Wychodzi na to, że żeby nie zostawić tego opowiadania niedokończonego i nie mieć żadnego postoju w pisaniu, muszę skończyć tę historię w ciągu tygodnia. Mam nadzieję, że mi się uda. Od razu biorę się do pracy.
Kiedy reszta iPadów doarła do biura i została odpowiednio zaopatrzona oraz zapakowana, a do nich dołączone odpowiednie materiały, można było wreszcie zacząć dostarczać paczki do aktorów. Po wpadce, jaką zaliczyli miesiąc wcześniej, Anthony i Joe doszli do wniosku, że rozwożeniem skryptów nie będą zajmować się kurierzy, tylko odpowiednio do tego wyznaczone osoby z wytwórni. Oprócz odbioru osobistego pakunków z iPadami i materiałami, aktorzy będą musieli podpisać kilka dokumentów, więc obaj reżyserzy postawili na pełen profesjonalizm.
Rozwożeniem przesyłek do aktorów odgrywających główne role miała zająć się Angelina Russo, która nie była za bardzo zachwycona, kiedy została o tym poinformowana. Swoje niezadowolenie wyraziła od razu, kiedy weszła do biura ojca.
- Nie jestem kurierem - powiedziała.
- Kochanie... - zaczął Anthony. - Wiesz przecież, że obaj z Joe mamy do ciebie ogromne zaufanie i obaj podjęliśmy tę decyzję.
- Dokładnie, Angie - potwierdził Joe. - Po tej akcji z iPadami chcemy mieć pewność, że skrypty dotrą do aktorów na czas.
- A nie pomyśleliście, że mam inne plany? - zapytała i od razu zrozumiała, że to głupie, bo pewnie nawet nie brali tego pod uwagę. Jeśli chciała w przyszłości być tak ważną i znaną osobą jak jej ojciec, powinna przystać na bycie kurierem przez jeden dzień. - Nieważne - mruknęła tylko i opuściła biuro.
Amelia przekazała jej pełną listę osób, które miała odwiedzić następnego dnia i wcale nie było to kilka nazwisk i adresów.
- Nie martw się - powiedziała sekretarka. - Ja też zostałam do tego przydzielona przez Joe - poinformowała, co nieco pocieszyło Angelinę. Wiedziała, że Amelia i tak większość swojego czasu spędzała za biurkiem, pracując po kilkanaście godzin dziennie i rzadko kiedy mogła pozwolić sobie na dzień wolnego. - Podzielimy się po połowie. Nazwisk jest sześćdziesiąt. Ty weźmiesz tych do litery K, a ja resztę. - Podała jej listę, na której znalazły się adresy osób, do których miała dostarczyć paczki. - Ja mam na przykład Marka Ruffalo i Michelle Pfeiffer, ale ty za to masz Samuela L. Jackson'a i Scarlett Johannson.
- Ale mnie pocieszyłaś - mruknęła. - Dobrze, że chociaż dałaś mi Roberta Downey Jr'a, to mój dobry przyjaciel. - Przejrzała listę i od razu mogła stwierdzić, że wszystko zajmie jej co najmniej dwa dni. Po piętnaście osób na dzień. - Kto by pomyślał, że będę robić za kuriera.
Razem z Amelią udały się do magazynu, z którego pobrały wszystkie zapakowane paczki. Całe szczęście, że ktoś pomyślał o tym, by ułożyć je alfabetycznie, więc łatwo było je rozdzielić, choć nie zapomniały, by wszystko sprawdzić po raz kolejny. Obie zapakowały swoje paczki do bagażników samochodów z niemałym trudem, ale na szczęście wszystko się zmieściło, toteż nie będzie trzeba wracać do biura po to, co zostało.
Pod koniec poprzedniego tygodnia Amelia osobiście zadzwoniła pod każdy z sześćdziesięciu numerów aktorów, do który trzeba dostarczyć skrypty i uprzejmie poprosiła, żeby każdy z nich danego dnia był przygotowany na to, że zjawi się w ich posiadłości osoba, która dostarczy paczkę. Prosiła również o to, by pozostać w ten dzień w domu, gdyż będzie potrzebnych kilka podpisów, więc paczkę trzeba będzie odebrać osobiście. Nie mówiła, kto będzie to wszystko dostarczał, bo tego nie wiedziała, toteż pewnie każdy z nich będzie oczekiwał kuriera.
Dziewczyny uzgodniły, że najlepszą godziną na rozpoczęcie pracy będzie dziewiąta rano, więc tak też się umówiły, że każda z nich wyruszy w trasę o tej porze. Aby nie zrobić bałaganu w paczkach, a tym samym utrzymać porządek na liście, miały udawać się do każdego z aktorów w kolejności alfabetycznej.
Gdy wszystko było ustalone, obie udały się do domów, aby odpocząć przed tym trudnym kolejnym dniem.
*
Pierwszy dzień bycia kurierem zapowiadał się dość ciekawie. Miała odwiedzić między innymi Bradley'a Cooper'a, Benedicta Cumberbatch'a, a także Roberta Downey Jr'a. Jej przyjaciel był przedostatni na dzisiejszej liście, ale postanowiła przełożyć go na koniec, by móc spędzić z nim więcej czasu.
Obudziła się o siódmej rano, by zjeść porządne śniadanie, nakarmić Thora oraz wziąć szybki prysznic. Ubrała się w czarny garnitur ze zwężanymi spodniami, białą koszulę z kołnierzem oraz czarne szpilki. Miała nadzieję, że nogi nie odpadną jej po całym dniu chodzenia, ale przecież musiała się prezentować nienagannie, skoro miała odwiedzić tego dnia tyle sławnych osób.
Z większością z nich miała już styczność, przynajmniej telefoniczną, ponieważ kiedy jej ojciec i wuj zastanawiali się nad obsadą do innych filmów, ona musiała czasami dzwonić do aktorów, ich agentów i umawiać na spotkania. Każdy z nich był bardzo miły podczas tych telefonicznych rozmów, więc miała nadzieję, że w rzeczywistości również tacy są.
Wyjęła z bagażnika swojego porche paczki, które miała dostarczyć następnego dnia, zostawiając tylko piętnaście. Sprawdziła jeszcze raz czy są ułożone alfabetycznie, zamknęła bagażnik i wsiadła za kierownicę. Wstukała w GPS adres pierwszej osoby, Josha Brolina, który wcielał się w postać Thanosa i ruszyła w trasę.
*
Każdej osobie mówiła ten sam tekst, który z każdym kolejnym przystankiem już ją nudził: cześć, jestem Angelina Russo, mam dla pana (imię i nazwisko aktora) paczkę od Anthony'ego i Joe Russo ze skryptem do nowego filmu "Avengers: End Game". A ponieważ potrzebuję kilku podpisów, paczkę musi odebrać osobiście.
Do tego uśmiech numer pięć z tych uprzejmych, ale niezbyt szerokich.
Cała rozmowa z aktorami trwała maksymalnie dziesięć minut. Każdy z nich był uprzejmy, z radością odbierali przesyłki i dziękowali, że zjawiła się sama córka reżysera, a nie - jak się spodziewali i jak było poprzednio - zwykły kurier. Częstowano ją kawą, herbatą, drinkami, ale uprzejmie odmawiała i prosiła jedynie o szklankę wody, by nie wyjść na niegrzeczną.
Nie mogła doczekać się wizyty u Roberta, którą zapowiedziała mu poprzedniego dnia, uprzedzając go, że to właśnie ona dostarczy mu przesyłkę. Aktor bardzo się ucieszył i od razu zdecydował, że zjedzą razem obiad, który przygotuje Susan.
Po wizycie u Chrisa Evansa, czyli Kapitana Ameryki udała się do domu swojego przyjaciela. Było już po szóstej po południu, więc zamiast obiadu u Downey Jr'a, mieli zjeść równie smaczną kolację.
*
- Jesteś pewnie wykończona - powiedziała Susan, kiedy po kolacji cała trójka zajęła miejsca na kanapie przed telewizorem z kubkami gorącej herbaty.
- Zdecydowanie - odrzekła. - Ale jestem wam naprawdę wdzięczna za zaproszenie na kolację.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ojciec i wuj kazali ci rozwozić te wszystkie paczki - powiedział Robert. - Aż tak wielki problem powstał przez to, że ktoś nie dopilnował tego zamówienia na iPady?
- Wiesz, z jednej strony go rozumiem, bo to naprawdę ważny film, bardzo dużo czasu i pracy na to poświęcił. Scenariusz był przygotowywany jeszcze przed premierą poprzedniej części. Ale z drugiej, to też zakrawa na paranoję - mruknęła Angelina. - Pocieszam się tylko tym, że Amelia mi pomaga, bo wzięła na siebie połowę nazwisk z listy i nie muszę robić tego wszystkiego sama.
- Jeśli chcesz, mogę pomóc ci w rozwożeniu reszty paczek - zaproponował Robert. - Na pewno pójdzie nam obojgu szybciej.
- Dziękuję, Rob, ale nie ma potrzeby - uśmiechnęła się uprzejmie. - To by nie było sprawiedliwe w stosunku do Amelii. Dzisiejszy dzień był co prawda męczący, ale dałam radę, więc myślę, że jutro też nie będzie z tym problemu. Jednak jeszcze raz dziękuję za propozycję.
*
Do domu dotarła dopiero późnym wieczorem, na kanapie u Robeta i Susan było jej naprawdę wygodnie i nie miała ochoty ruszać się stamtąd ani na krok. Jednak obowiązki wzywały. Musiała odpocząć przed kolejnym ciężkim dniem.
Obudziła się podobnie, koło siódmej. Postawiła tego dnia na ciemnozielony garnitur, biały top bez rękawów i czarne szpilki, zapakowała paczki do bagażnika i ruszyła w trasę, wstukując adres Jona Favreau, filmowego Happy'ego Hogana.
Dzisiaj również wszyscy byli przemili i chętnie wdawali się z nią w krótkie pogawędki i dziękowała za drinki, kawę herbatę, prosząc jedynie o szklankę wody. Kiedy wyjeżdżała z podjazdu Toma Hiddelston'a i wpisywała kolejny adres, zerkając na nazwisko aktora, zawahała się. Tom Holland. Spider-Man.
Zapomniała o nim.
Przez chwilę zastanawiała się czy sobie go nie odpuścić, nie zostawić na koniec, żeby móc choć przez moment porozmawiać z aktorem, ale w równie krótkim czasie odrzuciła tę myśl. Nie będzie przecież marnować czasu na faceta, z którym rozmawiała tylko raz, co prawda o dość istotnych sprawach, ale czy warto się przejmować? Odpowiedziała sobie: nie.
Postanowiła zagrać rolę profesjonalnej i całkowicie obojętnej córki reżysera. Nie ma czasu na uczucia. Będzie chłodna i zdystansowana. Tak, to najlepsze wyjście.
Po piętnastu minutach była na miejscu i dzwoniła do drzwi domu Toma Hollanda. Otworzył zupełnie kto inny, pewnie jego młodszy brat.
- Cześć - przywitała się z uśmiechem.
- Cześć - odpowiedział. - Słucham?
- Mam przesyłkę dla Toma Hollanda od Anthony'ego Russo. Czy jest w domu? - zapytała.
- Ach, tak, jasne. - Otworzył szerzej drzwi, by ją wpuścić. - Zapraszam. - Angelina przekroczyła próg i weszła do środka. - Jestem Harry, młodszy brat Toma - wyciągnął rękę, a ona ją uścisnęła.
- Angelina Russo. Córka Anthony'ego.
- Wow - mruknął. - Nie spodziewaliśmy się ciebie tylko raczej kuriera. Tom nic nie mówił, że paczkę dostarczy ktoś inny niż pracownik dpd.
- Jestem zaskoczona, podobnie jak wy - powiedziała Angelina. - Dowiedziałam się o nowej roli przedwczoraj.
Harry zaprosił ją do salonu, pytając, czego chciałaby się napić, a ona poprosiła o wodę. W tym czasie młodszy Holland zawołał Toma.
- Robimy sobie dzisiaj dzień filmowy i nie ruszamy się z kanapy, więc wybacz ten bałagan. - Harry podał dziewczynie szklankę z napojem, a ona pociągnęła łyk. W tym samym momencie w salonie zjawił się Tom. Włosy miał w kompletnym nieładzie, co dawało uroczy efekt, a ubrany był w czarne spodnie od dresu i białą luźną koszulkę. Mimo tego codziennego stroju, Angelina musiała przyznać, że wyglądał bardzo przystojnie.
Tom stanął jak wryty, kiedy ją ujrzał. Podobnie jak Harry, sądził, że skrypt dostarczy zwykły kurier, a nie ona. W jednej chwili zakręciło mu się w głowie i poczuł, że się czerwieni. Widzieli się prawie dwa miesiące wcześniej, a on w tym czasie nawet do niej nie zadzwonił, nie napisał wiadomości. Nic. Zachował się jak kompletny dupek. Jak palant! A ona stała teraz przed nim w ciemnozielonym garniturze, w szpilkach i wyglądała bardzo seksownie. Włosy ułożyła w niedbały kok, który dodatkowo sprawiał, że pewnie większość facetów odwracała się za nią na ulicy. Tom też na pewno by się za nią odwrócił...
- Cześć, Tom - powiedziała, wyciągając do niego rękę, którą z wahaniem uścisnął. - Mam dla ciebie przesyłkę od Anthony'ego i Joe.
- Eee... cześć... jasne. Siadaj! - jąkał się. Zupełnie nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. W międzyczasie Harry się ulotnił, by nie przeszkadzać im w rozmowie, za co był mu teraz ogromnie wdzięczny, ale jednocześnie chciał go zabić, bo nie miał pojęcia, jak pokierować rozmowę z tą kobietą. - Nie spodziewałem się ciebie.
- Słyszę to od każdego, któremu dostarczam te paczki - zaśmiała się. - Poproszę cię o kilka podpisów. - Podała mu kilka dokumentów na podkładce i zaczęła wyjaśniać, o co chodzi kiedy zamierzał składać podpisy na poszczególnych kartkach. - Pierwszy dotyczy tego, że otrzymałeś skrypt. Drugi, że jesteś zobowiązany nie rozpowszechniać w żadnej formie tego skryptu. Robić zdjęć, przepisywać, nagrywać i tak dalej. Kolejny to potwierdzenie otrzymania całej tej paczki. W środku znajdują się najnowsze plakaty promujące film, kolejne pouczenie, by nie rozpowszechniać nic, co masz na iPadzie. A dalej, że w razie, gdyby iPad nie działał, kiedy będziesz próbował go włączyć albo cokolwiek by się z nim stało, niezwłocznie poinformujesz o tym mnie. W środku jest też wizytówka z moim numerem telefonu, właśnie po to, by zgłosić jakieś usterki urządzenia.
Skończyła mówić i patrzyła jak Tom czyta pobieżnie i podpisuje dokumenty, które mu podsuwała. Tom - podobnie jak inni - spytał, dlaczego to ona zajmuje się rozwożeniem skryptów, a ona - podobnie jak innym - opowiedziała mu tę samą historię, co pozostałym. Po przekazaniu Hollandowi paczki, Angelina wstała i podziękowała za wodę.
- Odprowadzę cię - powiedział szybko, kiedy oznajmiła, że musi jeszcze rozwieźć pięć paczek. Udał się za nią do drzwi.
- Do zobaczenia, Tom - powiedziała i przeszła przez próg. W jednej chwili aktor zebrał się na odwagę i wyszedł za nią, zamykając za sobą drzwi.
- Angelina, poczekaj! - Podszedł do niej, kiedy otwierała drzwi samochodu. - Jeśli chodzi o naszą ostatnią rozmowę, to... - zawahał się. Wiedziała, że trudno mu o tym mówić i właśnie dlatego milczała. W książkach i filmach zawsze było tak, że w przypadku, kiedy mężczyzna chciał porozmawiać o niewygodnej sytuacji w relacji tych dwojga, kobieta przychodziła mu z pomocą, mówiąc, że nic się nie stało, nie ma o czym mówić i inne takie. Ale ona postanowiła milczeć i czekać, aż Tom wreszcie powie coś sensownego. Nie oczekiwała od niego nie wiadomo czego, była jedynie ciekawa, co ma do powiedzenia. - Przepraszam, że się nie odzywałem. Głupio wyszło. - Patrzyła na niego z zimną obojętnością. Nie była na niego zła. Przecież nie oczekiwała od niego, że będzie się interesował jej życiem, że po jednym spotkaniu nawiąże się między nimi jakaś niesamowita więź. - Ale nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć...
- Wcale nie oczekiwałam od ciebie, że napiszesz czy zadzwonisz - powiedziała tylko.
Uderzyła go jej zimna obojętność. Patrzył na nią zdziwiony, a ona odwzajemniła spojrzenie tych czekoladowych oczu.
- Sądziłem, że... - zaczął, ale mu przerwała.
- Posłuchaj. Kiedy żaliłam ci się na temat swojego rozstania z chłopakiem, nie robiłam tego z myślą, że będziesz mi współczuł albo, nie wiem... zakochasz się we mnie i w geście pocieszenia będziesz starał się o moje względy. To byłby szczyt głupoty. Opowiedziałam ci o tym, bo chciałam. Bo wiedziałam, że mnie nie ocenisz, jakby to zrobił Robert. Nic od ciebie nie chciałam w zamian.
- Um... okej - mruknął. - W takim razie...
- Nie mów tylko, że mnie źle zrozumiałeś - prychnęła. - To jeszcze głupsze od tego, że pomyślałeś, iż czegoś od ciebie oczekiwałam.
Aktor był w takim szoku, było mu tak wstyd, że nie wiedział już, co mógłby powiedzieć. Więc po prostu milczał.
- Widzę jaki jesteś zmieszany - powiedziała po chwili, dotykając jego ramienia. Trochę jej go było szkoda, ale przecież to nie ona sobie coś ubzdurała. - Nie przejmuj się. Mówię poważnie - dodała. - Nic takiego się przecież nie stało.
- Jest mi wstyd - powiedział.
Uśmiechnęła się do niego, chcąc dodać mu otuchy i pokazać, że naprawdę wszystko z nimi jest w porządku. Spojrzał na nią nieśmiało i również posłał jej uśmiech.
- Do zobaczenia, Tom - powiedziała, kiedy wsiadła do samochodu.
- Poczekaj chwilę - rzekł pospiesznie, gdy do głowy wpadł mu pomysł. - Razem z rodziną wspieramy organizacje charytatywne i kilka razy do roku organizujemy akcję, która pozwala wypromować je trochę, by więcej ludzi się o nich dowiedziało. Pomyślałem, że może chciałabyś wpaść na przyjęcie i zobaczyć, jak to wszystko działa... Bo ostatnio wspominałaś, że chciałabyś się zaangażować w coś podobnego.
Zaskoczyła ją ta propozycja, ale starała się tego nie pokazać.
- Jasne, bardzo chętnie. Masz moją wizytówkę, więc możesz zadzwonić do mnie jutro i wszystko mi dokładnie opisać? Dzisiaj nie mam za bardzo na to czasu.
Tom obiecał, że zadzwoni.
Angelina odjechała z jego podjazdu uśmiechając się pod nosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz