sobota, 29 września 2018

Ostatnie pożegnanie. [42] ONA

Zapraszam na ostatni rozdział z perspektywy Elysy i jednocześnie jest to ostatni rozdział tego opowiadania. 
Kilka słów, które mam Wam do przekazania, znajdują się w zakładce "Od autorki". Znajdziecie tam również informacje na temat kolejnego opowiadania, które zamierzam zacząć publikować na tym blogu.

ONA
Bardzo długo męczyłam się ze swoimi uczuciami, tak długo skrywałam je w sobie, że wreszcie dotarło do mnie, jak źle postępuję. Moje wszystkie hamowane uczucia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, kiedy porozmawiałam z Tomem kolejny raz, a on otwarcie powiedział mi, jaka jestem głupia. Było to kilka dni po mojej rozmowie z Billem. Tom zadzwonił do mnie i poprosił o spotkanie, na które się zgodziłam, chociaż nie wiedziałam, o co może chodzić starszemu bratu mojego przyjaciela. Umówiliśmy się w kawiarni, niedaleko Providence, gdyż zaraz musiałam wrócić do pracy. Ostatnimi czasy dużo pracowałam, żeby nie myśleć o własnych uczuciach, ale i tak nie wychodziło mi to na dobre, czego skutkiem był coraz większy spadek wagi, mniej snu, coraz większe wory pod oczami i jeszcze większe zmęczenie.
Tom czekał już na mnie przy jednym ze stolików i popijał latte z syropem waniliowym.
– Smaczną mają tutaj kawę – zauważył, kiedy po przywitaniu się zajęliśmy miejsca.
– Jest całkiem znośna – odpowiedziałam i złożyłam zamówienie na podwójne espresso z mlekiem, które dostałam po pięciu minutach. – O czym tak ważnym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytałam Toma. Szczerze mówiąc, zżerała mnie ciekawość, ponieważ Tom raczej nie poprosił o spotkanie, bo się za mną stęsknił…
– O Billu.
Mogłam się spodziewać… Ale chyba miałam nadzieję, że między nami ten temat jest już zamknięty i raczej nie będziemy do tego więcej wracać, ponieważ to jest tylko moja sprawa.
– Yhym… – mruknęłam tylko w odpowiedzi i upiłam łyk kawy.
– Nic mu nie powiedziałaś – ciągnął dalej. Zaprzeczyłam tylko ruchem głowy. – Dlaczego?
– Rozmawialiśmy o tym, Tom. – Westchnęłam ciężko, bo nasza pogawędka jeszcze się tak naprawdę nie zaczęła, a ja już miałam jej dosyć. – Nie chcę go stracić. Jest moim przyjacielem, między nami nic więcej nie będzie. Nie mogę teraz wyskoczyć z takim wyznaniem, kiedy on jest szczęśliwy z Caroline.
– Skąd wiesz, że jest z nią szczęśliwy?
– Bo mi o tym powiedział!
– Wcale na takich szczęśliwych nie wyglądają. Poza tym, jeśli jesteście przyjaciółmi, powinniście rozmawiać o wszystkim. Bill teraz wypytuje ciągle Shermine o to, co z tobą. Wyglądasz strasznie!
– Dzięki – prychnęłam. – Ty za to jesteś piękny, jak zawsze.
– To nie jest śmieszne, Elyso! – warknął. – Bill się martwi, że możesz być na coś chora, ale boi się ciebie zapytać wprost, więc próbuje wypytywać Shermine, która nic nie wie!
– Nie chciałam jej mówić, żeby nie zaczęła się zachowywać tak jak ty!
– Nie rób ze mnie idioty – ponownie warknął.
– Tom, jak mam powiedzieć Billowi o swoich uczuciach, kiedy on świetnie sobie układa życie z Caroline? Mam zniszczyć mu związek? – zapytałam poważnie, patrząc mu w oczy.
– Jeśli szczerze go kochasz, to uważam, że zasługuje na to, abyś mu wyznała całą prawdę. Tyle mam ci do powiedzenia.
Po tych słowach Tom wstał i wyszedł z kawiarni, nawet się ze mną nie żegnając.
I to, co powiedział, chociaż może to były tylko zwykłe słowa, sprawiło, że zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym wszystkim. Już tak dużo razy rozmyślałam o tym, jak mam postąpić, że zebrałam się w sobie i napisałam wiadomość do Billa, jeszcze siedząc w kawiarni i dopijając swoje espresso.

,,Bill, wiem, że może nie znajdziesz dla mnie czasu, ale chciałabym się z Tobą spotkać. Najlepiej dzisiaj. To bardzo ważne. Muszę Ci coś powiedzieć. Coś ważnego.”

Zdążyłam wypić kolejną kawę, kiedy nadeszła odpowiedź, która sprawiła, że moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej i jednocześnie zaczęłam żałować, że w ogóle zdobyłam się na to wszystko.

,,Trochę mnie wystraszyłaś. W porządku, spotkajmy się dzisiaj, po 20. Mogę odebrać Cię z pracy.”

Potwierdziłam z Billem miejsce spotkania i wyszłam z kawiarni po uregulowaniu rachunku. 
W Providence nie mogłam skupić się na pracy, tylko w głowie układałam sobie scenariusz rozmowy, którą miałam przeprowadzić z Billem. Postanowiłam, że powiem mu wszystko, co czuję i opowiem, jak to wszystko się zaczęło. Zażądam, żeby mi nie przerywał i poproszę go o zrozumienie tego, co ode mnie usłyszy. Opowiem mu, jak bardzo mi się spodobał już wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy i o tym, jakie wywoływał na mnie wrażenie, kiedy widywaliśmy się później. Wyznam mu, jak bardzo cierpiałam, kiedy przedstawił mi Caroline i jak zabolało mnie, gdy usłyszałam, że się z nią związał. Powiem mu wszystko, co czułam, kiedy go nie było i kiedy wrócił.
Byłam zdecydowana.
Miałam plan, który zamierzałam zrealizować o godzinie 20:00, kiedy tylko wyjdę z pracy. Miałam wszystko przeanalizowane i brałam po uwagę każdy jego ruch, każdą minę i każde słowo, jakie miałby mi do powiedzenia wtedy, kiedy ja skończę mówić.
Były tylko dwie opcje.
Albo zrozumie, albo nie.

O 20:00 byłam gotowa wyjść z Providence i skierować się od razu do domu, żeby uniknąć spotkania z Billem. Byłam do tego stopnia zestresowana, że zupełnie zapomniałam, co właściwie miałam mu powiedzieć, jaki był mój pierwotny plan i po co w ogóle poprosiłam go o spotkanie. Trzęsłam się na całym ciele z nerwów i miałam wrażenie, że za moment zwymiotuję albo się rozpłaczę na środku biura, na oczach wszystkich moich pracowników, albo – co gorsza – i to, i to. Na zmianę czułam, że jest mi gorąco i umieram z zimna. Obawiałam się, że przez to wszystko, a w szczególności przez Toma, który mnie do tego wszystkiego zmusił, jeszcze się pochoruję. Nie chciałam już rozmawiać z Billem o niczym, chciałam jedynie zniknąć z Los Angeles na tak długi czas, aż wreszcie przeszłoby mi to całe zainteresowanie nim. Chciałam o nim zapomnieć i wyrzucić z pamięci wszystkie wspomnienia związane z Billem Kaulitz.
Dostałam wiadomość o 20:03, że przyjaciel już na mnie czeka pod budynkiem restauracji i mogę wychodzić. Musiałam odczekać jeszcze parę minut, żeby uspokoić przyspieszony oddech, pożegnałam się z pracownikami i udałam do wyjścia.
Bill siedział w samochodzie, a kiedy zobaczył, że zbliżam się w jego kierunku, wysiadł z auta i posłał mi swój idealny uśmiech.
– Nie spieszyło ci się – zażartował i dał mi buziaka w policzek.
– Powinieneś już o tym wiedzieć – odpowiedziałam, również się uśmiechając. Próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, że w ogóle nie umieram w środku z nerwów, lecz nie wiem, jak mi szło. Bill wydawał się tego nie zauważać, co choć trochę pozwoliło mi odetchnąć. – Przejdziemy się? – zaproponowałam, gdyż wizja spędzenia z nim w aucie choćby minuty i świadomość, że wtedy musiałabym powiedzieć mu, jaki był powód naszego spotkania, sprawiały, że robiło mi się niedobrze. Spacer na świeżym powietrzu był lepszy. 

Szliśmy po placu, gdzie wokół nas było pełno ludzi, prawie co chwila musiałam unikać zderzenia z drugim człowiekiem i zaczęło mnie to trochę denerwować. Nie odzywaliśmy się z Billem do siebie i ta cisza między nami bardzo mi ciążyła, choć tak naprawdę nie mieliśmy jak ze sobą spokojnie porozmawiać. Nie umiałam ubrać w słowa tego, co tak długo we mnie tkwiło, chociaż wiele razy planowałam sobie w głowie, co powiem Billowi, kiedy wreszcie znajdę w sobie wystarczająco dużo odwagi.
– Chyba nie chciałaś spotkać się ze mną, żebyśmy milczeli, prawda? – powiedział Bill, zaskakując mnie tym, że w ogóle się odezwał.
– Cóż… nie – mruknęłam.
– W takim razie proszę, żebyś wyjaśniła mi, co tak bardzo ważnego musiałaś mi powiedzieć.
– To niełatwe – zaczęłam.
– Mam trochę czasu. – Bill uśmiechnął się lekko.
I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zanim przez myśl przeszło mi, że jestem na to wszystko gotowa, poczułam nagle rozrywający ból w całym ciele i w jednym momencie nie mogłam się ruszyć. Zobaczyłam tylko przerażoną i jednocześnie zdezorientowaną minę Billa oraz to, jak wyciąga do mnie ręce, nim z hukiem upadnę na ziemię.
Zdążyłam usłyszeć swoje imię wykrzyczane przez niego i na sekundę straciłam przytomność.
– Elyso, hej, Elyso! – dobiegało do moich uszu niczym z oddali. Wiedziałam, że to Bill, ale nie dałam rady otworzyć oczu. Wszystko tak bardzo mnie bolało. – Nie zamykaj oczu, proszę! Nie możesz teraz zasnąć!
Mój przyjaciel krzyczał, a ja nie miałam siły otworzyć ust, aby poprosić go o to, by mówił ciszej.
– Bill – zdołałam wyszeptać, kiedy chyba po raz setny krzyczał, żebym nie zamykała oczu.
– Ciii, jestem przy tobie. – Nareszcie mówił ciszej. – Nie mów nic. Tylko nie zasypiaj. Karetka już jedzie.
Karetka?
Coś poważnego mi się stało?
Bolało mnie całe ciało, ale żeby od razu wzywać karetkę? To trochę przesada. Nie chciałam jednak mówić o tym przyjacielowi, bo na pewno usłyszałabym kazanie o tym, że lepiej, iż lekarz mnie zbada, niż sama miałabym udawać specjalistę.
– Bill – spróbowałam znowu. Nie zapomniałam, po co tutaj przyszliśmy. Chciałam mieć to wszystko za sobą. Wiedziałam, że jeśli nie powiem prawdy teraz, póki jest szansa, nie zrobię tego nigdy. – Pamiętasz jak pytałeś mnie o to, kto złamał mi serce? – spytałam cicho i uświadomiłam sobie, że mówienie sprawia mi ogromny ból. Nie zrezygnowałam jednak.
– Ciii – usłyszałam od niego. Miałam wrażenie, że w ogóle mnie nie słucha i nie dociera do niego, że powiedziałam cokolwiek. – Nic nie mów. Pogotowie zaraz przyjedzie. Wszystko będzie dobrze.
– Posłuchaj mnie – odpowiedziałam już trochę wkurzona, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mi ten straszny ból, który opanował całe moje ciało. – Powiedziałam ci wtedy, że nie chcę już o tym pamiętać. Nie chcę znać imienia tego człowieka, który tyle dla mnie znaczył, a który odrzucił mnie i sprawił, że moje serce pękło na tysiące kawałków. – Wreszcie Bill skinął głową na znak, że pamięta. – Powiedziałam ci, że był mi najbliższą osobą i zrobiłabym dla niego wszystko, bo dzięki niemu moje życie zmieniło się na lepsze.
– Proszę, nie mów już nic… Zaraz przyjedzie karetka – odpowiedział, a ja – gdybym tylko mogła – walnęłabym go z całej siły w ramię, żeby wreszcie normalnie ze mną porozmawiał.
– Zapytałeś mnie wtedy, czy to nie o ciebie mi chodzi, bo historia, którą ci przedstawiłam, była bardzo podobna do naszej. Pamiętasz, co ci wtedy powiedziałam? – Poczułam, że nie mam już takiej władzy nad głosem, jaką miałam zawsze, a poczucie, że coraz trudniej mi się mówi, wzmagało się z każdą sekundą. Czułam, że za chwilę odpłynę i nie zdążę powiedzieć Billowi tego wszystkiego. – Pamiętasz? – zapytałam znowu, kiedy nie otrzymałam odpowiedzi.
– Dlaczego akurat teraz mi o tym wszystkim mówisz?
– Bo kiedy stracę przytomność, mogę się już nie obudzić albo następnym razem się nie odważę…
– Nie opowiadaj bredni – przerwał mi, a ja postawiłam wszystko na jedną kartę.
– Kłamałam. Okłamałam cię. To o ciebie mi chodziło. To ty złamałeś mi serce. To w tobie się zakochałam.
I pół sekundy przed tym, jak straciłam przytomność, dostrzegłam jak Bill rozszerza oczy ze zdziwienia. Później była tylko ciemność, w której nie było nic.
Ani cierpienia związanego z nieodwzajemnioną miłością do najlepszego przyjaciela.
Ani zmęczenia ciągłym przepracowaniem.
I tam mi było dobrze, w tej ciemności. Mogłam spokojnie śnić o tym, co mogło się wydarzyć, ale się nie wydarzyło.
Tyle że po jakimś czasie to się skończyło.
Obudziłam się na szpitalnym łóżku, a Bill siedział na krześle obok i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 

wtorek, 11 września 2018

Ostatnie pożegnanie. [41] ON

Gdzieś się zgubiłam w ciągu tego miesiąca, kiedy nic nie dodawałam. Miałam trochę problemów w życiu rodzinnym i nie potrafiłam nic stworzyć. Dzisiaj dopiero usiadłam nad tym odcinkiem i dotarło do mnie, że nie wiem, jak mam to skończyć. Z ciężkim sercem pisałam ten rozdział, który jest ostatnim z perspektywy Billa. 
Ta postać była mi na początku obca, lecz z czasem starałam się utożsamić ją z kim, kto jest bardzo ważną osobą w moim prywatnym życiu. Udało mi się, chociaż w prawdziwym życiu historia nie potoczyła się tak, jak w opowiadaniu. Trochę żałuję, ale wiem, że gdyby nie on, nie byłabym teraz sobą.
Ten rozdział dedykuję mojemu Zahirowi, który złamał mi serce.

ON
Wakacje na Malediwach były najlepszą i najmądrzejszą rzeczą, na jaką kiedykolwiek mogłem się zdecydować. Dwa tygodnie pełnego odpoczynku i nieprzejmowania się niczym w miejscu, w którym marzenia się spełniają. Czternaście dni relaksu i nic nierobienia, a raczej robienia tylko tego, na co miałem ochotę, nie musząc się martwić niczym. Tyle czasu mogłem zachowywać się jak ja, przed nikim niczego nie udając i nie przejmując się, że może to, co robię jest niestosowne i zupełnie nie na miejscu. 
I może nawet wydałem morze pieniędzy, ale czy jakoś mnie to obeszło? Może trochę, na początku. Później jednak przekonałem sam siebie, że nie warto przejmować się pieniędzmi, bo żyje się tylko raz. Musiałem jednak wyrzucić z umysłu też to, że już kilka razy spędzałem wakacje w tym miejscu i wydawałem podobne ilości pieniędzy, mówiąc do siebie zupełnie to samo. Ale tym razem to z Elysą spędzałem czas i to w większości dla niej robiłem, żeby ona była szczęśliwa. Swoje zadowolenie stawiałem na drugim miejscu. 
Cieszyłem się, że zdecydowaliśmy się na te wakacje, ponieważ w ciągu tych dwóch tygodni dowiedziałem się jeszcze więcej o sobie, o tym, co lubię, czego bym nigdy więcej nie powtórzył, a przede wszystkim, dowiedziałem się jeszcze więcej o Elysie, ponieważ ciągle byliśmy razem i we dwójkę robiliśmy praktycznie wszystko.
Na samym początku naszych wakacji, jak i w ich trakcie, postawiliśmy na odpoczynek, relaks i dobrą zabawę. Mieliśmy szaleć, jak nigdy wcześniej, jakby to miały być nasze pierwsze i ostatnie wspólne wakacje, chociaż liczyłem, że to tylko słowa, a w praktyce będziemy żyli długo i szczęśliwie. Towarzystwo Elysy było czymś, czego potrzebowałem, bo czułem się, jakby była ona moją drugą połową, ponieważ zawsze wiedziała, na co miałem ochotę i co moglibyśmy robić. Przy niej czułem się bardzo dobrze i miałem nadzieję, że uda nam się wytrzymać ze sobą jak najdłużej.
Elysa nie umiała pływać, toteż kiedy tylko mieliśmy okazję wejść do wody, a tak było codziennie, niezależnie od pory dnia, próbowałem uczyć ją poruszać się w oceanie. Nie było łatwo, gdyż Elysa nie potrafiła się rozluźnić, jednak – gdy wreszcie dotarło do niej, że w pełni może mi zaufać, bo złapię ją i będę trzymać, kiedy tylko zobaczę, iż dzieje się z nią coś złego – po długim czasie mogliśmy się pochwalić, że Elysa potrafiła przepłynąć parę centymetrów, unosząc się na powierzchni wody. Nie miała jednak jeszcze tak dużo odwagi, aby ruszyć dalej, gdzie jest głębiej, co doskonale rozumiałem, ale byłem z niej bardzo dumny.
– Już nie dam rady! – krzyknęła, kiedy po raz kolejny udało jej się machać w wodzie rękoma i nogami przez parę sekund. – Zmęczyłam się!
– Chcesz wyjść? – zapytałem, wciąż trzymając ją w talii.
– Tak! Jestem głodna! – Posłała mi szeroki uśmiech i stanęła na twardym gruncie, bardzo blisko mnie.
– Na co masz ochotę? – Patrzyłem w jej piękne, zielone oczy, w których mógłbym utonąć i nie potrzebowałbym nikogo, aby mnie ratował.
– Nie wiem! Może coś wymyślisz? – zaproponowała i położyła mi dłonie na karku.
Uwielbiałem jak to robiła. Zbliżyła się do mnie i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. Nie załapałem, co się dzieje i dopiero po chwili zorientowałem się, że Elysa wspina się na palcach, żeby tylko dosięgnąć moich warg. Schyliłem się więc odrobinę, żeby nie musiała zadzierać głowy i oddałem pocałunek.
– Już nie jestem głodny – powiedziałem z uśmiechem, kiedy się od siebie odsunęliśmy.
– Ale ja jestem! – krzyknęła i – zostawiając mnie w oceanie – ruszyła ku brzegowi. Tam owinęła się ręcznikiem i czekała na mnie. – Jesteś za wysoki – oznajmiła, kiedy stanąłem naprzeciw niej i składałem w kostkę koc, który wzięliśmy ze sobą na plażę. Znowu zadzierała głowę, aby spojrzeć mi w oczy, co wyglądało bardzo zabawnie.
– Nieprawda. To ty jesteś za niska.
– Nie, nie jestem – zaprzeczyła.
– Kłótnia ze mną nie sprawi, że będę odpowiedniego wzrostu, żebyś nie musiała potrzebować drabiny, aby mnie pocałować – zauważyłem, na co zielonooka stanęła naprzeciw mnie i przybrała groźną minę.
– Mogę w ogóle nie chcieć się z tobą całować – odgryzła się, na co lekko się zaśmiałem. Nie chciałem jej wkurzać, ale kiedy ciskała błyskawicami z oczu, podobała mi się jeszcze bardziej.
– Nie wytrzymałbym tego. – Posłałem jej szeroki uśmiech, puściłem oczko i zabierając pod pachę koc, chwyciłem ją za dłoń, ciągnąc w kierunku naszego domku.
– Możemy się założyć! – powiedziała wreszcie, gdy przekraczaliśmy próg.
– Nie chcę się zakładać. Już mówiłem, że nie wytrzymałbym bez twoich pocałunków.
– Kiedyś nie miałeś z tym problemu, gdy nie byliśmy razem – zauważyła i znów zaczęła osuszać włosy ręcznikiem.
– Właśnie dlatego.
Elysa nie odpowiedziała nic, co mnie trochę zdziwiło. Zawsze miała odpowiedź na wszystko, a teraz zwyczajnie sobie odpuściła. Lubiłem z nią dyskutować, bo zawsze znajdowała pomysły na tematy do rozmów i bardzo rzadko kiedy zapadała między nami cisza. A jeśli już nic nie mówiliśmy, w ogóle nam to nie przeszkadzało. Od kilku lat byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, teraz próbowaliśmy stworzyć szczęśliwy związek i jakoś nam się to na razie udawało. Miałem nadzieję, że będzie nam dane żyć ze sobą w zgodzie i miłości, bo Elysa była cudowną kobietą. I aż czasami plułem sobie w brodę, że wcześniej nie zauważyłem tego, jakim uczuciem ona mnie darzy, biłem się z myślami, dlaczego nie zwróciłem uwagi na to, jak ona się przy mnie zachowuje, jak na mnie patrzy… bo całą sobą próbowała dawać mi znaki, że czuje do mnie coś więcej, niż tylko sympatię, że jestem dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, z którym dzieli się prawie wszystkimi myślami. Samemu ciężko było mi uwierzyć w to, że Elysa dała radę tak długo kryć się z uczuciami. Była naprawdę silną kobietą.
A teraz ta kobieta wycierała mokre włosy ręcznikiem i przyglądała mi się z ciekawością. Pewnie zastanawiała się właśnie, nad czym tak rozmyślam.
– Hmm? – mruknąłem do niej, otrząsając się z zamyślenia i zacząłem szukać portfela.
– O czym myślisz? – Wiedziałem, że o to zapyta i aż uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak parę lat przyjaźni pozwoliło mi trochę ją poznać.
– A, o niczym – zbyłem ją. – Idziemy coś zjeść?

Cały ten urlop na Malediwach pozwolił mi otrząsnąć się z całego syfu przeszłości, który nagromadził się we mnie i nie dawał normalnie funkcjonować. Kiedy siedziałem w Los Angeles, praktycznie w czterech ścianach domu, czułem, że za chwilę umrę, że sam sobie coś zrobię, bo nie mogę zapomnieć o tym, co wydarzyło się w moim życiu po zerwaniu z Caroline. Teraz, kiedy mogłem odpocząć, prawie w ogóle nie myślałem ani o niej, ani o tym, co zrobiła. Jakby wyparowała z mojego umysłu, co ogromnie mnie uszczęśliwiało. I stało się tak nie tylko dzięki tym wakacjom, nie tylko dzięki terapii z psychiatrią, ale również dzięki wsparciu, jakie otrzymałem od mojej mamy, od Toma, Elysy, przyjaciół z zespołu… Oni wszyscy pozwolili mi wreszcie odetchnąć pełną piersią po bardzo długim czasie w zamknięciu.
Mógłbym mieć ogromny żal do Caroline o to, co się wydarzyło, ale nie potrafiłem.
Wiele razy zastanawiałem się nad tym, czy tak naprawdę była mi bliska, czy po prostu udawała to wszystko, żeby zagarnąć moje pieniądze. Rozmyślałem nad tym, czy rzeczywiście byłem w niej zakochany, bo tak naprawdę nie do końca to sobie wszystko podsumowałem na terapiach z Megan. Zadawałem sobie pytania, udzielałem na nie odpowiedzi, ale sam z siebie nie byłem do końca zadowolony.
I kiedy wieczorami zasypiałem u boku Elysy, która wtulała się we mnie, jakby jeszcze nie wierzyła, iż należę do niej, rozmyślałem czasami o Caroline. Czy jest szczęśliwa, co w tej chwili robi i czy w ogóle kiedykolwiek była ze mną szczera, oprócz tej nocy, gdy wyznała mi wszystko…
– Czemu jesteś smutny? – zapytała Elysa, gdy leżeliśmy w łóżku, ostatniego wieczora przed powrotem do Los Angeles.
Obojgu nam szybko zleciał ten czas na Malediwach, lecz musieliśmy wreszcie wrócić do codziennego życia. Elysa do pracy, ja do świata muzyki. Musiałem wreszcie wziąć się w garść i spróbować stworzyć coś nowego, co nareszcie przyniesie nam sukces i zadowoli tę garstkę fanów, która jeszcze z nami została.
– Nie jestem smutny. – Dla potwierdzenia swoich słów, posłałem jej ciepły uśmiech i ucałowałem czubek jej głowy. – Zamyśliłem się.
– Przecież widzę. Odkąd tutaj przyjechaliśmy spędzamy ze sobą praktycznie każdą chwilę. Nie da się nie zauważyć, że intensywnie nad czymś rozmyślasz każdego wieczora, zanim pójdziemy spać. Może nie powinnam o to pytać, może to nie jest moja sprawa, ale… Bill, jeśli chodzi o mnie, to możesz powiedzieć mi od razu, że nie chcesz spróbować… zrozumiem. Nawet tak będzie lepiej. Wakacje się skończą, wrócimy do swoich spraw i będziemy zachowywać się tak, jakby się nic nie stało…
Dopiero po chwili zorientowałem się, co właściwie Elysa do mnie powiedziała. Czy ona myśli, że mam wątpliwości?!
– Co? – przerwałem jej. Poderwałem się do pozycji siedzącej i spojrzałem w jej zaszklone oczy. – Co ty mówisz?
– Bill, widzę, że coś cię męczy. I domyślam się, że może chodzić o mnie. Jeśli doszedłeś do wniosku, że nasz związek nie wypali, możesz mi o tym powiedzieć. Ja i tak będę żyła ze świadomością, że przez dwa tygodnie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie…
– Co ty bredzisz? – uniosłem się, choć nie powinienem. Ale miałem nadzieję, że chociaż w ten sposób Elysa raz na zawsze zrozumie, jak bardzo się myli i nie powinna aż tak się zadręczać. – Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem tak szczęśliwy, jak z tobą. Jesteś kobietą, która nie tyle jest mi bratnią duszą, co częścią mojego serca. Zaczęliśmy od przyjaźni, teraz próbujemy być szczęśliwi jako para i ja czuję całym sobą to szczęście. I chcę z tobą być, bo naprawdę wierzę, że jesteśmy dla siebie stworzeni. I mogę powiedzieć ci, że cię kocham. Szczerze się w tobie zakochałem i liczę, że ty nie zmieniłaś zdania i wciąż chcesz być ze mną.
– Ale jesteś smutny… – Elysa tak bardzo upierała się przy swoim, że miałem ochotę nią potrząsnąć.
– Tak, czasami smuci mnie, że musiałaś aż tyle wycierpieć, żeby być wreszcie ze mną. I wspominam czasami Caroline, ale to tylko dlatego, że była dla mnie naprawdę kimś ważnym.
– Kochałeś ją? – zapytała, chwytając mnie za rękę. Małe łzy spływały po jej policzkach, ale kiedy wpatrywałem się w jej oczy widziałem szczęście.
– Nie wiem. Chyba tak.
– Nadal ją kochasz?
Zawahałem się, bo musiałem się zastanowić. Caroline nigdy nie była taka, jak Elysa. Nigdy nie dzieliła ze mną swoich smutków ani nie ciekawiły jej powody mojej radości. I chociaż kiedyś mówiłem, że ją kocham, teraz dopiero docierało do mnie, że może jednak się myliłem.
– Nie, już nie. Teraz kocham ciebie.
Elysa uśmiechnęła się przez łzy i pocałowała mnie lekko w policzek. Potem pociągnęła mnie na poduszki, wtuliła się jeszcze mocniej niż wcześniej i próbowała zasnąć.
Ja zaś zasypiałem już nie myśląc o Caroline, a o kobiecie, która teraz leżała w moich ramionach, szukając schronienia dla swoich uczuć.

Po powrocie do Los Angeles już nie czułem przygnębienia, które towarzyszyło mi wcześniej. Czułem się lekki i szczęśliwy. Jak nigdy dotąd. Miałem u boku kobietę, z którą pragnąłem spędzić resztę swojego życia i czułem, że ona bardzo dobrze o tym wie i dzieli ze mną moje przemyślenia. Elysa również wydawała się radośniejsza i pełniejsza optymizmu niż wcześniej.
Kilka miesięcy temu mogłem powiedzieć, że jest ciągle przygnębiona, cały czas się czymś zamartwia… Teraz częściej się śmiała, a ja wiedziałem, że to dzięki mnie. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że Elysa głównie zadręczała się myślą, iż darzy mnie nieodwzajemnioną miłością, a kiedy tylko oznajmiłem jej, że to nie do końca prawda i chciałbym spróbować stworzyć z nią związek, od razu szczęście zawitało do jej serca.
Wspólne wakacje w ciepłych krajach sprawiły, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. I to nie tylko dzięki temu, że spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i mogliśmy na nowo się poznać, ale również oboje potrzebowaliśmy odpoczynku. Nawet te lekcje pływania, które dawałem Elysie sprawiły, że jeszcze bardziej mi zaufała, bo utwierdzała się w przekonaniu, że nie pozwolę jej utonąć, że będę przy niej, kiedy będzie mnie potrzebować. Miałem nadzieję, że weźmie tę lekcję do prawdziwego życia, ponieważ na co dzień też zamierzałem ciągle przy niej być, podawać jej pomocą dłoń i łapać w objęcia, kiedy tylko będzie trzeba.