Słucham ciągle nowej płyty i jestem zachwycona!
ONA
Przez
ten rok, od kiedy zaczęła się moja znajomość z Billem, marzyłam tylko
o tym, aby powiedział mi, że coś z tego będzie, że będziemy razem, że
stworzymy szczęśliwy związek i on wreszcie powie to, co tak pragnęłam od niego zawsze usłyszeć - że mnie kocha. Pragnęłam tego najbardziej na świecie i kiedy już myślałam, że to się stanie, on zwyczajnie złamał mi serce.
Jednak moja miłość do niego nie osłabła, nie zmniejszyła się ani trochę, lecz nie miałam też odwagi, aby zakończyć tę znajomość. Brnęłam dalej, coraz bardziej się nim zachwycając i coraz bardziej do niego przywiązując. Jakbym była uzależniona.Jednak może od początku. Bardzo lubię wspominać to, jak się poznaliśmy, ponieważ to zapamiętałam najlepiej i było to jedno z najmilszych dla mnie wspomnień. Było czyste, niewinne, nie przepełnione w żadnym stopniu cierpieniem.
Ja – głupia dziewucha, która była zachwycona jego zespołem – poszłam na koncert Tokio Hotel. Z biletem VIP, który upoważniał mnie do wejścia za kulisy, do rozmowy z zespołem oraz dawał mi możliwość zrobienia sobie z nimi zdjęcia. Najzwyklejsza historia zafascynowanej dziewczyny. Wtedy nie byłam w Billu zakochana. To mogę zdecydowanie potwierdzić. Po prostu lubiłam piosenki zespołu, na koncert poszłam raz, a to miał być drugi. Bilet VIP kupiłam tylko dlatego, że nigdy nic podobnego nie przeżyłam. Lubię wiele zespołów, lecz ani razu nie spotkałam żadnego osobiście. I dlatego się tam wybrałam.
Po
koncercie razem z kilkoma innymi osobami weszłam za kulisy i tak to się
zaczęło. Najpierw rozmowa – ja jako osoba dość ciekawska i rozgadana – pytałam
o wszystko. O to, czy są zmęczeni po koncercie; jak długo zamierzają
jeszcze mieszkać w Los Angeles; czy planują już nową płytę. Padło również wiele innych pytań, które wtedy akurat przyszły mi na myśl. Potem nadszedł czas na robienie zdjęć oraz rozdawanie autografów. Ja - osoba niezbyt dobrze dająca sobie radę z przepychającym się tłumem - stałam na końcu kolejki. Czułam niewielką obawę, że może mi się nie udać zrobić z nimi zdjęcia lub dostać autograf, ponieważ czas zespołu przeznaczony dla fanów był nieco ograniczony.
Reszta
fanów rozmawiała z Tokio Hotel, robili mnóstwo zdjęć, brali po kilkanaście podpisów na płytach, plakatach, koszulkach i nie wiadomo na czym jeszcze, a ja stałam na szarym końcu i czułam, jak czas bardzo szybko ucieka.
Kiedy
już miałam swoją kolej, bo dziewczyna przede mną żegnała się z zespołem,
usłyszałam tylko głos ochroniarza:
-
Koniec na dzisiaj – i mój cały entuzjazm opadł z hukiem na podłogę.
Zrezygnowana
zabrałam swoją torbę z kanapy, zebrałam jedyny plakat, jaki zdołałam ze sobą
zabrać oraz płytę i powoli zaczęłam zmierzać do wyjścia.
-
Hej! Poczekaj – usłyszałam, ale nie odwróciłam się, bo wiedziałam, że to na
pewno nie do mnie. – Hej! – usłyszałam głośniej i poczułam jak ktoś łapie mnie
za ramię, więc odwróciłam się gwałtownie. – Poczekaj!
Musiałam
zadrzeć ostro głowę do góry, bo moje sto sześćdziesiąt pięć centymetrów prawie
zderzyło się z metrem osiemdziesiąt albo nawet dziewięćdziesiąt.
-
Ałć! – syknęłam, bo uścisk był dość mocny.
-
Och, przepraszam! – Bill od razu puścił moje ramię i spojrzał lekko
spanikowany. – Bardzo przepraszam!
-
W porządku, nic się nie stało – uśmiechnęłam się dając znak, że naprawdę nic mi
nie jest.
-
Już idziesz? Przecież nawet nie wzięłaś autografu – zmienił temat.
-
Wasz ochroniarz powiedział, że to koniec na dzisiaj. Nie ma problemu –
machnęłam ręką i poczułam, że policzki mnie palą, kiedy on patrzy mi prosto
w oczy. Tak miał w zwyczaju, jak dowiedziałam się jakiś czas później. – Wykupiłam
ten bilet VIP, żeby po prostu zrobić w życiu coś szalonego. Rozmowa z wami była
naprawdę wielkim przeżyciem, zwłaszcza, że miałam wrażenie, iż odpowiadaliście
szczerze na wszystkie pytania. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się
zdobyć zdjęcie i autograf – zaczęłam paplać, jak to zawsze robiłam, kiedy
poczułam, że się denerwuję, bo jestem w centrum uwagi.
-
Nie musisz czekać do następnego razu, chodź – powiedział, a ja wytrzeszczyłam
na niego oczy. – Co tak patrzysz? – zaśmiał się. – Przyszłaś tu po zdjęcie
i autograf, zapłaciłaś za to, więc musisz to dostać, prawda?
-
Ehe… - zdołałam wyjęczeć i w tym samym momencie stwierdziłam, że jestem
największą idiotką na świecie i gdybym miała otrzymać za to nagrodę to właśnie
zgarnęłabym wszystko. Największa idiotka na świecie!
Bill
podprowadził mnie do reszty zespołu, wyjaśnił im, że zostałam ostatnia
i nigdzie nie musimy się spieszyć. Dostałam autograf na plakacie, który
przyniosłam oraz na płycie. Były też zdjęcia zarówno takie, które mogłabym
z czystym sercem postawić w ramce na biurku oraz takie, które nigdy nie
powinny ujrzeć światła dziennego, czyli: dziubki, selfie i inne takie. I mimo,
że byłam ostatnia w kolejce, czułam, że to ja wszystko osiągnęłam. Że ta
pierwsza dziewczyna, która była na samym początku kolejki była tak naprawdę na
samym końcu, bo ja zgarnęłam wszystko. Miałam autografy, zdjęcia, mogłam śmiać
się z zespołem z tego, że wyglądam jak karzeł przy nich i że najlepsze zdjęcia
wychodziły wtedy, gdy oni siedzieli, a ja stałam przy ich krzesłach. Spędziłam
z nimi tylko godzinę, ale czułam się tak, jakbym siedziała z nimi cały miesiąc.
-
Teraz chyba naprawdę muszę już iść – powiedziałam, zerkając na zegarek. Wiedziałam,
że te mile spędzone dla mnie chwile, dla nich mogą być męczące. Trochę
żałowałam, iż się zgodziłam, poczułam się trochę skrępowana zabierając im tyle
czasu. – Aż mi głupio, że tak długo zawracałam wam głowę. Mogłam wziąć tylko
autograf i sobie iść. Jesteście pewnie strasznie zmęczeni, a ja proszę was o
jakieś głupie zdjęcia… - paplałam znowu, czując na sobie spojrzenia wszystkich
czterech muzyków.
-
Daj spokój! – uśmiechnął się Tom. – Muszę powiedzieć naprawdę szczerze: to było
najlepsze spotkanie z fanką, jakie do tej pory przeżyłem.
-
Przynajmniej nie dajesz nam swojego stanika do podpisania. – Gustav również się
uśmiechnął, a na jego słowa wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-
Ja bym się nie pogniewał – mruknął już ciszej Tom, a ja czułam, że gotuję się
ze wstydu.
Czas
wyjść!
-
Dziękuję wam bardzo jeszcze raz. Jesteście naprawdę super i na pewno wybiorę
się na wasz koncert w przyszłości – uśmiechnęłam się i każdemu z nich podałam
dłoń. Wiedziałam, że ciężko mi będzie powrócić do rzeczywistości po tym
wszystkim.
-
Mamy ogromną nadzieję, że się kiedyś jeszcze spotkamy – odpowiedział Bill z
jakimś dziwnym smutkiem w oczach.
I
tak oto poznałam Billa Kaulitza. Muzyka. Sławnego muzyka. Który stał się moim przyjacielem.
Może nie tego samego dnia, bo historia naszej znajomości jest dość długa i
skomplikowana, ale pierwsze wrażenie jest zawsze najważniejsze i najdłużej
zapada w pamięci.
Potem
już było tylko lepiej.
Ach, marzyłam za dzieciaka o czymś takim! Nawet wyobrażałam sobie to wszystko w podobny sposób... Czekam na kolejną część z niecierpliwością, żeby się dowiedzieć, co było dalej z Jego perspektywy. W końcu to ona przyjęła na siebie ból przeznaczony dla niego... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!
Boskie <3 Również często sobie taką sytuację wyobrażałam! hehe... Fajnie jest tak się cofnąć do czasu gimnazjum xD Odcinek - jest chyba marzeniem każdej fanki, nie tylko zespołu TH :D Podobało mi się, podoba nadal.
OdpowiedzUsuń(wydaje mi się po tym odcinku, że już byłam na Twoim blogu hmmm...)