetlaczu, wpadłam w panikę i zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Wahałam się chyba w nieskończoność, bo w końcu nic sobie nie ustaliłam, nie ułożyłam żadnego scenariusza, gdyż wcześniej wszystkie uznałam za głupie i beznadziejne. 
Dopiero, gdy dźwięk rozległ się ponownie, zebrałam się w sobie i wcisnęłam zieloną słuchawkę, starając się ukryć wszelkie emocje.
– Halo?
– Cześć. Tu Bill – odezwał się, a pode mną ugięły się nogi. Musiałam usiąść na kanapie, gdyż bałam się, że za chwilę zemdleję.
– Hej. Co tam? – Byłam pod wrażeniem, jak dobrze potrafię ukryć emocje, które mną targały i nie wykrzyczałam mu do słuchawki, że natychmiast ma wracać, bo nie potrafię bez niego żyć.
– U mnie świetnie – odpowiedział, a ja jakbym tego nie usłyszała. Wciąż miałam w uszach dźwięk mojego serca, które bije tak mocno, iż obawiałam się, że Bill mógłby się zorientować w jakim jestem stanie. – Mów, co u ciebie.
– W porządku. Praca, praca, praca. Nawet nie mam czasu na pójście do kina – zaśmiałam się sztucznie.
– Ciągle zapracowana. Musisz odpocząć – powiedział i jakby trochę się rozluźnił. 
– Może kiedyś uda mi się wyjechać na jakieś wakacje – odrzekłam i przez głowę przeleciało mi wspomnienie rozmowy z nim na temat naszego urlopu. Mojego małego marzenia, które raczej nigdy się nie urzeczywistni.
– Na pewno! Ja bardzo odpocząłem, odkąd wyjechałem z Los Angeles – zapewnił. – Może tutaj jest więcej fanów i dziennikarzy, którzy tylko czają się na każdym kroku, żeby zrobić mi zdjęcie, ale w końcu to mój rodzinny kraj i to tu, w Niemczech czuję się jak w domu, a nie w Ameryce.
– I nie chcesz wrócić do Niemiec na zawsze? – zapytałam, trochę bojąc się odpowiedzi. 
– Nie wiem – powiedział po chwili wahania. – Ale chyba raczej nie. Na dłuższą metę znowu przeszkadzaliby mi fani i dziennikarze, którzy łażą za mną krok w krok. W Los Angeles tego nie ma i dlatego czuję się tam bardziej swobodnie. Z drugiej strony: w Niemczech mam swoją rodzinę i przyjaciół, więc tutaj zawsze będę chętnie wracać.
Wydawało mi się, że Bill tak naprawdę nie chce ze mną rozmawiać lub chce, ale o wszystkim, byleby nie nawiązywać do tego, że tak bardzo się ode mnie odsunął. Mnie również nie było łatwo słyszeć jego głos od tak długiego czasu, lecz starałam się bardzo mocno, żeby nie wyczuł tego, jak ciężko mi było. On natomiast chyba celowo omijał temat, który i tak trzeba było w końcu poruszyć. Ja nie zamierzałam robić pierwszego kroku w tę stronę, ponieważ nie pozbierałabym się pewnie po słowach, które bym od niego usłyszała, a i tak to, co teraz było między nami, trudno było znieść. 
– Zrobiłeś sobie bardzo długie wakacje – powiedziałam. – Masz zamiar niedługo wrócić do Los Angeles?
– Tak naprawdę nic jeszcze nie planowałem.
– Chciałabym cię zobaczyć – wyrwało mi się, ale nie żałowałam, że to powiedziałam. Już długo wstrzymywałam swoje uczucia i wreszcie chciałam dać Billowi jakiś sygnał, że coś jest na rzeczy, że powinniśmy porozmawiać i że on powinien zareagować, podchwycić temat, pociągnąć mnie za język, bo sama z siebie nie zrobię tego najważniejszego korku, bo się za bardzo boję jego reakcji.
Bill jednak milczał, czego nie rozumiałam. Trochę się zdziwiłam, trochę zawiodłam. Zabolała mnie ta cisza, lecz miałam nadzieję, że nie oznacza ona najgorszego: Bill już nie chce mnie znać i najlepiej będzie, żebyśmy zakończyli tę rozmowę i żebym już więcej się z nim nie kontaktowała. 
– Elyso… – zaczął. – Nie jestem gotów…
– Na co? Na spotkanie? – Zaśmiałam się z absurdu jego słów. Ponad pół roku się ze mną nie kontaktował i jeszcze potrzebuje czasu na… na co?
– Kiedy widzieliśmy się ostatni raz… nie byłem sobą…
– Już o tym zapomniałam! 
– Ja nie zapomniałem…
– Bill, chyba sobie żartujesz! Minęło tyle czasu, a ty nadal masz żal do siebie o to, co stało się, kiedy byłeś pod wpływem alkoholu? Myślałam, że nie przejmujesz się takimi rzeczami tak bardzo! – powiedziałam zdziwiona. Naprawdę uważałam, że głupie ze strony Billa jest to chowanie żalu do samego siebie. Zwłaszcza, że był wtedy pijany, a ja dawno mu to wybaczyłam.
– To nie jest takie łatwe…
– Właśnie, że jest! – przerwałam mu. – Wiele razy powtarzałeś mi, że nie warto przejmować się rzeczami, które tak naprawdę nic dla nas nie znaczą. Tamto zdarzenie może na początku jakoś mnie dotknęło, ale z czasem stwierdziłam, że branie czegoś takiego na poważnie jest głupie. Ty też powinieneś zrobić to samo.
– Nie wiesz, co miałem wtedy w głowie.
– Teraz już tego nie masz. Wierzę, że nigdy więcej nie zrobisz czegoś, czego będziesz potem żałować. 
Bill milczał, a ja już myślałam, że po prostu się rozłączył i dla pewności sprawdziłam wyświetlacz komórki. Połączenie nie zostało przerwane, a Bill zwyczajnie siedział cicho po drugiej stronie. Nawet nie domyślałam się, co to znaczy i już miałam się odezwać, ale tak naprawdę nie wiedziałam, co mogłabym mu teraz powiedzieć. Wygadałam mu się, wyznałam wiele, lecz nie wszystko można było wyznać przez telefon. Teraz on musiał zrobić krok w moją stronę, ale na razie nie zapowiadało się, by miał to uczynić, bo po prostu siedział po drugiej stronie cicho i nie miał chyba zamiaru się odezwać. 
Powoli mnie to irytowało, i kiedy już chciałam coś powiedzieć, zapytać, czemu nic nie mówi, on nagle zabrał głos.
– Spróbuję. – Odetchnęłam z ulgą na te słowa i wreszcie ujrzałam jakiś promyk nadziei. Przynajmniej na to, że go jeszcze kiedyś zobaczę. – Ale nie wiem, kiedy wrócę do Los Angeles. Dobrze nam tutaj z Caroline i nawet pisanie tekstów idzie mi tutaj lepiej.
Tym razem ja milczałam, bo jego słowa mnie dotknęły. Nie zamierzałam jednak siedzieć cicho tak długo jak on i już po chwili odzyskałam głos.
– Chciałabym się po prostu z tobą spotkać, kiedy wrócisz. Bardzo mi na tym zależy.
– Dobrze. Dam ci znać.
Nie było już nic więcej do dodania, więc zwyczajnie zakończyliśmy tę naszą dziwaczną wymianę zdań, po której nie czułam się zbyt dobrze. Kiedy Tom poinformował mnie, że Bill do mnie zatelefonuje, poczułam, że to może być szansa, że coś wreszcie posunie się do przodu, że może znajdę w sobie odwagę, której mi brakowało i wreszcie powiem mu to wszystko, co leży mi na sercu. Zawiodłam się jednak, bo nic z tych rzeczy się nie spełniło, a moje oczekiwania spełniły się chyba tylko w setnej części tego, czego chciałam. Miała to być rozmowa, która nada mojemu życiu sens, a tak naprawdę jeszcze bardziej mnie dobiła. I mogłam się pochwycić jedynie nadziei na nasze spotkanie, które zaplanowaliśmy w przyszłości, bez określonej daty, bez określonego miejsca. I tak naprawdę mogło w ogóle nie dojść do skutku.

I po raz kolejny zostałam sama, nie mając już nikogo, kto mógłby po prostu przy mnie być. I mijały kolejne dni, przekształcające się w tygodnie i miesiące, gdzie nie miałam poczucia czasu i miałam wrażenie, że po prostu jestem, bo muszę, o ktoś powinien zająć się pracą i życiem w zwyczajnej monotonii. Nie zależało mi na niczym innym, prócz spotkania z Billem. Postanowiłam sobie, że wreszcie powiem mu, jak bardzo za nim tęskniłam, jak ważny dla mnie jest i zwyczajnie wyznam mu wszystkie swoje uczucia, bo tylko to mi zostało. 
Lecz on jednak nie wracał. Wciąż siedział z Caroline z Niemczech i chyba dobrze się bawił, bo chociaż dzwonił do mnie raz na dwa tygodnie, żeby po prostu porozmawiać, to i tak większość naszych rozmów była o tym, jak dobrze jest mu ze swoją dziewczyną, jak dobrze, że znowu ze sobą rozmawiamy i że jeszcze trochę pomieszka w Niemczech z Caroline. Cieszyłam się z każdego słowa, które od niego usłyszałam, ale jednocześnie byłam bardzo zazdrosna o to, że to tamta dziewczyna z nim jest, a nie ja. Uśmiech gościł na moich ustach, kiedy ze sobą rozmawialiśmy, ale schodził mi z twarzy, gdy Bill wspominał o tym, jaka Caroline jest wspaniała. 
Kiedy pewnego dnia Shermine zatelefonowała do mnie i wprosiła się na kawę następnego dnia, myślałam, że przyjdzie sama. Ona jednak postanowiła mnie zaskoczyć i zabrała ze sobą Toma, który chyba nie wyglądał na szczęśliwego, kiedy zobaczył mnie w takim stanie. Chyba wyczuł, że nie jest ze mną dobrze, bo tylko rzucił mi krótkie ,,cześć” i obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem. Shermine natomiast w ogóle nie uważała na słowa.
– Kochana, wyglądasz jak nieszczęście!
– Cześć, Shermine – powiedziałam, lekceważąc jej uwagę i przywitałam się z nimi buziakami w policzki. Zaprosiłam gości do środka, a oni zajęli miejsca w salonie, gdzie wcześniej postawiłam talerz z ciastem, które kupiłam rano w cukierni oraz kawę. – Mam nadzieję, że będzie wam smakować – powiedziałam i posłałam obojgu uśmiech, który odwzajemniła tylko Shermine. 
– Co u ciebie? – zapytała dziewczyna.
– Super – skłamałam. – Mam sporo pracy, ale cieszę się, bo przynajmniej zarabiam jakieś pieniądze. 
– Strasznie schudłaś – zauważyła. – Nie jesteś chora?
Spojrzałam na nią zdziwiona i po raz pierwszy od długiego czasu szczerze się roześmiałam. Gdyby miłość była chorobą, którą da się wyleczyć, na pewno wielu ludzi szczerze podziękowałoby za lek na nią.
– Zaczęłam dbać o linię. – Kolejne kłamstwo.
Rozmawialiśmy w większości o mojej pracy, o planach na przyszłość Shermine i Toma, którzy szykowali się na odwiedziny mamy bliźniaków w Niemczech i temat zszedł na Billa, czego mogłam się spodziewać. Nie chłonęłam już tak bardzo wszystkich informacji na jego temat, gdyż teraz byliśmy w całkiem dobrym kontakcie, ale ucieszyły mnie wiadomości o nim. Shermine spytała, czy już między nami lepiej, a ja z radością oznajmiłam jej, że tak i jestem zadowolona z tego, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. 
– Ale i tak nie wyglądasz najlepiej – powiedziała Shermine. – Jesteś taka przygnębiona, nie ma w tobie tej dawnej radości, jakby coś się stało. Normalnie… zachowujesz się, jakbyś była w żałobie – dodała, a ja zupełnie nie wiedziałam, co mogłabym jej odpowiedzieć.
– Wydaje ci się – odrzekłam wreszcie, pociągając łyk z kubka. 
– Tom, powiedz coś! – oburzyła się. Byłoby to dla mnie śmieszne, ale nie w tej sytuacji. Nie, kiedy w środku naprawdę czułam, że coś we mnie umarło, a ja musiałam to pogrzebać. 
– Jeśli Elysa mówi, że wszystko jest w porządku, to chyba by nas nie okłamywała. – Tom spojrzał na mnie z takim wyrazem twarz, jakby chciał powiedzieć: ,,ogarnij się wreszcie!”. 
Ale ja nie potrafiłam się ogarnąć. I nie wiedziałam, czy w ogóle kiedykolwiek będę umiała.
Bill związał się z Caroline i był z nią szczęśliwy. Rozmawialiśmy ze sobą i wszystko byłoby dobrze, gdybym nie czuła się porzucona przez niego. Nie potrafiłam zaakceptować jego związku, chociaż powinnam. Wmówiłam sobie, że powinnam cieszyć się szczęściem osoby, którą kocham całym sercem, ale nie potrafiłam. 
Czekałam tylko na spotkanie z nim i szczerą rozmowę o moich uczuciach. Chociaż nie wiedziałam, czy zdołam powiedzieć mu to wszystko, co siedziało we mnie od kilku lat.

czwartek, 5 lipca 2018

Ostatnie pożegnanie. [37] ON

Dzisiejszy odcinek był trudny do napisania, ale chyba zawarłam w nim to wszystko, co chciałam. Padają tu ważne słowa, które będą miały duże znaczenie w przyszłości.
Przypominam, że niewiele rozdziałów zostało do końca.

ON
Kiedy wpadałem na pomysł spędzenia z Elysą wakacji na Malediwach i zaczynałem planować wszystko od początku do końca, razem z terminem na początek września, zupełnie zapomniałem o jednym, bardzo ważnym szczególe, który te moje plany nieco pokrzyżował. Mianowicie, wyleciało mi z głowy, że pierwszego września każdego roku mam urodziny. Tak, w tym roku o tym zapomniałem i zdarzyło mi się to po raz pierwszy, przez co plułem sobie w brodę, a Tom mnie jeszcze tym trochę dobijał, komentując, że robię się już stary i zapominam o takich ważnych rzeczach. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło i stwierdziłem, że nie stwarza to żadnego poważniejszego problemu i wakacje z Elysą przełożę na kilka dni później. W ramach dobrego prezentu urodzinowego dla samego siebie. Tomowi nic nie kupowałem, bo trzymaliśmy się naszej zasady od wielu lat, że nie będziemy robić prezentów, gdyż od tego są znajomi. Przyjaciółka… a właściwie prawie moja dziewczyna nie miała żadnego problemu ze zmianą terminu naszego wylotu i chyba nawet się z tego powodu ucieszyła, co było widać po jej minie, gdy ją o tym poinformowałem, lecz nie miałem jej tego za złe. Nie byliśmy jeszcze na takim etapie związku, żeby spędzać ze sobą każdą chwilę, ciągle się przytulać, całować i robić te wszystkie rzeczy, które robią zakochane pary, ponieważ do końca się nie określiliśmy. Oboje wciąż byliśmy niepewni siebie i nadal zachowywaliśmy się jak przyjaciele, lecz miałem nadzieję, że wspólnie spędzone wakacje pomogą nam się przed sobą otworzyć, a Elysa wreszcie nabierze pewności siebie i przekonania co do moich szczerych intencji. Rozumiałem, że może być jeszcze w szoku po naszej ostatniej rozmowie, od której minęło zaledwie cztery dni, a ja intensywnie przykładałem się do mojej nowej roli – mężczyzny, który stara się o kobietę. I choć dawno tego nie robiłem, gdyż o Caroline specjalnie starać się nie musiałem, wydawało mi się, że nie wyszedłem z wprawy. Zwłaszcza, że Elysa jakoś nie pałała entuzjazmem, gdy podarowałem jej kwiaty poprzedniego dnia przy okazji wyjścia na spacer, lecz widziałem, że się zaczerwieniła i skrywała uśmiech pod słowami narzekania, że nie powinienem wydawać pieniędzy oraz, że ona wcale za kwiatami nie przepada. Przyjąłem to do siebie, jednak od zawsze miałem swoje zdanie na ten temat – jeśli kobieta mówi, że nie lubi kwiatów, to i tak nie jest do końca prawdą, gdyż zawsze sprawia jej to przyjemność. Podjąłem więc decyzję, że Elysa kwiaty będzie ode mnie dostawać, lecz niezbyt często, żeby przypadkiem za bardzo się na mnie nie denerwowała. 
Wracając jednak do naszych wakacji. 
Nie zaplanowaliśmy jeszcze nic, właśnie przez to, że pierwszego września wypadają urodziny moje i Toma, a mój brat przypomniał mi o nich w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewałem i już miałem kupować bilety na samolot oraz rezerwować hotel. I w sumie, całe szczęście, że tego dnia wparował do mojego pokoju z okrzykiem:
– Niedługo nasze urodziny! Planuję mega zajebistą imprezę i chcę zaprosić mnóstwo osób!
Wtedy właśnie do mnie dotarło, że pierwszy września wypada akurat w kolejnym tygodniu. Musiałem więc poinformować Elysę o przełożeniu naszych wspólnych wakacji i jednocześnie zaprosiłem ją na naszą ,,mega zajebistą” imprezę urodzinową, którą Tom postanowił zorganizować. 
Mój brat na poważnie wziął do siebie swoje własne słowa i rzeczywiście od razu zaczął wysyłać zaproszenia do naszych wspólnych znajomych, po czym dopiero zabrał się za załatwianie formalności. Niestety, zbyt późno zorientował się, że rezerwacja dobrego miejsca raczej mu nie wyjdzie, gdyż zostało zbyt mało czasu i nawet mówienie właścicielom lokali, że jesteśmy celebrytami, sławnymi na całym świecie, na nic się zdało, ponieważ byli ludzie ważniejsi od nas. 
– Są strasznie zacofani, że nas nie kojarzą! – oburzył się Tom, kiedy kolejny raz z rzędu spotkał się z odmową. 
– Przecież możemy zrobić małą imprezę w domu – podsunąłem, popijając Red Bulla. 
– Tylko chodzi o to, że nie chcę robić jej tutaj. – Tom się skrzywił i opadł na kanapę. Chyba naprawdę zależało mu na spełnieniu swojej obietnicy co do niepowtarzalnej zabawy urodzinowej.
– W zeszłym roku byliśmy w klubie, więc teraz możemy coś zmienić – podpowiedziałem. 
Mój brat wciąż marszczył czoło w geście niezadowolenia, ale po otrzymaniu kolejnej niezadowalającej odpowiedzi od następnego właściciela miejsca, do którego dzwonił, przystał na moją propozycję, gdyż skończyły mu się asy w rękawie. 
Jego entuzjazm udzielił się także mnie. W końcu tylko raz w roku ma się urodziny. Miałem więc nadzieję, że zapowiedzi Toma się spełnią i naprawdę będziemy się świetnie bawić.

Przygotowania do naszej imprezy urodzinowej trwały tak długo, że nie pamiętam nawet, czy mieliśmy chociaż chwilę odpoczynku przez tych siedem intensywnych dni. Codziennie, od rana do wieczora, coś robiliśmy, przez co byłem wykończony. Elysa musiała być w tym czasie u siebie w pracy, przez co widzieliśmy się tylko dwa razy wieczorem, żeby porozmawiać o tym, co u nas, a później wracała do siebie. Razem z Tomem zamawialiśmy jedzenie, alkohol, wywoziliśmy meble, wstawialiśmy bar, zamawialiśmy dekoracje, rozpakowywaliśmy je, dekorowaliśmy nimi cały dom, a pracy w ogóle nie ubywało. Niestety, Tom uparł się, że zrobimy wszystko sami, więc byłem strasznie z tego niezadowolony i wykończony, co w ogóle nie pozwalało mi się cieszyć z nadchodzących urodzin. Do tego cały czas w głowie krążyła mi myśl, że ktoś będzie to musiał posprzątać i liczyłem po cichu na to, że Tom jednak nie będzie się wciąż upierał nad tym, że zrobi wszystko sam i po prostu wezwiemy sprzątaczkę.

Wreszcie nadszedł ten dzień, którego mój brat nie mógł się doczekać i od samego rana chodził bardzo podekscytowany. Wyjątkowo nawet wstał wcześniej niż zwykle, żeby móc zająć się wszystkim osobiście, chociaż pracy niewiele już zostało. Musiał jedynie wystawić szklanki, kieliszki, dzbanki, butelki z alkoholem i talerze wraz ze sztućcami i półmiski z jedzeniem. Mimo wszystko, całej tej radości bliźniaka, że nadszedł dzień naszych urodzin, nie podzielałem aż tak bardzo jego emocji, gdyż coraz bliżej nam obu było do trzydziestki. I mimo, iż z trójką na początku będę czuł się inaczej, to nie będzie to aż tak straszne, jakbym miał czterdzieści czy pięćdziesiąt lat. Dlatego wieczorem, kiedy przyszli już wszyscy goście, których zaprosiliśmy, postanowiliśmy zapomnieć o tym, że mamy coraz więcej lat i po prostu bawić się tak, jakby następny dzień miał nie nadejść. Nie oczekiwaliśmy od nikogo żadnych prezentów, nawet wszystkich informowaliśmy o tym, że zamiast wydawać pieniądze na niepotrzebne głupoty, lepiej będzie, kiedy kupią nam po prostu butelkę dobrego alkoholu, który będziemy mogli wypić razem w dniu naszego święta. Chyba nie była to do końca przemyślana decyzja, ponieważ nie wzięliśmy pod uwagę tego, że gości będzie ponad dwadzieścia osób, a każdy z nich przyniósł po dwie lub trzy butelki whisky, wódki, piwa czy wina. To nie było z naszej strony do końca mądre, bo chyba wystarczyłoby tego alkoholu na całkiem spore wesele, a Tom zapewniał wszystkich, że z każdym się napije przynajmniej jeden kieliszek. Na całe szczęście, z pomocą przyszedł mu Georg, który ofiarował się, że będzie mu towarzyszył. Mnie pozostało więc zabawiać tych gości, którzy nie mieli zamiaru nawalić się tego wieczoru i jak najbardziej mi to pasowało, gdyż nie miałem ochoty następnego dnia męczyć się z kacem tak, jak mój brat bliźniak. 
– Siema, stary! – usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i ujrzałem roześmianą twarz Andreasa, przyjaciela, którego nie widziałem od bardzo dawna. Od razu podszedłem do niego i uścisnęliśmy się, jakbyśmy nie widzieli się od lat. – Wyglądasz jeszcze gorzej niż zawsze! – zaśmiał się i mocniej klepnął mnie w plecy.
– Ty za to w ogóle się nie zmieniłeś. Zawsze gotów pocieszyć starego przyjaciela miłym słowem – odpowiedziałem, również się śmiejąc.
– Co u ciebie? Jak tam życie? – zapytał, popijając whisky ze szklanki. 
– Całkiem nieźle. Jakoś się trzymam. – Również pociągając łyk swojego drinka. Postawiłem na Cuba Libre z rumem i colą. Barman, którego zatrudniliśmy na ten wieczór spisywał się całkiem nieźle. 
– Tom mówił, że w końcu znalazłeś sobie laskę – rzekł, uśmiechając się szeroko, a ja trochę się zdziwiłem. Rozmawiając z bratem o mnie i Elysie wspominałem mu, że chcemy spróbować, lecz nie sądziłem, że będzie od razu paplał o tym wszystkim na prawo i lewo.
– Można tak powiedzieć – odrzekłem wymijająco. 
– Zaprosiłeś ją? Jest tutaj? – dopytywał i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, jakby miał zamiar pochwycić Elysę wzrokiem. Salon wraz z kuchnią i pokój dzienny stały się jedną dużą przestrzenią wypełnioną sporą grupą ludzi. Kuchnia zamieniła się w bar z prawdziwym barmanem, który przygotowywał wszystko dla gości, a w salonie DJ puszczał muzykę, do której sporo osób zaczęło tańczyć, chociaż impreza niedawno się zaczęła.
– Jeszcze nie przyszła – odrzekłem zgodnie z prawdą. Elysa miała załatwić jeszcze jakąś sprawę w pracy i wtedy miała zjawić się na imprezie. – Powinna być niedługo.
– Poznałem ją już? Chyba znacie się od dłuższego czasu, co? – Andreas nie dawał za wygraną i zawsze musiał wiedzieć wszystko z pierwszej ręki.
– Wydaje mi się, że spotkaliście się kiedyś. Na pewno ci ją przedstawię, kiedy się zjawi.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę o zwykłych sprawach, po czym zostałem zaczepiony przez Gustava i jego żonę, którzy zaczęli składać mi życzenia. Ucieszyłem się na ich widok, gdyż dawno ich nie widziałem i z nimi również wymieniłem kilka zdań.
Po około pół godzinie zauważyłem Elysę wchodzącą do domu i od razu skierowałem się w jej stronę. Wyglądała… super. Założyła czarną sukienkę z odkrytymi plecami, szpilki na niewysokim obcasie, a włosy zaczesała na bok. Zrobiła mocniejszy makijaż niż zawsze, co bardzo mi się w niej podobało. Przez głowę przeleciała mi myśl, dlaczego wcześniej nie zauważyłem tego, jaka jest ładna i jak bardzo mi się podoba.
– Jesteś – powiedziałem, kiedy stanąłem naprzeciw niej, a Elysa z lekkim zaskoczeniem na mnie spojrzała i dopiero, gdy zorientowała się, że to ja, uśmiechnęła się lekko.
– Cześć. – Przywitałem ją ciepłym buziakiem w policzek. – To dla ciebie – dodała i wręczyła mi małą białą torebkę prezentową.
– Przecież mówiłem, żebyś nic nie kupowała – powiedziałem zaskoczony.
– Ale to twoje urodziny. Dla Toma mam whisky – zaśmiała się i pokazała mi butelkę dwunastoletniego Chivasa Regal. Mojemu bratu na pewno się spodoba i jak dostanie swój prezent, na pewno będzie chciał go otworzyć.
– Nigdy mnie nie słuchasz – mruknąłem pod nosem i zajrzałem do torebki. Moim oczom ukazało się czarne pudełko z ozdobnym napisem GUCCI, który od razu mi się spodobał. Pospiesznie otworzyłem wieczko i ujrzałem piękny, srebrny łańcuszek. Bransoletka była jednocześnie delikatna i męska, czyli taka, jakie naprawdę lubiłem. 
– Długo się zastanawiałam nad prezentem dla ciebie i zdecydowałam się w ostatniej chwili – powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko, czekając na moją reakcję. 
– Jest piękna! – odpowiedziałem od razu i wyciągnąłem prezent, jednocześnie prosząc Elysę o to, by pomogła mi założyć go na nadgarstek. – Dziękuję!
– Gdzie jest Tom? Zdążył już się upić, czy będę miała jeszcze okazję wypić z nim urodzinowego drinka? – zapytała kobieta, gdy podeszliśmy razem do baru. 
– Gdzieś się tutaj kręcił niedawno z Georgiem. Dzisiaj chcą razem zaszaleć – odpowiedziałem, przywołując barmana gestem ręki. – Czego się napijesz?
– Chyba postawię na Aperol Spritz. Nie chcę od razu się nawalić. 
– A zamierzasz się dzisiaj upijać? – zapytałem zdziwiony.
– Kiedyś trzeba. – Uśmiechnęła się i zabrała od barmana przygotowanego drinka od razu upijając łyk przez słomkę. – A tak na serio, po prostu mam ochotę dobrze się bawić na twoich urodzinach. Niekoniecznie może nawalę się jak stodoła, ale wypiję kilka drinków. – Znów pociągnęła łyk, patrząc mi w oczy. – Cieszysz się, że masz dzisiaj urodziny? – zapytała, zmieniając temat.
– Czuję się trochę staro – zaśmiałem się. – Ale to pewnie tylko chwilowe…
Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo kilkoro znajomych wyskoczyło z mojej prawej strony i zaczęło mi składać życzenia. Nie zauważyłem kiedy Elysa się ulotniła i później również nie mogłem jej prędko odnaleźć.

Dopiero po jakimś czasie zauważyłem ją w towarzystwie Gustava, Georga i mojego brata. Bawiła się raczej dobrze, bo śmiała się z ich żartów i piła już kolejnego drinka. To był naprawdę miły widok, zwłaszcza, że mogłem powiedzieć o Elysie, iż była… moją dziewczyną. A przynajmniej w myślach tak mogłem ją nazywać. Trudno jej było przestawić się z tej kilkuletniej przyjaźni na prawdziwy związek i doskonale to rozumiałem, ale miałem nadzieję, że to jej przyzwyczajanie się do związku ze mną nie będzie trwało w nieskończoność i wreszcie będziemy mogli być poważną parą. 
Podszedłem do rozbawionego towarzystwa i przysiadłem na wolnym miejscu obok Georga, który akurat opowiadał jakiś zabawny żart. 
– Jest i on! – krzyknął mój brat i nalał mi do szklanki whisky. Ja również wypiłem kilka drinków i zaczynało mi szumieć w głowie, ale Tom wyglądał trochę gorzej. 
– Jak się bawicie? – zapytałem, zwracając się do gości.
– To najlepsze urodziny, na jakich byłem! – odpowiedział Gustav. 
– Ja też! – dodali równocześnie Georg i Elysa, po czym wybuchli śmiechem, jakby to był przezabawny żart. – Idę po kolejnego drinka! – zapowiedziała Elysa i od razu wstała, chwiejąc się przy tym. 
– Uuu! Komuś chyba już wystarczy! – Tom pociągnął łyk ze swojej szklanki i zaśmiał się głośno.
– Pójdę z tobą – powiedziałem do Elysy i ruszyłem za nią. Rzeczywiście była już naprawdę pijana, a ja nie wiedziałem, kiedy zdążyła wychylić tak dużo szklanek z drinkami. – Na pewno chcesz kolejnego? – zapytałem, kiedy staliśmy przy barze, a ona wisiała na moim ramieniu.
– Nie wiem. – Zrobiła skrzywioną minę i zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. – A ty jak myślisz?
– Moim zdaniem powinnaś przystopować – odrzekłem poważnie. – Może coś zjesz? W salonie są przystawki. 
– Chyba masz rację – powiedziała, trochę skrzywiona. 
Przeszliśmy razem do salonu, gdzie było sporo gości, którzy zajadali się przysmakami, które zamówiliśmy z cateringu. Postawiliśmy na różnorodność, więc pomiędzy krewetkami i kalmarami, można było znaleźć także sałatkę grecką, nachosy z dipami, mini kanapeczki z jakimś serkiem oraz tatar z kurek z łososiem i przyprawami. Ułożyłem na talerz po trochu wszystkiego, do tego zagarnąłem dwie szklanki wody i zaprowadziłem Elysę do ogrodu, gdzie zajęliśmy miejsca przy basenie. 
– Dzięki. Pewnie masz rację, że powinnam coś zjeść – odezwała się i pochłonęła jedną kanapkę na raz. – Chyba jestem pijana – stwierdziła po chwili, na co lekko się uśmiechnąłem.
– Ile wypiłaś? 
– Och, nie wiem – jęknęła. – Ale na pewno nie piłam tylko jednego rodzaju drinków. Barman namówił mnie na jakiś Old Cuban z rumem i później jeszcze na Gin Martini.
– Chyba muszę go zwolnić, skoro mi ciebie upija – powiedziałem całkiem poważnie, na co spojrzała na mnie zszokowana.
– Nie! – zaprzeczyła od razu. – Nie możesz zwalniać kogoś, bo za bardzo chcę próbować nowości alkoholowych!
– Tylko on nie będzie sprzątał po tobie, kiedy mi zwymiotujesz na dywan.
– Przecież nie jest mi niedobrze! – Miałem niezły ubaw przedrzeźniając się tak z Elysą, lecz wyraz przerażenia na jej twarzy sprawiał, że nie mogłem dłużej robić sobie z niej żartów.
Przesiadłem się ze swojego leżaka obok niej i objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie, co sprawiło, że poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Była tak blisko, jak nigdy wcześniej. Czułem, że to przez alkohol pozwoliła sobie aż tak zbliżyć się do mnie i wiedziałem, że to nie jest w porządku, bo następnego dnia raczej niewiele z tego będzie pamiętać, jednak chłonąłem tę chwilę całym sobą. 
– Kocham cię – powiedziała cicho, a ja przytuliłem ją mocniej. – Ale nadal boję się, że wszystko może się między nami zepsuć, kiedy spróbujemy być razem.
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem, więc odsunąłem się od niej trochę, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy. Widziałem, że jej tęczówki się zaszkliły, co od razu sprawiło, że chciałem na powrót mieć ją w ramionach, lecz w tym momencie musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić.
– Nie możesz ciągle się czegoś obawiać – rzekłem stanowczo. – Mam już dość, że wątpisz we wszystko i zamiast spróbować, skreślasz nas na początku. Gdybym cię nie znał, mógłbym pomyśleć, że tak naprawdę nie chcesz być ze mną, tylko wolisz w dalszym ciągu cierpieć w samotności…
– To nie tak, Bill! – Odsunęła się ode mnie jeszcze bardziej i patrzyła na mnie zszokowana. Może byłem dla niej za ostry, ale naprawdę byłem tym wszystkim zmęczony. 
– A jak? Cały czas masz wątpliwości, nie jesteś czegoś pewna… Nie wątpię w twoją miłość, chociaż czasem wydaje mi się, że powinienem.
– Bill, przepraszam – wyjąkała. – Tylko… jestem taka zagubiona. To wszystko mnie przytłacza.
– Nie możesz bać się miłości, Elyso. 
Nie odpowiedziała mi na to, tylko wpatrywała się we mnie, jakby chcąc wyczytać z mojej twarzy odpowiedzi na wszystkie pytania, które siedziały jej w głowie. A wiele bym dał, żeby dowiedzieć się, o czym tak intensywnie myśli.
W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, zbliżyła się do mnie, chwyciła moją twarz w swoje drobne dłonie i złączyła nasze usta w najpiękniejszym pocałunku, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Poczułem, jak w moim brzuchu, stado motyli wzbija się do szaleńczego lotu i naraz moje niedowierzanie i niepewność ulotniły się gdzieś razem z nimi, dając miejsce pewności i pragnieniu. Oddałem ten zachłanny pocałunek i wplotłem swoją dłoń w jej włosy, żeby tylko mi nie uciekła. 
I w tym momencie, gdy Elysa wykonała ten pierwszy krok, jakiego ja obawiałem się przez jej ciągłe wątpliwości, poczułem pewność, że Elysa jest tą kobietą, której chciałbym oddać wszystko. Chciałem przelać na nią całą swoją miłość i wiedziałem, że będzie ona odwzajemniona.
Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając i patrząc sobie w oczy. 
– Masz rację – odezwała się cicho. – Nie powinnam bać się miłości. Niczego nie powinnam się bać, skoro wreszcie mam ciebie.