sobota, 31 marca 2018

Ostatnie pożegnanie. [24] ONA

Kiedy myślałam, że trzy strony jednego odcinka to dużo, chyba nie spodziewałam się, że kiedykolwiek napiszę ich aż dziewięć.
Ten rozdział jest bardzo długi, gdyż nie wiedziałam, w którym momencie mam go uciąć, a kolejna część z perspektywy Elysy będzie równie długa. 
Poprawiałam ten odcinek trzy lub cztery razy i już chyba więcej nie da się poprawić. Podoba mi się i jedyne błędy, jakie mogą się tutaj pojawić to chyba literówki, interpunkcja lub powtórki. Ale szczerze mówiąc, wolę zająć się dwudziestką piątką niż wciąż siedzieć nad tym. 
Zapraszam więc na kolejny rozdział i mam nadzieję, że spodoba się Wam tak samo, jak podoba się mnie. 

ONA
Z Billem spędziłam bardzo przyjemny wieczór jedząc kolację w przytulnej i eleganckiej restauracji. Byłam zdziwiona, że mężczyźnie nie jest ani trochę wstyd w takim stroju pokazywać się w miejscu, gdzie co rusz zauważałam facetów w garniturach, a kobiety w sukniach po kilka tysięcy, lecz wolałam tego nie komentować. Skoro on – gwiazda show biznesu się tym nie przejmował – ja również postanowiłam nie zwracać na to uwagi. A przynajmniej starałam się nie dostrzegać dziwnych spojrzeń ludzi wokół nas. Po kolacji, blondyn zabrał mnie na spacer po mieście, co sprawiło, że czułam się, jakby był moim partnerem życiowym, a nie tylko przyjacielem. Szliśmy blisko siebie, ja wsunęłam dłoń pod jego ramię i rozmawiając, śmialiśmy się co chwilę, nawet nie pamiętam z czego. Wtedy czułam, że naprawdę żyję i oddałabym wszystko, aby takie spacery, rozmowy i bliskość tego mężczyzny, stały się codziennością. Niestety, musiało się to kiedyś skończyć, gdyż miałam obowiązki w pracy, z których musiałam się wywiązać. Około 22:00 Bill postanowił, że odstawi mnie na miejsce, żebym nie musiała siedzieć w restauracji do późna w nocy, skoro następnego dnia również musiałam się w niej stawić. 
Prawie przez cały ten czas, który spędziłam z Kaulitzem, myślałam o jego propozycji. Mimo, iż z całego serca pragnęłam wyjechać z nim tam, gdzie tylko by sobie zamarzył, miałam co do tego wiele wątpliwości. Bardzo dużo ,,za”, lecz tyle samo ,,przeciw”. Bill natomiast wydawał się być bardzo pewny swojej decyzji, gdyż wiele razy wspominał o swoim pomyśle podczas wspólnie spędzanego wieczoru, ciągle przypominając mi, że byłoby cudownie wyjechać gdzieś razem, nie przejmując się zupełnie niczym. Ciągle pytał, co sądzę o takim i takim miejscu, czy byłam już tam kiedyś, czy chciałabym tam pojechać, lecz ja – urodzona domatorka – przyznałam mu się, że wiele miejsc wydaje się być dla mnie ciekawych, ale nie jestem zdecydowana na nic konkretnego, toteż wolałabym zdać się w tej sprawie na niego, jeżeli już podejmę decyzję o zamknięciu restauracji na kilka tygodni. 
Bill mówił i mówił, a ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
- Słuchasz mnie w ogóle? – dotarło do mnie, gdy jechaliśmy z powrotem do Providence. Najwyraźniej wcześniej też zadał mi jakieś pytanie, a ja byłam tak zamyślona, iż nie zwróciłam na to uwagi. On przestał mówić, a ja wcale tego nie zauważyłam.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko speszona. 
- Ach! W porządku – machnął ręką. – Pytałem, co najbardziej chciałabyś zobaczyć. Jakie miejsce, według ciebie, jest idealne na spędzenie razem wakacji? Nie odpowiedziałaś mi jeszcze – posłał mi uroczy uśmiech, za którym tak szalałam, lecz przez głowę przemknęła mi myśl, że pytał o to już chyba milion razy dzisiejszego dnia, co mnie powoli zaczynało irytować.
- Bill – westchnęłam ciężko. – Ty non stop masz wakacje i możesz jechać tam, gdzie tylko masz ochotę – powiedziałam wreszcie. Chyba właśnie to było moją największą wątpliwością. Ja nigdy nie miałam czasu, aby wyrwać się gdzieś poza Los Angeles, a on był już w tak wielu miejscach, że nie miałabym nawet możliwości, aby go czymś zaskoczyć. A tego bardzo chciałam. Żebyśmy – jeśli już zdecydujemy się na wspólne wakacje – mogli oboje jednocześnie poznawać nowe miejsce, cieszyć się, że razem coś odkryliśmy, a nie żebym tylko ja wytrzeszczała oczy, patrząc z zachwytem na coś, co Bill już dawno widział i podziwiał. 
Kochałam Los Angeles, jednak siedząc tutaj kilka lat bez żadnych wakacji czy nawet krótkiego urlopu, podczas którego mogłabym uciec stąd gdzieś i wrócić po kilku dniach wypoczęta, z nowymi siłami, czułam się zmęczona tym wszystkim. Pracą, Billem i moim uczuciem do niego, ciągłym bieganiem nie wiadomo za czym… Dosłownie wszystkim.
- To prawda – powiedział blondyn. – Jednak tym razem to ty wybierzesz, gdzie wybierzemy się na twój urlop – posłał mi tak radosny uśmiech, że ja również uniosłam lekko w górę kąciki moich ust i uwierzyłam, że to jednak może się udać. – Ale jesteś jakaś przygnębiona – dodał. – Dlaczego?
Pytanie, które mi zadał było proste i mogłam udzielić na nie odpowiedzi, lecz tak naprawdę, nie wiedziałabym, od czego zacząć. Czy od tego, że ogromnie chciałam uciec z nim gdzieś, gdzie nikt nie mógłby nam przeszkodzić? Że pragnęłam w tej chwili pocałować go i wyznać to, co czuję do niego odkąd zobaczyłam go tam, za kulisami, kiedy zadawałam mu pytania i dotarło do mnie wreszcie, że jestem w nim zakochana po uszy? Że nie chcę być jego przyjaciółką tylko kobietą, z którą będzie mógł dzielić resztę życia?
Nie mogłam mu tego wyznać, ponieważ nie wiedziałam, jak by zareagował na to i co by się potem stało. Ryzykowałam zbyt dużo, żeby móc poświęcić to wszystko, nad czym tak ciężko pracowałam. Nie mogłam…
- Wydaje ci się – powiedziałam za to. – Jestem po prostu trochę zmęczona.
- W takim razie musisz jak najszybciej zorganizować to, o czym cały dzień rozmawiamy – spojrzał na mnie, a radość, która przez chwilę była wymalowana na jego twarzy, teraz dosięgała również czekoladowych oczu. Zapisałam ten obraz w pamięci, żeby móc go przywoływać sobie najczęściej, jak się da. Był taki piękny, taki idealny…
- Nie wiem, Bill. Wciąż mam wątpliwości – przyznałam.
- Obiecaj mi chociaż, że to przemyślisz. Co ty na to? – zapytał. Zatrzymał samochód przed restauracją, która za dziesięć minut miała być zamknięta. – Mamy teraz kwiecień, toteż chciałbym już w czerwcu znać twoją odpowiedź. 
- W porządku. Przeanalizuję to – powiedziałam i nagle poczułam się trochę niezręcznie. 
Siedzieliśmy w jego aucie, a on patrzył na mnie swoim przeszywającym, czekoladowym wzrokiem, pod którym się spalałam. Wciąż nie mogłam przekonać się do jego pomysłu, a on próbował wyczytać z mojej twarzy, co tak naprawdę mnie gryzie. Miałam tak wielką ochotę pocałować go w te jego różowe usta przyozdobione dwoma kolczykami w dolnej wardze, że tylko zdrowy rozsądek sprawiał, że tego nie zrobiłam. Zdrowy rozsądek oraz fakt, że jesteśmy przyjaciółmi. 
Nie zrobiłam tego. Nie pocałowałam go. 
Bałam się reakcji i tego, co mogłoby nastąpić później. 
Ech…
Co innego, gdybym wiedziała, co Bill do mnie czuje. Czy jest to tylko i wyłącznie przyjaźń, która nie miała szansy zmienić się w nic więcej, czy może to przyjaźń, lecz z mieszanką czegoś, co można by zamienić w coś poważniejszego, co dałoby mi możliwość spełnienia najskrytszego z moich marzeń o idealnym życiu z nim.
Obawiałam się jednak konsekwencji.
Najzwyczajniej w świecie byłam tchórzem, który nie chciał poznać smaku odrzucenia. Nie chciałam, żeby tak się stało, więc wolałam żyć w niepewności, bo zawsze byłam przerażona, gdy miałam postawić wszystko na jedną kartę, podczas gdy miałam co do tego mnóstwo wątpliwości.
- Hej, Elyso – powiedział Bill i przysunąwszy się bliżej mnie, ujął moją dłoń. Dreszcz przeszedł mi po całym ciele, przez co lekko się wzdrygnęłam. Miał ciepłą dłoń, w której zamknął moją, o wiele mniejszą. – Widzę, że od jakiegoś czasu coś cię trapi. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi. Zawsze możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.
- Wiem, Bill – posłałam mu lekki uśmiech. Zrobiło mi się strasznie gorąco i chciałam jak najszybciej złapać trochę świeżego powietrza, lecz jego dotyk, jego bliskość i te czekoladowe oczy sprawiały, że nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. – Wszystko jest w porządku, nie musisz się przejmować…
- Ale to robię – przerwał mi i mocniej zacisnął swoje palce na moich. Przeszedł mnie kolejny dreszcz i miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczę jak poparzona z jego samochodu. – Nie mogę pozwolić, żebyś ciągle chodziła taka smutna i przygnębiona. Jesteś moją przyjaciółką i bardzo się o ciebie martwię.
Słowo ,,przyjaciółka” powtórzyłam w myśli kilka razy. Całe napięcie, które mnie ogarniało jeszcze przed chwilą, uczucie, że za chwilę eksploduję i nie powstrzymam się przed pogłaskaniem go po lekkim zaroście na policzku, zamieniło się w uczucie złości do człowieka, za którym szalałam…
- Wiesz… chciałbym ci coś powiedzieć – ciągnął, a ja nagle znów poczułam coś na kształt nadziei, podniecenia, niepewności… nie wiedziałam, co za chwilę usłyszę, co się za moment wydarzy… - Poznaliśmy się w naprawdę zwariowanych okolicznościach. Na początku myślałem, że jesteś taka, jak wszystkie nasze fanki, które oddałyby wszystko, byleby tylko wziąć autograf czy złapać kawałek ręcznika na koncercie. Jednak zwróciłem na ciebie uwagę już na samym początku, gdy nasze spotkanie się rozpoczęło. Byłaś taka wyluzowana, nie to, co pozostałe. Zadawałaś bardzo interesujące pytania i chciałem odpowiadać na nie wszystkie… Lecz, gdy później zajęłaś ostatnie miejsce w kolejce i tak po prostu odpuściłaś sobie, kiedy ochroniarz cię wyprosił… rozczarowałaś mnie. Chciałaś sobie tak zwyczajnie pójść i nigdy nie wrócić, gdy minął już czas i pomyślałem, że w ogóle ci na tym nie zależało. Byłem też na ciebie zły, ale gdy później spędziliśmy ze sobą więcej czasu na tych wszystkich wygłupach, na robieniu zdjęć i głupich min, poczułem, że chciałbym poznać cię lepiej. – Zamilkł, aby po chwili kontynuować. – Dlatego następnego dnia przyszliśmy całą czwórką do twojej restauracji – przyznał i spuścił wzrok. Milcząc, czekał na moją reakcję.
A ja… Ech…
Patrzyłam na niego jak idiotka. Nie odzywałam się, gdyż chwilę wcześniej słuchałam go jak zaczarowana. Całą sobą próbowałam doszukać się w jego wypowiedzi czegoś znaczącego. Jakiegoś słówka, westchnienia, przymrużenia powiek, które mogłyby świadczyć – choćby w maleńkim stopniu – o odwzajemnieniu moich skrywanych uczuć. Całą sobą próbowałam znaleźć coś, czego tak naprawdę nie było. Wiedziałam to, lecz nie chciałam przyjąć tego do serca, które wesoło podskakiwało, kiedy tylko dotknął mnie lub posłał mi szerszy uśmiech niż zazwyczaj.
- Czyli… - odezwałam się wreszcie, kiedy zauważyłam, że czeka na moją reakcję. Specjalnie przyszliście wtedy do Providence? I wiedzieliście, że ja to ja?
Bill jedynie skinął lekko głową, patrząc mi w oczy, a stado motyli zerwało się w moim brzuchu do wesołego lotu.
- Chyba przypadkiem powiedziałaś wtedy, czym się zajmujesz – kontynuował, a ja miałam nadzieję, że nie słyszy trzepotu skrzydeł maleńkich stworzeń, które próbowały wyrwać się z mojego brzucha. – Po twoim wyjściu wygooglowałem cię i znalazłem adres twojej restauracji. Przeczytałem opinie, zdecydowałem, że sam chciałbym sprawdzić, jak się sprawdzasz w swojej branży, ale też postanowiłem, że nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Powiedziałem chłopakom, gdzie wybierzemy się następnego dnia, a oni szczerze się ucieszyli, ponieważ również bardzo cię polubili. Na początku trochę udawaliśmy, że cię nie rozpoznajemy, ale potem już jakoś poszło – uśmiechnął się i westchnął ciężko. – Stałaś się dla mnie i dla reszty zespołu kimś bardzo ważnym. Nie wyobrażam sobie, żeby ciebie już przy mnie nie było. 
Czekałam na dalsze słowa.
Czekałam, aż wypowie to, co pragnęłam usłyszeć, a co stałoby się spełnieniem moich marzeń.
Czekałam na wyznanie miłości, którego jednak się nie doczekałam.
Zamiast tego, Bill dodał jeszcze coś, co sprawiło, że serce bardzo mocno mnie zabolało:
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mógłbym sobie wymarzyć.
Nie wytrzymałam. 
Musiałam się z nim pożegnać, ponieważ czułam, że jeszcze moment, a rozpłaczę się przy nim jak mała dziewczynka. 
A tego nie chciałam.
Nie wiedziałam, że wyznanie przyjaźni kiedykolwiek mnie tak zaboli.

Środa minęła mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy nadszedł czwartek, czyli dzień, w którym do mojej restauracji miał zawitać Bill w towarzystwie piątki innych ludzi.
Od naszego poprzedniego spotkania nie rozmawialiśmy. Ja nie odzywałam się pierwsza, on również ani nie zadzwonił, ani też nie napisał żadnej wiadomości. Szczerze mówiąc, nawet się tego nie spodziewałam, chociaż może gdzieś tam, w głębi serca pragnęłam tego najbardziej na świecie. 
Pragnęłam, aby się po prostu do mnie odezwał.
Nie mogłam jednak liczyć na wiele, ponieważ sam Bill dał mi jasno do zrozumienia, co tak naprawdę do mnie czuje, a ja przecież nie mogłam go do niczego zmusić. Musiałam się z tym pogodzić i zacząć cieszyć tym, co miałam, po cichu licząc na to, że może kiedyś mężczyzna mojego życia zmieni swoje uczucia do mnie lub z czasem moje uczucie do niego wygaśnie. 
Jakiś głos wewnątrz mnie podpowiadał mi, że może stać się również tak, że Bill znajdzie sobie kogoś innego, z kim w przyszłości stworzy prawdziwy związek, mnie odstawi na dalszy plan, a ja będę w spokoju mogła cierpieć sama ze sobą, jednak starałam się zagłuszyć ten głos. Brzmiało to zbyt prawdopodobnie i nie chciałam o tym myśleć.
Odrzuciłam od siebie te okropne myśli, nie chcąc pogrążać się bardziej niż byłam. Musiałam skupić się na tym, co było teraz. A za chwilę Bill miał przyjść do mojej restauracji wraz z innymi znajomymi, których miałam poznać lub nie. 
Najpierw zobaczyłam Gustava, który przywitał się ze mną krótkim buziakiem oraz przytulił mnie lekko. Za nim zjawił się Georg, witając się ze mną tak samo. Następne Tom z Shermine u boku, która podbiegła, gdy tylko dostrzegła moją osobę i mocno mnie uścisnęła, witając się ze mną radośnie. Tom powitał mnie nieco bardziej spokojnie niż jego dziewczyna, czego nie omieszkał cicho skomentować pod nosem: ,,zachowuje się wariatka w miejscu publicznym”, na co się zaśmiałam, a Shermine trąciła go w bok. 
- Rezerwacja dla was? – zapytałam przyjaciół, próbując nie pokazywać, że czekam na kolejne dwie osoby.
- Tak – potwierdził Gustav. – Bill ma przyjść za jakieś pół godziny. Musiał coś załatwić po drodze. Usiądziemy i poczekamy na niego. Najpierw czegoś się napijemy.
Zaprowadziłam ich do stolika, a gdy już zajęli miejsca, podałam im kartę win, proponując im te, które najlepiej sprzedawały się w mojej restauracji. Pomijałam ceny, gdyż zdawałam sobie sprawę, że nie liczy się dla nich kwota, jaką przeznaczą dzisiaj na to, aby się dobrze bawić.
Zdecydowali się na dwie butelki francuskiego Chablis, które przyniosłam w ciągu kilku minut. Następnie poinformowałam czwórkę przyjaciół o tym, że przyjdę do nich, gdy będą w komplecie, aby przyjąć zamówienie na jedzenie. Przytaknęli, zagłębiając się w rozmowie, a ja wróciłam na swoje miejsce przy hostessie.
Bill pojawił się po jakimś czasie w towarzystwie wysokiej, szczupłej kobiety, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Miała długie, jasne włosy, które zebrała po prawej stronie twarzy i kocie oczy, którymi mogłaby uwieść nawet najbardziej opornego mężczyznę. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Ubrana była elegancko, podobnie jak reszta towarzystwa i sam Bill. Rozmawiała z blondynem na jakiś temat, nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Cześć, kochana! – przywitał mnie Bill i podszedł, aby przytulić oraz pocałować w oba policzki. – Przedstawiam ci Caroline – wskazał na kobietę. – Jest chyba najzabawniejszą dziewczyną, jaką poznałem do tej pory – powiedział z uśmiechem, a Caroline podała mi rękę, również się uśmiechając i powtarzając swoje imię. 
Poczułam przy tym dość mocne uczucie zazdrości, lecz nie dawałam tego po sobie poznać.
Zaprowadziłam ich do stolika, który zajmowała reszta i przyjęłam od nich zamówienie. Kiedy odeszłam od ich stolika, nie miałam ochoty nigdy więcej tam wracać.

Tego dnia wyszłam do domu najwcześniej, jak to było możliwe. Nie chciałam oglądać całego tego przedstawienia, które rozgrywało się na moich oczach, w mojej własnej restauracji. 
Bill zachowywał się tak, jakby nic innego się dla niego nie liczyło, oprócz towarzystwa tej dziewczyny, która wpatrzona była w niego jak w obrazek. Nie mogłam na to patrzeć, toteż po podaniu im przystawek, które zamówili, życzyłam im smacznego i przekazałam stolik Krisowi, który – na szczęście – był tego dnia w pracy. Gdyby nie on… cóż, nawet nie chciałam o tym myśleć. 
Razem z moimi gośćmi powierzyłam mu całą restaurację, tłumacząc się, że nie czuję się zbyt dobrze i chciałabym wrócić do domu. Chłopak zrozumiał, więc już godzinę później byłam w swoim domu i siedziałam na kanapie przed telewizorem, próbując skupić się na wszystkim, tylko nie na tym, co widziałam.
Dostałam wiadomość i – chociaż nie chciałam – sięgnęłam automatycznie po komórkę, sprawdzając jej treść. Esemes był od Victora, co niemało mnie zaskoczyło.

,, Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś bardzo zapracowana, jednak pomyślałem, że może masz ochotę napić się dobrego wina albo po prostu czegokolwiek? Na przykład ze mną? Na przykład… za godzinę? :)”

Miał naprawdę dobre wyczucie czasu, co musiałam mu przyznać i aż uśmiechnęłam się pod nosem. Od razu odpisałam, że może do mnie przyjechać i podałam mu adres. Nigdy nie zapraszałam go do swojego domu i w sumie odwiedzali mnie tutaj tylko Bill, Tom lub Shermine, gdyż nie miałam potrzeby zapraszania tutaj kogokolwiek innego. Dla mnie dom był miejscem tylko po to, aby odpocząć, czasami dobrze się zabawić, ale tylko z tymi osobami, które były dla mnie naprawdę ważne. I tego starałam się trzymać. Nie chciałam dzielić się z nikim moją prywatnością, tłumacząc sobie, że to nie jest konieczne.
Gdy Victor odpisał mi, że zgadza się przyjechać do mnie, poszłam szybko do łazienki, aby odświeżyć się przed jego przybyciem. Wzięłam szybki prysznic, który pomógł mi odegnać zmęczenie, a następnie założyłam czystą bieliznę, legginsy i białą, zwyczajną koszulkę, żeby nie stroić się za bardzo – w końcu byłam w swoim domu, po pracy, więc nie mogłam nagle wyskoczyć z jakąś elegancką sukienką. Nie robiłam makijażu, jedynie nałożyłam cienką warstwę kremu nawilżającego, który szybko się wchłaniał i upięłam włosy na czubku głowy. Następnie przyjrzałam się sobie w lustrze i doszłam do wniosku, że wyglądam całkiem w porządku. Na luzie. Tak, jak powinnam wyglądać w domu, gdy miałam dzień wolny. 
Wychodząc z łazienki, znowu usłyszałam dźwięk nadchodzącego SMSa i myśląc, że to Victor, od razu włączyłam podgląd. Brunet napisał, że będzie – tak jak pisał wcześniej – za mniej więcej godzinę, lecz dostałam również drugą wiadomość, od Shermine, która pytała, gdzie się podziewam, ponieważ ich stolik obsługuje teraz ktoś inny. Nie zdążyłam nawet pomyśleć nad odpowiedzią, kiedy moja komórka się rozdzwoniła, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Billa i jego uśmiechnięta twarz na zdjęciu przypisanym do jego kontaktu. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, lecz nie mogłam też zachowywać się jak obrażona nastolatka.
Zwłaszcza, że nie było do tego żadnego powodu. 
- Słucham? – odezwałam się, próbując przybrać normalny ton głosu. 
- Gdzie się podziewasz? – zapytał od razu. – Myślałem, że zawsze ty obsługujesz nasz stolik. – Wyczułam w jego głosie jakąś dziwną nutę. Ni to pretensja, ni to zawód. Na pewno był już lekko wstawiony, ponieważ kiedy wychodziłam, byli w połowie drugiej butelki francuskiego wina.
- Musiałam wrócić do domu. Trochę źle się poczułam – skłamałam i ucieszyłam się, że nie patrzyłam teraz w jego oczy, które zawsze wiedziały, kiedy oszukuję.
- Och! – wyrwało mu się. – Potrzebujesz czegoś? Mogę przyjechać i jakoś ci pomóc? – zasypał mnie pytaniami i – mimo wszystko – zrobiło mi się przez to bardzo miło.
- Nie, nie! Wszystko w porządku! – odparłam szybko. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby teraz się tutaj pojawił. Nie wiedziałam, co bym mu wówczas powiedziała. – Przecież nie będziesz teraz przerywać swojego spotkania.
- Rzeczywiście – potwierdził, a ja miałam już pewność, że nie jest do końca trzeźwy. – Co o niej myślisz? – zapytał po chwili.
- O kim? – Nie zrozumiałam, a przynajmniej nie chciałam zrozumieć.
- O Caroline – wyjaśnił. – Jest bardzo ładna, nie sądzisz? 
W jednej chwili poczułam, jak moje brwi mimowolnie wędrują ku górze w geście zaskoczenia.
- Tak… tak – wydukałam. – Jest ładna – potwierdziłam i poczułam ogromną falę złości. Jak mógł jeszcze pytać o to, czy dziewczyna, z którą przyszedł do MOJEJ restauracji, podoba mi się?!
- Bo wiesz… - Zawahał się. Czekałam niecierpliwie, lecz nie chciałam go pospieszać. Mimo wszystko, pragnęłam usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. – Jest bardzo miła, zabawna… Poznałem ją jakiś czas temu na imprezie. Dużo wtedy rozmawialiśmy, wymieniliśmy się numerami telefonów, a ona odezwała się do mnie kilka dni wcześniej. Zaprosiłem ją na tę kolację z resztą, aby ją poznali. Nie jest zwyczajną dziewczyną. Ma w sobie to coś, jeszcze nie wiem co, ale czuję, że jest wyjątkowa. Jej mama ma swoje własne biuro podróży, a ona czasami tam dorabia. Nie znalazła jeszcze nic, co tak naprawdę chciałaby robić. Mówi, że wciąż szuka sensu w swoim życiu, a nie chce zatrudniać się w miejscu, z którego i tak by się wkrótce zwolniła. – Mówił, a ja chciałam, żeby skończył. Przeczuwałam, że chce powiedzieć mi coś jeszcze, ale nie dopuszczałam do swojej myśli tego, że może chce przekazać mi to, czego ja w tym momencie tak bardzo się obawiałam. – Myślałem, że dosiądziesz się do nas, ale ty uciekłaś…
- Nie uciekłam, Bill – przerwałam mu, coraz bardziej zła. – Jak mogłabym się do was dosiąść, skoro jeszcze niedawno, na początku naszej rozmowy, powiedziałeś, że chciałeś, abym obsługiwała wasz stolik, bo robię to za każdym razem, gdy do mnie przychodzicie? Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku? Najpierw traktujesz mnie jak kelnerkę, żeby za moment przypomnieć sobie, że jednak jestem twoją przyjaciółką i pewnie miło by mi było, gdybyś mi przedstawił swoją nową dziewczynę! – Nie chciałam unosić głosu, ale stało się. Nie było odwrotu. – Trzeba było w ogóle nie przychodzić do mojej restauracji, ale gdzie indziej. Może wtedy zaprosiłbyś mnie odpowiednio wcześniej, podobnie jak zrobiłeś rezerwację w Providence! – syknęłam przez zęby na koniec.
- Hej, hej, przestań na mnie krzyczeć – powiedział spokojnie, ale i tak wyczułam, że jest zdenerwowany. – Chyba trochę się zapędziłaś. Jak możesz tak myśleć?
- Jak? Tak, jak czuję? – prychnęłam. – Już nie wiem, czy jestem twoją przyjaciółką, czy tylko koleżanką, która ma swoją restaurację i może ci załatwić zniżkę, kiedy przyjdziesz coś zjeść ze swoimi znajomymi.
- Elyso… - zaczął, ale ja już się rozłączyłam.
Byłam w tym momencie naprawdę wściekła. Czułam, że gdybym jeszcze chwilę rozmawiała z Billem, na pewno nie zakończyłabym tej rozmowy w taki sposób, a poleciałoby z mojej strony wiele nieprzyjemnych dla obu stron słów. Dlatego z jednej strony cieszyłam się, że rozłączyłam się w tym właśnie momencie.
Nie miałam nawet czasu, aby dać upust mojej złości, gdyż rozległ się dźwięk domofonu. Wpuściłam więc Victora i chyba miałam wtedy minę, która sugerowała, że nie jestem w zbyt dobrym humorze, gdyż powiedział tylko ,,cześć” i pokazał trzy butelki białego wina, które przyniósł ze sobą. Hiszpańską Esmeraldę, chilijskie Lapostolle oraz północnoamerykańskiego Seaglass’a. Wstawiłam je do lodówki, a w zamian wyjęłam jedno swoje, które czekało na taką właśnie okazję. Włoskie Pinot Grigio zawsze kojarzyło mi się z wieczorami, takimi jak ten, kiedy chciałam najzwyczajniej w świecie usiąść i pogadać z kimś o swoim życiu i jego beznadziejności.
- Jesteś głodny? – spytałam Victora. Mój ton głosu wciąż był przesycony złością i nie przestawił się na przyjazny, więc brunet spojrzał na mnie zaskoczony, jakby poczuł się nieproszonym gościem w moim domu, ale skinął głową. – Możemy zamówić coś do domu albo… - zerknęłam jeszcze raz do lodówki – albo jednak coś zamówimy. Nie mam nic do jedzenia.
- Pizza? – zaproponował od razu i wyciągnął komórkę, włączając aplikację, dzięki której mogliśmy wybrać jedzenie. Ja zdecydowałam się na margheritę z szynką i pieczarkami, a mężczyzna na pepperoni z dodatkowym serem i bekonem.
- Wiesz jakie to jest tłuste? – zapytałam, gdy ujrzałam jego wybór.
- Wiem, ale dzisiaj robię wszystko, co nie jest odpowiednie – puścił do mnie oko i uśmiechnął się tak, że pozwoliłam sobie zapomnieć o wcześniejszej wymianie zdań z Kaulitzem. 
Zamówiliśmy dwie duże pizze na cienkich ciastach z dodatkowymi dipami czosnkowymi, na które mieliśmy czekać dwadzieścia minut. W tym czasie wyjęłam z szafki dwa kieliszki do białego wina, korkociąg oraz dwa talerze, gdyby Victor nie lubił jeść pizzy prosto z pudełka. Dołączyłam do mężczyzny w salonie; siedział przed telewizorem, a kiedy postawiłam na stoliku kawowym to, co przyniosłam z kuchni, zapytałam, czy potrzebuje czegoś jeszcze.
- Dziękuję, wszystko mam. – Znów posłał mi ten swój uśmiech. – Nigdy u ciebie nie byłem – zauważył i rozejrzał się po salonie.
- Raczej rzadko kogoś tutaj zapraszam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nigdy nie widziałam potrzeby, aby ktoś kogo nie darzę sympatią, przekraczał próg miejsca, w którym mogę czuć się po prostu sobą, bez żadnego udawania. 
- Mnie zaprosiłaś, mimo, że jestem dla ciebie obcy. Nic mi też o sobie nigdy nie powiedziałaś – zauważył. 
- A chciałbyś mnie poznać? – zapytałam, a on skinął głową.
Westchnęłam ciężko i stwierdziłam, że co mi szkodzi? Przecież i tak musi już w tym tygodniu wyjechać do Francji, więc opowiedzenie mu wszystkiego o sobie nie będzie czymś złym. Wręcz przeciwnie – naszła mnie ochota na to, aby wyznać mu to, co tak rzadko mówiłam innym, którzy się mną interesowali.
W Los Angeles się urodziłam i nigdy się stąd nie wyprowadzałam. Moi rodzice byli zafascynowani pracą w gastronomii i nie widzieli siebie w innej branży. Kochali to, co robili i byli z tego naprawdę bardzo dumni. Doszli bardzo daleko, ponieważ mój tata został dyrektorem sieci hoteli i dużo podróżował. Jego staż dyrektora generalnego w jednym z hoteli wynosił trzy lub cztery lata, a następnie musiał przenieść się do innego miejsca. Zdecydował jednak, że do moich szesnastych urodzin nie zamierza przeprowadzać się do innego kraju, gdyż woli być do tego czasu ze swoją córką. 
Po moich szesnastych urodzinach dostał propozycję przeprowadzki do Niemiec, gdzie miałby przejąć stanowisko dyrektora generalnego hotelu InterContinental w Berlinie i zgodził się na to. Spędził tam pięć lat, a następnie przeprowadził się do Polski, gdzie teraz zajmuje taką samą posadę, tyle że w Warszawie.
Mama natomiast, gdyby tylko mogła, poleciałaby za nim nawet na koniec świata. Bardzo się kochali, nadal kochają i nie widzą świata poza sobą. Dlatego też, kiedy tata przeprowadził się do Niemiec, mama pojechała za nim, zajmując w Berlinie stanowisko dyrektora działu gastronomii, czyli miała tam pozycję tuż pod moim tatą. Zostawili mnie w Los Angeles, ponieważ tego chciałam. Wolałam zostać tutaj, niż się przeprowadzać, gdyż musiałabym wtedy żyć tak jak oni – co kilka lat zmieniać szkołę, znajomych.
Podziwiałam rodziców za to, że zawsze osiągali to, czego chcieli i marzyłam, aby być tak jak mama i tata – zawsze być silną, piąć się na szczyt, bez niczyjej pomocy i zawsze wierzyć w to, co chcę osiągnąć.
W jednym może się z nimi nie zgadzałam – ja nie zostawiłabym swojego dziecka, lecz to była też po części moja decyzja, więc nie miałam im tego za złe, nigdy. 
Po ich przeprowadzce do innego kraju, zamieszkałam z babcią w tym domu. Rodzice sprzedali nasz poprzedni, aby mieć pieniądze na zakup mieszkania tam, dokąd akurat się przenieśli. Zrozumiałam to, bo przecież kasa zawsze jest potrzebna, zwłaszcza, że życie za granicą nie jest łatwe.
Zresztą, musieli utrzymywać również mnie. Babcia, co prawda, zawsze chciała wychowywać mnie jak własne dziecko, jednak rodzice i tak, co miesiąc, przesyłali pieniądze na jej konto, aby miała z czego zapłacić za rachunki oraz utrzymać mnie. 
Spędzałam z rodzicami każde wakacje, dopóki nie skończyłam dwudziestu lat. Zazwyczaj przyjeżdżali do Los Angeles, ponieważ babcia chciała, aby ją również odwiedzali. Dzięki nim, ja również pokochałam gastronomię i za każdym razem, kiedy nadarzała się okazja, prosiłam ich, aby opowiadali mi o tym, jak to jest pracować w tej branży.
Dlatego też, kiedy skończyłam osiemnaście lat, poszłam do pracy. Byłam kelnerką w jakimś podrzędnym barze, gdzie wieczorami przesiadywali tylko tacy, którzy nie mieli po co wracać do domu. Zamiast patrzeć na swoje żony, woleli gapić się na mnie i dawać mi napiwki, żebym tylko zwróciła na nich uwagę. 
Pracowałam wieczorami po szkole i w soboty. W niedziele się uczyłam i nadrabiałam wszystkie zaległości. Miałam tam umowę o pracę, więc mogłam wpisać to w swoje CV, w doświadczeniu. Spędziłam tam półtora roku.
Kiedy skończyłam szkołę i poszłam na studia z zarządzania w Los Angeles, zatrudniłam się w restauracji z prawdziwego zdarzenia. Miała swoją opinię, w dodatku całkiem dobrą. Tam również dostałam umowę o pracę i po trzech miesiącach bycia kelnerką, dostałam awans na wyższe stanowisko – starszego kelnera. Podobało mi się tam, chociaż pracownicy byli naprawdę mocno wykorzystywani za małe pieniądze. Po sześciu miesiącach miałam tego dość, więc postanowiłam zrobić sobie przerwę. Gdy chciałam wypowiedzieć umowę restauracji, zaproponowali mi stanowisko młodszego kierownika zmiany. Zapewnili, że ta praca nie będzie aż tak ciężka, jak praca kelnera, ponieważ będę miała pod sobą innych ludzi, którym będę musiała mówić, co mają robić. Wahałam się kilka dni, jednak wreszcie zdecydowałam się przyjąć ich propozycję. Zostałam młodszym kierownikiem zmiany i przepracowałam na takim stanowisku dwa lata. 
Wtedy dotarło do mnie, że powinnam zrobić coś więcej ze swoim życiem, a nie tylko i wyłącznie pracować dla kogoś. Przecież stać mnie było na otworzenie knajpy i zatrudnienie paru osób, aby u mnie pracowało. Tyle, że rozpoczęcie własnej działalności gastronomicznej wymagało jedzenia, a ja nie byłam kucharzem, ale młodszym kierownikiem zmiany. Zdecydowałam się po raz kolejny zmienić pracę.
Ubiegałam się o posadę kierownika zmiany już w restauracji z gwiazdką Michelin. Udało mi się, chociaż było bardzo ciężko. Tam też pracowałam przez kolejny rok.
Poznałam szefa kuchni, który poważnie podchodził do swojej pracy i – podobnie jak ja – myślał o otworzeniu czegoś własnego.
Dogadaliśmy się, że złożymy spółkę. Ja zatrudnię odpowiednich kelnerów, a on kucharzy i razem stworzymy coś, z czego oboje będziemy zadowoleni.
- I tak powstało Providence – powiedziałam na koniec do Victora, który słuchał mnie przez ten cały czas bardzo uważnie.
- A co z twoją babcią? – zapytał wreszcie, a ja posmutniałam na jej wspomnienie. Na wspomnienie osoby, której zawdzięczałam wszystko.
- Była dla mnie jak prawdziwa mam. Zawsze troszczyła się o mnie jak nikt inny i traktowałam ją jak mamę i tatę w jednej osobie. Zmarła, kiedy miałam dwadzieścia jeden lat. Załamałam się, było mi bardzo ciężko. Po jej śmierci, mój tata wrócił do Los Angeles, żeby pomóc mi w sprawach spadkowych. Okazało się, że babcia wszystko zapisała mnie. Ten dom oraz wszystkie swoje oszczędności, których nie było mało. To dzięki niej mogłam otworzyć własną restaurację. Babcia zawsze mnie wspierała, pomagała mi, kiedy nie wiedziałam, co mam robić i zawsze powtarzała mi, żebym spełniała swoje marzenia, bo jeśli czegoś naprawdę mocno chcę, uda mi się to osiągnąć. Kiedy odeszła, byłam zdruzgotana, ale udało mi się z tego otrząsnąć. – Dla umocnienia moich słów i tego, że pogodziłam się z odejściem babci, posłałam Victorowi delikatny uśmiech, a on go odwzajemnił.
- A jak poznałaś Billa? – spytał, a ja zrobiłam skrzywioną minę.
Byliśmy już po jednej butelce wina, więc trochę kręciło mi się w głowie. Wciąż byłam zła na blondyna, ale chciałam z kimś poważnie porozmawiać na temat tego, co do niego czuję. Potrzebowałam rady kogoś, komu ufałam. W tym momencie miałam przy sobie Victora i naprawdę chciałam mu powiedzieć o wszystkim.

piątek, 23 marca 2018

Ostatnie pożegnanie. [23] ON

Długo myślałam, jak to napisać. Jeszcze dłużej zastanawiałam się nad tym, kto mógłby stać za próbą zabójstwa Billa i nie wiedziałam, kogo mogłabym wcieli w rolę zamachowca. Na pomysł wpadłam przypadkiem, podczas pisania tego rozdziału i muszę szczerze przyznać, że jestem ogromnie ciekawa, jak na to zareagujecie. Nie wiem czy spodziewaliście się tego, czy nie, lecz ja sama jestem w lekkim szoku, że wpadło mi coś takiego do głowy. 
Na razie musicie zadowolić się tym, ponieważ kolejny rozdział dodam pod koniec przyszłego tygodnia. 
Zachęcam do wpisywania się do "Księgi Gości" oraz zostawiania linków do swoich opowiadań.

ON
Pierwsza noc w mieszkaniu Caroline nie była zbyt przyjemna. Nie dość, że prawie do rana śniły mi się koszmary, to musiałem spędzić ją sam w łóżku, ponieważ dziewczyna poszła z koleżankami do klubu i napisała mi wiadomość, że wróci nad ranem.
Nigdy nie lubiłem spędzać samotnie nocy, chociaż przyzwyczaiłem się do tego. Jednak zostało mi z dzieciństwa, że zawsze, gdy śpię w nowym miejscu, śnią mi się koszmary i przez większość czasu zwyczajnie nie mogę zasnąć. Nie było to przyjemne, gdyż będąc w trasie, nocowaliśmy zawsze w przeróżnych miejscach i zazwyczaj chodziłem wtedy niewyspany, z podkrążonymi oczami. Kiedy miałem już tego dość, poszedłem z tym do lekarza. Stwierdził on wtedy, że najlepszym rozwiązaniem będzie brać tabletki, które nie są w żaden sposób szkodliwe, lecz pomagają zasnąć. Co prawda, nie były one na receptę, nawet ciężko było je legalnie dostać, lecz były bardzo dobre. Dzięki nim zawsze przesypiałem noc, kiedy było to najtrudniejsze do wykonania.
Nie brałem ich za każdym razem, ponieważ nie chciałem się od nich uzależnić, choć lekarz zapewniał, że mi to nie grozi. Nigdy nie lubiłem zażywać żadnych lekarstw, bojąc się, że stanę się jakimś lekomanem, że będę uzależniony od witamin, które pomagają mi w zaśnięciu. Lekarzy zresztą też nie lubiłem odwiedzać.
Około piątej nad ranem, kiedy prawie udało mi się zasnąć, usłyszałem otwieranie drzwi i hałas w przedpokoju. Domyśliłem się, że Caroline wróciła, chociaż szczerze miałem nadzieję, że mnie nie obudzi. Zapewne była pijana, ponieważ zawsze wtedy hałasowała, wracając do domu.
Rozbudzony, wstałem z łóżka i ruszyłem w jej kierunku, aby pomóc dziewczynie trafić do sypialni.
- Cześć kochanie! – przywitała mnie wesoło. Miała trochę rozmazany makijaż i potargane włosy. Jej czerwona szminka również nie była w najlepszym stanie. Była ubrana w szarą, błyszczącą i nieco za dużo odsłaniającą sukienkę. Buty rzuciła gdzieś obok, a w ręce trzymała czarną torebkę. – A co ty tu robisz? – zapytała i czknęła cicho.
- Chodź, pomogę ci – powiedziałem, ignorując jej pytanie. I tak nic nie będzie pamiętać.
Złapałem ją w pasie i poprowadziłem do łazienki. Wiedziałem, że nie lubi kłaść się do łóżka, nie wziąwszy wcześniej prysznica, toteż postanowiłem jej w tym pomóc. Posadziłem ją na zamkniętej klapie sedesowej i kazałem się nie ruszać. Znalazłem na półce przy lustrze mleczko do demakijażu i waciki, a następnie zacząłem przemywać jej twarz.
- Wiesz, że byłam w klubie? – zapytała, siedząc grzecznie.
- Domyślam się – odpowiedziałem, starając się ignorować jej czkawkę.
- Wiesz, z kim? – znowu zapytała, po dłuższym czasie. Ja z kolei związałem jej włosy na czubku głowy, żeby nie zamoczyła ich podczas kąpieli, po czym odkręciłem kurki, aby napuścić wody do wanny.
- Pewnie ze znajomymi – odrzekłem i zostawiłem ją na chwilę, żeby przynieść z jej sypialni piżamę, którą znalazłem pod poduszką.
Wróciłem do łazienki i ujrzałem ją, przeglądającą Instagrama. Powiedziałem, aby odłożyła telefon i stanęła na nogi, abym mógł ją rozebrać. Zachichotała, ale posłusznie zrobiła to, o co ją poprosiłem. Rozpiąłem jej sukienkę, zdjąłem bieliznę i pomogłem wejść do wanny. Wzięła krótką kąpiel, a ja w tym czasie siedziałem obok, pilnując, żeby przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego. Wiele razy po pijaku próbowała różnych rzeczy, toteż tym razem, chciałem tego uniknąć.
- Już! – zawołała jak mała dziewczynka i ochlapała mnie trochę wodą.
Pomogłem jej wyjść i wycierałem ją puchatym ręcznikiem. Wydawała się taka krucha i bezbronna.
- Czemu nie śpisz? – zapytała, kiedy ubierała się w piżamę.
- Obudziłaś mnie – odrzekłem, wieszając ręcznik na grzejniku. Przeszliśmy do sypialni ułożyłem ją pod kołdrą, sam kładąc się obok niej.

Rano, jak się spodziewałem, Caroline nic nie pamiętała. Obudziła się z bólem głowy, koło południa. Ja w tym czasie nie robiłem nic ciekawego, tylko przeglądałem różne strony internetowe i śledziłem swoje profile na portalach społecznościowych. Nawet nie byłem głodny.
- Dobrze się bawiłaś? – zapytałem, kiedy przytuliła się do mnie.
- Uhm... Było naprawdę super – odrzekła cicho. – Obudziłam cię, kiedy wróciłam?
- Tak, ale nie przejmuj się. Wiesz, że nie lubię spać sam w obcym miejscu – odezwałem się.
- Hmmm… - mruknęła tylko i chyba znowu zasnęła.

Wieczorem, kiedy leżeliśmy razem przed telewizorem i skakaliśmy po kanałach, zajadając się pizzą, Caroline zapytała, ile czasu zamierzam spędzić w jej mieszkaniu i czy szukałem już sobie jakiegoś nowego lokum. Zdziwiłem się nieco, ponieważ miałem nadzieję, że jednak wreszcie ułożymy sobie wspólnie życie i będziemy mogli być szczęśliwi. Powiedziałem jej o tym, na co ona zaśmiała się i odpowiedziała:
- Oj, Billy, przecież mamy jeszcze na to czas. Teraz jesteś dla mnie bardzo ważny, ale jutro lub za tydzień może mi się odwidzi i mogę znaleźć sobie kogoś, kto zainteresuje mnie bardziej niż ty – uśmiechnęła się szeroko, a ja poczułem, że serce mocno mnie zabolało.
- Jak to? – zapytałem. – Chyba źle cię zrozumiałem, Caro – zaśmiałem się nerwowo, nie wiedząc, co mogłem jeszcze powiedzieć.
- Hmm? – mruknęła, wpatrzona w ekran telewizora. – Czego nie rozumiesz?
- Hej, spójrz na mnie – powiedziałem ostro. Podniosła się i popatrzyła mi w oczy. – Co to znaczy, że kogoś sobie znajdziesz?
- Billy, nie jesteśmy związani węzłem małżeńskim, możemy się w każdej chwili rozstać i nic na to nie poradzisz – odrzekła, jakby to było czymś naturalnym.
- Żartujesz sobie?! – podniosłem nieco głos, na co się skrzywiła. – Nie możesz tak mówić!
- Nie bądź dziecinny – jęknęła. – Jesteś dorosłym facetem, a czasami zachowujesz się jak piętnastolatek, który uważa, że znalazł miłość swojego życia – dodała i podniosła się z kanapy.
Poszedłem za nią do kuchni, a serce mało nie wyskoczyło mi z piersi. Cholernie mnie zabolały jej słowa.
- Caroline, co ty opowiadasz? – zapytałem, mając nadzieję, że albo śnię, albo jest to jakiś głupi żart.
- Przestań się mazać, kochanie – powiedziała. – To, że jesteśmy razem od pół roku, nie znaczy, że będziemy parą już zawsze. Pozwoliłam ci spędzić u siebie parę dni, bo pokłóciłeś się z bratem, co, swoją drogą, uważam za naprawdę beznadziejne – skrzywiła się, jakby patrzyła na coś obrzydliwego. – Mam jednak nadzieję, że znajdziesz sobie coś niedługo. Nie chciałabym mieszkać z tobą, bo to nie wpłynie dobrze na nasze relacje.
Chyba się przesłyszałem. Byłem w takim szoku, że kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje. Nie wiedziałem, kim jestem, gdzie jestem i co właśnie dzieje się w moim życiu. Miałem w głowie kompletną pustkę, której nie potrafiłem zapełnić. Do tego ten uporczywy ból w okolicy mostka nie dawał mi spokoju.
- Caro – powiedziałem, próbując zachować spokój. Wziąłem głęboki oddech, i starałem się nie krzyczeć. – Kocham cię i pragnę właśnie tego, o czym mówisz. Chcę zamieszkać z tobą, niekoniecznie tutaj, bo możemy wynająć sobie jakieś mieszkanie lub kupić dom. Chcę żyć z tobą, bo się w tobie zakochałem.
Caroline głośno się zaśmiała. Tak, że ból w klatce piersiowej narastał wraz z jej rozbawieniem.
- Przestań opowiadać te bajeczki. Przy Tomie i przy swojej mamie możesz mówić mi, że mnie kochasz i że nie widzisz świata poza mną, bo to fajnie brzmi, ale przy mnie nie musisz udawać. Fajnie się razem bawimy i dobrze mi z tobą, ale miłość to za dużo powiedziane, kochanie – uśmiechnęła się i puściła mi oczko. Zaczęła przeglądać zawartość lodówki i wyjęła z niej coś, na co nie zwróciłem najmniejszej uwagi.
Wciąż miałem w myśli jej słowa, które odbijały się od mojej czaszki echem. Czułem pustkę w głowie, ból w sercu i tak wielkie rozczarowanie, że sam nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Miałem wrażenie, że to jakiś żart, jakiś głupi dowcip, którego stałem się ofiarą i zaraz ktoś wyskoczy zza ściany, śmiejąc się głośno, a Caroline rzuci mi się na szyję i ze śmiechem powie mi, że zrobiła to tylko dla tego kawału.
Nic takiego się jednak nie stało. Ja natomiast wciąż stałem na środku salonu i patrzyłem tępo na kobietę, którą kochałem całym sercem, a która przed chwilą zraniła mnie tak, że nie widziałem sensu swojego istnienia.
- Ja mówiłem prawdę – powiedziałem wreszcie, usiłując powstrzymać drżenie głosu. – Caro, ja naprawdę cię kocham i oddałbym wszystko, żeby być z tobą szczęśliwy. Pokłóciłem się z Tomem, bo on uważa, że nie powinniśmy być razem. Dlatego tutaj wczoraj do ciebie przyszedłem. Dlatego, że cię kocham! Caroline!
Dziewczyna spojrzała na mnie, zdziwiona.
- Billy, przecież już dawno mówiłam ci, że nie potrafię wyznać ci miłości – powiedziała spokojnie.
- Myślałem, że to przez to, że masz jakieś złe wspomnienia. Że boisz się miłości, bo ktoś cię skrzywdził! – prawie krzyczałem, nie potrafiłem utrzymać tych wszystkich emocji, które mną targały.
- Och, proszę cię! Nie bądź śmieszny! – zakpiła. – Te wszystkie twoje piosenki są równie beznadziejnie romantyczne jak ty! – prychnęła. – Myślisz, że wszystko jest takie przepełnione miłością, jak ten twój wyimaginowany świat?!
- Miałem nadzieję, że ty staniesz się moim światem!
- Przestań pieprzyć! – uderzyła ręką w blat.
- Skoro mnie nie kochasz, to po co kazałaś mi zrywać znajomość z Elysą?! Po co było to wszystko?! – krzyknąłem. Dotarło do mnie, że zrobiłem najstraszniejszą rzecz, jaką mogłem w życiu popełnić i uderzyło to we mnie teraz ze zdwojoną siłą.
- Bo wtrącała nos w nie swoje sprawy! – odkrzyknęła. – Jakby ją ta kula nie mogła trafić w głowę – prychnęła.
Zamurowało mnie na chwilę, jednak adrenalina, która gotowała mi się w żyłach, nie pozwoliła na długo stać w otępieniu.
- Ochroniła mnie!
- Och, co ty gadasz! – przerwała mi. – Ta kulka była przeznaczona dla niej! – wrzasnęła, a ja po raz kolejny nie wiedziałem, co się dzieje.
- Co?!
- Ach! – znowu uderzyła ręką w blat. – Skoro i tak już między nami wszystko wyjaśnione, to nie będę już nic przed tobą ukrywać – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. – To ja wynajęłam mężczyznę, który wtedy strzelił. To ja zorganizowałam to wszystko, żebyś wahał się pomiędzy nią, a mną. To ja miałam cię uwieść i zostawić, kiedy wreszcie zgarnę twoją kasę. Tylko ten twój przygłupi braciszek musiał czegoś się domyślać i chciał nastawić cię przeciwko mnie. Elysa też próbowała, żałuję, że wtedy karetka przyjechała tak szybko i udało jej się przeżyć.
Słuchałem tego, co ona mówiła, a kolana się pode mną trzęsły. Musiałem usiąść. Ona mówiła i mówiła, a ja czułem, że za chwilę zwariuję.
Powiedziała, że wszystko miała zaplanowane. Całe to spotkanie mnie, rozkochanie w sobie. Była moją fanką od samego początku i była we mnie zakochana. We mnie, w mojej sławie, w pieniądzach. Kiedy dorosła, postanowiła, że będzie ze mną i nic nie stanie jej naprzeciwko. Potem jednak odkochała się, doszła do wniosku, że nie liczę się dla niej ja, a sława i pieniądze, które posiadałem dzięki Tokio Hotel. Poznała mnie osobiście na którejś imprezie dla fanów, na której świetnie się bawiliśmy w swoim towarzystwie. Spodobała mi się, co od razu zauważyła i postanowiła dopiąć swojego celu. Już wtedy nie zależało jej na mnie, a na moich pieniądzach. Zgodziła się od razu ze mną związać, bo uznała, że nie będzie ku temu lepszej okazji. Jednak potem poznała Elysę, która stała jej na przeszkodzie. Wiedziała, że jest dla mnie ważna i mógłbym w którymś momencie wybrać ją zamiast niej. Postanowiła się więc jej pozbyć. Miała znajomego, który kiedyś już siedział w więzieniu za drobne kradzieże. Poprosiła go o przysługę, bo i tak jego życie nie miało innego sensu, a w więzieniu było mu dobrze – nie musiał martwić się o wyżywienie, gdyż tam było mu najzwyczajniej w świecie wygodnie. Zgodził się, ponieważ  planował znów tam trafić. A morderstwo było najprostszą drogą do tego miejsca. Groziło za to dobrych parę lat, a nie musiał przecież mieć w sądzie żadnego obrońcy. Zwyczajnie by się przyznał i zapewnione miał wyżywienie, nocleg i wszystkie inne potrzeby, do końca życia. Wszystko było zaplanowane co do minuty. Caroline czekała tylko, aż spotkam się z Elysą, żeby dać znać swojemu wspólnikowi, który miał strzelić, kiedy będziemy mieli się rozstać. Tylko coś poszło nie tak. Elysa miała dostać kulkę w głowę, miała to być czysta, prosta egzekucja, jednak facet strzelił w plecy, ponieważ ona się odwróciła. Lecz to nie pokrzyżowało do końca jej planów, ponieważ miała mnie zmusić do wyboru pomiędzy nią, a Elysą. Bała się jednak, że coś pójdzie znowu nie po jej myśli, że wybiorę Elysę, lecz na jej szczęście tak się nie stało. Za to Tom wszystko popsuł, kiedy zaczął mieć wątpliwości co do jej uczuć w stosunku do mnie. Miała nadzieję, że nie będzie przekonywał mnie, że nie powinienem się z nią wiązać, bo do niczego dobrego to nie doprowadzi. Ale stało się inaczej, bo Tom bardzo się o mnie martwił i chyba przeczuwał, że Caroline nie jest osobą, z którą mógłbym spędzić resztę życia. No i ta przeprowadzka do niej. Nie chciała, żebym się wprowadzał, ale uznała, że tak może będzie lepiej i będzie jeszcze bardziej wiarygodna. Tylko ja zacząłem mówić o swoich uczuciach, o miłości, której ona już do mnie nie czuje, ponieważ zakochała się w moich pieniądzach.
- Jesteś potworem – udało mi się powiedzieć po wysłuchaniu jej monologu.
- Może, Billy – powiedziała spokojnie, wracając do przerwanej czynności. – Jednak nie powiesz, że nie było ci ze mną dobrze.
- Zakochałem się w tobie, do cholery! – krzyknąłem i podniosłem się z krzesła. – Jak mogłaś w ogóle tak postąpić?! Zaplanowanie egzekucji?! Czy ty wiesz, ile lat ci za to grozi?! Mogę wezwać teraz policję i zgnijesz w więzieniu!
- Och, Billy – zaśmiała się. – Jeśli to zrobisz, ja oczywiście wszystkiego się wyprę – powiedziała spokojnie. – Powiem im, że majaczysz, bo wziąłeś wczoraj jakieś pigułki na sen, które ci szkodzą, a które nie są legalne. Mam takie w torebce, zawsze przecież mogę przesypać je do tej fiolki, którą masz w swojej walizce.
- Nie mogłabyś… - powiedziałem niepewnie.
- Zamknęliby cię w wariatkowie, a ja udawałabym załamaną dziewczynę sławnego muzyka, który po zerwaniu kontaktu z najlepszą przyjaciółką i po kłótni z ukochanym bratem, najzwyczajniej w świecie zwariował. Opowiadasz takie głupstwa, bo przecież ktoś chciał cię zabić.
Widać, że miała przygotowaną własną wersję wydarzeń. A ja nie miałem przecież żadnych dowodów oprócz słów Caroline.
Wyszedłem wściekły i udałem się do jej sypialni. Wrzuciłem wszystkie swoje rzeczy do walizki i ruszyłem z powrotem do kuchni. Dziewczyna siedziała przy stole i spokojnie piła herbatę.
- Jak możesz być taka bezczelna? – zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Kochanie, to nie jest bezczelność, to załatwianie własnych spraw na swój sposób. No i spełnianie marzeń. Mam to, czego chciałam. Mam twoje pieniądze, bez sławy sobie poradzę.
- Nie masz moich pieniędzy – zaśmiałem się.
- Zdziwiłbyś się – tym razem ona zachichotała. – Byłam wczoraj na imprezie, żeby uczcić to, że cię oskubałam, Billy. Nie masz już ani jednego dolara na swoim koncie, kochanie – wyszczerzyła się i upiła łyk z kubka, krzywiąc się, ponieważ najwyraźniej napój był gorący.
Patrzyłem na nią wielkimi oczami i nie wierzyłem w ani jedno jej słowo. Jednak po tym, co mi opowiedziała, nie miałem pewności, czy znowu nie wyjawiła mi całej prawdy. Jeśli zdolna była do wynajęcia mordercy Elysy, równie dobrze mogła mówić prawdę w sprawie pieniędzy, które mi ukradła. Wyciągnąłem telefon i zalogowałem się na stronę banku. Chciałem mieć pewność. Miałem trzy różne konta, jednak, po wpisaniu hasła na jednej ze stron, miałem podgląd na wszystkie trzy. Czekałem aż strona się załaduje, z duszą na ramieniu.
Kiedy ujrzałem okno, opadłem na krzesło obok Caroline, która spokojnie popijała herbatę. Czułem, jak uchodzi ze mnie powietrze, gdy ujrzałem, że na moim koncie zostało pięć tysięcy dolarów. Kropla w morzu pieniędzy, które jeszcze wczoraj były w banku.
- Cóż… - odezwała się. – Podszywałam się również pod wytwórnię płytową, której zapłaciliście niezłą sumkę za wydanie waszej nowej płyty. Szkoda, że nic z niej nie będzie. Ale dziękuję za te paręnaście dodatkowych tysięcy, które nie podlegają zwrotowi.
To się nie działo naprawdę.
Nie mogło się dziać.
Za chwilę się obudzę i wszystko wróci do normy, bo to, co teraz miało miejsce, nie mogło być prawdziwym życiem. To była tylko moja wyobraźnia!
Caroline nie mogła być potworem, który wyciągnął ze mnie wszystko, co się tylko dało!
- Ach, zapomniałabym, Billy – powiedziała, odstawiając kubek. – Teraz musisz, niestety, opuścić moje mieszkanie, które tak naprawdę nie jest moje. Wynajęłam je na fałszywe nazwisko, żeby nikt nie mógł mnie znaleźć, gdybyś jednak zechciał zgłosić to wszystko na policję. Płaciłam za nie gotówką, nie sporządzałam żadnej umowy, więc nie da się mnie namierzyć. Pieniądze z twoich kont wypłacałam na twoje nazwisko, w bankach w różnych miejscach na świecie, jakbyś to ty sobie podróżował, więc tym sposobem również nie uda się mnie złapać. Caroline to również nie jest moje prawdziwe imię, ale nie mogę zdradzić ci, jak naprawdę się nazywam, żebyś nie miał, co powiedzieć policji, gdybyś jednak próbował na mnie donieść. – Mówiła tak spokojnie, a ja słuchałem jej posłusznie, próbując pozbierać wszystkie myśli i serce, które z hukiem opadło na podłogę, kiedy zaczęła swoją opowieść. – Jutro stąd zniknę, dlatego musisz opuścić to mieszkanie. Nie znajdziesz mnie ani ty, ani policja. Ze względu na to, co nas kiedyś łączyło, nie próbuj na mnie donieść ani mnie szukać, bardzo cię proszę – dodała i pocałowała mnie w policzek.
Ja wciąż siedziałem przy stole i kompletnie nie wiedziałem, co mogę zrobić.
Miałem w głowie zupełną pustkę.
Nie pamiętam, jak wyszedłem z mieszkania Caroline, ani jak wsiadłem do samochodu. Nie pamiętam, jak usiadłem za kierownicą i kiedy przekręciłem kluczyk w stacyjce, aby uruchomić silnik. Nie pamiętam zupełnie nic z tamtego wieczora, kiedy miałem wypadek.

wtorek, 20 marca 2018

Ostatnie pożegnanie. [22] ONA

Miałam zamiar opublikować ten rozdział dopiero w czwartek, ale w kolejnym odcinku wyjawię, kto próbował zabić Billa, więc doszłam do wniosku, że przyspieszę publikację. Dwudziestki trójki możecie spodziewać się jeszcze w tym tygodniu. Nie wiem, co mogłoby się stać, żebym go nie wróciła. Gdyby coś miało się zmienić, zamieszczę stosowną informację.
Ten rozdział został przeze mnie sprawdzony dwa razy i wrzucam go "na szybko". Jeśli są w nim jakieś błędy, bardzo przepraszam. Poprawię je najszybciej, jak będę mogła. 
A teraz zapraszam na trochę słońca.

ONA
Wtorek i środa również nie stanowiły dla mnie pocieszenia po ciężkim poniedziałku, gdyż znowu nie było lepiej. Moi pracownicy nie pałali szczęściem w bieżącym tygodniu, podobnie, jak ja. Może dlatego, że poprzedniego dnia tak na nich naskoczyłam, jednak nie żałowałam tego w żadnym stopniu. Nie mogłam pozwolić sobie, żeby zrobili z mojej restauracji śmietnik. Providence powinni traktować tak, jak na to zasługiwał, a nie tak, jak robili to do tej pory.
Podjęli decyzję, że trzy osoby będą przychodzić w poniedziałki na siódmą rano, aby posprzątać cały magazyn. Było mi to bardziej na rękę niż druga oferta, jaką im przedstawiłam. Nie chciałam, by pracowali po dwanaście godzin, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że poza pracą mają nie tylko studia, ale własne życie i nie na rękę im będzie wydłużenie godzin. Musieli mieć przecież czas na naukę czy nawet na spędzanie wolnego czasu w towarzystwie innych znajomych niż tych z pracy. Ja również – gdybym była na ich miejscu – zgodziłabym się na wcześniejsze przychodzenie do restauracji w poniedziałek.
We wtorek biegałam jak w ukropie, gdyż musiałam osobiście zrobić inwentaryzację win, napojów alkoholowych i bezalkoholowych, jak robiłam to zawsze na koniec każdego miesiąca. Nigdy tego nie lubiłam i pragnęłam skończyć to jak najszybciej, więc znowu przyszłam do pracy wcześniej, tym razem na 10:00, żeby jeszcze przed otwarciem zdążyć zrobić to wszystko, co zaplanowałam na ten dzień. Niestety, nie udało mi się to przed przyjściem pracowników. Zarządziłam więc, żeby wszyscy kelnerzy spisywali na kartce, którą wcześniej im przygotowałam, co sprzedali gościom i w jakiej ilości, żebym mogła odliczyć to później od moich własnych zapisków. Na nieszczęście, czego oczywiście mogłam się spodziewać, tego dnia wszyscy, jak jeden mąż, mieli ochotę napić się jakiegoś drogiego Chardonay lub Merlota, a nawet skosztować drogiego, dwunastoletniego Chivasa. Zawsze cieszyłam się, kiedy sprzedawaliśmy napoje, ponieważ to podnosiło nam statystki, jednak dzisiaj chciałam, żeby sobie odpuścili. Nawet Fanty czy Coca Coli poszło więcej, niż zazwyczaj.
Moja praca poszła więc na marne i mogłam tylko marzyć, że przed północą wrócę do domu, aby odpocząć i wyspać się wreszcie, ponieważ wciąż odczuwałam poniedziałkowy stres.
Po raz kolejny zamknęłam się w biurze i nie chciałam, aby ktoś mi przeszkadzał. Wciąż nie miałam humoru, przez co moi pracownicy również byli trochę zestresowani. Rozumiałam ich jednak. W swojej karierze, kiedy jeszcze byłam kelnerką w restauracji, na mnie też odbijał się zawsze zły humor menadżera. Z kolei mój zły nastrój przechodził na innych pracowników, co przedstawiało się również na zadowolenie gości. A raczej na brak tegoż zadowolenia. Wolałam więc zamknąć drzwi od biura i wychodzić z niego tylko wtedy, gdy byłam na sali naprawdę potrzebna. Nikogo nie chciałam niepotrzebnie stresować.
Zaczęłam, jak zwykle, przeglądać papiery, które widziałam już milion razy i znowu odkładałam po kolei wszystko na bok, postanawiając, że później się tym zajmę. Nie miałam głowy do układania menu ani wybierania nowych win, które może będą się lepiej sprzedawać, a może nie. Za dużo było z tym roboty, ponieważ niektóre z trunków trzeba było zamawiać z drugiej strony świata, a na to zupełnie nie miałam siły. Jednak, wcześniej czy później, będę musiała stawić temu czoło.
- Może jutro się tym zajmę – mruknęłam do siebie.
Mogłabym przekazać to Krisowi, informując go jednocześnie o tym, że zostanie moim zastępcą, jednak chciałam z tym jeszcze poczekać. Był na to gotowy, ale może ja jeszcze nie byłam… Nigdy nie miałam swojego zastępcy, ponieważ tak naprawdę nikomu nie ufałam w takim stopniu, aby powierzyć mu coś, co było dla mnie najważniejsze w życiu. Kris był najlepszym z moich pracowników, lecz jeszcze chciałam poddać go jakiejś próbie, którą mógłby przejść, aby pokazać, że naprawdę nadaje się na stanowisko zastępcy.
Po raz kolejny zerknęłam na listę rezerwacji bieżącego tygodnia i wciąż zastanawiałam się nad nazwiskiem Kaulitz przy dacie czwartkowej. Sześć osób. Jeśli dobrze się domyślałam, przyjdą całym zespołem – Georg, Gustav, Tom i Bill. Nie przypominałam sobie, żeby Gus i Hagen przylecieli z Niemiec, jednak coś może mnie ominęło lub zapomnieli mnie o tym uprzedzić. Albo po prostu wypadło mi to z głowy, jak to się czasem zdarzało, kiedy miałam naprawdę dużo pracy. Lecz kim były te dwie pozostałe osoby? Na pewno nie żona Gustava, bo musiałaby podróżować z małym dzieckiem, co nie byłoby dobrym pomysłem, zwłaszcza, że z Niemiec najlepiej lata się samolotem. Nigdy nie znałam się na dzieciach, lecz taka podróż chyba nie byłaby najlepsza. Zresztą, po co miałaby przylatywać do Los Angeles? Gustav za każdym razem bardzo dbał o prywatność swojej rodziny i nigdy nie był zadowolony, kiedy w prasie pojawiała się wzmianka o jego życiu prywatnym. A Georg raczej rzadko pokazywał się ze swoją dziewczyną na mieście, gdyż – podobnie jak Gustav – cenił prywatność swoją i swojej rodziny. Nawet przestał udzielać się na Instagramie i innych portalach, uważając, że mogłoby to za dużo odkryć jego prywatne życie. Nie lubił mediów, które śledziły każdy jego krok, toteż zadecydował, że ukryje się przed kamerami jak najdalej.
Więc kim były te dwie osoby?
Może Shermine? Teraz bardzo często spotykała się z Tomem, a Bill bardzo ją lubił, co można było zauważyć na pierwszy rzut oka. Byłam więc niemalże pewna, że piątą osobą jest ta dziewczyna. Strasznie mnie ciekawiło kogo jeszcze zaprosili, ale nie miałam zbyt wielu pomysłów, ponieważ nie znałam za dobrze ich znajomych. W sumie to w ogóle nikogo z ich otoczenia nie znałam, chociaż często próbowali mnie gdzieś z nimi wyciągnąć. Zwłaszcza Billowi zależało na tym, aby poznała świat show biznesu i za każdym razem, gdy mieli wybrać się na jakiś pokaz mody albo do miejsca, gdzie razem z Tomem szli, aby spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi ze świata muzyki, próbował mnie zaciągnąć z nimi, lecz w większości przypadków albo nie miałam na to czasu, albo ochoty, albo po prostu bałam się, że po takim wypadzie zobaczę swoje zdjęcie w jakimś szmatławcu z podpisem, którego nigdy nie chciałabym widzieć na oczy.
Szczerze powiedziawszy, bałam się, że kiedyś w gazecie zobaczę swoją twarz i przeczytam artykuł, który nie tylko zniszczy moją reputację, ale też wpłynie na to, że Providence już nie będzie tak często odwiedzaną przez gości restauracją, jak do tej pory. Na początku znajomości z chłopakami z Tokio Hotel, nie przejmowałam się, że ktoś mnie zobaczy, jakiś paparazzi zrobi mi z nimi zdjęcie i przez to będę miała jakieś nieprzyjemności. Chciałam się z nimi spotykać, chciałam spędzać z nimi czas, bo lubiłam ich towarzystwo i pragnęłam widywać się z Billem jak najczęściej. Przez to też, nawiązała się miedzy nami więź, która trwa już bardzo długo.
Lecz dotarło do mnie po jakimś czasie, że przecież oni są sławni, gazety wciąż chcą pisać na ich temat, mimo, że już nie szaleją w świecie muzyki tak, jak to robili kilka lat temu, przed przeprowadzką z Niemiec do Los Angeles. Ale jednak media nadal pragną sensacji i w każdej chwili coś może pójść nie tak, przez co ucierpię i ja, i moja praca. Zrozumiałam to po tym, kiedy zobaczyłam na jakiejś stronie internetowej wzmiankę o tym, że Tom ma dziewczynę. Zdjęcie Shermine i Kaulitza zostało zrobione z ukrycia, kiedy to para siedziała w jakiejś restauracji i była zajęta rozmową. W artykule porównywano brunetkę z poprzednią partnerką Toma – Rią, była opisana tam historia ich związku, oczywiście w większości zmyślona przez autora artykułu, lecz jednak była. Po czymś takim właśnie zrozumiałam, że gdybym ja znalazła się w takiej sytuacji, nie byłoby mi miło. Moi pracownicy na pewno nie byliby szczególnie zadowoleni, gdyby przeczytali o mnie coś podobnego. Wolałam więc ograniczyć spotkania z zespołem w miejscach publicznych, wolałam nie pokazywać się z nimi i ich przyjaciółmi.
Nigdy jednak nie rozmawiałam o tym ani z Tomem, ani z Billem. Za to Shermine wyżaliła mi się po publikacji tego artykułu. Była zła na, że została porównana z poprzednią dziewczyną bruneta i jednocześnie było jej z tego powodu przykro. Wyjawiła mi, że nigdy nie lubiła być porównywana do nikogo, a artykuł sprawił, że straciła trochę pewności siebie, którą do tej pory emanowała na kilometr. Tom oczywiście starał się zrobić wszystko, aby nie przejmowała się tym, co o nich piszą, lecz to i tak za bardzo nie pomogło Shermine się pozbierać. Ja nie wiem, jak zareagowałabym na coś takiego.
Odrzuciłam myśli krążące wokół rezerwacji czwartkowej i próbowałam skupić się na czymś innym. Nie było mi to dane, ponieważ naraz rozdzwoniła się moja komórka. Odebrałam więc, mając dość słuchania wibracji telefonu.
- Słucham? – nie zdążyłam nawet spojrzeć na wyświetlacz.
- Cześć, Elyso! – przywitał mnie radośnie Bill. – Co słychać?
- Nic bardziej ciekawego niż u ciebie, w świecie show biznesu – odparłam. – Muszę siedzieć w pracy i nic nie robić, bo gościom zachciało się pić o wiele więcej wina i alkoholu niż zazwyczaj, a ja nie mogę zrobić przez to inwentaryzacji.
- Nigdy tego nie robiłem, nie wiem o co chodzi, ale brzmi nudno i nieciekawie – powiedział, a ja zaśmiałam się głośno. No tak, gwiazda muzyki przecież nie ma pojęcia, że są inni ludzie, którzy muszą ciężko pracować i mają poważniejsze problemy i inne obowiązki niż pisanie piosenek i wymyślanie do nich melodii. Nie powiedziałam jednak tego głośno, nie chcąc go urazić. Czasem mu zazdrościłam jego życia, które wyglądało tak, jakby codziennie miał wolne. Cieszyłam się za to, że do mnie zadzwonił, ponieważ ostatnio bardzo mi go brakowało. Rzadko się widywaliśmy przez moją pracę oraz przez Victora, który w tym tygodniu miał wylecieć do Francji. Byłam z nim umówiona na sobotę. – Czyli teraz jesteś wolna?
- W pewnym sensie tak. Przed zamknięciem nie uda mi się nic zrobić, więc do dwudziestej drugiej trzydzieści mam czas, żeby ogarnąć wszystkie dokumenty w biurze. – Nie chciałam mówić mu, że nudzę się jak mops, bo nie chce mi się jechać z powrotem do domu. Była godzina 17:00, ale gdybym pojechała do siebie, nie wyszłabym stamtąd, a cały plan zrobienia wszystkiego na czas, spełzłby na niczym.
- To może wyskoczymy razem na obiad? Tak dawno cię nie widziałem – powiedział, a ja od razu wyprostowałam się jak struna.
- Jasne! Chętnie! – prawie krzyknęłam do słuchawki.
- Będę u ciebie za piętnaście minut! – i się rozłączył.
Swoim pracownikom powiedziałam, że wrócę jeszcze do restauracji, aby zrobić inwentaryzację, a oni zapewnili mnie, że wszystko będzie pod kontrolą. O 16:00 przyszedł Kris, więc powierzyłam mu odpowiedzialność za knajpę, a on ucieszył się, że będzie się mógł wykazać. Ufałam zarówno jemu, jak i reszcie zespołu, a poza tym, zawsze mogli do mnie zadzwonić, kiedy tylko pojawiłby się jakiś problem. Zawsze odbierałam, zawsze pomagałam i to się nigdy nie zmieni. Lecz czasem musieli być samodzielni. Nie mogłam pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, bo nie miałabym własnego życia. W sumie, i tak go nie miałam, bo prawie nie wychodziłam z pracy, a jeśli już, zabierałam ją do domu.
Byłam ubrana bardzo oficjalnie, a w biurze nie miałam nic, w co mogłabym się przebrać. Musiałam więc przeżyć to, że na zwykły lunch z Billem byłam ubrana, jakby wybierała się na jakieś spotkanie służbowe. Czułam się mimo wszystko dobrze w dopasowanym garniturze i białej bluzce oraz czarnych szpilkach. Nawet czułam, że wyglądam ładnie, bo dzisiaj moje włosy dobrze się układały i pozwoliły się spiąć w koński ogon. Nie były też za bardzo napuszone, co zdarzało im się nazbyt często.
Bill wyglądał – jak zwykle – jakby szedł na wybieg. Mimo, iż miał na sobie tylko dziurawe dżinsy, czarną, obcisłą koszulkę i czarne buty sportowe oraz dużo biżuterii, strasznie mi się podobał. Kiedy mnie zobaczył, wysiadł z auta i mocno mnie przytulił. Aż zabrakło mi tchu.  Byłam w siódmym niebie, gdy czułam tak blisko siebie jego ciało i wdychałam jego perfumy. Tak bardzo męskie i tak bardzo pasujące do niego, jakby ktoś specjalnie stworzył je właśnie dla Billa. Mieszanka perfum i dymu papierosowego i sprawiała, że mogłabym trwać w takim uścisku do końca życia.
- Tęskniłem za tobą – powiedział i to właśnie zawsze chciałam od niego usłyszeć. Miałam wrażenie, że nigdy przedtem nie czułam takiego szczęścia. Pragnęłam być przez niego przytulana już zawsze. Za każdym razem w taki sposób, jakbym była dla niego ważna i zawsze czekał na mnie z utęsknieniem. Chciałam, żeby mnie pokochał tak, jak ja jego.
- Ja za tobą też – odpowiedziałam, a w moich słowach zawarłam całe moje uczucie do niego. Miałam nadzieję, że zrozumie, co właśnie mu przekazałam i odpowie mi tym samym. Pragnęłam tego, jak nigdy niczego przedtem. Jednak Bill odsunął się ode mnie z uśmiechem i otworzył mi drzwi swojego auta.
- Musimy częściej się spotykać, kochana! – powiedział, gdy już jechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Nie wiedziałam, co zaplanował na dzisiaj. – Widujemy się tak rzadko, że już zacząłem wątpić w naszą przyjaźń! – zaśmiał się.
- To przez moją pracę – odrzekłam szczerze. – Teraz ciągle mam urwanie głowy i tyle obowiązków, że sama nie wiem, w co mam włożyć ręce.
- Ale chyba kiedyś będziesz miała urlop, prawda? – spojrzał na mnie pytająco.
- Wydaje mi się, że tak. Zawsze udawało mi się wziąć kilka dni wolnego.
- Kilka dni? – zdziwił się. – Dlaczego nie tydzień albo dwa?
- Przecież nie mogę zamknąć knajpy na tak długo, żeby gdzieś wyjechać i sobie odpoczywać. Ktoś musi się tym wszystkim zająć. A nie mam jeszcze zastępcy, któremu mogłabym powierzyć to wszystko na tak długo.
- Czemu nie możesz jej zamknąć? – zapytał. – To twoja restauracja i twoi pracownicy. Przecież ty o wszystkim decydujesz i możesz robić, na co masz ochotę. Jeśli zamkniesz knajpę, żeby odpocząć, twoi pracownicy również zrobią sobie wolne. Przecież oni też na pewno chcieliby trochę odpocząć. Nie możesz pracować przez cały rok, bo zbyt szybko znudzisz się swoim klientom.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę i doszłam do wniosku, że Bill może mieć trochę racji.
- Sama nie wiem… – powiedziałam niepewnie. – A co z kucharzami, z tym wszystkim jedzeniem, które przez ten czas się zepsuje? Co z gośćmi? To nie jest dobry pomysł – dodałam na koniec.
- To jest bardzo dobry pomysł! – Bill trzymał się swojego zdania. – Jedzenie przecież zużyjecie, a kucharze też potrzebują wakacji, bo mają rodziny. Może nie znam się na gastronomii, ale wiem, jak ważna jest dla ludzi rodzina. Mógłbym nawet powiedzieć, że najważniejsza! Wy pracujecie codziennie i nie każdy może mieć dzień wolny, gdy tego potrzebuje. Gdybym ja miał ustalać jakieś grafiki czy organizować urlopy chłopakom z zespołu, to byłoby mi bardzo ciężko każdemu z nich dogodzić. Zwłaszcza, że teraz Gustav ma swoją rodzinę i musi być z nimi zamiast z zespołem. Nie miałbym serca zabierać mu jego czasu z żoną i córką.
Miał mnóstwo racji. Ja też nie mogłabym pozwolić na to, żeby córka Gustava wychowywała się bez ojca, bo postawiłabym zespół na pierwszym miejscu.
- Czyli, twoim zdaniem, powinnam zamknąć restaurację na jakiś czas i zrobić sobie urlop? – zapytałam go, chociaż i tak dobrze znałam odpowiedź.
- Owszem – odpowiedział poważnie. – Ale niekoniecznie na długo. Przecież twoi ludzie chcą zarabiać, skoro pracują u ciebie, więc uważam, że nie powinnaś od razu tak szaleć z zamykaniem restauracji – uśmiechnął się do mnie, po czym znowu patrzył na jezdnię. W dalszym ciągu nie wiedziałam, dokąd mnie zabiera, ponieważ nic wcześniej nie powiedział, a ja niezbyt dobrze orientowałam się w terenie i nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem.
- Teraz kompletnie nic nie rozumiem – prychnęłam. – Najpierw każesz mi zamykać, teraz nie… Co w końcu mam robić? – spojrzałam na niego z pretensją, ale on i tak nie patrzył na mnie.
- Chodzi mi o to, żebyś zamknęła lokal na… powiedzmy dwa tygodnie. Albo trzy – powiedział wreszcie. – To zależy, jak twoi pracownicy będą się na to zapatrywać. Masz w swoim zespole jakichś ludzi, którzy mają umowy zlecenia?
- Nie – odpowiedziałam pewnie. – Nie wiem, jak to jest z kuchnią, ale myślę, że tam jednak są zleceniobiorcy.
- To dobrze się składa – spojrzałam na niego pytająco. – Jeśli masz tylko pracowników na stałe, lepiej będzie, jeśli wszyscy od razu wykorzystają cały swój urlop, niż potem musiałabyś przejmować się zaległymi lub niewykorzystanymi dniami wolnymi – wyjaśnił, a ja w duchu ucieszyłam się, że mam takiego przyjaciela jak on. Zawsze potrafił mi doradzić i za każdym razem oferował mi pomoc i analizę sytuacji, kiedy miałam jakiś problem i potrzebowałam, aby ktoś spojrzał na to trzeźwym okiem.
- A jeśli się nie zgodzą na trzy tygodnie wolnego? – zapytałam, wciąż niepewna, czy ten plan się powiedzie, chociaż coraz bardziej się do niego przekonywałam.
- A kto nie chciałby prawie miesiąc odpoczywać od pracy? Kto nie chciałby gdzieś pojechać z rodziną albo zwyczajnie wylegiwać się w łóżku i nie robić nic całymi dniami? – bardziej brzmiało to jak stwierdzenie faktu niż pytanie.
- Ja bym tak nie mogła – powiedziałam poważnie. Naprawdę nie umiałam nigdy siedzieć w miejscu dłużej niż godzinę lub półtorej. Zawsze musiałam coś robić, bo nie wytrzymywałam. Jednak – musiałam przyznać – zdarzało mi się czasami przesiedzieć cały dzień w piżamie i oglądać jakieś bezsensowne seriale w telewizji, kiedy miałam chwilę dla siebie, a Shermine miała inne plany na dany dzień. Ale zdarzało się to raz na jakiś czas, może raz w miesiącu. Ale nie przez trzy tygodnie!
- W takim razie, zapraszam cię na trzytygodniową wycieczkę – powiedział nagle, zadowolony z siebie, a mnie dosłownie wmurowało w fotel pasażera. Chyba się przesłyszałam. Próbowałam więc dojść do siebie po tych słowach i zwyczajnie je zignorować. Nie mógł mówić tego poważnie… – I mówię to zupełnie serio – dodał, patrząc na mnie, chyba wyczuwając, że biorę to za żart. Czekał na moją odpowiedź, a ja zupełnie nie wiedziałam, jak mogłabym zareagować.
- Ale… – zaczęłam, jednak nic więcej nie chciało wyjść z moich ust. Przełknęłam ślinę i spróbowałam znowu. – Chyba się pomyliłeś…
- Nie, Elyso. W tym roku chciałem spędzić wakacje z tobą – powiedział i zatrzymał auto. Dopiero teraz dotarło do mnie, że jesteśmy na miejscu. Nigdy tutaj nie byłam. – Nigdzie razem nie byliśmy. Teraz Tom ma Shermine, więc więcej czasu spędza z nią, niż ze mną. Ja za to chciałbym gdzieś z kimś wyjechać, kogo lubię i wiem, że się będę dobrze bawił. A z tobą to będą naprawdę udane wakacje. Myślę, że czas najwyższy, żebyśmy razem gdzieś odpoczęli – posłał mi niepewny uśmiech, a ja całkowicie się rozpłynęłam.
Zaskoczył mnie. Bardzo. Nie byłam pewna, czy to oznacza posunięcie się o krok do przodu, w stronę związku, czy może zwykły przyjacielski gest. Sam przecież mówił, że Tom ciągle spędza czas z Shermine, przez co odbijało się to na jego relacji z bratem. Może nie chce zostać sam w wakacje, kiedy jego bliźniak gdzieś wyjedzie ze swoja dziewczyną. Może jest to zwykłe, nic nieznaczące zaproszenie; zwykły wypad z przyjaciółką, który nigdy nie przemieni się w nic innego, co dla mnie mogłoby być spełnieniem marzeń. Jednak Bill raczej nie chciał ziścić tego, co siedziało w mojej głowie, a zwyczajnie miło spędzić czas.
- Nie wiem, co ci odpowiedzieć – odezwałam się wreszcie. Milczałam naprawdę długo i miałam nadzieję, że Bill nie zrozumie tego jako definitywnego odrzucenia jego propozycji. Siedziałam na miejscu pasażera i nie mogłam się ruszyć. Bill wciąż był obok mnie i w dalszym ciągu patrzył na mnie pytająco.
- Powiedz zwyczajnie ,,tak” – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. – Chciałbym wybrać się z tobą na wspólne wakacje i proszę, żebyś się zgodziła.
Przypomniałam sobie sytuację z Victorem i jego propozycję, która trochę przypominała tę Billa. Z tym, że prawnik chciał, abym z nim zamieszkała we Francji, a wokalista zwyczajnie zaproponował mi, abym spędziła gdzieś z nim trzy tygodnie, jeszcze nie wiadomo, gdzie. Co do Victora – byłam pewna, że nie chcę wyprowadzać się z Los Angeles, ponieważ zbyt wiele mnie tutaj trzyma. Z Billem natomiast sytuacja była zdecydowanie inna, gdyż w nim byłam prawdziwie zakochana i nie pragnęłam niczego innego, jak zwyczajnie spędzić z nim resztę życia, nawet na krańcu świata. Oby tylko móc być przy nim zawsze, każdego dnia.
Jednocześnie nie byłam pewna, czy chcę spędzić z nim ten czas. A przynajmniej w tej chwili nie byłam pewna tego w stu procentach.
Jego propozycja mogła mieć wiele znaczeń, jednak ja bałam się, że nie oznaczała tego, czego ja pragnęłam najbardziej na świecie. Wciąż miałam nadzieję, że Bill zmieni swój pogląd na moją osobę i na relację, która nas łączyła. Liczyłam na to, że nie jestem dla niego tylko przyjaciółką, a może kimś więcej i w głębi serca wierzyłam, że jego propozycja wspólnego spędzenia kilku tygodni, może oznaczała właśnie to – Bill już nie chciał, żebyśmy byli przyjaciółmi. Chce, byśmy stworzyli coś poważniejszego.
Ale im dłużej się nad tym zastanawiałam i analizowałam w głowie to wszystko, co mi powiedział, a co do tej pory było między nami, tym bardziej w to wątpiłam.
Na pewno nie było tak, jak chciałabym, żeby było.