sobota, 29 września 2018

Ostatnie pożegnanie. [42] ONA

Zapraszam na ostatni rozdział z perspektywy Elysy i jednocześnie jest to ostatni rozdział tego opowiadania. 
Kilka słów, które mam Wam do przekazania, znajdują się w zakładce "Od autorki". Znajdziecie tam również informacje na temat kolejnego opowiadania, które zamierzam zacząć publikować na tym blogu.

ONA
Bardzo długo męczyłam się ze swoimi uczuciami, tak długo skrywałam je w sobie, że wreszcie dotarło do mnie, jak źle postępuję. Moje wszystkie hamowane uczucia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, kiedy porozmawiałam z Tomem kolejny raz, a on otwarcie powiedział mi, jaka jestem głupia. Było to kilka dni po mojej rozmowie z Billem. Tom zadzwonił do mnie i poprosił o spotkanie, na które się zgodziłam, chociaż nie wiedziałam, o co może chodzić starszemu bratu mojego przyjaciela. Umówiliśmy się w kawiarni, niedaleko Providence, gdyż zaraz musiałam wrócić do pracy. Ostatnimi czasy dużo pracowałam, żeby nie myśleć o własnych uczuciach, ale i tak nie wychodziło mi to na dobre, czego skutkiem był coraz większy spadek wagi, mniej snu, coraz większe wory pod oczami i jeszcze większe zmęczenie.
Tom czekał już na mnie przy jednym ze stolików i popijał latte z syropem waniliowym.
– Smaczną mają tutaj kawę – zauważył, kiedy po przywitaniu się zajęliśmy miejsca.
– Jest całkiem znośna – odpowiedziałam i złożyłam zamówienie na podwójne espresso z mlekiem, które dostałam po pięciu minutach. – O czym tak ważnym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytałam Toma. Szczerze mówiąc, zżerała mnie ciekawość, ponieważ Tom raczej nie poprosił o spotkanie, bo się za mną stęsknił…
– O Billu.
Mogłam się spodziewać… Ale chyba miałam nadzieję, że między nami ten temat jest już zamknięty i raczej nie będziemy do tego więcej wracać, ponieważ to jest tylko moja sprawa.
– Yhym… – mruknęłam tylko w odpowiedzi i upiłam łyk kawy.
– Nic mu nie powiedziałaś – ciągnął dalej. Zaprzeczyłam tylko ruchem głowy. – Dlaczego?
– Rozmawialiśmy o tym, Tom. – Westchnęłam ciężko, bo nasza pogawędka jeszcze się tak naprawdę nie zaczęła, a ja już miałam jej dosyć. – Nie chcę go stracić. Jest moim przyjacielem, między nami nic więcej nie będzie. Nie mogę teraz wyskoczyć z takim wyznaniem, kiedy on jest szczęśliwy z Caroline.
– Skąd wiesz, że jest z nią szczęśliwy?
– Bo mi o tym powiedział!
– Wcale na takich szczęśliwych nie wyglądają. Poza tym, jeśli jesteście przyjaciółmi, powinniście rozmawiać o wszystkim. Bill teraz wypytuje ciągle Shermine o to, co z tobą. Wyglądasz strasznie!
– Dzięki – prychnęłam. – Ty za to jesteś piękny, jak zawsze.
– To nie jest śmieszne, Elyso! – warknął. – Bill się martwi, że możesz być na coś chora, ale boi się ciebie zapytać wprost, więc próbuje wypytywać Shermine, która nic nie wie!
– Nie chciałam jej mówić, żeby nie zaczęła się zachowywać tak jak ty!
– Nie rób ze mnie idioty – ponownie warknął.
– Tom, jak mam powiedzieć Billowi o swoich uczuciach, kiedy on świetnie sobie układa życie z Caroline? Mam zniszczyć mu związek? – zapytałam poważnie, patrząc mu w oczy.
– Jeśli szczerze go kochasz, to uważam, że zasługuje na to, abyś mu wyznała całą prawdę. Tyle mam ci do powiedzenia.
Po tych słowach Tom wstał i wyszedł z kawiarni, nawet się ze mną nie żegnając.
I to, co powiedział, chociaż może to były tylko zwykłe słowa, sprawiło, że zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym wszystkim. Już tak dużo razy rozmyślałam o tym, jak mam postąpić, że zebrałam się w sobie i napisałam wiadomość do Billa, jeszcze siedząc w kawiarni i dopijając swoje espresso.

,,Bill, wiem, że może nie znajdziesz dla mnie czasu, ale chciałabym się z Tobą spotkać. Najlepiej dzisiaj. To bardzo ważne. Muszę Ci coś powiedzieć. Coś ważnego.”

Zdążyłam wypić kolejną kawę, kiedy nadeszła odpowiedź, która sprawiła, że moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej i jednocześnie zaczęłam żałować, że w ogóle zdobyłam się na to wszystko.

,,Trochę mnie wystraszyłaś. W porządku, spotkajmy się dzisiaj, po 20. Mogę odebrać Cię z pracy.”

Potwierdziłam z Billem miejsce spotkania i wyszłam z kawiarni po uregulowaniu rachunku. 
W Providence nie mogłam skupić się na pracy, tylko w głowie układałam sobie scenariusz rozmowy, którą miałam przeprowadzić z Billem. Postanowiłam, że powiem mu wszystko, co czuję i opowiem, jak to wszystko się zaczęło. Zażądam, żeby mi nie przerywał i poproszę go o zrozumienie tego, co ode mnie usłyszy. Opowiem mu, jak bardzo mi się spodobał już wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy i o tym, jakie wywoływał na mnie wrażenie, kiedy widywaliśmy się później. Wyznam mu, jak bardzo cierpiałam, kiedy przedstawił mi Caroline i jak zabolało mnie, gdy usłyszałam, że się z nią związał. Powiem mu wszystko, co czułam, kiedy go nie było i kiedy wrócił.
Byłam zdecydowana.
Miałam plan, który zamierzałam zrealizować o godzinie 20:00, kiedy tylko wyjdę z pracy. Miałam wszystko przeanalizowane i brałam po uwagę każdy jego ruch, każdą minę i każde słowo, jakie miałby mi do powiedzenia wtedy, kiedy ja skończę mówić.
Były tylko dwie opcje.
Albo zrozumie, albo nie.

O 20:00 byłam gotowa wyjść z Providence i skierować się od razu do domu, żeby uniknąć spotkania z Billem. Byłam do tego stopnia zestresowana, że zupełnie zapomniałam, co właściwie miałam mu powiedzieć, jaki był mój pierwotny plan i po co w ogóle poprosiłam go o spotkanie. Trzęsłam się na całym ciele z nerwów i miałam wrażenie, że za moment zwymiotuję albo się rozpłaczę na środku biura, na oczach wszystkich moich pracowników, albo – co gorsza – i to, i to. Na zmianę czułam, że jest mi gorąco i umieram z zimna. Obawiałam się, że przez to wszystko, a w szczególności przez Toma, który mnie do tego wszystkiego zmusił, jeszcze się pochoruję. Nie chciałam już rozmawiać z Billem o niczym, chciałam jedynie zniknąć z Los Angeles na tak długi czas, aż wreszcie przeszłoby mi to całe zainteresowanie nim. Chciałam o nim zapomnieć i wyrzucić z pamięci wszystkie wspomnienia związane z Billem Kaulitz.
Dostałam wiadomość o 20:03, że przyjaciel już na mnie czeka pod budynkiem restauracji i mogę wychodzić. Musiałam odczekać jeszcze parę minut, żeby uspokoić przyspieszony oddech, pożegnałam się z pracownikami i udałam do wyjścia.
Bill siedział w samochodzie, a kiedy zobaczył, że zbliżam się w jego kierunku, wysiadł z auta i posłał mi swój idealny uśmiech.
– Nie spieszyło ci się – zażartował i dał mi buziaka w policzek.
– Powinieneś już o tym wiedzieć – odpowiedziałam, również się uśmiechając. Próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, że w ogóle nie umieram w środku z nerwów, lecz nie wiem, jak mi szło. Bill wydawał się tego nie zauważać, co choć trochę pozwoliło mi odetchnąć. – Przejdziemy się? – zaproponowałam, gdyż wizja spędzenia z nim w aucie choćby minuty i świadomość, że wtedy musiałabym powiedzieć mu, jaki był powód naszego spotkania, sprawiały, że robiło mi się niedobrze. Spacer na świeżym powietrzu był lepszy. 

Szliśmy po placu, gdzie wokół nas było pełno ludzi, prawie co chwila musiałam unikać zderzenia z drugim człowiekiem i zaczęło mnie to trochę denerwować. Nie odzywaliśmy się z Billem do siebie i ta cisza między nami bardzo mi ciążyła, choć tak naprawdę nie mieliśmy jak ze sobą spokojnie porozmawiać. Nie umiałam ubrać w słowa tego, co tak długo we mnie tkwiło, chociaż wiele razy planowałam sobie w głowie, co powiem Billowi, kiedy wreszcie znajdę w sobie wystarczająco dużo odwagi.
– Chyba nie chciałaś spotkać się ze mną, żebyśmy milczeli, prawda? – powiedział Bill, zaskakując mnie tym, że w ogóle się odezwał.
– Cóż… nie – mruknęłam.
– W takim razie proszę, żebyś wyjaśniła mi, co tak bardzo ważnego musiałaś mi powiedzieć.
– To niełatwe – zaczęłam.
– Mam trochę czasu. – Bill uśmiechnął się lekko.
I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zanim przez myśl przeszło mi, że jestem na to wszystko gotowa, poczułam nagle rozrywający ból w całym ciele i w jednym momencie nie mogłam się ruszyć. Zobaczyłam tylko przerażoną i jednocześnie zdezorientowaną minę Billa oraz to, jak wyciąga do mnie ręce, nim z hukiem upadnę na ziemię.
Zdążyłam usłyszeć swoje imię wykrzyczane przez niego i na sekundę straciłam przytomność.
– Elyso, hej, Elyso! – dobiegało do moich uszu niczym z oddali. Wiedziałam, że to Bill, ale nie dałam rady otworzyć oczu. Wszystko tak bardzo mnie bolało. – Nie zamykaj oczu, proszę! Nie możesz teraz zasnąć!
Mój przyjaciel krzyczał, a ja nie miałam siły otworzyć ust, aby poprosić go o to, by mówił ciszej.
– Bill – zdołałam wyszeptać, kiedy chyba po raz setny krzyczał, żebym nie zamykała oczu.
– Ciii, jestem przy tobie. – Nareszcie mówił ciszej. – Nie mów nic. Tylko nie zasypiaj. Karetka już jedzie.
Karetka?
Coś poważnego mi się stało?
Bolało mnie całe ciało, ale żeby od razu wzywać karetkę? To trochę przesada. Nie chciałam jednak mówić o tym przyjacielowi, bo na pewno usłyszałabym kazanie o tym, że lepiej, iż lekarz mnie zbada, niż sama miałabym udawać specjalistę.
– Bill – spróbowałam znowu. Nie zapomniałam, po co tutaj przyszliśmy. Chciałam mieć to wszystko za sobą. Wiedziałam, że jeśli nie powiem prawdy teraz, póki jest szansa, nie zrobię tego nigdy. – Pamiętasz jak pytałeś mnie o to, kto złamał mi serce? – spytałam cicho i uświadomiłam sobie, że mówienie sprawia mi ogromny ból. Nie zrezygnowałam jednak.
– Ciii – usłyszałam od niego. Miałam wrażenie, że w ogóle mnie nie słucha i nie dociera do niego, że powiedziałam cokolwiek. – Nic nie mów. Pogotowie zaraz przyjedzie. Wszystko będzie dobrze.
– Posłuchaj mnie – odpowiedziałam już trochę wkurzona, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mi ten straszny ból, który opanował całe moje ciało. – Powiedziałam ci wtedy, że nie chcę już o tym pamiętać. Nie chcę znać imienia tego człowieka, który tyle dla mnie znaczył, a który odrzucił mnie i sprawił, że moje serce pękło na tysiące kawałków. – Wreszcie Bill skinął głową na znak, że pamięta. – Powiedziałam ci, że był mi najbliższą osobą i zrobiłabym dla niego wszystko, bo dzięki niemu moje życie zmieniło się na lepsze.
– Proszę, nie mów już nic… Zaraz przyjedzie karetka – odpowiedział, a ja – gdybym tylko mogła – walnęłabym go z całej siły w ramię, żeby wreszcie normalnie ze mną porozmawiał.
– Zapytałeś mnie wtedy, czy to nie o ciebie mi chodzi, bo historia, którą ci przedstawiłam, była bardzo podobna do naszej. Pamiętasz, co ci wtedy powiedziałam? – Poczułam, że nie mam już takiej władzy nad głosem, jaką miałam zawsze, a poczucie, że coraz trudniej mi się mówi, wzmagało się z każdą sekundą. Czułam, że za chwilę odpłynę i nie zdążę powiedzieć Billowi tego wszystkiego. – Pamiętasz? – zapytałam znowu, kiedy nie otrzymałam odpowiedzi.
– Dlaczego akurat teraz mi o tym wszystkim mówisz?
– Bo kiedy stracę przytomność, mogę się już nie obudzić albo następnym razem się nie odważę…
– Nie opowiadaj bredni – przerwał mi, a ja postawiłam wszystko na jedną kartę.
– Kłamałam. Okłamałam cię. To o ciebie mi chodziło. To ty złamałeś mi serce. To w tobie się zakochałam.
I pół sekundy przed tym, jak straciłam przytomność, dostrzegłam jak Bill rozszerza oczy ze zdziwienia. Później była tylko ciemność, w której nie było nic.
Ani cierpienia związanego z nieodwzajemnioną miłością do najlepszego przyjaciela.
Ani zmęczenia ciągłym przepracowaniem.
I tam mi było dobrze, w tej ciemności. Mogłam spokojnie śnić o tym, co mogło się wydarzyć, ale się nie wydarzyło.
Tyle że po jakimś czasie to się skończyło.
Obudziłam się na szpitalnym łóżku, a Bill siedział na krześle obok i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 

wtorek, 11 września 2018

Ostatnie pożegnanie. [41] ON

Gdzieś się zgubiłam w ciągu tego miesiąca, kiedy nic nie dodawałam. Miałam trochę problemów w życiu rodzinnym i nie potrafiłam nic stworzyć. Dzisiaj dopiero usiadłam nad tym odcinkiem i dotarło do mnie, że nie wiem, jak mam to skończyć. Z ciężkim sercem pisałam ten rozdział, który jest ostatnim z perspektywy Billa. 
Ta postać była mi na początku obca, lecz z czasem starałam się utożsamić ją z kim, kto jest bardzo ważną osobą w moim prywatnym życiu. Udało mi się, chociaż w prawdziwym życiu historia nie potoczyła się tak, jak w opowiadaniu. Trochę żałuję, ale wiem, że gdyby nie on, nie byłabym teraz sobą.
Ten rozdział dedykuję mojemu Zahirowi, który złamał mi serce.

ON
Wakacje na Malediwach były najlepszą i najmądrzejszą rzeczą, na jaką kiedykolwiek mogłem się zdecydować. Dwa tygodnie pełnego odpoczynku i nieprzejmowania się niczym w miejscu, w którym marzenia się spełniają. Czternaście dni relaksu i nic nierobienia, a raczej robienia tylko tego, na co miałem ochotę, nie musząc się martwić niczym. Tyle czasu mogłem zachowywać się jak ja, przed nikim niczego nie udając i nie przejmując się, że może to, co robię jest niestosowne i zupełnie nie na miejscu. 
I może nawet wydałem morze pieniędzy, ale czy jakoś mnie to obeszło? Może trochę, na początku. Później jednak przekonałem sam siebie, że nie warto przejmować się pieniędzmi, bo żyje się tylko raz. Musiałem jednak wyrzucić z umysłu też to, że już kilka razy spędzałem wakacje w tym miejscu i wydawałem podobne ilości pieniędzy, mówiąc do siebie zupełnie to samo. Ale tym razem to z Elysą spędzałem czas i to w większości dla niej robiłem, żeby ona była szczęśliwa. Swoje zadowolenie stawiałem na drugim miejscu. 
Cieszyłem się, że zdecydowaliśmy się na te wakacje, ponieważ w ciągu tych dwóch tygodni dowiedziałem się jeszcze więcej o sobie, o tym, co lubię, czego bym nigdy więcej nie powtórzył, a przede wszystkim, dowiedziałem się jeszcze więcej o Elysie, ponieważ ciągle byliśmy razem i we dwójkę robiliśmy praktycznie wszystko.
Na samym początku naszych wakacji, jak i w ich trakcie, postawiliśmy na odpoczynek, relaks i dobrą zabawę. Mieliśmy szaleć, jak nigdy wcześniej, jakby to miały być nasze pierwsze i ostatnie wspólne wakacje, chociaż liczyłem, że to tylko słowa, a w praktyce będziemy żyli długo i szczęśliwie. Towarzystwo Elysy było czymś, czego potrzebowałem, bo czułem się, jakby była ona moją drugą połową, ponieważ zawsze wiedziała, na co miałem ochotę i co moglibyśmy robić. Przy niej czułem się bardzo dobrze i miałem nadzieję, że uda nam się wytrzymać ze sobą jak najdłużej.
Elysa nie umiała pływać, toteż kiedy tylko mieliśmy okazję wejść do wody, a tak było codziennie, niezależnie od pory dnia, próbowałem uczyć ją poruszać się w oceanie. Nie było łatwo, gdyż Elysa nie potrafiła się rozluźnić, jednak – gdy wreszcie dotarło do niej, że w pełni może mi zaufać, bo złapię ją i będę trzymać, kiedy tylko zobaczę, iż dzieje się z nią coś złego – po długim czasie mogliśmy się pochwalić, że Elysa potrafiła przepłynąć parę centymetrów, unosząc się na powierzchni wody. Nie miała jednak jeszcze tak dużo odwagi, aby ruszyć dalej, gdzie jest głębiej, co doskonale rozumiałem, ale byłem z niej bardzo dumny.
– Już nie dam rady! – krzyknęła, kiedy po raz kolejny udało jej się machać w wodzie rękoma i nogami przez parę sekund. – Zmęczyłam się!
– Chcesz wyjść? – zapytałem, wciąż trzymając ją w talii.
– Tak! Jestem głodna! – Posłała mi szeroki uśmiech i stanęła na twardym gruncie, bardzo blisko mnie.
– Na co masz ochotę? – Patrzyłem w jej piękne, zielone oczy, w których mógłbym utonąć i nie potrzebowałbym nikogo, aby mnie ratował.
– Nie wiem! Może coś wymyślisz? – zaproponowała i położyła mi dłonie na karku.
Uwielbiałem jak to robiła. Zbliżyła się do mnie i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. Nie załapałem, co się dzieje i dopiero po chwili zorientowałem się, że Elysa wspina się na palcach, żeby tylko dosięgnąć moich warg. Schyliłem się więc odrobinę, żeby nie musiała zadzierać głowy i oddałem pocałunek.
– Już nie jestem głodny – powiedziałem z uśmiechem, kiedy się od siebie odsunęliśmy.
– Ale ja jestem! – krzyknęła i – zostawiając mnie w oceanie – ruszyła ku brzegowi. Tam owinęła się ręcznikiem i czekała na mnie. – Jesteś za wysoki – oznajmiła, kiedy stanąłem naprzeciw niej i składałem w kostkę koc, który wzięliśmy ze sobą na plażę. Znowu zadzierała głowę, aby spojrzeć mi w oczy, co wyglądało bardzo zabawnie.
– Nieprawda. To ty jesteś za niska.
– Nie, nie jestem – zaprzeczyła.
– Kłótnia ze mną nie sprawi, że będę odpowiedniego wzrostu, żebyś nie musiała potrzebować drabiny, aby mnie pocałować – zauważyłem, na co zielonooka stanęła naprzeciw mnie i przybrała groźną minę.
– Mogę w ogóle nie chcieć się z tobą całować – odgryzła się, na co lekko się zaśmiałem. Nie chciałem jej wkurzać, ale kiedy ciskała błyskawicami z oczu, podobała mi się jeszcze bardziej.
– Nie wytrzymałbym tego. – Posłałem jej szeroki uśmiech, puściłem oczko i zabierając pod pachę koc, chwyciłem ją za dłoń, ciągnąc w kierunku naszego domku.
– Możemy się założyć! – powiedziała wreszcie, gdy przekraczaliśmy próg.
– Nie chcę się zakładać. Już mówiłem, że nie wytrzymałbym bez twoich pocałunków.
– Kiedyś nie miałeś z tym problemu, gdy nie byliśmy razem – zauważyła i znów zaczęła osuszać włosy ręcznikiem.
– Właśnie dlatego.
Elysa nie odpowiedziała nic, co mnie trochę zdziwiło. Zawsze miała odpowiedź na wszystko, a teraz zwyczajnie sobie odpuściła. Lubiłem z nią dyskutować, bo zawsze znajdowała pomysły na tematy do rozmów i bardzo rzadko kiedy zapadała między nami cisza. A jeśli już nic nie mówiliśmy, w ogóle nam to nie przeszkadzało. Od kilku lat byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, teraz próbowaliśmy stworzyć szczęśliwy związek i jakoś nam się to na razie udawało. Miałem nadzieję, że będzie nam dane żyć ze sobą w zgodzie i miłości, bo Elysa była cudowną kobietą. I aż czasami plułem sobie w brodę, że wcześniej nie zauważyłem tego, jakim uczuciem ona mnie darzy, biłem się z myślami, dlaczego nie zwróciłem uwagi na to, jak ona się przy mnie zachowuje, jak na mnie patrzy… bo całą sobą próbowała dawać mi znaki, że czuje do mnie coś więcej, niż tylko sympatię, że jestem dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, z którym dzieli się prawie wszystkimi myślami. Samemu ciężko było mi uwierzyć w to, że Elysa dała radę tak długo kryć się z uczuciami. Była naprawdę silną kobietą.
A teraz ta kobieta wycierała mokre włosy ręcznikiem i przyglądała mi się z ciekawością. Pewnie zastanawiała się właśnie, nad czym tak rozmyślam.
– Hmm? – mruknąłem do niej, otrząsając się z zamyślenia i zacząłem szukać portfela.
– O czym myślisz? – Wiedziałem, że o to zapyta i aż uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak parę lat przyjaźni pozwoliło mi trochę ją poznać.
– A, o niczym – zbyłem ją. – Idziemy coś zjeść?

Cały ten urlop na Malediwach pozwolił mi otrząsnąć się z całego syfu przeszłości, który nagromadził się we mnie i nie dawał normalnie funkcjonować. Kiedy siedziałem w Los Angeles, praktycznie w czterech ścianach domu, czułem, że za chwilę umrę, że sam sobie coś zrobię, bo nie mogę zapomnieć o tym, co wydarzyło się w moim życiu po zerwaniu z Caroline. Teraz, kiedy mogłem odpocząć, prawie w ogóle nie myślałem ani o niej, ani o tym, co zrobiła. Jakby wyparowała z mojego umysłu, co ogromnie mnie uszczęśliwiało. I stało się tak nie tylko dzięki tym wakacjom, nie tylko dzięki terapii z psychiatrią, ale również dzięki wsparciu, jakie otrzymałem od mojej mamy, od Toma, Elysy, przyjaciół z zespołu… Oni wszyscy pozwolili mi wreszcie odetchnąć pełną piersią po bardzo długim czasie w zamknięciu.
Mógłbym mieć ogromny żal do Caroline o to, co się wydarzyło, ale nie potrafiłem.
Wiele razy zastanawiałem się nad tym, czy tak naprawdę była mi bliska, czy po prostu udawała to wszystko, żeby zagarnąć moje pieniądze. Rozmyślałem nad tym, czy rzeczywiście byłem w niej zakochany, bo tak naprawdę nie do końca to sobie wszystko podsumowałem na terapiach z Megan. Zadawałem sobie pytania, udzielałem na nie odpowiedzi, ale sam z siebie nie byłem do końca zadowolony.
I kiedy wieczorami zasypiałem u boku Elysy, która wtulała się we mnie, jakby jeszcze nie wierzyła, iż należę do niej, rozmyślałem czasami o Caroline. Czy jest szczęśliwa, co w tej chwili robi i czy w ogóle kiedykolwiek była ze mną szczera, oprócz tej nocy, gdy wyznała mi wszystko…
– Czemu jesteś smutny? – zapytała Elysa, gdy leżeliśmy w łóżku, ostatniego wieczora przed powrotem do Los Angeles.
Obojgu nam szybko zleciał ten czas na Malediwach, lecz musieliśmy wreszcie wrócić do codziennego życia. Elysa do pracy, ja do świata muzyki. Musiałem wreszcie wziąć się w garść i spróbować stworzyć coś nowego, co nareszcie przyniesie nam sukces i zadowoli tę garstkę fanów, która jeszcze z nami została.
– Nie jestem smutny. – Dla potwierdzenia swoich słów, posłałem jej ciepły uśmiech i ucałowałem czubek jej głowy. – Zamyśliłem się.
– Przecież widzę. Odkąd tutaj przyjechaliśmy spędzamy ze sobą praktycznie każdą chwilę. Nie da się nie zauważyć, że intensywnie nad czymś rozmyślasz każdego wieczora, zanim pójdziemy spać. Może nie powinnam o to pytać, może to nie jest moja sprawa, ale… Bill, jeśli chodzi o mnie, to możesz powiedzieć mi od razu, że nie chcesz spróbować… zrozumiem. Nawet tak będzie lepiej. Wakacje się skończą, wrócimy do swoich spraw i będziemy zachowywać się tak, jakby się nic nie stało…
Dopiero po chwili zorientowałem się, co właściwie Elysa do mnie powiedziała. Czy ona myśli, że mam wątpliwości?!
– Co? – przerwałem jej. Poderwałem się do pozycji siedzącej i spojrzałem w jej zaszklone oczy. – Co ty mówisz?
– Bill, widzę, że coś cię męczy. I domyślam się, że może chodzić o mnie. Jeśli doszedłeś do wniosku, że nasz związek nie wypali, możesz mi o tym powiedzieć. Ja i tak będę żyła ze świadomością, że przez dwa tygodnie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie…
– Co ty bredzisz? – uniosłem się, choć nie powinienem. Ale miałem nadzieję, że chociaż w ten sposób Elysa raz na zawsze zrozumie, jak bardzo się myli i nie powinna aż tak się zadręczać. – Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem tak szczęśliwy, jak z tobą. Jesteś kobietą, która nie tyle jest mi bratnią duszą, co częścią mojego serca. Zaczęliśmy od przyjaźni, teraz próbujemy być szczęśliwi jako para i ja czuję całym sobą to szczęście. I chcę z tobą być, bo naprawdę wierzę, że jesteśmy dla siebie stworzeni. I mogę powiedzieć ci, że cię kocham. Szczerze się w tobie zakochałem i liczę, że ty nie zmieniłaś zdania i wciąż chcesz być ze mną.
– Ale jesteś smutny… – Elysa tak bardzo upierała się przy swoim, że miałem ochotę nią potrząsnąć.
– Tak, czasami smuci mnie, że musiałaś aż tyle wycierpieć, żeby być wreszcie ze mną. I wspominam czasami Caroline, ale to tylko dlatego, że była dla mnie naprawdę kimś ważnym.
– Kochałeś ją? – zapytała, chwytając mnie za rękę. Małe łzy spływały po jej policzkach, ale kiedy wpatrywałem się w jej oczy widziałem szczęście.
– Nie wiem. Chyba tak.
– Nadal ją kochasz?
Zawahałem się, bo musiałem się zastanowić. Caroline nigdy nie była taka, jak Elysa. Nigdy nie dzieliła ze mną swoich smutków ani nie ciekawiły jej powody mojej radości. I chociaż kiedyś mówiłem, że ją kocham, teraz dopiero docierało do mnie, że może jednak się myliłem.
– Nie, już nie. Teraz kocham ciebie.
Elysa uśmiechnęła się przez łzy i pocałowała mnie lekko w policzek. Potem pociągnęła mnie na poduszki, wtuliła się jeszcze mocniej niż wcześniej i próbowała zasnąć.
Ja zaś zasypiałem już nie myśląc o Caroline, a o kobiecie, która teraz leżała w moich ramionach, szukając schronienia dla swoich uczuć.

Po powrocie do Los Angeles już nie czułem przygnębienia, które towarzyszyło mi wcześniej. Czułem się lekki i szczęśliwy. Jak nigdy dotąd. Miałem u boku kobietę, z którą pragnąłem spędzić resztę swojego życia i czułem, że ona bardzo dobrze o tym wie i dzieli ze mną moje przemyślenia. Elysa również wydawała się radośniejsza i pełniejsza optymizmu niż wcześniej.
Kilka miesięcy temu mogłem powiedzieć, że jest ciągle przygnębiona, cały czas się czymś zamartwia… Teraz częściej się śmiała, a ja wiedziałem, że to dzięki mnie. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że Elysa głównie zadręczała się myślą, iż darzy mnie nieodwzajemnioną miłością, a kiedy tylko oznajmiłem jej, że to nie do końca prawda i chciałbym spróbować stworzyć z nią związek, od razu szczęście zawitało do jej serca.
Wspólne wakacje w ciepłych krajach sprawiły, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. I to nie tylko dzięki temu, że spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i mogliśmy na nowo się poznać, ale również oboje potrzebowaliśmy odpoczynku. Nawet te lekcje pływania, które dawałem Elysie sprawiły, że jeszcze bardziej mi zaufała, bo utwierdzała się w przekonaniu, że nie pozwolę jej utonąć, że będę przy niej, kiedy będzie mnie potrzebować. Miałem nadzieję, że weźmie tę lekcję do prawdziwego życia, ponieważ na co dzień też zamierzałem ciągle przy niej być, podawać jej pomocą dłoń i łapać w objęcia, kiedy tylko będzie trzeba. 

sobota, 18 sierpnia 2018

Ostatnie pożegnanie. [40] ONA


Z tym odcinkiem pojawiłam się szybciej niż zamierzałam, ponieważ nie jestem pewna, kiedy dodam kolejny. Jestem wykończona pracą i nawet jeśli pracuję trzy, cztery lub pięć dni w tygodniu, to i tak wolne nie daje mi zbyt dużo, ponieważ wtedy śpię, odpoczywam, robię to, na co nie mam normalnie czasu i odpoczynek zmienia się w pracę w domu. Niestety, zmiany od 18:00 do 6:00 są wykańczające, nawet jeśli ma się potem dwa dni wolnego.
A dlaczego o tym tutaj piszę? Ponieważ to miejsce jest dla mnie bardzo ważne. I mimo braku komentarzy wiem, że tu jesteście, czytacie i czekacie na kolejne części. Uważam, że moim obowiązkiem jest udzielać informacji, które dotyczą opowiadań pojawiających się tutaj.
A ta historia dobiega końca. Pojawi się rozdział 42., 43. i pewnie epilog, lecz co do tego ostatniego nie mam pewności, gdyż jeszcze nie mam na niego konkretnego planu. 


ONA

Po mojej rozmowie telefonicznej z Billem nie czułam się najlepiej. Podobnie, jak po odwiedzinach Toma i Shermine, kiedy to mężczyzna, samym swoim spojrzeniem radził mi, abym wreszcie więła się w garść, przestała zadręczać i skończyła z użalaniem się nad sobą. Wyglądałam jak zombie i Tom miał całkowitą rację. Nie potrafiłam cieszyć się z niczego, źle sypiałam i mało jadłam, bo więcej czasu spędzałam w pracy i na rozmyślaniu na okrągło o swoim życiu. Tom miał rację, że powinnam przestać się tak zachowywać i dobrze o tym wiedziałam, jednak i tak nie potrafiłam do końca się zmobilizować do podjęcia decyzji o odpuszczeniu sobie Billa. Nie umiałam i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek uda mi się wreszcie ogarnąć i podnieść z dołka, w którym się właśnie znajdowałam. 
Byłam w totalnej rozsypce, lecz za wszelką cenę próbowałam nad sobą panować. Czułam jednak, że mimo wszystko, jest ze mną lepiej, choć może nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Miało na to wpływ to, iż Bill odzywał się do mnie od czasu do czasu, ja również wysyłałam mu jakieś wiadomości i duży wpływ na mnie miało, że utrzymywał ze mną kontakt. Ja nie pisałam do niego zbyt często, raczej wtedy, gdy on pierwszy napisał lub uznawałam, iż konieczne jest napisanie do nie paru słów, lecz i tak dawało mi to bardzo dużo. Nie chciałam mu się narzucać, nie chciałam robić sobie złudnych nadziei, ale pragnęłam utrzymywać z nim kontakt, ponieważ był moim najlepszym przyjacielem. Bill pisał lub dzwonił do mnie raz lub dwa razy w tygodniu, ja odzywałam się rzadziej, bo wiedziałam, że nie wypada mi wydzwaniać czy wypisywać do zajętego faceta. Nawet, jeśli jest moim przyjacielem. Pragnęłam jednak czuć, że jestem mu potrzebna i chciałam, żeby dzwonił, żeby pisał. A on to robił, dając mi tym samym nadzieję na coś, czego nigdy miało nie być.
Po kilku tygodniach wreszcie usłyszałam przez telefon to, na co tak długo czekałam, a co sprawiło mi tyle radości, że niemal podskoczyłam do góry na kanapie. 
– Wracamy do Los Angeles – powiedział Bill do słuchawki.
Na początku byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co mogłabym mu odpowiedzieć, jak zareagować, żeby nie dać po sobie poznać, jak  bardzo jestem szczęśliwa. Wraca do Los Angeles, a ja wreszcie będę mogła się z nim spotkać. Porozmawiać, patrząc prosto w oczy. Poczuć zapach jego perfum, które zaczęły blednąć w mojej pamięci. Nareszcie. Po tak długim czasie…
– Halo? – odezwał się blondyn, chcąc sprawdzić, czy połączenie nie zostało przerwane. 
– Jestem, jestem – powiedziałam prędko. – Musiałam się napić – skłamałam. – Kiedy wracacie?
– Na początku przyszłego tygodnia. Zarezerwowaliśmy już bilety. 
– To super – skomentowałam. – Cieszysz się? Nie wiem, co mam rozumieć przez ton twojego głosu – zauważyłam. Rzeczywiście nie miałam pewności, czy jest tak samo zadowolony z tej wiadomości, jak ja. Wydawał się być raczej przygnębiony, czego zupełnie nie rozumiałam.
– Sam nie wiem, czy mam się cieszyć, czy wręcz przeciwnie.
– Bill, o co chodzi? – Nie wytrzymałam. Nie dość, że byłam bardzo ciekawa, co temu mężczyźnie chodziło po głowie, to jeszcze chyba obawiałam się, że coś jest nie tak. – Wracasz do swojego drugiego domu, to źle?
– Nie, skąd. Na pewno nie źle, ale… po prostu tak dużo czasu spędziłem tu, w Niemczech, że ciężko będzie mi z tego zrezygnować. Tu mam swoją rodzinę, a w Los Angeles… tak naprawdę nic mnie tam nie trzyma.
Zabolały mnie jego słowa. 
Nie miał nic, co trzymałoby go w Ameryce? 
– Zabawne, że masz mnie za ,,nic” – odpowiedziałam ze łzami w oczach. Miałam nadzieję, że nie usłyszał drżenia mojego głosu.
– Elyso, przestań tak mówić. Dobrze wiesz, że to nieprawda… Nie tak to miało zabrzmieć.
– Zabrzmiało – ucięłam. – Ale nie mówmy o tym. To nieważne. – Nie chciałam się z nim kłócić. Nawet, jeśli rzeczywiście nie miało zabrzmieć źle to, co powiedział, to nie było w tej chwili istotne. Bardziej interesował mnie jego przygnębiony ton głosu, gdy mówił o powrocie z Niemiec. – Lepiej powiedz mi, o co chodzi. 
– Tęskniłem za domem, odkąd przeprowadziliśmy się do Los Angeles. Usprawiedliwiałem się przed wszystkimi tym, że tak będzie lepiej dla nas, bo tam nie mamy życia. Prasa zostawiła naszą rodzinę dopiero po jakimś czasie od przeprowadzki. Niby teraz jest spokojniej, ale domyślam się, że będzie to samo, kiedy bym wrócił na stałe do Niemiec. Chciałbym tu zostać, ale wiem, że Tom cierpiałby, gdybyśmy byli rozdzieleni. On czuje się w Los Angeles jak w domu. Shermine jest dla niego bardzo ważna i nie widzi nikogo poza nią. A bez Toma… jest tutaj strasznie pusto. – Zamilkł na chwilę. Nie chciałam przerywać tej ciszy, bo byłam pewna, że Bill chce coś jeszcze powiedzieć. – Nie wiem, co mam robić. Mama mówi, żebym wrócił do Toma. Zawsze mogę odwiedzać ją i Gordona, kiedy tylko znajdę na to czas. Tylko teraz nie wiem, co z Caroline. Ona chce wracać, powiedziała, że w Niemczech jej się nie podoba, chociaż moja rodzina jest wspaniała. Ona jest dla mnie bardzo ważna, ale nie wiem… nie jestem pewien czy chciałbym opuszczać Niemcy tylko ze względu na nią. Nie wiem, co mam robić…
Zdziwiło mnie jego wyznanie, ponieważ zawsze byłam przekonana, że Los Angeles jest dla Billa drugim domem i tak samo chętnie wraca tutaj, jak do Niemiec. Widocznie się pomyliłam. Jednak nie zmieniało to faktu, że wkurzyłam się na wzmiankę o Caroline, która zaczyna marudzić Billowi, iż coś jej się nie podoba. Ale musiałam odsunąć swoją złość i najzwyczajniej w świecie dać radę przyjacielowi, który był dla mnie najważniejszy. Nie chciałam mieszać w to własnych uczuć, bo gdybym się nimi kierowała, zmusiłabym wręcz Billa do tego, aby jak najszybciej wracał do Ameryki i został tutaj już do końca życia, lecz własne uczucia musiałam odsunąć na bok. Na razie.
– Sądziłam, że lubisz Los Angeles – powiedziałam wreszcie.
– Lubię – jęknął. – Bardzo. Tam jest… niesamowicie. Można robić wszystko i nikt cię nie ocenia. Ubierasz się jak wariat, ale nikomu to nie przeszkadza. Wychodzisz na ulicę, ale nikt nie łazi za tobą z aparatem i nie wrzuca zdjęć do Internetu. Tam proszą cię o zdjęcie, ale nie napastują. Idziesz do klubu i bawisz się ze zwykłymi ludźmi, którzy nawet jeśli cię znają, po prostu z tobą gadają, napijesz się z nimi wódki, ale nie idą za tobą do domu, nie śledzą cię, tylko po prostu przybijasz z nimi piątkę i mówisz ,,do zobaczenia”!
– Ale…?
– Ale w Niemczech jest równie cudownie, tylko zauważam inne rzeczy.
– Nie przyszło ci do głowy, że myślisz o tym w ten sposób, ponieważ siedzisz już tam jakiś czas?
– Kilka miesięcy to nie jest tak dużo…
– Ponad pół roku tam jesteś! – zauważyłam. – Mieszkając w Los Angeles zachwycałeś się tym miejscem, że aż nie można było ciebie słuchać. Zwracałeś uwagę na rzeczy, których nie ma w Niemczech i byłeś przeszczęśliwy, że mogłeś tu zamieszkać. 
– Myślisz, że to przez to, że za długo tu siedzę?
– Tak myślę – potwierdziłam.
– To co mam zrobić, twoim zdaniem? 
– Słuchaj, wracasz teraz do Ameryki, masz bilety. Więc tutaj też pomieszkaj jakiś czas. Potem zobaczysz, gdzie czujesz się lepiej i wtedy podejmiesz decyzję. 
– Zachowuję się jak wariat. – Zaśmiał się do słuchawki, a mnie drgnęło serce. Uwielbiałam jak się śmiał. – Ludzie mają większe problemy niż wybór miejsca, w którym chciałoby się zamieszkać. 
– Równie dobrze mogłeś rozpaczać nad tym, w co masz się ubrać – odpowiedziałam, na co znowu zaśmiał się głośno. Zawtórowałam mu i przez moment poczułam się, jakby był obok, jakby zmaterializował się koło mnie i widziałam jak odrzuca głowę w tył i śmieje się głośno, jakbym właśnie powiedziała najzabawniejszą rzecz na świecie. 
– Spotkamy się? – zapytał po chwili. – Chciałbym cię zobaczyć. Dawno się nie widzieliśmy. 
Zamarłam ze śmiechem na ustach i już nie wiedziałam, co mam począć. Zacząć znowu się śmiać, ale tym razem z radości, a nie z rozbawienia czy może się rozłączyć, żeby nie robić sobie żadnych nadziei. Miałam przecież zapomnieć o Billu i o tym, że go kocham, a tymczasem rozmawiam sobie z nim w najlepsze, żartuję i daję mu rady, tym samym robiąc sobie tę cholerną nadzieję na coś, co kompletnie nie ma sensu bycia. 
– Pewnie – odpowiedziałam próbując utrzymać pozytywny ton głosu. – Kiedy tylko będziesz chciał – dodałam.
– Odezwę się do ciebie, dobrze?
– Jasne.

I odezwał się.
Tydzień później wrócił do Los Angeles, a umówiliśmy się dwa dni po powrocie. Nie mogłam się doczekać naszego spotkania, ale jednocześnie nie miałam pojęcia, jak miałam się zachować. Co mówić, co robić… Bill był moim przyjacielem, lecz jego nieobecność sprawiała, iż nie byłam pewna, co teraz jest między nami, mimo iż przez telefon rozmawialiśmy ze sobą normalnie. 
Umówiliśmy się w kawiarni, niedaleko Providnce. Po spotkaniu miałam jeszcze wpaść do pracy, toteż było to dla mnie bardzo wygodne. Bill sam zaproponował to miejsce, więc nie miałam żadnych przeciwwskazań. 
Nie od razu go rozpoznałam, gdy siedział przy jednym ze stolików. Wyglądał trochę inaczej, więc dopiero, kiedy podniósł rękę, aby dać mi znak, że to on, rozpoznałam ten uśmiech, którego nie dało się zapomnieć.
Bill miał teraz czarne włosy, które kompletnie do niego nie pasowały. Przyzwyczajona byłam do nazywania go blondynem i trudno będzie mi się przestawić. 
– Cześć! – przywitał mnie z szerokim uśmiechem i od razu wstał, aby zamknąć mnie w mocnym uścisku. – Dawno cię nie widziałem!
– Już zapomniałam jak wyglądasz – zażartowałam i również go uścisnęłam.
Dobrze było czuć jego dotyk, zapach i patrzeć na jego szczęśliwą twarz. Nawet, jeśli ten kolor włosów do niego nie pasował, i tak ogromnie mi się podobał.
– Siadaj. Opowiadaj, co u ciebie. – Wskazał mi krzesło naprzeciwko i poczekał, aż zajmę miejsce. 
– Rozmawialiśmy zaledwie kilka dni temu, nic się nie zmieniło od tego czasu – zauważyłam ze śmiechem.
– Ale na pewno są niektóre rzeczy, jakich nie powiedziałaś mi przez telefon, co? 
– A ty mi o czymś nie mówiłeś? Ach! No przecież nie wiedziałam, że zmieniłeś fryzurę. – Wskazałam na jego włosy i na początku wyglądał, jakby kompletnie nie wiedział, o co mi chodzi, ale za chwilę chyba dotarło do niego, iż naprawdę nic mi nie mówił.
– Wiesz, nawet zapomniałem – przyznał. – To było takie spontaniczne. Ale kiedyś miałem czarne włosy…
– Kiedy się malowałeś i częściej koncertowałeś – dodałam.
– To prawda. Uważasz, że źle mi w tym kolorze? – zapytał, a ja poczułam, że naprawdę zależy mu na mojej opinii i szczerze byłam z tego zadowolona.
– Nie mogę się przyzwyczaić – przyznałam. – Jednak widzę cię pierwszy raz od dłuższego czasu. Może z czasem do tego przywyknę. Z brodą i blond włosami było ci dobrze i dziwnie teraz widzieć cię z zarostem w wersji ciemnej… Ale nie jest tak źle – dodałam.
– Pewnie i tak za jakiś czas wrócę do naturalnego koloru – zapewnił. – Ale ty też wyglądasz inaczej – zauważył poważnie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Nie zmieniałam w sobie nic od bardzo długiego czasu, toteż taka uwaga zupełnie mnie zdziwiła. – Masz smutne oczy. 
Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się tego usłyszeć.
– Słucham? 
– Twoje oczy są jeszcze bardziej smutne niż wtedy, gdy widziałem cię po raz ostatni. Co się z tobą stało, Elyso?
– Nie rozumiem. – Pokręciłam głową i spojrzałam na swoje dłonie. Były blade i strasznie zimne, jak u trupa. – Przecież wyglądam normalnie.
– Próbujesz mnie oszukać, a ja tego nie lubię – powiedział. – Nie chcesz ze mną szczerze porozmawiać?
– Przecież rozmawiamy – odparłam chłodniej niż zamierzałam. – Ty próbujesz wydusić ze mnie coś, czego tak naprawdę nie ma.
– Słuchaj, widać na pierwszy rzut oka, że coś jest nie tak. Chodzi o to, że Victor cię zostawił? Jesteś smutna, bo dużo dla ciebie znaczył?
– O czym ty mówisz?! – podniosłam głos. – Victor był mi bardzo bliski, ale odszedł i już się z tym pogodziłam. 
– Więc dlaczego jesteś tak bardzo smutna? Kto złamał ci serce? Czemu nie chcesz opowiedzieć mi swojej historii?
Popatrzyłam na niego zszokowana. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, lecz jednocześnie nie zaskoczył mnie swoimi pytaniami. Musiałam tylko powiedzieć mu całą prawdę o swoich uczuciach, ale nie byłam pewna, jak miałabym ubrać to w słowa. Gdzieś w głębi serca czułam, że właśnie tak będzie przebiegać ta rozmowa i że takie pytania padną z ust Billa. Ja musiałam tylko dobrze to wszystko rozegrać, żeby nie wyjawić mu do końca wszystkich moich uczuć, jednocześnie dać mu do zrozumienia, że coś jest ze mną i z moimi uczuciami nie tak. 
Zbierałam się w sobie parę minut, w ciągu których Bill czekał, aż zdecyduję się na szczerość wobec niego. Patrzył przez okno i czekał, nie przejmując się zupełnie, że w tym samym czasie ja biję się z myślami i toczę w sobie zażartą walkę z sercem i rozumem. Nie byłam jeszcze pewna, kto wygra tę bitwę.
– W moim życiu od dawna jest pewien mężczyzna – powiedziałam wreszcie cicho, a Bill spojrzał na mnie. – Przyjaźnimy się, jesteśmy bardzo blisko. Z boku może to wyglądać, jakbyśmy byli parą, ale tak nie jest. Dawniej dużo czasu ze sobą spędzaliśmy. Wiesz, kino, kolacje, spacery. Ale bez żadnych podtekstów, po prostu przyjacielskie wypady, bez zobowiązań. On był pewien, że traktuję go jak przyjaciela, ale to była nieprawda. Od początku bardzo mi się podobał i gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że on wreszcie zrobi ten pierwszy krok, zauważy, że coś jest na rzeczy i powie mi, że czuje do mnie to samo. Nadzieja matką głupich – zaśmiałam się – nie powiedział nic. Wreszcie, kiedy zdecydowałam, że się ujawnię, że powiem mu o wszystkim, bo to całe ukrywanie się, nie ma żadnego sensu, on… on przedstawił mi swoją dziewczynę. – Spojrzałam na Billa, który patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Byłam ciekawa, czy zorientuje się, że to wszystko o nim, ale miałam nadzieję, iż jednak się nie domyśli. W jego życiu była Caroline i nie powinien przejmować się tym, co ja do niego czuję. – To on złamał mi serce. Wtedy, w tamtym momencie, gdy przedstawił mi tamtą dziewczynę. Powiedział, że zależy jej na niej i chciałby znać moją opinię. 
– Co mu powiedziałaś? – zapytał Bill, kiedy zamilkłam. 
– A co miałam powiedzieć? – odpowiedziałam pytaniem. – Że cieszę się jego szczęściem, bo to dla mnie najważniejsze. 
– Ale mówiłaś, że złamał ci serce.
– I co z tego? – Zaśmiałam się cicho. – To tylko serce.
– Czyli coś, co jest najważniejsze, kiedy w grę wchodzi miłość – zauważył mądrze.
– Nie musisz mi mówić swoich romantycznych tekstów, które wykorzystujesz do pisania piosenek.
– Przecież tego nie robię – odpowiedział i uśmiechnął się krzywo.
Nie odpowiedziałam na to nic, bo nie było mi do śmiechu. Trochę mi ulżyło, gdy wszystko z siebie wydusiłam, lecz nadal nie mogłam przejść do porządku dziennego, po tym, jak wylałam na Billa całe swoje zwierzenie.
– Wiesz… mam takie głupie pytanie – zaczął po dłuższej chwili milczenia. Widziałam, że się waha i nie wiedziałam, o co chce zapytać. – Czy nie opowiedziałaś mi właśnie swojej historii, w której to ja jestem tym facetem? 
– Nie – powiedziałam stanowczo, chociaż może za szybko. – To nie o tobie. My przecież jesteśmy przyjaciółmi, a ty masz Caroline.
– No tak, wybacz – odrzekł i spuścił wzrok na swoje dłonie. – Mogłaś mu powiedzieć, co do niego czujesz.
– Nie powiedziałam.
– Dlaczego?
– Bałam się, że mnie wyśmieje. Zawsze byliśmy przyjaciółmi, nie było między nami nic innego, więc postanowiłam tego nie zmieniać. Gdyby chciał być kimś więcej, niż tylko przyjacielem, powiedziałby mi o tym.
– A jeśli on myśli dokładnie tak samo, jak ty?
– To nie przedstawiałby mi swojej dziewczyny – zauważyłam ze złością. 
– Masz rację – przyznał. – Chociaż, z drugiej strony, może chciał zrobić ci na złość? Może myślał, że w ten sposób wzbudzi twoją zazdrość i dzięki temu chciał się przekonać, czy ci na nim zależy…
– On nie jest głupi. Tak zachowują się idioci – skomentowałam krótko. Nawet nie brałam takiej możliwości pod uwagę, kiedy Bill przedstawiał mi Caroline jako swoją dziewczynę. Byłam przekonana, że przyjaciel nie byłby do tego zdolny.
– Niektórzy tak robią i im to wychodzi – zauważył.
– Nie jest taki. 
– Skoro tak uważasz…
– Tak właśnie uważam.

W domu przeżywałam rozmowę z przyjacielem, ale nie tak, jak się spodziewałam. Byłam przygotowana na to, że zaleję się łzami rozpaczy i będę się nad sobą użalać, myśleć o tym, jaka to jestem beznadziejna i do niczego się nie nadaję, ale nie było tak. Co prawda, analizowałam całą naszą dyskusję, przywracałam w pamięci jego i swoje wypowiedzi i jakoś nie potrafiłam czuć do niego żalu, który jeszcze nie tak dawno we mnie tkwił. Owszem, wciąż kochałam go całym sercem, a Caroline zazdrościłam jak mało komu, że może mieć go tylko dla siebie, ale nie mogłam mieć mu za złe, że nie widzi i nie czuje tego, że darzę go miłością. Skąd miałby wiedzieć, jeśli nic mu o tym nie powiedziałam?
Zaczęło docierać do mnie, że jestem najzwyczajniej w świecie głupia. Bo ukrywam przed facetem mojego życia, że jest dla mnie najważniejszy. Bo zatajam przed jedynym przyjacielem, iż się w nim kocham od długiego czasu. Bo rozmawiałam z nim kilka godzin wcześniej o tym, że złamał mi serce, a kiedy zapytał, o kim mówię – skłamałam mu prosto w oczy. Mogłabym znów winić Billa za to, że się nie zorientował, jak dla mnie ważny jest, lecz tym samym mogłabym winić siebie, bo nic mu nie powiedziałam. I winiłam siebie, miałam ogromne wyrzuty sumienia, że przez swój błąd, a raczej masę tych błędów, będę nieszczęśliwa.
Nie powiedziałam Billowi, co do niego czuję i przez to on miał prawo znaleźć sobie kobietę, z którą chciał spędzić resztę życia. Miałam mnóstwo okazji do tego, żeby porozmawiać z nim naprawdę szczerze, zaryzykować to odrzucenie, z którym mogłabym się spotkać, ale przynajmniej nie żałowałabym teraz tego tak bardzo. 
I dopiero wtedy się rozpłakałam. 
Nie dlatego, że Bill nie odwzajemnia moich uczuć.
Dlatego, że byłam głupia i nie dałam sobie szansy na szczęście.

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Ostatnie pożegnanie. [39] ON

Jestem z powrotem.
Trochę mi się przeciągnęło, ale musiałam dopracować ten rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Urlop minął mi niezbyt szybko, ale - jak to zawsze bywa - ciężko było przestawić się na tryb pracy. Idzie mi całkiem nieźle, ale mogłoby być zawsze lepiej.
Liczę, że Wasze wakacje również były (lub będą) udane.

 ON
Wakacje.
Czekałem na nie chyba całe swoje życie. Dwa tygodnie relaksu oraz odpoczynku od wszystkiego i wszystkich. Można się wyciszysz, poleżeć, odpocząć i mieć w nosie całą resztę. Przez większość swojego dotychczasowego życia nie miałem nawet chwili wolnego od pracy. Wiecznie coś trzeba było załatwiać związanego z zespołem, ciągle jakieś trasy koncertowe, występy, organizacja tego wszystkiego. I nawet jeśli mieliśmy przerwy od nagrań, to i tak nie oznaczało to przerwy od zespołu. Tym bardziej więc cieszyłem się na upragniony odpoczynek.
Woda, plaża, palmy, zimne drinki i leżenie plackiem na piasku…
Takie miałem wyobrażenie tegorocznego, dwutygodniowego urlopu na Malediwach, który zamierzałem spędzić z Elysą – najlepszą przyjaciółką i kobietą, o którą starałem się, aby była moja. Co prawda, nie musiałem za bardzo się wysilać, ponieważ ona już dawno wyznała mi miłość, jednak zawsze uważałem, że to facet musi się starać o kobietę, a nie na odwrót. I nie ma opcji, żeby w pewnym momencie uznał, że staranie się o względy kobiety, z którą zamierzało się spędzić resztę życia, jest już zbędne. Może nie znałem się na płci przeciwnej, może nie byłem zbyt doświadczony w tych sprawach, ale jednego byłem pewien – należało je zdobywać, bo wówczas miały pewność, iż jesteśmy szczerzy w stosunku do nich. A ja facetem jestem i chcę, żeby Elysa wiedziała, że zależy mi na niej i jestem gotów wiele dla niej zrobić.
Po imprezie urodzinowej ciężko było mi się podnieść z łóżka, chociaż nie wypiłem poprzedniego wieczoru zbyt dużo. Elysa spała obok, odwrócona do mnie plecami i na pewno będzie jej dokuczał ból głowy, gdy się obudzi, ponieważ wypiła całkiem sporo. O Tomie nawet nie myślałem, ponieważ spodziewałem się zobaczyć go śpiącego na kanapie, gdyż tam widziałem go po raz ostatni. Zdziwiłem się jednak, kiedy go tam nie było. Nie było też tych pozostałych ludzi, których zaprosiliśmy i w pewnym momencie pomyślałem, że może pomyliłem domy, jestem nie tam, gdzie powinienem, ale po chwili jednak oprzytomniałem i utwierdziłem się w przekonaniu, że na pewno to nasz dom.
– Już wstałeś? – Georg przywitał mnie w samych bokserkach i pomiętej koszulce. Otwierał lodówkę, z której wyciągnął butelkę wody i od razu pociągnął wielki łyk napoju. Nawet nie zarejestrowałem tego, kiedy odkręcił korek.
– Gdzie wszyscy? – zapytałem, ignorując jego pytanie.
– Pojechali do domów po imprezie. Tom zapowiedział im już na początku, że nie ma nocowania u nas.
– I tak po prostu sobie pojechali? – zapytałem znowu, ignorując to, że traktuje nasz dom jak swój własny.
– A czemu mieliby zostać? Bill, chyba jeszcze śpisz – stwierdził i zaczął grzebać w lodówce, zapewne szukając czegoś do jedzenia. Zerknąłem więc na zegarek, który wskazywał 12:30.
– Kto to wszystko posprzątał? – Rozejrzałem się po pomieszczeniu po raz kolejny, wciąż nie mogąc uwierzyć, że wszystko, co wczoraj widziałem, cały bałagan, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mebli, które wywieźliśmy parę dni temu, wciąż nie było, ale nie było też żadnego syfu. Ani jednej pustej butelki po piwie, żadnych śladów potłuczonego szkła, zero resztek jedzenia na podłodze… Jakby poprzedniego dnia w tym domu nie było żadnej imprezy urodzinowej.
– Tom z Shermine – poinformował mnie Georg, jakbym zadał najgłupsze pytanie tego dnia.
– Jak to? – Przyjaciel spojrzał na mnie z politowaniem.
– Czego nie rozumiesz? – Wrzucił opróżnioną butelkę do kosza na śmieci i znowu zajrzał do lodówki. – Bill, twój brat i jego dziewczyna posprzątali syf, który tu został i poszli spać po czwartej nad ranem. Goście pojechali do domów po trzeciej. Koniec historii. – Wyciągnął z lodówki przekąski, które poprzedniego wieczoru stały na stołach i wepchnął do ust dwie naraz.
– Jesz jak świnia – skomentowałem i skrzywiłem się z niesmakiem.
– Ale przynajmniej dużo więcej z wczoraj pamiętam, niż ty – odpowiedział z pełną buzią.
Miałem dosyć patrzenia na niego, więc poszedłem w ślady przyjaciela i również wyciągnąłem z lodówki wodę oraz parę przekąsek. Z tą różnicą, że nie ładowałem w usta kilku jednocześnie, tylko ułożyłem je na talerzyk, a napój nalałem do szklanki. Usiadłem na kanapie i spokojnie konsumowałem śniadanie, a za chwilę Georg do mnie dołączył.
– Ty i Elysa jesteście ze sobą? – wypalił, wciąż mieląc coś w buzi. – Wczoraj razem zniknęliście w twoim pokoju.
– Co z tego? Przyjaźnimy się, więc chyba możemy spędzać razem czas w moim pokoju i to wcale nie musi oznaczać, że ze sobą jesteśmy – odpowiedziałem, ale i tak byłem przekonany, że Georg o wszystkim wie, bo Tom zdradził mu to wcześniej, a teraz po prostu się zgrywa, żeby mieć satysfakcję z tego, że będę mu wszystko wyjaśniać.
– Nie musi, ale może. I ja pytam, czy jesteście w końcu parą, czy nadal bawicie się w jakieś głupie podchody?
– Nigdy w nic się nie bawiliśmy, Hagen. Nie wiem, o co ci chodzi.
– Boisz się powiedzieć przyjacielowi, że sypiasz z laską, która podoba ci się od bardzo dawna? – Georg zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego zszokowany. Nie sądziłem, że ktoś może to tak odbierać. Nie sypiałem z Elysą, nawet jeszcze o tym nie myślałem, więc takie stwierdzenie z ust przyjaciela niemało mnie zdziwiło.
– Co? – zdołałem z siebie wykrztusić.
Georg spojrzał na mnie z dziwną miną i przez chwilę patrzył tak na mnie, jakby nic nie rozumiał. Wreszcie chyba dotarło do niego, że naprawdę nie wiedziałem, o co może mu chodzić i wytrzeszczył na mnie oczy, po czym w końcu się odezwał:
– Nie posuwasz jej?!
– Nie! – oburzyłem się. – Dla ciebie chyba tylko to się liczy, co? – Wkurzyłem się nie na żarty i postanowiłem dać upust swojej złości, żeby wreszcie wydusić z siebie to, co chciałem powiedzieć mu już na początku. – Podoba mi się Elysa, ale to nie znaczy, że muszę ją od razu zaciągnąć do łóżka. Może robiłem tak kiedyś, kiedy miałem piętnaście lat i podobała mi się co druga dziewczyna. Teraz jestem trochę starszy i chcę w końcu znaleźć kogoś, z kim będę mógł jeszcze pogadać, pójść na spacer lub do kina. Ona taka jest i seks z nią nie jest dla mnie czymś najważniejszym. Nie stawiam tego na pierwszym miejscu.
– Wolisz z nią gadać i się przytulać zamiast ostro zerżnąć?
– Ale z ciebie palant! – krzyknąłem w jego stronę, kiedy Georg zaczął śmiać się jak głupek. Dałem się wkręcić jak ostatni idiota, a ten facet najzwyczajniej w świecie robił sobie ze mnie jaja! Kopnąłem go w piszczel i wstałem z kanapy, żeby nie musieć dłużej słuchać jego histerycznego śmiechu.
Wkurzyłem się na Georga, chociaż wiedziałem, że jest moim przyjacielem i tylko robi sobie ze mnie żarty. Nie mogłem jednak pozwolić, żeby robił takie uwagi o Elysie, ponieważ najzwyczajniej w świecie była to nieprawda i nie chciałem, żeby najbliżsi mieli mnie za fajtłapę, który zamiast seksu woli przytulanie i spacery wieczorem po parku. I chociaż taka była prawda w tym momencie, nie zamierzałem przez resztę życia powstrzymywać się od przyjemności, jaką zawsze czerpałem z seksu.
– Po prostu chciałem z tobą pogadać jak z przyjacielem, a ty od razu mnie kopiesz! – Georg śmiał się ze mnie głośno i chociaż wiedziałem, że robi sobie ze mnie żarty, to i tak mnie zezłościł jeszcze bardziej. W tamtym momencie naprawdę szczerze cieszyłem się, że już za kilka dni będę mógł leżeć plackiem na plaży i czerpać ogromną przyjemność z nic nierobienia.
– Bo zachowujesz się jak kretyn – prychnąłem na niego. – Gdybyś chciał pogadać jak z kumplem, to nie robiłbyś mnie w wała, tylko po prostu porozmawiał jak człowiek.
– Dobra, już dobra! – Georg podniósł ręce w geście poddania i podszedł do mnie, klepiąc po ramieniu. – Serio chciałbym wiedzieć, co się święci.
Opowiedziałem mu więc wszystko.
To, że w pewnym momencie stwierdziłem, iż Elysa podoba mi się jako kobieta i chciałbym spróbować stworzyć z nią związek, skoro ona wciąż darzy mnie głębokim uczuciem. Hagen słuchał mnie uważnie z poważną miną, co bardzo rzadko można było u niego zaobserwować. Powiedziałem, że wybieramy się na wspólne wakacje, żebym mógł pokazać, jak mi na niej zależy i może wtedy Elysa przekona się, że dobrze byłoby, gdybyśmy oboje dali tej drugiej osobie szansę.
– Może wreszcie dorośniesz i Elysa pokaże ci, że bycie w związku jest lepsze od bycia singlem – stwierdził na koniec Hagen, a ja tylko pokiwałem głową na znak, że ma rację.
Prawdopodobnie miał rację.
Czas do wyjazdu z Los Angeles na Malediwy mijał wolniej, niż można było się tego spodziewać. Dni ciągnęły się w nieskończoność, a nocami nie mogłem zbyt szybko zasnąć, bo myślałem tylko o tym, jak będzie wyglądać pokój hotelowy, który wynająłem, czy siedzenia w samolocie będą wygodne, czy ręczniki w łazience będą czyste, a jedzenie dobre. Mógłbym zacząć pakować się już tydzień przed wyjazdem, lecz nie chciałem pokazać, jak bardzo nie mogę doczekać się tego dnia, kiedy będę wsiadać do samolotu. A cieszyłem się na samą myśl jak dziecko, które czeka na dzień swoich urodzin i wie, że dostanie niesamowity prezent.
Elysa chyba też się cieszyła, a przynajmniej taką miałem nadzieję, ponieważ zbyt często ze sobą nie rozmawialiśmy, a to dlatego, że miała bardzo dużo załatwiania w związku ze zbliżającym się jej urlopem i nie miała zbyt dużo czasu, aby choćby do mnie zatelefonować. Zazwyczaj wymienialiśmy się krótkimi wiadomościami, a raczej to ja wysyłałem jej esemesy, żeby chociaż trochę wypytać ją o samopoczucie przed planowanymi wakacjami.

,,Co słychać? Dawno się nie widzieliśmy?” – napisałem, kiedy po trzech dniach nie widzenia się z Elysą oraz nie rozmawiania przez telefon, zwyczajnie się za nią stęskniłem.
Odpowiedź nie przychodziła zbyt szybko i kiedy już straciłem nadzieję, że w ogóle się odezwie, usłyszałem dźwięk nadchodzącej wiadomości.

,,Przepraszam, ale mam naprawdę dużo załatwiania. Nie dość, że muszę ułożyć grafik na kilka tygodni wprzód, kiedy praktycznie wszyscy moi pracownicy chcą mieć po kilka dni wolnego pod rząd, a ja nie wiem, co mam z tym zrobić, bo brakuje mi ludzi, to jeszcze trzeba zrobić zamówienie na zapas, bo wszystko się kończy. Jak na złość!”

,,Czy Kris nie może się zaangażować w bycie Twoim zastępcą? On może zrobić część rzeczy. Trochę się w Twoim życiu pozmieniało, pamiętasz? Już nie jesteś sama. Masz mnie i ja również Cię potrzebuję. Jak nie bardziej niż Twoi współpracownicy.”

Przeczytałem kilka razy tę wiadomość przed wysłaniem, żeby przypadkiem nie wyjść na durnia, który aż za bardzo lata za kobietą, która mu się podoba, ale doszedłem do wniosku, że muszę być wobec Elysy szczery i nie będę niepotrzebnie bawić się w ukrywanie swoich emocji. Tęskniłem za nią, bo nie widziałem jej parę dni, więc chciałem, żeby o tym wiedziała. I chciałem, żeby zmieniła trochę tryb swojego życia. Wcześniej mieszkała sama, nie przejmowała się tym, że praktycznie codziennie wychodzi z domu wcześnie i wraca późno. Teraz – chociaż nie zamieszkaliśmy jeszcze razem – mogła po pracy przyjechać do mnie, żebyśmy spędzili chociaż tych parę godzin na rozmowie o czymkolwiek. Nie robiła tego, co trochę sprawiało mi przykrość, lecz jednocześnie ją rozumiałem. Miała swoje przyzwyczajenia, których nie chciałem zmieniać od razu. Ale mogła chociaż zadzwonić po pracy lub przed pracą!
Przeczytałem wiadomość kolejny raz i wysłałem. Czekałem na odpowiedź pół godziny, kiedy znowu straciłem nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź.

,,Wiem Bill. Nie mogę się do tego jeszcze przyzwyczaić. Ale to nie zmienia faktu, że nadal muszę dbać o swój interes. Kris też ma dużo obowiązków, bo przychodzi wcześniej ode mnie, żeby pomagać kelnerom obsługiwać stoliki. Dużo się dzieje. Mieliśmy zamknąć knajpę, ale to nie wyjdzie, bo mielibyśmy za dużo strat. Nie miej do mnie pretensji, że się nie odzywam, bo to nie fair. Za kilka dni wyjeżdżamy, nie chcę się z Tobą kłócić o to, że nie dzwonię do Ciebie codziennie. Nie mam czasu, zrozum. Inaczej się nie dogadamy.”

Próbowałem więc rozumieć i nie poruszać więcej tego tematu, aż nadszedł dzień, kiedy Elysa wreszcie była dla mnie, ja dla niej i mogliśmy w końcu spakować się na nasz wspólny wyjazd.
– Najpierw ty czy ja? – zapytałem, kiedy przyjechałem po nią pod pracę, gdzie zamykała wszystko na ostatni guzik i żegnała się z pracownikami na trzy tygodnie.
– Ale co? – Spojrzała na mnie zdziwiona, zupełnie nic nie rozumiejąc.
– Najpierw ty się pakujesz i jedziemy do mnie z twoimi walizkami, czy ja i później lecimy do ciebie?
– Nie wiem, jak będzie lepiej – przyznała. – Nie ruszyłam kompletnie nic. Wczoraj zrobiłam pranie i nie wiem, czy wszystko już wyschło. A nie możemy umówić się na jutro? Przyjadę do ciebie z walizkami i tylko zostanie nam ruszyć na samolot?
– Nie możemy zrobić tego razem? – zapytałem z nadzieją. Naprawdę się za nią stęskniłem i nawet pakowanie jej rzeczy byłoby przyjemniejsze, gdybym widział ją na własne oczy i mógł normalnie z nią porozmawiać.
– Chcesz pomóc mi się pakować? – Znów to zdziwione spojrzenie.
– Tak.
– To dziwne – przyznała poważniejąc.
– Dlaczego?
– Po prostu. To trochę dziwne – powtórzyła.
– Dla mnie nie. Chcę spędzić z tobą czas. Nawet pakowanie twoich rzeczy do walizek będzie miłą odmiennością niż siedzenie w domu i czekanie, aż odpiszesz mi na wiadomość.
– Bill… – zaczęła, ale postanowiłem jej przerwać.
– Chcę pomóc ci przy pakowaniu. Koniec.
– Dobrze. Jedźmy do mnie.
I pojechaliśmy.
Pakowanie rzeczy Elysy zajęło nam około dwóch godzin i był to bardzo przyjemnie spędzony czas, gdyż mogłem wreszcie porozmawiać z kobietą, którą mogłem poznać na nowo, jakbyśmy dopiero co się spotkali i nawiązywali naszą znajomość od początku. Żartowaliśmy i śmialiśmy się z najgłupszych rzeczy, milczeliśmy, kiedy nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, lecz cisza w ogóle nam nie przeszkadzała. Jedyne, czego mi brakowało, to przytulenie jej, pocałowanie i powiedzenie, że bardzo mi na niej zależy i chciałbym spędzić z nią resztę życia. Ale ani jej nie pocałowałem, ani te słowa nie padły z moich ust. Trochę się bałem i nie czułem, żeby taka chwila była odpowiednią do wykonania następnego kroku. Na imprezie urodzinowej to ona mnie pocałowała pierwsza i kolejny raz przyznała, że wciąż mnie kocha, ale była wtedy trochę wstawiona. Lecz nawet jeśli nie mówiła i nie robiła tego wszystkiego na trzeźwo, to i tak miało to dla mnie ogromne znaczenie. Chciałem zrobić kolejny krok w jej stronę, ale pragnąłem, żeby wszystko temu sprzyjało. Chciałem romantycznego nastroju, świec i zachodu słońca. Chciałem kolacji z lampką wina i wszystkiego, czego się naoglądałem w filmach. Chciałem, żeby było idealnie. Na Malediwach…
– O czym tak intensywnie myślisz? – Głos Elysy wyrwał mnie z zamyślenia i poczułem jak czerwienieję od myśli, które krążyły mi w głowie. – Rumienisz się? – zaśmiała się głośno i stanęła naprzeciw mnie. Siedziałem na kanapie i przyglądałem się jej zielonym oczom i szerokiemu uśmiechowi.
– Wcale nie – odpowiedziałem, a ona chwyciła mnie za dłonie.
– Wcale tak!
– Wydaje ci się – zaprzeczyłem i odwróciłem twarz w drugą stronę, żeby jeszcze bardziej się nie pogrążać.
– Przecież nie ukryjesz tego przede mną. Widać gołym okiem, że myślałeś o czymś wstydliwym
Wciąż trzymając mnie za dłonie, usiadła mi na kolanach, zmuszając, abym na nią spojrzał. Nie chciałem jej tego wszystkiego wyznawać, nie wiedziałem nawet, od czego mógłbym zacząć. Od tego, że jest taka urocza, kiedy próbuje ze mnie wyciągnąć coś, co chcę przed nią ukryć? Czy może od tego, jak bardzo podoba mi się kolor jej oczu, w które chciałbym patrzeć już zawsze? A może od tego, jak bardzo chcę już być z nią tam, na Malediwach, gdzie zaplanowałem zabrać ją na romantyczną kolację przy świecach, aby pokazać jej, jak bardzo mi na niej zależy?
Westchnąłem ciężko, spoglądając na nasze splecione dłonie i jej nogi znajdujące się po obu stronach moich bioder. Była tak blisko, że czułem jej zapach, który nie równał się z żadnym innym. Patrzyłem na jej delikatną skórę i wyobrażałem sobie nas spacerujących po plaży, patrzących na siebie z miłością. Chciałem spełnić te swoje wszystkie wyobrażenia, miałem nadzieję, że mi się to uda, lecz nie mogłem tego powiedzieć Elysie. Nie chciałem jej wystraszyć, choć ona już dawno wyznała mi miłość. Przypuszczałem, że to może być za dużo jak na początek.
– Wyobrażałem sobie ciebie w stroju kąpielowym – powiedziałem wreszcie. Nie minąłem się z prawdą, bo rzeczywiście w moich myślach, spacerowałem z Elysą po plaży, a ona miała na sobie strój kąpielowy.
– I to sprawiło, że zrobiłeś się czerwony jak burak? – Jej mina wskazywała na to, że raczej mi nie wierzy.
– Dokładnie tak. – Dla potwierdzenia pokiwałem głową.
– To głupie – skwitowała i wstała z moich kolan. – Nie będę paradować przed obcymi ludźmi w bikini. – Podeszła do walizki, która była zapełniona po brzegi i zasunęła ją z łatwością.
– Jedziemy na wyspę, wokół której jest tylko woda. To logiczne, że będziemy tam pływać, a tę czynność wykonuje się w odpowiednim stroju – wyjaśniłem.
– Mnie nie będzie on potrzebny.
– Nie żartuj sobie. – Zaśmiałem się i oparłem się wygodnie o oparcie kanapy, żeby lepiej móc jej się przyjrzeć. Miała ładne nogi, choć nieco blade jak na mieszkankę Los Angeles, lecz jej praca w restauracji wyjaśniała to, dlaczego nie mogła się opalać. Wkrótce miało się to jednak zmienić. W dwa tygodnie na Malediwach uda jej się wszystko nadrobić.
– Nie żartuję. Nie biorę żadnego stroju kąpielowego – powiedziała stanowczo, co mnie zaskoczyło.
– Jak to? – Z wrażenia się podniosłem i stanąłem naprzeciw niej. Tak, jak ona zrobiła to wcześniej.
– Tak to. Nie biorę, bo go nie potrzebuję. – Elysa założyła ręce na piersi i patrzyła na mnie wyzywająco. Nie wiedziałem, co może to oznaczać.
– Chyba ty nie… – zawahałem się – chyba nie chcesz pływać w oceanie… nago? – Spojrzałem na nią z wysoko uniesioną brwią i gdybym tylko nie był w takim szoku, przez moją głowę na pewno zaczęłyby przelatywać obrazy, których na poważnie mógłbym się zacząć wstydzić.
– Co?! – krzyknęła i otworzyła szeroko oczy.
– Co?! – powtórzyłem za nią, nie wiedząc dlaczego.
– Jesteś zbokiem! – wybuchła i z jej miny mogłem wywnioskować tylko tyle, że gdybym był obcym facetem, zarobiłbym od niej w twarz.
– Ja? Niby dlaczego?! Sama zaczęłaś mówić, że nie potrzebujesz stroju, więc co miałem sobie pomyśleć?!
– Na pewno nie to, że będę paradować na golasa!
– Więc co? – Nic już zupełnie nie rozumiałem i byłem w szoku, że właśnie o to tym razem się sprzeczamy.
– To, że nie umiem pływać – powiedziała spokojnie i tak cicho, że ledwie ją usłyszałem.
I tylko zacząłem się głośno śmiać, aż rozbolał mnie brzuch. A mina Elysy – wściekła nie na żarty – jeszcze bardziej potęgowała moje rozbawienie. Już chciała zacząć się rozpakowywać i mruczeć pod nosem, że jestem świnią i nigdzie ze mną nie leci, kiedy zapewniłem ją, iż na pewno w ciągu tych dwóch tygodni nauczę ją pływać.

Naszym pokojem hotelowym byłem zachwycony. Wyglądał jak prawdziwe mieszkanie, w którym mógłbym spędzić resztę swojego życia. I gdyby nie to, że kosztował majątek, na pewno posiadłbym taki na własność, żeby móc przyjeżdżać tutaj najczęściej jak się tylko da. I to nawet nie tylko na wakacje.
Weszliśmy do domku, który wyglądał jak apartament pięciogwiazdkowego hotelu i naszym oczom ukazał się niesamowity widok na ocean i plażę. W środku było wszystko, co tylko było nam potrzebne: aneks kuchenny z pełną lodówką oraz całym wyposażeniem, krzesła i stolik wiklinowy, na którym stał cooler z białym wytrawnym winem oraz dwa kieliszki, którego nawet się nie spodziewałem, oraz duże łóżko, wyglądające jak ogromne łoże małżeńskie. Widziałem po minie Elysy, że była równie zachwycona, jak ja, a może nawet bardziej.
– To najcudowniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek się znalazłam! – westchnęła rozpromieniona.
– Cieszę się, że ci się podoba – odrzekłem, patrząc na nią. Wyglądała jak mała dziewczynka, która skacze z radości na widok nowej lalki lub małego szczeniaczka.
– Cholera, nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo mi się tutaj podoba, Bill! – Elysa chodziła po całym domku, oglądając i dotykając wszystko, co tylko było można.
Jej entuzjazm udzielił mi się tak samo i raczej nic nie było w stanie zepsuć mi humoru. Chodziłem za Elysą, która co chwila zachwycała się czymś nowym. A to piękną, przestronną łazienką z wanną i prysznicem, a to miękką pościelą, pod którą na pewno szybko tego dnia uśniemy, a to niesamowitym widokiem za oknem. Wszystko ją cieszyło, a ja chłonąłem widok jej roześmianej twarzy i iskierek w oczach.

 – Może pójdziemy dzisiaj na spacer po plaży? – zaproponowałem, kiedy obejrzeliśmy już wszystko i rozpakowaliśmy wszystkie nasze walizki. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i bardzo chciałem zobaczyć go razem z Elysą.
– Jasne. Tylko muszę wziąć prysznic. Jestem strasznie zmęczona i potrzebuję się odświeżyć.
Po dwudziestu minutach wyszliśmy z domku i szliśmy najpierw przez molo, aż dotarliśmy do plaży. Widok zachodu słońca był nie do opisania i tylko żałowałem, że nie wziąłem ze sobą komórki lub aparatu do uwiecznienia tego, czego byłem świadkiem. Elysa również wyglądała na zachwyconą, czego nie omieszkała mi powiedzieć.
– Nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że jestem tutaj z tobą – szepnęła, gdy siedzieliśmy na piasku i wpatrywaliśmy się w niebo.
– Mogę powiedzieć ci teraz to samo – odrzekłem równie cicho, patrząc na jej rozpuszczone włosy i odsłonięte ramię. Wyglądała równie pięknie, co zachód słońca nad oceanem.
– Dlaczego wybrałeś jedno z najdroższych miejsc na świecie, żeby mnie tu zabrać?
– Przyjeżdżałem tutaj z Tomem i widziałem kilka razy taki zachód słońca. Chciałem, żebyś ty też mogła to zobaczyć – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Elysa w odpowiedzi przysunęła się do mnie, ujęła moją dłoń i oparła policzek o moje ramię. Czułem, że jestem jednym z najszczęśliwszych facetów na świecie. Byłem w najpiękniejszym miejscu na Ziemi, oglądałem zachód słońca nad oceanem, a moją dłoń ściskała piękna kobieta, z którą miałem dzielić życie. Nic więcej mi nie było trzeba.