wtorek, 20 marca 2018

Ostatnie pożegnanie. [22] ONA

Miałam zamiar opublikować ten rozdział dopiero w czwartek, ale w kolejnym odcinku wyjawię, kto próbował zabić Billa, więc doszłam do wniosku, że przyspieszę publikację. Dwudziestki trójki możecie spodziewać się jeszcze w tym tygodniu. Nie wiem, co mogłoby się stać, żebym go nie wróciła. Gdyby coś miało się zmienić, zamieszczę stosowną informację.
Ten rozdział został przeze mnie sprawdzony dwa razy i wrzucam go "na szybko". Jeśli są w nim jakieś błędy, bardzo przepraszam. Poprawię je najszybciej, jak będę mogła. 
A teraz zapraszam na trochę słońca.

ONA
Wtorek i środa również nie stanowiły dla mnie pocieszenia po ciężkim poniedziałku, gdyż znowu nie było lepiej. Moi pracownicy nie pałali szczęściem w bieżącym tygodniu, podobnie, jak ja. Może dlatego, że poprzedniego dnia tak na nich naskoczyłam, jednak nie żałowałam tego w żadnym stopniu. Nie mogłam pozwolić sobie, żeby zrobili z mojej restauracji śmietnik. Providence powinni traktować tak, jak na to zasługiwał, a nie tak, jak robili to do tej pory.
Podjęli decyzję, że trzy osoby będą przychodzić w poniedziałki na siódmą rano, aby posprzątać cały magazyn. Było mi to bardziej na rękę niż druga oferta, jaką im przedstawiłam. Nie chciałam, by pracowali po dwanaście godzin, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że poza pracą mają nie tylko studia, ale własne życie i nie na rękę im będzie wydłużenie godzin. Musieli mieć przecież czas na naukę czy nawet na spędzanie wolnego czasu w towarzystwie innych znajomych niż tych z pracy. Ja również – gdybym była na ich miejscu – zgodziłabym się na wcześniejsze przychodzenie do restauracji w poniedziałek.
We wtorek biegałam jak w ukropie, gdyż musiałam osobiście zrobić inwentaryzację win, napojów alkoholowych i bezalkoholowych, jak robiłam to zawsze na koniec każdego miesiąca. Nigdy tego nie lubiłam i pragnęłam skończyć to jak najszybciej, więc znowu przyszłam do pracy wcześniej, tym razem na 10:00, żeby jeszcze przed otwarciem zdążyć zrobić to wszystko, co zaplanowałam na ten dzień. Niestety, nie udało mi się to przed przyjściem pracowników. Zarządziłam więc, żeby wszyscy kelnerzy spisywali na kartce, którą wcześniej im przygotowałam, co sprzedali gościom i w jakiej ilości, żebym mogła odliczyć to później od moich własnych zapisków. Na nieszczęście, czego oczywiście mogłam się spodziewać, tego dnia wszyscy, jak jeden mąż, mieli ochotę napić się jakiegoś drogiego Chardonay lub Merlota, a nawet skosztować drogiego, dwunastoletniego Chivasa. Zawsze cieszyłam się, kiedy sprzedawaliśmy napoje, ponieważ to podnosiło nam statystki, jednak dzisiaj chciałam, żeby sobie odpuścili. Nawet Fanty czy Coca Coli poszło więcej, niż zazwyczaj.
Moja praca poszła więc na marne i mogłam tylko marzyć, że przed północą wrócę do domu, aby odpocząć i wyspać się wreszcie, ponieważ wciąż odczuwałam poniedziałkowy stres.
Po raz kolejny zamknęłam się w biurze i nie chciałam, aby ktoś mi przeszkadzał. Wciąż nie miałam humoru, przez co moi pracownicy również byli trochę zestresowani. Rozumiałam ich jednak. W swojej karierze, kiedy jeszcze byłam kelnerką w restauracji, na mnie też odbijał się zawsze zły humor menadżera. Z kolei mój zły nastrój przechodził na innych pracowników, co przedstawiało się również na zadowolenie gości. A raczej na brak tegoż zadowolenia. Wolałam więc zamknąć drzwi od biura i wychodzić z niego tylko wtedy, gdy byłam na sali naprawdę potrzebna. Nikogo nie chciałam niepotrzebnie stresować.
Zaczęłam, jak zwykle, przeglądać papiery, które widziałam już milion razy i znowu odkładałam po kolei wszystko na bok, postanawiając, że później się tym zajmę. Nie miałam głowy do układania menu ani wybierania nowych win, które może będą się lepiej sprzedawać, a może nie. Za dużo było z tym roboty, ponieważ niektóre z trunków trzeba było zamawiać z drugiej strony świata, a na to zupełnie nie miałam siły. Jednak, wcześniej czy później, będę musiała stawić temu czoło.
- Może jutro się tym zajmę – mruknęłam do siebie.
Mogłabym przekazać to Krisowi, informując go jednocześnie o tym, że zostanie moim zastępcą, jednak chciałam z tym jeszcze poczekać. Był na to gotowy, ale może ja jeszcze nie byłam… Nigdy nie miałam swojego zastępcy, ponieważ tak naprawdę nikomu nie ufałam w takim stopniu, aby powierzyć mu coś, co było dla mnie najważniejsze w życiu. Kris był najlepszym z moich pracowników, lecz jeszcze chciałam poddać go jakiejś próbie, którą mógłby przejść, aby pokazać, że naprawdę nadaje się na stanowisko zastępcy.
Po raz kolejny zerknęłam na listę rezerwacji bieżącego tygodnia i wciąż zastanawiałam się nad nazwiskiem Kaulitz przy dacie czwartkowej. Sześć osób. Jeśli dobrze się domyślałam, przyjdą całym zespołem – Georg, Gustav, Tom i Bill. Nie przypominałam sobie, żeby Gus i Hagen przylecieli z Niemiec, jednak coś może mnie ominęło lub zapomnieli mnie o tym uprzedzić. Albo po prostu wypadło mi to z głowy, jak to się czasem zdarzało, kiedy miałam naprawdę dużo pracy. Lecz kim były te dwie pozostałe osoby? Na pewno nie żona Gustava, bo musiałaby podróżować z małym dzieckiem, co nie byłoby dobrym pomysłem, zwłaszcza, że z Niemiec najlepiej lata się samolotem. Nigdy nie znałam się na dzieciach, lecz taka podróż chyba nie byłaby najlepsza. Zresztą, po co miałaby przylatywać do Los Angeles? Gustav za każdym razem bardzo dbał o prywatność swojej rodziny i nigdy nie był zadowolony, kiedy w prasie pojawiała się wzmianka o jego życiu prywatnym. A Georg raczej rzadko pokazywał się ze swoją dziewczyną na mieście, gdyż – podobnie jak Gustav – cenił prywatność swoją i swojej rodziny. Nawet przestał udzielać się na Instagramie i innych portalach, uważając, że mogłoby to za dużo odkryć jego prywatne życie. Nie lubił mediów, które śledziły każdy jego krok, toteż zadecydował, że ukryje się przed kamerami jak najdalej.
Więc kim były te dwie osoby?
Może Shermine? Teraz bardzo często spotykała się z Tomem, a Bill bardzo ją lubił, co można było zauważyć na pierwszy rzut oka. Byłam więc niemalże pewna, że piątą osobą jest ta dziewczyna. Strasznie mnie ciekawiło kogo jeszcze zaprosili, ale nie miałam zbyt wielu pomysłów, ponieważ nie znałam za dobrze ich znajomych. W sumie to w ogóle nikogo z ich otoczenia nie znałam, chociaż często próbowali mnie gdzieś z nimi wyciągnąć. Zwłaszcza Billowi zależało na tym, aby poznała świat show biznesu i za każdym razem, gdy mieli wybrać się na jakiś pokaz mody albo do miejsca, gdzie razem z Tomem szli, aby spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi ze świata muzyki, próbował mnie zaciągnąć z nimi, lecz w większości przypadków albo nie miałam na to czasu, albo ochoty, albo po prostu bałam się, że po takim wypadzie zobaczę swoje zdjęcie w jakimś szmatławcu z podpisem, którego nigdy nie chciałabym widzieć na oczy.
Szczerze powiedziawszy, bałam się, że kiedyś w gazecie zobaczę swoją twarz i przeczytam artykuł, który nie tylko zniszczy moją reputację, ale też wpłynie na to, że Providence już nie będzie tak często odwiedzaną przez gości restauracją, jak do tej pory. Na początku znajomości z chłopakami z Tokio Hotel, nie przejmowałam się, że ktoś mnie zobaczy, jakiś paparazzi zrobi mi z nimi zdjęcie i przez to będę miała jakieś nieprzyjemności. Chciałam się z nimi spotykać, chciałam spędzać z nimi czas, bo lubiłam ich towarzystwo i pragnęłam widywać się z Billem jak najczęściej. Przez to też, nawiązała się miedzy nami więź, która trwa już bardzo długo.
Lecz dotarło do mnie po jakimś czasie, że przecież oni są sławni, gazety wciąż chcą pisać na ich temat, mimo, że już nie szaleją w świecie muzyki tak, jak to robili kilka lat temu, przed przeprowadzką z Niemiec do Los Angeles. Ale jednak media nadal pragną sensacji i w każdej chwili coś może pójść nie tak, przez co ucierpię i ja, i moja praca. Zrozumiałam to po tym, kiedy zobaczyłam na jakiejś stronie internetowej wzmiankę o tym, że Tom ma dziewczynę. Zdjęcie Shermine i Kaulitza zostało zrobione z ukrycia, kiedy to para siedziała w jakiejś restauracji i była zajęta rozmową. W artykule porównywano brunetkę z poprzednią partnerką Toma – Rią, była opisana tam historia ich związku, oczywiście w większości zmyślona przez autora artykułu, lecz jednak była. Po czymś takim właśnie zrozumiałam, że gdybym ja znalazła się w takiej sytuacji, nie byłoby mi miło. Moi pracownicy na pewno nie byliby szczególnie zadowoleni, gdyby przeczytali o mnie coś podobnego. Wolałam więc ograniczyć spotkania z zespołem w miejscach publicznych, wolałam nie pokazywać się z nimi i ich przyjaciółmi.
Nigdy jednak nie rozmawiałam o tym ani z Tomem, ani z Billem. Za to Shermine wyżaliła mi się po publikacji tego artykułu. Była zła na, że została porównana z poprzednią dziewczyną bruneta i jednocześnie było jej z tego powodu przykro. Wyjawiła mi, że nigdy nie lubiła być porównywana do nikogo, a artykuł sprawił, że straciła trochę pewności siebie, którą do tej pory emanowała na kilometr. Tom oczywiście starał się zrobić wszystko, aby nie przejmowała się tym, co o nich piszą, lecz to i tak za bardzo nie pomogło Shermine się pozbierać. Ja nie wiem, jak zareagowałabym na coś takiego.
Odrzuciłam myśli krążące wokół rezerwacji czwartkowej i próbowałam skupić się na czymś innym. Nie było mi to dane, ponieważ naraz rozdzwoniła się moja komórka. Odebrałam więc, mając dość słuchania wibracji telefonu.
- Słucham? – nie zdążyłam nawet spojrzeć na wyświetlacz.
- Cześć, Elyso! – przywitał mnie radośnie Bill. – Co słychać?
- Nic bardziej ciekawego niż u ciebie, w świecie show biznesu – odparłam. – Muszę siedzieć w pracy i nic nie robić, bo gościom zachciało się pić o wiele więcej wina i alkoholu niż zazwyczaj, a ja nie mogę zrobić przez to inwentaryzacji.
- Nigdy tego nie robiłem, nie wiem o co chodzi, ale brzmi nudno i nieciekawie – powiedział, a ja zaśmiałam się głośno. No tak, gwiazda muzyki przecież nie ma pojęcia, że są inni ludzie, którzy muszą ciężko pracować i mają poważniejsze problemy i inne obowiązki niż pisanie piosenek i wymyślanie do nich melodii. Nie powiedziałam jednak tego głośno, nie chcąc go urazić. Czasem mu zazdrościłam jego życia, które wyglądało tak, jakby codziennie miał wolne. Cieszyłam się za to, że do mnie zadzwonił, ponieważ ostatnio bardzo mi go brakowało. Rzadko się widywaliśmy przez moją pracę oraz przez Victora, który w tym tygodniu miał wylecieć do Francji. Byłam z nim umówiona na sobotę. – Czyli teraz jesteś wolna?
- W pewnym sensie tak. Przed zamknięciem nie uda mi się nic zrobić, więc do dwudziestej drugiej trzydzieści mam czas, żeby ogarnąć wszystkie dokumenty w biurze. – Nie chciałam mówić mu, że nudzę się jak mops, bo nie chce mi się jechać z powrotem do domu. Była godzina 17:00, ale gdybym pojechała do siebie, nie wyszłabym stamtąd, a cały plan zrobienia wszystkiego na czas, spełzłby na niczym.
- To może wyskoczymy razem na obiad? Tak dawno cię nie widziałem – powiedział, a ja od razu wyprostowałam się jak struna.
- Jasne! Chętnie! – prawie krzyknęłam do słuchawki.
- Będę u ciebie za piętnaście minut! – i się rozłączył.
Swoim pracownikom powiedziałam, że wrócę jeszcze do restauracji, aby zrobić inwentaryzację, a oni zapewnili mnie, że wszystko będzie pod kontrolą. O 16:00 przyszedł Kris, więc powierzyłam mu odpowiedzialność za knajpę, a on ucieszył się, że będzie się mógł wykazać. Ufałam zarówno jemu, jak i reszcie zespołu, a poza tym, zawsze mogli do mnie zadzwonić, kiedy tylko pojawiłby się jakiś problem. Zawsze odbierałam, zawsze pomagałam i to się nigdy nie zmieni. Lecz czasem musieli być samodzielni. Nie mogłam pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, bo nie miałabym własnego życia. W sumie, i tak go nie miałam, bo prawie nie wychodziłam z pracy, a jeśli już, zabierałam ją do domu.
Byłam ubrana bardzo oficjalnie, a w biurze nie miałam nic, w co mogłabym się przebrać. Musiałam więc przeżyć to, że na zwykły lunch z Billem byłam ubrana, jakby wybierała się na jakieś spotkanie służbowe. Czułam się mimo wszystko dobrze w dopasowanym garniturze i białej bluzce oraz czarnych szpilkach. Nawet czułam, że wyglądam ładnie, bo dzisiaj moje włosy dobrze się układały i pozwoliły się spiąć w koński ogon. Nie były też za bardzo napuszone, co zdarzało im się nazbyt często.
Bill wyglądał – jak zwykle – jakby szedł na wybieg. Mimo, iż miał na sobie tylko dziurawe dżinsy, czarną, obcisłą koszulkę i czarne buty sportowe oraz dużo biżuterii, strasznie mi się podobał. Kiedy mnie zobaczył, wysiadł z auta i mocno mnie przytulił. Aż zabrakło mi tchu.  Byłam w siódmym niebie, gdy czułam tak blisko siebie jego ciało i wdychałam jego perfumy. Tak bardzo męskie i tak bardzo pasujące do niego, jakby ktoś specjalnie stworzył je właśnie dla Billa. Mieszanka perfum i dymu papierosowego i sprawiała, że mogłabym trwać w takim uścisku do końca życia.
- Tęskniłem za tobą – powiedział i to właśnie zawsze chciałam od niego usłyszeć. Miałam wrażenie, że nigdy przedtem nie czułam takiego szczęścia. Pragnęłam być przez niego przytulana już zawsze. Za każdym razem w taki sposób, jakbym była dla niego ważna i zawsze czekał na mnie z utęsknieniem. Chciałam, żeby mnie pokochał tak, jak ja jego.
- Ja za tobą też – odpowiedziałam, a w moich słowach zawarłam całe moje uczucie do niego. Miałam nadzieję, że zrozumie, co właśnie mu przekazałam i odpowie mi tym samym. Pragnęłam tego, jak nigdy niczego przedtem. Jednak Bill odsunął się ode mnie z uśmiechem i otworzył mi drzwi swojego auta.
- Musimy częściej się spotykać, kochana! – powiedział, gdy już jechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Nie wiedziałam, co zaplanował na dzisiaj. – Widujemy się tak rzadko, że już zacząłem wątpić w naszą przyjaźń! – zaśmiał się.
- To przez moją pracę – odrzekłam szczerze. – Teraz ciągle mam urwanie głowy i tyle obowiązków, że sama nie wiem, w co mam włożyć ręce.
- Ale chyba kiedyś będziesz miała urlop, prawda? – spojrzał na mnie pytająco.
- Wydaje mi się, że tak. Zawsze udawało mi się wziąć kilka dni wolnego.
- Kilka dni? – zdziwił się. – Dlaczego nie tydzień albo dwa?
- Przecież nie mogę zamknąć knajpy na tak długo, żeby gdzieś wyjechać i sobie odpoczywać. Ktoś musi się tym wszystkim zająć. A nie mam jeszcze zastępcy, któremu mogłabym powierzyć to wszystko na tak długo.
- Czemu nie możesz jej zamknąć? – zapytał. – To twoja restauracja i twoi pracownicy. Przecież ty o wszystkim decydujesz i możesz robić, na co masz ochotę. Jeśli zamkniesz knajpę, żeby odpocząć, twoi pracownicy również zrobią sobie wolne. Przecież oni też na pewno chcieliby trochę odpocząć. Nie możesz pracować przez cały rok, bo zbyt szybko znudzisz się swoim klientom.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę i doszłam do wniosku, że Bill może mieć trochę racji.
- Sama nie wiem… – powiedziałam niepewnie. – A co z kucharzami, z tym wszystkim jedzeniem, które przez ten czas się zepsuje? Co z gośćmi? To nie jest dobry pomysł – dodałam na koniec.
- To jest bardzo dobry pomysł! – Bill trzymał się swojego zdania. – Jedzenie przecież zużyjecie, a kucharze też potrzebują wakacji, bo mają rodziny. Może nie znam się na gastronomii, ale wiem, jak ważna jest dla ludzi rodzina. Mógłbym nawet powiedzieć, że najważniejsza! Wy pracujecie codziennie i nie każdy może mieć dzień wolny, gdy tego potrzebuje. Gdybym ja miał ustalać jakieś grafiki czy organizować urlopy chłopakom z zespołu, to byłoby mi bardzo ciężko każdemu z nich dogodzić. Zwłaszcza, że teraz Gustav ma swoją rodzinę i musi być z nimi zamiast z zespołem. Nie miałbym serca zabierać mu jego czasu z żoną i córką.
Miał mnóstwo racji. Ja też nie mogłabym pozwolić na to, żeby córka Gustava wychowywała się bez ojca, bo postawiłabym zespół na pierwszym miejscu.
- Czyli, twoim zdaniem, powinnam zamknąć restaurację na jakiś czas i zrobić sobie urlop? – zapytałam go, chociaż i tak dobrze znałam odpowiedź.
- Owszem – odpowiedział poważnie. – Ale niekoniecznie na długo. Przecież twoi ludzie chcą zarabiać, skoro pracują u ciebie, więc uważam, że nie powinnaś od razu tak szaleć z zamykaniem restauracji – uśmiechnął się do mnie, po czym znowu patrzył na jezdnię. W dalszym ciągu nie wiedziałam, dokąd mnie zabiera, ponieważ nic wcześniej nie powiedział, a ja niezbyt dobrze orientowałam się w terenie i nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem.
- Teraz kompletnie nic nie rozumiem – prychnęłam. – Najpierw każesz mi zamykać, teraz nie… Co w końcu mam robić? – spojrzałam na niego z pretensją, ale on i tak nie patrzył na mnie.
- Chodzi mi o to, żebyś zamknęła lokal na… powiedzmy dwa tygodnie. Albo trzy – powiedział wreszcie. – To zależy, jak twoi pracownicy będą się na to zapatrywać. Masz w swoim zespole jakichś ludzi, którzy mają umowy zlecenia?
- Nie – odpowiedziałam pewnie. – Nie wiem, jak to jest z kuchnią, ale myślę, że tam jednak są zleceniobiorcy.
- To dobrze się składa – spojrzałam na niego pytająco. – Jeśli masz tylko pracowników na stałe, lepiej będzie, jeśli wszyscy od razu wykorzystają cały swój urlop, niż potem musiałabyś przejmować się zaległymi lub niewykorzystanymi dniami wolnymi – wyjaśnił, a ja w duchu ucieszyłam się, że mam takiego przyjaciela jak on. Zawsze potrafił mi doradzić i za każdym razem oferował mi pomoc i analizę sytuacji, kiedy miałam jakiś problem i potrzebowałam, aby ktoś spojrzał na to trzeźwym okiem.
- A jeśli się nie zgodzą na trzy tygodnie wolnego? – zapytałam, wciąż niepewna, czy ten plan się powiedzie, chociaż coraz bardziej się do niego przekonywałam.
- A kto nie chciałby prawie miesiąc odpoczywać od pracy? Kto nie chciałby gdzieś pojechać z rodziną albo zwyczajnie wylegiwać się w łóżku i nie robić nic całymi dniami? – bardziej brzmiało to jak stwierdzenie faktu niż pytanie.
- Ja bym tak nie mogła – powiedziałam poważnie. Naprawdę nie umiałam nigdy siedzieć w miejscu dłużej niż godzinę lub półtorej. Zawsze musiałam coś robić, bo nie wytrzymywałam. Jednak – musiałam przyznać – zdarzało mi się czasami przesiedzieć cały dzień w piżamie i oglądać jakieś bezsensowne seriale w telewizji, kiedy miałam chwilę dla siebie, a Shermine miała inne plany na dany dzień. Ale zdarzało się to raz na jakiś czas, może raz w miesiącu. Ale nie przez trzy tygodnie!
- W takim razie, zapraszam cię na trzytygodniową wycieczkę – powiedział nagle, zadowolony z siebie, a mnie dosłownie wmurowało w fotel pasażera. Chyba się przesłyszałam. Próbowałam więc dojść do siebie po tych słowach i zwyczajnie je zignorować. Nie mógł mówić tego poważnie… – I mówię to zupełnie serio – dodał, patrząc na mnie, chyba wyczuwając, że biorę to za żart. Czekał na moją odpowiedź, a ja zupełnie nie wiedziałam, jak mogłabym zareagować.
- Ale… – zaczęłam, jednak nic więcej nie chciało wyjść z moich ust. Przełknęłam ślinę i spróbowałam znowu. – Chyba się pomyliłeś…
- Nie, Elyso. W tym roku chciałem spędzić wakacje z tobą – powiedział i zatrzymał auto. Dopiero teraz dotarło do mnie, że jesteśmy na miejscu. Nigdy tutaj nie byłam. – Nigdzie razem nie byliśmy. Teraz Tom ma Shermine, więc więcej czasu spędza z nią, niż ze mną. Ja za to chciałbym gdzieś z kimś wyjechać, kogo lubię i wiem, że się będę dobrze bawił. A z tobą to będą naprawdę udane wakacje. Myślę, że czas najwyższy, żebyśmy razem gdzieś odpoczęli – posłał mi niepewny uśmiech, a ja całkowicie się rozpłynęłam.
Zaskoczył mnie. Bardzo. Nie byłam pewna, czy to oznacza posunięcie się o krok do przodu, w stronę związku, czy może zwykły przyjacielski gest. Sam przecież mówił, że Tom ciągle spędza czas z Shermine, przez co odbijało się to na jego relacji z bratem. Może nie chce zostać sam w wakacje, kiedy jego bliźniak gdzieś wyjedzie ze swoja dziewczyną. Może jest to zwykłe, nic nieznaczące zaproszenie; zwykły wypad z przyjaciółką, który nigdy nie przemieni się w nic innego, co dla mnie mogłoby być spełnieniem marzeń. Jednak Bill raczej nie chciał ziścić tego, co siedziało w mojej głowie, a zwyczajnie miło spędzić czas.
- Nie wiem, co ci odpowiedzieć – odezwałam się wreszcie. Milczałam naprawdę długo i miałam nadzieję, że Bill nie zrozumie tego jako definitywnego odrzucenia jego propozycji. Siedziałam na miejscu pasażera i nie mogłam się ruszyć. Bill wciąż był obok mnie i w dalszym ciągu patrzył na mnie pytająco.
- Powiedz zwyczajnie ,,tak” – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. – Chciałbym wybrać się z tobą na wspólne wakacje i proszę, żebyś się zgodziła.
Przypomniałam sobie sytuację z Victorem i jego propozycję, która trochę przypominała tę Billa. Z tym, że prawnik chciał, abym z nim zamieszkała we Francji, a wokalista zwyczajnie zaproponował mi, abym spędziła gdzieś z nim trzy tygodnie, jeszcze nie wiadomo, gdzie. Co do Victora – byłam pewna, że nie chcę wyprowadzać się z Los Angeles, ponieważ zbyt wiele mnie tutaj trzyma. Z Billem natomiast sytuacja była zdecydowanie inna, gdyż w nim byłam prawdziwie zakochana i nie pragnęłam niczego innego, jak zwyczajnie spędzić z nim resztę życia, nawet na krańcu świata. Oby tylko móc być przy nim zawsze, każdego dnia.
Jednocześnie nie byłam pewna, czy chcę spędzić z nim ten czas. A przynajmniej w tej chwili nie byłam pewna tego w stu procentach.
Jego propozycja mogła mieć wiele znaczeń, jednak ja bałam się, że nie oznaczała tego, czego ja pragnęłam najbardziej na świecie. Wciąż miałam nadzieję, że Bill zmieni swój pogląd na moją osobę i na relację, która nas łączyła. Liczyłam na to, że nie jestem dla niego tylko przyjaciółką, a może kimś więcej i w głębi serca wierzyłam, że jego propozycja wspólnego spędzenia kilku tygodni, może oznaczała właśnie to – Bill już nie chciał, żebyśmy byli przyjaciółmi. Chce, byśmy stworzyli coś poważniejszego.
Ale im dłużej się nad tym zastanawiałam i analizowałam w głowie to wszystko, co mi powiedział, a co do tej pory było między nami, tym bardziej w to wątpiłam.
Na pewno nie było tak, jak chciałabym, żeby było.

3 komentarze:

  1. Noo! W końcu słońce <3 Oczywiście, że będzie głupia, jeśli się nie zgodzi! Chcę już czytać to, jak fajnie im jest razem na wakacjach! A może zaprosi ją do Magdeburga? Albo Berlina? A może wyspy? <3 ajuż się nie mogę doczekać! Dawaj 23 i zaraz 24 jak już budzą się w nowym miejscu <3 hehehe sorrki, jestem czasem niecierpliwa :P
    Co do błędów, zauważyłam tylko dwa :) "Była zła na, że została porównana z poprzednią..." oraz: "Mieszanka perfum i dymu papierosowego i sprawiła, że..." Poza tym nic nie widziałam :)
    Czekam z niecierpliwością tym razem na 'jej' odcinek :D
    Pozdrawiam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, wybacz proszę zwłokę w mojej odpowiedzi, ale – jak już wspominałam – przez weekend nie miałam ze sobą komputera. Wczoraj przeczytałam nową część, a gdy dziś chciałam skomentować… tutaj pojawił się już kolejny odcinek. Piszesz zdecydowanie za szybko, jak na moje możliwości czytelnicze ^^
    Podoba mi się to, jak wyraźnie zaznaczasz to, w jak różnych miejscach swojego (jeszcze?) związku są Bill i Caroline. On, wyraźnie zakochany, podczas gdy ona – może też, może po prostu dobrze się bawi i jest zadowolona z miejsca, w którym aktualnie są, niekoniecznie chce przesuwać to na kolejny poziom. Z drugiej strony… zastanawiam się, skąd u nich taki dysonans poznawczy. Jakby nie patrzeć, są dorosłymi ludźmi, w związku od pół roku – czy oni w ogóle ze sobą nie rozmawiają? Denerwuje mnie Bill i jego roszczeniowość: wprowadzenie się do dziewczyny bez najmniejszej myśli o konsultowaniu z nią tej decyzji, jak gdyby tylko jego zdanie w tym wszystkim się liczyło.
    I z drugiej strony – kurde, to jest naprawdę zajebiste, że my, jako czytelnicy, wciąż nic nie wiemy o ich związku. Fajnie, że tego tak "łopatologicznie" nie tłumaczysz: czyli że Bill nie zaczyna teraz w swojej narracji o tym opowiadać. Nie, on o tym nie myśli, nie ma potrzeby tłumaczenia nam (czytelnikom) dlaczego kocha Caroline… i fajnie to podsycasz. Jednak, przyznaję, czekam już na (chociaż drobne!) smaczki, wyjaśnienia przewijające się gdzieś we wspomnieniach czy dialogach, bo uważam, że zaszło to już trochę za daleko :D
    No i te zwroty akcji dyktowane przez przyjętą przez Ciebie formę – hej, uwielbiam to. W momencie, gdy wydaje się, że wiemy już dużo… ty serwujesz kolejny plot twist. Bardzo, bardzo fajnie! Przyznam tylko, że czuję duży niedosyt w relacji Elysa-Bill. Nie rozumiem, czemu ona się w nim zakochała, jakby brakowało mi ich wspomnień, ich rozmów… bo na razie tylko Elysa o tym mówi (o tym, że jest zakochana), ale nic poza tym na to nie wskazuje.
    To trochę miesza się z moją odpowiedzią na Twój komentarz i dokładnym wyjaśnieniem, o co mi wtedy chodziło – ale uważam, że to lepszy temat na rozmowę, niż komentarze. Najlepiej prywatną, aby nie wystawiać wszystkiego na światło dzienne (nie chcę się publicznie wymądrzać, a jedynie podsunąć kilka rad). Pozwól, że napiszę do Ciebie na gg i tam wszystko wyjaśnię :)
    I też czekam na nową część. Może nie tak, jak Mara (dla mnie to trochę wyniszczająca częstotliwość, raz w tygodniu byłoby idealnie :D), ale na pewno przeczytam :)
    pozdrawiam,
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  3. W porządku, nic się nie stało! Ważne jest dla mnie, że czytasz i chcesz komentować! :)
    Po 23 odcinku z perspektywy Billa, będzie trochę więcej na temat jego związku z Caroline.
    To samo dotyczy tego, dlaczego Elysa zakochała się w Billu i kiedy. Spokojnie, cierpliwości.
    Wiem, że to już ponad 20 rozdziałów, a ja nie napisałam jeszcze wielu rzeczy, ale nie chcę się spieszyć z tym wszystkim. Pisałam dużo opowiadań i sugerowałam się opinią czytelników - jedni pisali, że akcja dzieje się za szybko, inni za wolno. Przez to sama nie wiedziałam, co mam robić. Raz przyspieszałam, później zwalniałam i wreszcie miałam dość całego tego opowiadania. Dlatego też z tą historią postanowiłam zwolnić i - mimo, że na początku chciałam, aby miała ona mniej odcinków niż poprzednia (31) - będę ją ciągnąć ile się da, żeby tylko być z niej zadowoloną.
    A rozdziały dodaję dwa razy w tygodniu, ponieważ lepiej pisze mi się, kiedy kończy mi się zapas odcinków, niż kiedy mam ich cztery czy pięć na komputerze.
    Na GG zaglądam rzadko, jakoś raz w tygodniu. Częściej korzystam z Hangouts, gdzie jestem pod nickiem Quesse483. Numer GG: 2961493
    Napisz, gdzie Tobie wygodnie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń