ONA
Nigdy nie lubiłam
chodzić do klubów. Zawsze uważałam, że słabo tańczę i nie warto, bym pojawiała się w
miejscach, gdzie trzeba tańczyć, a mnóstwo ludzi albo patrzy na ciebie z
obojętnością, albo nawet w myślach cicho się z ciebie śmieje. Nie chodziłam
nigdy do klubów również ze względu na to, że nie miałam za bardzo z kim,
ponieważ nie przepadałam za moimi koleżankami, kolegów miałam tylko takich, z
którymi fajnie było pogadać, ale nie wyjść gdzieś na miasto, żeby się zabawić
bez żadnych zobowiązań. Dlatego też, zwykle siedziałam w domu albo z książką,
albo z dobrym filmem lub po prostu zagłębiałam się w pracy, chociaż bywało
czasem tak, że robiłam to tylko dlatego, żeby nie przyznać się przed samą sobą,
że byłam po prostu nudziarą, która zostanie starą panną i będzie miała stado
kotów pod swoją opieką. Tak też siebie widziałam za parę lat.
Moje podejście trochę
się zmieniło odkąd poznałam czterech sławnych mężczyzn z niemieckiego zespołu.
Nie chodzi nawet o to, że zaczęłam inaczej patrzeć na życie, ale po prostu zaczęłam
czerpać z niego więcej. Najpierw miałam mnóstwo wątpliwości co do naszej
znajomości, jednak kiedy oni przychodzili coraz częściej do mojej restauracji i
coraz częściej zamienialiśmy ze sobą parę zdań, a później zaczęliśmy się
spotykać prywatnie od czasu do czasu, zrozumiałam, że nie warto całych dni
spędzać w domu, bo życie przez to ucieka.
I właśnie też przez
to, dałam się namówić na wyjście do klubu z Tomem i Billem. Gustav musiał zająć
się swoją córką, a Georg był umówiony na kolację ze swoją obecną dziewczyną.
Nie za bardzo chciałam w ogóle gdziekolwiek z nimi wychodzić, jednak dałam się
namówić, tłumacząc sobie, że i tak ciągle siedzę w domu, a odrobina rozrywki mi
się przyda. Ucieszyłam się, że nie idziemy sami, bo Tom zabiera również swoją
znajomą, którą miałam poznać na miejscu. Szczerze mówiąc, nie chciałam iść do
klubu tylko z nimi, choć na pewno czułabym się z nimi bardzo bezpiecznie.
Tego dnia, kiedy się
umówiliśmy miałam wolne od pracy. Tydzień wcześniej byłam na zakupach, bo
okazało się, że nie miałam żadnych ubrań na takie wyjście. Od rana myślałam o
tym, jak to będzie, a w mojej głowie krążyło mnóstwo negatywnych scenariuszy:
to, że nie będzie mi się podobało, że muzyka będzie do kitu, że będę musiała
bawić się sama, bo chłopaki będą rozchwytywani, a ja, jak kopciuszek, będę stała
w kącie, bo będę najbrzydszą dziewczyną w klubie. Do ostatniego momentu
zastanawiałam się czy w ogóle iść, czy nie powiedzieć Billowi, że jednak muszę
zostać w domu, bo źle się czuję lub mam dużo pracy. Ale chyba chęć spędzenia
czasu z mężczyzną, który mi się podobał wzięła górę nad tym, jak będę wyglądać.
Powtarzałam sobie w myślach, że jeśli nie będę się zbyt dobrze bawić to albo
zmienię klub, albo po prostu wrócę do domu pod pretekstem złego samopoczucia.
Gdy nadeszła pora, abym
zaczęła przygotowania do wyjścia już czułam, że się spóźnię. Źle obliczyłam
czas i wszystko musiałam robić w biegu. Założyłam przygotowane wcześniej
ubrania, które kupiłam – krótkie dżinsowe szorty, białą bokserkę i koszulę w
czarno-czerwoną kratę. Do tego założyłam białe trampki. Zdecydowałam, że
torebka nie będzie mi potrzebna, bo wezmę jedynie telefon i kilka drobnych,
które włożę do kieszeni szortów. Włosy rozpuściłam i spięłam małą klamerką,
żeby nie wchodziły mi w oczy, a makijaż zrobiłam lekki, aby wyglądał na
naturalny. Nie chciałam się stroić, ale wyglądać na luzie.
Byłam gotowa dwie
minuty przed tym, kiedy rozdzwonił się mój telefon, a w słuchawce usłyszałam
głos Billa, że mogę wychodzić z domu, bo oni już na mnie czekają. I faktycznie
– samochód stał przy mojej furtce.
Kiedy stanęłam przed
nimi wyglądali na zadowolonych. Tom przedstawił mi Shermine – wysoką brunetkę o
brązowych oczach i ładnym, szczerym uśmiechu. Wsiedliśmy razem do auta, a po
wskazaniu adresu przez Toma, ruszyliśmy.
Rozmawialiśmy całą
drogę o tym, gdzie pójdziemy. Shermine znała się na tym najlepiej, a
przynajmniej takie miałam wrażenie, kiedy z zapałem opowiadała o miejscach,
które powinniśmy dzisiaj odwiedzić. Przyznałam się im szczerze, że nigdy nie
przepadałam za wychodzeniem do klubów i nie znam się na tym, więc będę musiała
im zaufać.
- Nie martw się –
powiedziała Shermine. – Będziemy się wszyscy świetnie bawić! A jeśli nie to
zmienimy lokal albo wrócimy do domu. – Wydawała się być taka wyluzowana, że powoli
i mnie się to udzielało oraz wpłynęło na to, że powoli również ja zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. Miałam nadzieję,
że ten wieczór będzie udany.
Dotarliśmy na miejsce
już piętnaście minut później i moim oczom ukazała się długa ulica wypełniona
ludźmi, którzy w krótkich kolejkach ustawiali się w wejściu do przeróżnego
rodzaju klubów.
- Ta ulica nazywana
jest klubową, ponieważ jest tutaj ponad pięćdziesiąt dyskotek. Wszystkie są
otwarte codziennie i codziennie jest tutaj mnóstwo osób – wyjaśniła mi
Shermine.
- Często tutaj
przychodzisz? – zapytałam, kiedy jeszcze siedzieliśmy w aucie.
- Od czasu do czasu –
uśmiechnęła się szeroko. – Odkąd spotykam się z Tomem, staram się wyciągać go
tutaj raz na jakiś czas. Wiem jednak, że ma bardzo dużo pracy związanej z
zespołem, ale rozumiem to i przychodzę tutaj również z koleżankami, kiedy on
nie może.
- Wolę kiedy
przychodzimy tutaj razem – dodał Tom na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Będziemy tak
siedzieć czy idziemy? – ponaglił nas Bill.
Na początek wstąpiliśmy
do kilku klubów na parę drinków, które pozwoliły mi się odrobinę rozluźnić. Nie
wiem dlaczego, ale byłam bardzo spięta, jednak miałam nadzieję, że będę się
dobrze bawić w towarzystwie Toma, Shermine i Billa. Po krótkim czasie Shermine
zaproponowała, żebyśmy przenieśli się do kolejnego miejsca, aby odrobinę
potańczyć. Miałam ogromną nadzieję, że nie zrobię z siebie błazna i nie będę
miała się czego wstydzić następnego dnia.
Muzyka w klubie była
głośna, ale nie tak, żeby przeszkadzała. Jak dla mnie, była idealna do tańca.
Shermine od razu porwała Toma na parkiet, a ja z Billem patrzyliśmy jak
świetnie się bawią.
- Chcesz się jeszcze
czegoś napić? – zapytał mnie blondyn próbując przekrzyczeć muzykę. Trochę się
rozczarowałam, bo w mojej wyobraźni widziałam obrazy, gdzie ja i Bill tańczymy
tak jak Tom z Shermine i bawimy się równie dobrze jak oni.
- Chyba najpierw pójdę
do łazienki – odpowiedziałam za to i nie czekając na jego reakcję ruszyłam w
stronę toalety. Nie chciało mi się pić, ale poprzednie drinki zrobiły swoje
oraz musiałam zobaczyć jak wyglądam.
Po załatwieniu
potrzeby spojrzałam w lustro i – ku mojemu szczęściu – wyglądałam całkiem
nieźle. Makijaż mi się nie rozmazał, włosy upięłam tak, że nie mogły wyglądać
źle, więc tylko umyłam ręce i wyszłam z łazienki od razu szukając wzrokiem
Billa. Kiedy tylko go zobaczyłam w moje serce wbiła się mała, kłująca igiełka.
Tańczył z jakąś wysoką blondynką w krótkiej spódniczce i wyglądało na to, że
świetnie się bawił. Ona mówiła mu coś na ucho, a on się śmiał. Zabolało mnie
to, lecz postanowiłam sobie, że nie będę pokazywać, jak bardzo mi się podoba.
Przynajmniej nie dzisiaj. Ten wieczór miał być mój i nie miałam zamiaru
przejmować się nieodwzajemnionym uczuciem przyjaciela. Podeszłam więc do baru i
zamówiłam wódkę z colą, żeby nie stać tam jak idiotka.
- Jesteś tutaj sama? –
zapytał barman.
- Z przyjaciółmi –
odpowiedziałam, zabierając od niego napój.
- Uciekli ci? –
uśmiechnął się do mnie.
- Niestety tak –
odparłam, również się uśmiechając. – Czasem tak w życiu bywa.
Chciał coś
odpowiedzieć, ale ktoś go poprosił o drinka, więc już nic nie powiedział, a ja
odwróciłam się plecami do baru i próbowałam znaleźć moich przyjaciół. Tom i
Shermine nadal się bawili na środku sali, a kiedy dziewczyna spostrzegła moje
spojrzenie, pomachała mi wesoło, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem. Potem
próbowałam znaleźć Billa, lecz nie mogłam go nigdzie dostrzec. Dotarło do mnie,
że to nie był tak naprawdę mój wieczór, nie był to też mój tydzień, miesiąc,
ani rok. Wiedziałam, że przyjście tutaj tak właśnie się skończy. Wszyscy będą
się świetnie bawić, a ja ciągle będę myśleć o mężczyźnie, który tak naprawdę
nigdy na mnie nie spojrzy inaczej jak na przyjaciółkę i będę przez to cierpieć.
- Tutaj jesteś! –
usłyszałam za plecami, a moje serce momentalnie podskoczyło do góry na dźwięk
tego głosu. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz Billa.
- A gdzie mam być? –
odpowiedziałam pytaniem i próbowałam zapomnieć o tym, co wcześniej siedziało w
mojej głowie.
- Szukałem cię i
myślałem, że sobie poszłaś. – Kiedy mówił do mnie, nachylał się do mojego ucha
tak, że czułam zapach jego perfum, wymieszany z alkoholem i papierosami.
- Szczerze mówiąc,
nawet nie wiem jak mam stąd wrócić do domu.
- A chcesz już wracać?
– spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Skądże! Bawię się
świetnie! – Miałam nadzieję, że mówiłam bardziej wiarygodnie niż myślałam.
W tej samej chwili
poczułam, że ktoś mnie łapie za dłoń, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam
wysokiego bruneta z szerokim uśmiechem i przyjaznymi oczami.
- Zatańczysz? –
zapytał, a ja zupełnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam patrzeć w
stronę Billa, chciałam, żeby poczuł to samo, co ja, kiedy on bawił się z tamtą
dziewczyną. Zupełnie nie myślałam, kiedy szłam za tym facetem i dałam się
prowadzić w tańcu. Miałam wielką nadzieję, że przyjaciel patrzył na mnie teraz
tak, jak ja patrzyłam na niego, kiedy on bawił się z tamtą dziewczyną. – Jak masz
na imię? – zapytał brunet z uśmiechem, przerywając moje rozmyślania.
- Elysa. A ty? – Nie potrafiłam
nie odwzajemnić uśmiechu, bo był naprawdę przystojny.
- Jestem Victor. Ten
facet przyszedł z tobą? – jego mina trochę zrzedła, ale starał się ciągle
uśmiechać.
- Ach… tak. To mój
przyjaciel – odrzekłam, a jego uśmiech stał się szerszy.
Rozmawialiśmy w
trakcie tańca o tym, co w życiu robimy. Dowiedziałam się, że Victor jest
studentem prawa i jesteśmy w tym samym wieku. Był bardzo szczery i otwarty,
wzbudził we mnie zaufanie i dobrze czułam się w jego towarzystwie. Nie myślałam
o Billu albo chociaż starałam się tego nie robić, ponieważ dobrze wiedziałam,
że on tylko będzie się cieszył z tego, że ja dobrze się bawię. Trochę już go
znałam i nawet nie miałam nadziei na to, że może kiedyś mielibyśmy szansę
stworzyć związek oparty nie na przyjaźni, a na prawdziwym uczuciu.
Cała noc minęła mi tak
szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy. W pewnym momencie poczułam
wibracje mojego telefonu, a gdy sięgnęłam do kieszeni zobaczyłam, że dostałam
wiadomość od Shermine, która pisała mi, że Bill jest już w takim stanie, iż musimy wracać do
domu. Było już parę minut po 4:00.
- Już uciekasz? –
zapytał mnie Victor, kiedy siedzieliśmy na jednej z kanap, niedaleko baru.
- Tak, już się
zbieram. Bardzo miło było cię poznać. Może kiedyś jeszcze się spotkamy –
powiedziałam i udałam się w stronę wyjścia.
- Poczekaj, odprowadzę
cię – usłyszałam. – Nie chciałbym, żebyś sama wychodziła o tej porze. To fajne
miejsce, ale nie wiadomo, co się może stać samotnej dziewczynie.
Zgodziłam się i razem
udaliśmy się na parking samochodowy, gdzie mieliśmy spotkać się z Shermine,
Tomem i Billem. Cała trójka stała przy białym Audi, więc kiedy tylko ich
zobaczyłam, powiedziałam Victorowi, że dalej poradzę sobie sama. Brunet
uśmiechnął się, pocałował mnie w policzek i odszedł, kierując się z powrotem do
klubu.
Widok pijanego Billa
nie był najprzyjemniejszym. Może nie był cały w wymiocinach, ale widać było, że
ledwie trzyma się na nogach, co potwierdzało to, że Tom musiał go podtrzymywać.
- Uspokój się wreszcie
i wsiadaj do środka! – warknął na niego Tom.
W odpowiedzi
usłyszałam jakiś bełkot, którego nie zrozumiałam, a Bill zaczął się szarpać,
czego efektem był upadek na ziemię. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, więc
podeszłam do niego i pomogłam mu się podnieść. Widziałam, że Tom jest wściekły i
już nie za bardzo obchodziło go to, co dzieje się z jego bratem.
- Zostaw go lepiej – usłyszałam
od Toma. – Niech sobie tutaj posiedzi i wytrzeźwieje. Może wtedy zmądrzeje.
- Och, Tom –
powiedziała Shermine. – Przestań, to twój brat.
- A wcale się tak nie
zachowuje – burknął i odpalił papierosa.
Pomogłam Billowi wstać
i zebrałam z ziemi jego telefon, klucze i portfel.
- W porządku, Bill? –
zapytałam i spojrzałam na jego twarz. Wyglądał naprawdę źle. Miał czerwone oczy
i półprzytomne spojrzenie. Tylko pokiwał głową. Pomogłam mu wejść do samochodu
i przypięłam go pasami.
- Kto to był? – zapytał,
kiedy zapinałam jego pas.
- Co? – Nie
wiedziałam, o co mu chodzi.
- Ten facet. Kto to
był? – Zerknęłam na niego i ujrzałam wściekłe spojrzenie, jakiego nigdy u niego
nie widziałam. – Ten, z którym spędziłaś całą noc.
- Poznałam go dzisiaj.
To znajomy.
Nic nie usłyszałam w
odpowiedzi. Wyszłam na zewnątrz, aby zobaczyć co z Tomem i Shermine. Oboje
stali przy samochodzie i palili papierosy.
- Już się zbieramy –
powiedział brunet i zgasił niedopałek.
Wsiedliśmy do
samochodu, Tom siedział za kierownicą, Shermine obok niego, a ja usadowiłam się
z tyłu koło Billa. W samochodzie panowała cisza, ponieważ wszyscy byli zmęczeni
całonocną zabawą. Odwieźli mnie pod sam dom, gdzie mogłam nareszcie odpocząć.
Nadrobiłam :D Przynajmniej w pewnym sensie ;) Podoba mi się historia, którą opowiadasz, ale chyba bardziej przemawiają do mnie JEJ wątki ;) Te Billa są takie.. Smutne i zmuszają do refleksji na tematy, które opisujesz. ;) Ogólnie nie mogę doczekać się kolejnego wpisu ;) Życzę weny, jeszcze raz zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No to się porobiło! Billy za dużo wypił, a może nie tylko i wypił xD Spojrzenie Elysy na znajomość z Billem jest mega smutne, a jej wyobraźnia tak piękna, że aż rozczarowująca... :( Aczkolwiek wydawało mi się przy końcu, że ociekł trochę zazdrością. Nie mylę się? :D
OdpowiedzUsuń