Z tym odcinkiem pojawiłam się szybciej niż zamierzałam, ponieważ nie jestem pewna, kiedy dodam kolejny. Jestem wykończona pracą i nawet jeśli pracuję trzy, cztery lub pięć dni w tygodniu, to i tak wolne nie daje mi zbyt dużo, ponieważ wtedy śpię, odpoczywam, robię to, na co nie mam normalnie czasu i odpoczynek zmienia się w pracę w domu. Niestety, zmiany od 18:00 do 6:00 są wykańczające, nawet jeśli ma się potem dwa dni wolnego.
A dlaczego o tym tutaj piszę? Ponieważ to miejsce jest dla mnie bardzo ważne. I mimo braku komentarzy wiem, że tu jesteście, czytacie i czekacie na kolejne części. Uważam, że moim obowiązkiem jest udzielać informacji, które dotyczą opowiadań pojawiających się tutaj.
A ta historia dobiega końca. Pojawi się rozdział 42., 43. i pewnie epilog, lecz co do tego ostatniego nie mam pewności, gdyż jeszcze nie mam na niego konkretnego planu.
ONA
Po mojej rozmowie telefonicznej z Billem nie czułam się najlepiej. Podobnie, jak po odwiedzinach Toma i Shermine, kiedy to mężczyzna, samym swoim spojrzeniem radził mi, abym wreszcie więła się w garść, przestała zadręczać i skończyła z użalaniem się nad sobą. Wyglądałam jak zombie i Tom miał całkowitą rację. Nie potrafiłam cieszyć się z niczego, źle sypiałam i mało jadłam, bo więcej czasu spędzałam w pracy i na rozmyślaniu na okrągło o swoim życiu. Tom miał rację, że powinnam przestać się tak zachowywać i dobrze o tym wiedziałam, jednak i tak nie potrafiłam do końca się zmobilizować do podjęcia decyzji o odpuszczeniu sobie Billa. Nie umiałam i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek uda mi się wreszcie ogarnąć i podnieść z dołka, w którym się właśnie znajdowałam.
Byłam w totalnej rozsypce, lecz za wszelką cenę próbowałam nad sobą panować. Czułam jednak, że mimo wszystko, jest ze mną lepiej, choć może nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Miało na to wpływ to, iż Bill odzywał się do mnie od czasu do czasu, ja również wysyłałam mu jakieś wiadomości i duży wpływ na mnie miało, że utrzymywał ze mną kontakt. Ja nie pisałam do niego zbyt często, raczej wtedy, gdy on pierwszy napisał lub uznawałam, iż konieczne jest napisanie do nie paru słów, lecz i tak dawało mi to bardzo dużo. Nie chciałam mu się narzucać, nie chciałam robić sobie złudnych nadziei, ale pragnęłam utrzymywać z nim kontakt, ponieważ był moim najlepszym przyjacielem. Bill pisał lub dzwonił do mnie raz lub dwa razy w tygodniu, ja odzywałam się rzadziej, bo wiedziałam, że nie wypada mi wydzwaniać czy wypisywać do zajętego faceta. Nawet, jeśli jest moim przyjacielem. Pragnęłam jednak czuć, że jestem mu potrzebna i chciałam, żeby dzwonił, żeby pisał. A on to robił, dając mi tym samym nadzieję na coś, czego nigdy miało nie być.
Po kilku tygodniach wreszcie usłyszałam przez telefon to,
na co tak długo czekałam, a co sprawiło mi tyle radości, że niemal podskoczyłam
do góry na kanapie.
– Wracamy do Los Angeles – powiedział Bill do słuchawki.
Na początku byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co
mogłabym mu odpowiedzieć, jak zareagować, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo jestem szczęśliwa. Wraca do Los
Angeles, a ja wreszcie będę mogła się z nim spotkać. Porozmawiać, patrząc
prosto w oczy. Poczuć zapach jego perfum, które zaczęły blednąć w mojej
pamięci. Nareszcie. Po tak długim czasie…
– Halo? – odezwał się blondyn, chcąc sprawdzić, czy
połączenie nie zostało przerwane.
– Jestem, jestem – powiedziałam prędko. – Musiałam się
napić – skłamałam. – Kiedy wracacie?
– Na początku przyszłego tygodnia. Zarezerwowaliśmy już
bilety.
– To super – skomentowałam. – Cieszysz się? Nie wiem, co
mam rozumieć przez ton twojego głosu – zauważyłam. Rzeczywiście nie miałam
pewności, czy jest tak samo zadowolony z tej wiadomości, jak ja. Wydawał się
być raczej przygnębiony, czego zupełnie nie rozumiałam.
– Sam nie wiem, czy mam się cieszyć, czy wręcz przeciwnie.
– Bill, o co chodzi? – Nie wytrzymałam. Nie dość, że byłam
bardzo ciekawa, co temu mężczyźnie chodziło po głowie, to jeszcze chyba
obawiałam się, że coś jest nie tak. – Wracasz do swojego drugiego domu, to źle?
– Nie, skąd. Na pewno nie źle, ale… po prostu tak dużo
czasu spędziłem tu, w Niemczech, że ciężko będzie mi z tego zrezygnować. Tu mam
swoją rodzinę, a w Los Angeles… tak naprawdę nic mnie tam nie trzyma.
Zabolały mnie jego słowa.
Nie miał nic, co trzymałoby go w Ameryce?
– Zabawne, że masz mnie za ,,nic” – odpowiedziałam ze łzami
w oczach. Miałam nadzieję, że nie usłyszał drżenia mojego głosu.
– Elyso, przestań tak mówić. Dobrze wiesz, że to nieprawda…
Nie tak to miało zabrzmieć.
– Zabrzmiało – ucięłam. – Ale nie mówmy o tym. To nieważne.
– Nie chciałam się z nim kłócić. Nawet, jeśli rzeczywiście nie miało zabrzmieć
źle to, co powiedział, to nie było w tej chwili istotne. Bardziej interesował
mnie jego przygnębiony ton głosu, gdy mówił o powrocie z Niemiec. – Lepiej
powiedz mi, o co chodzi.
– Tęskniłem za domem, odkąd przeprowadziliśmy się do Los
Angeles. Usprawiedliwiałem się przed wszystkimi tym, że tak będzie lepiej dla
nas, bo tam nie mamy życia. Prasa zostawiła naszą rodzinę dopiero po jakimś
czasie od przeprowadzki. Niby teraz jest spokojniej, ale domyślam się, że
będzie to samo, kiedy bym wrócił na stałe do Niemiec. Chciałbym tu zostać, ale
wiem, że Tom cierpiałby, gdybyśmy byli rozdzieleni. On czuje się w Los Angeles
jak w domu. Shermine jest dla niego bardzo ważna i nie widzi nikogo poza nią. A
bez Toma… jest tutaj strasznie pusto. – Zamilkł na chwilę. Nie chciałam
przerywać tej ciszy, bo byłam pewna, że Bill chce coś jeszcze powiedzieć. – Nie
wiem, co mam robić. Mama mówi, żebym wrócił do Toma. Zawsze mogę odwiedzać ją i
Gordona, kiedy tylko znajdę na to czas. Tylko teraz nie wiem, co z Caroline.
Ona chce wracać, powiedziała, że w Niemczech jej się nie podoba, chociaż moja
rodzina jest wspaniała. Ona jest dla mnie bardzo ważna, ale nie wiem… nie
jestem pewien czy chciałbym opuszczać Niemcy tylko ze względu na nią. Nie wiem,
co mam robić…
Zdziwiło mnie jego wyznanie, ponieważ zawsze byłam
przekonana, że Los Angeles jest dla Billa drugim domem i tak samo chętnie wraca
tutaj, jak do Niemiec. Widocznie się pomyliłam. Jednak nie zmieniało to faktu,
że wkurzyłam się na wzmiankę o Caroline, która zaczyna marudzić Billowi, iż coś
jej się nie podoba. Ale musiałam odsunąć swoją złość i najzwyczajniej w świecie
dać radę przyjacielowi, który był dla mnie najważniejszy. Nie chciałam mieszać
w to własnych uczuć, bo gdybym się nimi kierowała, zmusiłabym wręcz Billa do
tego, aby jak najszybciej wracał do Ameryki i został tutaj już do końca życia,
lecz własne uczucia musiałam odsunąć na bok. Na razie.
– Sądziłam, że lubisz Los Angeles – powiedziałam wreszcie.
– Lubię – jęknął. – Bardzo. Tam jest… niesamowicie. Można
robić wszystko i nikt cię nie ocenia. Ubierasz się jak wariat, ale nikomu to
nie przeszkadza. Wychodzisz na ulicę, ale nikt nie łazi za tobą z aparatem i
nie wrzuca zdjęć do Internetu. Tam proszą cię o zdjęcie, ale nie napastują.
Idziesz do klubu i bawisz się ze zwykłymi ludźmi, którzy nawet jeśli cię znają,
po prostu z tobą gadają, napijesz się z nimi wódki, ale nie idą za tobą do
domu, nie śledzą cię, tylko po prostu przybijasz z nimi piątkę i mówisz ,,do
zobaczenia”!
– Ale…?
– Ale w Niemczech jest równie cudownie, tylko zauważam inne
rzeczy.
– Nie przyszło ci do głowy, że myślisz o tym w ten sposób,
ponieważ siedzisz już tam jakiś czas?
– Kilka miesięcy to nie jest tak dużo…
– Ponad pół roku tam jesteś! – zauważyłam. – Mieszkając w
Los Angeles zachwycałeś się tym miejscem, że aż nie można było ciebie słuchać.
Zwracałeś uwagę na rzeczy, których nie ma w Niemczech i byłeś przeszczęśliwy,
że mogłeś tu zamieszkać.
– Myślisz, że to przez to, że za długo tu siedzę?
– Tak myślę – potwierdziłam.
– To co mam zrobić, twoim zdaniem?
– Słuchaj, wracasz teraz do Ameryki, masz bilety. Więc
tutaj też pomieszkaj jakiś czas. Potem zobaczysz, gdzie czujesz się lepiej i
wtedy podejmiesz decyzję.
– Zachowuję się jak wariat. – Zaśmiał się do słuchawki, a
mnie drgnęło serce. Uwielbiałam jak się śmiał. – Ludzie mają większe problemy
niż wybór miejsca, w którym chciałoby się zamieszkać.
– Równie dobrze mogłeś rozpaczać nad tym, w co masz się
ubrać – odpowiedziałam, na co znowu zaśmiał się głośno. Zawtórowałam mu i przez
moment poczułam się, jakby był obok, jakby zmaterializował się koło mnie i
widziałam jak odrzuca głowę w tył i śmieje się głośno, jakbym właśnie
powiedziała najzabawniejszą rzecz na świecie.
– Spotkamy się? – zapytał po chwili. – Chciałbym cię zobaczyć.
Dawno się nie widzieliśmy.
Zamarłam ze śmiechem na ustach i już nie wiedziałam, co mam
począć. Zacząć znowu się śmiać, ale tym razem z radości, a nie z rozbawienia
czy może się rozłączyć, żeby nie robić sobie żadnych nadziei. Miałam przecież
zapomnieć o Billu i o tym, że go kocham, a tymczasem rozmawiam sobie z nim w
najlepsze, żartuję i daję mu rady, tym samym robiąc sobie tę cholerną nadzieję
na coś, co kompletnie nie ma sensu bycia.
– Pewnie – odpowiedziałam próbując utrzymać pozytywny ton
głosu. – Kiedy tylko będziesz chciał – dodałam.
– Odezwę się do ciebie, dobrze?
– Jasne.
I odezwał się.
Tydzień później wrócił do Los Angeles, a umówiliśmy się dwa
dni po powrocie. Nie mogłam się doczekać naszego spotkania, ale jednocześnie
nie miałam pojęcia, jak miałam się zachować. Co mówić, co robić… Bill był moim
przyjacielem, lecz jego nieobecność sprawiała, iż nie byłam pewna, co teraz
jest między nami, mimo iż przez telefon rozmawialiśmy ze sobą normalnie.
Umówiliśmy się w kawiarni, niedaleko Providnce. Po
spotkaniu miałam jeszcze wpaść do pracy, toteż było to dla mnie bardzo wygodne.
Bill sam zaproponował to miejsce, więc nie miałam żadnych przeciwwskazań.
Nie od razu go rozpoznałam, gdy siedział przy jednym ze
stolików. Wyglądał trochę inaczej, więc dopiero, kiedy podniósł rękę, aby dać
mi znak, że to on, rozpoznałam ten uśmiech, którego nie dało się zapomnieć.
Bill miał teraz czarne włosy, które kompletnie do niego nie
pasowały. Przyzwyczajona byłam do nazywania go blondynem i trudno będzie mi się
przestawić.
– Cześć! – przywitał mnie z szerokim uśmiechem i od razu
wstał, aby zamknąć mnie w mocnym uścisku. – Dawno cię nie widziałem!
– Już zapomniałam jak wyglądasz – zażartowałam i również go
uścisnęłam.
Dobrze było czuć jego dotyk, zapach i patrzeć na jego
szczęśliwą twarz. Nawet, jeśli ten kolor włosów do niego nie pasował, i tak
ogromnie mi się podobał.
– Siadaj. Opowiadaj, co u ciebie. – Wskazał mi krzesło
naprzeciwko i poczekał, aż zajmę miejsce.
– Rozmawialiśmy zaledwie kilka dni temu, nic się nie
zmieniło od tego czasu – zauważyłam ze śmiechem.
– Ale na pewno są niektóre rzeczy, jakich nie powiedziałaś
mi przez telefon, co?
– A ty mi o czymś nie mówiłeś? Ach! No przecież nie
wiedziałam, że zmieniłeś fryzurę. – Wskazałam na jego włosy i na początku
wyglądał, jakby kompletnie nie wiedział, o co mi chodzi, ale za chwilę chyba
dotarło do niego, iż naprawdę nic mi nie mówił.
– Wiesz, nawet zapomniałem – przyznał. – To było takie
spontaniczne. Ale kiedyś miałem czarne włosy…
– Kiedy się malowałeś i częściej koncertowałeś – dodałam.
– To prawda. Uważasz, że źle mi w tym kolorze? – zapytał, a
ja poczułam, że naprawdę zależy mu na mojej opinii i szczerze byłam z tego
zadowolona.
– Nie mogę się przyzwyczaić – przyznałam. – Jednak widzę
cię pierwszy raz od dłuższego czasu. Może z czasem do tego przywyknę. Z brodą i
blond włosami było ci dobrze i dziwnie teraz widzieć cię z zarostem w wersji
ciemnej… Ale nie jest tak źle – dodałam.
– Pewnie i tak za jakiś czas wrócę do naturalnego koloru –
zapewnił. – Ale ty też wyglądasz inaczej – zauważył poważnie. Nie wiedziałam, o
co mu chodzi. Nie zmieniałam w sobie nic od bardzo długiego czasu, toteż taka
uwaga zupełnie mnie zdziwiła. – Masz smutne oczy.
Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się tego usłyszeć.
– Słucham?
– Twoje oczy są jeszcze bardziej smutne niż wtedy, gdy
widziałem cię po raz ostatni. Co się z tobą stało, Elyso?
– Nie rozumiem. – Pokręciłam głową i spojrzałam na swoje
dłonie. Były blade i strasznie zimne, jak u trupa. – Przecież wyglądam
normalnie.
– Próbujesz mnie oszukać, a ja tego nie lubię – powiedział.
– Nie chcesz ze mną szczerze porozmawiać?
– Przecież rozmawiamy – odparłam chłodniej niż zamierzałam.
– Ty próbujesz wydusić ze mnie coś, czego tak naprawdę nie ma.
– Słuchaj, widać na pierwszy rzut oka, że coś jest nie tak.
Chodzi o to, że Victor cię zostawił? Jesteś smutna, bo dużo dla ciebie znaczył?
– O czym ty mówisz?! – podniosłam głos. – Victor był mi
bardzo bliski, ale odszedł i już się z tym pogodziłam.
– Więc dlaczego jesteś tak bardzo smutna? Kto złamał ci
serce? Czemu nie chcesz opowiedzieć mi swojej historii?
Popatrzyłam na niego zszokowana. Nie wiedziałam, o co mu
chodzi, lecz jednocześnie nie zaskoczył mnie swoimi pytaniami. Musiałam tylko powiedzieć
mu całą prawdę o swoich uczuciach, ale nie byłam pewna, jak miałabym ubrać to w
słowa. Gdzieś w głębi serca czułam, że właśnie tak będzie przebiegać ta rozmowa
i że takie pytania padną z ust Billa. Ja musiałam tylko dobrze to wszystko
rozegrać, żeby nie wyjawić mu do końca wszystkich moich uczuć, jednocześnie dać
mu do zrozumienia, że coś jest ze mną i z moimi uczuciami nie tak.
Zbierałam się w sobie parę minut, w ciągu których Bill
czekał, aż zdecyduję się na szczerość wobec niego. Patrzył przez okno i czekał,
nie przejmując się zupełnie, że w tym samym czasie ja biję się z myślami i
toczę w sobie zażartą walkę z sercem i rozumem. Nie byłam jeszcze pewna, kto
wygra tę bitwę.
– W moim życiu od dawna jest pewien mężczyzna –
powiedziałam wreszcie cicho, a Bill spojrzał na mnie. – Przyjaźnimy się,
jesteśmy bardzo blisko. Z boku może to wyglądać, jakbyśmy byli parą, ale tak
nie jest. Dawniej dużo czasu ze sobą spędzaliśmy. Wiesz, kino, kolacje,
spacery. Ale bez żadnych podtekstów, po prostu przyjacielskie wypady, bez
zobowiązań. On był pewien, że traktuję go jak przyjaciela, ale to była
nieprawda. Od początku bardzo mi się podobał i gdzieś w głębi duszy miałam
nadzieję, że on wreszcie zrobi ten pierwszy krok, zauważy, że coś jest na
rzeczy i powie mi, że czuje do mnie to samo. Nadzieja matką głupich – zaśmiałam
się – nie powiedział nic. Wreszcie, kiedy zdecydowałam, że się ujawnię, że
powiem mu o wszystkim, bo to całe ukrywanie się, nie ma żadnego sensu, on… on
przedstawił mi swoją dziewczynę. – Spojrzałam na Billa, który patrzył na mnie
ze zmarszczonymi brwiami. Byłam ciekawa, czy zorientuje się, że to wszystko o
nim, ale miałam nadzieję, iż jednak się nie domyśli. W jego życiu była Caroline
i nie powinien przejmować się tym, co ja do niego czuję. – To on złamał mi
serce. Wtedy, w tamtym momencie, gdy przedstawił mi tamtą dziewczynę.
Powiedział, że zależy jej na niej i chciałby znać moją opinię.
– Co mu powiedziałaś? – zapytał Bill, kiedy zamilkłam.
– A co miałam powiedzieć? – odpowiedziałam pytaniem. – Że
cieszę się jego szczęściem, bo to dla mnie najważniejsze.
– Ale mówiłaś, że złamał ci serce.
– I co z tego? – Zaśmiałam się cicho. – To tylko serce.
– Czyli coś, co jest najważniejsze, kiedy w grę wchodzi
miłość – zauważył mądrze.
– Nie musisz mi mówić swoich romantycznych tekstów, które
wykorzystujesz do pisania piosenek.
– Przecież tego nie robię – odpowiedział i uśmiechnął się
krzywo.
Nie odpowiedziałam na to nic, bo nie było mi do śmiechu.
Trochę mi ulżyło, gdy wszystko z siebie wydusiłam, lecz nadal nie mogłam
przejść do porządku dziennego, po tym, jak wylałam na Billa całe swoje
zwierzenie.
– Wiesz… mam takie głupie pytanie – zaczął po dłuższej
chwili milczenia. Widziałam, że się waha i nie wiedziałam, o co chce zapytać. –
Czy nie opowiedziałaś mi właśnie swojej historii, w której to ja jestem tym
facetem?
– Nie – powiedziałam stanowczo, chociaż może za szybko. –
To nie o tobie. My przecież jesteśmy przyjaciółmi, a ty masz Caroline.
– No tak, wybacz – odrzekł i spuścił wzrok na swoje dłonie.
– Mogłaś mu powiedzieć, co do niego czujesz.
– Nie powiedziałam.
– Dlaczego?
– Bałam się, że mnie wyśmieje. Zawsze byliśmy przyjaciółmi,
nie było między nami nic innego, więc postanowiłam tego nie zmieniać. Gdyby
chciał być kimś więcej, niż tylko przyjacielem, powiedziałby mi o tym.
– A jeśli on myśli dokładnie tak samo, jak ty?
– To nie przedstawiałby mi swojej dziewczyny – zauważyłam
ze złością.
– Masz rację – przyznał. – Chociaż, z drugiej strony, może
chciał zrobić ci na złość? Może myślał, że w ten sposób wzbudzi twoją zazdrość
i dzięki temu chciał się przekonać, czy ci na nim zależy…
– On nie jest głupi. Tak zachowują się idioci –
skomentowałam krótko. Nawet nie brałam takiej możliwości pod uwagę, kiedy Bill
przedstawiał mi Caroline jako swoją dziewczynę. Byłam przekonana, że przyjaciel
nie byłby do tego zdolny.
– Niektórzy tak robią i im to wychodzi – zauważył.
– Nie jest taki.
– Skoro tak uważasz…
– Tak właśnie uważam.
W domu przeżywałam rozmowę z przyjacielem, ale nie tak, jak
się spodziewałam. Byłam przygotowana na to, że zaleję się łzami rozpaczy i będę
się nad sobą użalać, myśleć o tym, jaka to jestem beznadziejna i do niczego się
nie nadaję, ale nie było tak. Co prawda, analizowałam całą naszą dyskusję,
przywracałam w pamięci jego i swoje wypowiedzi i jakoś nie potrafiłam czuć do
niego żalu, który jeszcze nie tak dawno we mnie tkwił. Owszem, wciąż kochałam
go całym sercem, a Caroline zazdrościłam jak mało komu, że może mieć go tylko
dla siebie, ale nie mogłam mieć mu za złe, że nie widzi i nie czuje tego, że
darzę go miłością. Skąd miałby wiedzieć, jeśli nic mu o tym nie powiedziałam?
Zaczęło docierać do mnie, że jestem najzwyczajniej w
świecie głupia. Bo ukrywam przed facetem mojego życia, że jest dla mnie
najważniejszy. Bo zatajam przed jedynym przyjacielem, iż się w nim kocham od
długiego czasu. Bo rozmawiałam z nim kilka godzin wcześniej o tym, że złamał mi
serce, a kiedy zapytał, o kim mówię – skłamałam mu prosto w oczy. Mogłabym znów
winić Billa za to, że się nie zorientował, jak dla mnie ważny jest, lecz tym
samym mogłabym winić siebie, bo nic mu nie powiedziałam. I winiłam siebie,
miałam ogromne wyrzuty sumienia, że przez swój błąd, a raczej masę tych błędów,
będę nieszczęśliwa.
Nie powiedziałam Billowi, co do niego czuję i przez to on
miał prawo znaleźć sobie kobietę, z którą chciał spędzić resztę życia. Miałam
mnóstwo okazji do tego, żeby porozmawiać z nim naprawdę szczerze, zaryzykować
to odrzucenie, z którym mogłabym się spotkać, ale przynajmniej nie żałowałabym
teraz tego tak bardzo.
I dopiero wtedy się rozpłakałam.
Nie dlatego, że Bill nie odwzajemnia moich uczuć.
Dlatego, że byłam głupia i nie dałam sobie szansy na
szczęście.