Witajcie!
Nie było mnie, ale już jestem. Może nie mam się jeszcze całkiem dobrze, ale powoli wracam do siebie. Długo nie wrzucałam czegoś nowego, więc postanowiłam coś tam z siebie wycisnąć, żeby nikt nie myślał, iż porzuciłam bloga.
Mogę się z tego wytłumaczyć tylko tym, że trochę się załamałam, nie było ze mną dobrze i nie miałam ochoty na pisanie niczego pozytywnego. (Nie znaczy, że teraz wszystko, co napiszę będzie miało happy end, bo nadal ciężko mi jest się pozbierać, ale staram się.)
Ten rozdział jest trochę smutny, ale w większości traktuję go jako taki zapychacz do tego, żeby ruszyć dalej, gdyż długo się z nim męczyłam. Mam nadzieję, że nie jest taki najgorszy.
Przeliczyłam i przeanalizowałam to opowiadanie już do końca i wyszło mi, że cała historia będzie miała czterdzieści trzy rozdziały (czyli zostało jeszcze jedenaście do końca), jeśli nic więcej nie dodam. Wiem, że wspominałam wcześniej o 50, ale może na coś jeszcze wpadnę po drodze.
Nie podaję konkretnej daty publikacji kolejnego rozdziału, ale zawsze możecie mi zadawać jakieś pytania w wiadomościach prywatnych, ewentualnie tutaj gdzieś na blogu.
Założyłam też ASKa, więc tam możecie do mnie pisać - chętnie odpowiem na każde pytanie, niekoniecznie związane z opowiadaniem. Mój nick, taki jak tutaj, quesse483
Trochę długi ten wstęp, więc już nie przedłużam i zapraszam do czytania.
ONA
Billa
nie było w moim życiu już dwa tygodnie i przez ten cały czas starałam się o nim
nie myśleć, chociaż nie przychodziło mi to zbyt łatwo. Każdy nowy dzień
zaczynałam od spoglądania na wyświetlacz komórki i sprawdzania, czy może
przypadkiem nie zadzwonił lub nie napisał. Sama często próbowałam się z nim
kontaktować, lecz na próżno, gdyż od razu słyszałam komunikat, że abonent jest
poza zasięgiem sieci lub ma rozładowany telefon. Było mi bardzo przykro,
ponieważ miałam wrażenie, że zrobił to tylko przeze mnie – wyłączył telefon,
żeby mieć mnie z głowy i nie musieć ze mną rozmawiać.
Z
jednej strony byłam na niego zła z tego powodu, ponieważ zachowywał się głupio, gdyż tak naprawdę nie miałam do niego o nic żalu, ale z drugiej, rozumiałam go, ponieważ sama pewnie postąpiłabym podobnie. Bill
zrobił głupią rzecz, nie chciał ze mną o tym rozmawiać, bo wstydził się tego, co zrobił i to było w porządku.
Szkoda tylko, że unikał ze mną kontaktu, nie chciał stanąć ze mną twarzą w twarz, żeby to wyjaśnić. A to już nie było całkiem w porządku.
Jednocześnie ja
również chciałam trochę odpocząć od tego wszystkiego, więc wolałam dostosować
się do decyzji przyjaciela i nie kontaktować się z nim tak długo, aż on sam nie
wyjdzie z inicjatywą. Nie dzwoniłam również do Toma, gdyż to wiązałoby się z
rozmową na temat jego brata. Jedynie z Shermine miałam stały kontakt. Ona
mówiła o tym, że Bill co drugi dzień dzwoni do Toma i mówi, że bardzo miło
spędza czas z mamą i jej mężem oraz z Gustavem i Georgiem. Słuchałam tego tylko
dlatego, żeby wiedzieć, iż mój przyjaciel ma się bardzo dobrze, chociaż z bólem
serca musiałam przyznać się sama przed sobą, że najzwyczajniej w świecie Bill
nie chciał ze mną gadać, co przepełniało mnie wielkim smutkiem.
Dwa
tygodnie, dzień po dniu, spędziłam w pracy, prawie z niej nie wychodząc. Do
domu wracałam, aby przespać się jakieś cztery czy pięć godzin i wracałam z powrotem
do restauracji, żeby zatonąć w wirze pracy. Całe szczęście – w Providece działo
się całkiem sporo i obowiązków miałam dość dużo. Zmieniłam menu z pomocą szefa
kuchni, dobrałam nowe wina razem z somelierem, zaprojektowałam nową okładkę
oraz stronę internetową, a także napisałam umowę dla Krisa i przygotowałam
wszystko, żeby mógł tylko się z nią zapoznać i podpisać.
Poprosiłam
go do swojego biura i przedstawiłam mu swoją ofertę: podwyżkę, godziny pracy dostosowane do jego potrzeb, wymagana obecność w restauracji, gdy nie ma mnie, więc moglibyśmy ustalać sobie grafiki na zmianę,
nadzorowanie pracą zespołu, odpowiedzialność za zmianę i osoby z niższymi stanowiskami.
-
Mam tutaj gotową umowę, którą możesz przeczytać teraz lub zabrać ją do domu.
Czekam na odpowiedź do końca tygodnia i jeśli się nie zgodzisz, będę musiała
zaproponować to stanowisko komuś innemu – powiedziałam poważnie, patrząc mu w
oczy. – Przyznam szczerze, że bardzo chciałabym, żebyś się zgodził, gdyż bardzo
długo ze mną pracujesz i jestem zadowolona z tego, że bardzo odpowiedzialnie podchodzisz
do swojej pracy.
-
Jestem zaszczycony, że zaproponowałaś to stanowisko właśnie mnie –
odpowiedział, nieco zakłopotany.
-
Nie było trudno – uśmiechnęłam się do niego. – Długo ze mną pracujesz i widzę,
jak się starasz. Jeśli się zdecydujesz, od razu po podpisaniu umowy przekażę ci
wszystkie najważniejsze informacje, które przydadzą ci się na tym stanowisku.
Kris
zapewnił, że poznam odpowiedź w wyznaczonym przeze mnie terminie, a na chwilę
obecną jest chętny przystać na tę propozycję. W duchu odetchnęłam z ulgą, gdyż
byłam już naprawdę przemęczona pracą, a w restauracji w ogóle nie było lekko, ponieważ
codziennie mieliśmy dużo gości i nie było dnia, żeby można było odpocząć.
Trochę żałowałam, że nie ustaliłam od razu ze współwłaścicielem Providence,
jednego dnia w tygodniu wolnego, gdzie każdy pracownik mógłby się zregenerować
i nabrać chęci na nowy dzień w pracy.
Ale
teraz – prawdopodobnie – będę miała do pomocy Krisa, więc tym lepiej dla mnie.
Miałam tylko ogromną nadzieję, że zgodzi się na moją propozycję.
W
ciągu tych dwóch tygodni, gdzie nie było w moim życiu Billa, Tom też się ze mną
nie skontaktował ani razu. Po naszym ostatnim spotkaniu miałam wrażenie, że
chce odpocząć od tego wszystkiego, gdyż to, co stało się w moim domu, bardzo go
przerosło. Było to dla mnie trochę niezrozumiałe, gdyż Tom zupełnie niczym nie
zawinił, jednak rozumiałam doskonale, że każdy czasem ma dość i potrzebuje samotności.
Brakowało
mi Tokio Hotel, a przynajmniej dwóch braci Kaulitz, z którymi zżyłam się
najbardziej, lecz nie mogłam poradzić na to nic, że woleli spędzać czas w swoim
towarzystwie, chociaż jednocześnie było mi naprawdę przykro, że tak bardzo się
ode mnie odsunęli. Nazywali mnie przecież swoją przyjaciółką, więc aż takie
oddalenie się od mojej osoby było trochę nie fair z ich strony. Rozumiałam, że ten incydent
w moim domu zaważył na naszej relacji, ale – jak to mówią –
,,bez przesady”, żeby tak od razu się odizolować.
Analizowałam
wszystkie szczegóły naszej znajomości, od samego początku, chyba codziennie. A
przynajmniej tak często, jak pozwalała mi na to praca. Nie dość, że w Providence
byłam zawalona masą roboty, to wracałam do domu i myślałam nad tym, jak
mogłabym odnowić kontakt z bliźniakami Kaulitz, gdyż – najzwyczajniej w świecie
– nie mogłam żyć bez Billa.
Tym
razem też tak było – któregoś piątkowego popołudnia, kiedy wracałam do domu i
zastanawiałam się, jak długo Bill spędzi w Niemczech, kiedy wróci, czy mu się
tam podoba, czy za mną tęskni… Zadawałam sobie w duchu tyle pytań, że na żadne
nie zdążyłam udzielić odpowiedzi, ponieważ inne wskakiwało na miejsce
poprzedniego. Było mi naprawdę ciężko bez Billa, chociaż w ostatnim czasie nie rozmawialiśmy
zbyt dużo. Jednak sama jego obecność w moim życiu i to, że w każdej chwili
mogłam do niego zadzwonić lub napisać wiadomość, w jakiś sposób mnie uszczęśliwiała,
dawała nadzieję na lepsze jutro.
Teraz
go nie było – od dwóch tygodni. A może nawet dłuższego czasu? Już nawet
przestałam odliczać te dni, kiedy moje serce usychało z tęsknoty.
Jeszcze
żeby Tom chociaż ze mną rozmawiał od czasu do czasu. Może wtedy jakoś mniej bym
tęskniła, gdyż mogłabym się czegoś dowiedzieć o młodszym z braci, jednak i Tom
zupełnie się ze mną nie kontaktował, co sprawiało, że było mi jeszcze bardziej
przykro. Może nie przyjaźniłam się ze starszym z bliźniaków tak, jak z Billem, ponieważ ten pierwszy
zazwyczaj trzymał mnie na dystans, nie dzielił się ze mną wszystkimi szczegółami
ze swojego życia, ale był, kiedy go potrzebowałam i – podobnie jak Bill –
traktował mnie jak przyjaciółkę.
Jedyny
kontakt, jaki został mi z bliźniakami Kaulitz to Shermine. Z nią regularnie
rozmawiałam, podpytując często o to, jak ma się Tom, czy Bill się odzywał, co
słychać u nich, ale nie byłam wścibska, gdyż rozumiałam, że może nie chcą
jednak, abym wiedziała o ich życiu zbyt dużo. Nie powiem, bo było mi przykro,
zwłaszcza, że tyle lat się znaliśmy i do tej pory byłam zaangażowana mocno w
przyjaźń z całym zespołem, jednak rozumiałam. Wszystko starałam się doskonale
rozumieć, ale czy wychodziło – nie wiem. Miałam nadzieję, że jednak Shermine
nie zauważyła, że tak często pytam o Billa, bo najzwyczajniej w świecie jestem
w nim szaleńczo zakochana.
Po
koniec kolejnego tygodnia bez Billa, Kris dał mi odpowiedź dotyczącą jego awansu.
Przyjął stanowisko, co mnie ogromnie ucieszyło, a ja – jak obiecałam na
początku – miałam za zadanie pokazać mu, co i jak należy robić, żeby utrzymać
całą tę machinę przy życiu.
-
Trochę się stresuję – przyznał Kris, kiedy podpisywał umowę – Boję się, jak
zareagują inni, kiedy przyjdę tu jako zastępca menadżera.
Uśmiechnęłam
się do niego ciepło, próbując podnieść go na duchu.
-
Na pewno zrozumieją, że jesteś naprawdę dobrym pracownikiem i chętnie będą
wykonywać wszystkie twoje polecenia z radością i uśmiechem na ustach –
powiedziałam poważnie, gdyż serio tak myślałam.
-
Wykonywać polecenia? – powtórzył za mną, a długopis, który trzymał, zawisł
momentalnie w powietrzu. – Będą musieli robić wszystko, co im każę?
-
Tak – przytaknęłam i dla potwierdzenia swoich słów, pokiwałam głową. – Będziesz
moim zastępcą. Kiedy nie będzie mnie w pracy, ty przejmujesz dowodzenie i
jesteś szefem. To normalne, że inni muszą wykonywać wszystkie twoje polecenia,
kiedy mnie nie ma. Chyba przeczytałeś dokładnie umowę, prawda? – Spojrzałam na
niego uważnie, próbując dostrzec wątpliwości wymalowane na jego twarzy, jednak
nic takiego nie zauważyłam. Pewnie dopiero teraz powoli do niego docierało, jak
ważne stanowisko będzie pełnił od tej pory.
-
Jasne, że przeczytałem – powiedział od razu. – Tylko… ech… nie wiem, czy poradzę
sobie z tym wszystkim. – Westchnął ciężko i kontynuował podpisywanie dokumentów.
-
Skoro masz wątpliwości, dlaczego zdecydowałeś się przyjąć moją ofertę? –
zapytałam, patrząc na niego uważnie.
Długo
milczał, ale odezwał się wreszcie, a jego przemowa zrobiła na mnie duże wrażenie.
-
Pracuję już tutaj kilka lat, myślę, że jestem dobrym pracownikiem i mówiąc
szczerze, naprawdę uważam, że zasłużyłem sobie na ten awans. Nie chcę być
przemądrzały, ale tak właśnie myślę. I gdybyś zaproponowała to komuś innemu,
nie wiem, czy dłużej bym tutaj został, bo poczułbym się niedoceniony i
zlekceważony. Jednak nawet nie chodzi o to, czy zasłużyłem sobie na coś, czy
nie. Lubię tę pracę, lubię tych ludzi, klimat, jaki tutaj stworzyłaś i jesteś
dla mnie wzorem do naśladowania. Przynajmniej w życiu zawodowym. Nie dajesz
sobą dyrygować, masz plan na siebie i dążysz do celu, bez względu na wszystko.
Ale prywatnie jesteś wrakiem człowieka, co już powoli zagląda w twoje życie zawodowe i
chcę ci pomóc. Nie mówię, że chcę stać się twoim przyjacielem, który będzie
wysłuchiwał historii twojego życia, ale chcę zdjąć z ciebie trochę odpowiedzialności
związanej z Providence. Poza tym – dodał z uśmiechem – bardzo lubię ciebie,
ludzi, którzy tutaj pracują i nie chcę zostać bez pracy.
Zaśmiał
się na koniec, złożył podpis na ostatniej kartce papieru i siedział tak,
patrząc na mnie, a ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. To, co
powiedział było takie prawdziwe, że aż zabolało, kiedy do mnie dotarło. Nie
wiedziałam, co mam odpowiedzieć, więc przez parę minut siedziałam w milczeniu,
niezdolna do wykonania żadnego ruchu. Zamurowało mnie, a w głowie kłębiły mi
się myśli. Chciałam to wszystko przeanalizować, przemyśleć, prześledzić każde
słowo, które teraz usłyszałam od Krisa, od chłopaka, który był mi obcy, o którym
wiedziałam tylko tyle, że jest bardzo dobrym kandydatem na stanowisko mojego
zastępcy, a który zauważył, że coś jest nie tak i mam problemy osobiste.
Nie
chciałam nigdy, aby moje prywatne życie nachodziło na to, co dzieje się w pracy,
lecz widocznie było ze mną już do tego stopnia źle, że inaczej się nie dało.
-
Dziękuję za tak miłe słowa – odezwałam się wreszcie, kiedy odzyskałam głos. –
Ale skąd wiesz, że mam jakiś problem?
-
Elyso – powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. – Siedzisz tu od rana do nocy,
jeździsz do domu, żeby się tylko przespać i następnego dnia wracasz tu z
powrotem. Dobrze sobie radzimy, nie potrzebujemy aż takiego nadzoru nad nami i
dobrze o tym wiesz. Ale ciągle siedzisz w swoim biurze, niby analizujesz
wszystkie dokumenty, ale już dawno się ze wszystkim wyrobiłaś. Masz podkrążone
oczy, a smutek bije od ciebie na kilometr. – Czułam jego przeszywający wzrok,
ale go wytrzymałam. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. Kris był moim
współpracownikiem i nawet jeśli poprosiłam go o szczerość, nie znaczy, że od
razu opowiem mu całą historię swojego życia.
-
Jestem trochę podłamana i naprawdę nie mam co robić w domu, więc wolę siedzieć
tutaj i przeglądać dokumenty, które wymagają przeanalizowania – wyjaśniłam spokojnie,
biorąc od niego umowę i chowając ją do odpowiedniej teczki. – Kopia jest dla
ciebie. – Podałam mu kilka kartek.
-
W porządku, nie będę na ciebie naciskał – odrzekł.
-
Mogę cię zapewnić, że ze mną jest wszystko w porządku, a praca jest dla mnie
oddzielona grubą kreską od życia prywatnego – uśmiechnęłam się wypowiadając te
słowa i próbując przekonać samą siebie.
Może
Kris miał trochę racji, bo rzeczywiście bardzo dużo czasu spędzałam w
restauracji, jednak też przesadzał, ponieważ nie było jeszcze ze mną tak źle.
Patrzyłam na siebie codziennie w lustrze i nie wyglądałam na zmęczoną, nie
miałam worów pod oczami, gdyż chciałam i musiałam prezentować się w Providence
nienagannie. A na jakieś niedociągnięcia przecież nie mogłam sobie pozwolić.
Rozmowa
z Krisem zeszła na temat jego nowego stanowiska, więc trochę odetchnęłam z
ulgą, że nie muszę w dalszym ciągu zapewniać go o tym, że czuję się dobrze i
nie będzie moje życie prywatne zaglądać do pracy. Przedstawiłam mu dokładnie
zakres jego obowiązków, czyli obecność w restauracji wtedy, gdy mnie nie ma –
to na pewno. Musiał również zapoznać się z zasadami bezpieczeństwa i higieny
pracy, co było nieodłącznym elementem każdego szkolenia, a na jedno z nich został
przeze mnie umówiony za dwa dni. Zaproponowałam mu, że może spróbować zacząć układać
grafiki, z czego nie był za bardzo zadowolony, gdyż wolał się nie mieszać w
rozliczanie pracowników z godzin pracy oraz urlopów, jednak zapewnił, że
chętnie zobaczy, na czym to wszystko polega. Nie musiałam oprowadzać go po restauracji,
co stanowiło wielki plus, ponieważ pracował ze mną już bardzo długo, wiedział
co i jak, toteż będzie mógł skupić się na czymś ważniejszym – na byciu moim
zastępcą, którego każdy musiał słuchać.
-
Wciąż nie jestem przekonany, czy reszta zespołu mnie zaakceptuje jako swojego
przełożonego – powiedział niepewnie, wycierając o spodnie spocone ręce. Bardzo
się stresował, było to po nim widać, jednak miałam nadzieję, że wkrótce
nabierze większej pewności siebie i pójdzie mu dobrze na nowym stanowisku.
-
Jestem pewna, że tak – odrzekłam tylko z uśmiechem i zaproponowałam, że przekażemy
nową wiadomość innym pracownikom.
Kiedy
wróciłam do domu, postanowiłam zadzwonić do Shermine. I to nie tylko dlatego, że
bardzo pragnęłam dowiedzieć się, czy Bill się odzywał, ale również ze względu
na to, że potrzebowałam rozmowy z nią. Mimo, iż nie zdradziłam jej jeszcze, jak
bardzo jestem zauroczona w Billu, nie traktowałam jej jak przyjaciółki, z którą
można by było porozmawiać o wszystkim, to nadal była dla mnie osobą, bez której
już nie wyobrażałam sobie życia, a która zrobiłaby dla mnie bardzo dużo. I na
odwrót. Przyjaciółka odebrała niemalże od razu, jakby czekała na mój telefon.
-
Miałam właśnie do ciebie dzwonić! – Shermine zaśmiała się dźwięcznie, aż było
miło usłyszeć jej głos. – Dobrze, że nie zdążyłam, bo byłabym zła, że wolisz
gadać z kimś innym niż ze mną.
-
Jaka jesteś mądra, kochana – powiedziałam z udawaną ironią. – Co u ciebie słychać?
-
Szczerze mówiąc, nic ciekawego – przyznała, a ja miałam pewność, że właśnie
opadła ciężko na kanapę w salonie domu Toma i Billa. Mieszkała z nimi od
niedawna, co pozwoliło mi się utwierdzić w przekonaniu, że informacje dotyczące
Billa miałam z pierwszej ręki oraz, że ona i Tom to coś poważniejszego niż zwykłe
zauroczenie. Cieszyłam się ich szczęściem, bo oboje zasługiwali na wszystko, co
najlepsze. – Tom ciągle siedzi w studio i ma mało czasu dla mnie, ale nie mogę
narzekać, bo przynajmniej raz w tygodniu cały dzień spędzamy wspólnie. Ja w
sumie też nie mam za bardzo czasu, bo szukam sobie jakiegoś zajęcia.
-
Nadal nic konkretnego nie wpadło ci w oko?
-
Właśnie nie. Ale przestańmy mówić o mnie! Co u ciebie? Victor się odzywał? – zapytała
podekscytowana, a ja zupełnie straciłam humor.
Odkąd
rozstaliśmy się z Victorem na lotnisku, nie dostałam od niego praktycznie
żadnego znaku życia. Wysłał mi tylko wiadomość na Facebooku, że jest już na
miejscu, a ja wówczas nie miałam głowy na rozmowy z nim, a później głupio było
mi odzywać się do niego tak zwyczajnie, jakby to było naturalne. Nie mogłam
zdobyć się na to po tamtym pocałunku na lotnisku.
-
Nie, nie odzywał – powiedziałam. – Może ma dużo pracy – tłumaczyłam zarówno
sobie, jak i Shermine, gdyż sama chciałam w to uwierzyć.
W
pewnym momencie, po tym jak Bill zostawił mi list, w którym napisał, że na
jakiś czas wyjeżdża do Niemiec, żałowałam trochę, że ja nie posłuchałam Victora
i nie przeprowadziłam się z nim do Francji. Może wtedy łatwiej byłoby mi znosić
rozłąkę z przyjacielem, u boku kogoś, kto mnie kocha? Może Victorowi udałoby
się zastąpić Billa i szczerze bym go pokochała po jakimś czasie?
-
Pewnie tak. Szkoda, że się z nim nie wybrałaś – skomentowała Shermine. – Nie smuciłabyś
się teraz przez to.
-
Wcale się nie smucę – zaprzeczyłam, na co przyjaciółka się zaśmiała. – Dlaczego
się śmiejesz?
-
Po waszym pocałunku na lotnisku nie uwierzę, że nic do niego nie czułaś!
-
Przecież wiesz, że nie. – Westchnęłam ciężko, gdyż wiedziałam, że i tak nie uda
mi się przekonać Shermine do tego, że mnie i Victora nie łączyło nic, prócz
tego pocałunku.
-
Bill mówił, że całkiem nieźle cię wycałował – zaśmiała się. Bill. Teraz miałam szansę
wyciągnąć od przyjaciółki jakieś informacje na jego temat. Musiałam być jednak delikatna,
żeby nie zaczęła nic podejrzewać.
-
Bill na pewno przesadzał.
-
No nie wiem, nie wiem. Teraz go nie ma, więc nie mogę zapytać…
-
Wiadomo, kiedy wraca? – uczepiłam się tematu, sądząc, że znalazłam dobrą
okazję.
-
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – przyznała. – Z Tomem dzwonią do siebie regularnie,
ale chyba na razie nic nie wiadomo. Dobrze mu w tych Niemczech. Wiesz, że Caroline pojechała tam do niego kilka dni temu?
Zamurowało
mnie i prawie wypuściłam z rąk telefon. Tego zupełnie się nie spodziewałam,
kiedy wybierałam numer przyjaciółki. Nie wiedziałam, że to właśnie usłyszę,
kiedy moje życie już i tak traciło sens.
-
Och… serio? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć, gdyż byłam w prawdziwym
szoku. Nie spodziewałam się po Billu, że mógłby zabrać do swojej matki dziewczynę,
którą niedawno poznał.
-
Tak. Podobno już oficjalnie są razem i Simone ją bardzo polubiła. Myślałam, że
o tym słyszałaś. Bill do ciebie nie dzwoni? – zdziwiła się i chyba dopiero
teraz dotarło do niej, że coś musi być nie w porządku, skoro wypytuję o
młodszego brata Toma i nie znam szczegółów z jego życia.
-
Nie – przyznałam. – Po ostatniej kłótni nie rozmawiamy ze sobą.
-
No co ty! – Shermine była bardzo zdziwiona. Myślałam, że Tom jej opowiadał o
naszej kłótni, ale szczerze się ucieszyłam, że nie. – Po tej akcji, kiedy Tom pojechał
do ciebie w nocy, bo Bill się nawalił?
-
Tak – przytaknęłam. – Od tamtej pory z nim nie gadałam.
-
Nie wiedziałam! W takim razie musi być mu wstyd, skoro nawet do ciebie nie
zadzwoni ani nie napisze. A ty próbowałaś się z nim kontaktować?
-
Tak – powtórzyłam. – Kilka razy dzwoniłam, ale nie odbierał albo miał wyłączony
telefon. – Uznałam, że powiem przyjaciółce prawdę, żeby więcej jej nie
okłamywać.
-
Palant z niego – oburzyła się Shermine.
-
A ty i Tom nie chcecie odwiedzić Simone? – zapytałam, chcąc trochę zmienić
temat. Sama musiałam trochę odpocząć od Billa, Caroline i całej tej historii,
więc wolałam pogadać trochę o tym, co u Shermine i Toma. – Chyba mama bliźniaków
cię polubiła, co?
Swoją
drogą, Simone chyba wszystkich lubiła. Nawet mnie. A poznałam ją już jakiś czas
temu, kiedy Bill i Tom zabrali mnie do Niemiec na dwutygodniowe wakacje, chcąc przedstawić
mnie swojej mamie jako przyjaciółkę. To było bardzo miłe z ich strony,
zwłaszcza, że Simone okazała się być naprawdę świetną kobietą, która była w
stanie rozmawiać ze mną na wszystkie tematy, chociaż znała mnie dopiero dwie
godziny.
-
Chcielibyśmy, ale Tom ma teraz strasznie dużo pracy. Wpadł na jakąś nową melodię,
z której chce wszystko wycisnąć i siedzi teraz całymi dniami nad tym, żeby
wykorzystać całe swoje natchnienie jak najlepiej, więc nie bardzo mamy możliwość.
Tylko trochę się wścieka na Billa, że ten mu w niczym nie pomaga, tylko
wyjechał sobie z dziewczyną do ich mamy, zamiast być tu, na miejscu i doradzać
mu, kiedy tego potrzebuje.
-
Nie dziwię mu się – przyznałam. – Skoro chcą wydać płytę, wszyscy powinni nad
tym siedzieć, a nie tylko jedna osoba.
-
Masz rację – przytaknęła dziewczyna. – Ale to nie nasza sprawa – zaśmiała się. –
Swoją drogą – znowu zmieniła temat – myślisz, że ta cała Caroline jest w porządku?
– zapytała. – Wiesz, na początku, kiedy ją poznałam, wydawała się miła i dało
się z nią pogadać. Teraz Bill tak za nią szaleje, że chyba coś więcej z tego będzie…
-
Szczerze mówiąc – zaczęłam niepewnie – nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie
poznałam jej, więc trudno mi jest stwierdzić czy nadaje się dla Billa…
-
Tom mówi, że ich mama jest nią oczarowana – dodała.
-
Serio? – udałam zdziwienie. Męczyła mnie ta rozmowa coraz bardziej i chętnie
rzuciłabym telefonem o podłogę, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam być twarda.
Nie mogłam zachować się jak dziecko.
-
Uhm – mruknęła i usłyszałam, że coś przeżuwa. – Byłoby super, gdyby wreszcie
Bill był szczęśliwy, co? Tak długo nie mógł znaleźć miłości swojego życia!
Miałam
tak bardzo dość tej rozmowy, tak źle mi było na duszy, że nie czułam, kiedy łzy
zaczęły spływać mi po policzkach.