Zapewne jesteście ciekawi, co było dalej, po trzydziestym pierwszym liście. Oto odpowiedź. I to już naprawdę koniec tej historii. To było coś niesamowitego.
Godzina 20:35, restauracja DownTown w Los Angeles.
Zapadł już zmierzch, a w lokalu mnóstwo osób zajmuje stoliki.
Mężczyźni, kobiety, dzieci. Każdy ma obok siebie ukochaną osobę, znajomego,
rodzinę. Tylko jeden stolik zajmuje mężczyzna. Wygląda na zdenerwowanego. Jest
sam, ale chyba na kogoś czeka. Siedzi tutaj już bardzo długo, bo od 10:00 rano,
od otwarcia restauracji. Kelner podchodził już do niego kilkanaście razy, ale
on wciąż odmawiał zjedzenia czegokolwiek. Wiedział dobrze, że ten mężczyzna
zapłacił bardzo dużo pieniędzy na zarezerwowanie tego stolika na cały dzień i
nie miał o czym dyskutować, tylko ten typ był bardzo podejrzany. Nic nie zjadł,
prócz małej przystawki i cały czas pił wodę gazowaną z lodem i cytryną. W tym
momencie już nie wytrzymał i musiał podejść do niego, aby zadać pytanie,
które cisnęło mu się na usta już bardzo długi czas.
- Pan czeka na jakąś kobietę, prawda? –
zapytał, kiedy podszedł do stolika. Mężczyzna spojrzał na niego smutno i pokiwał
głową, wciąż wpatrując się w drzwi wejściowe. – Jest chociaż jakaś szansa, że
ona przyjdzie? Że nie siedzi pan tutaj niepotrzebnie? – kontynuował
niecierpliwie.
- Nadzieja jest zawsze, ale czy ona
przyjdzie… - zawahał się. – Tego nie wiem. Ona jest nieobliczalna. Myślę, że
jeśli chociaż ma małe pojęcie, ile zapłaciłem za rezerwację tego stolika, jest
zdolna przyjść albo w ostatniej chwili, albo w ogóle – odpowiedział mężczyzna i dalej
wpatrywał się w drzwi.
Kelner chciał jeszcze porozmawiać z
tajemniczym człowiekiem, ale nic więcej nie udało mu się z niego wyciągnąć. Na
początku wyśmiał go w duchu, bo pomyślał, że jest głupi: wydaje tyle pieniędzy,
a laska, na którą czeka ma go głęboko w poważaniu. Jednak później doszedł do
wniosku, że to on ją skrzywdził, a ona waha się, czy mu wybaczyć. Facet
wyglądał na zestresowanego, ale i pełnego nadziei na to, że jego kobieta
przyjdzie. Musiał więc zrobić coś trudnego do wybaczenia, ale jednocześnie
bardzo tego żałować. Teraz zastanawiał się, co takiego wydarzyło się w życiu
tych ludzi.
Natomiast mężczyzna nadal siedział w tym
samym miejscu i nadal patrzył w drzwi wejściowe z ogromną nadzieją.
Kobieta, którą tutaj zaprosił naprawdę była zdolna do wszystkiego. Siedział
tutaj od dziesiątej rano i nadal czekał, ponieważ zdawał sobie sprawę, że ona
może grać mu na nerwach. Głównie przez to, że on zrobił jej podobne świństwo,
bo nagle zniknął z jej życia na ponad miesiąc. Obstawiał na początku, że
przyjdzie od razu, że może się za nim stęskniła, że będzie chciała jak najszybciej
się z nim zobaczyć. Jednak teraz wiedział, miał pewność, że ona poczeka do
samego końca. Bo jest na niego bardzo… zdenerwowana.
Spojrzał na zegarek, 21:35. Miała coraz
mniej czasu, a on coraz bardziej wątpił w to, że ona w ogóle przyjdzie.
Specjalnie na tę okazję chciał wyglądać jak najlepiej. I tak, jak ona
najbardziej lubiła. Brodę przystrzygł jedynie, bo wiedział, że ona ją lubiła,
włosy zaczesał do tyłu, a na siebie włożył dżinsy i koszulę w niebieską kratę.
Uwielbiała ją kiedyś. Ale czy teraz też? Miał nadzieję, że dzisiaj się tego
dowie, bo za długo już jej nie było w jego życiu.
Nagle jego oczy ujrzały to, na co czekał
od ponad miesiąca. Stanęła w drzwiach i zobaczyła go od razu. Wzrok miała
gniewny, pełen pogardy dla niego i aż skulił się w sobie, bo aż kipiała
wściekłością i nienawiścią. Była godzina dwudziesta druga, kiedy zdał sobie
sprawę, że ona go nienawidzi.
Kelner podszedł do niej, a ona powiedziała
mu coś, że oboje spojrzeli w jego kierunku. Mężczyzna doprowadził ją do jego
stolika, a trwało to chyba wieczność. Kroczyła dumnie i wyniośle, jednak nie
mógł nie spojrzeć na to, jak wygląda. A wyglądała nieziemsko, seksownie.
Jak zawsze oniemiał. Miała na sobie wysokie jasnoniebieskie szpilki, jakby
dopasowane do jego koszuli, jasne dżinsy z dziurami, które zawsze uwielbiała, a
on uwielbiał widzieć ją w takich spodniach, bo wyglądała zadziornie, seksownie,
tak jak zawsze lubił. Miała też obcisłą, białą bokserkę, która uwydatniała jej
duże piersi. Wiedziała, że on będzie zazdrosny o każdego, kto na nią spojrzy,
bo jeszcze założyła szarą bluzę zapinaną na guziki. Szukała jej chyba w każdym
sklepie w Los Angeles. Szukała razem z nim. Pamiętał ten dzień jak dzisiaj, bo
widział wielką radość w jej oczach, kiedy ją w końcu znalazła. Śmiał się z tego
wtedy, bo nie rozumiał, jak kobieta może być zaangażowana w poszukiwania
jakiegokolwiek ubrania, jednak później dotarło do niego, że chciała wyglądać
ładnie. Bo miała niskie poczucie własnej wartości i nie uważała się za
piękność. Ale dla niego była śliczna. Tak jak wtedy, kiedy właśnie tak się
ubrała na urodziny jego kumpla, na które poszli razem do klubu. Tak samo jak
teraz był o nią zazdrosny, bo wyglądała w tym stroju niesamowicie. Teraz też
wszyscy faceci w restauracji patrzyli na nią jak na kawał mięsa. Aż się
zagotował z zazdrości. Makijaż miała delikatny, bo zrobiła tylko kreski na
powiekach i pomalowała rzęsy czarnym tuszem oraz nałożyła podkład. W
uszach miała kolczyki przypominające czarne tunele, a włosy rozpuściła i
wyprostowała. Wyglądała tak pięknie jak ponad miesiąc temu. Nawet bardziej niż
pięknie… Nieziemsko. Jak nie z tego świata. Tylko coś mu nie pasowało… Nie
wiedział jednak co.
Kelner w końcu podszedł z nią do stolika.
O coś zapytał, a ona mu odpowiedziała coś, czego nie usłyszał, a kelner odszedł
od ich stolika. A oni stali i patrzyli na siebie. Prosto w oczy. On ujrzał
nienawiść. Ona rozpacz i poczucie winy.
- Cassandro? – usłyszał swój szept.
- Will – odpowiedziała poważnie. Już nie
mówiła do niego jego pełnym imieniem, co tak uwielbiał, a ona bardzo dobrze
zdawała sobie z tego sprawę.
- Proszę, usiądź – wskazał jej krzesło
naprzeciwko i chciał je odsunąć, ale odprawiła go krótkim ,,nie” i zajęła
miejsce. – Chciałabyś coś zjeść albo czegoś się napić? – zapytał.
- Nie mam zbyt dużo czasu. Nawet nie chcę
tutaj z tobą długo rozmawiać. Przyszłam tylko po to, żeby usłyszeć od ciebie
to, co masz do powiedzenia. Chyba przez wzgląd na to, co nas wcześniej łączyło.
Mam jeszcze do ciebie szacunek, chociaż chyba niepotrzebnie. – Powiedziała to
tak, jakby już naprawdę go przekreśliła. Domyślał się, że taka właśnie będzie
jej reakcja, tylko… chyba miał nadzieję, że może jednak ona będzie szczęśliwa,
że w końcu się zobaczyli.
- Dawno cię nie widziałem – powiedział,
lekko się uśmiechając.
- Trzydzieści dziewięć dni – poprawiła go.
- Liczyłaś?
- Will, po prostu powiedz, czego jeszcze
ode mnie chcesz, a nie grasz w jakieś swoje głupie gierki! – syknęła. – Znikasz
z mojego życia tak nagle, że martwię się czy nikt cię nie porwał, próbuję cię
szukać, pytam twojej siostry, co z tobą jest, a po miesiącu ona mi mówi, że
jesteś w szpitalu, bo bardzo poważnie zachorowałeś. Dzwonię do ciebie, piszę
wiadomości, ale nie mam od ciebie żadnego odzewu, po czym dostaję od ciebie
list, w którym piszesz mi, że umierałeś, ale nagle jesteś zdrowy i chcesz się
ze mną spotkać, a potem dowiaduję się, że mnie kochasz! Co to za gówno?! –
ostatnie zdanie powiedziała tak głośno, że kilka stolików obejrzało się w ich
stronę. On tylko lekko się uśmiechnął i popatrzył jej w oczy.
- Ja też w to nie wierzę. Jest mi tak
bardzo przykro, że musiałaś tak strasznie cierpieć, ale ja też cierpiałem.
Teraz też boli mnie serce, kiedy patrzę w twoje oczy i widzę tę wściekłość
i nienawiść. Gdybym wiedział od początku, że nie umrę, na pewno nie zniknąłbym
z twojego życia, uwierz mi! – Teraz ją błagał, choć obiecał sobie, że nigdy w
życiu nie będzie błagał żadnej kobiety. O nic.
- Nie nienawidzę cię, Will – powiedziała,
nie patrząc na niego. Teraz patrzyła w bok, bo nie chciała, aby widział
jak szklą jej się oczy. On to wiedział, ale ona nadal myślała, że on nic nie
zauważy. – Dobrze wiesz, że ja nie nienawidzę ludzi.
- Ale mnie masz prawo, bo bardzo cię
skrzywdziłem. Jednak wszystko, co przeczytałaś w moim liście jest szczerą
prawdą. Każde słowo pisałem z myślą o tym, co nas łączyło i o tym, co w tej
chwili do ciebie czuję. Kocham cię, Cassandro i mam nadzieję, że kiedyś
wybaczysz mi, że cię zostawiłem. – Spojrzała na niego ze zdziwieniem
wymalowanym na twarzy. – Nie myślałaś, że kiedykolwiek ci to powiem, prawda? –
uśmiechnął się, kiedy pokręciła głową. – Otóż, tak. Kocham cię odkąd pamiętam.
- Jak zwykle próbujesz zmieniać temat,
Will. Zawsze to robiłeś. Kiedy byłam na ciebie wściekła, zawsze zaczynałeś
rozmowę o czymś innym, żeby odwrócić moją uwagę, ale nie teraz. W tym momencie
mam gdzieś czy mnie kochasz, nienawidzisz, czy może chcesz oddać za mnie życie.
Mam to teraz w dupie! – syknęła. Nic jej teraz nie powstrzymywało, aby dać
upust emocjom, wiedział to. Czekał tylko na grad słów, który w tym momencie na
niego spadał. – Wracałam szczęśliwa z Europy, mając nadzieję, że pójdziemy
razem do kina! Czekałam na ten dzień jak jakaś głupia, zakochana nastolatka!
Myślałam, że pójdziemy na komedię, bo lubimy się razem śmiać, a potem na
zakupy, bo na weekend do klubu zaprosiła nas moja koleżanka, która wyprawiała
tam urodziny! Chciałam kupić ci białą koszulę, w której wyglądałbyś naprawdę
dobrze! Chciałam iść z tobą na lody albo na gofry, które ty uwielbiasz, a ja
jem tylko z cukrem pudrem! Chciałam zrobić z tobą to wszystko w ten dzień,
kiedy wrócę z Europy! A co zastałam?! – szepnęła na końcu już ze łzami w
oczach. – Powiedz mi, do jasnej cholery, co było tego dnia, kiedy wróciłam?!
Milczał, bo nie umiał znaleźć słów,
którymi mógłby wyrazić, co właśnie teraz czuje. Teraz, kiedy ona już nie
hamowała swoich łez. Płynęły strumieniami po jej policzkach, rozmazując
makijaż, pod którym chciała się ukryć.
- Milczysz, tak?! – podniosła głos, ale za
chwilę go ściszyła, kiedy po raz kolejny kilka stolików się na nich obejrzało.
– Powiem ci, Will, co wtedy zastałam. Nic. Pustkę. Nie było ani ciebie, ani
komedii w kinie, ani białej koszuli, ani gofrów. Nie było nic. Miałeś kiedyś
tak, że nie miałeś nic? Ja tak. Tego dnia, kiedy odkryłam, że zniknąłeś
z mojego życia, nie odbierasz telefonów i nie odpisujesz na wiadomości.
Czułam wtedy, że straciłam wszystko. I teraz przychodzisz, po tak długim
czasie, i pieprzysz mi o jakiejś miłości?! Niby co ja mam ci powiedzieć?!
- Cassandro, proszę, nie płacz. Przecież
wiesz, że nie lubię kiedy płaczesz – zdołał tylko powiedzieć.
- W dupie to mam! – krzyknęła, wstała z
krzesła i wyszła z restauracji.
Siedział jeszcze długi czas w DownTown,
popijając białego Raywooda. Do zamknięcia, czyli do 23:00. Nikogo z gości już
nie było, kucharze też już się zawinęli, a z obsługi został tylko jeden kelner.
Ten, który rozmawiał z nim na początku.
- Chyba czas wyjść do domu, nie sądzi pan?
– podszedł do jego stolika przebrany w prywatne ubranie.
- Nie mam po co tam wracać – odpowiedział.
– Niby wygrałem z życiem, bo pokonałem chorobę, ale przegrałem z miłością.
Chyba zapomniałem, że nie można mieć wszystkiego.
- Myli się pan. Można. Ja też w pewnym
momencie straciłem wszystko, ale przyszedł moment, że wziąłem się w garść i
odzyskałem to, czego już nie miałem. Z panem też tak będzie, tylko nie może się
pan poddawać, bo nie warto. Mówi pan, że wygrał z życiem, ale pokonała pana
miłość. To teraz trzeba stanąć do walki z miłością po raz kolejny, żeby i ją
zwyciężyć. Nie może się pan poddać.
- Już to zrobiłem – mruknął zrezygnowany.
- Niech pan posłucha. – Kelner zajął
miejsce naprzeciwko niego tam, gdzie wcześniej siedziała Cassandra. – Widziałem
tę dziewczynę pod restauracją godzinę przed tym, zanim weszła. Była
niezdecydowana czy wejść, czy dać spokój. Ale w końcu weszła. Widziałem jak
płakała przy tym stoliku i godzinę później, kiedy siedziała na zewnątrz na ławce
i nadal płakała. Widziałem, jak wsiadała do taksówki i odjeżdżała, patrząc w tę
stronę, bo czekała, aż pan za nią wyjdzie. Nie zrobił pan tego. A ona czekała.
To chyba znak, że coś jednak w niej siedzi i czegoś panu nie powiedziała,
prawda? Nie może więc pan się poddać. Tamta dziewczyna jest uparta, może ma
pana w dupie, jak to powiedziała, ale po jej zachowaniu jednak widać, że coś
jeszcze do pana czuje. I musi pan o to zawalczyć. Chyba, że przyszedł pan
tutaj, żeby powiedzieć jej, że z nią zrywa. To w takim razie proszę zapomnieć o
tym, że w ogóle cokolwiek panu mówiłem.
William patrzył na kelnera w wielkim
szoku. Analizował wszystko po kolei, co facet mu powiedział i powoli docierał
do niego sens jego słów. Że może jednak Cassandra nie skreśliła go do końca ze
swojego życia, może jednak coś do niego czuje i może uda mu się to naprawić.
Tylko musi teraz zaczekać aż ona ochłonie i po raz kolejny spróbować do niej
dotrzeć. Dokończył więc butelkę wina i wybiegł z restauracji. Zawołał taksówkę,
ale nie umiał podać adresu kierowcy. Nie wiedział czy ma jechać do siebie, czy
do niej. Ona wyrzuciłaby go z domu, a u siebie czułby się obco, a samotność by
go przytłoczyła. Lecz kiedy taksówkarz po raz kolejny zapytał, dokąd ma się
udać, automatycznie wypowiedział adres i próbował nie martwić się już niczym.
- Jesteśmy na miejscu, proszę pana –
usłyszał od kierowcy taksówki i dopiero w tej samej chwili ocknął się z
zamyślenia. Nie zorientował się, kiedy dotarli pod wyznaczony adres.
Podziękował i zapłacił mężczyźnie, po czym wysiadł z samochodu zatrzaskując za
sobą drzwi. Odwrócił się w stronę bloku, pod którym stał i dopiero teraz
uświadomił sobie, że podał kierowcy nie swój adres. Stał teraz pod budynkiem, w
którym mieszkanie wynajmowała Cassandra.
Przetarł czoło i nie wiedząc, co ma
zrobić, usiadł na chodniku i zaczął się zastanawiać, co ma teraz zrobić.
Zapukać do jej drzwi i po raz kolejny poprosić o rozmowę czy wrócić do domu,
gdzie i tak by nie zasnął, bo zastanawiałby się, co ona teraz robi, czy myśli o
nim i czy mu wybaczy to, co jej zrobił? Kelner powiedział mu, żeby zawalczył o
tę miłość. Ale dlaczego miałby słuchać jakiegoś obcego faceta? Przecież on nic
nie wiedział ani o nim, ani tym bardziej o Cassandrze, o miłości jego życia!
Dlaczego miałby go posłuchać? Może on jednak miał rację? Spojrzał na zegarek:
0:40… Może ona teraz spała? Może mu nie otworzy? Jeśli go odrzuci, będzie miał
szansę wrócić tutaj następnego dnia, nie plując sobie w brodę, że tego nie
zrobił. Czyli może jednak warto było tu przyjechać? Może uda mu się z nią
jeszcze raz porozmawiać? Ale o czym? Tym będzie się przejmować później, bo w
tej chwili był gotowy podjąć kolejną próbę wyjaśnienia Cassandrze wszystko to,
czego nie wyjaśnił w restauracji kilka godzin temu.
Wprowadził kod otwierający drzwi i zdziwił
się, kiedy okazało się, że był poprawny. W jego sercu zrodziła się
nadzieja, że nie zmieniła kodu właśnie z powodu tego, że on jeszcze kiedyś
będzie chciał ją odwiedzić. Wszedł na trzecie piętro i stanął pod drzwiami z
numerem trzydzieści pięć. Zawahał się. Nie wiedział czy zapukać, czy jednak dać
sobie spokój, ale odrzucił te myśli tak szybko, jak się pojawiły. Nie po to
tutaj przyjeżdżał, żeby teraz odejść, nie podejmując żadnej próby.
Zapukał trzy razy i czekał. Potem znowu
trzy razy i nadal nic się nie wydarzyło. Stracił nadzieję, że ona w ogóle
wróciła do domu, ale znowu podniósł dłoń i zapukał. Wciąż nic. Usiadł więc pod
drzwiami i głośno wypuścił powietrze z ust. I co teraz? Stracił kolejną szansę
na porozumienie. Nienawidził się za to, że do tego doprowadził.
- Jakim dupkiem jesteś, Will! – zganił sam
siebie głośno, po czym w myślach dodał: - Straciłeś najważniejszą osobę w swoim
życiu! Już lepsza byłaby dla ciebie śmierć!
Kiedy stracił ostatnią nadzieję na to, że
Cassandra może jednak jakimś cudem otworzy mu drzwi, wstał z podłogi i spojrzał
po raz ostatni na numerek na drzwiach, a chwilę później schodził po schodach.
- Poczekaj – usłyszał, a naraz jego serce
zalała fala gorąca tak, że musiał poczekać, nim go spali. – Wejdź. Jest pierwsza
w nocy, nie będziesz wracał o tej godzinie do domu.
- Boże, Cassandro! – szepnął, kiedy ją
zobaczył. Tyle nadziei nagromadziło się w tej chwili w jego sercu, że nie był w
stanie się ruszyć. Jednak kiedy ona zniknęła za drzwiami, zostawiając je
otwarte, aby mógł wejść, ocknął się, że to jest jego szansa. Jego jedyna szansa
na to, aby coś naprawić.
Nic się nie zmieniło w jej mieszkaniu. Ten
sam przedpokój, w którym nadal wisiała jego skórzana kurtka. Ta sama kuchnia
pomalowana na jasne kolory i jego kubek, który stał przy kuchence mikrofalowej.
Ten sam duży pokój z telewizorem i ich wspólne zdjęcie, które stało w ramce na
komodzie. Ta sama sypialnia z fioletowymi ścianami i dużym łóżkiem oraz jego
koszulka na fotelu. Nic się nie zmieniło w jej mieszkaniu. Oprócz niej. Ona
bardzo się zmieniła. Już nie stała przytulona do niego, jak to miała w
zwyczaju. Już nie robiła mu herbaty i kanapek od razu na wejście. Już nie
uśmiechała się do niego uroczo, kiedy włączał radio i czekał aż zacznie
kręcić biodrami w rytm muzyki. Ona się bardzo zmieniła.
Poszedł za nią do sypialni i stał w
drzwiach patrząc na nią. Bladą, z podkrążonymi oczami. Wiedział, że płakała,
chociaż ona próbowała to ukryć. Stała tak i patrzyła na niego ubrana w obcisłą
koszulkę i luźne spodnie od piżamy. I tak była piękna. Taka bezbronna
i wściekła. Nie mógł ukryć tego, jak bardzo mu się w tej chwili podobała,
ale też nie mógł zrobić nic więcej. Mógł tylko patrzeć na to, co robi. A ona
stała i patrzyła.
- Przepraszam – powiedział. – Tak bardzo
cię przepraszam, Cassandro.
- W dupie mam ciebie i twoje przeprosiny,
Will – łkała. – Wracasz tutaj po takim czasie i myślisz, że wszystko będzie
super? Myślisz, że wybaczę ci to, że mnie zostawiłeś? Mogłam sobie ułożyć życie
bez ciebie! Mogłam nie nawiązywać z tobą znajomości na Malediwach, mogłam nie
dawać ci żadnych nadziei na to, że między nami może być chociażby przyjaźń.
Mogłam mieć cię gdzieś już na początku! Ale nie! Bo ty byłeś taki wspaniały,
zaufałam ci i myślałam, że chociaż ty mnie nie skrzywdził! Boże! Jaka
byłam głupia! Dlaczego dałam ci szansę! Kurwa! Dlaczego?! – płakała i
krzyczała, a jej głos stawał się coraz bardziej ochrypły. Była wściekła i
miotała się po sypialni. Rozumiał ją doskonale, ale nie wiedział, co ma zrobić.
Była taka bezbronna. – Wiesz jak się teraz czuję?! – wrzasnęła. – WIESZ?!
Był pewien, że obudziła sąsiadów, ale nie
mógł dłużej patrzeć na jej cierpienie. Łamało mu się serce z każdym
wypowiedzianym przez nią słowem. Dobrze wiedział, że ona teraz żałuje, że go
poznała i bolało go to, bo w głębi serca nie tego oczekiwał. Jednak miał
świadomość, że trudno będzie to wszystko odbudować. Zawiódł ją. Tak jak
większość ludzi, z którymi miała do czynienia. A on to wiedział. Mimo
wszystko, mimo tego, że wiedział: on także ją zawiódł.
Podszedł do niej i wziął ją w ramiona.
Broniła się, biła małymi pięściami w jego pierś, drapała ramiona i szyję,
próbowała kopać, ale on nie zwracał na to uwagi. Chciał, żeby go krzywdziła, bo
wiedział, że tego potrzebuje. Musiał czekać aż się uspokoi.
- Wiem, kochana, wiem co teraz czujesz –
szeptał.
- Gówno wiesz! Gówno wiesz, Will! –
krzyczała ochrypłym głosem. – Nie masz zielonego pojęcia, co czuję! Myślisz, że
możesz sobie tak wracać?! Zostaw mnie!!!
- Nigdy więcej cię nie opuszczę – szeptał
dalej.
- Mam cię w dupie! Spieprzaj z mojego
życia raz na zawsze! – chrypiała pomiędzy coraz słabszymi uderzeniami w pierś.
- Nie myślisz tak. Wcale tak nie myślisz.
Potrzebujesz mnie tak samo, jak ja ciebie. Kocham cię i już nigdy cię nie
zostawię. Wiem, że nie chcesz mnie znać, ale mam nadzieję, że kiedyś mi
wybaczysz, bo nie widzę swojego życia, w którym nie ma ciebie. Jesteś wszystkim
tym, co mam i nie ma nikogo, kogo darzyłbym takim uczuciem jak darzę ciebie.
Proszę, pozwól mi naprawić to, co spieprzyłem.
Rozpłakała się na dobre i przestała
miotać, więc puścił ją i przytulił, ale ona szybko się wyrwała. Pozwolił jej
usiąść na łóżku i schować twarz w dłoniach. Poczekał aż się uspokoi, ale usiadł
przed nią na podłodze i położył swoją głowę na jej kolanach. Siedzieli tak
dłuższy czas, a gdy ona się uspokoiła, podniósł wzrok, a jego serce znowu
zalała fala gorąca.
- Możesz zostać na noc, w łazience masz
swój ręcznik, tu jest twoja koszulka do spania. Możesz się położyć tutaj albo
na kanapie. Ja teraz idę się wykąpać i kładę spać – powiedziała ochryple i bez
emocji.
Ona leżała na boku i cicho łkała w
poduszkę, a on leżał obok niej również na boku. Nie chciał spędzić tej nocy na
kanapie i chyba miał małą nadzieję na to, że ona może jednak potrzebuje jego
bliskości. Tak samo jak on potrzebował jej.
Nawet nie pamiętał, kiedy usnął, ale
musiało to się zdarzyć dość szybko. Rano obudził się z suchym gardłem i
ciężarem na piersi. Otworzył oczy i ujrzał brązowe włosy i poczuł ciepło dłoni
na szyi. Jego serce zaczęło mocniej bić, kiedy dotarło do niego, że właśnie
przytula się do niego miłość jego życia. Nie chciał, aby ta chwila kiedykolwiek
się skończyła. Chciał trwać tak do końca życia albo dłużej. Nagle ona się
poruszyła i ścisnęła go za brzeg koszulki. Sama chyba też była w szoku, bo
poderwała głowę i spojrzała na niego zupełnie rozbudzona. Nie wiedział, jak
zareagować, więc tylko patrzył w jej oczy. Były zapuchnięte od płaczu, ale ona
nadal była piękna.
- Cześć, Cassie – powiedział w końcu. –
Dawno cię nie widziałem. Kocham cię.
Ona tylko przytuliła się do niego
najmocniej jak potrafiła, zaciskając drobne dłonie na koszulce.
- Chciałabym cię nienawidzić – usłyszał
jej ochrypły głos. – To byłoby łatwiejsze od tego, co zmusza mnie, abym ci
wybaczyła.
Przytulił ją równie mocno, bo wiedział, że
to znaczy, że jest nadzieja. Że może będzie dobrze, że może istnieje szansa na
wybaczenie.
- A może być między nami tak jak
wcześniej? – zapytał, kiedy siedzieli w kuchni i pili herbatę, każde ze swojego
kubka.
- Na tę chwilę mogę ci powiedzieć, że
chciałabym, aby tak było. Jednak nie obiecuję ci, że szybko to nastąpi. Nie
było cię bardzo długo, nie wiedziałam, co się z tobą dzieje, dopóki nie dała mi
znać twoja siostra. Nie nienawidzę cię, bo nie umiem. Ale bardzo mnie zraniłeś.
Tylko… brakowało mi cię tak bardzo, że chyba chciałabym, aby było tak, jak
wcześniej. Myślę, że jest na to szansa.
Wstał. Nie wiedział, dlaczego, ale
podszedł do niej i wziął w ramiona.
- Przepraszam. Nigdy więcej tego nie
zrobię, obiecuję ci to – powiedział.
- Wierzę ci. Ale jeśli nie dotrzymasz
słowa, możesz być pewien, że nie będę cię chciała znać. Zniszczyłeś mnie swoją
nieobecnością i teraz musisz mnie odbudować, bo ja nie mam na to siły. Jeśli
mnie odbudujesz i zostawisz, nie chcę cię znać. Ale jeśli spełnisz obietnicę,
będę twoja na zawsze – odpowiedziała mu, patrząc prosto w oczy, a on nie miał
wątpliwości, że jej słowa płynęły proso z serca.
I nadszedł koniec. Nie spodziewałam się aż tak pięknego zakończenia. Trzymało w niepewności, jednak wszystko dobrze się potoczyło. Cudownie to opisałaś!! Czułam się wręcz jakby to było moje wspomnienie lub jakbym oglądała film na żywo.
OdpowiedzUsuńZrozumiała była złość Cassandry, mimo to nie wiem dlaczego, ale czułam się bardziej po stronie Williama. W życiu realnym pewnie bym była nieustępliwa jak ona..
Jestem dumna z Ciebie i Twojej wytrwałości w pisaniu tego opowiadania. Przede wszystkim dlatego, że jest on wyjątkowym Twoim wytworem, Twoim dziełem. Gratuluję <3
/Little