poniedziałek, 26 lutego 2018

Ostatnie pożegnanie. [17] ON

ON
Było mi bardzo ciężko, kiedy wróciłem do domu i uświadomiłem sobie, że straciłem jedną z osób, które były dla mnie naprawdę ważne. Straciłem Elysę i nie wiedziałem, co dzięki temu osiągnąłem. Bardzo mnie to przybiło, ale na szczęście Toma nie było w domu, kiedy wróciłam, więc spokojnie przeszedłem do swojego pokoju i zająłem umysł tym, co zawsze wychodziło mi najlepiej i pomagało właśnie takich trudnych dla mnie chwilach. Zająłem się pisaniem.
Otworzyłem swój notatnik, z którym przeżyłem paręnaście ładnych lat. Był ze mną od zawsze, odkąd zacząłem interesować się muzyką i pisaniem tekstów piosenek. Były w niej wszystkie teksty, które kiedykolwiek stworzyłem. Zabierałem go ze sobą w każdą podróż, bo przecież nie wiadomo, kiedy najdzie mnie ochota na pisanie i kiedy przyjdzie mi do głowy jakiś tekst, który stanie się wielkim hitem. W tym momencie jeszcze nie miałem konkretnego pomysłu, więc zacząłem przeglądać notatnik od początku. Czarna okładka była już lekko zniszczona, ponieważ zeszyt służył mi jakieś dziesięć lub dwanaście lat. Kartki były zapisane czarnym lub niebieskim atramentem, czasem ołówkiem. Było tam mnóstwo skreśleń, bo na samym początku wszystkie swoje teksty uważałem za beznadziejne. Ale wiele z nich ujrzało światło dzienne i do dzisiaj fani Tokio Hotel za nimi szaleją na naszych występach.
Na którejś początkowej stronie natrafiłem na tekst piosenki ,,Wir sterben niemals aus” i lekki uśmiech wpłynął mi na usta. Ile to lat temu pisałem ten tekst? Ileż zmieniło się od tamtego czasu? 
Wtedy nie wiedziałem, kim tak naprawdę jestem i nie wiedziałem, co chciałbym robić w życiu. Miałem tylko marzenia o wielkiej karierze muzyka i o swoim zespole, który tworzyłbym razem z Tomem. Wielcy bracia – Tom i Bill Kaulitz. Bliźniacy, którzy osiągnęli wszystko, o czym tak bardzo marzyli. 
I co miałem teraz z tego? Ile z tego, co chciałem, stało się rzeczywistością?
Wtedy, jako nastolatek, nie wiedziałem, co będę robić teraz. Malowałem włosy, oczy i paznokcie, bo tak wtedy się czułem – byłem dzięki temu rozpoznawalny, ale robiłem to, bo tego pragnąłem. Chciałem się malować, by wyrazić siebie. Pisałem smutne teksty, bo w głębi serca czułem wielkie cierpienie. Nawet nie wiem teraz, dlaczego było mi wtedy tak smutno. Jednak chyba nastolatkowie tak właśnie mają. W pewnym momencie każdy człowiek czuje jakieś przygnębienie, nawet z błahego powodu, a później zamienia je w coś naprawdę dużego, żeby na koniec dojść do wniosku, że nie wie, dlaczego właściwie się smuci i tak naprawdę nie ma żadnego powodu, żeby był chociaż przygnębiony, a co dopiero mówić o depresji i bezbrzeżnym smutku.
W porównaniu z tym, co czułem w tej chwili, te wspomnienia sprzed dziesięciu lat mogłyby sprawiać, że bym się uśmiechał. 
Mimo, iż wtedy moje życie było ciężkie, ponieważ mieliśmy tyle samo fanów, co wrogów, miło wspominam te czasy. Miałem problemy, ale poradziłem sobie z nimi. Osiągnąłem to wszystko, co zamierzyłem sobie, kiedy byłem piętnastolatkiem z głową pełną pomysłów. Znalazłem dwóch chłopaków, którzy razem ze mną i Tomem mieli takie same marzenia. Gustav i Georg byli – i nadal są – moimi najlepszymi przyjaciółmi i dziękuję Bogu za to, że znaleźli się w życiu moim i Toma. Od tylu lat są wierni Tokio Hotel i mimo, iż już nie jesteśmy tak sławni, oni wciąż dzielnie przy nas trwają i tym sposobem stali się również członkami naszej rodziny. Nie poznałem nigdy w życiu równie wspaniałych osób, co oni.
No… może oprócz Elysy.
Westchnąłem głośno i przekręciłem kilka kartek wprzód. Tym razem natrafiłem na ,,Darkside of the Sun” i po raz kolejny uśmiechnąłem się do siebie. Wszyscy nie mogli mi się nigdy nadziwić, że miałem aż tyle pomysłów na piosenki i że aż tyle z nich stawało się hitami list przebojów. Ja sam nie wiedziałem, jak to się dzieje, że piosenki, które – moim zdaniem – były to bani, trafiały na szczyt, a te, które uwielbiałem i uważałem, że są niezłe, niewielu tylko się podobało. 
Gustav zawsze mi tłumaczył, że ludzi nie sposób jest zrozumieć i powinienem cieszyć się z tego, co mamy, a nie doszukiwać się tego, co tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Czasami fani zadawali nam pytania o to, jaka jest nasza ulubiona piosenka i wiele razy zdarzało się tak, że kiedy odpowiadaliśmy tytułem jakiegoś mało znanego utworu i mało lubianego, byli zdziwieni i doszukiwali się nie wiadomo jakiej teorii. Poszedłem więc za radą Gustava i przestałem analizować. Po prostu cieszyłem się z najmniejszych sukcesów, jakiejkolwiek piosenki i cieszyłem się, że osiągnęła szczyt.
Przeszedłem prawie do końca notatnika i stwierdziłem, że będę musiał kupić sobie nowy. 
Tym razem natrafiłem na ,,What if”. Zupełnie świeży kawałek. Napisałem go niedawno i byłem z niego naprawdę dumny. Odkąd zaświtała mi w głowie pierwsza linijka tekstu, wiedziałem, że ten utwór stanie się singlem nowej płyty. 
Nagle mnie oświeciło.
Sięgnąłem po długopis leżący na biurku i zacząłem pisać… 

- Hej, Bill! Jesteś?! – usłyszałem głos Toma, który wydzierał się wniebogłosy. – Halo?!
- Jestem u siebie! – odkrzyknąłem. Chwilę później usłyszałem kroki na schodach. Schowałem notatnik do szuflady, ponieważ na razie nie chciałem pokazywać Tomowi, co stworzyłem. Byłby zły, gdybym nagle przedstawił mu mój szalony pomysł. 
- Co się tak chowasz? – zapytał, wchodząc do mojego pokoju.
- Wcale się nie chowam – odrzekłem, zasuwając szufladę. – Próbowałem coś napisać.
- I jak? Udało się? 
- Chyba tak. Ale jeszcze muszę się nad czymś zastanowić.
- Mam nadzieję, że nic nie chcesz zmieniać, bo w przyszłym tygodniu musimy dać wszystkie nagrania, żeby ruszyć z produkcją płyt. – Spojrzałem na niego i liczyłem na to, że jednak nie zauważy błysku w moim oku. – Nie… nawet nie mów…
- Ale co? – udałem zdziwienie.
- Cholera, Bill! Nie możesz w ostatniej chwili zmieniać całej płyty, bo nagle wpadł ci do głowy pomysł na jakąś piosenkę! – Tom był zły. Widziałem to, ale i tak miałem nadzieję, że się zgodzi. – Nie ma mowy! Wszystko jest dopięte na ostatni guzik!
- Wstrzymajmy się jeszcze dwa tygodnie! – poprosiłem, wstając i patrząc mu w oczy. – Mam coś dobrego! Zobaczysz, że nie pożałujesz!
- Zdajesz sobie sprawę, że przez twoje pomysły już nikt nie zechce wydać żadnej z naszych płyt?! Z tą już było wiele problemów, bo najpierw nie podobały ci się twoje własne teksty, później muzyka do nich, a na końcu cały krążek!
- Tym razem będzie inaczej, Tom – nalegałem. Czułem, że to, co mam, będzie czymś, co zaskoczy wszystkich i sprawi, że ja sam poczuję się lepiej.
- Nie, Bill. To jest moje ostatnie słowo. Nic nie będziemy zmieniać na tej płycie. Nie chcę znowu czekać nie wiadomo ile na coś, co i tak ci się później nie spodoba. 
Westchnąłem ciężko, bo wiedziałem, że nic więcej nie wskóram. Miałem przeczucie, że Tom i tak się nie zgodzi, ale wolałem spróbować. 
- Bill, posłuchaj mnie – odezwał się mój brat. – Coś się stało, widzę to w twoich oczach. Ale nie możesz pozwolić, żeby twoje problemy wpływały na cały zespół. Ile to razy już zmieniałeś koncepcję płyty? Dziesięć, piętnaście? Minęło już tyle lat, odkąd nic nie wydaliśmy. Teraz, mając już wszystkie piosenki, które chcemy opublikować, możemy wrócić na scenę. Możemy ruszyć znowu w trasę i poczuć się jak kiedyś. Nie chcesz tego?
- Chcę, ale… - zamilkłem. 
- Ale co? Co się stało? – Tom usiadł na moim łóżku, a ja odwróciłem się do niego na obrotowym krześle. 
Nie mogłem już dłużej milczeć. Opowiedziałem mu wszystko. O tym, że Elysa ostatnio jakoś unikała kontaktu ze mną, chociaż sama mówiła, że wszystko między nami w porządku. O tym, że Caroline jest strasznie o nią zazdrosna. O tym, że jestem na Elysę trochę zły, bo częściej spotyka się z nim, niż ze mną. O tym, że Caroline poprosiła mnie, żebym zerwał z przyjaciółką kontakt. I wreszcie o tym, że zrobiłem to, co chciała i nie czuję się z tym najlepiej, bo wiem, że straciłem najlepszą przyjaciółkę. 
Tom na początku nie powiedział nic.
Potem wstał z łóżka, przeszedł się po moim pokoju i wreszcie podszedł do mnie, żeby mnie przytulić. I właśnie wtedy poczułem, że właśnie tego mi było trzeba. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Tom okazał mi tak wiele uczucia, a brakowało mi tego tak bardzo, że kiedy odwzajemniłem jego uścisk, zacząłem płakać. Płakałem tak długo, aż nie miałem siły na nic. Tom odsunął się wreszcie ode mnie i kazał mi się położyć na łóżku, a sam usiadł koło mnie.
- Nie wiem, co tak naprawdę czujesz do Caroline – odezwał się cicho. – Jednak, jeśli zależy ci na niej do tego stopnia, że poświęcasz swoją przyjaźń z Elysą dla tej dziewczyny, to mam nadzieję, iż jest tego warta.
Bliźniak wstał, lekko się do mnie uśmiechnął i wyszedł z pokoju, zamykając drzwi i zostawiając mnie samego ze wszystkimi myślami. 
Nie wiedziałem, czy Caroline jest warta takiego poświęcenia. Przecież sama mi mówiła, że nie wie, czy oddałaby za mnie życie, gdyby była na miejscu Elysy. A ona się nie zawahała. Ale czy zrobiła to specjalnie? Bo chciała w zamian czegoś ode mnie? Chciała, żebym rozstał się z Caroline po to, żeby z nią stworzyć związek? 
Kompletnie nie wiedziałem, co mam myśleć. Otarłem łzy wierzchem dłoni i przykryłem się kocem. Byłem naprawdę zmęczony dzisiejszym dniem. Tak zmęczony, że nie przejmowałem się wiadomościami, które cały dzień otrzymywałem od Caroline. Oczywiście pytała, czy załatwiłem sprawę i kiedy możemy się zobaczyć. Nie wiedziałem, czemu tak bardzo jej się spieszyło.
Miałem nadzieję, że uda mi się ją wreszcie uszczęśliwić, a to z kolei pozwoli mi utwierdzić się w przekonaniu, czy jestem dla niej tak ważny, że może wreszcie powie mi, czy tak naprawdę mnie kocha. Sam już nie wiedziałem, co do niej czuję, lecz im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej mocniej wierzyłem w to, że Caroline jest dziewczyną, z którą chciałbym związać się na długo. Poświęciłem dla niej dużo, więc tak powinno być. Liczyłem więc na to, że ona - chociaż w małym stopniu - czuje to samo do mnie.
Chciałem się o tym przekonać jak najszybciej.

czwartek, 22 lutego 2018

Ostatnie pożegnanie. [16] ONA

ONA
Jak wcześniej już wspominałam, znajomość z Victorem skończyła się równie szybko, jak się zaczęła. I to wszystko przeze mnie i moje całkowite zaślepienie osobą Billa, który uparcie siedział mi w głowie i nie myślał z niej wyjść. Z prawnikiem spotkałam się jeszcze kilka razy. Dużo rozmawialiśmy na różne tematy. Dowiedziałam się, że za rok planuje przeprowadzić się do Francji, aby tam kontynuować swoją karierę prawniczą. Bardzo się z tego cieszył, a ja życzyłam mu jak najlepiej, jeśli to kariera jest w tym momencie dla niego najważniejsza. Powiedział mi też, że naprawdę bardzo mu się spodobałam i jest gotów stworzyć ze mną związek. Jednak ja wciąż nie byłam pewna. Byłam rozdarta pomiędzy nim i Billem. Victor był wspaniałym mężczyzną, z którym mogłabym się związać, ale… właśnie… było to ,,ale”, które tak bardzo mi w tym przeszkadzało.
- Chciałabyś być moją dziewczyną? – zapytał mnie Victor, kiedy spacerowaliśmy pewnej niedzieli w popołudniowym słońcu. Znowu byliśmy w tym samym parku, w którym jakiś czas temu Victor powiedział mi, że mu się podobam.
Naprawdę mnie zaskoczył. Nawet, jeśli od dłuższego czasu się tego spodziewałam, to i tak spojrzałam na niego zdziwiona, nie wiedząc, co mogłabym mu odpowiedzieć.
- Wiem, że brzmię jak siedemnastolatek, który pyta dziewczyny o chodzenie, ale naprawdę dawno nie czułem się w niczyim towarzystwie tak dobrze. Jesteś piękną kobietą, świetnie mi się z tobą rozmawia i myślę, że moglibyśmy stworzyć razem ciekawy związek – powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko, niepewnie.
- Och… - tylko tyle byłam w stanie z siebie wyrzucić.
- Nie musisz mi dawać odpowiedzi teraz. Mogę poczekać – dodał szybko.
- Wiesz… nie chodzi o to, że to za szybko – przyznałam. – Ale chyba nie byłam z tobą do końca szczera.
- Więc jest ktoś jeszcze? – zapytał i uśmiech z jego twarzy zniknął, a zastąpiła go niepewność. – Spotykałaś się jeszcze z kimś?
- Nie, nie o to chodzi! – powiedziałam pospiesznie. – Z nikim się nie spotykam. Ale muszę przyznać ci, że bardzo mnie zaskoczyłeś tą propozycją. Widzisz… Ja nie szukam związku. Przynajmniej na razie. W tej chwili jestem nastawiona na pracę i karierę…
Czułam, że kłamstwo nie jest dobrym wyjściem, ale jakoś nie miałam odwagi powiedzieć Victorowi, że jeszcze nie pokonałam w sobie uczucia do Billa. Z prawnikiem spotkałam się kilka razy, a on już chciałby, żebyśmy zostali parą. Ja nie potrafiłam tak szybko przejść do poważnego związku. Żeby obdarzyć przyjaźnią Billa, Toma, Gustava i Georga potrzebowałam bardzo dużo czasu i musiałam wiedzieć wszystko na sto procent. Przyjaźniłam się z tą czwórką dlatego, bo wydawali mi się szczerzy i to mnie do nich przyciągało. W Billu byłam zakochana i to również zajęło bardzo dużo czasu. Teraz się z nim przyjaźniłam i czułam, że mogłabym zrobić dla niego wiele, ale Victor… Victor to co innego. Może poznałam go dobrze, ponieważ bardzo dużo mi o sobie opowiedział, ale żeby teraz się z nim związać… Nagle wydał mi się jakiś… nachalny. W jednej chwili zrozumiałam, że żeby móc mu w pełni zaufać, musiałoby minąć jeszcze bardzo dużo czasu.
- W takim razie mam pomysł! – Widać było, że nie traci zapału, że jest zdeterminowany. – Za rok przeprowadzam się do Francji, bo tam chcę kontynuować swoją karierę. Możesz pojechać ze mną. Też będziesz mogła postawić na pracę i na rozwój. Tutaj jesteś menagerem restauracji, tam mogłabyś stworzyć sieć restauracji, a nawet więcej! I ja bym ci w tym pomógł, bo znam tam naprawdę wielu ludzi, którzy coś są mi winni. Zrobiłabyś przy mnie ogromną karierę!
Zupełnie zbił mnie z tropu tym, co powiedział. Niby miałabym z nim wyjechać do Europy i dzięki niemu osiągnąć to, czego sama mogłabym dokonać, gdybym naprawdę mocno się postarała. W tym momencie wydawało mi się, że Victor tylko chciał, abym była od niego zależna i coś mu dłużna.
- Chyba się przesłyszałam...  – powiedziałam powoli. Nie chciałam go w żaden sposób urazić, lecz jednocześnie sama poczułam się urażona. – Chcesz, żebym wyjechała z tobą do Francji, gdzie ty robiłbyś karierę prawniczą i jednocześnie załatwiłbyś mi jakąś dobrą posadę w gastronomii?
- Tak! Moglibyśmy zostać na razie przyjaciółmi, skoro teraz nie jesteś gotowa na stworzenie ze mną związku, a z czasem może udałoby nam się w sobie naprawdę zakochać i nawet wziąć ślub!
Mężczyzna miał już chyba zaplanowaną przyszłość ze mną, co w jednym momencie zaczęło być dla mnie bardzo odpychające. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś planował coś za mnie, a szczególnie, kiedy chodziło o moją karierę zawodową. No i nie lubiłam załatwiania sobie posady przez znajomości. To było dla mnie naprawdę niezrozumiałe. Bardzo długo zajęło mi zastanawianie się nad tym, czym kierują się ludzie, którzy załatwiają sobie pracę takim sposobem, zamiast samemu osiągnąć to, co zamierzają. Dla mnie ważniejsze było pokazanie, że można coś zrobić samemu, wspiąć się na szczyt i być niezwyciężonym, zamiast dzięki znajomemu, wujkowi, ciotce, czy komuś tam jeszcze robić coś, co tak naprawdę daje tylko dużo pieniędzy i zero przyjemności. Ja wolałam iść dumnie szczebel po szczeblu, dzięki samej sobie niż od razu być na szczycie dzięki takiemu załatwianiu spraw, jakie przedstawił mi teraz Victor.
- W tym momencie okazałeś mi kompletny brak szacunku – powiedziałam w końcu do niego. – Muszę ci odmówić, ponieważ nie uznaję takiego załatwiania spraw. Nie lubię, kiedy ktoś osiąga cel tylko i wyłącznie dzięki znajomościom, zamiast ciężkiej pracy.
- Ależ, Elyso! – widać było, że było mu przykro. – Nie chciałem cię urazić, naprawdę! – wziął mnie za rękę. – Jeśli poczułaś się w jakiś sposób dotknięta, to przepraszam, ale chciałem jak najlepiej! Uważam, że twoje podejście jest godne podziwu. Ja sam także właśnie w taki sposób przeszedłem przez studia prawnicze i sam mam zamiar ubiegać się o posadę w sądzie, kiedy tylko zamieszkam we Francji.
- W takim razie, dlaczego zaproponowałeś mi coś, co jest zupełnie niezgodne z tym, co mówisz?
- Myślałem… ech… chyba myślałem, że w jakiś sposób ci zaimponuję i zdołam przekonać do siebie i do tego, abyś pojechała ze mną. Jest mi teraz tak strasznie głupio – jęknął. Patrzył na mnie, a jego oczy delikatnie się zaszkliły. Było mu naprawdę przykro i sama nie wiedziałam już, co mogę mu powiedzieć.
Westchnęłam ciężko i opadłam na ławkę, przy której się zatrzymaliśmy, spacerując po parku. Victor usiadł obok mnie i ukradkiem starł łzę, która zgromadziła się w kąciku jego oka. Chyba myślał, że tego nie zauważyłam, więc ja nie dałam po sobie poznać, że jednak nie umknęło to mojej uwadze.
- Nie wiem, co mogę ci teraz powiedzieć – odezwałam się w końcu. Zdecydowałam się być z nim całkowicie szczerą. – Na samym początku nie byłam za bardzo przekonana co do tego, że chciałabym się z tobą związać, lecz z czasem coraz bardziej chciałam spróbować. Kiedy zaczęliśmy spotykać się częściej i więcej się o sobie dowiadywaliśmy, coraz bardziej chciałam przekonać się, jak to będzie, kiedy stworzymy parę. Jednak później… sama nie wiem, jak to powiedzieć…  jąkałam się. Nie mogłam znaleźć słów na to, co chciałam mu przekazać. – Moje serce od dawna należy do kogoś. Nie znasz go, nie opowiadałam ci o nim, bo miałam nadzieję, że uda mi się o nim zapomnieć. Ten ktoś uważa mnie tylko za przyjaciółkę, więc myślałam, że moje uczucie do niego także stanie się tylko zwykłą przyjaźnią. Niestety… nadal jestem w nim zakochana i nie mogę nic na to poradzić, chociaż od tak dawna próbuję.
- Czy to Bill? – zapytał nagle, zbijając mnie z tropu i trochę rozpraszając. – Ten, z którym byłaś w klubie?
- Tak, to on. Ale to nie jest ważne – zapewniłam. – Ważne jest to, że próbowałam zapomnieć o tym mężczyźnie i może by mi się to udało, gdyby właśnie nie ta propozycja, którą mi dzisiaj złożyłeś. Poczułam się naprawdę źle, bo nie umiem postępować wbrew moim zasadom.
- Przeprosiłem cię za to i mogę zapewnić, że jeśli zgodzisz się ze mną wyjechać, będziemy robić tak, żebyś była szczęśliwa! – Victor wstał i stanął naprzeciw mnie. – Pragnę twojego szczęścia i tylko to będzie się dla mnie liczyć, jeśli się zgodzisz!
- Nie mogę. Naprawdę nie mogę – powiedziałam głośniej, niż zamierzałam. – Nie chcę stąd wyjeżdżać. Mam tutaj swoje życie, swoją pracę, przyjaciół…
- Billa – dokończył za mnie. – Faceta, który cię nie chce.
- Nie chodzi tutaj o niego! – byłam już naprawdę zła, że wmawia mi coś, czego nie chciałam w tej chwili słuchać. – Myślę, że lepiej będzie, jeśli teraz każde z nas wróci do swojego domu. Nie chcę się z tobą kłócić.
Nie miałam ochoty rozmawiać z Victorem ani o moim życiu uczuciowym, ani o tym, że po części miał rację. Nie chciałam zostawiać tutaj mężczyzny, który mnie nie chce. Chyba dlatego, że myślałam, iż może kiedyś mu się odmieni. Może. 

sobota, 17 lutego 2018

Ostatnie pożegnanie. [15] ON

ON
Nadszedł następny dzień. Ten, którego obawiałem się cały poprzedni wieczór. Musiałem spełnić obietnicę, którą złożyłem Caroline, ponieważ nie było już odwrotu. Moja dziewczyna nigdy nie wybaczyłaby mi, gdybym nie spełnił tego, co jej obiecałem. Nie mogłem więc jej zawieść. Na pewno nie będzie to łatwe, przez co nie mogłem zasnąć bardzo długo. Nigdy nie myślałem, że jakakolwiek kobieta będzie chciała, żebym zerwał wszelkie kontakty z przyjaciółmi, ale bardzo zależy mi na Caroline i zależy mi na jej szczęściu do tego stopnia, że postanowiłem, iż ten jeden raz się poświęcę. Może dzięki temu udowodnię mojej dziewczynie, że znaczy ona dla mnie naprawdę bardzo dużo. 
Trudno będzie załatwić tę sprawę, ponieważ jeszcze tak całkiem niedawno Elysa wyznała mi, że złamałem jej serce, ponieważ wybrałem inną, a później przyjęła kulę przeznaczoną dla mnie. Ale co mogłem zrobić? Przecież serce nie wybiera. Miłość tym bardziej. A to właśnie Caroline skradła mi serce i to właśnie ją wybrałem, więc Elysa nie mogła mieć mi tego za złe, a cieszyć się moim szczęściem.
Westchnąłem ciężko, siadając na łóżku w swoim pokoju. Biłem się z myślami i albo przeklinałem Elysę za to, że to przez nią muszę teraz zerwać z nią kontakt, albo przeklinałem Caroline, że tego ode mnie wymaga.
Raz nienawidziłem siebie za to, że nic nie zauważyłem, raz Elysy za to, że nic mi wcześniej nie powiedziała.
Najpierw żałowałem, że Elysa się dla mnie poświęciła, a później dziękowałem jej za to w duchu.
Zupełnie nie wiedziałem, co mam robić, ani co myśleć. Jedno było pewne – muszę skończyć tę znajomość, bo inaczej znienawidzi mnie Caroline, którą kochałem. A jeśli tego nie zrobię to albo stracę swoją obecną dziewczynę i zyskam nową – Elysę, którą znałem bardzo dobrze i była moją najlepszą przyjaciółką, albo stracę je obie, bo może stać się tak, że Elysa nie będzie chciała zająć miejsca Caroline. I wtedy ja zostanę zupełnie sam, a tego naprawdę nie chciałbym w tym momencie.
Czułem się tak strasznie zagubiony…
Poszedłem do kuchni, aby wstawić sobie kawę i zrobić jakieś śniadanie. Postawiłem na gotowane jajka i tosty z dżemem truskawkowym oraz sok pomarańczowy. Wszystko robiłem automatycznie, ponieważ wciąż w głowie układałem sobie rozmowę z przyjaciółką. Coraz bardziej denerwowałem się na siebie, bo nic, co przychodziło mi do głowy, nie wydawało mi się wystarczająco dobre.
Kiedy usiadłem przy stole z przygotowanym jedzeniem, postanowiłem napisać wiadomość do Elysy. Nie chciałem dzwonić, bo bałem się, że ją obudzę. A może bardziej bałem się tego, że nie wiedziałbym, co jej powiedzieć?

,,Czy możemy się dzisiaj spotkać? Muszę z Tobą porozmawiać. To bardzo ważne. Bill”

Odpowiedzi nie otrzymywałem dość długo. Zdążyłem w tym czasie zjeść śniadanie, posprzątać po wczorajszym przyjęciu oraz wziąć długą kąpiel. W końcu stwierdziłem, że przyjaciółka nie odpisze mi na wiadomość, z czego na początku się ucieszyłem, ponieważ to znaczyło, że nie będę musiał robić tego, czego tak naprawdę nie chcę, ale z drugiej strony przecież obiecałem Caroline. A jej słowa muszę dotrzymać. 
Nieoczekiwanie rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości na mój telefon i aż podskoczyłem ze zdenerwowania. Już straciłem nadzieję, że przyjaciółka mi odpisze i będę musiał do niej zadzwonić.

,,Czy coś się stało? Nie ukrywam, że mam dzisiaj napięty grafik. Możemy przełożyć to na przyszły tydzień?”

Po przeczytaniu od niej SMSa strasznie się zdenerwowałem. Nie dość, że Caroline mnie stresowała, to jeszcze Elysa tak lekceważąco podeszła do mojej prośby. Bardzo dawno nie wychodziliśmy nigdzie, co dopiero mówić o szczerej rozmowie. W moim życiu miejsce takiego powiernika, jakim do tej pory była Elysa, zajął znowu Tom oraz Caroline, odkąd zaczęliśmy być parą. Rzadko kiedy prosiłem Elysę o spotkanie, bo uznałem, że będzie to trochę niesprawiedliwe wobec mojej dziewczyny, kiedy będę z inną kobietą rozmawiać o naszym związku. Dlatego teraz, gdy przyjaciółka odmówiła mi spotkania, wkurzyłem się nie na żarty. Odpisałem jej więc:

,,Wybacz, ta sprawa jest bardzo ważna i nie możemy przełożyć tej rozmowy. Bardzo zależy mi, żebyśmy spotkali się dzisiaj, jak najszybciej to możliwe.”

Nie chciałem być taki oficjalny, ale bardzo chciałem załatwić tę sprawę jak najszybciej. Było mi ciężko pisać do niej w taki sposób, ale nie mogłem inaczej.

,,W porządku. Mogę urwać się z pracy za godzinę. Jeśli to nie problem, spotkajmy się w tej knajpie na rogu, gdzie podają te pyszne makarony, które lubisz.”

Ucieszyłem się, że się zgodziła i już jej nie odpisując, pobiegłem do swojego pokoju, aby przebrać się w porwane dżinsy i białą koszulkę z kolorowym nadrukiem. Wziąłem też ciemne okulary i czarną czapkę z daszkiem, a na stopy wsunąłem czarne buty sportowe. Zbiegłem z powrotem na dół i zabierając ze stołu kluczyki do samochodu i telefon, wybiegłem na prażące słońce.

Przez korki, droga do wyznaczonego przez Elysę miejsca, zajęła mi równo pięćdziesiąt minut. Odetchnąłem z ulgą, że się nie spóźniłem, ponieważ dobrze pamiętałem, że przyjaciółka nie znosi spóźnialskich, a sama na umówione spotkania przychodzi wcześniej. Spóźnia się jedynie wtedy, gdy ma wyraźny powód. Tak jak myślałem, Elysa zajęła jeden ze stolików i przeglądała menu. Nie zauważyła mnie, za to ja, kiedy tylko ją dostrzegłem, poczułem, jak żołądek mi się zaciska. Nie wiedziałem, czy zdobędę się na to, co zamierzałem, ale musiałem. Musiałem zrobić to dla Caroline.
- Cześć – powiedziałem, podchodząc do stolika i zajmując miejsce naprzeciw przyjaciółki. 
- Hej – odpowiedziała. – Zjesz coś? – zapytała, z powrotem zagłębiając się w menu. – Ja chyba zdecyduję się na penne bolognese. 
- Wezmę spaghetti pesto.
Kiedy przyszedł do nas kelner, złożyliśmy zamówienie, a gdy odszedł, znowu poczułem ucisk w żołądku. Ale nie było już odwrotu.
- O czym tak pilnie chciałeś ze mną porozmawiać, a co nie mogło zaczekać paru dni? – odezwała się Elysa patrząc mi w oczy.
Odetchnąłem i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie wiem, jak mam zacząć. Nie wiem kompletnie, jak mam jej to powiedzieć.
- Wczoraj, na naszym małym przyjęciu z okazji zakończenia pracy nad płytą, była Caroline, jak pewnie zauważyłaś. – Elysa przytaknęła ruchem głowy, ale się nie odezwała. W tym momencie nienawidziłem tej jej cechy charakteru, która odpowiadała za nieprzerywanie drugiej osobie. – Ona o coś mnie poprosiła i chciała, żebym zrobił to jak najszybciej, więc stąd ten mój pośpiech. Zresztą ja także chciałem załatwić tę sprawę w miarę szybko. 
- Dobrze więc, o co chodzi?
Znowu odetchnąłem. Zrobiłem pierwszy rok, musiałem wykonać kolejny i jeszcze następny. Nie było odwrotu.
- Przeze mnie trafiłaś do szpitala, bo wzięłaś na siebie kulę, która przeznaczona była dla mnie. Nadal nie wiemy, kto do mnie strzelał, ale policja wciąż intensywnie pracuje nad śledztwem. Mimo, że wciąż chciałbym wiedzieć, kto chciałby mnie zabić, to jest mi to już całkiem obojętne. Chciałbym jak najszybciej o tym zapomnieć. Rozmawiałem z Caroline… Ona uważa, że to, co zrobiłaś było naprawdę… szlachetne, wspaniałe i doprawdy nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie ci się za to odwdzięczyć, ale… Caroline, mimo wszystko, uważa, że zagrażasz naszemu związkowi…
- Słucham? – prychnęła i zaśmiała się pod nosem. Pierwszy raz mi przerwała, ale nie zwróciłem na to uwagi. Ucieszyłem się nawet, że zyskałem chwilę na ułożenie sobie dalszej wypowiedzi.
- Jest zazdrosna. Bardzo. Tłumaczyłem jej, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, że jesteś dla mnie bardzo ważna, bo znamy się już długo i Tom również cię bardzo ceni, bo jesteś niesamowitą osobą. Jednak ona upiera się przy swoim i widać to, że jest zazdrosna – mówiłem i z każdym słowem nabierałem pewności siebie. – Nawet wczoraj na przyjęciu chciała, abym cię wyprosił, bo nie podoba jej się, że cię zaprosiliśmy – pozwoliłem sobie na uśmiech.
- Ma tupet – znowu się zaśmiała. 
Poczułem, że chce coś powiedzieć, ale nie powiedziała nic. Kelner przyniósł nam jedzenie, więc Elysa mruknęła cicho, żebyśmy najpierw zjedli, a po posiłku dokończymy rozmowę. Trochę mnie tym zirytowała, ale zrozumiałem to. Była zdenerwowana przez swoją pracę, pewnie nie miała czasu zjeść, a to, że oderwałem ją od pracy zapewne nie wpływał korzystnie na jej nastrój.
Zjedliśmy obiad w ciszy, popiliśmy posiłek wodą, a gdy kelner zabrał nasze talerze, czas było wrócić do rozmowy.
- Caroline uważa, że nie jestem dla ciebie odpowiednią znajomą, tak? – zapytała Elysa. Wyczułem w jej głosie zdenerwowanie.
- Tak. Mniej więcej. Wydaje mi się, że ona myśli, iż łączy nas coś więcej niż tylko przyjaźń – odparłem.
- Rozumiem ją. Pewnie też nie byłabym zachwycona, gdyby mężczyzna, z którym jestem związana, miałby przyjaciółkę. Szkoda tylko, że wcześniej ze mną nie porozmawiałeś – powiedziała, trochę z wyrzutem. 
- Elyso – westchnąłem. – Wiem, że to bardzo dziwna sytuacja. Znamy się już tak długo, przyjaźnimy się… Ach! Przecież byliśmy jak zakochana para! – zaśmiałem się i kiedy tylko spojrzałem jej w oczy, od razu uśmiech zamarł mi na ustach. Przypomniałem sobie, co powiedziała mi wtedy, kilka miesięcy temu, kiedy leżała zakrwawiona w moich ramionach. 
- Tak, Bill, byliśmy jak zakochana para. A ja naprawdę się w tobie zakochałam, o czym bardzo dobrze wiesz – uśmiechnęła się kpiąco. Obawiałem się tego momentu, chociaż tak naprawdę go nie przewidziałem. Zdenerwowałem ją i przywołałem złe wspomnienia. – Po co w ogóle chciałeś się ze mną spotkać? Żeby mnie jeszcze bardziej zranić? Wyjaśniliśmy sobie, że moje wyznanie miłości, nic między nami nie zmieniło. Ty układasz sobie życie z Caroline, widujemy się rzadziej, bo ja nie chcę cierpieć, przystałeś na ten układ, więc czego jeszcze ode mnie chcesz?
Trochę zbiła mnie z tropu tym, że tak na mnie naskoczyła, ale musiałem w końcu to z siebie wydusić. To, po co tutaj tak naprawdę przyszedłem.
- Caroline oczekuje ode mnie, że zerwiemy ze sobą kontakt. Nie będziemy się spotykać, nie będziemy dzwonić czy pisać do siebie wiadomości. Liczy na to, że spełnię jej prośbę.
Roześmiała się. Śmiała się długo i głośno, a kiedy przestała, zobaczyłem łzy w jej oczach. Nie powiedziała nic, tylko przywołała kelnera, poprosiła o rachunek, a kiedy go uregulowała, dopiero wtedy dotarło do mnie, że zapłaciła również za mnie. Nie byłem pewien, co się teraz stanie. Wybuch Elysy jakoś dziwnie wytrącił mnie z rytmu i już sam nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć.
- I ty chcesz spełnić prośbę swojej dziewczyny, prawda, Bill? – zapytała cicho. Miała lodowate spojrzenie i głos przesycony jadem.
- Zależy mi na niej – odpowiedziałem pewny siebie.
- W porządku – szepnęła. – Wszystko jest w porządku.
Patrzyłem jak wstaje od stolika, bierze swoją torebkę, mija mnie bez słowa i wychodzi z restauracji. Patrzyłem też jak wsiada do taksówki i odjeżdża. Tylko patrzyłem, ale nie zrobiłem nic. Bo co mógłbym w tej sytuacji zrobić? Wiedziałem, że cierpi przeze mnie, ale nie potrafiłem zrobić nic, żeby jej ulżyć. 
Zrobiłem więc to samo, co ona. Wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu.

środa, 14 lutego 2018

Ostatnie pożegnanie. [14] ONA

ONA
Spacerowaliśmy po parku, który znajdował się niedaleko domu Kaulitzów. Nie zwracałam jednak na to zbyt dużej uwagi. Dopiero, gdy dotarliśmy na miejsce, przez myśl przeszło mi tylko, że Bill i Tom często zabierają tutaj swoje psy na długie spacery, a ja byłam w tym parku może kilka razy. Victor nie dał mi dłuższego czasu na rozmyślania, ponieważ ani razu nie zapadła między nami krępująca cisza. Ciągle zadawał mi jakieś pytania, na które ja odpowiadałam, po czym przez jakiś czas drążyliśmy dany temat. On dokładał swoje przemyślenia, dzięki temu bardzo miło spędzaliśmy popołudnie na rozmowie.
- Spotykasz się z kimś? – zapytał, a ja tak naprawdę nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć. Jeżeli powiedziałabym prawdę, że nie, dałabym mu jakąś nadzieję, ale natomiast gdybym skłamała, czułabym się bardzo źle.
- Nie – zdecydowałam się na szczerość.
- A ten chłopak w klubie, ten z którym wracałaś do domu? – Dopiero po jego słowach przypomniałam sobie, że w do tego klubu poszłam wtedy z Billem, Tomem i Shermine. Przypomniałam sobie także, w jakim stanie był ten pierwszy.
- To Bill. Mój… przyjaciel. – Czułam, że nie ma sensu kłamać.
- Tylko przyjaciel? – zapytał z lekkim uśmiechem. 
- Tak, tylko przyjaciel – odpowiedziałam mu tym samym.
- Jeśli jestem wścibski albo niegrzeczny to mów! Nie chcę cię zniechęcić swoją natarczywością i bezpośredniością. Jesteś bardzo fajną dziewczyną i nie chciałbym wszystkiego zepsuć swoim gadaniem.
Zaśmiałam się, nie wiem dlaczego. Jego szczerość była wspaniała i przyciągała mnie do niego jak magnes. Chciałam móc być z nim szczęśliwą i wtedy byłam, ale jednocześnie czułam, że postępuję źle, bo moje serce wciąż lgnie do Billa, który tak naprawdę ma mnie gdzieś.
- Dlaczego się śmiejesz? – przerwał moje rozmyślania Victor.
- Po prostu jesteś zabawny – uśmiechnęłam się do niego i wyprzedziłam go o kilka kroków. – Nie przeszkadza mi, że jesteś taki rozgadany. Cieszę się, że jesteś wobec mnie szczery – powiedziałam, nie odwracając się w jego stronę. - Bardzo miło z twojej strony, że interesuje cię moja osoba i nie przeszkadza mi, że zadajesz dużo pytań. Gdy powiesz coś, co mi się nie spodoba lub zadasz pytanie, na które nie będę chciała udzielić odpowiedzi, na pewno cię o tym poinformuję.
Dogonił mnie i zobaczyłam jak się pokazuje mi swój piękny uśmiech. Kolejny tego dnia. I to w dodatku taki, w którym mogłabym się zakochać, gdyby nie uśmiech pewnego blondyna o brązowych oczach, który śni mi się po nocach.
Nagle zadzwonił mój telefon. W najmniej odpowiednim momencie. Dzwonił Bill, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Jednocześnie cieszyłam się, że do mnie dzwoni, ale też byłam na niego zła, że przypomniał mi o sobie w takiej chwili. Chciałam chociaż przez moment móc o nim zapomnieć. 
- Przepraszam cię, ale muszę odebrać – powiedziałam do Victora, jednocześnie naciskając zieloną słuchawkę. Widziałam tylko jak Victor daje mi znać, że usiądzie na ławce, abym mogła swobodnie rozmawiać. – Tak, Bill?
- Cześć, Elyso! Przeszkadzam ci? – usłyszałam jego wesoły głos i serce od razu zaczęło mi szybciej bić.
- Właściwie tak… Ale mów, o co chodzi. – Miałam nadzieję, że udało mi się powstrzymać drżenie głosu.
- Chciałem zapytać czy nie poszłabyś na spacer ze mną i z Pumbą. Tom gdzieś wyszedł z Shermine, a ja zostałem sam.
Bardzo chciałam iść z nim na spacer! Bardzo! Moje serce rwało się do niego tak mocno, że myślałam, iż wyskoczy mi z piersi. Ale co miałabym zrobić z Victorem? Nie mogłam do końca życia latać za Billem jak głupia nastolatka i za każdym razem gdyby do mnie zadzwonił, pędzić do niego jak na skrzydłach. Nie mogłam tak postępować. Musiałam wziąć się w garść i coś zmienić. Bill uważa mnie za przyjaciółkę, więc ja będę dla niego przyjaciółką. Jeśli w przyszłości on jednak się we mnie zakocha tak, jak ja bym tego chciała, a ja wciąż będę w stanie oszaleć dla niego, tak będzie. Jednak teraz musiałam mu odmówić. Byłoby to strasznie głupie, gdybym spławiła Victora tylko dlatego, że blondyn wychodzi na spacer ze swoim psem.
- Bardzo chętnie poszłabym z wami, ale nie mogę – powiedziałam, mając nadzieję, że zabrzmiało to tak stanowczo, jak w moich myślach. – Przepraszam, Bill.
- W porządku – zaśmiał się. – Nie będziesz przecież rzucać wszystkiego, żebyśmy mogli pójść razem do parku. No nic. W takim razie pójdziemy sami. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
- Nic się nie stało. 
- To do zobaczenia, Elyso!
I już się rozłączył. 
Było mi ciężko, ale się udało. Czułam, że postawiłam jeden krok naprzód. Odmówiłam miłości swojego życia. Jednocześnie było mi smutno, ale cieszyłam się, że jednak umiem powiedzieć mu ,,nie". Może jednak będę mogła ułożyć sobie życie z kimś innym? Taką miałam nadzieję.

- Wszystko w porządku? – zapytał Victor, kiedy wracaliśmy do mojego auta. Postanowiliśmy, że odwiozę go do domu.
- Tak, dlaczego pytasz? 
- Po tym telefonie wydajesz się jakaś… smutna? Zamyślona? – szukał słowa. – To były złe wiadomości?
- Och, nie! Skąd! – zaprotestowałam i od razu poczułam się źle. – Nie przejmuj się. Nawet nie wiem, jak mogłabym ci wytłumaczyć, o co chodziło. – Kiedy to powiedziałam, zaśmiałam się. Naprawdę szczerze chciało mi się śmiać z tego telefonu Billa. Chłopak dzwonił, bo nie miał z kim wyjść na spacer z jego psem. Wiedziałam, że Bill jest dziwny, ale do tej pory chyba nie dostrzegałam, jak bardzo. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku – powiedziałam i wzięłam go pod ramię. 
Czułam ciepło jego skóry i miękki materiał koszuli. Czułam delikatne pulsowanie mięśni, które mnie uspokajało. Mogłabym spacerować z nim godzinami i nawet milczenie sprawiałoby mi przyjemność. Victor zrobił na mnie świetne wrażenie i nie mogłam się nadziwić, że w tak krótkim czasie mu się to udało. 
- Podobasz mi się, wiesz? – powiedział cicho, kiedy zatrzymaliśmy się przy moim aucie. 
Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Czułam, że cokolwiek bym odrzekła, zepsułoby to tę chwilę. 
- Jesteś taka piękna i masz cudowny uśmiech. Kiedy zobaczyłem cię wtedy w klubie, wiedziałem, że jesteś wyjątkową dziewczyną. Musiałem cię znaleźć i zobaczyć znowu. Musiałem znowu z tobą porozmawiać i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo zgodziłaś się na to spotkanie. Dzisiejszy dzień na pewno zapamiętam do końca życia.
Patrzyłam mu w oczy i widziałam w nich szczerość. Nie musiał nic więcej mówić, bo tym, co powiedział, mógłby zdobyć moje serce, gdyby ktoś inny tak bardzo go nie wypełnił. Ale chciałam spróbować. Chciałam poznać Victora i spędzać z nim więcej czasu. Żeby chociaż na chwilę móc zapomnieć o Billu.
- Chciałabym cię jeszcze zobaczyć – powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
Victor odpowiedział najszerszym uśmiechem, na jaki było go stać i mocno mnie przytulił. A ja wiedziałam, że zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu. 

czwartek, 8 lutego 2018

Ostatnie pożegnanie. [13] ON

ON
Nareszcie nadszedł ten dzień. Jeden z najszczęśliwszych w moim życiu. Wreszcie skończyliśmy nagrywanie i mogliśmy się pochwalić nowym krążkiem. Pozostało nam tylko dać go do wytwórni, która puści go w świat, a do nas będzie należało tylko czekanie na efekty i reakcje fanów, a później wyruszymy w trasę koncertową, na którą od wiele lat czekam. I wiedziałem, że to nie tylko moje marzenia, ale całego zespołu. Wszystkim nam bardzo brakuje grania przed wielką publicznością i nawet tego spania w busie.   Wszyscy chodziliśmy przeszczęśliwi z tego powodu i dlatego postanowiliśmy urządzić małe przyjęcie z tej okazji. ,,Przyjęcie” to może zbyt duże słowo, ponieważ zaprosiliśmy tylko rodzinę i najbliższych znajomych, ale to nie zmienia faktu, że wszyscy z tej okazji mogliśmy świętować. 
Wieczorem już wszyscy przyjechali i mogliśmy zacząć się bawić. Przyszedł nasz przyjaciel Andreas ze swoim chłopakiem. Nie widzieliśmy się dawno, ponieważ Andi jest bardzo zakochany i każdą wolną chwilę spędza z Markusem, ale nie mam mu tego za złe, nawet przeciwnie – ogromnie się cieszę, że jest szczęśliwy. W końcu znamy się tak długo, że nie możemy mieć do siebie żalu o to, że osoba, która jest dla nas ważna, jest szczęśliwa w towarzystwie kogoś innego i planuje z tamtą osobą przyszłość.
Z Niemiec przyleciała żona Gustava wraz z ich malutką córeczką, którą mógłbym cały czas nosić na rękach i całować! Śliczna jak jej mama i – na całe szczęście! – rozmowna bardziej od taty! 
Również Georg zaprosił swoją dziewczynę, którą poznaliśmy jakiś czas temu, ale dopiero niedawno Hagen wyznał nam, że jest w niej naprawdę szczerze zakochany i ma nadzieję, że będą razem równie szczęśliwi jak Gustav i jego mała rodzinka. 
Nawet mojej mamie i Gordonowi udało się przylecieć z Niemiec, co wprawiło mnie w jeszcze większe szczęście, ponieważ dawno ich nie widziałem i naprawdę bardzo mocno stęskniłem się za moją mamą. 
Caroline wróciła z wakacji nie przywożąc mi pamiątki, mimo iż tak gorąco mi ją obiecywała, ale nie przejąłem się tym. Ważne było dla mnie, że wróciła i wreszcie mogliśmy spędzić trochę czasu razem. Na przyjęcie zaprosiliśmy także jej siostrę, ale nie mogła przyjechać, bo pokłóciła się z chłopakiem i próbowali sobie coś wyjaśnić. Moja dziewczyna chciała do niej pojechać, aby w jakiś sposób ją pocieszyć, jednak ona stwierdziła, że sama świetnie sobie poradzi, ponieważ ich sprzeczka wcale nie była taka poważna na jaką wyglądała. 
Zaprosiliśmy również Elysę, która już wyglądała znacznie lepiej. Widziałem ją ostatni raz chyba trzy miesiące wcześniej i już zapomniałem, jaka jest ładna. Ona widywała się od czasu do czasu z Tomem i Shermine, ale ze mną nie chciała praktycznie utrzymywać kontaktu, co naprawdę mnie zasmuciło, chociaż nie odczuwałem tego za bardzo, ponieważ byłem pochłonięty nową płytą. Teraz widzieliśmy się pierwszy raz od długiego czasu. Wyglądała bardzo ładnie, chociaż zauważyłem, że trochę schudła, co korzystnie wpłynęło na jej wygląd. 
- Cześć, Elyso, tak dawno cię nie widziałam! – Moja mama od razu do niej podbiegła, aby się z nią przywitać. Simone od zawsze bardzo ją lubiła i od samego początku miała nadzieję, że stworzymy idealną parę i Elysa będzie dla niej świetną synową. Trochę się to zmieniło, kiedy poznałem Caroline i to z nią się związałem. Mama również i ją bardzo polubiła, ale wciąż chyba miała nadzieję, że jednak zamienię ją na szatynkę. Simone nie powiedziałem dokładnie całej historii z wypadkiem Elysy. Nie zrozumiałaby tego, więc nie chciałem jej martwić. 
- Pani Simone, bardzo się cieszę, że panią widzę! – odparła Elysa i wpadły sobie w ramiona.
- Jak się czujesz po tym wypadku? Bill mi opowiedział tę straszną historię. Mam nadzieję, że ten łajdak zgnije w więzieniu! Nie wyobrażasz jak się martwiłam! I oczywiście byłam zła na Billa, że nie powiedział mi od razu tylko zadzwonił do mnie, kiedy się obudziłaś w szpitalu, ale tak bardzo cieszę się, że cię widzę! – Elysa spojrzała na mnie przelotnie z obojętnością. 
- Czuję się dobrze. Zrzuciłam parę kilo i chyba lepiej wyglądam po całym tym wypadku niż przed – zaśmiała się, a ja poczułem ukłucie w sercu. 
- Hej, Bill, możemy porozmawiać? – To Caroline stanęła przede mną i patrzyła na mnie wyraźnie zdenerwowana.
Nie dosłyszałem dalszej rozmowy Elysy z moją mamą, ale domyślam się, że Simone żaliła się na mnie z powodu tego, że nie chciałem jej martwić. To prawda, zadzwoniłem do niej, aby poinformować ją o wypadku dopiero wtedy, kiedy Elysa wybudziła się po operacji i była pewność, że wyzdrowieje. Moja mama - jak to mama - zawsze wszystko przeżywa tysiąc razy bardziej, więc mogłem wyobrazić sobie, jak zareagowałaby na wieść, że Elysa została postrzelona, jest w śpiączce i nie wiadomo, kiedy się obudzi. To prawda, że mama mogła dowiedzieć się wszystkiego o tej strzelaninie z wiadomości, ale w mediach nie było podane moje nazwisko ani nazwisko Elysy. Nie chciałem, żeby to rozdmuchiwali na cztery strony świata, bo to mogłoby całkowicie zniszczyć prywatność mojej przyjaciółki. Wolałem zapłacić więcej pieniędzy, żeby jako tako utrzymać wszystko w sekrecie.
- Pewnie – odpowiedziałem Caroline, która wpatrywała się we mnie już trochę poirytowana.  Wyszliśmy do ogrodu, a Caroline udała się w stronę basenu, więc poszedłem za nią. - Co jest, Caro? - zapytałem, podchodząc do niej.
- Wiesz… nie wiem jak zacząć, żebyś nie zrozumiał mnie źle – zaczęła niepewnie. – To dość delikatna sprawa.
- Powinnaś wiedzieć, że ze mną możesz zawsze rozmawiać otwarcie. – Posłałem jej lekki uśmiech, żeby dodać jej odwagi. Zupełnie nie wiedziałem, o co może jej chodzić.
- Słuchaj… - Stanęła naprzeciw mnie i patrzyła mi w oczy.- Wiem, że Elysa jest twoją przyjaciółką. Rozumiem to bardzo dobrze. Wiem, że zrobiła dla ciebie więcej niż ja, bo uratowała ci życie. Doceniam to, naprawdę. Ja nie wiem, czy poświęciłabym swoje życie dla ciebie, ale wiem, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Kocham cię i nie chcę, żeby ktokolwiek stanął nam na drodze do naszego szczęścia…
Nie rozumiałem, do czego zmierza. Mówiła trochę chaotycznie i nie byłem pewien, czy dobrze ją zrozumiałem. Jednak wiedziałem, że nie mogę jej przerwać, bo to mogłoby wszystko zniszczyć, całe to szczere wyznanie, na które się zdobyła. Bardzo rzadko Caroline mówiła, co leży jej na sercu, więc byłem szczęśliwy, że wreszcie się przede mną otworzyła. 
- Dlatego, Bill… Muszę prosić cię, żebyś przestał kontaktować się z Elysą. W jakikolwiek sposób. Nie chcę jej w naszym życiu, nie chcę, żeby psuła nasz związek, nie chcę jej więcej widzieć w twoim towarzystwie ani w tym domu.
Zamarłem z otwartymi szeroko oczyma i zupełnie nie rozumiałem, co właściwie ona powiedziała. 
- Słucham?
- Tak, dobrze słyszałeś, Bill. Nie chcę jej tutaj. Ona zatruwa nasz związek. Nie widziałeś jak się witała z twoją matką? 
- Widziałem, ale… Caro! One są przyjaciółkami, nie widziały się dawno, więc tak się przywitały i nie ma w tym nic złego! 
- Może i nie, ale wiem dobrze, że twoja mama bardzo ją lubi i chciałaby, żebyś to z nią się związał!
- Ale ciebie też lubi! – Nie wiedziałem, jak mam z nią rozmawiać, żebyśmy się nie pokłócili.
- Bill… to jest naprawę bardzo ważne, żebyś przestał utrzymywać z nią kontakt. Jestem twoją dziewczyną i mogę tego od ciebie wymagać. Nie chcę, żebyś się z nią spotykał i mam nadzieję, że zrobisz to, o co cię proszę. Chciałabym, żebyś teraz ją stąd wyprosił. Nie chcę widzieć jak się bawi na przyjęciu, które tak bardzo ważne jest dla ciebie i całego zespołu – powiedziała twardo.
Byłem w prawdziwym szoku. Nie poznawałem Caroline i nawet myślałem, że robi sobie jakieś żarty, ale kiedy spojrzałem w jej oczy zrozumiałem, że mówi naprawdę poważnie. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że dziewczyna, którą kocham będzie kazała mi zerwać kontakt z przyjaciółmi. 
- Caro… - westchnąłem i zrobiłem krótką przerwę, żeby poukładać sobie w głowie to, co chciałem jej powiedzieć. – Elysa jest moją przyjaciółką. Nie tylko moją, bo Gustav, Georg i Tom naprawdę bardzo ją lubią. Jest świetną dziewczyną, z którą dobrze się rozmawia o wszystkim. Jest przyjaciółką Shermine, która z kolei jest związana z moim bratem. Nie mogę zabronić jej tutaj przychodzić. Nie mogę zerwać z nią kontaktu, bo tym samym musiałbym przestać spotykać się z własnym bratem, a nawet z zespołem, ponieważ oni też od czasu do czasu się z nią widują. To jest nierealne, żebym jej nigdy więcej nie widział…
- Chyba, że się stąd wyprowadzisz i zamieszkamy razem - powiedziała.
- Nie… Tego nie możesz ode mnie wymagać. Caro, rozmawialiśmy już wiele razy o tym, że Tom jest dla mnie najważniejszą osoba w życiu, nie ma nikogo, kogo bym kochał aż tak bardzo i nie wyobrażam sobie, że w przyszłości nie będziemy mieszkać razem…
- Ale przecież możesz zerwać kontakt z tamtą dziewczyną! – naciskała.
Potarłem twarz dłońmi, bo już nie wiedziałem, jak mam rozmawiać z Caroline. Tak ciężko było czasami ją uspokoić, że momentami chciałem po prostu zostawić ją samą z jej złością i niech sobie radzi sama. Ale była moją dziewczyną, którą kochałem. A przynajmniej wydawało mi się, że ją kocham, bo po tej rozmowie ujrzałem ją jako dziewczynę, która za wszelką cenę chce chociaż w małym stopniu kontrolować mnie i kierować po części moim życiem.
- Dobrze – powiedziałem w końcu. – Nie będę się więcej kontaktować z Elysą. Ale nie wyproszę jej z tego przyjęcia. Ma prawo być tutaj, ponieważ jest przyjaciółką Toma, Gustava i wszystkich, którzy zostali zaproszeni. Nie mam zamiaru robić jej teraz takiej przykrości. Porozmawiam z nią jutro.
- Dziękuję – powiedziała Caroline i przytuliła się do mnie mocno. 
Objąłem ją szczęśliwy, że udało mi się ją zadowolić chociaż częściowo, a jednocześnie myślałem o tym, jak mam przestać kontaktować się z Elysą, skoro tak wiele dla mnie zrobiła.

środa, 7 lutego 2018

Ostatnie pożegnanie. [12] ONA

ONA
,,Victorze, bardzo zaskoczyłeś mnie swoją wiadomością, bo naprawdę nie sądziłam, że zrobiłam na Tobie jakiekolwiek wrażenie. Jednocześnie cieszę się, że do mnie napisałeś, ponieważ polubiłam Cię, mimo naszej krótkiej znajomości. Chętnie się z Tobą spotkam ponownie, żeby lepiej Cię poznać. Możemy pójść razem coś zjeść jutro, koło 16:00?”

Z mocno bijącym sercem wysłałam wiadomość do Victora na Facebook’u i czekałam aż odpisze. Po rozmowie z Billem byłam na niego zła, że traktuje mnie wyłącznie jak przyjaciółkę podczas gdy ja ukrywałam moje uczucie do niego. Zdawałam sobie sprawę, że powinnam zrobić coś w tym kierunku – albo mu o tym po prostu powiedzieć, albo dać mu jakiś sygnał, lecz zwyczajnie nie umiałam i bałam się odrzucenia. Zaślepiona złością na Billa postanowiłam zrobić mu na złość i spotkać się z Victorem, umówić się z nim, a może nawet posunąć się dalej, oby tylko dopiec Billowi. A przynajmniej miałam nadzieję zrobić mu na złość, bo przecież on traktował mnie tylko jak przyjaciółkę. 
Ech, ciągle powtarzałam to samo… W kółko myślałam tylko o tym, jak Bill krzywdzi mnie swoim uczuciem do mnie i już praktycznie o niczym innym nie myślałam. Jednocześnie byłam na siebie zła, że aż tak się tym przejmuję.
Odpisałam na wiadomość Victora wieczorem, kiedy czekałam aż jedzenie, które wrzuciłam do mikrofalówki będzie gotowe. Nie zaprosił mnie jeszcze do znajomych na Facebook’u, więc ja również nie zamierzałam tego robić. Zwłaszcza jako pierwsza. Bardzo rzadko korzystałam z Facebook’a, nie fascynowało mnie to, wolałam Instagrama. 

VICTOR WYSŁAŁ CI WIADOMOŚĆ – pokazało się powiadomienie.

,,16:00 to bardzo dobra godzina. Co chciałabyś ze mną zjeść?”

,,Jak dla mnie, możemy pójść nawet do MacDonalda. :)”

,,W porządku! Jesteśmy umówieni!"

Byłam w prawdziwym szoku i z niedowierzaniem patrzyłam na wiadomość od niego. Czyżbym naprawdę umówiła się z nim w MacDonaldzie?! Na samą myśl aż zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam z niedowierzaniem głową. 

Następnego dnia miałam dzień wolny, więc od samego rana zastanawiałam się, co na siebie włożyć. Dzień był gorący i nie zapowiadało się, że będzie chłodniej. Nie mogłam więc założyć dżinsów, bo ugotowałabym się na tym słońcu, ale też nie mogłam wszystkiego odkryć. A chciałam jeszcze pójść z Victorem na spacer. Obmyślałam sobie wszystko w głowie i najpierw mieliśmy coś zjeść, a kiedy on zapytałby mnie, co chciałabym robić dalej, zaproponowałabym spacer. Niby spontanicznie, a jednak miałabym wszystko zaplanowane. Postanowiłam więc, że postawię na coś luźnego. Kiedy piłam poranną kawę, zadzwonił mój telefon.
- Halo? – odezwałam się, gryząc tosta i włączając telewizor.
- Cześć, kochana! – usłyszałam wesoły głos Shermine. – Nie obudziłam cię?
- Nie. Jem śniadanie i oglądam telewizję.
- Może wyskoczymy gdzieś dzisiaj? Zakupy?
- Nie mogę… - zawahałam się.
- Jak to? Nigdy mi nie odmawiasz! – zmartwiła się. – Jesteś z kimś umówiona? 
- Tak…
- Napisałaś do tego prawnika?! – krzyknęła, a kiedy udało mi się odpowiedzieć, usłyszałam pisk w słuchawce. – To cudownie! Ale się cieszę! – nie musiała nawet tego mówić, bo nawet jej nie widząc, wiedziałam, jak bardzo jest zadowolona. – Gdzie się umówiliście? O której się spotykacie? Jak się ubierasz? – zasypała mnie tyloma pytaniami naraz, że nie byłam w stanie odpowiedzieć chociaż na jedno. Kiedy udało mi się opanować jej entuzjazm i odpowiedzieć na wszystkie zadane przez przyjaciółkę pytania, była bardzo zdziwiona. – W MacDonaldzie?!
- Cóż… to w sumie miał być żart, ale wyszło jednak na poważnie – odpowiedziałam zakłopotana i opowiedziałam jej całą rozmowę.
- Ale super! – znowu zapiszczała. – Jednak z niego jest trochę wariat, co? – zaśmiała się, a ja nie umiałam nie podzielić jej entuzjazmu. – Myślisz, że może być z tego coś więcej niż tylko znajomość? – zapytała, a ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Z jednej strony chciałabym, żeby Victor okazał się być takim facetem, z jakim mogłabym się związać i który stałby się dla mnie ideałem, ale z drugiej strony był Bill, do którego skrycie wzdychałam, a który miał mnie jedynie za przyjaciółkę. Shermine zadała mi trudne pytanie, ale nie mogłam powiedzieć jej prawdy, gdyż jak na razie ukrywałam przed nią moje uczucie do Billa.
- Sama nie wiem – odpowiedziałam w końcu.
- Byłoby świetnie, gdybyś kogoś sobie wreszcie znalazła! Koniecznie musisz mi opowiedzieć ze szczegółami wasze spotkanie! – Dziewczyna cieszyła się chyba bardziej niż ja, ale dzięki temu jej entuzjazm udzielił się także mnie. Wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań, po czym Shermine oznajmiła, że umówiła się z Tomem i musi kończyć. Pożegnałyśmy się, a ja wróciłam do oglądania telewizji.
Sprawdziłam kilka razy czy może nie dostałam jakiejś wiadomości na Facebook’u, ale nic z tego. Miałam nadzieję, że Victor nie odwoła spotkania, ponieważ naprawdę cieszyłam się, że go zobaczę. Gdy na zegarze wybiło południe, zdecydowałam, że zacznę się szykować. Miałam kilka godzin zapasu, więc byłam pewna, że się wyrobię na czas. Wzięłam kąpiel, umyłam włosy i wysuszyłam je, a kiedy stałam w łazience przed lustrem i patrzyłam na swoje odbicie zwątpiłam w całą tę znajomość z Victorem. Nie byłam przecież zbyt ładna. Brązowe włosy sięgały mi do łopatek, z którymi nigdy nie umiałam sobie poradzić. Albo się za bardzo puszyły, albo nie dały się w ogóle ułożyć. W całym swoim wyglądzie lubiłam moje zielone oczy z brązowymi plamkami, które często zmieniały kolor zależnie od humoru. Miałam też całkiem spore piersi, ale nie byłam z nich zbyt zadowolona. Bardziej mi przeszkadzały niż stanowiły atut, ponieważ miałam spore problemy z dobraniem biustonoszy oraz bluzek, a także często pobolewał mnie od nich kręgosłup. Podobała mi się również moja figura klepsydry, chociaż mogłabym mieć szczuplejsze nogi. Wolałam chodzić w spodniach, żeby je ukrywać, niż eksponować noszeniem spódnic czy sukienek. Ale od czasu do czasu zdarzało mi się wkładać bardziej eleganckie ubrania, zwłaszcza, że tego wymagała moja posada w pracy. 
Żeby nie tracić więcej czasu na zastanawianie się nad sobą, zaczęłam robić makijaż. Nie chciałam wyjść na taką, która na zwykłe wyjście z domu nakłada tonę kosmetyków, więc starałam się wyglądać jak najbardziej naturalnie. Następnie włosy związałam w koński ogon, ze względu na upał panujący na dworze. Nie chciałam, żeby pot ściekał mi po szyi, a kucyk wydawał się najlepszym pomysłem. Umalowana i uczesana wyszłam z łazienki w samym ręczniku i stanęłam przed szafą w sypialni. I wtedy kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić.
Miałam niby dużo czasu na przemyślenie tego, w co miałabym się ubrać, ale tak naprawdę nie wymyśliłam nic sensownego. Zerknęłam na zegarek, który pokazywał godzinę 13:00, więc trochę się uspokoiłam, że mam jeszcze czas. Zaczęłam przeglądać swoją garderobę, ale dość długo nie mogłam się na nic zdecydować. Chciałam wyglądać jak najbardziej naturalnie, lecz jednocześnie chciałam wypaść jak najlepiej, w końcu Victor był bardzo przystojnym mężczyzną, a ja nie mogłam i nie chciałam wyglądać przy nim jak szara myszka.
Po długich poszukiwaniach, trafiły mi w ręce dość obcisłe dżinsy z dużymi dziurami, które postanowiłam włożyć ze względu na to, że wieczorem może być trochę chłodniej, a także luźna biała koszulka na wąskich ramiączkach. Nie wymyśliłabym nic lepszego, więc włożyłam wybraną stylizację i zajęłam się poszukiwaniem odpowiednich butów oraz torebki. Na to nie mogłam raczej narzekać, bo bardzo lubiłam je kupować i miałam ich pod dostatkiem. Wybrałam więc białe trampki i małą białą torebkę na złotym łańcuszku, do której zmieściłabym telefon, portfel i klucze, czyli to, co zamierzałam ze sobą zabrać. Postawiłam również na złoty wisiorek na szyję oraz małe kolczyki w tym samym kolorze.

Byłam gotowa o 15:00, więc miałam idealny czas. 
Wahałam się pomiędzy jazdą samochodem lub autobusem, ale zdecydowałam jednak na auto, gdybym w razie czego chciała zawinąć się ze spotkania wcześniej.

Victora jeszcze nie było, a na miejscu pojawiłam się dziesięć minut przed umówioną godziną. Nie byłam jedną z tych kobiet, które uważają, że najważniejsze na pierwszej randce jest spóźnienie się pół godziny, żeby facet musiał czekać i się denerwować. Ja wolałam być zawsze albo punktualnie, albo trochę wcześniej, ponieważ sama nie lubiłam gdy ktoś nie pojawiał się na czas. Zaparkowałam samochód na parkingu, który dzisiaj wyjątkowo nie był zapełniony, weszłam do restauracji i zajęłam miejsce przy oknie w głębi sali. Postanowiłam, że poczekam ze składaniem zamówienia, bo być może Victor jednak się rozmyśli i będzie chciał pójść gdzie indziej. Czekając na mężczyznę zaczęłam przeglądać menu restauracji McDonald’s, żeby nie zastanawiać się zbyt długo, kiedy przyjdzie mi na coś się zdecydować.
Victor pojawił się przy moim stoliku o 15:59. Miał całkiem niezły czas, chociaż na samym początku trochę się zdenerwowałam, ponieważ miałam jednak nadzieję, że przyjdzie wcześniej. W głębi serca chyba liczyłam też na to, że wcześniej wyśle mi jakąś wiadomość, jednak nie dawałam po sobie poznać tego, że czegoś jeszcze od niego oczekiwałam
- Witaj, Elyso – uśmiechnął się, a ja nie mogłam nie odpowiedzieć mu tym samym. Wyglądał świetnie. Niebieska koszula w kratę z krótkim rękawem i niebieskie szorty ukazujące dobrze umięśnione ciało. No i ten uśmiech, który zniewalał. – Przepraszam, że tak późno, ale samochód mi nawalił i w ostatniej chwili musiałem poprosić kumpla, żeby mnie podrzucił. 
- W porządku – odpowiedziałam. – Nic się nie stało.
Usiadł na kanapie naprzeciwko mnie i patrzył na mnie w taki sposób, że aż zrobiło mi się głupio.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? – zapytałam i czułam, że pod cienką warstwą makijażu robię się czerwona jak burak.
- Bo bardzo ładnie wyglądasz. – Znowu ten uśmiech. Byłam skrępowana, ale jednocześnie zadowolona z siebie, bo zauważyłam, że zrobiłam na nim naprawdę dobre wrażenie.
- Cóż… dzięki – odparłam głupio. Mam ponad dwadzieścia lat i wciąż nie umiem inaczej odpowiadać na komplementy mężczyzn jak tylko idiotycznym ,,dzięki”. Skarciłam samą siebie i w myślach dałam sobie w twarz. – Ty też wyglądasz super.
- Zamawiałaś już coś? – spytał, a ja ucieszyłam się, że zmienił temat.
- Naprawdę chcesz tutaj zjeść? – zdziwiłam się.
- A dlaczego nie? Przecież sama zaproponowałaś to miejsce – kolejny raz posłał mi swój idealny uśmiech.
- Cóż… w sumie to masz rację, jednak myślałam, że przyjmiesz to jako żart… - zawahałam się, bo nie wiedziałam, co mam mu jeszcze powiedzieć.
- Dla mnie jest to naprawdę obojętne, co zjemy i gdzie – odpowiedział, a uśmiech nie znikał mu z twarzy. 
- Okej. Ja bardzo lubię MacDonalda – powiedziałam, na co Victor zaśmiał się, kręcąc głową.
- W takim razie chodźmy złożyć zamówienie!
Wstał, a ja poszłam za nim. Stanęliśmy przed kioskiem i zaczęliśmy przeglądać menu. Najpierw wybraliśmy opcję ,,NA MIEJSCU”, po czym przeszliśmy do wyboru jedzenia. Ucieszyłam się w duchu, że wcześniej pomyślałam o przejrzeniu oferty restauracji, więc mogłam wybrać szybciej; zdecydowałam się na McRoyala w zestawie z frytkami i colą, a Victor na BigMac’a w takim samym zestawie. 
- Schowaj tę kartę, ja zapłacę – powiedział mężczyzna, kiedy przeszliśmy do opcji płatności. 
- Niby dlaczego? – Nie lubiłam, kiedy faceci decydowali o tym, że oni będą za mnie płacić. Uważałam, że jeśli już sama coś wybieram, sama mogę uregulować swój rachunek, a nawet mogłabym zapłacić za tego, z którym się gdzieś wybrałam. Nie było dla mnie problemem uregulować swój rachunek, kiedy poszłam z kimś do restauracji, do kina lub - jak w tym przypadku - po prostu do McDonald's. Victor chyba wyczuł w moim głosie zdenerwowanie, którego tak naprawdę nie chciałam pokazywać. To miał być zwyczajny wypad, więc czemu miałabym się wdawać z nim w kłótnie. Ale mleko już się rozlało. 
- Ja zaproponowałem to spotkanie, więc chciałbym za ciebie zapłacić – powiedział spokojnie, jakby nie wyczuwając mojego zaczepnego tonu. – Nie musisz się od razu denerwować…
- Nie denerwuję się – powiedziałam, odwracając wzrok.
- Jasne, widzę – mruknął. – Słuchaj, ja zapłacę za ciebie, a ty  podrzucisz mnie później do domu, okej? – zaproponował, a ja zdziwiłam się, że tak szybko potrafił rzucić nowy pomysł. – Możemy się tak umówić? – znowu się uśmiechnął.
- W porządku – odpowiedziałam i schowałam swoją kartę do portfela.

Zjedliśmy posiłek, rozmawiając najpierw o mnie, o tym, co lubię robić w wolnym czasie, jeśli takowy znajdę, o moich ulubionych potrawach i trochę opowiedziałam mu o swojej pracy. Później ja zaczęłam zadawać pytania, a on chętnie na nie odpowiadał. Dowiedziałam się, że przeprowadził się do Los Angeles z rodzicami, z którymi nadal mieszka, bo tak naprawdę szkoda mu pieniędzy na wynajęcie własnego mieszkania i to nie dlatego, że był skąpy. Nie chciał mieszkać sam, ponieważ nie lubił samotności. Miło było słyszeć takie wyznanie od dorosłego mężczyzny. Victor nie zachowywał się jak samiec alfa, i dobrze, bo nie podobałoby mi się to. Ciągle się uśmiechał i szczerze odpowiadał na każde moje pytanie. Był otwarty i widać było, że podoba mu się spędzanie ze mną czasu nawet w McDonald’s.

Zanim się obejrzeliśmy, minęła 17:00.
- Chciałabyś przejść się ze mną? – zapytał, patrząc mi w oczy.
- Z przyjemnością – uśmiechnęłam się i poczułam, że znowu się czerwienię.
Chyba Victor spodobał mi się bardziej niż tego oczekiwałam.