wtorek, 11 września 2018

Ostatnie pożegnanie. [41] ON

Gdzieś się zgubiłam w ciągu tego miesiąca, kiedy nic nie dodawałam. Miałam trochę problemów w życiu rodzinnym i nie potrafiłam nic stworzyć. Dzisiaj dopiero usiadłam nad tym odcinkiem i dotarło do mnie, że nie wiem, jak mam to skończyć. Z ciężkim sercem pisałam ten rozdział, który jest ostatnim z perspektywy Billa. 
Ta postać była mi na początku obca, lecz z czasem starałam się utożsamić ją z kim, kto jest bardzo ważną osobą w moim prywatnym życiu. Udało mi się, chociaż w prawdziwym życiu historia nie potoczyła się tak, jak w opowiadaniu. Trochę żałuję, ale wiem, że gdyby nie on, nie byłabym teraz sobą.
Ten rozdział dedykuję mojemu Zahirowi, który złamał mi serce.

ON
Wakacje na Malediwach były najlepszą i najmądrzejszą rzeczą, na jaką kiedykolwiek mogłem się zdecydować. Dwa tygodnie pełnego odpoczynku i nieprzejmowania się niczym w miejscu, w którym marzenia się spełniają. Czternaście dni relaksu i nic nierobienia, a raczej robienia tylko tego, na co miałem ochotę, nie musząc się martwić niczym. Tyle czasu mogłem zachowywać się jak ja, przed nikim niczego nie udając i nie przejmując się, że może to, co robię jest niestosowne i zupełnie nie na miejscu. 
I może nawet wydałem morze pieniędzy, ale czy jakoś mnie to obeszło? Może trochę, na początku. Później jednak przekonałem sam siebie, że nie warto przejmować się pieniędzmi, bo żyje się tylko raz. Musiałem jednak wyrzucić z umysłu też to, że już kilka razy spędzałem wakacje w tym miejscu i wydawałem podobne ilości pieniędzy, mówiąc do siebie zupełnie to samo. Ale tym razem to z Elysą spędzałem czas i to w większości dla niej robiłem, żeby ona była szczęśliwa. Swoje zadowolenie stawiałem na drugim miejscu. 
Cieszyłem się, że zdecydowaliśmy się na te wakacje, ponieważ w ciągu tych dwóch tygodni dowiedziałem się jeszcze więcej o sobie, o tym, co lubię, czego bym nigdy więcej nie powtórzył, a przede wszystkim, dowiedziałem się jeszcze więcej o Elysie, ponieważ ciągle byliśmy razem i we dwójkę robiliśmy praktycznie wszystko.
Na samym początku naszych wakacji, jak i w ich trakcie, postawiliśmy na odpoczynek, relaks i dobrą zabawę. Mieliśmy szaleć, jak nigdy wcześniej, jakby to miały być nasze pierwsze i ostatnie wspólne wakacje, chociaż liczyłem, że to tylko słowa, a w praktyce będziemy żyli długo i szczęśliwie. Towarzystwo Elysy było czymś, czego potrzebowałem, bo czułem się, jakby była ona moją drugą połową, ponieważ zawsze wiedziała, na co miałem ochotę i co moglibyśmy robić. Przy niej czułem się bardzo dobrze i miałem nadzieję, że uda nam się wytrzymać ze sobą jak najdłużej.
Elysa nie umiała pływać, toteż kiedy tylko mieliśmy okazję wejść do wody, a tak było codziennie, niezależnie od pory dnia, próbowałem uczyć ją poruszać się w oceanie. Nie było łatwo, gdyż Elysa nie potrafiła się rozluźnić, jednak – gdy wreszcie dotarło do niej, że w pełni może mi zaufać, bo złapię ją i będę trzymać, kiedy tylko zobaczę, iż dzieje się z nią coś złego – po długim czasie mogliśmy się pochwalić, że Elysa potrafiła przepłynąć parę centymetrów, unosząc się na powierzchni wody. Nie miała jednak jeszcze tak dużo odwagi, aby ruszyć dalej, gdzie jest głębiej, co doskonale rozumiałem, ale byłem z niej bardzo dumny.
– Już nie dam rady! – krzyknęła, kiedy po raz kolejny udało jej się machać w wodzie rękoma i nogami przez parę sekund. – Zmęczyłam się!
– Chcesz wyjść? – zapytałem, wciąż trzymając ją w talii.
– Tak! Jestem głodna! – Posłała mi szeroki uśmiech i stanęła na twardym gruncie, bardzo blisko mnie.
– Na co masz ochotę? – Patrzyłem w jej piękne, zielone oczy, w których mógłbym utonąć i nie potrzebowałbym nikogo, aby mnie ratował.
– Nie wiem! Może coś wymyślisz? – zaproponowała i położyła mi dłonie na karku.
Uwielbiałem jak to robiła. Zbliżyła się do mnie i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. Nie załapałem, co się dzieje i dopiero po chwili zorientowałem się, że Elysa wspina się na palcach, żeby tylko dosięgnąć moich warg. Schyliłem się więc odrobinę, żeby nie musiała zadzierać głowy i oddałem pocałunek.
– Już nie jestem głodny – powiedziałem z uśmiechem, kiedy się od siebie odsunęliśmy.
– Ale ja jestem! – krzyknęła i – zostawiając mnie w oceanie – ruszyła ku brzegowi. Tam owinęła się ręcznikiem i czekała na mnie. – Jesteś za wysoki – oznajmiła, kiedy stanąłem naprzeciw niej i składałem w kostkę koc, który wzięliśmy ze sobą na plażę. Znowu zadzierała głowę, aby spojrzeć mi w oczy, co wyglądało bardzo zabawnie.
– Nieprawda. To ty jesteś za niska.
– Nie, nie jestem – zaprzeczyła.
– Kłótnia ze mną nie sprawi, że będę odpowiedniego wzrostu, żebyś nie musiała potrzebować drabiny, aby mnie pocałować – zauważyłem, na co zielonooka stanęła naprzeciw mnie i przybrała groźną minę.
– Mogę w ogóle nie chcieć się z tobą całować – odgryzła się, na co lekko się zaśmiałem. Nie chciałem jej wkurzać, ale kiedy ciskała błyskawicami z oczu, podobała mi się jeszcze bardziej.
– Nie wytrzymałbym tego. – Posłałem jej szeroki uśmiech, puściłem oczko i zabierając pod pachę koc, chwyciłem ją za dłoń, ciągnąc w kierunku naszego domku.
– Możemy się założyć! – powiedziała wreszcie, gdy przekraczaliśmy próg.
– Nie chcę się zakładać. Już mówiłem, że nie wytrzymałbym bez twoich pocałunków.
– Kiedyś nie miałeś z tym problemu, gdy nie byliśmy razem – zauważyła i znów zaczęła osuszać włosy ręcznikiem.
– Właśnie dlatego.
Elysa nie odpowiedziała nic, co mnie trochę zdziwiło. Zawsze miała odpowiedź na wszystko, a teraz zwyczajnie sobie odpuściła. Lubiłem z nią dyskutować, bo zawsze znajdowała pomysły na tematy do rozmów i bardzo rzadko kiedy zapadała między nami cisza. A jeśli już nic nie mówiliśmy, w ogóle nam to nie przeszkadzało. Od kilku lat byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, teraz próbowaliśmy stworzyć szczęśliwy związek i jakoś nam się to na razie udawało. Miałem nadzieję, że będzie nam dane żyć ze sobą w zgodzie i miłości, bo Elysa była cudowną kobietą. I aż czasami plułem sobie w brodę, że wcześniej nie zauważyłem tego, jakim uczuciem ona mnie darzy, biłem się z myślami, dlaczego nie zwróciłem uwagi na to, jak ona się przy mnie zachowuje, jak na mnie patrzy… bo całą sobą próbowała dawać mi znaki, że czuje do mnie coś więcej, niż tylko sympatię, że jestem dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, z którym dzieli się prawie wszystkimi myślami. Samemu ciężko było mi uwierzyć w to, że Elysa dała radę tak długo kryć się z uczuciami. Była naprawdę silną kobietą.
A teraz ta kobieta wycierała mokre włosy ręcznikiem i przyglądała mi się z ciekawością. Pewnie zastanawiała się właśnie, nad czym tak rozmyślam.
– Hmm? – mruknąłem do niej, otrząsając się z zamyślenia i zacząłem szukać portfela.
– O czym myślisz? – Wiedziałem, że o to zapyta i aż uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak parę lat przyjaźni pozwoliło mi trochę ją poznać.
– A, o niczym – zbyłem ją. – Idziemy coś zjeść?

Cały ten urlop na Malediwach pozwolił mi otrząsnąć się z całego syfu przeszłości, który nagromadził się we mnie i nie dawał normalnie funkcjonować. Kiedy siedziałem w Los Angeles, praktycznie w czterech ścianach domu, czułem, że za chwilę umrę, że sam sobie coś zrobię, bo nie mogę zapomnieć o tym, co wydarzyło się w moim życiu po zerwaniu z Caroline. Teraz, kiedy mogłem odpocząć, prawie w ogóle nie myślałem ani o niej, ani o tym, co zrobiła. Jakby wyparowała z mojego umysłu, co ogromnie mnie uszczęśliwiało. I stało się tak nie tylko dzięki tym wakacjom, nie tylko dzięki terapii z psychiatrią, ale również dzięki wsparciu, jakie otrzymałem od mojej mamy, od Toma, Elysy, przyjaciół z zespołu… Oni wszyscy pozwolili mi wreszcie odetchnąć pełną piersią po bardzo długim czasie w zamknięciu.
Mógłbym mieć ogromny żal do Caroline o to, co się wydarzyło, ale nie potrafiłem.
Wiele razy zastanawiałem się nad tym, czy tak naprawdę była mi bliska, czy po prostu udawała to wszystko, żeby zagarnąć moje pieniądze. Rozmyślałem nad tym, czy rzeczywiście byłem w niej zakochany, bo tak naprawdę nie do końca to sobie wszystko podsumowałem na terapiach z Megan. Zadawałem sobie pytania, udzielałem na nie odpowiedzi, ale sam z siebie nie byłem do końca zadowolony.
I kiedy wieczorami zasypiałem u boku Elysy, która wtulała się we mnie, jakby jeszcze nie wierzyła, iż należę do niej, rozmyślałem czasami o Caroline. Czy jest szczęśliwa, co w tej chwili robi i czy w ogóle kiedykolwiek była ze mną szczera, oprócz tej nocy, gdy wyznała mi wszystko…
– Czemu jesteś smutny? – zapytała Elysa, gdy leżeliśmy w łóżku, ostatniego wieczora przed powrotem do Los Angeles.
Obojgu nam szybko zleciał ten czas na Malediwach, lecz musieliśmy wreszcie wrócić do codziennego życia. Elysa do pracy, ja do świata muzyki. Musiałem wreszcie wziąć się w garść i spróbować stworzyć coś nowego, co nareszcie przyniesie nam sukces i zadowoli tę garstkę fanów, która jeszcze z nami została.
– Nie jestem smutny. – Dla potwierdzenia swoich słów, posłałem jej ciepły uśmiech i ucałowałem czubek jej głowy. – Zamyśliłem się.
– Przecież widzę. Odkąd tutaj przyjechaliśmy spędzamy ze sobą praktycznie każdą chwilę. Nie da się nie zauważyć, że intensywnie nad czymś rozmyślasz każdego wieczora, zanim pójdziemy spać. Może nie powinnam o to pytać, może to nie jest moja sprawa, ale… Bill, jeśli chodzi o mnie, to możesz powiedzieć mi od razu, że nie chcesz spróbować… zrozumiem. Nawet tak będzie lepiej. Wakacje się skończą, wrócimy do swoich spraw i będziemy zachowywać się tak, jakby się nic nie stało…
Dopiero po chwili zorientowałem się, co właściwie Elysa do mnie powiedziała. Czy ona myśli, że mam wątpliwości?!
– Co? – przerwałem jej. Poderwałem się do pozycji siedzącej i spojrzałem w jej zaszklone oczy. – Co ty mówisz?
– Bill, widzę, że coś cię męczy. I domyślam się, że może chodzić o mnie. Jeśli doszedłeś do wniosku, że nasz związek nie wypali, możesz mi o tym powiedzieć. Ja i tak będę żyła ze świadomością, że przez dwa tygodnie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie…
– Co ty bredzisz? – uniosłem się, choć nie powinienem. Ale miałem nadzieję, że chociaż w ten sposób Elysa raz na zawsze zrozumie, jak bardzo się myli i nie powinna aż tak się zadręczać. – Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem tak szczęśliwy, jak z tobą. Jesteś kobietą, która nie tyle jest mi bratnią duszą, co częścią mojego serca. Zaczęliśmy od przyjaźni, teraz próbujemy być szczęśliwi jako para i ja czuję całym sobą to szczęście. I chcę z tobą być, bo naprawdę wierzę, że jesteśmy dla siebie stworzeni. I mogę powiedzieć ci, że cię kocham. Szczerze się w tobie zakochałem i liczę, że ty nie zmieniłaś zdania i wciąż chcesz być ze mną.
– Ale jesteś smutny… – Elysa tak bardzo upierała się przy swoim, że miałem ochotę nią potrząsnąć.
– Tak, czasami smuci mnie, że musiałaś aż tyle wycierpieć, żeby być wreszcie ze mną. I wspominam czasami Caroline, ale to tylko dlatego, że była dla mnie naprawdę kimś ważnym.
– Kochałeś ją? – zapytała, chwytając mnie za rękę. Małe łzy spływały po jej policzkach, ale kiedy wpatrywałem się w jej oczy widziałem szczęście.
– Nie wiem. Chyba tak.
– Nadal ją kochasz?
Zawahałem się, bo musiałem się zastanowić. Caroline nigdy nie była taka, jak Elysa. Nigdy nie dzieliła ze mną swoich smutków ani nie ciekawiły jej powody mojej radości. I chociaż kiedyś mówiłem, że ją kocham, teraz dopiero docierało do mnie, że może jednak się myliłem.
– Nie, już nie. Teraz kocham ciebie.
Elysa uśmiechnęła się przez łzy i pocałowała mnie lekko w policzek. Potem pociągnęła mnie na poduszki, wtuliła się jeszcze mocniej niż wcześniej i próbowała zasnąć.
Ja zaś zasypiałem już nie myśląc o Caroline, a o kobiecie, która teraz leżała w moich ramionach, szukając schronienia dla swoich uczuć.

Po powrocie do Los Angeles już nie czułem przygnębienia, które towarzyszyło mi wcześniej. Czułem się lekki i szczęśliwy. Jak nigdy dotąd. Miałem u boku kobietę, z którą pragnąłem spędzić resztę swojego życia i czułem, że ona bardzo dobrze o tym wie i dzieli ze mną moje przemyślenia. Elysa również wydawała się radośniejsza i pełniejsza optymizmu niż wcześniej.
Kilka miesięcy temu mogłem powiedzieć, że jest ciągle przygnębiona, cały czas się czymś zamartwia… Teraz częściej się śmiała, a ja wiedziałem, że to dzięki mnie. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że Elysa głównie zadręczała się myślą, iż darzy mnie nieodwzajemnioną miłością, a kiedy tylko oznajmiłem jej, że to nie do końca prawda i chciałbym spróbować stworzyć z nią związek, od razu szczęście zawitało do jej serca.
Wspólne wakacje w ciepłych krajach sprawiły, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. I to nie tylko dzięki temu, że spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i mogliśmy na nowo się poznać, ale również oboje potrzebowaliśmy odpoczynku. Nawet te lekcje pływania, które dawałem Elysie sprawiły, że jeszcze bardziej mi zaufała, bo utwierdzała się w przekonaniu, że nie pozwolę jej utonąć, że będę przy niej, kiedy będzie mnie potrzebować. Miałem nadzieję, że weźmie tę lekcję do prawdziwego życia, ponieważ na co dzień też zamierzałem ciągle przy niej być, podawać jej pomocą dłoń i łapać w objęcia, kiedy tylko będzie trzeba. 

1 komentarz:

  1. Mhmmm... Aż mi smutno, że koniec... :( Poza tym, że się cieszę, iż pozostali razem <3 Odcinek od samego początku mówił o końcu i czuć to było przez cały rozdział... :( Mam jednak nadzieję, że następne opowiadanie będzie tak samo, albo i bardziej fantastyczne :D Czekam na narracje i świeże pomysły <3 Uwielbiam Twój styl pisania, więc wierzę, że się nie zawiodę ;) Nie mogę się już w sumie doczekać następnego :D No i czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń