poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Ostatnie pożegnanie. [28] ONA

Dzisiaj będzie smutno. Będzie dużo płaczu. 
A przynajmniej ja czułam smutek, kiedy czytałam ten rozdział. Pożegnamy się teraz z Victorem (nie wiem czy na zawsze, czy jeszcze kiedyś o nim tutaj przeczytacie). Mam nadzieję, że pozostaną po nim miłe wspomnienia, ponieważ nie jest wcale taki zły. 
Na kolejny odcinek zapraszam w czwartek lub w sobotę, nie wiem jak będę stać z czasem i w który dzień będę mogła coś wstawić. 

ONA
Od pracy wzięłam sobie wolne całe trzy dni. Stwierdziłam, że przyda mi się odpoczynek, ponieważ nie mogę wiecznie siedzieć w restauracji i przejmować się tym, co się tam dzieje, nawet jeśli należy ona do mnie, a nie awansowałam jeszcze Krisa na swojego zastępcę. Dotarło też do mnie, że muszę to wreszcie zrobić; dla świętego spokoju chociażby, żeby móc sobie czasami zrobić dwa czy trzy dni wolnego. Dla odpoczynku, zresetowania się i zwyczajnie dlatego, że powoli miałam już dosyć ciągłego siedzenia w biurze i zajmowania się dokumentami, które z dnia na dzień przekładałam z jednego miejsca na drugie. Miałam tego trochę dość, więc zdecydowałam, że od przyszłego miesiąca mianuję Krisa moim zastępcą. 
Całe trzy dni spędziłam z Victorem na rozmowach, przytulaniu się do siebie i zwykłym siedzeniu w domu. On nie miał nic przeciwko, a nawet ucieszył się, że mogliśmy dzielić ze sobą wspólne chwile. Widziałam, że jest mną zainteresowany w sposób, którego nie odwzajemniałam, ale zachowywał się w porządku. Przede wszystkim, nie był nachalny i nie zasypywał mnie swoimi uczuciami. Nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek mogłabym patrzeć na Victora w inny sposób niż na bardzo przystojnego mężczyznę w moim typie, który chciał zabrać mnie do Paryża i tam załatwić mi świetną pracę. Miałam jeszcze do niego lekki uraz, lecz powoli o tym zapominałam. Victor stawał się dla mnie bardzo dobrym znajomym, a po rozmowie z poprzedniego wieczora, nawet mogłabym go nazwać swoim przyjacielem. 
Na tę myśl zaśmiałam się w duchu, gdyż kiedyś tak naprawdę nie zwracałam uwagi na to, czy mam jakichś przyjaciół, czy nie. Wolałam spędzać czas na nauce i na pracy, nie przejmując się ani opinią innych, ani tym, czy przypadkiem nie odizolowałam się od znajomych za bardzo.

W piątek, kiedy po raz drugi obudziłam się koło południa, Victor już krzątał się w kuchni wykąpany i pachnący męskimi perfumami. Zdziwiłam się trochę, ponieważ poprzedniego wieczoru nie widziałam, żeby miał ze sobą jakąś torbę z ciuchami na przebranie, ani tym bardziej kosmetyków.
- Zadam ci głupie pytanie – odezwałam się, na co on na mnie spojrzał z uśmiechem. – Przebrałeś się? 
- Tak – odpowiedział, śmiejąc się pod nosem. – Kiedy spałaś, podjechałem do domu, żeby wziąć parę rzeczy, skoro mamy razem spędzić tych kilka dni. Nie chciałem cię budzić, bo pomyślałem, że jeszcze boli cię głowa. Jak się czujesz teraz? – zapytał, stawiając na stole dwa talerzyki i filiżanki. Kątem oka zauważyłam, że zrobił jajecznicę i nastawił wodę na herbatę.
- Chyba się zadomowiłeś – powiedziałam, wskazując na stół. – Czuję się znacznie lepiej. Głowa mnie już nie boli. 
- Wybacz, że się obsłużyłem, ale jestem tak strasznie głodny! – jęknął i spojrzał na mnie przepraszająco, na co machnęłam tylko ręką, żeby się nie przejmował.
Ucieszyłam się, że sama nie będę musiała robić sobie śniadania. Co prawda, nie przepadałam za jajecznicą, ale zawsze to jakiś posiłek, którego nie mogłam przecież odmówić. Przeprosiłam na chwilę Victora i poszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic i ubrać się w luźne dresy oraz koszulkę na ramiączkach. Wcześniej zauważyłam, że Victor ma podobny strój, toteż doszłam do wniosku, że raczej nie będzie mu przeszkadzać, iż założę na siebie coś takiego. Niby nie przejmowałam się tym, jak będę wyglądać, spędzając czas wolny w domu, jednak nie mogłam przecież włożyć byle czego, skoro w mojej kuchni, właśnie w tej chwili, śniadanie przygotowywał mi tak przystojny facet!

Piątek spędziliśmy praktycznie siedząc na kanapie i oglądając serial ,,Stranger Things” na Netflixie. Obiecaliśmy sobie, że umówimy się w przyszłości na podobny dzień z tym serialem, lecz już z jego drugim sezonem. Znowu zamówiliśmy sobie do domu pizzę, a ja przeklinałam siebie za to w duchu i postanowiłam, że od przyszłego miesiąca zacznę chodzić na siłownię. Tę ,,zdrową” żywność popijaliśmy już nie winem, a grejpfrutową lemoniadą przygotowaną przez Victora. Mężczyzna chwalił się, że jest to jego popisowy numer, a mnie podobało się, że tak się stara. Mogłabym nawet przyzwyczaić się do jego obecności w moim domu, lecz najpierw musiałabym zrobić dla niego miejsce w moim sercu, które przez kogoś było już zajęte.
Znowu poruszyliśmy temat mojej relacji z Billem, lecz tym razem już na trzeźwo, bez alkoholu, jak normalni ludzie. Jak przyjaciele. Jednak zdanie, które wypowiedział do mnie Victor, bardzo mnie poruszyło i nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
- Wczoraj powiedziałaś mi coś, co mnie bardzo zdziwiło. A mianowicie, że odrzuciłaś Billa, kiedy ten wciąż chciał spotykać się z tobą dość często. Nie bardzo to zrozumiałem i wolałem powiedzieć ci o tym dzisiaj, żebyśmy pogadali o tym na trzeźwo.
- Jak to odrzuciłam? – W ogóle nie rozumiałam, o co mu chodziło. Nawet zdziwiłam się, gdyż nigdy w życiu nie zrobiłabym tego Billowi. Niby dlaczego? Czyżbym coś przekręciła? Albo Victor źle coś zinterpretował?
- Przecież oznajmiłaś mu, że nie chcesz się z nim spotykać, ponieważ boisz się, że zepsuje to reputacje twoją i twojej restauracji. Zabrzmiało to co najmniej, jakbyś powiedziała mu, żeby dał ci spokój, bo nie chcesz, żeby zepsuł ci opinię. 
Byłam w szoku. 
Próbowałam sobie przypomnieć, co mu wtedy powiedziałam.
- Ale… to niemożliwe – wydusiłam wreszcie z siebie. – Nie mógł przecież tego tak zrozumieć. Powiedziałam mu tylko, że natknęłam się na artykuł o Tomie i jakiejś dziewczynie, z którą się rzekomo spotykał, a ja nie chciałam czytać o sobie czegoś podobnego!
- Owszem, Elyso, mógł. Jeśli wcześniej byliście bardzo blisko, chodziliście razem praktycznie wszędzie, bardzo często, a ty nagle mówisz mu, żebyście to ograniczyli, to raczej nie da się zinterpretować tego w inny sposób, jak zwyczajne danie kosza. A ten artykuł, o co w nim chodziło?
- Ktoś zrobił Tomowi zdjęcie z jakąś dziewczyną – próbowałam sobie przypomnieć. – Chyba z Rią, ale miał bardzo niesmaczny tytuł. Chyba: ,,Tom Kaulitz znowu z nową kobietą! Która to już w tym roku?”. Tak mi się wydaje. Nie chciałam, żeby i moje zdjęcie pojawiło się w czymś takim z podobnym podpisem. 
- Tak powiedziałaś Billowi? – zapytał Victor pociągając łyk lemoniady przez słomkę. 
- Wydaje mi się, że tak. 
- A jak on na to zareagował?
- Cóż… nie pamiętam… - przyznałam. – Chyba trochę go to rozbawiło, lecz kiedy zauważył, że jestem poważna, przestał się śmiać i powiedział, że to przecież zwykły artykuł, a on unika pokazywania się publicznie w miejscach, gdzie łatwo byłoby zrobić mu zdjęcie. Zapewniał mnie, że nam się nic takiego nie przytrafi i na pewno nie zobaczę swojego zdjęcia z takim tytułem. 
- Nie uwierzyłaś mu? – dopytywał, a ja czułam się trochę jak na przesłuchaniu, lecz gdzieś w głowie przemknęła mi myśl, że dobrze postępuję, analizując z Victorem to wszystko. 
- Sama nie wiem – wyznałam po chwili ciszy. – Wydaje mi się, że wierzyłam, ale docierało do mnie powoli, że jestem w nim zakochana, lecz nie czułam od niego takiego samego zaangażowania. Niby chciał się ze mną spotykać, chodziliśmy razem do kina, na zakupy, zapraszał mnie na imprezy, na których było mnóstwo jego znajomych, przedstawiał mnie jako swoją bliską przyjaciółkę, ale i tak czegoś mi brakowało. Czułam, że to tylko i wyłącznie przyjaźń, a nie związek dwojga ludzi. Wydaje mi się, że po części dlatego się trochę od niego odsunęłam. Nie chciałam, żeby skończyło się tak, że on w pewnym momencie powie mi, że znalazł sobie kogoś, a ja będę przepełniona nadzieją, że to wszystko, co razem przeszliśmy, te wszystkie spotkania… to zwykłe przyjacielskie gesty, które źle zinterpretowałam.
- Dlatego wolałaś się trochę odsunąć – podsumował za mnie. – Nie chciałaś, żeby to odrzucenie tak bardzo bolało.
Nie odpowiedziałam na to, bo już nie było nic do dodania. Opowiedziałam mu chyba już o wszystkim i czułam, że bardzo mi ulżyło. Nie sądziłam, że moja ogromna chęć porozmawiania o swoich uczuciach z kimś innym, zakończy się w tak pozytywny sposób i będę mogła zrozumieć, że powinnam częściej robić coś takiego. Ulżyło mi, bo mogłam podzielić się z Victorem tym, co siedzi we mnie obecnie i cieszyłam się, że mnie nie skrytykował, nie oceniał, a zwyczajnie wysłuchał i powiedział, co o tym wszystkim myśli. 
Jednak moje obawy, które mu przedstawiłam, sprawdziły się teraz. Bill przedstawił mi swoją znajomą – nawet nie przyjaciółkę – która prawdopodobnie w przyszłości stanie się jego partnerką. Widziałam błysk w jego oku, kiedy mi ją przedstawiał, a do tego mówił o niej w ciepły sposób tak, jakby naprawdę wiązał z nią jakieś plany na przyszłość. Szkoda tylko, że znał ją od niedawna i w tak krótkim czasie doszedł do wniosku, że może to jest kobieta dla niego. My znaliśmy się od trzech lat, gdzie przez pierwszy miesiąc widywaliśmy się tylko w mojej restauracji, kiedy przychodził ze swoim bratem oraz Georgiem i Gustavem na kolację. 
Było mi bardzo przykro, ale wolałam nie zaprzątać sobie teraz tym głowy, chociaż przypomniałam sobie o wiadomości, którą mi wysłał, a ja na nią nie odpowiedziałam. Nie sprawdziłam też, czy Shermine mi odpisała na esemesa. Pod pretekstem pójścia do łazienki, przeprosiłam Victora i zajrzałam po drodze do swojej sypialni. Dzwonek w komórce miałam wyciszony, wibracje również wyłączyłam, żeby nikt nie przeszkadzał mi w ciągu tych wolnych dni od pracy i nawet nie zauważyłam, że mam trzy nieodebrane połączenia od Shermine, dwa od Billa oraz cztery wiadomości od przyjaciółki i jedną od przyjaciela. Serce podskoczyło mi w piersi na widok imienia Billa, ale zdecydowałam, że odczytam jego wiadomości za chwilę. Najpierw Shermine, której połączenia przychodzące zignorowałam; przeczytałam esemesy.

,,Jak to?! Victor został na noc?! Czy między wami do czegoś doszło?! Musisz mi wszystko opowiedzieć!!!”

,,Dlaczego nie odbierasz?! Aż się boję, że coś Ci zrobił!”

,,ELYSA! Nie bądź taką suką! Odbierz!”

,,Jesteś złą przyjaciółką! Ale mam nadzieję, że dobrze się bawisz i wszystko mi wreszcie opowiesz, kiedy wyswobodzisz się z ramion tego przystojniaka! Powiedziałam Tomowi i jest równie ciekawy, co ja! Bill jakoś nie za bardzo pała ciekawością. Jest trochę przygnębiony. Niby poznał nas z Caro, ale w ogóle o niej nie mówi. Nie wiem, czy się pokłócili, czy o co chodzi, ale nie chce o tym gadać nawet z Tomem. Ale cóż… Daj znać, kiedy będziesz mogła rozmawiać, bo jestem ogromnie ciekawa! Chociaż możesz zdradzić, ile czasu z nim jeszcze spędzisz!”

Uśmiechnęłam się do telefonu i wystukałam jej szybką odpowiedź, że odezwę się w niedzielę. Wtedy też będziemy mogły się spotkać i wybrać wieczorem na jakąś kolację. Opowiem jej wszystko ze szczegółami, aż będzie miała mnie dość.
Chwilę później serce zaczęło mi bić mocniej, kiedy włączyłam podgląd wiadomości od Billa.

,,Shermine powiedziała, że świetnie się musisz bawić z Victorem, skoro nawet nie odbierasz telefonów, ani nie odpisujesz na wiadomości. Szkoda. Naprawdę sądziłem, że będziesz chciała wyjaśnić sobie ze mną to nieporozumienie. Mam nadzieję, że rzeczywiście dobrze się z nim bawisz i czujesz się lepiej. Rozumiem, że możesz być na mnie zła za to, co usłyszałaś, lecz wolałbym szczerze o tym porozmawiać, niż unikać konfrontacji. Jestem teraz rozczarowany Twoim, nieco dziecinnym, zachowaniem. Odezwij się, proszę.”

Westchnęłam pod nosem, próbując poukładać sobie w głowie myśli, które teraz po niej krążyły. Nie mogłam wyjawić Billowi prawdy o tym, że zwyczajnie byłam zazdrosna o Caroline, bo musiałabym wyznać mu wszystkie swoje uczucia. A tego nie chciałam. Chyba bałam się jego reakcji.
Jednak odpowiedzieć na wiadomość musiałam, żeby nie czuł się źle. Jak mogłabym odpisać Shermine, a jemu nie? Przecież z nim łączyła mnie dłuższa przyjaźń niż z dziewczyną.

,,Było mi bardzo przykro, że mnie tak potraktowałeś. Nadal jest. Poczułam się naprawdę źle, bo wyglądało to tak, jakbyśmy przyjaźnili się tylko po to, żebyś mógł przyjść sobie od czasu do czasu coś zjeść w mojej restauracji. To nie jest fair. Nie chcę się czuć, jakbym dla Ciebie pracowała, bo nie tak wygląda przyjaźń. Poczułam się jak przedmiot. Z Victorem dobrze spędzam czas, jest bardzo miło. Sam przecież powiedziałeś, żebym dała mu szansę, więc posłuchałam.”

Przeszłam do łazienki i po dwóch minutach wróciłam do Victora, aby znowu usiąść obok niego na kanapie i oglądać razem kolejny odcinek serialu.

Następny dzień był ostatnim, kiedy mogłam patrzeć na Victora i móc się do niego przytulić. Wyjeżdżał, a ja czułam, że razem z bagażem zabiera ze sobą kawałek mojego serca. Mimo krótkiej znajomości wiedziałam, że stał się dla mnie kimś ważnym. Powiernikiem, który słuchał, rozumiał, nie oceniał, tylko doradzał, kiedy tego potrzebowałam. Szkoda, że musiał opuścić Los Angeles, ponieważ chciałam mieć tu blisko kogoś, komu mogłabym wypłakać się w rękaw. Miałam niby Shermine, jednak ona była… cóż… jakoś nie czułam, że była odpowiednią osobą, z którą można było rozmawiać o moich uczuciach do Billa.  
W sobotni ranek zapytałam Victora, czy chciałby, abym odwiozła go na lotnisko, z czego ten szczerze się ucieszył i zgodził na moją propozycję. W aucie nie rozmawialiśmy dużo. Oboje czuliśmy, że to nasze pożegnanie i nie zobaczymy się szybko, lecz na pewno nie widzimy się po raz ostatni. Czułam łzy w kącikach oczu i ukradkiem je wycierałam, mając nadzieję, że jednak Victor ich nie widzi. On wcześniej odstawił swoje auto do domu rodziców, ponieważ go ze sobą nie zabierał, a godzinę później ja podjechałam pod jego dom. Tam zapakował bagaże do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko. Na miejscu byliśmy pół godziny przed czasem i dowiedziawszy się, że nie ma żadnych opóźnień, skierowaliśmy się w stronę odlotów.
- Czas się pożegnać, kochana – powiedział i uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, którego tak bardzo będzie mi brakowało.
Nie hamowałam już łez. Pozwoliłam, aby strużkami płynęły po moich policzkach jak strumyki i w duszy pochwaliłam siebie za to, że nie nakładałam zbyt dużej warstwy makijażu. Victor, widząc moje łzy, położył dłoń na moim policzku.
- Nie płacz, proszę. Nie zasługuję na twoje łzy,
- Będę za tobą tęsknić – wyjąkałam i pociągnęłam nosem.
- Nie bardziej niż ja za tobą – odrzekł, głaszcząc mnie po twarzy i ścierając łzy. – Dni spędzone z tobą w tym miejscu były najpiękniejszymi w moim życiu. Chciałbym móc dzielić z tobą każdy następny aż do końca mojego życia. Już dawno chciałem ci powiedzieć, że jestem w tobie zakochany.
Spojrzałam na niego zaskoczona i jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nie spodziewałam się, że usłyszę od niego coś takiego i te słowa bardzo mnie zabolały.
- Nie mów tak – jęknęłam. – Nie zasługuję na to, żeby taki mężczyzna jak ty, mówił mi takie rzeczy. 
- Och, moja kochana – zaśmiał się pod nosem i mnie przytulił. – Tak bardzo żałuję, że nie pojawiłem się w twoim życiu wcześniej niż Bill. Może wtedy pokochałabyś mnie, a nie jego. 
Załkałam głośno i wtuliłam się bardzo mocno w jego klatkę piersiową. Czułam, że jeśli zaraz stamtąd odejdzie, a ja zostanę sama, będę siedzieć tu do wieczora i zwyczajnie załamię się na oczach wszystkich ludzi, który przechodzili koło nas. Oni myśleli, że jesteśmy tak bardzo w sobie zakochani, ale my wiedzieliśmy, że to uczucie pochodzi z jednej strony.  Ja nie mogłam odwzajemnić uczuć Victora, lecz on miał nadzieję, że może kiedyś by się to zmieniło. Ja jednak byłam pewna, że albo musiałoby minąć sporo czasu, albo Bill musiałby wyrządzić mi bardzo dużą krzywdę, bym przestała go kochać.
- Będę tęsknić – powiedziałam znowu. 
- Może lepiej, że wyjeżdżam – powiedział po chwili ciszy. – Przynajmniej nie będę patrzył na ciebie, jak cierpisz z powodu nieodwzajemnionej miłości. Mam ogromną nadzieję, że ułoży ci się z Billem. Nikt tak nie zasługuje na szczęście jak ty, Elyso. 
Victor odsunął się ode mnie i zerknął na tablicę odlotów. Również zerknęłam w tamtą stronę, ale przez łzy nie dostrzegłam nic. Wytarłam policzki i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się smutno, więc miałam już pewność, że za moment nastąpi ta chwila, której nie chciałam. Żałowałam, że tak mało spędziliśmy ze sobą czasu. Żałowałam, że nie dałam mu szansy i nie spróbowałam stworzyć z nim związku, bo może coś by z tego wyszło. Żałowałam wielu rzeczy, lecz nie zdążyłam się już nad niczym zastanowić, kiedy pochwycił moją twarz w dłonie i mocno złączył nasze usta tak, że poczułam całą tę miłość, którą mnie darzył. Włożył w to całe swoje serce i doznałam szoku, z jaką mocą całował mnie, pokazując tę miłość, jaką gotów był mi dać. Na początku nie byłam pewna, co mam zrobić, lecz kiedy coraz mocniej mnie całował, a jego język próbował wślizgnąć się w moje usta, uległam. Uchyliłam wargi i poczułam jego ciepły język, który z ulgą otrzymał zaproszenie. Wspięłam się na palce i zaczęłam oddawać pocałunek, żeby chociaż w pewnym stopniu pokazać mu, że gdybym tylko mogła, dałabym mu szansę. Gdyby nie Bill, który pierwszy zagościł w moim sercu, gdyby nie do niego najpierw zaczęło bić szybciej, on byłby na jego miejscu. Jemu oddałabym to, co mam przygotowane dla przyjaciela.
Victor odsunął się ode mnie po jakimś czasie, ale nie byłam pewna, jak długo trwał nasz pocałunek. Żal było mi się od niego oddalać, ale wiedziałam, że ta chwila nie może trwać wiecznie. 
- Muszę iść – powiedział, a ja byłam w stanie tylko pokiwać głową. Patrzyłam w jego brązowe oczy, później na całą twarz, starając się zapamiętać jak najwięcej. Nie chciałam go zapomnieć. Nie chciałam, żeby obraz jego tęczówek i tego pięknego uśmiechu zniknął z mojej głowy. Pragnęłam zapamiętać go na zawsze. – Żegnaj, Elyso – dodał, uśmiechając się ze smutkiem, a ja stałam dalej jak kołek, nie reagując zupełnie na jego słowa. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
Przytulił mnie jeszcze mocno, złożył na moich obolałych ustach szybki pocałunek i odszedł, zostawiając mnie samą.

Usiadłam na pierwszej lepszej ławce w parku, nie zdolna, żeby zrobić cokolwiek innego. Łzy ciągle spływały mi po policzkach i zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Jak przez mgłę usłyszałam dzwonek swojej komórki. 
- Halo? – odezwałam się, łkając. 
- Elysa? To ty? – usłyszałam przestraszony głos Billa, na co jeszcze bardziej się rozpłakałam. – Halo? Co się stało? Płaczesz? – pociągnęłam nosem i nie byłam w stanie nic więcej zrobić. – Hej, gdzie jesteś? 
- Na… na lotnisku. Odwiozłam Victora na samolot, ale nie wiem czy uda mi się stąd odjechać. Nie dam rady prowadzić – wyjąkałam i miałam pewność, że Bill ledwie mnie zrozumiał. Wydukałam, na którym lotnisku jestem, a przyjaciel zapewnił mnie, że zjawi się na miejscu najszybciej jak się da. 
Rozłączyłam się i zaczęłam płakać jeszcze bardziej, o ile to było jeszcze możliwe. Prawie nic nie widziałam, a moje usta piekły, jakbym zjadła najostrzejszą paprykę świata. Nie zdziwiłam się, że Bill ledwo mnie zrozumiał. Zaskoczyło mnie natomiast to, że do mnie zadzwonił. Nawet nie zdążył powiedzieć, o co mu chodziło. 
Siedziałam na ławce i próbowałam się uspokoić, kiedy jakiś czas później usłyszałam, że ktoś przykucnął naprzeciwko mnie, odgarnia moje włosy, które przykleiły mi się do twarzy i głaska po policzku, jak wcześniej robił to Victor. Lecz tym razem to nie był on. Ta dłoń była bardziej delikatna, jakby obawiała się, że zrobi mi jakąkolwiek krzywdę. Dłoń, której dotyku pragnęłam od bardzo dawna.
- Och, kochana – szepnął, usiadł obok mnie i przyciągnął mnie do siebie. – Myślałem, że coś się stało. Już dobrze, nie płacz – pocieszał mnie, ale nie byłam w stanie się uspokoić. – Wszystko będzie dobrze, tylko przestać płakać, proszę. 
Bill kołysał mną i wciąż powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że nie powinnam aż tak przeżywać, lecz mało co do mnie docierało. Już nie płakałam z powodu wyjazdu Victora. Płakałam z bezradności, bo nie umiałam poradzić sobie z własnym życiem. Płakałam, bo nie byłam dobrą przyjaciółką, bo Bill widział mnie w takim stanie, bo przyjechał tutaj i siedzi teraz obok i za wszelką cenę chce mnie uspokoić. Pomógł mi wstać z ławki i zaprowadził do mojego samochodu, gdyż sam przyjechał taksówką i musiał szukać w mojej torebce kluczyków, by posadzić mnie na miejscu pasażera. Kucnął przede mną i głaskał mnie po kolanie i ściskał dłoń.

Uspokoiłam się jakiś czas później. Czułam, że mam zapchany nos, a głowa zaczęła mnie strasznie boleć od płaczu. Twarz miałam całą mokrą od łez, które przestały spływać mi po policzkach.
- Przepraszam – powiedziałam cicho do Billa, który siedział teraz na brzegu siedzenia pasażera obok mnie i patrzył na mnie. – Zachowuję się jak wariatka. Nie chciałam się tak rozkleić, nie wiem, co mi się stało. Chyba zwyczajnie potrzebowałam się wypłakać – przyznałam. 
- Odwieźć cię do domu? – zapytał, a ja pokiwałam głową. 
Usiadł za kierownicą mojej Toyoty Rav. 4 i zapalił silnik. Przez drogę do mojego domu nie odzywaliśmy się do siebie. Ja próbowałam doprowadzić swoją twarz do porządku, a Bill skupiony był na drodze, lecz jego jedna dłoń wciąż spoczywała na moim udzie. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam jego dotyku, gdyż przy nim czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że on nie odejdzie tak, jak to zrobił Victor tego samego dnia. 
Usta miałam spuchnięte i mocno zaczerwienione. Nawet nie dało się tego w ogóle zasłonić. Bill spoglądał na mnie czasem, jak przecierałam twarz wacikiem nasączonym olejkiem do demakijażu, który zawsze trzymałam w aucie, ale nic nie powiedział. Czułam, że chce ze mną porozmawiać nie tylko dlatego, żeby wyjaśnić sytuację, która miała miejsce w restauracji, ale też tę, dlaczego wpadłam w aż taką histerię. Musiałam z nim pogadać, bo mu się to należało. Jednak nie w tej chwili. Nie teraz. Po pierwsze dlatego, że byliśmy w aucie i nie mogliśmy patrzeć sobie w oczy, a Bill zawsze podczas szczerej rozmowy musiał mieć swojego rozmówcę przed sobą, aby wyczytać z jego twarzy czy mówi prawdę i jest z nim całkowicie szczery. Po drugie dlatego, że jeszcze się nie pozbierałam. Potrzebowałam jeszcze co najmniej kilku minut, aby złączyć ze sobą moje strzępki nerwów i móc normalnie funkcjonować.  
- Wiesz, że musimy poważnie porozmawiać, prawda? – odezwał się Bill, kiedy od mojego domu dzieliło nas jakieś dziesięć minut drogi, a ja drgnęłam na dźwięk jego głosu. Był taki delikatny, czuły i przepełniony troską, że znowu zachciało mi się płakać. – Widzę, że jest z tobą coś nie tak, ale widzę też, że nie chcesz ze mną o tym rozmawiać. Chodzisz jakaś przygnębiona i zupełnie nie wiem, co się dzieje. Nie odpuszczę, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi. I chyba nawet nie o Victora, bo rozumiem, że był dla ciebie ważny, ale to nie tylko przez niego tak się rozkleiłaś.
Westchnęłam ciężko. Zawsze umiał odczytać wszystkie moje myśli i wszystkie uczucia, które mną targały. Za każdym razem, gdy płakałam, potrafił stwierdzić z jakiego powodu. Był przykładem prawdziwego przyjaciela, który rozumiał mnie bez słów. Uważałam, że to tak niesamowite, że gdybyśmy stworzyli związek, byłby to związek idealny. 
- Jestem po prostu zmęczona tym wszystkim, Bill – powiedziałam po chwili ciszy. – Pracą, życiem samej w tym dużym domu. Tym, że mam dwadzieścia sześć lat i jestem sama, bo nie umiem znaleźć sobie chłopaka. Tym, że świetny facet, który się we mnie zakochał, wyjechał pewnie na zawsze do Europy, bo nie chciałam z nim jechać. A ty traktujesz mnie jak znajomą, która może załatwić ci stolik za darmo, kiedy tego potrzebujesz… Jestem beznadziejna i tyle – zakończyłam, gdyż nie chciałam się zagłębiać w dalsze zakamarki moich myśli. 
Poczułam jak jego dłoń mocniej zaciska się na moim udzie, więc spojrzałam na niego. Jego oczy były pełnią czekolady, pod którą moje ciało się rozpływało za każdym razem, gdy na mnie patrzyły. Czułam, że mogłabym zrobić wszystko, żeby tylko te oczy kiedykolwiek zaczęły patrzeć na mnie z miłością.
- Elyso, teraz mnie zraniłaś. Jak możesz tak w ogóle myśleć? – prychnął. – Zresztą, zaraz będziemy u ciebie w domu, to sobie porozmawiamy – uciął, wciąż trzymając rękę na moim udzie.
W tym miejscu skóra paliła mnie tak, jak usta, które jakiś czas temu całował ktoś inny.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Ostatnie pożegnanie. [27] ON

W tym odcinku poruszyłam tematy związane z psychologią społeczną. Informacje o tym zaczerpnęłam z książki autorstwa Carol Tavris oraz Carole Wade pod tytułem "Psychologia. Podejścia oraz koncepcje". Sprawdzałam ten rozdział kilka razy, długo nad nim siedziałam, żeby zawrzeć wszystkie istotne informacje w jednym, aby potem nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania. Jest tutaj przedstawiona cała sytuacja związana z utratą pamięci przez Billa i - mimo, że nie wszystko jest jasne - co nieco postarałam się wyjaśnić. 
Gdyby jednak ktoś miał wątpliwości co do tego, co tutaj napisałam, zaznaczam, że posiadam informację z książki, której tytuł wymieniłam na początku i nic nie pisałam "z głowy". 
Na kolejny rozdział zapraszam w przyszłym tygodniu, wstępna data to 23 kwietnia. 

ON
Nie zdawałem sobie sprawy, że kiedykolwiek umówię się na wizytę do psychiatry. Pytałem Toma, czy byłem już kiedyś u takiego lekarza, a on odpowiedział mi, że nie. W podstawówce kilka razy byliśmy razem u psychologa szkolnego, kiedy inne dzieciaki dręczyły nas, bo wyglądaliśmy inaczej, ale skończyło się to, kiedy przestaliśmy chodzić do szkoły z innymi dziećmi. Gdy byliśmy nastolatkami i zaczęliśmy naszą muzyczną karierę, zadecydowaliśmy, że ukończymy szkołę przez Internet. I mimo, że dawniej uważaliśmy to za dobre wyjście, teraz nie podjęlibyśmy drugi raz takiej samej decyzji. Jednak co się stało, to się nie odstanie i musimy iść naprzód.
Tom trochę opowiedział mi o naszym życiu w Niemczech i o tym, jak potoczyła się nasza kariera. Początkowo w ogóle nic do mnie nie docierało, jednak po kilku dniach co nieco zaczęło mi świtać i powoli przypominałem sobie wydarzenia z przeszłości. Nie było tego dużo, ale zawsze coś.
Przez to właśnie, że zacząłem przypominać sobie wydarzenia z mojego życia, uznałem, że wizyta u psychiatry jest zupełnie niepotrzebna i całkowicie pozbawiona sensu. Po co się umawiać na tę konsultację ze specjalistą, skoro powoli coś tam zaczyna mi świtać w głowie i może wkrótce, nawet w ciągu kilku lub kilkunastu dni, pamięć całkowicie mi wrócić? Lecz ani Tom, ani Elysa nie dawali mi spokoju. Chodzili za mną krok w krok i wciąż powtarzali, że to najlepsza decyzja, jaką mogę podjąć; psychiatra mi pomoże, uda mi się wszystko przypomnieć z jego pomocą, a za jakiś czas wszystko wróci do normy i będę całkowicie zdrowy.
Może.
Ja nie byłem tego taki pewien, ponieważ nawet te nieliczne wspomnienia, które dotarły do mnie w ciągu tych kilku dni, w zupełnie niewyjaśnionych okolicznościach, niełatwo było sobie przypomnieć. Czasami nawet zdarzało się, że przez to całe przypominanie sobie i usilne próby powrotu do przeszłości, głowa tak strasznie mnie bolała, że żadne leki nie były w stanie uśmierzyć tego okropnego bólu. Kończyło się więc na tym, że spędzałem resztę dnia w swoim pokoju i albo przesypiałem do kolejnego ranka, albo tylko leżałem i gapiłem się w sufit, zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. Całe szczęście, że kiedy mówiłem Tomowi, że boli mnie głowa, dawał mi spokój, bo gdyby wciąż mnie męczył... raczej nie żylibyśmy ze sobą w zgodzie.
Elysa również bardzo się starała pomóc mi odzyskać wspomnienia. Tom powiedział mi, że wzięła sobie bardzo dużo wolnego od pracy, zostawiając ją jakiemuś swojemu zastępcy tylko po to, aby codziennie móc przyjeżdżać do naszego domu i starać się spędzić ze mną choć kilka godzin dziennie po to, abym mógł z nią rozmawiać. Brat zresztą też praktycznie nie odstępował mnie na krok i czasami czułem się naprawdę dziwnie, gdy non stop widziałem go u swojego boku. Chyba nawet, gdyby tylko mógł, chodziłby za mną do łazienki... Takie przynajmniej miałem wrażenie.
Byłem bardzo wdzięczny Elysie, że tak bardzo się dla mnie poświęca mimo tego, co się między nami wydarzyło, jednak momentami już mnie męczyła jej obecność. Czasem wolałbym posiedzieć z nią i posłuchać muzyki, rozmawiając na inne tematy niż moja przeszłość, którą starała się mi przypomnieć. Gdy już nie miałem ochoty na nic, nawet czasem udawałem ból głowy, żeby tylko móc zostać samemu i wreszcie posiedzieć w ciszy. Nie chciałem mówić Elysie wprost o tym, że takie ciągłe krążenie nade mną w ogóle mi nie pomaga, a nawet wpływa na mnie jeszcze gorzej, ponieważ za bardzo się stresuję. I chociaż nie jestem lekarzem, mam pewność, że nie jest to dobre dla mojego zdrowia. Lecz milczałem, nie mówiłem nic. Już wystarczająco się przeze mnie nacierpiała.
- Pan Bill Kaulitz  – usłyszałem nagle, kiedy tak analizowałem sobie to wszystko, co wydarzyło się w ciągu tych paru dni, odkąd wyszedłem ze szpitala.
W pewnym momencie w ogóle się wyłączyłem i przestałem zwracać jakąkolwiek uwagę na otoczenie. A siedzieliśmy w trójkę na plastikowych krzesełkach w kolejce do gabinetu psychiatrycznego. Jakiś lekarz miał mnie przebadać, wystawić wstępną diagnozę i zaproponować jakieś leczenie. Nie zapamiętałem nazwiska lekarza, lecz byłem pewien, że na pewno się nam przedstawi. 
Tom i Elysa towarzyszyli mi i bardzo się z tego cieszyłem. Pan doktor wyjrzał ze swojego gabinetu i powiedział, żebyśmy w trójkę weszli do środka. Poczułem niemałą ulgę, że nie musiałem wchodzić do tej jaskini lwa sam. 
Wszyscy troje jednocześnie podnieśliśmy tyłki z niewygodnych krzesełek i weszliśmy do środka. Za biurkiem stał starszy facet, który na głowie miał tylko trochę siwych włosów, a na twarzy minimalnie za długie siwe wąsy. Na nos wsunął sporej wielkości okulary. Uśmiechał się, co wziąłem za dobry znak. Mężczyzna ubrany był w szary garnitur i czarny krawat w białe paski, który w ogóle do niego nie pasował. Starałem się jednak nie patrzeć na jego ubiór, a spróbować wyczytać cokolwiek z jego oczu. Niestety, nie udało mi się nic odszukać, ale nie zniechęcałem się, ponieważ profesor wyglądał przyjaźnie, prawie jak taki przyjaciel rodziny lub dobry wujek, który zaprosił dzieci na herbatkę, żeby poopowiadać historyjki z dzieciństwa.
Przywitał nas z uśmiechem i przedstawił się jako profesor Denis Klein, psychiatra od pięciu lat, który zajmuje się kwestiami psychologii i psychiatrii. Obecnie prowadzi tę właśnie klinikę, w której stara się pomóc osobom podobnym do mnie, wrócić do swoich dawnych wspomnień i zacząć żyć na nowo, nie martwiąc się o kolejne dni, że coś może im umknąć.
Trochę to było dla mnie dziwne, gdyż brzmiało jak zapowiedź jakiegoś interesującego filmu, a nie wizyty, która ma na celu sprawdzić, co mi jest, jak długo potrwa, zanim będę zdrów i jak powinienem sobie z tym radzić.
- Proszę usiąść  – wskazał na trzy krzesła przed swoim biurkiem. Zrobiliśmy to, o co nas poprosił, sam również zajmując swoje miejsce. Patrzyliśmy na niego zaciekawieni tym, co ma nam do powiedzenia.  – Czytałem pańską kartę, panie Kaulitz i muszę szczerze przyznać, że jestem zaskoczony pańskim przypadkiem.
- Co to znaczy?  – zapytał Tom.
- To znaczy, że nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim  – wyjaśnił. 
- Może pan mówić jaśniej, panie Klein?  – odezwała się Elysa.  – Bill stracił pamięć, lecz jednocześnie coś pamięta. W ciągu kilku poprzednich dni, znowu sobie coś przypomniał. Czy to znaczy, że pamięć mu wróci?
- Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne, lecz zarazem skomplikowane. – Klein patrzył na nas, siedząc za swoim biurkiem. Widać, że był zaangażowany w rozmowę i chciał nam pomóc. – Zajmuję się psychiatrią, ale znam się również na psychologii. Jak pewnie się państwo domyślacie, myśli i pamięć człowieka to coś, co posiada każdy i u każdego znaczy to coś innego. Jeden pamięta bardzo dużo z czasów dzieciństwa, inny zupełnie nic. Jeden straci pamięć w wyniku doznanego szoku, inny natomiast przez to, że bardzo mocno uderzył się w głowę. Psychiatria posuwa się coraz bardziej do przodu, jednak wciąż nie wiadomo na tyle dużo, żeby być wszystkiego pewnym.
- Więc nie wiadomo, dlaczego straciłem prawie wszystkie wspomnienia? – zapytałem. Bardzo mnie zaciekawił, chociaż powiedział dopiero kilka zdań wstępu. Chciałem słuchać do dalej i móc dowiedzieć się jak najwięcej. Z każdą minutą, coraz mniej żałowałem, że tutaj przyszedłem. 
- Pozwolicie mi państwo, że zrobię wam mały wykład? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie mieliśmy zatem innego wyjścia, jak tylko przystać na jego warunki.
Klein poprosił nas o zmianę miejsc i tym razem siedzieliśmy na jasnej, skórzanej kanapie pod ścianą, a profesor postawił naprzeciw nas wysoki stojak z dużymi kartkami papieru i zaczął swój monolog.
- W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku sąd w Kalifornii uznał emerytowanego pilota wojskowego za winnego morderstwa – powiedział.  – Nie będę operował tutaj nazwiskami, ponieważ nie jesteśmy na zajęciach na uczelni, a prowadzimy zwykłą rozmowę. Zwyczajnie próbuję państwu podać przykład, jak można zmienić czyjeś życie poprzez terapię. A więc, w latach dziewięćdziesiątych sąd uznał pilota wojskowego za winnego morderstwa. Wyrok ten został nadany na podstawie przywróconych wspomnień jego dorosłej córki. Zeznała ona, że gdy bawiła się ze swoim dzieckiem, w pewnym momencie powróciło do niej przerażające wspomnienie. Jej własne dziecko przypomniało jej o przyjaciółce z dzieciństwa, która została zamordowana dwadzieścia jeden lat wcześniej, jako ośmioletnia dziewczynka. Zbrodniarza nigdy nie ujęto, ale w tamtym momencie kobieta przypomniała sobie, że była świadkiem zabójstwa, którego sprawcą był jej ojciec. Po kilku miesiącach przypomniała sobie również, że począwszy od trzeciego roku życia, była przez kilka lat molestowana przez własnego ojca.
- Och... - wyrwało się Elysie, siedzącej obok mnie. Ja także byłem w szoku, słuchając tego, co profesor nam opowiadał. Nie śmiałem mu przerywać. Żadne z nas nie chciało mu przeszkadzać w prowadzeniu tego krótkiego wywiadu. Każde z nas miało nadzieję, że dzięki temu uda się pomóc także mnie.
- Wkrótce potem w całej Ameryce Północnej pojawiło się wiele innych doniesień o przywróconej pamięci wykorzystywania seksualnego, po których nastąpiła fala śledztw i procesów – kontynuował Klein. – W jednej z takich spraw, inna kobieta, wystąpiła przeciwko ojcu, zeznając, że w wieku od pięciu do dwudziestu trzech lat, była molestowana przez ojca, który zgwałcił ją tuż przed jej ślubem. Twierdziła, że wcześniej nie pamiętała tych faktów, które pojawiły się w jej pamięci dopiero, gdy poddała się terapii.
Kolejny szok wymalował się na mojej twarzy. Nigdy nie spotkałem osoby, która byłaby wykorzystywana seksualnie przez kogoś w rodzinie. A przynajmniej tak mi się wydawało. W ogóle nigdy chyba nie poznałem kogoś, kto wykorzystywany byłby przez drugiego człowieka w jakiś inny sposób. Nie wyobrażałem sobie, że ojciec może zrobić coś takiego własnej córce i w głowie mi się ro nie mieściło. Wolałbym chyba umrzeć niż żyć ze świadomością, że dla własnego ojca lub matki jestem obiektem pożądania... Aż wzdrygnąłem się na samą myśl i dreszcz przeszedł mi po plecach.
- Przez długie lata toczyła się bardzo zawzięta dyskusja, czy można wierzyć takim oskarżeniom i czy są wystarczającą podstawą do wydania wyroku skazującego, jeśli nie ma innych dowodów. Jedna strona – nazwijmy ją szkołą przywróconej pamięci – wyraża przekonanie, że fałszywe wspomnienia są rzadkością, że pamięć o traumatycznych przeżyciach zwykle kryje się poza świadomością i że ludzie, którzy nie dowierzają przywróconym wspomnieniom wstrząsających doświadczeń mimo woli potępiają swoje ofiary i wspierają kryminalistów. Druga strona – nazwijmy ją szkołą pseudopamięci – jest zdania, że przypadki wykorzystywania naprawdę się zdarzają, lecz wiele fałszywych wspomnień wyrządzonych krzywd rodzi się pod wpływem naiwnych lub niekompetentnych terapeutów.
Klein zamilkł na moment, dając nam trochę czasu na przemyślenie sobie jego słów. Sam nie wiedziałem, co sądzić o tym wszystkim. To, że kobiety były wykorzystywane przez swoich ojców przez długi czas i nie pamiętały tego, było naprawdę bardzo dziwne. Nie wiem zatem, po której stronie mógłbym się znaleźć. Profesor mówił tak, jakby cytował jakąś książkę albo był świadkiem czegoś podobnego i ma na ten temat bardzo dużą wiedzę.
- Te kwestie budzą ogromne emocje – odezwał się znowu. – A to dlatego, że walka toczy się o wielką stawkę. Mianowicie, o oddanie sprawiedliwości ofiarom przez ukaranie sprawców wykorzystywania lub innych przestępstw, a jednocześnie zapewnienie ochrony przed fałszywymi oskarżeniami, które mogą zrujnować życie człowieka.
Przyznałem mu w duchu rację. Nikt przecież nie chciałby zostać bezpodstawnie oskarżonym o coś, czego tak naprawdę nie zrobił. Jednocześnie przecież ofiara wykorzystywania lub innego przestępstwa, będzie dążyć do tego, żeby sprawiedliwości stało się zadość i ten, który wyrządził jej krzywdę, powinien zostać odpowiednio ukarany.
- Po co nam pan to wszystko opowiada? – odezwał się Tom. – Przecież Bill nikomu nie zrobił żadnej krzywdy.
- Och! Nie to miałem na myśli! – Klein się zaśmiał i aż klasnął w dłonie z rozbawienia. – Musicie mi wybaczyć, zawsze słyszałem od swoich pacjentów, że nie mówię zbyt jasno, a ja wciąż nad tym jeszcze pracuję. – Westchnął głośno, zapewne po to, aby zebrać myśli. – Chciałem wam podać przykład na to, że pamięć może powrócić nawet po kilkunastu latach i w pewnym momencie coś może w naszym życiu ulec wielkiej zmianie. Pan Bill stracił pamięć, ale może ją odzyskać w każdej chwili. Dzisiaj, jutro, za miesiąc, a nawet za dziesięć lat. Chodzi o to, że nigdy nic nie wiadomo, jak to mówią. I należy spodziewać się wszystkiego.
- W porządku, rozumiem – odezwała się Elysa. – Jednak wciąż krąży pan wokół odpowiedzi na pytanie, co się stało, że Bill nic nie pamięta.
- Tak, tak – pospieszył z odpowiedzią Klein. Poprawił marynarkę i napisał na dużej kartce zielonym mazakiem słowo ,,PAMIĘĆ”. – Pamięć, moi drodzy, oznacza zdolność przechowywania i przywoływania informacji, a także struktury psychiczne, które tę zdolność współtworzą. Pamięć ludzka charakteryzuje się nadzwyczajną sprawnością. Większość z nas bez trudu przypomni sobie, kto walczył z kim podczas drugiej wojny światowej oraz jak  brzmi melodia znanego wszystkim utworu Beethovena ,,Dla Elizy”. Nie wahając się ani chwili potrafimy odtworzyć tysiące szczegółów dotyczących naszych ulubionych filmów. Pamięć daje nam kompetencję – bez niej bylibyśmy bezradni jak noworodki. Nie radzilibyśmy sobie nawet z najprostszymi czynnościami codziennego życia. Daje nam to ponadto poczucie tożsamości, na którą składają się nasze osobiste wspomnienia. Dlatego właśnie czujemy się zagrożeni, kiedy ktoś je podważa. Pamięć, moi drodzy, oddaje nam przeszłość i wprowadza w przyszłość.
Pan doktor mówił naprawdę ciekawie, zapamiętałem dużo rzeczy, jednak wciąż nie dowiedziałem się niczego konkretnego oprócz tego, że w pewnym momencie całego tego wykładu mogę przypomnieć sobie, że w wieku dziesięciu lat, jakiś daleki krewny mnie obmacywał albo popełniłem jakąś straszną zbrodnię, kiedy miałem dwanaście lat, ale w jakichś niewyjaśnionych okolicznościach, zwyczajnie tego nie pamiętam.
Trochę mnie również denerwowało to, że profesor nie wyłożył od razu kawy na ławę tylko robi nam jakiś dziwny wykład, z którego – mam nadzieję – wyjdziemy mądrzejsi o dodatkową wiedzę.
Zerknąłem na Toma, który miał minę, jakby wcale nie chciał tutaj być. Chyba coraz mniej podobał mu się pomysł z całą tą terapią. Na usta cisnęło mi się ,,a nie mówiłem?”, lecz się nie odezwałem, gdyż Klein ciągle mówił i mówił. Elysa natomiast słuchała go z wyraźnym skupieniem na twarzy wyglądała na bardzo pochłoniętą tym wykładem.
- Rekonstruując swoje wspomnienia, bardzo często sięgamy do wielu źródeł – mówił dalej Klein. – Załóżmy, panie Kaulitz – tu zwrócił się do mnie – że ktoś prosi pana o opisanie jednego z wielu pana dawnych przyjęć urodzinowych. Niektóre fakty odtworzy pan na podstawie bezpośrednich wspomnień, ale jednak zdarza się również, że dołącza pan do nich fragmenty różnych rodzinnych przekazów oraz informacje ze zdjęć czy też fragmenty relacji urodzinowych innych osób a nawet sceny urodzinowe zapamiętane z telewizji.
Zdziwiłem się trochę, ponieważ naprawdę nie wiedziałem, że coś takiego może się zdarzyć. Nigdy nie zastanawiałem się poważnie nad tym, jak odbyło się moje i Toma któreś przyjęcie urodzinowe, kto na nim był, jakie dostaliśmy prezenty, kto się pokłócił, czy coś podobnego. Nie sądziłem, że przywołując wydarzenia z przeszłości, można mieszać aż tyle rzeczy. To było bardzo interesujące.
- Wszystkie te niepowiązane ze sobą elementy łączymy w spójną całość i nie potrafimy odróżnić pierwotnych doświadczeń od tego, co dodaliśmy po fakcie. A takie zjawisko nazywamy niepamięcią źródła – wyjaśnił i napisał na tablicy ,,NIEPAMIĘĆ ŹRÓDŁA = BŁĘDNE OKREŚLENIE ŹRÓDŁA”.
-  Czy to bardzo źle, kiedy tak wszystko nam się ze sobą miesza? – zapytał Tom, próbując przywdziać na twarz poważną minę.
- Cóż, może nie bardzo źle, jednak kiedy za bardzo mieszamy nasze wspomnienia z epizodami widzianymi w filmach, to… czasami może dojść do takiego uszkodzenia naszego mózgu, że już w ogóle nie będziemy wiedzieć, co jest prawdą, a co tylko fikcją zaczerpniętą z ulubionego filmu czy serialu. – Klein uśmiechnął się, mimo tej nieco dramatycznej wypowiedzi. Jednak widocznie ucieszył się, że ktoś z naszej trójki okazuje zainteresowanie i udziela się w jego wykładzie.
Przez głowę przeleciała mi myśl, czy wszystko jest ze mną w porządku i czy nie mam pomieszanych swoich własnych wspomnień z czymś, co kiedyś zobaczyłem w telewizji lub usłyszałem od jakiegoś znajomego. Ale w tym samym momencie dotarło do mnie, że przecież tak naprawdę nie pamiętam z dzieciństwa praktycznie nic, a Tom jeszcze zbyt dużo mi nie opowiedział. Zaśmiałem się w duchu sam z siebie, jednocześnie oddychając z ulgą, że może jednak nie jest ze mną aż tak tragicznie.
- Przejdźmy może jednak dalej – powiedział doktor, spoglądając na nasze twarze.Popatrzył w swoje notatki i podrapał się po łysinie. Pomruczał sobie coś pod nosem, po czym wziął jedną ze swoich kartek, a jego twarz pojaśniała od uśmiechu. – Dobrze, w takim razie teraz skupimy się na czymś, co konkretnie dotyczy przypadku pana Billa. Są to modele pamięci. – Zapisał na tablicy te dwa słowa, po czym kontynuował, a wszyscy troje zamieniliśmy się w słuch. – Choć zazwyczaj mówimy o pamięci, jakby była to pojedyncza właściwość, to termin ten w rzeczywistości obejmuje złożony zbiór właściwości i procesów. Nie będę może opowiadać wam tutaj całej historii, tylko najważniejsze rzeczy, co wy na to?
Pokiwaliśmy wszyscy głowami na znak, że to bardzo dobry pomysł. Chyba byliśmy zgodni co do tego, że ten gość jest trochę dziwny i jeśli będziemy przebywać z nim dłużej niż to potrzebne, nie tylko ze mną może być gorzej, ale też z Tomem i Elysą.
- Większość modeli przetwarzania informacji sytuuje przechowywanie w trzech współdziałających ze sobą systemach pamięci.  Pamięć sensoryczna zachowuje napływające informacje zmysłowe przez sekundę lub dwie, zanim nastąpi ich dalsze przetwarzanie. Pamięć krótkotrwała gromadzi pewną ilość informacji przez krótki okres, mniej więcej do trzydziestu sekund, aż nie zostanie podjęty świadomy wysiłek w celu zatrzymania ich na dłużej. Pamięć długotrwała umożliwia przechowywanie informacji w długim okresie, bo od kilku minut do kilkudziesięciu lat. Informacje mogą przechodzić z pamięci sensorycznej do pamięci krótkotrwałej oraz w obydwu kierunkach pomiędzy pamięcią krótkotrwałą i długotrwałą. To są trzy systemy pamięci. – Te słowa również napisał na tablicy.
- Lekarz, który badał mojego brata powiedział, że jego utrata pamięci związana jest z uszkodzeniem pamięci długotrwałej – powiedział Tom, czytając mi tym samym w myślach, gdyż ja również chciałem o to zapytać. – Co to znaczy?
- Już przechodzę do tego – odpowiedział mu nieco wymijająco, aby znowu zajrzeć do swoich notatek. Przełożył kilka kartek i chwilę się nad nimi zastanawiał, po czym podjął znowu temat. – Jak mówiłem wcześniej, wyróżniamy trzy systemy pamięci. Pamięć sensoryczna to system pamięci, który przechowuje chwilowo niezwykle dokładne wyobrażenia informacji zmysłowych. Pamięć krótkotrwała to, według tego modelu, system pamięci o ograniczonej pojemności, który uczestniczy w przechowywaniu informacji na krótki okres. Jest ona też wykorzystywana do zatrzymywania informacji przywróconych z pamięci długotrwałej do chwilowego wykorzystania. I wreszcie – pamięć długotrwała to system pamięci uczestniczący w długotrwałym przechowywaniu informacji.
- Nic z tego nie rozumiem – mruknął do mnie Tom, znowu wypowiadając głośno moje myśli. Ja też praktycznie nic nie mogłem z tego zrozumieć, jednak nic nie powiedziałem.
Przyszedłem tutaj dla Toma i Elysy, którzy mnie o to prosili, więc nie mogłem teraz narzekać na to, że zrobiłem to dla nich. Wolałem przesiedzieć cały ten czas, udając, że słucham, niż później męczyć się z narzekaniem brata, że nic nie robię, aby odzyskać chociaż część wspomnień, które kiedyś przepełniały mój umysł, a teraz gdzieś się ulotniły.
- Pamięć długotrwała gromadzi nieskończoną liczbę wspomnień i dzieli się na kilka rodzajów pamięci. Są to: pamięć proceduralna, deklaratywna, która występuje w dwóch odmianach: jako pamięć semantyczna oraz epizodyczna. – Zapisał na tablicy: ,,PROCEDURALNA”, ,,DEKLARATYWNA”, ,,SEMANTYCZNA”, ,,EPIZODYCZNA”. W duchu modliłem się, żeby Klein skończył swój wykład jak najszybciej. – Pamięć proceduralna to wiedza, jak coś zrobić, na przykład: jak się czesać, jak używać ołówka, jak układać puzzle. Większość badaczy uważa, że ta pamięć jest mimowolna, ponieważ wyuczone umiejętności i nawyki w niewielkim stopniu wymagają świadomego przetwarzania. To znaczy, że trudno jest zapomnieć, jak to się robi. Pamięć deklaratywna to z kolei wiedza, że coś jest prawdą, na przykład, że Moskwa jest stolicą Rosji. Na ogół uważa się, że jest to pamięć dowolna, czyli zapamiętujemy to, co chcemy. Pamięć semantyczną stanowią reprezentacje świata niezależne od konkretnego kontekstu. Są to fakty, reguły i pojęcia, czyli dane wiedzy ogólnej. Pamięć epizodyczną stanowią z kolei wewnętrzne reprezentacje zdarzeń, których doświadczyliśmy osobiście.
Przeanalizowałem sobie część tego, co powiedział Klein i doszedłem do wniosku, że może jednak wkrótce przejdzie do tego, co tak naprawdę nas interesowało. Najpierw zaczął od wstępu, gdzie napomknął, iż w rzeczywistości można przypomnieć sobie coś nawet po wielu latach, a teraz przedstawia nam rodzaje pamięci. Powoli chyba zmierzał do sedna. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
- Po przeczytaniu pańskiej karty, panie Kaulitz, skłaniam się do postawienia diagnozy o amnezji – powiedział doktor, a mnie na moment zamroziło.
Mimo, iż spodziewałem się to usłyszeć, ponieważ już jakiś czas temu domyśliłem się, że właśnie to mi się przytrafiło, usłyszenie tego z ust specjalisty sprawiło, że dotarła do mnie cała ta rzeczywistość i powaga sytuacji. Miałem amnezję. Nie taką, jaka się zdarza na filmach, kiedy przez pierwszą godzinę bohater nie pamięta nic, a potem znowu wszystko wraca do normy. Nie taką, jaka jest opisywana w powieściach, gdzie osoba nie pamięta nic przez kilka czy kilkanaście rozdziałów, a potem jest jak dawniej. Ja miałem poważną amnezję.
- Amnezja oznacza niemożność przypomnienia sobie ważnych informacji o sobie, przeważnie wskutek wstrząsu lub stresu. Może być spowodowana zmianami organicznymi, jak choroba mózgu albo uszkodzenie głowy – wyjaśnił Klein i spojrzał na mnie, próbując wyczytać coś z mojej twarzy. – Miał pan wypadek samochodowy, czy tak?
- Trudno to nazwać wypadkiem, doktorze – powiedział za mnie Tom. Posłałem mu pełne wdzięczności spojrzenie. Nie mogłem jeszcze się pozbierać po tym, co usłyszałem. – Bill stał na poboczu autem, bez zapalonych świateł awaryjnych i ktoś w niego wjechał. Ale to nie było groźne zderzenie. Zadziałały poduszki powietrzne, a Bill trafił do szpitala, ponieważ stracił przytomność i został tam na obserwacji.
- Cóż… - Klein zastanowił się przez chwilę. – Nie uderzył się pan w głowę?
- Raczej nie – powiedziałem niepewnie. Lekarz wciąż przyglądał mi się uważnie.
- Doznał pan jakiegoś stresu? Przeżył pan szok?
- Tak – oznajmiłem po dłuższej chwili ciszy. I tak musiałem powiedzieć mu o tym, bo inaczej zrobiłby to Tom lub Elysa.
- Hmm… - mruknął pod nosem, po czym dodał głośniej: - Gdy nie istnieją przyczyny fizyczne, mówimy o amnezji psychogennej, czyli pochodzenia psychicznego. Amnezja psychogenna może być wywołana przez zakłopotanie, poczucie winy lub, częściej, przez silny wstrząs emocjonalny. Można na przykład przejściowo nie pamiętać przeżycia gwałtu lub uczestnictwa w tragicznym wypadku. Jednak na ogół takie wspomnienia powracają po krótkim czasie. To tak zwane wyparcie, czyli mimowolne zapominanie informacji, które są źródłem psychicznego bólu. Zakłada się, że wyparte wspomnienia nie giną, lecz są przechowywane w mózgu i mogą być przywołane, gdy zostanie usunięty lęk, jaki się z nimi wiąże.
- Ale ja nie pamiętam nic, oprócz tego, co wywołało u mnie ten wstrząs, o którym pan mówi – powiedziałem, nieco podenerwowany. Przyszedłem tutaj tylko po to, żeby dowiedzieć się wszystkiego, ale nie tego, czego potrzebowałem.
- Rozumiem pana zdenerwowanie, panie Kaulitz. Jednak sam jestem zdziwiony pańskim przypadkiem – powiedział spokojnie Klein i zaczął przestawiać tablicę, którą wcześniej przyniósł, na swoje miejsce.
- Jest pan zdziwiony, ale nie wie, co na to poradzić? – zapytała Elysa. Odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu, więc lekko wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem jej głos.
- Pierwszy raz spotykam się z takim przypadkiem. Sądzę, że jest to amnezja psychogenna, jednak jakaś jej wyjątkowa odmiana, która dotyczy pamięci długotrwałej. Gdybym miał więcej czasu na analizę przypadku pana Kaulitz oraz możliwość przeprowadzenia badań na tym przypadku, myślę, że udałoby mi się panu pomóc.
- Wcześniej mówił pan, że amnezja psychogenna znika po krótkim czasie – powiedział Tom. – Jak krótkim czasie?
- Znam osobiście przypadek pewnej dwudziestoletniej pacjentki, która przypomniała sobie, że została zgwałcona, dopiero po miesiącu. Jednak uczęszczała na terapię raz w tygodniu. Została wprowadzana w stan hipnozy, który pomógł jej odtworzyć wszystkie wydarzenia z tym związane. Sugeruję, że na panu również może się ona sprawdzić.
- Nie poddam się hipnozie – powiedziałem od razu. W tym momencie zapragnąłem wyjść stamtąd jak najszybciej. Zrobiło mi się duszno, a na czoło wystąpiły krople potu. Poczułem, że za chwilę zwariuję, jeśli nie wyjdę na świeże powietrze. – Chciałbym już wyjść. – Spojrzałem na Toma i posłałem mu błagalne spojrzenie. On tylko nieznacznie pokiwał głową.
- W porządku – powiedział mój brat do Kleina. – Myślę, że odezwiemy się jeszcze do pana.
Po krótkiej wymianie grzeczności i słów pożegnania, wyszliśmy z jego gabinetu, a później na zewnątrz. Usiadłem na pierwszej lepszej ławce i zamknąłem oczy. Odetchnąłem kilka razy głęboko i od razu poczułem się nieco lepiej. Otarłem pot z czoła i spojrzałem na Toma oraz Elysę, którzy przyglądali mi się uważnie.
- Co się stało, Bill? – zapytała Elysa, kucając naprzeciw mnie. Jej zielone oczy były skupione na mojej twarzy.
- Nie wiem – odpowiedziałem, łapiąc się za głowę i podparłem się łokciami o kolana. – Miałem wrażenie, że jeśli zostanę tam chociaż minutę dłużej, zwariuję do końca.
- Może i ten facet to dobry lekarz, ale na pewno też już trochę ześwirował od siedzenia z tymi czubkami – skomentował Tom. – Nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby tutaj przychodzić. Ja też czuję, że pamiętam mniej, niż kiedy tu przyszliśmy.
Zdecydowaliśmy się na powrót do domu. I dobrze, bo czułem, że znowu zbliża się ten ból głowy, który ostatnio coraz częściej mi dokuczał.

środa, 11 kwietnia 2018

Ostatnie pożegnanie. [26] ONA

Mam nadzieję, że tym odcinkiem Elysa Was do siebie nie zniechęci, bo tego bym nie chciała.
W kolejnym rozdziale będzie poruszona kwestia psychologii społecznej i pamięci. Ciężko idzie mi pisanie go, mam dopiero kilka stron, więc nie mogę na razie podać chociaż przybliżonej daty publikacji. 
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i skończę go dzisiaj to dodam go albo w niedzielę wieczorem, albo w poniedziałek rano. Jednak nic nie obiecuję, gdyż we wtorek wybieram się do Łodzi na koncert 30 Seconds To Mars, więc mogę być zajęta planowaniem podróży i  tego, co na siebie włożę. 
Zapraszam na 26 i - jak pisałam wcześniej - nie krytykujcie za bardzo Elysy.

ONA
Victor wciąż na mnie patrzył, a jego oczy prześwietlały moją twarz. Miały bardzo podobny kolor do tych Billa, Toma czy Shermine. Przemknęła mi przez głowę myśl, że nawet znajomych dobieram sobie takich, którzy mają brązowe oczy, przez Billa właśnie.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, czy nie – zaczęłam. – Ale Bill wraz ze swoim bratem Tomem i dwójką przyjaciół, Gustavem i Georgiem, mają własny zespół. Zaczęli grać w dwa tysiące piątym roku i wciąż trzymają się całkiem nieźle. Ich kariera zaczęła się w Niemczech, ale kilka lat temu przeprowadzili się tutaj – powiedziałam. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, dlaczego się przenieśli na drugi koniec świata, bo nie uważałam, że to potrzebne. Równie dobrze Victor mógł to wyczytać w Google'u lub gdzie indziej. – Głupio mi to mówić, ale poznałam ich na koncercie trzy lata temu, kiedy zaczynałam z Providence. Kiedy byłam zbuntowaną nastolatką, słuchałam ich całkiem sporo, ale po jakimś czasie przestałam. Bill zawsze mi się podobał, imponował tym, że tak bardzo wyróżniał się z tłumu i nic nie robił sobie z krytyki. Najzwyczajniej w świecie byłam nim zafascynowana. Bilet na ten koncert kupiłam… cóż, nawet nie wiem dlaczego. Chyba wciąż jakaś część mnie szalała za Billem i chciałam po prostu go zobaczyć na żywo…
- Byłaś fanką jego zespołu? – zapytał Victor. Dostrzegłam na jego twarzy rozbawienie, ale nie takie bezczelne, jakiego się spodziewałam. Nie śmiał się ze mnie, ale był zdziwiony, że z pójścia na koncert wywiązała się między mną a Billem taka przyjaźń.
- Może fanka to za dużo powiedziane, ale miałam do Tokio Hotel wielki sentyment. Oni wciąż pracują nad nowymi kawałkami, a ja od czasu do czasu lubię puścić sobie w aucie ich płytę – wyjaśniłam, a on pokiwał głową na znak, że rozumie i żebym kontynuowała. – Miałam pakiet VIP, który pozwalał mi wejść za kulisy i spotkać się z zespołem. Razem ze mną było kilka innych dziewcząt, w różnym wieku. Mogłyśmy zadawać im pytania, robić sobie zdjęcia… po prostu spędzić z nimi czas, jakbyśmy byli zwyczajnymi znajomymi. Oni zachowywali się tak, jakby chcieli nas poznać, robili to w tak szczery sposób, jakby nie brali pod uwagę tego, że kosztowało nas to bardzo dużo pieniędzy. I rzeczywiście czułam się, jakbym rozmawiała z dobrymi kumplami. Na koniec mogłyśmy stanąć z nimi na ściance i zrobić kolejne, profesjonalne już zdjęcie. Stałam ostatnia w kolejce i prawie mnie wyrzucił stamtąd ich ochroniarz, kiedy nadszedł koniec czasu, ale Bill mnie zatrzymał…
- Wow – powiedział pod nosem Victor. – To chyba marzenie niejednej fanki – był pod wrażeniem.
- Tak, sama byłam w szoku, kiedy zwyczajnie złapał mnie za rękę i powiedział: ,,hej, czekaj, nie wykorzystałaś jeszcze swojej szansy”! To było niesamowite uczucie – zachwycałam się. – Zostaliśmy już sami, bo ochroniarz wyprosił resztę osób. Rozmawialiśmy jeszcze później, przedstawiłam im się i powiedziałam, czym zajmuję. Nie przeżyłam nigdy czegoś podobnego. Wtedy dotarło do mnie, że nigdy nie przestałam po cichu podkochiwać się w Billu. Może jako nastolatka nie szalałam za nim jak inne dziewczyny, ale kiedy przyglądałam mu się w teledyskach… powoli ukształtowałam sobie w głowie ideał faceta. Domyślasz się pewnie, że to on stał się moim wzorem idealnego mężczyzny. Kiedy zobaczyłam go na żywo, kiedy mogłam porozmawiać z nim normalnie, bez kamer i mogłam zobaczyć, jak zachowuje się w stosunku do fanów… zrozumiałam, że Bill naprawdę bardzo mi się podoba i to nie jest już taka platoniczna miłość, jak kiedyś, ale zwyczajne uczucie do mężczyzny, którego spotkałam w prawdziwym życiu.
Popijałam wino i już czułam się pijana, jednak było mi bardzo dobrze w towarzystwie Victora. Otworzyłam się przed nim i cieszyłam się z tego, bo wreszcie mogłam z kimś szczerze porozmawiać o tym, co czuję do Billa.
- A jak to się stało, że zostaliście takimi dobrymi przyjaciółmi? – zapytał, przerywając moje rozmyślania.
- Następnego dnia po koncercie, przyszli całą czwórką do mojej restauracji – powiedziałam, uśmiechając się lekko na to wspomnienie. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, choć minęło tyle lat. – Dowiedziałam się od Billa dopiero niedawno, że przyszli tam, ponieważ on o tym zdecydował. Chciał zobaczyć, jak pracuję i poznać mnie lepiej. Porozmawialiśmy wtedy chwilę, obsługiwałam ich stolik i kiedy przychodziłam zapytać, czy wszystko jest w porządku z ich jedzeniem, uśmiechał się do mnie tak, że zaparło mi dech w piersi – westchnęłam. – I chyba wtedy tak poważnie zaczęłam myśleć, że byłoby spełnieniem moich marzeń, móc się z nim chociaż zaprzyjaźnić.
- Po tym, jak się uśmiechnął do ciebie, zakochałaś się w nim?powtórzył po mnie, a ja tylko kiwnęłam głową. A jak to się w ogóle stało, że zaczęliście się spotykać?
- Gdy wychodzili już z restauracji, było około dwudziestej drugiej. Ja również zbierałam się do domu, bo skończyłam pracę, a trzeba było tylko posprzątać. Zauważył mnie na parkingu, gdy wsiadałam do samochodu. Podszedł do mnie i podziękował mi za to, że dzięki mojej obsłudze czuł się naprawdę dobrze w mojej restauracji. Byłam w ogromnym szoku, że pofatygował się i w ogóle zechciał ze mną jeszcze porozmawiać. Czułam się, jakbym była jedyną kobietą na świecie, ponieważ to właśnie do mnie podszedł facet, który był spełnieniem moich marzeń.
Wypiłam resztkę wina, którą miałam w kieliszku, a Victor znowu go napełnił.
- Nie wiedziałam, co mam zrobić, kiedy tak stał naprzeciwko mnie i patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami i dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję tam jak kołek. Otrząsnęłam się i podziękowałam mu za miłe słowa. Wtedy on zapewnił mnie, że będą przychodzić do Providence częściej i poprosił, abym to ja zawsze obsługiwała ich stolik – uśmiechnęłam się na kolejne wspomnienie.
- I rzeczywiście tak było? Pojawiali się u ciebie częściej? – zapytał Victor, otwierając nową butelkę. Tym razem Seaglassa Chardonnay.
- Tak. Pojawili się niedługo po swojej pierwszej wizycie i było podobnie, chociaż już wiedziałam, że Bill i Tom są wegetarianami i potrzebują czegoś spoza menu, ale nie było z tym żadnego problemu. Byli wdzięczni, że wychodzimy naprzeciw ich oczekiwaniom, bo nie zawsze spotykają się z przychylnością restauracji.
Znowu pociągnęłam łyk wina i czułam, że w głowie mi szumi coraz bardziej.
- Za czwartym razem Bill przyszedł sam, tym razem na lunch. Byłam zdziwiona, bo nawet nie miał rezerwacji, co zazwyczaj robił, ale i tak udało mi się wziąć pod opiekę jego stolik. Kiedy zapytałam, dlaczego przyszedł sam, odpowiedział, że chciał po prostu na mnie popatrzeć i spróbować porozmawiać ze mną o mnie…
- Tak wprost ci to powiedział? – zapytał zdzwiony Victor. Nie rozumiałam, dlaczego jest taki zaskoczony, skoro on sam bardzo mi go przypominał. Również był zawsze bezpośredni i mówił to, co akurat przychodziło mu na myśl.
- Uhm… - mruknęłam. – Opowiedziałam mu trochę o sobie, kiedy siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Wtedy poprosił mnie o numer telefonu, ponieważ chciałby od czasu do czasu spotkać się ze mną prywatnie. Powiedział, że mnie polubił i wydaję się być w porządku.
- I tak się zaprzyjaźniliście? – dopytywał brunet.
- Zaczęliśmy się spotykać. Wychodziliśmy od czasu do czasu do kina, na zakupy, na jakieś kolacje. Czasami nawet zapraszał mnie do siebie, gdzie spędzaliśmy czas z jego bratem Tomem. Bardzo mi się to podobało i chciałam widywać się z nimi coraz częściej. Ale odpuściłam sobie po jakimś czasie…
- Dlaczego? – przerwał mi.
- Natknęłam się na artykuł o Tomie, w którym było wspomniane o jego nowej dziewczynie – wyjaśniłam. – Nie chciałam, żeby mnie spotkało to samo. Nie mogę pozwolić sobie na żaden skandal, wolę unikać mediów, więc oznajmiłam Billowi, że możemy spotykać się, lecz nieco rzadziej, żeby nie przytrafiło mi się nic nieprzyjemnego, co mogłoby wpłynąć na reputację moją lub mojej restauracji w nieprzychylny sposób.
- Zrozumiał to?
- Tak, owszem. Widywaliśmy się rzadziej, ale dzwoniliśmy do siebie często i wymienialiśmy wiadomościami. On coraz bardziej mi ufał, ja jemu. On zaczął mnie traktować jak najlepszą przyjaciółkę, ponieważ w tym samym czasie Tom zaczął spotykać się z Shermine i coraz więcej czasu poświęcał jej, zamiast bratu, a ja coraz bardziej się w nim zakochiwałam. I wciąż bardzo mi na nim zależy. Oddałabym za niego życie – powiedziałam, czując, że oczy mi się zaszkliły.
Victorowi wyrwało się krótkie ,,och”, po czym przysunął się do mnie i przytulił. Tego właśnie potrzebowałam, aby ktoś wreszcie mnie wysłuchał, do samego końca, i przytulił tak, abym poczuła, że jednak ktoś się mną przejmuje i mogę na tę osobę liczyć. Zawsze widziałam taką osobę w Billu, zawsze myślałam, że to on będzie dla mnie taką opoką, takim kimś, komu mogłabym bezgranicznie zaufać i powiedzieć o wszystkim, lecz tego wieczoru on był zajęty. Siedział właśnie w mojej restauracji, był obsługiwany przez mojego kelnera, a specjalne, wegetariańskie danie przygotowywał mu mój kucharz. Byłam na niego strasznie zła i byłam pewna, że przez najbliższych kilka dni nie będę chciała widzieć jego przystojnej twarzy, słuchać jego pięknego głosu czy patrzeć w jego cudowne, brązowe tęczówki. Skoro przygruchał sobie na imprezie jakąś Caroline, to niech sobie z nią teraz siedzi. Ja mam Victora, który zachowuje się w tym momencie o sto razy lepiej niż Bill – mój najlepszy przyjaciel i facet, w którym jestem szaleńczo zakochana.
Było mi bardzo dobrze w ramionach bruneta, jednak musiałam się odsunąć.
- A co stało się dzisiaj? – zapytał, gdy opadłam na oparcie kanapy. Kręciło mi się w głowie i najchętniej poszłabym spać, lecz nie mogłam tak zostawić Victora.
- Przyszedł do Providence z resztą zespołu, Shermine i jakąś Caroline na kolację, żeby przedstawić ją reszcie. Chciał, żebym jednocześnie obsługiwała ich stolik oraz dosiadła się, bo mnie też uważa za swoją przyjaciółkę, która powinna poznać jego nową dziewczynę – odparłam złośliwym tonem, a w środku gotowałam się ze złości.
- Żartujesz! – zaśmiał się Victor, lecz widząc moją wściekłą minę, od razu się opanował. – Musisz być naprawdę wkurzona!
- Jestem totalnie wkurwiona i jest mi tak strasznie przykro, że mam ochotę zrobić mu na złość – wyznałam szczerze. – Gdybym tylko wiedziała, co mogłoby go tak bardzo wkurzyć… - zastanowiłam się przez moment, lecz nic nie przyszło mi do głowy. – Gdy do mnie zadzwonił, powiedziałam mu, co myślę o tej całej sytuacji.
- A co myślisz?
- Że on chyba nie uważa mnie już za przyjaciółkę, a znajomą, która ma swoją restaurację, gdzie zawsze dostanie stolik bez problemu – wyznałam i jeszcze bardziej było mi przykro.
Victor tylko westchnął i pogłaskał mnie po ramieniu. Cały ten wieczór był naprawdę cudowny. Mogłabym nawet pozwolić mu na więcej niż tylko przytulanie czy głaskanie po ramieniu, jednak nie byłam pewna, czy on tego chce, ani czy ja tego potrzebuję.
Odkąd brunet przekroczył próg mojego domu, wiedziałam, że coś się wydarzy. Nie byłam tylko pewna, co takiego.
W tym momencie, kiedy opierałam się o kanapę, w głowie kręciło mi się od zbyt dużej ilości wina i patrzyłam w te piękne, brązowe oczy i zerkałam na idealny uśmiech, pragnęłam połączyć nasze usta w długim pocałunku lecz jednocześnie wiedziałam, że nie powinnam. Nie jestem taka. Nie idę do łóżka z pierwszym lepszym facetem, który jest podobny do tego, o którym śnię i ciągle mam go w głowie, nawet jeżeli ten wyśniony facet sprawia, że jestem chorobliwie zazdrosna.
W jednej chwili pragnęłam zrobić Billowi na złość i pocałować Victora, żeby potem mu o tym opowiedzieć, lecz nie byłam pewna, co będzie potem. Skończy się tylko na tym, czy może pójdziemy dalej? A co będzie następnego dnia? Byłam pewna, że Victor zostanie na noc, gdyż też był pijany, chociaż nie było tego po nim widać. Piliśmy równo, więc na pewno wlał w siebie tyle samo wina. Ale czy byłam pewna, że chciałabym obudzić się następnego dnia u jego boku? W moim własnym łóżku? Zapewne nago…?
- Szkoda, że jesteś w nim tak zakochana – szepnął, wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnął się do mnie tak, że zabrakło mi tchu i lekko westchnęłam, kiedy odgarnął z mojego policzka kosmyk włosów. – Ja dałbym ci więcej szczęścia niż on.
- Och…
Zdołałam wydusić z siebie tylko tyle, bo naprawdę nie wiedziałam, co mogłabym na to odpowiedzieć facetowi, który wyglądał tak idealnie i był tak bardzo w moim typie.
- Chciałbym cię pocałować – powiedział, patrząc mi w oczy.
Zastanawiałam się bardzo długo. Rozważałam wszystkie ,,za” i ,,przeciw”, ale nie znalazłam stosownych argumentów. Chyba nawet tego chciałam, gdzieś w głębi serca. Nie miałam nic do stracenia, więc pokiwałam tylko głową na znak, że się zgadzam, a ostatnie, co ujrzałam, przed zamknięciem powiek, to znowu ten idealny uśmiech Victora, który był coraz bliżej mojej twarzy. Wtedy poczułam słodki smak jego warg wymieszany z nutką północnoamerykańskiego Chardonnay. Musnął moje wargi lekko, niepewny, czy jednak nie zmienię zdania. Później pocałował mnie dłużej i mocniej zauważając, że nie mam nic przeciwko. Oddałam pocałunek, bo w tej chwili naprawdę tego chciałam. Czułam się dobrze, bo robiłam to z nim. Z Victorem – mężczyzną, który znaczył dla mnie dużo, chociaż nie tyle, ile ten drugi, który teraz mnie nie chciał.
Brunet położył dłoń na moim policzku i powoli odsunął się ode mnie. Uchyliłam powieki i spojrzałam w jego brązowe oczy, w których zauważyłam małe iskierki podniecenia. Podobało mu się, a ja również byłam zadowolona.
- Zostaniesz na noc? – usłyszałam własny głos, odrobinę drżący od emocji.
- Jeśli tylko chcesz – odpowiedział i znów się uśmiechnął, a ja skinęłam głową.
- Pokażę ci, gdzie jest łazienka i dam ci ręcznik – powiedziałam i wstałam z kanapy, trochę się chwiejąc na własnych nogach.
Udało mi się dotrzeć do łazienki, gdzie wszystko pokazałam Victorowi. Powiedział, że jeśli chcę, pierwsza mogę się wykąpać, a ja stwierdziłam, że to dobry pomysł. Może szybki, zimny prysznic mnie trochę otrzeźwi. Zamknęłam się w pomieszczeniu i spojrzałam w lustro na własne odbicie. Myślałam, że będę czuła poczucie winy, że źle postąpiłam pozwalając Victorowi się pocałować. Jednak ja czułam wciąż smak ust Victora na swoich i wcale tak głupio mi nie było. Wręcz przeciwnie – chciałam znów poczuć jego wargi na swoich, jego dłoń na moim policzku… Czułam się dobrze w jego towarzystwie i chyba byłam skłonna spędzić z nim tę noc. Tylko czy on będzie chciał tego samego, wiedząc, że moje serce należy do kogoś innego? Czy ja naprawdę chciałam mu się oddać?
Zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Mimo, iż wcześniej się wykąpałam, teraz również umyłam włosy, może dlatego, że byłam wciąż pijana i nie wiedziałam do końca, co robię, lecz po piętnastominutowej kąpieli, czułam się lepiej. Nie kręciło mi się w głowie i myśli także się uspokoiły.
Wyszłam z łazienki w piżamie i udałam się do kuchni, aby sprawdzić co robi Victor. Właśnie wyrzucał do kosza na śmieci pusty karton po pizzy. Brudne kieliszki stały w zlewie, a pustych butelek po winach również nie dostrzegłam. Uśmiechnęłam się na myśl, że nawet posprzątał.
- Gdyby cię tu nie było, sprzątnęłabym to pewnie za dwa dni – powiedziałam, na co on na mnie spojrzał.
- Fajna piżama – zaśmiał się w odpowiedzi, a do mnie dotarło, że stoję przed jednym z najprzystojniejszych facetów, jakich w życiu spotkałam i mam na sobie białą, obcisłą koszulkę, którą w tej chwili na piersiach moczą mi mokre włosy oraz różowe spodnie w białe pandy. Spaliłam się ze wstydu.
- Dzięki – mruknęłam, cała czerwona na twarzy. – Możesz już się wykąpać – dodałam, odwracając się do niego plecami i wracając na kanapę do salonu. Miałam pewność, że widział moje sterczące sutki, ale jakiś głosik z tyłu mojej głowy mówił mi, że to dobrze.
Victor znowu zaśmiał się pod nosem i skierował do łazienki. Po niecałej minucie usłyszałam szum wody.

Leżałam na swoim łóżku, kiedy do mojej sypialni wszedł Victor. Miał na sobie tylko bokserki, a ręcznik przewiesił sobie przez ramię. Chłonęłam jego widok jak szalona. Miał idealnie wyrzeźbione ciało sportowca, od którego ciężko było oderwać wzrok. Miał delikatnie opaloną skórę, która pasowała do jego brązowych oczu. Patrzył na mnie, trochę niepewnie.
- Mogłabyś dać mi koc, żebym przespał się na kanapie? – zapytał. – Nie chciałbym zmarznąć w nocy – uśmiechnął się.
- Miałam nadzieję, że będę mogła przytulić się do ciebie – odpowiedziałam, bo tak naprawdę zapomniałam przygotować mu jakieś miejsce do spania. Proponując mu spędzenie nocy w jednym łóżku nawet nie przeszło mi przez myśl, że będziemy robić coś innego, oprócz przytulania, o którym powiedziałam.
- Jeśli tylko chcesz – puścił mi oczko, a ja poczułam, że się czerwienię.
Victor odniósł mokry ręcznik do łazienki i wrócił do sypialni. Zrobiłam mu miejsce na łóżku, a on wsunął się pod kołdrę obok mnie. Nawet ze sporej odległości czułam ciepło jego ciała, które było bardzo przyjemne.
Zgasiłam lampkę przy łóżku i przykryłam się szczelniej kołdrą. Leżałam na plecach z głową zwróconą w jego kierunku, a on leżał na boku. Uśmiechnął się do mnie i pogłaskał po policzku.
- Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek będę mógł leżeć z tobą w jednym łóżku – powiedział, a ja zupełnie nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
Brunet przysunął się do mnie, oplótł mnie rękami w pasie i przysunął do siebie. Między nami nie było ani milimetra wolnej przestrzeni i to mi bardzo odpowiadało. Szepnął mi do ucha ,,dobranoc” i wsunął nos w moje włosy.
Czułam się zmęczona, więc zamknęłam oczy i niemalże od razu zasnęłam.

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie, ponieważ było tuż przed ósmą. Trochę mnie mdliło i głowa pulsowała mi mocno, sprawiając, że nie mogłam w ogóle myśleć. Chciało mi się płakać i postanowiłam w duchu, że nigdy więcej nie wezmę do ust żadnego alkoholu. Nigdy.
Leżałam na prawym boku i czułam, że na moim brzuchu leży męska dłoń, która należała do Victora, a jego oddech owiewa skórę na moim karku. Przyjemnie było tak leżeć, ale musiałam wstać, aby wziąć jakąś tabletkę przeciwbólową.  Wysunęłam się więc z łóżka i zakładając szlafrok, przeszłam do łazienki. Znalazłam leki przeciwbólowe, wytrząsnęłam na dłoń dwie kapsułki i udałam się do kuchni, gdzie popiłam je wodą. Miałam nadzieję, że zadziałają jak najszybciej, bo inaczej przeleżę cały dzień w piżamie, na przemian śpiąc i pijąc gorącą herbatę.
Usiadłam na kanapie w salonie i wzięłam do ręki komórkę. Na wyświetlaczu widniały dwie wiadomości. Jedna od Shermine, druga od Billa.
Shermine pisała:

,,Szkoda, że nie mogłaś z nami spędzić wieczoru! Caroline wydała się całkiem miła i sprawia dobre pierwsze wrażenie. Muszę szczerze powiedzieć, że pasuje do Billa. Na pewno będzie chciał, żebyś ją poznała. :)”

Westchnęłam ciężko. Nie dość, że bardzo bolała mnie głowa, to jeszcze przyjaciółka wypisuje mi rzeczy, których naprawdę nigdy nie chciałabym nigdzie przeczytać. Jednak musiałam jej odpisać, zasługiwała na to.

,,Chętnie ją poznam. ;) Wczoraj źle się czułam, ale odwiedził mnie Victor. Spędziliśmy ze sobą wieczór. Został na noc.”

Wysłałam i poczułam, że ogarnia mnie duma. Wiedziałam, że Shermine podzieli się moim SMSem z Tomem oraz Billem, gdyż była malutką plotkarą. Jednak nie przeszkadzało mi to, a nawet przeciwnie – chciałam, żeby Bill się o tym dowiedział. Chciałam, żeby był zazdrosny o Victora i to, że spędziliśmy ze sobą wieczór. Bardzo miły wieczór. A on nadal śpi w moim łóżku.
Shermine nie odpisała mi w ciągu kilku minut, toteż domyśliłam się, że jeszcze śpi. Odczytałam więc wiadomość od Billa, której byłam bardzo ciekawa.

,,Nigdy nie powiedziałbym, że przyjaźnię się z Tobą tylko po to, aby korzystać z usług Twojej restauracji i zgarniać jakieś promocje. Jeśli teraz takie masz wrażenie, to jest mi z tego powodu bardzo przykro. Myślałem, że masz o mnie lepsze zdanie. Nigdy bym Cię w ten sposób nie wykorzystał. Jesteś moją przyjaciółką i bardzo mi na Tobie zależy. Na Tobie i Twojej opinii. Chciałem, żebyś poznała Caro, bo wydaje mi się, że dogadałybyście się. Może zrobiłem to w nieodpowiedni sposób, za co szczerze przepraszam. Nie chcę, żebyś się na mnie złościła. Odezwij się.”

Przeczytałam wiadomość kilka razy i za każdym razem czułam, jak głowa pulsuje mi coraz bardziej. Ledwo mogłam patrzeć na oczy. Nie wiedziałam, co mogę mu napisać, a nie chciałam dzwonić, żeby go nie obudzić. Poza tym, teraz raczej nie mogłabym rozmawiać z nim zbyt trzeźwo przez ból głowy. Postanowiłam więc, że odezwę się do niego później. Nie tylko dlatego, że nie miałam siły na nic, ale też chciałam mu zrobić na złość. W głębi serca liczyłam na to, że Shermine pokaże mu jak najszybciej wiadomość, którą wysłałam do niej, a Bill może chociaż trochę się zezłości i będzie zazdrosny.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest to odpowiednie posunięcie, lecz byłam szczerze wkurzona na przyjaciela. To, że byłam w nim zakochana, nie znaczy, że nie mogę sobie pozwolić na spędzanie czasu z innymi mężczyznami. Przecież z Victorem nie robiłam nic złego. Pocałowaliśmy się i spaliśmy w jednym łóżku. A to wcale nie jest zdrada.
Na samą myśl o pocałunku z brązowookim prawnikiem sprawiła, że zrobiło mi się gorąco. Musiałam ją od siebie odsunąć jak najszybciej.
Wróciłam do łóżka, położyłam się obok Victora i spróbowałam znowu zasnąć, aby pozbyć się natrętnego bólu głowy.