czwartek, 28 sierpnia 2014

Trzydzieści jeden prawd. [4/31]

Cassandro,
mówiłem Ci, że nadałaś sens mojemu życiu, od kiedy tylko Cię ujrzałem? Jeśli nie, to właśnie teraz o tym przeczytasz.
Do tej pory, przed pojawieniem się Ciebie na plaży przy akompaniamencie zachodzącego słońca, byłem człowiekiem, który nie przejmował się tym, co robi. Byłem chyba najbardziej spontanicznym człowiekiem na świecie. Nie zależało mi na niczym, prócz dobrej zabawy. Nie dbałem o wydatki, ponieważ tak naprawdę nie musiałem się o nie martwić - moja praca, którą mogłem wykonywać z domu, zapewniała mi taką wygodę, że pieniądze same wpływały na moje konto. Zajmowałem się sprzedażą nieruchomości, o czym doskonale wiedziałaś, więc pieniążki rosły na moim koncie, nawet bez mojej wiedzy.
Właśnie taki byłem.
I na pewno byś się we mnie nie zakochała, gdybym przedstawił Ci moje dotychczasowe życie - byłem totalnym leniem, który chciał się tylko bawić, jakby próbując być wiecznym nastolatkiem. 
Wtedy na Malediwach, kiedy Cię spotkałem, również w najlepsze korzystałem z życia, ponieważ chciałem się na trochę oderwać od komputera i spotkać jakąś dziewczynę, z którą mógłbym się zabawić. 
Ujrzałem Cię i wtedy po raz pierwszy i właśnie tak sobie o Tobie pomyślałem - jak o przygodzie na jedną noc. Tyle, że mnie zaskoczyłaś, podchodząc do mnie i wytykając mi, że się z Ciebie śmiałem. 
Przyznam, że mnie zatkało.
Ale po drugim spotkaniu wiedziałem, że nie uda mi się umówić z Tobą, a potem odstawić, kiedy byś mi się znudziła. Bo na pewno nie znudziłabyś mi się po jednym razie. 
Właśnie wtedy odmieniłaś moje życie. Dotarło do mnie, że chciałbym być w Twoim życiu kimś więcej niż jakimś osłem, który nie umie się zachować w obecności kobiety, która mu się podoba; nie chcę być kimś, kogo uważałabyś za niewychowanego buca, który prócz wypchanego portfela i dobrej pracy, nie ma kompletnie nic, nawet grama mózgu.
Chciałem być dla Ciebie kimś, bez kogo nie będziesz umiała się obejść.
Chciałem być dla Ciebie najważniejszą osobą w życiu.
Bo Ty stałaś się dla mnie takim kimś.
Po naszym drugim spotkaniu nie miałem pojęcia, jak mógłbym postąpić, co zrobić, żeby wszystko naprawić. Zachodziłem w głowę, stawałem na rzęsach, żeby wymyślić jakikolwiek plan, by Cię przeprosić za to wszystko. Nie chciałem być w Twoich oczach kompletnym dupkiem. Nie chciałem tego, ale też nie potrafiłem nic zrobić, żeby to zmienić. 
Byłem przekonany, że Ty nie chcesz mnie już widzieć. Bo i po co chciałabyś mieć ze mną jakikolwiek kontakt po tym, co mi wtedy powiedziałaś? Nie miałaś ochoty mnie poznać po pierwszym, nieudanym zresztą, spotkaniu, więc byłem przekonany, że i w przyszłości nie będziesz chciała nic w tym kierunku zmienić. 
Doskonale Cię wtedy rozumiałem, ponieważ sam nie pałałbym chęcią do nawiązania znajomości z kimś, kto zachowałby się tak samo w stosunku do mnie. Jednak jednocześnie chciałem to wszystko zmienić.
Chciałem naprawić to wszystko, tyle, że nie wiedziałem jakim sposobem się do Ciebie zbliżyć.
Wtedy nie myślałem logicznie i postanowiłem zrobić tę rzecz, która jako pierwsza wpadła mi do głowy - zniknąć. Tak, chciałem zniknąć z Twojego życia raz na zawsze, chociaż pojawiłem się w nim tylko na chwilę, nawet nie zagrzewając miejsca. Byłem całkowicie pewien, że nie chcesz mnie już widzieć i byłem gotów dać Ci spokój. I tak właśnie było. Starałem się Ciebie unikać jak ognia i wychodziło mi to całkiem nieźle, chociaż muszę przyznać, że było mi strasznie trudno.
Bo jak miałem Cię unikać, Cassandro, skoro dzięki Tobie wszystko się zmieniło?
Może to dziwne, ale naprawdę doznałem jakiegoś szoku, kiedy po naszym drugim spotkaniu uciekłem z podkulonym ogonem i czułem potworny wstyd za moje zachowanie. Nigdy nie zdarzyło mi się przepraszać kobiety za własne zachowanie, ponieważ nigdy nie musiałem - zawsze trafiałem na takie, którym wręcz podobało się to, jak je traktuję. A Ty? Ty byłaś inna. I wtedy zrozumiałem, że chcę, żebyś mnie odmieniła w taki sposób, bym mógł stanowić część Twojego życia.
Odmieniłaś moje życie, zakorzeniając się w moim sercu już za pierwszym razem, kiedy Cię zobaczyłem. Myślisz sobie teraz, że to była miłość od pierwszego wejrzenia, prawda? Całkiem możliwe, chociaż wtedy jeszcze nie wierzyłem w to słowo.
Miłość?
Zakochanie?
Bo niby jak można zakochać się w kimś, kogo zna się tylko z wyglądu, a nie zna się jego wnętrza? Może ja się po prostu w Tobie zauroczyłem?
W porządku - na razie będę to określał ,,zauroczeniem".
Więc przy pomocy kolejnych listów będziesz poznawać historię mojej miłości do Ciebie. Z zauroczenia przejdzie w zakochanie, a potem będzie to miłość. Wieczna miłość.
Bo będę Cię kochał.
Na zawsze.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Trzydzieści jeden prawd. [3/31]

Kobieto mojego życia,
oto przedstawiam Ci kolejny list, w którym chciałbym przekazać Ci parę wspomnień dotyczących naszego wspólnego życia. Dotyczy ono naszego drugiego spotkania.
Pamiętasz je?
Przywołaj ten obraz i zobacz to moimi oczami.
Drugi raz spotkaliśmy się już następnego dnia, gdy wieczorem znowu spacerowałaś wzdłuż oceanu. Tego dnia czekałem na Ciebie od samego rana, by choć przez chwilę Cię zobaczyć i mieć pewność, że nie wyjechałaś, a ja nie zrobiłem nic, by chociażby poznać Twoje imię. Spędziłem wiele długich godzin, wypatrując Cię wśród setek ludzi, spacerujących po plaży i za każdym razem, gdy myślałem, że Cię zobaczyłem, rozczarowywałem się, ponieważ się pomyliłem. Straciłem nadzieję, kiedy słońce już chyliło się ku zachodowi, a Ciebie wciąż nie było. Już miałem wracać i dać sobie spokój z Tobą i z czekaniem na Ciebie, ale wtedy zobaczyłem Cię znowu. Moje serce od razu przyspieszyło tempa, jak to było poprzedniego dnia, gdy podeszłaś do mnie, więc miałem już pewność, że to właśnie Ty kroczysz przy brzegu, wpatrzona w piasek pod Twoimi stopami. Znowu rozmyślałaś o czymś intensywnie, ubrana w żółtą sukienkę. Patrzyłem na Ciebie zahipnotyzowany, jakbym nigdy nie widział czegoś tak pięknego. Ale to byłaś Ty.
I to właśnie to chciałem Ci wyznać w tym liście.
Zawsze uwielbiałem na Ciebie patrzeć. Gdy chodziłaś zamyślona, kiedy miałaś zapłakane oczy, kiedy byłaś na mnie wściekła... Nigdy nie mogłem przestać się w Ciebie wpatrywać.
Tamtego dnia, kiedy ujrzałem Cię po raz drugi, zacząłem zastanawiać się, czy zgodziłabyś się, gdybym poprosił Cię o spotkanie. Tak, żeby móc rozpocząć znajomość, która dałaby mi choć namiastkę tego, co tak naprawdę chciałbym dostać. Wtedy zdecydowałem, że muszę zrobić coś, by nie stracić Cię już na samym początku.
Wpatrywałem się w Ciebie, nie mogąc oderwać wzroku, a Ty chyba to poczułaś, ponieważ w pewnym momencie zaczęłaś się rozglądać, a kiedy dostrzegłaś mnie, siedzącego na pasku, odwróciłaś wzrok i szłaś dalej, zupełnie mnie ignorując. 
Byłaś wtedy taka piękna! Tego dnia widziałem Cię pierwszy raz i od razu poczułem, że muszę poznać chociaż Twoje imię. Pamiętam każdy szczegół tego spotkania. Pamiętam, co zrobiłem, co powiedziałem... Pamiętam też to, jak Ty na to wszystko zareagowałaś.
Zebrałem całą odwagę, na jaką było mnie stać i podszedłem do Ciebie, próbując wydobyć z siebie swobodny ton. ,,Piękny zachód słońca, nie sądzisz?", zapytałem, gdy zacząłem iść z Tobą ramię w ramię. Chyba się mnie przestraszyłaś, bo podskoczyłaś na dźwięk mojego głosu, podniosłaś wzrok i widziałem, że jesteś bardzo zaskoczona.
,,Proszę?". Wyglądałaś wtedy tak pięknie... Twoje uniesione brwi w geście zdziwienia, zdezorientowane spojrzenie... Chciałem Cię taką oglądać jak najczęściej.
,,Powiedziałem, że mamy piękny zachód słońca", powtórzyłem, wciąż zachwycając się Twoją urodą. Byłem najszczęśliwszym facetem na Malediwach, kiedy mogłem tak iść obok Ciebie, mając jednocześnie świadomość, że możesz kazać mi odejść. 
,,Ach! Tak, tak. Naprawdę niesamowity", odrzekłaś i spojrzałaś w tę stronę, gdzie niebo i ocean stawały się jedną częścią, jakby zawsze tak było. Pomyślałem wtedy, że to jedyna szansa, by zmienić coś między nami i nie mogę jej zmarnować.
,,William", przedstawiłem się, a Ty spojrzałaś na mnie, jakbym powiedział coś nie tak. Przez chwilę chyba nie wiedziałaś, co zrobić, jednak szybko skinęłaś głową i wypowiedziałaś najpiękniejsze imię na świecie, które po tym spotkaniu miałem w głowie przez cały czas. 
,,Cassandra".
,,Bardzo miło mi cię poznać", odpowiedziałem, powstrzymując się, by nie złapać Cię za dłoń. Ty wzruszyłaś tylko ramionami, jakby w ogóle nie zależało Ci na byciu uprzejmą, czy podtrzymaniu rozmowy. Ale nawet cisza, która potem zapanowała między nami, nie przeszkadzała mi. Po prostu rozkoszowałem się myślą o tym, że idę obok Ciebie, co nawet nie było do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu.
Kiedy pierwsza się odezwałaś, trochę mnie zaskoczyłaś swoim tonem. Wydawałaś się być zirytowana i nawet nie kryłaś się z tym, że chyba trochę Ci zawadzałem, przeszkadzając w rozmyślaniach. 
,,To ty jesteś tym chłopakiem, który wczoraj się ze mnie śmiał, prawda?". Nie próbowałaś być uprzejma, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że z Ciebie nie da się żartować.
,,Tak, ale naprawdę to nie miało na celu ośmieszania cię, ani nic podobnego!", zacząłem się tłumaczyć. ,,Nie chciałem, żeby tak to wyszło... sam nie wiem, dlaczego tak zareagowałem...".
,,Nie tłumacz się", odrzekłaś, a ja poczułem się jak ostatni idiota, bo dotarło do mnie, jak musiałaś się czuć. Wiedziałem, że właśnie traciłem szansę na stworzenie z Tobą jakiejkolwiek więzi.
,,Przepraszam, naprawdę nie chciałem cię urazić".
Nagle zatrzymałaś się gwałtownie, a ja odwróciłem się, zdziwiony Twoim zachowaniem. Ujrzałem zagniewaną dziewczynę, której rozdrażnienie wymalowało zmarszczki na twarzy; założyłaś ręce na biodra i patrzyłaś na mnie z mordem w oczach.
,,Nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co. A tak właściwie to o co ci chodzi? Wczoraj gapiłeś się na mnie, kiedy spacerowałam, dzisiaj wygląda na to, że na mnie czekałeś... Co to ma znaczyć? Bo nie za bardzo podoba mi się, że ktoś jest wobec mnie nachalny. A zwłaszcza ktoś, kogo w ogóle nie znam i nie wiem czy mam ochotę poznawać".
Oniemiałem.
Naprawdę nie wiedziałem, co mam Ci na to odpowiedzieć. Wiedziałem, że możesz być zła, jednak nie spodziewałem się, że powiesz to wszystko tak dosadnie, że całkowicie odbierze mi mowę. 
Zupełnie nie miałem pojęcia jak zareagować, więc zdecydowałem, że lepiej będzie zostawić Cię w spokoju. Pamiętasz jak wtedy odszedłem? 
Powiedziałem tylko ,,przepraszam", odwróciłem się i odszedłem stamtąd, byś nie musiała mnie więcej oglądać.
Chciałem dać Ci spokój i stwierdziłem, że odejście będzie najlepszym wyjściem.
I teraz także odszedłem, tyle, że na zawsze.
Jednak w Twojej pamięci chciałbym być jak najdłużej.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Trzydzieści jeden prawd. [2/31]

Ukochana,
trzymasz w dłoniach kolejny list, który zawiera drugą rzecz, jaką chciałem Ci przekazać. Znasz już tę pierwszą i najważniejszą, więc teraz mogę zdradzać Ci po kolei to, czego nie zdążyłem Ci powiedzieć, kiedy całe dnie spędzaliśmy razem na robieniu tego wszystkiego, co sprawiało nam tyle radości i przyjemności.
Teraz przyszedł czas na prawdę drugą.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo się niecierpliwisz, ponieważ Cię znam, wiem jak bardzo chciałabyś poznać od razu treść wszystkich listów, rozrywając po kolei wszystkie koperty, które otrzymałaś, jednak muszę Cię o coś prosić i chciałbym, żebyś spełniła moje ostatnie życzenie. 
Chciałbym, abyś czytała jeden list jednego dnia. Tak, żebyś nosiła mnie w sercu jeszcze przez ten miesiąc, kiedy będziesz poznawać moje sekrety dotyczące tylko i wyłącznie Ciebie. Kiedy ja będę umierał z każdym listem, który przeczytasz, Ty będziesz coraz mocniej o mnie pamiętać. Przynajmniej jeszcze przez miesiąc.
Pamiętasz dzień, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy?
Ja nie zapomniałem nigdy; został przeze mnie określony mianem najpiękniejszego dnia w całym moim dotychczasowym życiu. I tego właśnie dotyczy druga prawda, którą muszę Ci wyjawić, ponieważ nie zdążyłem: ukradłaś mi sens życia już pierwszego dnia, kiedy zobaczyłem Cię po raz pierwszy.
Pamiętasz to?
To było na Malediwach. Jak się później okazało - Twoim ulubionym miejscu do spędzania wakacji. Spacerowałaś wtedy wzdłuż brzegu oceanu; miałaś na sobie białą, letnią sukienkę, która od razu stała się moją ulubioną. Rozmyślałaś o czymś tak intensywnie, że w pewnym momencie potknęłaś się o własne nogi. Stałem wtedy kilkanaście metrów od Ciebie, przy budce z lodami i roześmiałem się z Twojej niezdarności. Jednak pożałowałem tego od razu po tym, jak obrzuciłaś mnie wrogim spojrzeniem, jakbyś chciała zabić mnie wzrokiem, ale jednocześnie oblałaś się rumieńcem wstydu, czym mnie zauroczyłaś.
Właśnie wtedy zakochałem się w Tobie po raz pierwszy. 
Kiedy był drugi raz?
Jeszcze tego samego dnia, kilka minut później. Podeszłaś do mnie zaraz po tym, kiedy odzyskałaś głos, chciałaś mnie zabić spojrzeniem i powiedziałaś: ,,zabawne?". Trzymałem w dłoni wafelek z trzema śmietankowymi kulkami, które roztapiały się pod wpływem ostrych promieni słonecznych. Zauważyłem, że jesteś ode mnie niższa o parę centymetrów (potem już wiedziałem, że to było dziesięć centymetrów).
Wtedy zakochałem się w Tobie po raz drugi - w Twoich oczach - zielonych z brązowymi plamkami; w Twoich ustach, które tak bardzo mi się spodobały i od razu zapragnąłem zakryć je własnymi wargami; w Twoim głosie, który w ogóle nie pasował do tak drobnej dziewczyny; w całej Tobie się zakochałem.
Kiedy już sam oprzytomniałem, odrzekłem: ,,skądże", posyłając Ci szczery uśmiech, który Ty chyba uznałaś za ironiczny, powieważ odpowiedziałaś jedynie prychnięciem i odeszłaś, nie obrzucając mnie już żadnym spojrzeniem.
Odeszłaś i myślałem, że już nigdy więcej Cię nie zobaczę; że byłaś tylko gościem w moim życiu, który spowodował tyle zamieszania, że moje serce od razu zatęskniło do Twojego widoku, zwalniając gwałtownie po równie gwałtownym przyspieszeniu tempa. Jakby po przejechaniu się na kolejce górskiej. Bałem się, że nie będzie już Ciebie w moim życiu i nikt już nie podtrzyma tempa mojego bijącego serca.
Jednak stało się inaczej.
Pamiętasz?
Znowu wróciłaś do mojego życia i po raz kolejny się w Tobie zakochałem. Dziękowałem Ci wtedy w duchu, że przyszłaś w to samo miejsce następnego dnia, ponieważ czekałem na Ciebie. Czekałem na to, by znowu zobaczyć Cię w letniej sukience z rozpuszczonymi włosami i spacerującą wzdłuż oceanu. W sumie zakochiwałem się w Tobie po kilka razy dziennie i właśnie to chciałem Ci wyznać w dzisiejszym liście.
Każda sytuacja, w której mnie postawiłaś, wpływała na to, że zdobywałaś moje serce, sprawiając, że rosło z każdą minutą i biło specjalnie dla Ciebie. Uzależniłaś mnie od siebie i zatraciłem się w Tobie.
Na zawsze.

środa, 13 sierpnia 2014

Trzydzieści jeden prawd. [1/31]

Najdroższa,
czytasz ten list, gdy mnie już nie ma przy Tobie; nie ma mnie w Twoim życiu i nigdy już nie będzie.
Nie będę mógł Cię dotknąć, ani powiedzieć Ci chociażby jedno słowo, ponieważ odszedłem. Nie powiem Ci już, jak bardzo chciałbym być przy Tobie w każdej chwili Twojego życia. Nie będę wiedział, jak się czujesz: czy uśmiechałaś się już, czy może jesteś smutna. Nie będę w stanie zrobić niczego, na co miałbym ochotę i nie będę mógł patrzeć na Ciebie tak często i tak długo, jakbym tego chciał... Wszystko, co było dla mnie ważne do tej pory, a co było związane tylko i wyłącznie z Tobą, pozostanie dla mnie wielką niewiadomą.
Nie usłyszysz już mojego ,,dzień dobry" na rozpoczęcie kolejnego wspólnego dnia, ani ,,dobranoc" na jego zakończenie. Nie powiem Ci, jak bardzo podobasz mi się w tej letniej sukience, którą lubisz zakładać, gdy wybierasz się na spacer po plaży. Nie usłyszysz, jak ładnie dziś wyglądasz, mimo braku makijażu czy źle dopasowanej części garderoby, chociaż Ty zawsze wyglądałaś wyjątkowo, kiedy na Ciebie patrzyłem. Nigdy nie musiałaś starać się, by wyglądać przepięknie. Dla mnie byłaś uosobieniem piękna i doskonałości.
Dla mnie byłaś idealna.
Ale nie usłyszysz ode mnie już, jak bardzo lubię Twoje długie brązowe włosy, których loków nigdy nie mogłaś ujarzmić. Nie powiem Ci też, że za każdym razem, gdy patrzyłem w Twoje zielone oczy, zatracałem się w nich jak w głębi największego oceanu.
Nie poprosisz mnie już o dwie łyżeczki cukru do herbaty, którą tak często Ci przygotowywałem, kiedy Ty siedziałaś przy stole kuchennym w swojej za dużej koszulce i szortach. Nie wyjmę z szafki Twojego ulubionego kubka i nie powiem, jak bardzo mi się nie podoba i że powinnaś go wyrzucić już dawno temu.
Nie zrobimy razem już nic, co sobie zaplanowaliśmy.
Nie wyjedziemy razem na Malediwy, gdzie tak bardzo pragnęłaś wrócić w najbliższym czasie. Nie spędzimy razem czasu w domku w górach, dokąd lubiłaś wracać, kiedy mieliśmy za dużo wolnego czasu.
A teraz pewnie zastanawiasz się dlaczego odszedłem. Dlaczego zostawiłem Cię, nie wyjaśniając Ci nic wtedy, kiedy rozstaliśmy się jakiś czas temu, a ja powiedziałem, że muszę wyjechać na długo. Sam. Bez Ciebie. Chociaż tak bardzo wtedy chciałem powiedzieć Ci prawdę, nie mogłem nic wyjaśnić, by nie przysporzyć Ci więcej cierpienia. 
Dlaczego nie ma mnie już w Twoim życiu? Dlaczego zostawiłem Cię, kiedy mnie potrzebowałaś?
Ponieważ nie miałem innego wyjścia.
Nie mogłem postąpić inaczej.
To nie była łatwa decyzja, ale nie ja sam ją podjąłem. Można nawet powiedzieć, że nie miałem na to najmniejszego wpływu, ponieważ to ona - choroba, która mnie dopadła - miała największy wpływ na to, że Cię opuściłem.
Piszę do Ciebie ten list (pierwszy z trzydziestu jeden, jakie trzymasz teraz w dłoni), ponieważ muszę wyznać Ci trzydzieści jeden rzeczy, których nie zdołałem powiedzieć Ci, kiedy jeszcze żyłem i trwałem przy Tobie. 
I to właśnie ta pierwsza rzecz, która ma Ci wyjaśnić, dlaczego mnie już przy Tobie nie ma.
Zachorowałem na raka mózgu. To nieuleczalna choroba (przynajmniej mój przypadek był tym beznadziejnym, nie do uratowania) i nic nie dało się zrobić w mojej sytuacji. Guz został wykryty zbyt późno i był zbyt groźny. Lekarze próbują mnie oswoić z tą myślą, kiedy tylko przychodzą do mnie i pocieszają, że jeszcze nie wszystko stracone, chociaż i tak wiem, że to już koniec. Nie będzie mnie i tyle. Po co dają mi nadzieję na coś, skoro ja i tak wiem, że nie ma to najmniejszego sensu?
To śmieszne, nieprawdaż? 
Pamiętasz, jak zawsze mówiłaś mi o tym, by czerpać z życia jak najwięcej? Wyciskać je do samego końca, aż to ono będzie miało mnie dosyć, a nie ja jego. Robiliśmy to razem do tej pory i robimy to teraz. Nie opowiem Ci o tym, co rak zrobił z moim organizmem, żebyś nie musiała wiedzieć, jak bardzo jest mi ciężko. Uznałabyś mnie za mięczaka, a ja przecież jestem facetem, prawda? Nie mogę się nad sobą użalać i nie chcę robić tego, żebyś nie miała przed oczami obrazu mojego wątłego jestestwa. 
Moja kobieta nie może wiedzieć, w jakim stanie jestem. 
Bo Ty jesteś moją kobietą i zawsze nią będziesz.
Nawet teraz, kiedy mnie już nie ma.
I teraz mogę napisać te dwa znienawidzone przez Ciebie słowa, których za wszelką cenę unikałaś. 
Bo teraz została mi już tylko wieczność.
Na zawsze będziesz moją kobietą.