wtorek, 5 grudnia 2017

Ostatnie pożegnanie. [11] ON

ON
Kolejny miesiąc był dla Tokio Hotel bardzo ciężki i umknął nam wszystkim jak tydzień, a nie jak trzydzieści dni. Pracowaliśmy ciężko nad nową płytą, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale i tak czegoś nam brakowało. Nie mogliśmy wydać płyty bez piosenek, a piosenek nie było, bo ja nie miałem nastroju na ich układanie i dobieranie melodii. Caroline próbowała mi pomagać, była naprawdę cierpliwa, ale i ona po kilku dniach stwierdziła, że nic nie uda jej się wskórać, więc wylatuje na Maltę, żeby dołączyć do swojej siostry, która tam spędza wakacje. Pożegnała się, zapewniła mnie, że niedługo się zobaczymy i przywiezie mi pamiątkę. Z jednej strony sprawiło mi to przykrość, bo myślałem, że jako moja dziewczyna zapewni mi wsparcie i będzie ze mną wtedy, gdy będę jej potrzebować, ale z drugiej strony: dzięki temu miałem trochę spokoju.
- Już nie mogę – jęknął Tom, kiedy siedzieliśmy razem w salonie w naszym domu, zawaleni papierami, na których były spisane wszystkie nasze pomysły na nowe piosenki. – Najchętniej odpuściłbym sobie całe to wydawanie płyty.
- Ja też jestem wykończony – dodał Gustav. Ojcostwo dało mu się we znaki, co było widać po jego podpuchniętych nieco oczach. 
- Dostałem wczoraj telefon od mojej mamy – powiedział Georg. – Jest w szpitalu, bo skręciła kostkę, więc muszę wracać do Niemiec. Wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale wiecie, że ona nie ma nikogo, oprócz mnie.
Jasne, rozumieliśmy i nie mieliśmy Hagenowi za złe, że chce pomagać swojej mamie. Wszyscy też domyślaliśmy się, co przeżywa Gustav, któremu urodziło się dziecko i na pewno bardzo tęskni za córką, więc doszliśmy do wniosku, że Gustav i Georg wrócą do Niemiec najszybciej jak to będzie możliwe, a ja z Tomem postaramy się dokończyć płytę na tyle, na ile będziemy mogli.
- Trudne jest tworzenie płyty samemu bez niczyjej pomocy – powiedziałem, kiedy w czwórkę siedzieliśmy na tarasie przy piwie. 
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo – uśmiechnął się Gustav smutno. 
Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Ja zastanawiałem się nad kolejną piosenką, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Siedzieliśmy nad tym wszystkim od co najmniej dwóch dni i nie dość, że praktycznie nie wychodziliśmy z salonu, to jeszcze nawet tam spaliśmy. Byłem ogromnie wdzięczny Shermine za to, że zajmowała się naszymi psami oraz przynosiła nam jakieś jedzenie albo sama coś przygotowywała w naszej kuchni. Kolejny raz dała dowód na to, że jest świetną partnerką dla mojego brata.
Tylko przez ten miesiąc brakowało mi Elysy, z którą nie miałem żadnego kontaktu. Musiałem się przed sobą przyznać, że nie myślałem o niej przez dłuższy czas i nawet nie przyszło mi do głowy, żeby chociaż do niej zadzwonić. 
- Chłopaki – usłyszałem Toma, który przerwał moje rozmyślania. – Nie ma sensu, żebyśmy tutaj tak siedzieli. Wy – tu zwrócił się do Gustava i Georga – wracacie do Niemiec. Dzisiaj, bo i tak nic więcej tutaj razem nie zdziałamy. A ja z Billem będziemy dalej kombinować. Jesteśmy i tak cały czas w kontakcie, więc równie dobrze możecie spędzać czas z rodziną.
- Chyba masz rację, Tom – przytaknął Georg. – To co, Gus, zbieramy się?
Gustav przytaknął i obaj ruszyli do środka, żeby się spakować, a Tom poszedł za nimi. Ja wciąż zastanawiałem się nad tym, czy nie zadzwonić do Elysy i sprawdzić, co u niej słychać. W końcu się przemogłem i wyszukałem w komórce numer jej telefonu.
- Halo? – odezwała się w chwili, kiedy już miałem odkładać słuchawkę.
- Och… cześć, Elyso – powiedziałem, usiłując przybrać wesoły ton. – Masz chwilę?
- Bill? Cześć! Masz jakiś dziwny głos. Wszystko w porządku? – wydawała się zmartwiona. W oddali słyszałem szum samochodów, więc pewnie wychodziła właśnie z pracy.
- Tak, u mnie świetnie. A co u ciebie? – Nagle zdałem sobie sprawę, że nie rozmawiałem z nią od ponad miesiąca i było mi naprawdę głupio, że dopiero teraz do niej zadzwoniłem.
- Dzisiaj było naprawdę ciężko, mieliśmy kilka grup, w sumie ponad sto osób, ale daliśmy radę – słychać było, że jest z siebie zadowolona. 
- Bardzo się cieszę. Słuchaj… chciałem cię przeprosić… Nie odzywałem się do ciebie przez tak długi czas i zupełnie nie wiem, co u ciebie. Byliśmy naprawdę skupieni na płycie, nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Powinienem chociaż wysłać ci jakąś wiadomość, ale zupełnie nie miałem do tego głowy.
- Och, w porządku, Bill! Nie masz się czym przejmować! 
- Ale naprawdę jest mi źle z tym, że tak długo się nie odzywałem.
- Uspokój się, nie przepraszaj. Mam tylko nadzieję, że idzie wam dobrze i niedługo będę mogła kupić bilet na koncert – zaśmiała się.
- Jasne…
- Słuchaj, muszę kończyć, bo właśnie wchodzę do sklepu. Odezwij się jeszcze. Pa!
Nie zdążyłem się nawet pożegnać, kiedy połączenie zostało przerwane. Elysa zachowywała się naprawdę dziwnie, co utwierdziło mnie mocniej w przekonaniu, że rzeczywiście stara się mnie unikać. 
Nagle usłyszałem dźwięk mojej komórki i pomyślałem, że może przyjaciółka chciała wrócić do naszej rozmowy, jednak ujrzałem na wyświetlaczu zdjęcie uśmiechniętej Caroline. Odebrałem, chociaż nie byłem w nastroju do rozmowy z dziewczyną.
- Hej, kochanie! – przywitałem się próbując przybrać wesoły ton.
- Próbuję się do ciebie dodzwonić od pięciu minut, ale ciągle masz zajęte! – od razu usłyszałem pretensje, na co westchnąłem głośno. – Z kim rozmawiałeś?
- Z Elysą – nie widziałem powodu, żeby kłamać.
- Znowu?! Po co do niej dzwoniłeś? Przecież wiesz, że nie lubię kiedy do niej wydzwaniasz! 
Rzeczywiście, moja dziewczyna była bardzo zazdrosna o Elysę, więc musiałem być bardzo ostrożny w dobieraniu słów.
- Kochanie, nie widziałem jej od długiego czasu, ponad miesiąc ze sobą nie rozmawialiśmy, więc chciałem zapytać, co u niej słychać. To przecież moja przyjaciółka... Ty przecież też ciągle dzwonisz do swoich koleżanek, a ja nie mam o to pretensji. – Starałem się zachować spokojny ton, bo temat Elysy nie był dla Caroline szczególnie przyjemny. Po drugiej stronie zapadła cisza, więc miałem nadzieję, że nie zapowiadała awantury.
- W porządku – odezwała się w końcu, a ja ucieszyłem się, że kryzys został zażegnany tak szybko. – Porozmawiamy o tym jak wrócę. Nie jestem zadowolona z tego, że przyjaźnisz się z nią, ale rozumiem to, bo twój brat również bardzo ją lubi. 
- Nie masz się czym denerwować, kochanie – powiedziałem uspakajająco.
- Wiem, bo ci ufam! – Niemal słyszałem jak się uśmiecha. 
Caroline zaczęła opowiadać o spotkaniu ze swoją siostrą, opowiadała o pogodzie na Malcie, o atrakcjach tamtego miejsca i o tym, że najchętniej zamieszkałaby tam, ale słuchałem jej tylko jednym uchem. Byłem zmęczony całą tą pracą nad nową płytą, dziwną sytuacją z Elysą i nie miałem jeszcze ochoty słuchać ćwierkania Caroline o tym i o tamtym. Kiedy skończyliśmy rozmawiać rozbolała mnie głowa, więc poszedłem się położyć, starając oczyścić umysł ze wszystkich myśli.


Obudziłem się dopiero następnego dnia rano z przyjemnym uczuciem, że ten dzień będzie lepszy niż poprzedni. Wziąłem prysznic i przeszedłem do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia dla siebie i dla Toma. Zacząłem smażyć naleśniki i wstawiłem wodę na kawę. Nawet włączyłem radio w kuchni, czego zazwyczaj nie robiłem. Zdecydowanie miałem świetny humor.
- Czyżbyś czuł się dużo lepiej niż wczoraj? – zapytał Tom, siadając przy stole. Był jeszcze trochę zaspany, ale widać było, że cieszy się z dnia wolnego. Wcześniej zauważyłem w przedpokoju buty Shermine, więc domyśliłem się, że ona jeszcze nie wstała albo niedługo zejdzie.
- Wyspałem się, mam lepszy humor i postanowiłem, że przez cały dzień nie będę wspominać o pracy – uśmiechnąłem się do niego i podałem mu kubek z kawą. – Shermine zje z nami śniadanie? – puściłem do niego oko, na co on trochę się zmieszał. – Widziałem jej buty.
- Ach… Tak… - zaczął się jąkać. – Nie chciałem, żeby późno wracała sama do domu, więc zaproponowałem, żeby została…
- Nie musisz mi się tłumaczyć, Tom. Cieszę się, że wam się układa. Naprawdę – powiedziałem zupełnie szczerze. – Lubię tę dziewczynę.
Tom się uśmiechnął i pomógł mi nakryć do stołu.
- A jak tam Caroline? Odzywała się? – zapytał, stawiając na stole talerze.
- Tak, dzwoniła wczoraj, opowiadała o swoich wakacjach – powiedziałem, smażąc naleśniki. – Miała pretensje o to, że rozmawiałem z Elysą kiedy ona próbowała się do mnie dodzwonić.
- Przecież nie może zabronić ci kontaktowania się ze znajomymi – zauważył mój brat.
- To samo jej powiedziałem, a ona na to, że porozmawiamy o tym jak wróci. Domyślam się, że będzie chciała abym ograniczył rozmowy z Elysą. – Powiedziałem to tak spokojnie, jakby nie było to dla mnie absurdalne. 
- Żartujesz?! – Tom aż usiadł na krześle.
- Chyba ma trochę racji… - przyznałem. – Może teraz nie mam z nią takiego kontaktu jak wcześniej, jednak zauważyłem, że Caroline niezbyt podoba się to, że moją przyjaciółką jest kobieta. Mnie też by się nie podobało, gdyby moja dziewczyna miała za przyjaciela przystojnego faceta…
Tom milczał, a ja nie wiedziałem, czy mam kontynuować, czy nie.
- Być może będę musiał powiedzieć Elysie, że nie możemy się już przyjaźnić – dodałem ciszej.
- Co ty pleciesz, Bill! – syknął Tom. – Nikt nie może ci zabronić przyjaźni! Nawet twoja dziewczyna!
- Ale to dla dobra naszego związku! Bardzo mi zależy na Caroline! Ona mnie wspiera, pomaga mi, daje mi dobre rady, świetnie się z nią dogaduję i czuję, że chciałbym stworzyć z nią coś mocniejszego! – Nie denerwowałem się, nie chciałem psuć tego dnia, po prostu pragnąłem wreszcie z kimś porozmawiać o tym, co czułem od tak dawna. Zwłaszcza chciałem powiedzieć o tym Tomowi. Może nie podczas smażenia naleśników, ale i tak pragnąłem w końcu to z siebie wydusić.
- Tak ci pomaga, że poleciała sobie teraz na Maltę do siostry, zamiast pomagać ci w pracy! – odgryzł się mój brat. Widziałem jednak, że on również nie ma ochoty na kłótnie.
- Elysa też jakoś się mną nie interesuje – mruknąłem, przekręcając naleśnika.
- Może ma swoje sprawy na głowie? – podsunął bliźniak.
Zakończyliśmy rozmowę na ten temat i zajęliśmy się śniadaniem. Chwilę później dołączyła do nas Shermine.

poniedziałek, 16 października 2017

Ostatnie pożegnanie. [10] ONA

ONA
Znajomość z Victorem była jednym z najlepszych epizodów w moim życiu, ale jednocześnie przysporzyła mi trochę smutku. Po spędzonym wieczorze w klubie, straciłam nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze spotkam tego chłopaka. Nawet nie przejmowałam się tą relacją, ponieważ tak naprawdę było to dla mnie przypadkowe spotkanie osoby, która wywarła na mnie dobre wrażenie, lecz znajomość ta zaczęła się równie szybko, jak się skończy. Zdziwiłam się ogromnie, że kiedy kolejnego dnia wróciłam do pracy i próbowałam i przypomniałam sobie o swoim codziennym życiu, po tak ekscytującym wieczorze w klubie, dostałam wiadomość na Facebook'u od Victora. Nie miałam pojęcia, jak mnie w ogóle znalazł, lecz jednocześnie się ucieszyłam, że nie pozostałam mu obojętna. Z wiadomości, którą do mnie wysłał dowiedziałam się, że bardzo mnie polubił i chciałby spotkać się ze mną na kawie lub drinku i prosił, żebym opowiedziała mu o sobie coś więcej. Bardzo pochlebiła mi jego wiadomość, jednak nie byłam pewna co do tego, czy tak naprawdę chciałabym się z nim spotkać. Był przystojnym mężczyzną, ale jednak moje serce wciąż biło szybciej na widok Billa. Nie byłam pewna, co mogłabym zrobić, więc zostawiłam wiadomość Victora i postanowiłam, że najpierw wszystko przemyślę.
- Cześć, Elyso! – usłyszałam za swoimi plecami, kiedy stałam obok hostessy w Providence. Odwróciłam się i ujrzałam Toma u boku Shermine. 
- Hej! – odpowiedziałam ucieszona. – Już szykuję dla was stolik – dodałam i ruszyłam w głąb sali, aby przygotować dla nich najlepsze miejsce. – Bardzo się cieszę, że was widzę. 
- Co u ciebie słychać? – zapytała Shermine, jakbyśmy nie widziały się od dwóch tygodni, a nie od dwóch dni. – Jak tam twój nowy kolega? – uśmiechnęła się szeroko.
- Kolega? – nie wiedziałam, o czym ona mówi.
- Ten, z którym spędziłaś cały wieczór w klubie! – Uśmiechy ich obojga były tak szerokie jakby uśmiechali się całymi ciałami.
- Ach… Victor – zmieszałam się i czułam jak się rumienię. – Więc przyszliście tutaj tylko po to, żeby mnie o niego wypytać? – zapytałam.
- Można tak powiedzieć – zaśmiał się Tom, ale widziałam, że robi to z dobrego serca. Nigdy przecież by się ze mnie nie wyśmiewał i dobrze o tym wiedziałam. – Wyglądało na to, że dobrze się z nim bawiłaś, a kiedy odwieźliśmy cię do domu jakoś nie było okazji zapytać, jak ci się podobało, więc postanowiliśmy sami zapytać. 
- Chyba nie uważasz, że to wścibskie, prawda? – zapytała Shermine.
- Nie… skąd. Tylko – zawahałam się – tylko trochę krępujące – uśmiechnęłam się krzywo.
- Hmm… może usiądziesz z nami i porozmawiamy przez chwilę? Widzę po tobie, że chcesz pogadać.
Cały Tom. Zawsze wiedział, kiedy potrzebowałam szczerej rozmowy, a on za każdym razem potrafił mnie wysłuchać i doradzić, jeżeli nie wiedziałam jak postąpić. Był prawdziwym przyjacielem, którego potrzebowałam i na którego zawsze mogłam liczyć. Był najlepszy. A do tego Shermine, mimo, że znałam ją bardzo krótko, była zupełnie jak Tom. Miałam do niej zaufanie i wydawało mi się, że jest bardzo dobrą partnerką dla mojego przyjaciela. 
- W porządku – zgodziłam się.
Przyjęłam od nich zamówienie, poinformowałam kelnerów, że mam służbowe spotkanie i zajmie mi ono trochę czasu oraz poprosiłam, żeby obsługiwali stolik Toma i Shermine, kiedy będziemy omawiać ,,ważną sprawę biznesową”. Co prawda, nie mogłam pozwolić sobie na sprawy prywatne w czasie pracy, jednak ruch był mały, a ja naprawdę potrzebowałam rozmowy z przyjacielem.
- Ten chłopak, z którym spędziłam wieczór to Victor – zaczęłam. – Studiuje prawo, jest w moim wieku i jest naprawdę sympatyczny. Myślałam, że będzie taki sam jak wszyscy ci faceci w tamtym klubie, że będzie chciał tylko jednego, ale on był miły, w ogóle nie mówił nic na temat kolejnych spotkań, nawet nie chciał mojego numeru telefonu.
- A dałabyś mu go? – przerwał mi Tom.
- Nie wiem… nie zastanawiałam się nad tym. Może – odpowiedziałam, bo naprawdę nie byłam pewna, co zrobiłabym w takiej sytuacji.
- Ale jest coś jeszcze, prawda? – zapytała Shermine.
- Tak… Dzisiaj dostałam od niego wiadomość na Facebook’u – powiedziałam cicho.
- Aaa! – pisnęła cicho dziewczyna, a oboje z Tomem spojrzeliśmy na nią w szoku. – To znaczy, że musiałaś mu się spodobać! A on był naprawdę przystojny. Do tego będzie prawnikiem, więc jeszcze lepiej! – zachwycała się, a ja kompletnie tego nie rozumiałam.
- Hej! Opanuj się! – zgasił jej entuzjazm brunet. – Chyba zapomniałaś, kto siedzi koło ciebie! – Zrobił oburzoną minę. 
- Och, Tom. Przestań! – zaśmiała się, po czym odwróciła w moją stronę. – Co od ciebie chce?
Zastanawiałam się, czy mogę im wszystko opowiedzieć, jednak dotarło do mnie, że przecież Tom jest moim przyjacielem, a Shermine wygląda na dziewczynę, której naprawdę można zaufać. Może nie znałam jej długo, ale mogłam jej powiedzieć to samo, co Tomowi. No, może z wyjątkiem spraw, które dotyczyły mojego uczucia do Billa. Bo o tym to nawet z Tomem nie chciałabym rozmawiać. Zdecydowałam, że pokażę im tę wiadomość.
- O, ma ładne zdjęcie profilowe – powiedziała Shermine, kiedy pokazałam jej Facebook’a. - ,,Droga Elyso – czytała – piszę do ciebie, ponieważ bardzo dobrze bawiłem się z tobą w klubie i bardzo żałuję, że nie wziąłem od ciebie numeru telefonu oraz, że nie umówiłem się z tobą na spotkanie, za co cię przepraszam. Zainteresowałaś mnie swoją osobą, bardzo dobrze mi się z tobą rozmawiało i chciałbym, żeby nasza znajomość przetrwała. Chciałbym móc się z tobą spotkać przy kawie lub przy drinku. Będę czekać na odpowiedź od ciebie. Pozdrawiam gorąco, Victor”. 
- Hmm… - mruknął Tom, kiedy Shermine skończyła czytać. – Brzmi całkiem szczerze. Wydaje się być miły i pasuje do twojego opisu. Nie jest chamsko natarczywy, tylko pisze jakby chciał naprawdę bliżej cię poznać – powiedział, a ja się ucieszyłam, ponieważ tak naprawdę bałam się, że Victor może jednak okazać się takim typem mężczyzny, który tylko w jednym celu chciałby utrzymać naszą znajomość.
- Nie odpowiedziałaś mu jeszcze na wiadomość? – zapytała dziewczyna.
- No właśnie – powiedziałam cicho. – Nie wiem, co mam mu odpisać. 
- Chciałabyś poznać bliżej tego chłopaka? Wiesz przecież, że jeśli dasz mu odpowiedź, będzie to znaczyć, że jesteś nim zainteresowana. Tak myślą faceci.
- A ty niby skąd wiesz, jak myślą faceci? – przerwał jej Tom.
- Och, przecież tak właśnie jest! – zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam, widząc minę bruneta. – Jeśli okazują swoje zainteresowanie to oczekują, że odpowiedź będzie prosta. Albo tak, albo nie. Nie lubią jak kobiety sobie z nimi pogrywają i odpowiadają wymijająco. Jeśli naprawdę ci się podoba Victor, powinnaś spróbować poznać go lepiej i może będzie z tego coś więcej.
- Tylko ja nie wiem, czy mi się podoba – zmartwiłam się. – Dostałam tę wiadomość dzisiaj i tak naprawdę minęło bardzo mało czasu. Nie zdążyłam się zastanowić, a nie chcę dawać mu nadziei, jeżeli nie jestem pewna. Zupełnie tak, jak mówiłaś. 
- Będzie niesprawiedliwe, jeśli najpierw pozwolisz mu pomyśleć sobie za dużo, a później dojdziesz do wniosku, że się pomyliłaś – stwierdził Tom, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło.
- Chyba, że będziesz z nim szczera i od razu powiesz mu, że nie jesteś pewna swoich uczuć – dodała optymistycznie Shermine. 
- Może masz rację – powiedziałam po chwili ciszy. – Jednak muszę to przemyśleć, bo już sama niczego nie jestem pewna. 
Tom i Shermine dokończyli swój obiad, a ja pozwoliłam im spędzić ten czas w spokoju, wracając do pracy. Ciągle myślałam, co mogłabym odpisać Victorowi i naprawdę nie miałam pojęcia co. Chciałam poczekać, aż wszystkiego będę pewna, ale z drugiej strony, mogłoby mi to zająć sporo czasu gdybym zaczęła rozważyć wszystkie za i przeciw. Mogłam również zapytać, co Bill o tym sądzi, ponieważ rozumiał mnie bardzo dobrze i zawsze dawał mi dobre rady, których prawie nigdy nie żałowałam. Zastanawiałam się nad tym do wieczora, kiedy wychodziłam z pracy. Nagle rozdzwonił się mój telefon.
- Cześć, Bill – powiedziałam, kiedy odebrałam. Ucieszyłam się, że właśnie dzisiaj do mnie zadzwonił.
- Wychodzisz już z pracy? Będę przejeżdżał koło Providence, mogę cię podrzucić do domu – odpowiedział. Czułam, że to może być szansa na szczerą rozmowę z nim.
- Właśnie zamykam za sobą drzwi. Zaczekam na ciebie – odpowiedziałam, a kiedy usłyszałam, że za chwilę po mnie przyjedzie, rozłączyłam się.
Nie musiałam długo czekać, bo już pięć minut później siedziałam na miejscu pasażera w jego czarnym Audi. Wymieniliśmy kilka zdań o tym, jak minął nam dzień, ale Billowi nie umknęło moje zachowanie. Nie byłam pewna, czy mogę powiedzieć mu o Victorze, zwłaszcza że darzyłam go bardzo ciepłym uczuciem, jednak przycisnął mnie i musiałam powiedzieć mu wszystko. 
- Uważam, że powinnaś spróbować z tym całym prawnikiem – powiedział Bill spokojnie, a ja czułam jak wbija mi się nóż w serce. Miałam ogromną nadzieję, że blondyn powie mi, że nie powinnam nawiązywać bliższej znajomości z gościem z klubu. Może wtedy dowiedziałabym się, czy Bill czuje do mnie to samo, co ja do niego. Jednak wszystko uległo zmianie. – Widziałem go wtedy w klubie i myślę, że wydaje się być całkiem miły. Jeśli napisał do ciebie na portalu społecznościowym to znaczy, że musiał cię szukać. Obstawiam, że jest wiele dziewczyn o twoim imieniu, które korzystają z Facebook’a, więc musiał się napracować, aby cię znaleźć. Co z kolei znaczy, że spodobałaś mu się na tyle, żeby zadał sobie taki trud, by cię znaleźć. Widać, że zależy mu na tej znajomości – uśmiechnął się do mnie. 
- Tak myślisz? – Wciąż nie byłam pewna i jednocześnie zszokowała mnie postawa Billa. Nie umiałam zachowywać się normalnie po tym, co od niego usłyszałam.
- Owszem. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Zaraz po Tomie jesteś mi najbliższą osobą. Nigdy nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. Uważam, że zasługujesz na szczęście i powinnaś spróbować z tym chłopakiem. 
Bill był tak szczery, że nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Jednocześnie jego słowa mnie zabolały, bo przyznał szczerze, że jestem dla niego tylko przyjaciółką, ale również zapewnił mnie o tym, że jestem mu bardzo bliska. Podbudowało mnie to i postanowiłam spróbować nawiązać bliższą znajomość z Victorem, a Billa odpuścić sobie, skoro on uważa, że jestem dla niego tylko przyjaciółką. A może aż przyjaciółką?

poniedziałek, 25 września 2017

Ostatnie pożegnanie. [9] ON

ON
Po ostatniej rozmowie z Elysą, kiedy to powiedziała mi, że mimo jej wyznania, wszystko między nami jest w porządku, czułem się jednocześnie trochę lepiej i gorzej. Lepiej, ponieważ nie obwiniałem się o ten wypadek i mogłem nadal patrzeć jej w oczy podczas rozmów, a gorzej, bo widziałem jak bardzo jej zachowanie się zmieniło. Nigdy nie zauważałem dystansu, który by nas dzielił, a teraz niespodziewanie się pojawił. Widziałem, że stara się mnie unikać, jednak wszelkie próby rozmowy z nią nie przynosiły niczego nowego, bo zapewniała mnie, że wszystko jest w najlepszym porządku, a ja nie muszę się o nic martwić. Ciągle biłem się z myślami, bo nie wiedziałem, co chciała w ten sposób osiągnąć, a nie mogłem z nią porozmawiać, gdyż ona przez cały czas unikała rozmowy ze mną. Ba, nawet unikała momentów, gdzie moglibyśmy zostać sami. Nie widziałem jej nigdy takiej, zawsze starała się wyjaśniać sprawy do końca, a teraz… cóż, teraz była dziwna i jakby… niedostępna. 
Byłem przez to zły, ponieważ z Tomem spędzała dużo więcej czasu niż ze mną. Widziałem, że rozmawiają ze sobą wesoło, z nim nawet spędzała czas, a ze mną jakby tego unikała za wszelką cenę. Już jakiś czas temu zauważyłem, że Elysa zaprzyjaźniła się z nową dziewczyną Toma – Shermine, którą ja też bardzo lubiłem, ponieważ była naprawdę miła,  w przeciwieństwie do niektórych jego przyjaciółek. Ale bolało mnie, że Elysa ciągle unika ze mną kontaktu. Kiedy już nie mogłem wytrzymać, zapytałem o to Toma. Miałem nadzieję, że może chociaż on wie coś, czego ja nie mogę zrozumieć.
- Tom, muszę ci zadać pytanie – powiedziałem, kiedy jechaliśmy moim autem do studia, gdzie mieliśmy się spotkać z resztą zespołu. Pracowaliśmy nad nową płytą i miałem nadzieję, że niedługo uda nam się wszystko doprowadzić do końca. 
- Jasne, o co chodzi? – Mój brat wyglądał naprawdę dobrze odkąd zaczął spotykać się z Shermine. Był taki sam, jak dawniej – wesoły, z mnóstwem pomysłów i pełen energii. Tego mi naprawdę u niego brakowało. Cieszyłem się, że znalazł sobie dziewczynę, która tak go odmieniła.
- Pamiętasz, że rozmawiałem z Elysą o naszej przyjaźni i o tym, że nie powinno się między nami nic zmienić, prawda? – Brunet przytaknął na znak, że rozumie. – Ona powiedziała mi, że między nami wszystko jest okej, nadal jesteśmy przyjaciółmi, a jej wyznanie niczego między nami nie zmienia. – Znowu przytaknął. – Jednak ja czuję, że coś się jednak zmieniło, coś jest nie tak. I to bardzo. 
- Co takiego? – zapytał, a ja się szczerze ucieszyłem w myślach, bo już jakiś czas nie rozmawiałem z Tomem w taki sposób. Częściej się ostatnio kłóciliśmy niż rozmawialiśmy, więc byłem szczęśliwy, że teraz słucha mnie bardzo uważnie, a nawet wykazuje chęć niesienia pomocy. 
- Ona mnie po prostu unika. Widzę, jak się między nami wszystko popsuło. Kiedyś mogliśmy rozmawiać godzinami o głupstwach, chodziliśmy razem na zakupy, bo Caroline tego nie lubi, nawet do fryzjera mogłem z nią chodzić. Teraz jakby wszystko się zmieniło. Kiedy chcę z nią porozmawiać o byle czym, ona nagle wychodzi z pokoju pod pretekstem, że musi do łazienki. Odkąd wyszła ze szpitala nie było chwili, żebyśmy zostali sami chociaż na chwilę. Jest chłodna i utrzymuje między nami dystans, którego nigdy wcześniej nie było – powiedziałem i kątem oka spostrzegłem, że Tom mi się przygląda. Ucieszyłem się, bo dał mi tym samym znak, że mnie słucha i jest gotów mi pomóc. To z kolei oznaczało, że odzyskałem brata. – Rozumiem, że nie chce ingerować w mój związek z Caroline, ale przecież jesteśmy nadal przyjaciółmi, sama przecież tak powiedziała, kiedy rozmawialiśmy w szpitalu. Sama powiedziała, że nic się między nami nie zmieni, a przecież zmieniło się tak dużo.
- No tak… zauważyłem, że trochę zaczęła cię unikać – powiedział Tom, gdy skończyłem swój monolog. Było mi lżej, kiedy to wszystko z siebie wyrzuciłem. Miałem też nadzieję, że Tom pomoże mi zrozumieć zachowanie osoby, która przecież tak dużo dla mnie znaczy.
- Ale dlaczego? Z tobą rozmawia normalnie, zachowuje się przy tobie tak, jak kiedyś. Wiem, że od samego początku lepiej dogadywała się z tobą, ale dlaczego teraz z tobą może rozmawiać normalnie, a na mnie prawie wcale nie patrzy? Mówiła ci coś na ten temat? Wiesz coś, czego ja nie wiem?
Tom zastanawiał się dłuższą chwilę i już straciłem nadzieję, że cokolwiek powie, kiedy on się odezwał:
- Nie pytałem jej bezpośrednio, o co może jej chodzić, bo tak naprawdę niewiele zauważyłem. Tylko tyle, że trochę cię unika. Jednak wspominała mi kilka dni temu, że już nie radzi sobie z zachowaniem obojętności wobec ciebie, więc postara się odsunąć jak najdalej, żebyś nie czuł się źle w jej towarzystwie. 
- Słucham?! – Byłem w prawdziwym szoku. – Jak to?! Tyle czasu jej to nie przeszkadzało, a teraz nagle zaczęło?! 
- Kobiety są dziwne, przecież sam wiesz – odpowiedział spokojnie Tom, jakby nie zauważając, że się zdenerwowałem. – Myślę, że Elysa nie chce czuć się jak piąte koło u wozu. Jest bardzo dumną kobietą i nie lubi odnosić porażek, więc uważam, że takie unikanie ciebie i ograniczanie z tobą kontaktu jest jej obroną na porażkę, którą poniosła, kiedy powiedziałeś jej, że wolisz Caroline od niej.
- Porażka? – powtórzyłem. – Przecież nigdy nie dawała mi znaku, że chciałaby stworzyć ze mną związek.
- A czy widziałeś kiedykolwiek, żeby kobieta walczyła o mężczyznę? 
- W sumie nawet nie wiem…
- Nie widziałeś – odpowiedział za mnie. – Elysa nie chce, żebyś myślał o niej jak o kimś, kto chce zniszczyć twój związek. Myślę, że to bardzo duże poświęcenie z jej strony i nie warto przeszkadzać jej w tym oddalaniu się od ciebie, jeżeli naprawdę chcesz być z Caroline.
- A nasza przyjaźń? Nic dla niej nie znaczy? – oburzyłem się.
- Uważam, że to jest właśnie akt przyjaźni, który ta dziewczyna chce ci okazać. Pokazuje ci, że twoje szczęście jest dla niej ważniejsze niż jej. 
- Wiesz więcej niż mi mówisz, Tom. Widzę to – powiedziałem, bo widziałem, że coś jeszcze przede mną ukrywa. Bliźniaka nie da mu się tak łatwo oszukać i Tom doskonale to wiedział.
- W porządku – westchnął. – Powiem ci. – Milczał przez chwilę, po czym westchnął po raz kolejny i kiedy już myślałem, że niczego więcej się od niego nie dowiem, zaczął znowu: - Elysa rozmawiała ze mną jakiś czas temu. Powiedziała, że cieszy się z twojego szczęścia i nigdy tak naprawdę nie chciała mówić ci o swoich uczuciach, bo czekała, aż ty dasz jej jakiś znak. I kiedy już myślała, że coś może z tego będzie, że może uda jej się zdobyć twoje zainteresowanie, pojawiła się Caroline i wszystko przepadło. A po tym, kiedy przyznałeś się, że chcesz stworzyć z nią związek, postanowiła, że się od ciebie odsunie, żeby nie przeszkadzać.
- Co?! Przeszkadzać?! – przerwałem mu. Byłem w wielkim szoku. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć i byłem tak zdezorientowany, że zjechałem na pobocze, ponieważ nie byłem pewien, czy po tym, co jeszcze usłyszę od Toma, zdołam utrzymać panowanie nad kierownicą.
- Nie powtarzaj po mnie każdego słowa – jęknął Tom. Posłałem mu przepraszające spojrzenie i pozwoliłem kontynuować. – A później zdarzył się ten wypadek. Elysa nie myślała, że w ogóle uda jej się przeżyć po tym, jak została postrzelona i postawiła wszystko na jedną kartę. Nie myślała wtedy, kiedy leżała półprzytomna na ulicy. Odważyła się wtedy powiedzieć ci, co tak naprawdę do ciebie czuje i miała nadzieję, że się nie obudzi, a tym samym skończą się jej problemy i jednocześnie pozwoli ci być szczęśliwym z Caroline. 
Nie wierzyłem własnym uszom. Nie wiedziałem nawet, co mam myśleć i po prostu siedziałem w fotelu i próbowałem ogarnąć rozumem to, co usłyszałem, ale wciąż nie mogło to do mnie dotrzeć. Kiedy już chciałem poprosić Toma o to, aby powtórzył mi to wszystko, ten przerwał moje rozmyślania.
- Bill, jesteś moim bratem, ale muszę powiedzieć ci, że jesteś naprawdę głupi.
Nie wiedziałem kompletnie, o co mu chodzi, nawet się nie odezwałem. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Jak mogłeś tego nie zauważyć? – zapytał, a ja szczerze nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Zabrakło mi języka w gębie. – Postaw się na jej miejscu, Bill. Jak zareagowałbyś jakby to ona znalazła sobie jakiegoś faceta, a ciebie odstawiła na drugi plan? Też nie byłoby to dla ciebie łatwe, gdyby twoja przyjaciółka znalazła sobie kogoś, z kim chciałaby spędzać życie, a ciebie odstawiłaby na drugi plan. Pomyśl, Bill. Jak byłoby tobie łatwiej? 
Spróbowałem się uspokoić po tym, co usłyszałem od Toma, ale wciąż nie mogło do mnie dotrzeć to, co do mnie mówił. Elysa chciała odsunąć się w cień, bo nie chciała wtrącać się w mój związek z Caroline i dlatego poświęciła na to naszą przyjaźń? To było tak niedorzeczne, że musiałem to zaakceptować. W końcu przecież Tom mówił prawdę, nie okłamałby mnie, a do tego on miał teraz lepszy kontakt z Elysą niż ja. 
- Masz rację – powiedziałem w końcu, a Tom się tylko uśmiechnął. – Pewnie zrobiłbym tak samo jak ona. 
- Jesteście do siebie bardzo podobni, Bill – odpowiedział, a  ja w głębi duszy przyznałem mu rację.

niedziela, 17 września 2017

Ostatnie pożegnanie. [8] ONA

ONA
Nigdy nie lubiłam chodzić do klubów. Zawsze uważałam, że słabo tańczę i nie warto, bym pojawiała się w miejscach, gdzie trzeba tańczyć, a mnóstwo ludzi albo patrzy na ciebie z obojętnością, albo nawet w myślach cicho się z ciebie śmieje. Nie chodziłam nigdy do klubów również ze względu na to, że nie miałam za bardzo z kim, ponieważ nie przepadałam za moimi koleżankami, kolegów miałam tylko takich, z którymi fajnie było pogadać, ale nie wyjść gdzieś na miasto, żeby się zabawić bez żadnych zobowiązań. Dlatego też, zwykle siedziałam w domu albo z książką, albo z dobrym filmem lub po prostu zagłębiałam się w pracy, chociaż bywało czasem tak, że robiłam to tylko dlatego, żeby nie przyznać się przed samą sobą, że byłam po prostu nudziarą, która zostanie starą panną i będzie miała stado kotów pod swoją opieką. Tak też siebie widziałam za parę lat.
Moje podejście trochę się zmieniło odkąd poznałam czterech sławnych mężczyzn z niemieckiego zespołu. Nie chodzi nawet o to, że zaczęłam inaczej patrzeć na życie, ale po prostu zaczęłam czerpać z niego więcej. Najpierw miałam mnóstwo wątpliwości co do naszej znajomości, jednak kiedy oni przychodzili coraz częściej do mojej restauracji i coraz częściej zamienialiśmy ze sobą parę zdań, a później zaczęliśmy się spotykać prywatnie od czasu do czasu, zrozumiałam, że nie warto całych dni spędzać w domu, bo życie przez to ucieka. 
I właśnie też przez to, dałam się namówić na wyjście do klubu z Tomem i Billem. Gustav musiał zająć się swoją córką, a Georg był umówiony na kolację ze swoją obecną dziewczyną. Nie za bardzo chciałam w ogóle gdziekolwiek z nimi wychodzić, jednak dałam się namówić, tłumacząc sobie, że i tak ciągle siedzę w domu, a odrobina rozrywki mi się przyda. Ucieszyłam się, że nie idziemy sami, bo Tom zabiera również swoją znajomą, którą miałam poznać na miejscu. Szczerze mówiąc, nie chciałam iść do klubu tylko z nimi, choć na pewno czułabym się z nimi bardzo bezpiecznie. 
Tego dnia, kiedy się umówiliśmy miałam wolne od pracy. Tydzień wcześniej byłam na zakupach, bo okazało się, że nie miałam żadnych ubrań na takie wyjście. Od rana myślałam o tym, jak to będzie, a w mojej głowie krążyło mnóstwo negatywnych scenariuszy: to, że nie będzie mi się podobało, że muzyka będzie do kitu, że będę musiała bawić się sama, bo chłopaki będą rozchwytywani, a ja, jak kopciuszek, będę stała w kącie, bo będę najbrzydszą dziewczyną w klubie. Do ostatniego momentu zastanawiałam się czy w ogóle iść, czy nie powiedzieć Billowi, że jednak muszę zostać w domu, bo źle się czuję lub mam dużo pracy. Ale chyba chęć spędzenia czasu z mężczyzną, który mi się podobał wzięła górę nad tym, jak będę wyglądać. Powtarzałam sobie w myślach, że jeśli nie będę się zbyt dobrze bawić to albo zmienię klub, albo po prostu wrócę do domu pod pretekstem złego samopoczucia.
Gdy nadeszła pora, abym zaczęła przygotowania do wyjścia już czułam, że się spóźnię. Źle obliczyłam czas i wszystko musiałam robić w biegu. Założyłam przygotowane wcześniej ubrania, które kupiłam – krótkie dżinsowe szorty, białą bokserkę i koszulę w czarno-czerwoną kratę. Do tego założyłam białe trampki. Zdecydowałam, że torebka nie będzie mi potrzebna, bo wezmę jedynie telefon i kilka drobnych, które włożę do kieszeni szortów. Włosy rozpuściłam i spięłam małą klamerką, żeby nie wchodziły mi w oczy, a makijaż zrobiłam lekki, aby wyglądał na naturalny. Nie chciałam się stroić, ale wyglądać na luzie. 
Byłam gotowa dwie minuty przed tym, kiedy rozdzwonił się mój telefon, a w słuchawce usłyszałam głos Billa, że mogę wychodzić z domu, bo oni już na mnie czekają. I faktycznie – samochód stał przy mojej furtce. 
Kiedy stanęłam przed nimi wyglądali na zadowolonych. Tom przedstawił mi Shermine – wysoką brunetkę o brązowych oczach i ładnym, szczerym uśmiechu. Wsiedliśmy razem do auta, a po wskazaniu adresu przez Toma, ruszyliśmy. 
Rozmawialiśmy całą drogę o tym, gdzie pójdziemy. Shermine znała się na tym najlepiej, a przynajmniej takie miałam wrażenie, kiedy z zapałem opowiadała o miejscach, które powinniśmy dzisiaj odwiedzić. Przyznałam się im szczerze, że nigdy nie przepadałam za wychodzeniem do klubów i nie znam się na tym, więc będę musiała im zaufać.
- Nie martw się – powiedziała Shermine. – Będziemy się wszyscy świetnie bawić! A jeśli nie to zmienimy lokal albo wrócimy do domu. – Wydawała się być taka wyluzowana, że powoli i mnie się to udzielało oraz wpłynęło na to, że powoli również ja zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. Miałam nadzieję, że ten wieczór będzie udany.
Dotarliśmy na miejsce już piętnaście minut później i moim oczom ukazała się długa ulica wypełniona ludźmi, którzy w krótkich kolejkach ustawiali się w wejściu do przeróżnego rodzaju klubów.
- Ta ulica nazywana jest klubową, ponieważ jest tutaj ponad pięćdziesiąt dyskotek. Wszystkie są otwarte codziennie i codziennie jest tutaj mnóstwo osób – wyjaśniła mi Shermine.
- Często tutaj przychodzisz? – zapytałam, kiedy jeszcze siedzieliśmy w aucie.
- Od czasu do czasu – uśmiechnęła się szeroko. – Odkąd spotykam się z Tomem, staram się wyciągać go tutaj raz na jakiś czas. Wiem jednak, że ma bardzo dużo pracy związanej z zespołem, ale rozumiem to i przychodzę tutaj również z koleżankami, kiedy on nie może. 
- Wolę kiedy przychodzimy tutaj razem – dodał Tom na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Będziemy tak siedzieć czy idziemy? – ponaglił nas Bill. 
Na początek wstąpiliśmy do kilku klubów na parę drinków, które pozwoliły mi się odrobinę rozluźnić. Nie wiem dlaczego, ale byłam bardzo spięta, jednak miałam nadzieję, że będę się dobrze bawić w towarzystwie Toma, Shermine i Billa. Po krótkim czasie Shermine zaproponowała, żebyśmy przenieśli się do kolejnego miejsca, aby odrobinę potańczyć. Miałam ogromną nadzieję, że nie zrobię z siebie błazna i nie będę miała się czego wstydzić następnego dnia.
Muzyka w klubie była głośna, ale nie tak, żeby przeszkadzała. Jak dla mnie, była idealna do tańca. Shermine od razu porwała Toma na parkiet, a ja z Billem patrzyliśmy jak świetnie się bawią.
- Chcesz się jeszcze czegoś napić? – zapytał mnie blondyn próbując przekrzyczeć muzykę. Trochę się rozczarowałam, bo w mojej wyobraźni widziałam obrazy, gdzie ja i Bill tańczymy tak jak Tom z Shermine i bawimy się równie dobrze jak oni.
- Chyba najpierw pójdę do łazienki – odpowiedziałam za to i nie czekając na jego reakcję ruszyłam w stronę toalety. Nie chciało mi się pić, ale poprzednie drinki zrobiły swoje oraz musiałam zobaczyć jak wyglądam.
Po załatwieniu potrzeby spojrzałam w lustro i – ku mojemu szczęściu – wyglądałam całkiem nieźle. Makijaż mi się nie rozmazał, włosy upięłam tak, że nie mogły wyglądać źle, więc tylko umyłam ręce i wyszłam z łazienki od razu szukając wzrokiem Billa. Kiedy tylko go zobaczyłam w moje serce wbiła się mała, kłująca igiełka. Tańczył z jakąś wysoką blondynką w krótkiej spódniczce i wyglądało na to, że świetnie się bawił. Ona mówiła mu coś na ucho, a on się śmiał. Zabolało mnie to, lecz postanowiłam sobie, że nie będę pokazywać, jak bardzo mi się podoba. Przynajmniej nie dzisiaj. Ten wieczór miał być mój i nie miałam zamiaru przejmować się nieodwzajemnionym uczuciem przyjaciela. Podeszłam więc do baru i zamówiłam wódkę z colą, żeby nie stać tam jak idiotka. 
- Jesteś tutaj sama? – zapytał barman. 
- Z przyjaciółmi – odpowiedziałam, zabierając od niego napój. 
- Uciekli ci? – uśmiechnął się do mnie. 
- Niestety tak – odparłam, również się uśmiechając. – Czasem tak w życiu bywa.
Chciał coś odpowiedzieć, ale ktoś go poprosił o drinka, więc już nic nie powiedział, a ja odwróciłam się plecami do baru i próbowałam znaleźć moich przyjaciół. Tom i Shermine nadal się bawili na środku sali, a kiedy dziewczyna spostrzegła moje spojrzenie, pomachała mi wesoło, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem. Potem próbowałam znaleźć Billa, lecz nie mogłam go nigdzie dostrzec. Dotarło do mnie, że to nie był tak naprawdę mój wieczór, nie był to też mój tydzień, miesiąc, ani rok. Wiedziałam, że przyjście tutaj tak właśnie się skończy. Wszyscy będą się świetnie bawić, a ja ciągle będę myśleć o mężczyźnie, który tak naprawdę nigdy na mnie nie spojrzy inaczej jak na przyjaciółkę i będę przez to cierpieć. 
- Tutaj jesteś! – usłyszałam za plecami, a moje serce momentalnie podskoczyło do góry na dźwięk tego głosu. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz Billa.
- A gdzie mam być? – odpowiedziałam pytaniem i próbowałam zapomnieć o tym, co wcześniej siedziało w mojej głowie.
- Szukałem cię i myślałem, że sobie poszłaś. – Kiedy mówił do mnie, nachylał się do mojego ucha tak, że czułam zapach jego perfum, wymieszany z alkoholem i papierosami.
- Szczerze mówiąc, nawet nie wiem jak mam stąd wrócić do domu.
- A chcesz już wracać? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Skądże! Bawię się świetnie! – Miałam nadzieję, że mówiłam bardziej wiarygodnie niż myślałam.
W tej samej chwili poczułam, że ktoś mnie łapie za dłoń, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam wysokiego bruneta z szerokim uśmiechem i przyjaznymi oczami.
- Zatańczysz? – zapytał, a ja zupełnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam patrzeć w stronę Billa, chciałam, żeby poczuł to samo, co ja, kiedy on bawił się z tamtą dziewczyną. Zupełnie nie myślałam, kiedy szłam za tym facetem i dałam się prowadzić w tańcu. Miałam wielką nadzieję, że przyjaciel patrzył na mnie teraz tak, jak ja patrzyłam na niego, kiedy on bawił się z tamtą dziewczyną. – Jak masz na imię? – zapytał brunet z uśmiechem, przerywając moje rozmyślania.
- Elysa. A ty? – Nie potrafiłam nie odwzajemnić uśmiechu, bo był naprawdę przystojny.
- Jestem Victor. Ten facet przyszedł z tobą? – jego mina trochę zrzedła, ale starał się ciągle uśmiechać.
- Ach… tak. To mój przyjaciel – odrzekłam, a jego uśmiech stał się szerszy.
Rozmawialiśmy w trakcie tańca o tym, co w życiu robimy. Dowiedziałam się, że Victor jest studentem prawa i jesteśmy w tym samym wieku. Był bardzo szczery i otwarty, wzbudził we mnie zaufanie i dobrze czułam się w jego towarzystwie. Nie myślałam o Billu albo chociaż starałam się tego nie robić, ponieważ dobrze wiedziałam, że on tylko będzie się cieszył z tego, że ja dobrze się bawię. Trochę już go znałam i nawet nie miałam nadziei na to, że może kiedyś mielibyśmy szansę stworzyć związek oparty nie na przyjaźni, a na prawdziwym uczuciu. 
Cała noc minęła mi tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy. W pewnym momencie poczułam wibracje mojego telefonu, a gdy sięgnęłam do kieszeni zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Shermine, która pisała mi, że Bill jest już w takim stanie, iż musimy wracać do domu. Było już parę minut po 4:00.
- Już uciekasz? – zapytał mnie Victor, kiedy siedzieliśmy na jednej z kanap, niedaleko baru.
- Tak, już się zbieram. Bardzo miło było cię poznać. Może kiedyś jeszcze się spotkamy – powiedziałam i udałam się w stronę wyjścia.
- Poczekaj, odprowadzę cię – usłyszałam. – Nie chciałbym, żebyś sama wychodziła o tej porze. To fajne miejsce, ale nie wiadomo, co się może stać samotnej dziewczynie.
Zgodziłam się i razem udaliśmy się na parking samochodowy, gdzie mieliśmy spotkać się z Shermine, Tomem i Billem. Cała trójka stała przy białym Audi, więc kiedy tylko ich zobaczyłam, powiedziałam Victorowi, że dalej poradzę sobie sama. Brunet uśmiechnął się, pocałował mnie w policzek i odszedł, kierując się z powrotem do klubu.
Widok pijanego Billa nie był najprzyjemniejszym. Może nie był cały w wymiocinach, ale widać było, że ledwie trzyma się na nogach, co potwierdzało to, że Tom musiał go podtrzymywać. 
- Uspokój się wreszcie i wsiadaj do środka! – warknął na niego Tom.
W odpowiedzi usłyszałam jakiś bełkot, którego nie zrozumiałam, a Bill zaczął się szarpać, czego efektem był upadek na ziemię. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, więc podeszłam do niego i pomogłam mu się podnieść. Widziałam, że Tom jest wściekły i już nie za bardzo obchodziło go to, co dzieje się z jego bratem.
- Zostaw go lepiej – usłyszałam od Toma. – Niech sobie tutaj posiedzi i wytrzeźwieje. Może wtedy zmądrzeje.
- Och, Tom – powiedziała Shermine. – Przestań, to twój brat.
- A wcale się tak nie zachowuje – burknął i odpalił papierosa.
Pomogłam Billowi wstać i zebrałam z ziemi jego telefon, klucze i portfel.
- W porządku, Bill? – zapytałam i spojrzałam na jego twarz. Wyglądał naprawdę źle. Miał czerwone oczy i półprzytomne spojrzenie. Tylko pokiwał głową. Pomogłam mu wejść do samochodu i przypięłam go pasami.
- Kto to był? – zapytał, kiedy zapinałam jego pas.
- Co? – Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Ten facet. Kto to był? – Zerknęłam na niego i ujrzałam wściekłe spojrzenie, jakiego nigdy u niego nie widziałam. – Ten, z którym spędziłaś całą noc.
- Poznałam go dzisiaj. To znajomy.
Nic nie usłyszałam w odpowiedzi. Wyszłam na zewnątrz, aby zobaczyć co z Tomem i Shermine. Oboje stali przy samochodzie i palili papierosy.
- Już się zbieramy – powiedział brunet i zgasił niedopałek. 
Wsiedliśmy do samochodu, Tom siedział za kierownicą, Shermine obok niego, a ja usadowiłam się z tyłu koło Billa. W samochodzie panowała cisza, ponieważ wszyscy byli zmęczeni całonocną zabawą. Odwieźli mnie pod sam dom, gdzie mogłam nareszcie odpocząć. 

piątek, 16 czerwca 2017

Ostatnie pożegnanie. [7] ON

 ON
Minęły cztery dni od tamtego zdarzenia, a ja wciąż nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ciągle chciałbym coś robić, ale nie wiem co, nie wiem po co, i nie wiem, ile jeszcze będę tak trwał w otępieniu. Ona już wybudziła się ze śpiączki, ale nie byłem jeszcze w szpitalu. Nie wiem czy potrafiłbym jej spojrzeć teraz w oczy i rozmawiać z nią o tym, co mi wtedy powiedziała.
- Nie pojedziesz do niej? – zapytał Tom, kiedy wczoraj wrócił ze szpitala. Dostałem telefon po południu, że ona już się wybudziła, można z nią porozmawiać i czuje się dobrze. Poinformowałem o tym Toma, który jak strzała wyleciał z domu i pojechał do niej. Ja zostałem sam. Nie pojechałem.
- Nie wiem czy jest sens, bym tam teraz siedział – odpowiedziałem.
- Pytała o ciebie – dodał Tom, a ja czułem, że zaraz pęknie mi serce.
- Naprawdę? – Próbowałem udawać obojętność, ale pewnie przed bliźniakiem mi nie wyszło.
- Tak. Pytała czy też przyjechałeś, jak się czujesz i czy wszystko u ciebie w porządku.
- Co jej powiedziałeś?
- Prawdę. Że nie chciałeś tam być.
- Mogłeś chociaż powiedzieć, że nie mogłem – mruknąłem.
- Nie będę jej okłamywać, bo ty boisz się spojrzeć jej w oczy po tym, kiedy wyznała ci, że złamałeś jej serce. – Tom wydawał się zdenerwowany. – Kiedyś i tak będziesz musiał z nią porozmawiać. To nie jest przedmiot, który  możesz wyrzucić, kiedy przestaniesz go używać. Ona cię potrzebuje, widać to w jej oczach.
- Ale… co z Caroline?
- Jeżeli ona jest tą, która ma stać się nieodłączną częścią twojego życia, zrozumie, że ty też masz prawo mieć przyjaciela, z którym możesz porozmawiać o wszystkim. Rozumiała to do tej pory, więc po tym wszystkim też powinna to zrozumieć. Będzie jej trudno, ale jeżeli naprawdę cię kocha, zaakceptuje to.
- Czyli mam ją wystawić na próbę? – zapytałem po chwili ciszy.
- I siebie też – powiedział Tom, po czym zostawił mnie samego w salonie.
Biłem się z myślami bardzo długo. Nie chciałem jej widzieć, ale jednocześnie pragnąłem sprawdzić jak się czuje. Nie chciałem z nią rozmawiać, lecz musiałem zapytać czy to prawda. Chyba automatycznie wyszedłem z domu i zasiadłem za kierownicą samochodu, bo po piętnastu minutach znalazłem się pod budynkiem szpitala.
- Czyżby to był ten moment? – zapytałem samego siebie. – Teraz mam się z nią zmierzyć i stawić czoło tej rozmowie?
Wziąłem kilka głębszych oddechów, zapaliłem ostatniego papierosa i wyszedłem z auta ruszając w kierunku wejścia. Po paru minutach znalazłem się pod drzwiami sali, w której leżała. Zapukałem cicho, lecz nie usłyszałem zaproszenia. Wszedłem więc, ale zobaczyłem, że śpi przykryta białym prześcieradłem. Zauważyłem, że była ubrana już w swoją różową piżamę w pandy, w której tak lubiła chodzić po domu, kiedy miała chwilę wolnego. Uśmiechnąłem się na ten widok, ponieważ wyobraziłem sobie jej minę jak ją zakładała – jednocześnie szczęście, że ma kawałek domu tutaj w szpitalu, i zakłopotanie, że wszyscy tutaj będą ją oglądać w różowej piżamce z biało-czarnymi pandami. Domyśliłem się, że Tom jej ją przywiózł. Zawsze domyślał się pierwszy, czego jej brakuje. Ja zawsze byłem tuż za nim. W tym momencie poczułem coś na kształt ukłucia zazdrości. Tom. Za każdym razem mówiła o nim dobrze, nigdy nie narzekała na jego zachowanie. Nawet, kiedy się upił i wydzwaniał do niej, bo zgubił portfel czy kluczyki do samochodu. Rzadziej do mnie, chociaż to ja jestem jego bratem. Odkąd jednak poznaliśmy ją i stała się dla nas jak siostra, mój brat zdecydowanie częściej ją prosił o pomoc.
Z resztą… ze mną było podobnie. Nasza przyjaźń rozrosła się właśnie dzięki takim telefonom po pijaku, kiedy to jesteśmy szczerzy bardziej niż kiedykolwiek. Nie byłem ani nie jestem zazdrosny o brata. Nigdy nie będę, ponieważ obaj mamy pełne prawo do wyboru osób, z którymi chcemy się zadawać. Najważniejsze jest jednak to, żeby nasza więź – moja i Toma – nigdy nie została naruszona. Przez nikogo. A ona jej nie psuła. Raczej jeszcze bardziej umacniała, bo za każdym razem, kiedy się pokłóciliśmy, ona próbowała nas godzić i zawsze umiała z nami rozmawiać.
A teraz ja nie potrafiłem porozmawiać z nią.
Stałem w progu jej sali i patrzyłem jak oddycha. Jak unosi się jej klatka piersiowa, a pasemko brązowych włosów opada na czoło. Wyglądała tak niewinnie, że nie potrafiłem jej obudzić. Nawet nie potrafiłbym zebrać słów, które mógłbym jej w tym momencie powiedzieć.
- Cześć, Bill – usłyszałem jej szept i naraz zamarłem. Ona otworzyła oczy i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. – Cieszę się, że przyszedłeś. Że znalazłeś chwilę, żeby się tu zjawić. – Milczałem. Dobrze wiedziała, że nie chciałem tu przyjść wcześniej, bo sam Tom jej o tym powiedział, ale pewnie nie chciała poznać po sobie, że było jej smutno po tym, jak to usłyszała. – Wejdź, chciałam z tobą porozmawiać.
Wszedłem posłusznie i usiadłem na krześle przy jej łóżku. Patrzyłem na jej twarz, ale nie w oczy. W oczy nie potrafiłem.
- Czuję się już całkiem dobrze, chociaż jeszcze mnie wszystko boli – powiedziała, jakby odpowiadając na moje pytanie, którego wcale nie zadałem. – Prosiłam lekarza, żeby to do ciebie pierwszego zadzwonił, bo zawsze się o mnie martwiłeś, nawet kiedy po prostu się skaleczyłam w palec przy krojeniu chleba – zaśmiała się, ale za chwilę zobaczyłem jak się krzywi. Pewnie z bólu. – Mam nadzieję, że ci nie przeszkodził, bo wiem, jak ciężko było cię teraz złapać – mówiła dalej. – Czy u ciebie i Caroline wszystko w porządku? Jeśli przez ten wypadek między wami znowu coś się popsuło, to sama ją osobiście przeproszę…
- Nie – powiedziałem w końcu, a ton mojego głosu sam przyprawił mnie o dreszcz. – Nie musisz z nią rozmawiać. Wszystko jest okej.
- Cieszę się w takim razie – uśmiechnęła się lekko, ale cały entuzjazm, który tkwił w jej głosie odkąd się odezwała, nagle znikł. Czułem, że to przeze mnie. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że to, co wtedy ode mnie usłyszałeś, to prawda. Najszczersza, jaką kiedykolwiek ci wyznałam.
Moje serce ścisnęło się boleśnie na dźwięk jej głosu. Był zimny jak lód.
- Elysa… - jęknąłem. – To nie może być prawda.
Spojrzała na mnie i znowu się uśmiechnęła.
- Niestety, Bill. Zakochałam się w tobie, a ty złamałeś mi serce. Nic na to nie poradzę, chociaż bym chciała.
- Dobrze wiesz, że w moim życiu jest Caroline – powiedziałem, próbując zachować spokój. Nie chciałem, żeby widziała, jak jestem skrępowany tą sytuacją. Co innego, gdy usłyszałem to wtedy, kiedy leżała postrzelona w moich ramionach, a co innego teraz, kiedy jest całkowicie przytomna.
- Dlatego mogę się odsunąć od ciebie, jeżeli chcesz. Będziemy przyjaciółmi tak, jak do tej pory, będziemy utrzymywać ze sobą kontakt, ale tylko tyle. Nic więcej nie będzie nas łączyć. Nie chcę psuć ci życia. Wytrzymałam tyle czasu tłumiąc w sobie to uczucie do ciebie, więc wytrzymam jeszcze dłużej, jeżeli tego chcesz. Dam radę tyle, ile będzie trzeba.
- Jak chcesz to zrobić? Dla ciebie to takie łatwe? – nagle się oburzyłem. Najpierw mówi mi takie rzeczy, a teraz chce przejść do porządku dziennego, jakby się nic nie stało?!
- Nie jest łatwe, ale wiem, że dla ciebie będzie prościej, jeżeli ci powiem, żebyś się nie przejmował. Trochę cię znam – uśmiechnęła się lekko.
Fakt. Znała mnie całkiem dobrze i miała rację. Wiedziałem, że nie będzie jej łatwo, ale nie mogłem wymyślić innego wyjścia z tej sytuacji. Może gdyby nie Caroline, coś by mogło z tego być. Ale jednak była w tym wszystkim moja dziewczyna i chciałem spróbować zbudować z nią coś trwałego. Nawet, jeżeli Elysa miałaby przez to cierpieć. Było jej winą to, że nie powiedziała mi o swoich uczuciach wcześniej. Sama jest sobie winna.
Dzięki tej myśli mogłem się nie obwiniać o ten wypadek.

niedziela, 28 maja 2017

Ostatnie pożegnanie. [6] ONA

ONA
Po tym wieczorze spędzonym w Providence chłopaki zaczęli przychodzić częściej. Zawsze kilka dni wcześniej rezerwując sobie stolik. Przychodzili raz lub dwa razy w tygodniu. Nie mogłam nie brać wtedy dnia pracującego, bo bardzo lubiłam obsługiwać ich stolik. Za każdym razem Bill pytał mnie, co wegetariańskiego moglibyśmy dla niego przygotować, a kucharze bez żadnych problemów tworzyli coraz to wymyślniejsze dania dla niego.
Nasza znajomość także z czasem coraz lepiej się rozwijała, mimo, że rozmawialiśmy ze sobą tylko wtedy, kiedy chłopaki przychodzili do mojej restauracji. Widziałam, że przekraczali próg Providence z uśmiechami na ustach i z takimi też wychodzili, co mogło świadczyć tylko i wyłącznie o zadowoleniu. I ja się cieszyłam, że wszystko było w porządku, bo goście są przecież dla mnie najważniejsi.
Tylko był jeden mały szczegół – takie malutkie uczucie, które jakby w zwolnionym tempie rosło w moim wnętrzu i zwiększało się z każdą następną wizytą Tokio Hotel w moim lokalu. Kiedy patrzyłam na Billa wiedziałam, że to wyjątkowy człowiek o wielkim sercu i pięknym wnętrzu. Jednak – jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach – ja pozostawałam dla niego niezauważalna. Ot, zwykła znajoma, która prowadzi dobrą restaurację, w której raz w tygodniu może sobie zjeść kolację ze znajomymi. Tak właśnie wyobrażałam sobie, że Bill o mnie myśli. A raczej nie myśli. A przynajmniej nie tak, jak ja bym tego chciała.
Można więc wyobrazić sobie moje zaskoczenie, kiedy podczas siedzenia w biurze i układania grafiku na kolejny tydzień, zostałam wywołana przez jedną z kelnerek na salę, bo ,,jakiś mężczyzna na mnie czeka i mówi, że to bardzo ważna sprawa”. Nie ukrywałam lekkiego zdenerwowania, bo zazwyczaj te bardzo ważne sprawy kończyły się wręczeniem mi w dłonie ulotki z jakąś reklamą czy wciśnięciem mi oferty rozbudowy mojego menu o zdrowe, bezglutenowe dania. Jednak nie tym razem. Otóż moim oczom ukazał się widok, jakiego nie spodziewałam się nigdy ujrzeć – Bill Kaulitz. Moje zaskoczenie od razu zastąpiłam lekkim uśmiechem, a w głowie zatrzymałam wszystkie galopujące myśli na temat wspólnie spędzonego popołudnia i zastąpiłam je wizją rezerwacji stolika na zbliżający się tydzień.
- Cześć – przywitał mnie Bill zniewalającym uśmiechem. – Miałem nadzieję, że tu będziesz.
- A gdzie mogłabym być jak nie w pracy? – zapytałam, również się uśmiechając. Niezbyt szeroko, żeby nie pokazać jak bardzo ucieszył mnie jego widok. – Jak mogę ci pomóc?
- Jadłaś już lunch? Może moglibyśmy gdzieś pójść razem coś zjeść i pogadać? – zapytał, a mnie zamurowało.
Jak to? On? Ze mną? Zjeść lunch? Przecież to niemożliwe! Niby z jakiego powodu chciałby gdzieś ze mną pójść?
- Nie jadłam – wydusiłam z siebie. – Jasne, możemy gdzieś się razem wybrać. Tylko zabiorę marynarkę – dodałam i odwróciłam się na pięcie, udając do biura.
Tam w ekspresowym tempie poprawiłam makijaż, rozczesałam włosy, zagarnęłam do torebki komórkę, kilka dokumentów, które mogłoby mi się przydać, gdyby ktoś nagle próbował się ze mną skontaktować, włożyłam marynarkę i spryskałam się perfumami. Przejrzałam się w lustrze i stwierdzając, że wyglądam całkiem w porządku, ruszyłam z powrotem do Billa z uśmiechem.
- Możemy iść. Mam jakąś godzinę – rzuciłam. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Nie mogłam mu przecież pokazać, ile radości daje mi wyjście z nim na głupi lunch.
Zaproponował spacer. Całkiem w porządku.
- Pewnie zastanawiasz się, czego mogę od ciebie chcieć, prawda? – zapytał, wkładając na nos okulary. Zawsze elegancki. Wyglądał świetnie – porwane dżinsy, biała, dopasowana koszulka z dekoltem, który ukazywał tatuaż na piersi i cienka koszula w czarno-czerwoną kratę oraz sportowe buty.
- Nie ukrywam, że bardzo mnie to ciekawi. Zaskoczyłeś mnie. Zwykle rezerwujesz stolik telefonicznie. – Słońce raziło mnie w oczy, bo zapomniałam własnych okularów, ale miałam nadzieję, że nie widział mojej durnej miny.
- Nie chodzi mi o rezerwację. Po prostu… - zawahał się. – Chciałem cię trochę poznać.
Że co?! – krzyczał mój umysł.
- Och… - zdołałam wydusić. Chciałam coś jeszcze dodać, ale po ,,och” już nic nie dało się powiedzieć. Taką zabłysnęłam inteligencją.
- Długo pracujesz w Providence? – zapytał, czym uratował mnie od spalenia się ze wstydu. Rozmowa o pracy jest zawsze najlepszym rozwiązaniem.
- Rok. Wcześniej pracowałam w innej restauracji, ale zostałam przeniesiona, kiedy tutaj zwolniło się miejsce menadżera. Niezbyt długo, ale wystarczająco, aby nauczyć się czegoś nowego. Poprzednia restauracja, w której pracowałam była mniejsza i niezbyt popularna.
- Rzucili cię na głęboką wodę, przenosząc tutaj? – zapytał. Wyglądał na zaciekawionego. Nie myślałam nigdy, że rozmawiając z kimś o pracy mogę go zainteresować swoją osobą.
- Szczerze mówiąc to nie. Może na początku bałam się, że prowadzenie takiej dużej restauracji nie jest dla mnie, bo to zbyt duża odpowiedzialność, ale kiedy tu przyszłam i spotkałam się z wieloma osobami, które tu pracują i naprawdę chciały mi pomóc, poczułam, że jednak nie będzie tak trudno.
- Dlaczego zbyt duża odpowiedzialność?
- Providence to miejsce, w którym spotyka się mnóstwo biznesmanów, gwiazd i dziennikarzy. Wszystko zawsze musi być przygotowane w stu procentach, nie ma miejsca na błędy. Będąc menadżerem tego miejsca, bierzesz na swoją głowę to wszystko: jak ma wyglądać jedzenie, jak mają być podane dania na talerzu, jak wyglądają kelnerzy, sala… To wszystko jest na głowie jednej osoby. Mogę mieć zastępcę, zastępcę zastępcy czy nie wiadomo jeszcze kogo, ale to i tak wszystko pójdzie na mnie. Nie jest łatwe prowadzić taki lokal.
Bill milczał przez chwilę i szliśmy tak razem, nie odzywając się do siebie. Nie czułam przy nim skrępowania, które blokowałoby chęć rozmowy z nim. Jednak nadal był bardzo przystojnym mężczyzną i dbanie o to, żeby ciągle wyglądać dobrze, nie robić głupich min, nie mówić tego wszystkiego, co ślina na język przyniesie, żeby nie wypaść źle, sprawiało, że odrobinę się rozpraszałam.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że twoja praca może być aż tak ciężka – powiedział w końcu, patrząc na mnie zza okularów.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko, bo nie wiedziałam, co mogę odpowiedzieć.
Doszliśmy do celu: jakiejś małej knajpki, gdzie nie było zbyt dużo ludzi, a w środku panował przyjemny chłód i czuć było zapach smacznego jedzenia.
- Co chciałabyś zjeść? – zapytał mnie Bill, kiedy usiedliśmy i dostaliśmy karty. Przejrzałam całe menu i byłam zdziwiona, że mężczyzna wybrał miejsce, gdzie nie było zbyt dużo dań wegetariańskich.
- Może… Philadelfia Steak Sandwich. Brzmi nieźle – odpowiedziałam. – A ty? Nie masz zbyt dużego wyboru – zawahałam się.
- Poradzę sobie, nie martw się – uśmiechnął się do mnie. Zdjął okulary i mogłam zobaczyć jego brązowe oczy, które wydawały się trochę smutne. – Wezmę makaron. Pappardele pesto.
Kelner przyjął od nas zamówienie, podał nam napoje i mieliśmy trochę czasu na rozmowę. Czułam się trochę skrępowana. Bill patrzył na mnie, na moją twarz i oczy… Obserwował.
- Nad czym się tak zastanawiasz? – zapytałam, kiedy już nie mogłam wytrzymać pod jego ciekawskim spojrzeniem.
- Lubisz swoją pracę? – Już mnie powoli irytowała rozmowa na ten temat, ale nie wiedziałam, o co mogłabym go zapytać. Chciałam znać odpowiedzi na wiele pytań, lecz nie chciałam być ani ciekawska, ani poruszyć kwestii, która by go nie zainteresowała w takim stopniu, co mnie. 
- Tak – odpowiedziałam i zdecydowałam się na zmianę tematu. Co mi szkodzi! – Masz smutne oczy – palnęłam. No tak… trzeba było zostać przy pracy…
- Naprawdę? – zdziwił się. Od razu odwrócił wzrok, więc bałam się, że coś powiedziałam nie tak.
- Owszem – zdecydowałam się ciągnąć dalej. Nie dość, że byłam ciekawska, to nigdy nie umiałam się powstrzymać, żeby nie poruszyć czegoś, co wcześniej zwróciło moją uwagę. – Są smutne.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? – zapytał, co mnie bardzo zdziwiło.
- Chciałabym, ale jeżeli nie chcesz o tym mówić, możemy porozmawiać o czymś innym. Nie znamy się zbyt dobrze, więc zrozumiem.
- Czuję się samotny. Bardzo. Mam przyjaciół, mam brata, którego kocham nad życie, ale jestem sam. I to mnie zaczyna dobijać.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie byłam przygotowana na taką szczerość, ale ucieszyłam się, że jednak tę szczerość mi okazał.
- Rozumiem co czujesz – odpowiedziałam, uśmiechając się smutno i nie drążyłam tematu. Nawet nie miałam na to szansy, ponieważ kelner przyniósł nam jedzenie. Na początku trochę krępowałam się jedząc przy Billu kanapkę z polędwicą wołową, ale on tylko powiedział, że mu to nie przeszkadza, więc moje skrępowanie odsunęłam na dalszy plan.