piątek, 16 czerwca 2017

Ostatnie pożegnanie. [7] ON

 ON
Minęły cztery dni od tamtego zdarzenia, a ja wciąż nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ciągle chciałbym coś robić, ale nie wiem co, nie wiem po co, i nie wiem, ile jeszcze będę tak trwał w otępieniu. Ona już wybudziła się ze śpiączki, ale nie byłem jeszcze w szpitalu. Nie wiem czy potrafiłbym jej spojrzeć teraz w oczy i rozmawiać z nią o tym, co mi wtedy powiedziała.
- Nie pojedziesz do niej? – zapytał Tom, kiedy wczoraj wrócił ze szpitala. Dostałem telefon po południu, że ona już się wybudziła, można z nią porozmawiać i czuje się dobrze. Poinformowałem o tym Toma, który jak strzała wyleciał z domu i pojechał do niej. Ja zostałem sam. Nie pojechałem.
- Nie wiem czy jest sens, bym tam teraz siedział – odpowiedziałem.
- Pytała o ciebie – dodał Tom, a ja czułem, że zaraz pęknie mi serce.
- Naprawdę? – Próbowałem udawać obojętność, ale pewnie przed bliźniakiem mi nie wyszło.
- Tak. Pytała czy też przyjechałeś, jak się czujesz i czy wszystko u ciebie w porządku.
- Co jej powiedziałeś?
- Prawdę. Że nie chciałeś tam być.
- Mogłeś chociaż powiedzieć, że nie mogłem – mruknąłem.
- Nie będę jej okłamywać, bo ty boisz się spojrzeć jej w oczy po tym, kiedy wyznała ci, że złamałeś jej serce. – Tom wydawał się zdenerwowany. – Kiedyś i tak będziesz musiał z nią porozmawiać. To nie jest przedmiot, który  możesz wyrzucić, kiedy przestaniesz go używać. Ona cię potrzebuje, widać to w jej oczach.
- Ale… co z Caroline?
- Jeżeli ona jest tą, która ma stać się nieodłączną częścią twojego życia, zrozumie, że ty też masz prawo mieć przyjaciela, z którym możesz porozmawiać o wszystkim. Rozumiała to do tej pory, więc po tym wszystkim też powinna to zrozumieć. Będzie jej trudno, ale jeżeli naprawdę cię kocha, zaakceptuje to.
- Czyli mam ją wystawić na próbę? – zapytałem po chwili ciszy.
- I siebie też – powiedział Tom, po czym zostawił mnie samego w salonie.
Biłem się z myślami bardzo długo. Nie chciałem jej widzieć, ale jednocześnie pragnąłem sprawdzić jak się czuje. Nie chciałem z nią rozmawiać, lecz musiałem zapytać czy to prawda. Chyba automatycznie wyszedłem z domu i zasiadłem za kierownicą samochodu, bo po piętnastu minutach znalazłem się pod budynkiem szpitala.
- Czyżby to był ten moment? – zapytałem samego siebie. – Teraz mam się z nią zmierzyć i stawić czoło tej rozmowie?
Wziąłem kilka głębszych oddechów, zapaliłem ostatniego papierosa i wyszedłem z auta ruszając w kierunku wejścia. Po paru minutach znalazłem się pod drzwiami sali, w której leżała. Zapukałem cicho, lecz nie usłyszałem zaproszenia. Wszedłem więc, ale zobaczyłem, że śpi przykryta białym prześcieradłem. Zauważyłem, że była ubrana już w swoją różową piżamę w pandy, w której tak lubiła chodzić po domu, kiedy miała chwilę wolnego. Uśmiechnąłem się na ten widok, ponieważ wyobraziłem sobie jej minę jak ją zakładała – jednocześnie szczęście, że ma kawałek domu tutaj w szpitalu, i zakłopotanie, że wszyscy tutaj będą ją oglądać w różowej piżamce z biało-czarnymi pandami. Domyśliłem się, że Tom jej ją przywiózł. Zawsze domyślał się pierwszy, czego jej brakuje. Ja zawsze byłem tuż za nim. W tym momencie poczułem coś na kształt ukłucia zazdrości. Tom. Za każdym razem mówiła o nim dobrze, nigdy nie narzekała na jego zachowanie. Nawet, kiedy się upił i wydzwaniał do niej, bo zgubił portfel czy kluczyki do samochodu. Rzadziej do mnie, chociaż to ja jestem jego bratem. Odkąd jednak poznaliśmy ją i stała się dla nas jak siostra, mój brat zdecydowanie częściej ją prosił o pomoc.
Z resztą… ze mną było podobnie. Nasza przyjaźń rozrosła się właśnie dzięki takim telefonom po pijaku, kiedy to jesteśmy szczerzy bardziej niż kiedykolwiek. Nie byłem ani nie jestem zazdrosny o brata. Nigdy nie będę, ponieważ obaj mamy pełne prawo do wyboru osób, z którymi chcemy się zadawać. Najważniejsze jest jednak to, żeby nasza więź – moja i Toma – nigdy nie została naruszona. Przez nikogo. A ona jej nie psuła. Raczej jeszcze bardziej umacniała, bo za każdym razem, kiedy się pokłóciliśmy, ona próbowała nas godzić i zawsze umiała z nami rozmawiać.
A teraz ja nie potrafiłem porozmawiać z nią.
Stałem w progu jej sali i patrzyłem jak oddycha. Jak unosi się jej klatka piersiowa, a pasemko brązowych włosów opada na czoło. Wyglądała tak niewinnie, że nie potrafiłem jej obudzić. Nawet nie potrafiłbym zebrać słów, które mógłbym jej w tym momencie powiedzieć.
- Cześć, Bill – usłyszałem jej szept i naraz zamarłem. Ona otworzyła oczy i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. – Cieszę się, że przyszedłeś. Że znalazłeś chwilę, żeby się tu zjawić. – Milczałem. Dobrze wiedziała, że nie chciałem tu przyjść wcześniej, bo sam Tom jej o tym powiedział, ale pewnie nie chciała poznać po sobie, że było jej smutno po tym, jak to usłyszała. – Wejdź, chciałam z tobą porozmawiać.
Wszedłem posłusznie i usiadłem na krześle przy jej łóżku. Patrzyłem na jej twarz, ale nie w oczy. W oczy nie potrafiłem.
- Czuję się już całkiem dobrze, chociaż jeszcze mnie wszystko boli – powiedziała, jakby odpowiadając na moje pytanie, którego wcale nie zadałem. – Prosiłam lekarza, żeby to do ciebie pierwszego zadzwonił, bo zawsze się o mnie martwiłeś, nawet kiedy po prostu się skaleczyłam w palec przy krojeniu chleba – zaśmiała się, ale za chwilę zobaczyłem jak się krzywi. Pewnie z bólu. – Mam nadzieję, że ci nie przeszkodził, bo wiem, jak ciężko było cię teraz złapać – mówiła dalej. – Czy u ciebie i Caroline wszystko w porządku? Jeśli przez ten wypadek między wami znowu coś się popsuło, to sama ją osobiście przeproszę…
- Nie – powiedziałem w końcu, a ton mojego głosu sam przyprawił mnie o dreszcz. – Nie musisz z nią rozmawiać. Wszystko jest okej.
- Cieszę się w takim razie – uśmiechnęła się lekko, ale cały entuzjazm, który tkwił w jej głosie odkąd się odezwała, nagle znikł. Czułem, że to przeze mnie. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że to, co wtedy ode mnie usłyszałeś, to prawda. Najszczersza, jaką kiedykolwiek ci wyznałam.
Moje serce ścisnęło się boleśnie na dźwięk jej głosu. Był zimny jak lód.
- Elysa… - jęknąłem. – To nie może być prawda.
Spojrzała na mnie i znowu się uśmiechnęła.
- Niestety, Bill. Zakochałam się w tobie, a ty złamałeś mi serce. Nic na to nie poradzę, chociaż bym chciała.
- Dobrze wiesz, że w moim życiu jest Caroline – powiedziałem, próbując zachować spokój. Nie chciałem, żeby widziała, jak jestem skrępowany tą sytuacją. Co innego, gdy usłyszałem to wtedy, kiedy leżała postrzelona w moich ramionach, a co innego teraz, kiedy jest całkowicie przytomna.
- Dlatego mogę się odsunąć od ciebie, jeżeli chcesz. Będziemy przyjaciółmi tak, jak do tej pory, będziemy utrzymywać ze sobą kontakt, ale tylko tyle. Nic więcej nie będzie nas łączyć. Nie chcę psuć ci życia. Wytrzymałam tyle czasu tłumiąc w sobie to uczucie do ciebie, więc wytrzymam jeszcze dłużej, jeżeli tego chcesz. Dam radę tyle, ile będzie trzeba.
- Jak chcesz to zrobić? Dla ciebie to takie łatwe? – nagle się oburzyłem. Najpierw mówi mi takie rzeczy, a teraz chce przejść do porządku dziennego, jakby się nic nie stało?!
- Nie jest łatwe, ale wiem, że dla ciebie będzie prościej, jeżeli ci powiem, żebyś się nie przejmował. Trochę cię znam – uśmiechnęła się lekko.
Fakt. Znała mnie całkiem dobrze i miała rację. Wiedziałem, że nie będzie jej łatwo, ale nie mogłem wymyślić innego wyjścia z tej sytuacji. Może gdyby nie Caroline, coś by mogło z tego być. Ale jednak była w tym wszystkim moja dziewczyna i chciałem spróbować zbudować z nią coś trwałego. Nawet, jeżeli Elysa miałaby przez to cierpieć. Było jej winą to, że nie powiedziała mi o swoich uczuciach wcześniej. Sama jest sobie winna.
Dzięki tej myśli mogłem się nie obwiniać o ten wypadek.