sobota, 31 marca 2018

Ostatnie pożegnanie. [24] ONA

Kiedy myślałam, że trzy strony jednego odcinka to dużo, chyba nie spodziewałam się, że kiedykolwiek napiszę ich aż dziewięć.
Ten rozdział jest bardzo długi, gdyż nie wiedziałam, w którym momencie mam go uciąć, a kolejna część z perspektywy Elysy będzie równie długa. 
Poprawiałam ten odcinek trzy lub cztery razy i już chyba więcej nie da się poprawić. Podoba mi się i jedyne błędy, jakie mogą się tutaj pojawić to chyba literówki, interpunkcja lub powtórki. Ale szczerze mówiąc, wolę zająć się dwudziestką piątką niż wciąż siedzieć nad tym. 
Zapraszam więc na kolejny rozdział i mam nadzieję, że spodoba się Wam tak samo, jak podoba się mnie. 

ONA
Z Billem spędziłam bardzo przyjemny wieczór jedząc kolację w przytulnej i eleganckiej restauracji. Byłam zdziwiona, że mężczyźnie nie jest ani trochę wstyd w takim stroju pokazywać się w miejscu, gdzie co rusz zauważałam facetów w garniturach, a kobiety w sukniach po kilka tysięcy, lecz wolałam tego nie komentować. Skoro on – gwiazda show biznesu się tym nie przejmował – ja również postanowiłam nie zwracać na to uwagi. A przynajmniej starałam się nie dostrzegać dziwnych spojrzeń ludzi wokół nas. Po kolacji, blondyn zabrał mnie na spacer po mieście, co sprawiło, że czułam się, jakby był moim partnerem życiowym, a nie tylko przyjacielem. Szliśmy blisko siebie, ja wsunęłam dłoń pod jego ramię i rozmawiając, śmialiśmy się co chwilę, nawet nie pamiętam z czego. Wtedy czułam, że naprawdę żyję i oddałabym wszystko, aby takie spacery, rozmowy i bliskość tego mężczyzny, stały się codziennością. Niestety, musiało się to kiedyś skończyć, gdyż miałam obowiązki w pracy, z których musiałam się wywiązać. Około 22:00 Bill postanowił, że odstawi mnie na miejsce, żebym nie musiała siedzieć w restauracji do późna w nocy, skoro następnego dnia również musiałam się w niej stawić. 
Prawie przez cały ten czas, który spędziłam z Kaulitzem, myślałam o jego propozycji. Mimo, iż z całego serca pragnęłam wyjechać z nim tam, gdzie tylko by sobie zamarzył, miałam co do tego wiele wątpliwości. Bardzo dużo ,,za”, lecz tyle samo ,,przeciw”. Bill natomiast wydawał się być bardzo pewny swojej decyzji, gdyż wiele razy wspominał o swoim pomyśle podczas wspólnie spędzanego wieczoru, ciągle przypominając mi, że byłoby cudownie wyjechać gdzieś razem, nie przejmując się zupełnie niczym. Ciągle pytał, co sądzę o takim i takim miejscu, czy byłam już tam kiedyś, czy chciałabym tam pojechać, lecz ja – urodzona domatorka – przyznałam mu się, że wiele miejsc wydaje się być dla mnie ciekawych, ale nie jestem zdecydowana na nic konkretnego, toteż wolałabym zdać się w tej sprawie na niego, jeżeli już podejmę decyzję o zamknięciu restauracji na kilka tygodni. 
Bill mówił i mówił, a ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
- Słuchasz mnie w ogóle? – dotarło do mnie, gdy jechaliśmy z powrotem do Providence. Najwyraźniej wcześniej też zadał mi jakieś pytanie, a ja byłam tak zamyślona, iż nie zwróciłam na to uwagi. On przestał mówić, a ja wcale tego nie zauważyłam.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko speszona. 
- Ach! W porządku – machnął ręką. – Pytałem, co najbardziej chciałabyś zobaczyć. Jakie miejsce, według ciebie, jest idealne na spędzenie razem wakacji? Nie odpowiedziałaś mi jeszcze – posłał mi uroczy uśmiech, za którym tak szalałam, lecz przez głowę przemknęła mi myśl, że pytał o to już chyba milion razy dzisiejszego dnia, co mnie powoli zaczynało irytować.
- Bill – westchnęłam ciężko. – Ty non stop masz wakacje i możesz jechać tam, gdzie tylko masz ochotę – powiedziałam wreszcie. Chyba właśnie to było moją największą wątpliwością. Ja nigdy nie miałam czasu, aby wyrwać się gdzieś poza Los Angeles, a on był już w tak wielu miejscach, że nie miałabym nawet możliwości, aby go czymś zaskoczyć. A tego bardzo chciałam. Żebyśmy – jeśli już zdecydujemy się na wspólne wakacje – mogli oboje jednocześnie poznawać nowe miejsce, cieszyć się, że razem coś odkryliśmy, a nie żebym tylko ja wytrzeszczała oczy, patrząc z zachwytem na coś, co Bill już dawno widział i podziwiał. 
Kochałam Los Angeles, jednak siedząc tutaj kilka lat bez żadnych wakacji czy nawet krótkiego urlopu, podczas którego mogłabym uciec stąd gdzieś i wrócić po kilku dniach wypoczęta, z nowymi siłami, czułam się zmęczona tym wszystkim. Pracą, Billem i moim uczuciem do niego, ciągłym bieganiem nie wiadomo za czym… Dosłownie wszystkim.
- To prawda – powiedział blondyn. – Jednak tym razem to ty wybierzesz, gdzie wybierzemy się na twój urlop – posłał mi tak radosny uśmiech, że ja również uniosłam lekko w górę kąciki moich ust i uwierzyłam, że to jednak może się udać. – Ale jesteś jakaś przygnębiona – dodał. – Dlaczego?
Pytanie, które mi zadał było proste i mogłam udzielić na nie odpowiedzi, lecz tak naprawdę, nie wiedziałabym, od czego zacząć. Czy od tego, że ogromnie chciałam uciec z nim gdzieś, gdzie nikt nie mógłby nam przeszkodzić? Że pragnęłam w tej chwili pocałować go i wyznać to, co czuję do niego odkąd zobaczyłam go tam, za kulisami, kiedy zadawałam mu pytania i dotarło do mnie wreszcie, że jestem w nim zakochana po uszy? Że nie chcę być jego przyjaciółką tylko kobietą, z którą będzie mógł dzielić resztę życia?
Nie mogłam mu tego wyznać, ponieważ nie wiedziałam, jak by zareagował na to i co by się potem stało. Ryzykowałam zbyt dużo, żeby móc poświęcić to wszystko, nad czym tak ciężko pracowałam. Nie mogłam…
- Wydaje ci się – powiedziałam za to. – Jestem po prostu trochę zmęczona.
- W takim razie musisz jak najszybciej zorganizować to, o czym cały dzień rozmawiamy – spojrzał na mnie, a radość, która przez chwilę była wymalowana na jego twarzy, teraz dosięgała również czekoladowych oczu. Zapisałam ten obraz w pamięci, żeby móc go przywoływać sobie najczęściej, jak się da. Był taki piękny, taki idealny…
- Nie wiem, Bill. Wciąż mam wątpliwości – przyznałam.
- Obiecaj mi chociaż, że to przemyślisz. Co ty na to? – zapytał. Zatrzymał samochód przed restauracją, która za dziesięć minut miała być zamknięta. – Mamy teraz kwiecień, toteż chciałbym już w czerwcu znać twoją odpowiedź. 
- W porządku. Przeanalizuję to – powiedziałam i nagle poczułam się trochę niezręcznie. 
Siedzieliśmy w jego aucie, a on patrzył na mnie swoim przeszywającym, czekoladowym wzrokiem, pod którym się spalałam. Wciąż nie mogłam przekonać się do jego pomysłu, a on próbował wyczytać z mojej twarzy, co tak naprawdę mnie gryzie. Miałam tak wielką ochotę pocałować go w te jego różowe usta przyozdobione dwoma kolczykami w dolnej wardze, że tylko zdrowy rozsądek sprawiał, że tego nie zrobiłam. Zdrowy rozsądek oraz fakt, że jesteśmy przyjaciółmi. 
Nie zrobiłam tego. Nie pocałowałam go. 
Bałam się reakcji i tego, co mogłoby nastąpić później. 
Ech…
Co innego, gdybym wiedziała, co Bill do mnie czuje. Czy jest to tylko i wyłącznie przyjaźń, która nie miała szansy zmienić się w nic więcej, czy może to przyjaźń, lecz z mieszanką czegoś, co można by zamienić w coś poważniejszego, co dałoby mi możliwość spełnienia najskrytszego z moich marzeń o idealnym życiu z nim.
Obawiałam się jednak konsekwencji.
Najzwyczajniej w świecie byłam tchórzem, który nie chciał poznać smaku odrzucenia. Nie chciałam, żeby tak się stało, więc wolałam żyć w niepewności, bo zawsze byłam przerażona, gdy miałam postawić wszystko na jedną kartę, podczas gdy miałam co do tego mnóstwo wątpliwości.
- Hej, Elyso – powiedział Bill i przysunąwszy się bliżej mnie, ujął moją dłoń. Dreszcz przeszedł mi po całym ciele, przez co lekko się wzdrygnęłam. Miał ciepłą dłoń, w której zamknął moją, o wiele mniejszą. – Widzę, że od jakiegoś czasu coś cię trapi. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi. Zawsze możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.
- Wiem, Bill – posłałam mu lekki uśmiech. Zrobiło mi się strasznie gorąco i chciałam jak najszybciej złapać trochę świeżego powietrza, lecz jego dotyk, jego bliskość i te czekoladowe oczy sprawiały, że nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. – Wszystko jest w porządku, nie musisz się przejmować…
- Ale to robię – przerwał mi i mocniej zacisnął swoje palce na moich. Przeszedł mnie kolejny dreszcz i miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczę jak poparzona z jego samochodu. – Nie mogę pozwolić, żebyś ciągle chodziła taka smutna i przygnębiona. Jesteś moją przyjaciółką i bardzo się o ciebie martwię.
Słowo ,,przyjaciółka” powtórzyłam w myśli kilka razy. Całe napięcie, które mnie ogarniało jeszcze przed chwilą, uczucie, że za chwilę eksploduję i nie powstrzymam się przed pogłaskaniem go po lekkim zaroście na policzku, zamieniło się w uczucie złości do człowieka, za którym szalałam…
- Wiesz… chciałbym ci coś powiedzieć – ciągnął, a ja nagle znów poczułam coś na kształt nadziei, podniecenia, niepewności… nie wiedziałam, co za chwilę usłyszę, co się za moment wydarzy… - Poznaliśmy się w naprawdę zwariowanych okolicznościach. Na początku myślałem, że jesteś taka, jak wszystkie nasze fanki, które oddałyby wszystko, byleby tylko wziąć autograf czy złapać kawałek ręcznika na koncercie. Jednak zwróciłem na ciebie uwagę już na samym początku, gdy nasze spotkanie się rozpoczęło. Byłaś taka wyluzowana, nie to, co pozostałe. Zadawałaś bardzo interesujące pytania i chciałem odpowiadać na nie wszystkie… Lecz, gdy później zajęłaś ostatnie miejsce w kolejce i tak po prostu odpuściłaś sobie, kiedy ochroniarz cię wyprosił… rozczarowałaś mnie. Chciałaś sobie tak zwyczajnie pójść i nigdy nie wrócić, gdy minął już czas i pomyślałem, że w ogóle ci na tym nie zależało. Byłem też na ciebie zły, ale gdy później spędziliśmy ze sobą więcej czasu na tych wszystkich wygłupach, na robieniu zdjęć i głupich min, poczułem, że chciałbym poznać cię lepiej. – Zamilkł, aby po chwili kontynuować. – Dlatego następnego dnia przyszliśmy całą czwórką do twojej restauracji – przyznał i spuścił wzrok. Milcząc, czekał na moją reakcję.
A ja… Ech…
Patrzyłam na niego jak idiotka. Nie odzywałam się, gdyż chwilę wcześniej słuchałam go jak zaczarowana. Całą sobą próbowałam doszukać się w jego wypowiedzi czegoś znaczącego. Jakiegoś słówka, westchnienia, przymrużenia powiek, które mogłyby świadczyć – choćby w maleńkim stopniu – o odwzajemnieniu moich skrywanych uczuć. Całą sobą próbowałam znaleźć coś, czego tak naprawdę nie było. Wiedziałam to, lecz nie chciałam przyjąć tego do serca, które wesoło podskakiwało, kiedy tylko dotknął mnie lub posłał mi szerszy uśmiech niż zazwyczaj.
- Czyli… - odezwałam się wreszcie, kiedy zauważyłam, że czeka na moją reakcję. Specjalnie przyszliście wtedy do Providence? I wiedzieliście, że ja to ja?
Bill jedynie skinął lekko głową, patrząc mi w oczy, a stado motyli zerwało się w moim brzuchu do wesołego lotu.
- Chyba przypadkiem powiedziałaś wtedy, czym się zajmujesz – kontynuował, a ja miałam nadzieję, że nie słyszy trzepotu skrzydeł maleńkich stworzeń, które próbowały wyrwać się z mojego brzucha. – Po twoim wyjściu wygooglowałem cię i znalazłem adres twojej restauracji. Przeczytałem opinie, zdecydowałem, że sam chciałbym sprawdzić, jak się sprawdzasz w swojej branży, ale też postanowiłem, że nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Powiedziałem chłopakom, gdzie wybierzemy się następnego dnia, a oni szczerze się ucieszyli, ponieważ również bardzo cię polubili. Na początku trochę udawaliśmy, że cię nie rozpoznajemy, ale potem już jakoś poszło – uśmiechnął się i westchnął ciężko. – Stałaś się dla mnie i dla reszty zespołu kimś bardzo ważnym. Nie wyobrażam sobie, żeby ciebie już przy mnie nie było. 
Czekałam na dalsze słowa.
Czekałam, aż wypowie to, co pragnęłam usłyszeć, a co stałoby się spełnieniem moich marzeń.
Czekałam na wyznanie miłości, którego jednak się nie doczekałam.
Zamiast tego, Bill dodał jeszcze coś, co sprawiło, że serce bardzo mocno mnie zabolało:
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mógłbym sobie wymarzyć.
Nie wytrzymałam. 
Musiałam się z nim pożegnać, ponieważ czułam, że jeszcze moment, a rozpłaczę się przy nim jak mała dziewczynka. 
A tego nie chciałam.
Nie wiedziałam, że wyznanie przyjaźni kiedykolwiek mnie tak zaboli.

Środa minęła mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy nadszedł czwartek, czyli dzień, w którym do mojej restauracji miał zawitać Bill w towarzystwie piątki innych ludzi.
Od naszego poprzedniego spotkania nie rozmawialiśmy. Ja nie odzywałam się pierwsza, on również ani nie zadzwonił, ani też nie napisał żadnej wiadomości. Szczerze mówiąc, nawet się tego nie spodziewałam, chociaż może gdzieś tam, w głębi serca pragnęłam tego najbardziej na świecie. 
Pragnęłam, aby się po prostu do mnie odezwał.
Nie mogłam jednak liczyć na wiele, ponieważ sam Bill dał mi jasno do zrozumienia, co tak naprawdę do mnie czuje, a ja przecież nie mogłam go do niczego zmusić. Musiałam się z tym pogodzić i zacząć cieszyć tym, co miałam, po cichu licząc na to, że może kiedyś mężczyzna mojego życia zmieni swoje uczucia do mnie lub z czasem moje uczucie do niego wygaśnie. 
Jakiś głos wewnątrz mnie podpowiadał mi, że może stać się również tak, że Bill znajdzie sobie kogoś innego, z kim w przyszłości stworzy prawdziwy związek, mnie odstawi na dalszy plan, a ja będę w spokoju mogła cierpieć sama ze sobą, jednak starałam się zagłuszyć ten głos. Brzmiało to zbyt prawdopodobnie i nie chciałam o tym myśleć.
Odrzuciłam od siebie te okropne myśli, nie chcąc pogrążać się bardziej niż byłam. Musiałam skupić się na tym, co było teraz. A za chwilę Bill miał przyjść do mojej restauracji wraz z innymi znajomymi, których miałam poznać lub nie. 
Najpierw zobaczyłam Gustava, który przywitał się ze mną krótkim buziakiem oraz przytulił mnie lekko. Za nim zjawił się Georg, witając się ze mną tak samo. Następne Tom z Shermine u boku, która podbiegła, gdy tylko dostrzegła moją osobę i mocno mnie uścisnęła, witając się ze mną radośnie. Tom powitał mnie nieco bardziej spokojnie niż jego dziewczyna, czego nie omieszkał cicho skomentować pod nosem: ,,zachowuje się wariatka w miejscu publicznym”, na co się zaśmiałam, a Shermine trąciła go w bok. 
- Rezerwacja dla was? – zapytałam przyjaciół, próbując nie pokazywać, że czekam na kolejne dwie osoby.
- Tak – potwierdził Gustav. – Bill ma przyjść za jakieś pół godziny. Musiał coś załatwić po drodze. Usiądziemy i poczekamy na niego. Najpierw czegoś się napijemy.
Zaprowadziłam ich do stolika, a gdy już zajęli miejsca, podałam im kartę win, proponując im te, które najlepiej sprzedawały się w mojej restauracji. Pomijałam ceny, gdyż zdawałam sobie sprawę, że nie liczy się dla nich kwota, jaką przeznaczą dzisiaj na to, aby się dobrze bawić.
Zdecydowali się na dwie butelki francuskiego Chablis, które przyniosłam w ciągu kilku minut. Następnie poinformowałam czwórkę przyjaciół o tym, że przyjdę do nich, gdy będą w komplecie, aby przyjąć zamówienie na jedzenie. Przytaknęli, zagłębiając się w rozmowie, a ja wróciłam na swoje miejsce przy hostessie.
Bill pojawił się po jakimś czasie w towarzystwie wysokiej, szczupłej kobiety, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Miała długie, jasne włosy, które zebrała po prawej stronie twarzy i kocie oczy, którymi mogłaby uwieść nawet najbardziej opornego mężczyznę. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Ubrana była elegancko, podobnie jak reszta towarzystwa i sam Bill. Rozmawiała z blondynem na jakiś temat, nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Cześć, kochana! – przywitał mnie Bill i podszedł, aby przytulić oraz pocałować w oba policzki. – Przedstawiam ci Caroline – wskazał na kobietę. – Jest chyba najzabawniejszą dziewczyną, jaką poznałem do tej pory – powiedział z uśmiechem, a Caroline podała mi rękę, również się uśmiechając i powtarzając swoje imię. 
Poczułam przy tym dość mocne uczucie zazdrości, lecz nie dawałam tego po sobie poznać.
Zaprowadziłam ich do stolika, który zajmowała reszta i przyjęłam od nich zamówienie. Kiedy odeszłam od ich stolika, nie miałam ochoty nigdy więcej tam wracać.

Tego dnia wyszłam do domu najwcześniej, jak to było możliwe. Nie chciałam oglądać całego tego przedstawienia, które rozgrywało się na moich oczach, w mojej własnej restauracji. 
Bill zachowywał się tak, jakby nic innego się dla niego nie liczyło, oprócz towarzystwa tej dziewczyny, która wpatrzona była w niego jak w obrazek. Nie mogłam na to patrzeć, toteż po podaniu im przystawek, które zamówili, życzyłam im smacznego i przekazałam stolik Krisowi, który – na szczęście – był tego dnia w pracy. Gdyby nie on… cóż, nawet nie chciałam o tym myśleć. 
Razem z moimi gośćmi powierzyłam mu całą restaurację, tłumacząc się, że nie czuję się zbyt dobrze i chciałabym wrócić do domu. Chłopak zrozumiał, więc już godzinę później byłam w swoim domu i siedziałam na kanapie przed telewizorem, próbując skupić się na wszystkim, tylko nie na tym, co widziałam.
Dostałam wiadomość i – chociaż nie chciałam – sięgnęłam automatycznie po komórkę, sprawdzając jej treść. Esemes był od Victora, co niemało mnie zaskoczyło.

,, Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś bardzo zapracowana, jednak pomyślałem, że może masz ochotę napić się dobrego wina albo po prostu czegokolwiek? Na przykład ze mną? Na przykład… za godzinę? :)”

Miał naprawdę dobre wyczucie czasu, co musiałam mu przyznać i aż uśmiechnęłam się pod nosem. Od razu odpisałam, że może do mnie przyjechać i podałam mu adres. Nigdy nie zapraszałam go do swojego domu i w sumie odwiedzali mnie tutaj tylko Bill, Tom lub Shermine, gdyż nie miałam potrzeby zapraszania tutaj kogokolwiek innego. Dla mnie dom był miejscem tylko po to, aby odpocząć, czasami dobrze się zabawić, ale tylko z tymi osobami, które były dla mnie naprawdę ważne. I tego starałam się trzymać. Nie chciałam dzielić się z nikim moją prywatnością, tłumacząc sobie, że to nie jest konieczne.
Gdy Victor odpisał mi, że zgadza się przyjechać do mnie, poszłam szybko do łazienki, aby odświeżyć się przed jego przybyciem. Wzięłam szybki prysznic, który pomógł mi odegnać zmęczenie, a następnie założyłam czystą bieliznę, legginsy i białą, zwyczajną koszulkę, żeby nie stroić się za bardzo – w końcu byłam w swoim domu, po pracy, więc nie mogłam nagle wyskoczyć z jakąś elegancką sukienką. Nie robiłam makijażu, jedynie nałożyłam cienką warstwę kremu nawilżającego, który szybko się wchłaniał i upięłam włosy na czubku głowy. Następnie przyjrzałam się sobie w lustrze i doszłam do wniosku, że wyglądam całkiem w porządku. Na luzie. Tak, jak powinnam wyglądać w domu, gdy miałam dzień wolny. 
Wychodząc z łazienki, znowu usłyszałam dźwięk nadchodzącego SMSa i myśląc, że to Victor, od razu włączyłam podgląd. Brunet napisał, że będzie – tak jak pisał wcześniej – za mniej więcej godzinę, lecz dostałam również drugą wiadomość, od Shermine, która pytała, gdzie się podziewam, ponieważ ich stolik obsługuje teraz ktoś inny. Nie zdążyłam nawet pomyśleć nad odpowiedzią, kiedy moja komórka się rozdzwoniła, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Billa i jego uśmiechnięta twarz na zdjęciu przypisanym do jego kontaktu. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, lecz nie mogłam też zachowywać się jak obrażona nastolatka.
Zwłaszcza, że nie było do tego żadnego powodu. 
- Słucham? – odezwałam się, próbując przybrać normalny ton głosu. 
- Gdzie się podziewasz? – zapytał od razu. – Myślałem, że zawsze ty obsługujesz nasz stolik. – Wyczułam w jego głosie jakąś dziwną nutę. Ni to pretensja, ni to zawód. Na pewno był już lekko wstawiony, ponieważ kiedy wychodziłam, byli w połowie drugiej butelki francuskiego wina.
- Musiałam wrócić do domu. Trochę źle się poczułam – skłamałam i ucieszyłam się, że nie patrzyłam teraz w jego oczy, które zawsze wiedziały, kiedy oszukuję.
- Och! – wyrwało mu się. – Potrzebujesz czegoś? Mogę przyjechać i jakoś ci pomóc? – zasypał mnie pytaniami i – mimo wszystko – zrobiło mi się przez to bardzo miło.
- Nie, nie! Wszystko w porządku! – odparłam szybko. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby teraz się tutaj pojawił. Nie wiedziałam, co bym mu wówczas powiedziała. – Przecież nie będziesz teraz przerywać swojego spotkania.
- Rzeczywiście – potwierdził, a ja miałam już pewność, że nie jest do końca trzeźwy. – Co o niej myślisz? – zapytał po chwili.
- O kim? – Nie zrozumiałam, a przynajmniej nie chciałam zrozumieć.
- O Caroline – wyjaśnił. – Jest bardzo ładna, nie sądzisz? 
W jednej chwili poczułam, jak moje brwi mimowolnie wędrują ku górze w geście zaskoczenia.
- Tak… tak – wydukałam. – Jest ładna – potwierdziłam i poczułam ogromną falę złości. Jak mógł jeszcze pytać o to, czy dziewczyna, z którą przyszedł do MOJEJ restauracji, podoba mi się?!
- Bo wiesz… - Zawahał się. Czekałam niecierpliwie, lecz nie chciałam go pospieszać. Mimo wszystko, pragnęłam usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. – Jest bardzo miła, zabawna… Poznałem ją jakiś czas temu na imprezie. Dużo wtedy rozmawialiśmy, wymieniliśmy się numerami telefonów, a ona odezwała się do mnie kilka dni wcześniej. Zaprosiłem ją na tę kolację z resztą, aby ją poznali. Nie jest zwyczajną dziewczyną. Ma w sobie to coś, jeszcze nie wiem co, ale czuję, że jest wyjątkowa. Jej mama ma swoje własne biuro podróży, a ona czasami tam dorabia. Nie znalazła jeszcze nic, co tak naprawdę chciałaby robić. Mówi, że wciąż szuka sensu w swoim życiu, a nie chce zatrudniać się w miejscu, z którego i tak by się wkrótce zwolniła. – Mówił, a ja chciałam, żeby skończył. Przeczuwałam, że chce powiedzieć mi coś jeszcze, ale nie dopuszczałam do swojej myśli tego, że może chce przekazać mi to, czego ja w tym momencie tak bardzo się obawiałam. – Myślałem, że dosiądziesz się do nas, ale ty uciekłaś…
- Nie uciekłam, Bill – przerwałam mu, coraz bardziej zła. – Jak mogłabym się do was dosiąść, skoro jeszcze niedawno, na początku naszej rozmowy, powiedziałeś, że chciałeś, abym obsługiwała wasz stolik, bo robię to za każdym razem, gdy do mnie przychodzicie? Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku? Najpierw traktujesz mnie jak kelnerkę, żeby za moment przypomnieć sobie, że jednak jestem twoją przyjaciółką i pewnie miło by mi było, gdybyś mi przedstawił swoją nową dziewczynę! – Nie chciałam unosić głosu, ale stało się. Nie było odwrotu. – Trzeba było w ogóle nie przychodzić do mojej restauracji, ale gdzie indziej. Może wtedy zaprosiłbyś mnie odpowiednio wcześniej, podobnie jak zrobiłeś rezerwację w Providence! – syknęłam przez zęby na koniec.
- Hej, hej, przestań na mnie krzyczeć – powiedział spokojnie, ale i tak wyczułam, że jest zdenerwowany. – Chyba trochę się zapędziłaś. Jak możesz tak myśleć?
- Jak? Tak, jak czuję? – prychnęłam. – Już nie wiem, czy jestem twoją przyjaciółką, czy tylko koleżanką, która ma swoją restaurację i może ci załatwić zniżkę, kiedy przyjdziesz coś zjeść ze swoimi znajomymi.
- Elyso… - zaczął, ale ja już się rozłączyłam.
Byłam w tym momencie naprawdę wściekła. Czułam, że gdybym jeszcze chwilę rozmawiała z Billem, na pewno nie zakończyłabym tej rozmowy w taki sposób, a poleciałoby z mojej strony wiele nieprzyjemnych dla obu stron słów. Dlatego z jednej strony cieszyłam się, że rozłączyłam się w tym właśnie momencie.
Nie miałam nawet czasu, aby dać upust mojej złości, gdyż rozległ się dźwięk domofonu. Wpuściłam więc Victora i chyba miałam wtedy minę, która sugerowała, że nie jestem w zbyt dobrym humorze, gdyż powiedział tylko ,,cześć” i pokazał trzy butelki białego wina, które przyniósł ze sobą. Hiszpańską Esmeraldę, chilijskie Lapostolle oraz północnoamerykańskiego Seaglass’a. Wstawiłam je do lodówki, a w zamian wyjęłam jedno swoje, które czekało na taką właśnie okazję. Włoskie Pinot Grigio zawsze kojarzyło mi się z wieczorami, takimi jak ten, kiedy chciałam najzwyczajniej w świecie usiąść i pogadać z kimś o swoim życiu i jego beznadziejności.
- Jesteś głodny? – spytałam Victora. Mój ton głosu wciąż był przesycony złością i nie przestawił się na przyjazny, więc brunet spojrzał na mnie zaskoczony, jakby poczuł się nieproszonym gościem w moim domu, ale skinął głową. – Możemy zamówić coś do domu albo… - zerknęłam jeszcze raz do lodówki – albo jednak coś zamówimy. Nie mam nic do jedzenia.
- Pizza? – zaproponował od razu i wyciągnął komórkę, włączając aplikację, dzięki której mogliśmy wybrać jedzenie. Ja zdecydowałam się na margheritę z szynką i pieczarkami, a mężczyzna na pepperoni z dodatkowym serem i bekonem.
- Wiesz jakie to jest tłuste? – zapytałam, gdy ujrzałam jego wybór.
- Wiem, ale dzisiaj robię wszystko, co nie jest odpowiednie – puścił do mnie oko i uśmiechnął się tak, że pozwoliłam sobie zapomnieć o wcześniejszej wymianie zdań z Kaulitzem. 
Zamówiliśmy dwie duże pizze na cienkich ciastach z dodatkowymi dipami czosnkowymi, na które mieliśmy czekać dwadzieścia minut. W tym czasie wyjęłam z szafki dwa kieliszki do białego wina, korkociąg oraz dwa talerze, gdyby Victor nie lubił jeść pizzy prosto z pudełka. Dołączyłam do mężczyzny w salonie; siedział przed telewizorem, a kiedy postawiłam na stoliku kawowym to, co przyniosłam z kuchni, zapytałam, czy potrzebuje czegoś jeszcze.
- Dziękuję, wszystko mam. – Znów posłał mi ten swój uśmiech. – Nigdy u ciebie nie byłem – zauważył i rozejrzał się po salonie.
- Raczej rzadko kogoś tutaj zapraszam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nigdy nie widziałam potrzeby, aby ktoś kogo nie darzę sympatią, przekraczał próg miejsca, w którym mogę czuć się po prostu sobą, bez żadnego udawania. 
- Mnie zaprosiłaś, mimo, że jestem dla ciebie obcy. Nic mi też o sobie nigdy nie powiedziałaś – zauważył. 
- A chciałbyś mnie poznać? – zapytałam, a on skinął głową.
Westchnęłam ciężko i stwierdziłam, że co mi szkodzi? Przecież i tak musi już w tym tygodniu wyjechać do Francji, więc opowiedzenie mu wszystkiego o sobie nie będzie czymś złym. Wręcz przeciwnie – naszła mnie ochota na to, aby wyznać mu to, co tak rzadko mówiłam innym, którzy się mną interesowali.
W Los Angeles się urodziłam i nigdy się stąd nie wyprowadzałam. Moi rodzice byli zafascynowani pracą w gastronomii i nie widzieli siebie w innej branży. Kochali to, co robili i byli z tego naprawdę bardzo dumni. Doszli bardzo daleko, ponieważ mój tata został dyrektorem sieci hoteli i dużo podróżował. Jego staż dyrektora generalnego w jednym z hoteli wynosił trzy lub cztery lata, a następnie musiał przenieść się do innego miejsca. Zdecydował jednak, że do moich szesnastych urodzin nie zamierza przeprowadzać się do innego kraju, gdyż woli być do tego czasu ze swoją córką. 
Po moich szesnastych urodzinach dostał propozycję przeprowadzki do Niemiec, gdzie miałby przejąć stanowisko dyrektora generalnego hotelu InterContinental w Berlinie i zgodził się na to. Spędził tam pięć lat, a następnie przeprowadził się do Polski, gdzie teraz zajmuje taką samą posadę, tyle że w Warszawie.
Mama natomiast, gdyby tylko mogła, poleciałaby za nim nawet na koniec świata. Bardzo się kochali, nadal kochają i nie widzą świata poza sobą. Dlatego też, kiedy tata przeprowadził się do Niemiec, mama pojechała za nim, zajmując w Berlinie stanowisko dyrektora działu gastronomii, czyli miała tam pozycję tuż pod moim tatą. Zostawili mnie w Los Angeles, ponieważ tego chciałam. Wolałam zostać tutaj, niż się przeprowadzać, gdyż musiałabym wtedy żyć tak jak oni – co kilka lat zmieniać szkołę, znajomych.
Podziwiałam rodziców za to, że zawsze osiągali to, czego chcieli i marzyłam, aby być tak jak mama i tata – zawsze być silną, piąć się na szczyt, bez niczyjej pomocy i zawsze wierzyć w to, co chcę osiągnąć.
W jednym może się z nimi nie zgadzałam – ja nie zostawiłabym swojego dziecka, lecz to była też po części moja decyzja, więc nie miałam im tego za złe, nigdy. 
Po ich przeprowadzce do innego kraju, zamieszkałam z babcią w tym domu. Rodzice sprzedali nasz poprzedni, aby mieć pieniądze na zakup mieszkania tam, dokąd akurat się przenieśli. Zrozumiałam to, bo przecież kasa zawsze jest potrzebna, zwłaszcza, że życie za granicą nie jest łatwe.
Zresztą, musieli utrzymywać również mnie. Babcia, co prawda, zawsze chciała wychowywać mnie jak własne dziecko, jednak rodzice i tak, co miesiąc, przesyłali pieniądze na jej konto, aby miała z czego zapłacić za rachunki oraz utrzymać mnie. 
Spędzałam z rodzicami każde wakacje, dopóki nie skończyłam dwudziestu lat. Zazwyczaj przyjeżdżali do Los Angeles, ponieważ babcia chciała, aby ją również odwiedzali. Dzięki nim, ja również pokochałam gastronomię i za każdym razem, kiedy nadarzała się okazja, prosiłam ich, aby opowiadali mi o tym, jak to jest pracować w tej branży.
Dlatego też, kiedy skończyłam osiemnaście lat, poszłam do pracy. Byłam kelnerką w jakimś podrzędnym barze, gdzie wieczorami przesiadywali tylko tacy, którzy nie mieli po co wracać do domu. Zamiast patrzeć na swoje żony, woleli gapić się na mnie i dawać mi napiwki, żebym tylko zwróciła na nich uwagę. 
Pracowałam wieczorami po szkole i w soboty. W niedziele się uczyłam i nadrabiałam wszystkie zaległości. Miałam tam umowę o pracę, więc mogłam wpisać to w swoje CV, w doświadczeniu. Spędziłam tam półtora roku.
Kiedy skończyłam szkołę i poszłam na studia z zarządzania w Los Angeles, zatrudniłam się w restauracji z prawdziwego zdarzenia. Miała swoją opinię, w dodatku całkiem dobrą. Tam również dostałam umowę o pracę i po trzech miesiącach bycia kelnerką, dostałam awans na wyższe stanowisko – starszego kelnera. Podobało mi się tam, chociaż pracownicy byli naprawdę mocno wykorzystywani za małe pieniądze. Po sześciu miesiącach miałam tego dość, więc postanowiłam zrobić sobie przerwę. Gdy chciałam wypowiedzieć umowę restauracji, zaproponowali mi stanowisko młodszego kierownika zmiany. Zapewnili, że ta praca nie będzie aż tak ciężka, jak praca kelnera, ponieważ będę miała pod sobą innych ludzi, którym będę musiała mówić, co mają robić. Wahałam się kilka dni, jednak wreszcie zdecydowałam się przyjąć ich propozycję. Zostałam młodszym kierownikiem zmiany i przepracowałam na takim stanowisku dwa lata. 
Wtedy dotarło do mnie, że powinnam zrobić coś więcej ze swoim życiem, a nie tylko i wyłącznie pracować dla kogoś. Przecież stać mnie było na otworzenie knajpy i zatrudnienie paru osób, aby u mnie pracowało. Tyle, że rozpoczęcie własnej działalności gastronomicznej wymagało jedzenia, a ja nie byłam kucharzem, ale młodszym kierownikiem zmiany. Zdecydowałam się po raz kolejny zmienić pracę.
Ubiegałam się o posadę kierownika zmiany już w restauracji z gwiazdką Michelin. Udało mi się, chociaż było bardzo ciężko. Tam też pracowałam przez kolejny rok.
Poznałam szefa kuchni, który poważnie podchodził do swojej pracy i – podobnie jak ja – myślał o otworzeniu czegoś własnego.
Dogadaliśmy się, że złożymy spółkę. Ja zatrudnię odpowiednich kelnerów, a on kucharzy i razem stworzymy coś, z czego oboje będziemy zadowoleni.
- I tak powstało Providence – powiedziałam na koniec do Victora, który słuchał mnie przez ten cały czas bardzo uważnie.
- A co z twoją babcią? – zapytał wreszcie, a ja posmutniałam na jej wspomnienie. Na wspomnienie osoby, której zawdzięczałam wszystko.
- Była dla mnie jak prawdziwa mam. Zawsze troszczyła się o mnie jak nikt inny i traktowałam ją jak mamę i tatę w jednej osobie. Zmarła, kiedy miałam dwadzieścia jeden lat. Załamałam się, było mi bardzo ciężko. Po jej śmierci, mój tata wrócił do Los Angeles, żeby pomóc mi w sprawach spadkowych. Okazało się, że babcia wszystko zapisała mnie. Ten dom oraz wszystkie swoje oszczędności, których nie było mało. To dzięki niej mogłam otworzyć własną restaurację. Babcia zawsze mnie wspierała, pomagała mi, kiedy nie wiedziałam, co mam robić i zawsze powtarzała mi, żebym spełniała swoje marzenia, bo jeśli czegoś naprawdę mocno chcę, uda mi się to osiągnąć. Kiedy odeszła, byłam zdruzgotana, ale udało mi się z tego otrząsnąć. – Dla umocnienia moich słów i tego, że pogodziłam się z odejściem babci, posłałam Victorowi delikatny uśmiech, a on go odwzajemnił.
- A jak poznałaś Billa? – spytał, a ja zrobiłam skrzywioną minę.
Byliśmy już po jednej butelce wina, więc trochę kręciło mi się w głowie. Wciąż byłam zła na blondyna, ale chciałam z kimś poważnie porozmawiać na temat tego, co do niego czuję. Potrzebowałam rady kogoś, komu ufałam. W tym momencie miałam przy sobie Victora i naprawdę chciałam mu powiedzieć o wszystkim.

5 komentarzy:

  1. Ohh... Przy najlepszym uciełaś... :( odc. Mi się podobał. W końcu było trochę Billa w jej życiu 'aktualnego' a nie tylko wspomnienia, co bardzo mi się podobało. Bill, jak Bill. Troche skiepścił tym tel. I mówieniem o Caro takich rzeczy, aczkolwiek nic dziwnego z jego str. Jeśli przecież uważa ją za przyjaciółkę, a z przyjaciółmi właśnie się o takich sprawach plotkuje. Elysa bardzo emocjonalnie do tego podeszła. Najwyraźniej chęć pogodzenia się ze 'stanowiskiem' przyjaciela zaczyna jej nie wychodzić, dlatego już mnie ciekawi jej kolejna część.
    Te wakacje mnie trochę zaskoczyły. Sądziłam, że może bd już teraz, bliżej a tu jeszcze ponad miesiąc? :o Mam nadzieję, że napiszesz o tym choć pare akapitów ^^
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze – jestem zdania, że rozdziały powinny być tak długie… jak chce tego autor. W końcu kto lepiej, niż Ty oceni, w jaki sposób najlepiej nam wszystko przekazać? ;) Dlatego to całkowicie Twoja broszka, czy to będą trzy strony, czy dziewięć – pisz tyle, ile uważasz!
    A po drugie… jestem trochę zawiedziona! Spodziewałam się, że w końcu choć trochę dowiem się jak – i kiedy – Elysa zakochała się w Billu. I choć uchylasz rąbka tajemnicy, to muszę przyznać, że chciałam chyba czegoś więcej. Na tę chwilę odnoszę wrażenie, że, po prostu, była jego fanką – i zafascynowanie nim jako piosenkarzem, gwiazdą, w jej głowie automatycznie przemieniło się w zakochanie. Tymczasem wcale nie spędzali ze sobą wiele czasu, wcale nie byli ze sobą szczególnie blisko… a może byli? No właśnie, nie wiem – bo poza tym, że Bill nazywa ją swoją przyjaciółką, tak naprawdę nie widać tej przyjaźni. Dla mnie przyjaźń opiera się przede wszystkim na rozmowach, hm, na nieskończonej ilości rozmów – tych błahych i trudnych, nieistotnych i ważnych dla obojga. Może jeszcze nie zdradzasz nam wszystkiego: mam nadzieję, bo jeśli jest inaczej, byłoby mi trochę szkoda.
    No i, hm – nie spodziewałam się Victora. Przyznam, że trochę mnie to bawi, ale z zupełnie innego powodu. Kilka dni temu wspominałaś, że nie podoba Ci się, jak moja bohaterka flirtuje z Tomem (przyznam, że wciąż nie wiem, jakie miałaś pobudki ku temu, by tak sądzić, ale to inna sprawa!), a tymczasem… no cóż, Twoja robi dokładnie to samo :D Trochę zabawny zbieg okoliczności, i ja w tym przypadku nie pochwalam zachowania Elysy – dawania Victorowi nadziei, zwłaszcza kiedy zaraz wyjeżdża.
    I tutaj drobna uwaga (wiem, że miałam napisać na gg, ale czas ucieka mi przez palce, to pewnie jeszcze trochę potrwa). Już drugi raz stosujesz ten zabieg: opowiadasz nam dialog poprzez narrację (w poprzedniej części tak Bill opisywał historię Caroline). Postaraj się, proszę, „nie iść na skróty”. Informacja (zarówno przekazana przez narrację, jak i przez rozmowę w dialogu) będzie ta sama, ale jeśli uda Ci się to pokazać w rozmowie – dla czytelnika będzie to o wiele ciekawsze. Będziemy mogli poznać sposób, w jaki Elysa dzieliła się swoimi wspomnieniami z Victorem, przez to może wywnioskować, które rzeczy są dla niej ważne, które mniej. Może zobaczymy, jakie fragmenty go zaciekawiły – gdzie o coś dopytał, a które momenty jej życia nieco zmarginalizował… możliwości jest dużo i jeśli już tak bawisz się formą – nie idź na skróty :)
    buziaki i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, zawsze chciałam mieć taką wenę na swoje opowiadania jak inne autorki i chciałam pisać długie rozdziały, ale po dwóch czy trzech stronach, odechciewało mi się już drążyć tego samego i kręcić się wokół jednego tematu, żeby móc w kolejnym odcinku zacząć coś nowego. Teraz jednak... muszę szczerze przyznać, że coraz bardziej podoba mi się ta historia i chcę, żeby miała więcej treści i była dobrze napisana. Dlatego też zamierzam pisać dłuższe rozdziały, żeby było tego więcej, a nie była ich nieskończona ilość. (Mam też nadzieję, że nimi nie nudzę i nie męczę, bo tego bardzo bym nie chciała.)
      W następnym odcinku Elysa opowie o swojej przyjaźni z Billem, więc mam nadzieję, że nie zawiedziesz się tym, co przygotowałam.
      Ach, tak myślałam, że nawiążesz do swojego rozdziału (tylko nie myśl, że skopiowałam od Ciebie ten pomysł!). Ale wiesz przynajmniej, jak ja się czułam czytając Twój! :D
      I nie miałam zamiaru, żeby wyglądało to na flirt między Victorem i Elysą, bo pisałam kilka odcinków temu, że ona się jemu bardzo spodobała, lecz dziewczyna była zdecydowana tylko na przyjaźń, nic więcej. Chciałam tylko pokazać, jak Elysa jest przytłoczona całym tym uczuciem do Billa, jak jest jej z tym ciężko i zwyczajnie potrzebuje z kimś o tym porozmawiać. (Dopiero później gdzieś tam może uda mi się wcisnąć to, że wyznała też Tomowi, co czuje do jego brata, lecz jeszcze o tym nie myślałam.)
      W pierwszej wersji tego rozdziału napisałam tak, jak sugerujesz - między Elysą i Victorem była zwyczajna wymiana zdań. Jednak pisząc to i czytając po skończeniu, zupełnie mi się to nie podobało. Ona opowiadała, ja dodawałam ,,powiedziałam, a on słuchał", ,,rzekłam i patrzyłam na jego twarz, szukając jakiejś reakcji", a później Victor - ,,zapytał, zaciekawiony", ,,patrzył na mnie", bla bla bla, bla bla bla... Chyba jeszcze nie potrafię tak dobrze operować dialogami, żeby właśnie tak przedstawiać historie bohaterów. Może kiedyś się to zmieni.
      Poza tym, uznałam, że nie jest tak ważna historia jej życia, a uczucie do Billa, więc może dlatego tak mi się to nie podobało.
      Lecz i tak uważam, że Elysa podkreśliła później, że babcia była dla niej bardzo ważna i ogólnie myślę, że ta ,,opowieść" nie wyszła mi tak źle.
      Zapewniam, że w kolejnym odcinku z jej perspektywy będzie opowiadała historię swojej przyjaźni z Billem w inny sposób.(Nie ukrywam, że też jakoś średnio mi się to podoba, ale może kiedy poprawię to jeszcze kilka razy, będzie to miało ręce i nogi.)
      Wciąż czekam, aż napiszesz do mnie na GG, bo nie mam pewności czy czytasz moje odpowiedzi na swoje komentarze, a poza tym, nie ukrywam, że niektórych rzeczy dotyczących mojego opowiadania wolałabym nie zdradzać zbyt wcześnie innym czytelnikom. :D
      Pozdro! :)

      Usuń
  3. Kiedy nowy odcinek? Nie mogę się doczekać w szczególności po Twojej zapowiedzi w odpowiedzi na komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział już jutro! Spodziewaj się go koło 7:30! :)

      Usuń