Ciężko będzie publikować rozdziały po powrocie do pracy, w takim miesiącu, w którym nie ma czasu na nic.
Codzienne spędzanie czasu na planie filmowym dało się we znaki wszystkim pracującym nad filmem, ale wszyscy poczuli ulgę, że po kilku miesiącach dobrnęli prawie do końca. Na szczęście, gdy pracowali nad poprzednią częścią filmu, udało im się zgromadzić materiały, które należało wykorzystać przy "Końcu gry". Wszyscy pracowali ciężko i dawali z siebie dwieście procent, co owocowało niesamowitymi efektami. Ostatniego dnia Anthony oraz Joe dziękowali wylewnie wszystkim aktorom, scenarzystom, operatorom kamer, wszystkim, którzy przyłożyli się choć w najmniejszym stopniu do stworzenia tego wyjątkowego filmu.
Angelina również była wśród nich, wykończona po całodziennym dniu pracy i wszystkim dziękowała za wspaniałą atmosferę. Zrobili na koniec wspólne zdjęcie na pamiątkę i mogli spokojnie wrócić do domu. Teraz pozostało skleić wszystko do kupy i czekać na premierę filmu.
Pomijając zmęczenie pracą, Russo mogła powiedzieć, że jest zadowolona z życia. Pogodziła się z matką, a przynajmniej miały ze sobą kontakt, choć Ann wciąż miała nadzieję, że jej córka i Noah Centineo znowu stworzą kochającą się parę. Angelina natomiast pogodziła się z myślą, że z tym chłopakiem łączy ją już tylko przyjaźń. I choć poczuła ukłucie zazdrości, gdy Noah poinformował ją, że spotyka się z jakąś aktorką, której imienia nawet nie zapamiętała, cieszyła się z jego szczęścia. Miło jej było patrzeć na uśmiechniętego Noah, który czerwieni się, gdy mówi o tej "ślicznej blondynce", wiedziała, że nie czuje do niego nic więcej, prócz sympatii. Na pewno zawsze będzie dla niej wiele znaczył, ale nie mają wspólnej przyszłości jako para.
Znajomość z Tomem Hollandem zamieniła się w bliższą przyjaźń. Angelina przyłapała się na tym, że ich relacja wygląda podobnie niż początki znajomości z Noah, choć nie była pewna, co tak naprawdę czuje do tego faceta. Podobał jej się, był przystojny, zabawny, miał piękne oczy i uśmiech, był w jej typie, choć nawet nie był w najmniejszym stopniu podobny do Noah, którego do tej pory uważała za swój ideał. Spotykała się z Hollandem na kawę, czasem na lunch lub spacer w niedzielne popołudnie, ale nic więcej między nimi nie było, do niczego nie doszło, a ona nie była pewna, czy chciała, by kiedykolwiek wiązać z nim przyszłość. Jeśli chodziło o Toma, sama gubiła się już w swoich myślach, więc wolała zwyczajnie o nim nie rozmyślać zbyt często. A pozwalało jej na to tylko to, że Tom już zaczynał zdjęcia do kolejnego filmu, przez co coraz rzadziej się widywali.
- Mam wolną niedzielę, możemy się spotkać - powiedział jej pewnego dnia przez telefon, gdy ona leżała na kanapie z Thorem przy głowie, a on wracał do domu z planu filmowego. Było późno wieczorem, ale nie rozmawiali od kilku dni, a tym bardziej się nie widzieli. - Wyjeżdżam w przyszłym tygodniu do Europy i chciałem się pożegnać.
Serce jej stanęło chyba na kilka godzin, a przynajmniej miała takie wrażenie. Nie mogła złapać tchu i nie wiedziała, co mogłaby mu odpowiedzieć.
- Słucham? - Udało jej się w końcu wykrztusić, ale musiała wstać i nalać sobie szklankę wody, gdyż tak zaschło jej w ustach, iż miała wrażenie, że zaraz umrze.
- Jesteśmy na kolejnym etapie zdjęć do filmu i jedziemy najpierw do Wenecji, potem Praga i Berlin. Zapowiada się super przygoda, już nie mogę się doczekać - Tom był tak podekscytowany, że pomimo zmęczenia buzia mu się nie zamykała. Angelina natomiast czuła, że zaraz zemdleje. - Potem wracamy do Nowego Jorku, ale Europa nam zajmie co najmniej trzy tygodnie. Bardzo się cieszę, to będzie niesamowity film...
- Porozmawiamy w niedzielę na kawie, dobrze? - powiedziała słabym głosem. - Jesteś na pewno zmęczony i jutro znowu czeka cię dużo pracy, więc musisz odpocząć. Do zobaczenia. - Rozłączyła się, zanim Tom odpowiedział i rzuciła telefonem o ścianę, co spotkało się z niezadowolonym syczeniem Thora.
Czuła, że za chwilę eksploduje. Zaczęła nerwowo krążyć po salonie, kopiąc meble, obijając się o ściany i mówić pod nosem niezrozumiałe słowa. Czuła, że skóra ją pali i nie mogła przestać drapać się po przedramionach. W głowie widziała Toma lecącego samolotem, który się rozbija, widziała wszystkie najgorszych scenariuszy, jakie mogą mu się przytrafić podczas podróży. Płonący samolot, samochód, autobus, pociąg, czymkolwiek by podróżował, w jej myślach, każda podróż kończyła się katastrofą. Nie mogła odrzucić tych myśli, nie potrafiła, chociaż gdzieś tam czuła, że to niemożliwe, że na pewno wszystko będzie w porządku.
Rzucała przedmiotami, szklanka z wodą uderzyła o lodówkę, koc z kanapy gdzieś na podłodze. W pewnej chwili złapała nożyczki i pocięła wszystkie poduszki znajdujące się na kanapie. To samo zrobiła z tymi w sypialni na górze oraz w pokoju gościnnym. Zbiegła na dół, słysząc nagle pukanie do drzwi, ale kiedy je otworzyła, nikogo nie zobaczyła.
Rozległ się dzwonek telefonu, który dotarł do jej zamroczonego umysłu, wyrywając ją na chwilę z otępienia.
- Gdzie ten cholerny telefon - mruczała. - Gdzie on jest? Gdzie jest? - Krążyła po kuchni i salonie, aż wreszcie dostrzegła urządzenie, które chwyciła do ręki. Było zniszczone, ale wciąż działało. - Halo? - powiedziała zbyt głośno do słuchawki.
- Cześć - odezwał się Noah. - Przepraszam, że tak późno, ale pomyślałem, że wpadnę po Thora, skoro jutro będziesz cały dzień w pracy. Dawno bo nie zabierałem.
- Po Thora? Dlaczego? On nie chce iść z tobą. Na pewno nie - powiedziała pod nosem. Mówiła też inne niezrozumiałe rzeczy, czego Noah już nie dosłyszał. W głowie włączyła mu się ostrzegająca lampka.
- Angelina, co się stało? - spytał zaniepokojony.
- On nie chce iść z tobą. Zostanie ze mną. Nie możesz mi go zabrać!
- Uspokój się, dobrze? Wszystko w porządku. Będę u ciebie za pięć minut. Nie bój się. -Noah starał się mówić opanowanym głosem i miał nadzieję, że uda mu się dotrzeć do jej domu jeszcze szybciej.
Angelina znowu rzuciła komórką o ścianę, niszcząc ją doszczętnie. Czuła, że brakuje jej tchu, a serce wyskoczy z piersi. Jak miała się uspokoić? Jej przyjaciel wyjeżdża, mówi jej o tym tak spokojnie, a grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo, a w dodatku Noah chce jej odebrać kota. Przecież nie może na to pozwolić. Nie może! Wbiegła po schodach na górę, szukając części garderoby, które zaczęła wrzucać do sportowej torby. Musi się stąd wynieść. On zaraz tu będzie i odbierze jej kota. Nie może mu na to pozwolić. Nie może!
Myśli kołatały jej się w głowie, kiedy wrzucała do torby spodnie, podkoszulki, kosmetyki. Wszystko, co jej wpadło w ręce. Z wypchaną po brzegi torbą zbiegła po schodach i dopadła do drzwi schowka, gdzie trzymała jedzenie dla kota. Kilka puszek z mokrym pokarmem również umieściła w torbie, choć była już tak ciężka, że niemal się pod nią uginała. Dopadła także transporter dla zwierząt z szarym kocykiem w środku i zaczęła szukać kocura.
Kiedy nie mogła go znaleźć, wpadła w jeszcze większą panikę. Noah na pewno w jakiś niewyjaśniony sposób wszedł do jej domu i go zabrał. Porwał jej zwierzę! Nic jej nie powiedział. Od dawna musiał to planować. Zaparło jej dech do tego stopnia, że osunęła się na podłogę i usilnie starała się złapać oddech.
Noah wpadł do salonu i starając się nie widzieć całego tego bałaganu, dopadł do Angeliny i próbował ją uspokoić.
- Hej, mała - mówił delikatnie. - Hej, wszystko dobrze. - Gładził ją po plecach, aż udało jej się złapać oddech. - Jestem przy tobie. Robert też za chwilę tu będzie. Twoi rodzice też. Wszystko już w porządku. Nic ci nie grozi.
Nie udało mu się jej uspokoić na tyle, że atak paniki przeszedł całkowicie, ale przynajmniej już się nie miotała. Mówiła jeszcze niezrozumiale coś, że Noah chce jej odebrać Thora, a przyjacielowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo i to wszystko jej wina, bo do niczego się nie nadaje. Mimo uspokajających słów, wciąż była roztrzęsiona, miała dreszcze i przyspieszony oddech, ale oprócz tego była cała i zdrowa, na szczęście.
Atak paniki minął po półtorej godzinie, odkąd się zaczął, w tym czasie Robert oraz Anthony i Ann dotarli do jej domu i wszyscy teraz siedzieli na zniszczonej doszczętnie kanapie, pijąc gorącą herbatę.
- Jak się czujesz? - spytała Ann, kładąc jej dłoń na kolanie w uspokajającym geście.
- Już dobrze. Dziękuję, że przyjechaliście, ale nie było takiej potrzeby - powiedziała, upijając łyk napoju. - Noah spisał się na medal.
- Ale nie powinno się to w ogóle wydarzyć - zauważył Anthony. - Już dawno nie miałaś tych ataków, co się stało?
- Nie wiem - skłamała. Dobrze wiedziała, dlaczego tak się stało, wiedziała, co ją tak poruszyło, ale rodzice byli ostatnimi osobami, z którymi chciała o tym rozmawiać.
- Może dlatego, że odstawiłaś te leki antydepresyjne? - drążyła Ann. - Pojedziemy do lekarza, żeby ci przepisał nowe. To się nie może więcej powtórzyć.
- Pani Russo - odezwał się Noah. - Myślę, że nie powinniśmy teraz o tym rozmawiać, Angelina na pewno potrzebuje spokoju.
- Tak, młody ma rację - powiedział Robert. - Jedźcie już do domu, a my spróbujemy tu jakoś uporządkować ten... bałagan.
Anthony i Ann długo nie dali się przekonać co do tego, by zostawić córkę w tym stanie, ale koniec końców Robert prawie wypchnął ich za drzwi, pilnując, czy na pewno wsiedli do samochodu i wyjechali z podjazdu. Wrócił do środka i podszedł do Angeliny, która siedziała na kanapie, wciąż trzymając kubek w dłoni.
- To przez niego, tak? - wskazał palcem na Noah. - Naprzykrza ci się, tak? - Podszedł do Centineo i wymierzył w niego palec. - Mówiłem, że to nie jest dobry pomysł, wiedziałem, że to nie wypali, żeby się z nim przyjaźnić...
- Ja nic nie zrobiłem, przysięgam! - powiedział od razu Noah. - Serio!
- Przestań, Robert. - Angelina odstawiła kubek na częściowo zniszczony stolik kawowy. - To nie przez niego miałam ten atak paniki. Zostaw go.
- Mówiłem - mruknął Noah, siadając obok dziewczyny. - Nic nie zrobiłem. A przyjechałem jako pierwszy.
- To kto w takim razie? - spytał zmartwiony Downey.
I Angelina powiedziała im wszystko. Że Tom zaproponował spotkanie, by pożegnać się przed wyjazdem do Europy. Że w tym momencie dotarło do niej, jak bardzo jej na nim zależy i jak bardzo się o niego martwi. Że nie potrafiła znieść myśli, że będzie podróżował tak daleko, a ona nie będzie miała wpływu na to, czy dotrze bezpiecznie na miejsce. Tak bardzo zaczęła się martwić, że nie spostrzegła nadchodzącego ataku, które kiedyś jeszcze przewidywała. Od ostatniego minęło przecież sporo czasu, więc mogła zapomnieć, czym to się objawia. Musiała im też powiedzieć, że od dłuższego czasu Tom naprawdę jej się podoba.
- Zabiję go - powiedział Robert. - Po prostu go uduszę! A ty mu nawet nie powiedziałaś, że jesteś chora!
- Bo nie jestem! - podniosła głos, aż sama się przestraszyła. - Nie jestem chora - dodała ciszej.
- Z depresji się nigdy nie wychodzi! Jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna! - Robert już nad sobą nie panował. Nie mógł pohamować emocji, które mu ciążyły. - Podoba ci się facet, spotykasz się z nim i mimo, że się przyjaźnicie, nie mówisz mu, że byłaś chora na depresję, nigdy się z tego nie otrząsnęłaś i masz ataki paniki! To jaki z niego przyjaciel, skoro mu tego nie powiedziałaś?!
- Mam mówić każdemu, z kim się spotykam, że jestem nienormalna?!
- Przed nim nie miałaś takich oporów - wskazał ręką na siedzącego obok niej Noah. Chłopak nawet nie wiedział, czy ma się odezwać, czy bronić Angeliny, a może poprzeć Roberta? Wolał więc chwilowo nie zabierać głosu w tej kłótni.
- Chyba już zapomniałeś, że powiedziałam Noah tylko o depresji, a atak paniki miałam, kiedy się pokłóciliśmy o jego grę w filmie z Larą Condor - przypomniała mu. - Chyba, że z ciebie taki przyjaciel, że przestałeś słuchać, co małolata ma ci do powiedzenia. A może chciałbyś być na miejscu Noah, co? Może kręcą cię laski dwadzieścia kilka lat młodsze od ciebie, co? - Nie mogła się powstrzymać. Była taka wściekła, iż nie potrafiła zatrzymać tych słów, choć żałowała ich w sekundę po tym, gdy wyszły z jej ust.
- Jakby mnie kręciły nie szukałbym wrażeń u ciebie, tylko znalazł jakąś w burdelu. Nie musisz wymyślać takich rzeczy, żeby mi dopiec, bo to na mnie nie działa.
- Przestańcie, proszę was. - Noah postanowił przerwać tę wymianę zdań, wiedział, że oboje zaraz będą tego żałować. - I tak zaraz się przeprosicie, bo będzie wam obojgu głupio.
- Posłuchaj swojego byłego - mruknął Robert. Poszedł do kuchni, wyjął z szafki kuchennej whisky, którą trzymała specjalnie dla niego lub dla swojego ojca i nalał solidną porcję do szklanki. Wrócił do salonu i zajął miejsce w fotelu, upijając spory łyk.
- Strasznie ci nie pasuje to, że się przyjaźnimy, co? - wytknęła mu. - Dlaczego to cię tak boli, co? Może dlatego, że on ma więcej czasu dla mnie niż mój przyszywany wujek, który zawsze miał być blisko mnie, kiedy przytrafi mi się coś złego?
- Boli mnie, że masz mnie za takiego idiotę, który by tak myślał - odpowiedział Robert. Widać było, że już się uspokoił. - Widzę, że chyba nic tu po mnie. - Dopił resztkę alkoholu i odstawił szklankę na zdemolowany stolik. - Jak już dojdziesz do siebie i znowu będziesz chciała gadać, to masz mój numer. - I wyszedł. Tak po prostu.
- Nienawidzę go! - wrzasnęła za nim Angelina i cisnęła pustą szklanką przez pokój.
- Przestań, Angie, na pewno tak nie myślisz - powiedział uspokajająco Noah. Położył jej dłonie na ramionach i zmusił, by się położyła. - Jest już późno, zostaw ten bałagan, prześpij się, jutro idź normalnie do pracy, a w weekend pomogę ci to wszystko ogarnąć. Musisz zamówić nową kanapę, ta się nie nadaje nawet do spania.
- Chyba nie byłeś na górze - mruknęła zmęczona i zamknęła oczy. - Bardzo ci dziękuję. Za wszystko.
*
Po wczorajszym incydencie został jedynie wielki bałagan w domu. Noah zostawił jej karteczkę, że zabiera Thora do siebie i wróci z nim w sobotę, żeby pomóc w porządkowaniu salonu. Angelina rano spróbowała jakoś się pozbierać do kupy, wzięła prysznic, założyła czarne spodnie z wysokim stanem i pasującą do nich białą koszulę z kołnierzem. Włosy związała w kucyk i odszukała w szafie czerwone szpilki. Znalazła małą czarną torebkę na ramię i przeszukała kuchnię, by podnieść z podłogi roztrzaskany telefon. Spróbowała go włączyć. Udało się. Chociaż ekran zamienił się w jedną wielką pajęczynę, aparat był zupełnie roztrzaskany, to nawet całkiem nieźle wyglądał. Dało się prowadzić rozmowy i pisać wiadomości, więc to było najważniejsze.
Anthony i Joe Russo prawie skończyli pracę nad filmem o Avengersach, ale zostało i mnóstwo pracy związanej z montowaniem filmu. Jej zadaniem było teraz przyglądanie się pracy swojego ojca i montażystów, by zdobyć choć trochę wiedzy praktycznej na temat robienia filmów. Czekała ją więc praca przy biurku, przed komputerem, ale zapowiadało się to równie ciekawie co przyglądanie się jak aktorzy pracują na planie.
Nie sądziła, że sklejanie filmów w całość będzie aż takim męczącym zadaniem i przez kilka kolejnych dni wracała do domu wykończona, z głową pełną obrazów, ale wzbogacona w nową wiedzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz