poniedziałek, 12 marca 2018

Ostatnie pożegnanie. [20] ONA


Pierwsza dwudziestka już za mną. Nie wiem, ile ich jeszcze będzie, ale na samym początku planowałam zakończyć tę historię szybciej niż poprzednią. Teraz już sama nie wiem, ile rozdziałów jeszcze mi to zajmie. Nie chcę robić z tego telenoweli ani ucinać w takim momencie, gdzie nie będzie miało to żadnego sensu. Postaram się więc napisać coś z sensem, co nie zakończy się ani zbyt szybko, ani nie będzie się ciągnąć w nieskończoność.
Wkrótce dodam zakładkę z linkami do opowiadań, które czytam.
Chciałam też podziękować za tak dużą liczbę wyświetleń: na dzień dzisiejszy (12 marca 2018; godzina 2:08) jest ich aż 5 719. Jestem pod ogromnym wrażeniem, bo nie zdawałam sobie sprawy, że wchodzi tutaj aż tyle osób. Bardzo się cieszę! 



ONA
Kolejny tydzień przyniósł mi wiele niespodzianek. Nieoczekiwane wiadomości, nawał pracy, przypadkowe spotkania oraz te zaplanowane oraz dużo stresu w pracy. Jednym słowem – był pracowity i praktycznie spędziłam cały ten tydzień w restauracji, wracając do domu, aby się trochę przespać. Od samego poniedziałku zaczęło się źle, ponieważ w niedzielę w nocy, a właściwie to w poniedziałek nad ranem, dostałam wiadomość od jednej z pracownic restauracji, że ona nie może przyjść na siódmą rano do pracy, ponieważ jej mama trafiła do szpitala z podejrzeniem udaru. Tym sposobem ja musiałam czym prędzej położyć się spać, żeby – przespawszy trzy godziny – na złamanie karku pędzić do restauracji, żeby przyjąć dostawę zamówienia i rozpakować wszystko do magazynu. Poniedziałki nie były dla mnie nigdy czymś dobrym. Zawsze ten dzień tygodnia kojarzył mi się z największym młynem w restauracji, największym zamówieniem do rozpakowania i najcięższymi gośćmi, którym trzeba było dogodzić.
Rozładowując dostawę, czyli między innymi serwetki dla gości, rachunki, koperty kasjerskie i inne papierowe rzeczy, które zamówiłam, myślałam, co jeszcze gorszego może mnie spotkać w tym tygodniu, który tak źle się zaczął. Miałam przyjść do pracy na czternastą, jak zwykle, i posiedzieć do zamknięcia, a tymczasem byłam już przed siódmą i raczej nie zapowiadało się, że wyjdę wcześniej, jak zamierzałam.
Kucharz, który dzisiaj również odpowiadał za odbieranie zamówienia, także nie był zbyt zadowolony, kiedy przyszedł na dziewiątą, zamiast – jak zazwyczaj – na jedenastą trzydzieści.
- Ciężka noc? – zapytał mnie, kiedy zobaczył jak rozkładam wina w lodówce. Miał na imię Patrick i zawsze lubiłam z nim żartować.
- Aż tak widać? – odpowiedziałam pytaniem, uśmiechając się.
- Nigdy nie widzę cię w takim stroju w pracy – odparł, a ja niemało się zdziwiłam. Co prawda, rano byłam tak zaspana, że naprawdę nie wiedziałam, co się dzieje i odkąd przekroczyłam próg restauracji, nie miałam nawet czasu, żeby napić się kawy, ale naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi. Chyba wyczuł, że jeszcze nie kontaktuję i nie rozumiem, co się do mnie mówi, więc dodał: - Masz na sobie dżinsy, koszulkę i trampki. Nigdy nie przychodzisz do pracy tak ubrana.
Byłam tak oniemiała, że zamknęłam lodówkę i odstawiłam wino na podłogę. Rzeczywiście. Miałam na sobie to, co powiedział Patrick, a co w ogóle nie przyszło mi do głowy. Rano brałam szybki prysznic i w biegu myłam zęby oraz się ubierałam, żeby zdążyć przed dostawcą. Byłam tak zaspana, że nie wiedziałam, co na siebie zakładam. Poczułam wstyd, ale tylko westchnęłam zrezygnowana, bo nic innego nie mogłam w tej chwili zrobić. Trudno, pracownicy pierwszy raz zobaczą mnie w nieoficjalnym stroju, nic się przecież nie stanie, przemknęło mi przez myśl i wróciłam z powrotem do pracy.
Dostawa była duża, więc jej rozpakowywanie zajęło mi o wiele więcej czasu, niż zazwyczaj, ale wolałam zrobić wszystko dokładnie, żeby potem nie było żadnego problemu. Po jedenastej zaczęli się schodzić kelnerzy i hostessa. Otwieraliśmy Providence zawsze w południe, ale w poniedziałki jedna osoba przychodziła wcześniej, żeby odebrać i wyłożyć towar. Potem, oczywiście wychodziła wcześniej, ale ze mną – jak przewidziałam już na początku – niestety tak nie będzie. Momentami życie menadżera restauracji bardzo mnie męczyło i chciałam z niego zrezygnować.
- Dzień dobry – głosy kelnerów wybudziły mnie z rozmyślań. Akurat przecierałam ostatnie kieliszki i kończyłam swoją pracę, kiedy pracownicy weszli na salę.
- O tej porze w pracy? – usłyszałam pytanie.
- W takim stroju? – dodał ktoś ciszej.
- Witam wszystkich – powiedziałam z uśmiechem. Czułam ulgę, że wreszcie będę mogła pójść do swojego biura i napić się upragnionej kawy. – Niestety, mama Anny trafiła do szpitala, więc nie mogła dzisiaj przyjść do pracy. Zamówienie, które przyjechało, zostało rozładowane, więc miałam okazję przyjrzeć się magazynom – powiedziałam już poważnie. Ich miny nie wydawały się już takie zadowolone, jak wcześniej. – Widziałam tam śmietnik i pełno kurzu. Nie sądzę, żeby to było zamierzone.
- Pani Elyso… - zaczął ktoś.
- Jeśli masz dobre wytłumaczenie to możesz kontynuować – przerwałam mu, ale dałam chwilę na dokończenie. Jednak nikt się nie odezwał. – Codziennie przychodzicie na osiem godzin, tak jak powinniście, ale widzę, że to jednak za mało czasu na utrzymanie porządku w magazynach i należy wam wydłużyć godziny pracy tak, żebyście nauczyli się sprzątać po sobie kartony po winach, serwetkach oraz puste butelki po napojach, które spożywacie na koszt restauracji.
Nie było do śmiechu ani mnie, ani im. Na samym początku, kiedy zatrudniałam każdego z pracowników, uprzedzałam ich, że ośmiogodzinny tryb pracy jest dla mnie najkorzystniejszy, ponieważ dzięki temu będę miała wypoczętych pracowników. Zapewniałam im dodatki z dochodów, więc pensje mieli niemałe a do tego dochodziły napiwki, o których doskonale wiedziałam. Właśnie dlatego byli mi wierni i pracowali tak, że byłam zadowolona na każdym kroku. Jednak uprzedzałam ich, że spożywanie napoi należących do restauracji jest zabronione i surowo karane, ponieważ nie mogę pozwolić sobie nawet na najmniejsze niedociągnięcia.
- Nie toleruję takiego postępowania i muszę was poinformować, że podejmę odpowiednie kroki, żebyście wreszcie zrozumieli, o co tak naprawdę mi chodzi – mówiłam dalej. – Po godzinie szesnastej, kiedy przyjdzie kolejna zmiana, chcę was widzieć u siebie w biurze – powiedziałam na koniec.
Odstawiłam kieliszek na blat i ruszyłam do swojego biura.
Byłam wyczerpana, a przepracowałam tylko kilka godzin. Nastawiłam kawę i usiadłam w fotelu. Nie miałam ochoty tak potraktować swoich pracowników, ale nie mogłam postąpić inaczej. Zachowali się strasznie, a ja nie tolerowałam czegoś takiego i nie mogłam sobie na to pozwolić.
Siedziałam w swoim fotelu do czasu, aż kawa była gotowa i dopiero wtedy włączyłam myślenie. Wypiłam od razu cały kubek, żeby potem nalać sobie drugi. Napój od razu poprawił mi krążenie i zaczęłam trochę myśleć. Spojrzałam na stos papierów leżących na biurku i doszłam do wniosku, że skoro przyszłam tak wcześnie i nie miałam ochoty sprawdzać, co teraz dzieje się na sali, przejrzę je i może doprowadzę jakąś sprawę do końca. Włączyłam więc laptop i sięgnęłam do pierwszego stosu kartek. Otworzyłam równocześnie swój notes, aby porównywać wszystko, co miałam w nim zapisane z tym, co znajdowało się w dokumentach. W zeszycie miałam pozaznaczane wszystko co ważne i mniej ważne.
Najpierw trafił mi w ręce projekt nowej karty menu, co odłożyłam od razu na bok. W notesie zapisałam to jako plan na przyszły miesiąc, ponieważ wszystkie dania z karty musiałam uzgodnić z szefem kuchni, który aktualnie był na urlopie. Następnie karta win, która również musiała poczekać, ponieważ nie miałam ochoty rozmawiać z somelierem. Nie przepadałam za tym chłopakiem, więc karta win musiała poczekać. Kolejną sprawą był grafik na kolejny tydzień, lecz postanowiłam, że zajmę się tym w środę, co od razu zaznaczyłam w swoim notesie. Następnie – rezerwacje na ten tydzień. To musiałam już wziąć pod uwagę, ponieważ to była bardzo ważna sprawa. Musiałam wiedzieć, co będzie działo się w mojej restauracji. Od razu zauważyłam nazwisko Kaulitz przy dacie, która wypadała w czwartek. To zapisałam w myślach, żeby nie zapomnieć. Byłam ciekawa, po co Bill miałby tu przyjść. Miał rezerwację na sześć osób, co nigdy mu się nie zdarzało. Nie chciałam jednak o to pytać, więc zadecydowałam, że sama przekonam się za kilka dni.
Rozległo się pukanie do drzwi, które zawsze miałam otwarte. Podniosłam wzrok i ujrzałam jednego z kelnerów. Miał niewyraźną minę, więc od razu zrozumiałam, że stało się coś niedobrego.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy problem.
- O co chodzi, Kris? – Miałam nadzieję, że to nic poważnego.
- Przyszła pani, która złożyła zamówienie na polędwicę i twierdzi, że dostała nie taki stopień wysmażenia – powiedział niepewnie. – Do tego jest to antrykot, rib-eye, więc jest dość… tłusty. To też jej za bardzo nie pasuje, więc domaga się zwrotu pieniędzy.
Westchnęłam ciężko i zamknęłam na chwilę oczy. Miałam dość tego dnia, tygodnia, miesiąca, roku. Wszystko szło dzisiaj nie tak, a ja musiałam się z tym zmierzyć. Niestety, poniedziałek mnie pokonał i nie miałam na nic siły. Jednak sytuacja wymagała wyjaśnienia. Wstałam zza biurka, zarzuciłam tylko marynarkę na koszulkę, mając nadzieję, że nie będę źle tak wyglądać i wyszłam na salę. Kris zaprowadził mnie do pani, której nie podobał się stek i wymieniłam z nią kilka zdań. Może na początku myślała, że kelner, który ją obsługiwał poprosi jakiegoś kierownika zmiany, bo wyglądała na bardzo pewną siebie. Jednak kiedy przedstawiłam się jako menadżer restauracji, mina jej od razu zrzedła.
- Dostałam nie taki stopień wysmażenia, jaki chciałam, a w dodatku to mięso jest tłuste – powiedziała i pokazała na steka. Był zjedzony w połowie, więc od razu wyczułam, że kobieta jednak nie ma nic przeciwko stopniu wysmażenia ani, że mięso jest tłuste.
- Jak chciała pani, żebyśmy przygotowali mięso? – zapytałam.
- Cóż… chciałam mocno wysmażony – odrzekła niepewnie, a ja spojrzałam na kelnera, który wciąż stał obok mnie. Ten pokiwał głową na znak, że to prawda.
- Czyli życzyła sobie pani, tak zwany, well done, prawda? – dopytałam, dla pewności, a ona pokiwała głową. – Kris, chciałabym, żebyś poprosił szefa zmiany na kuchni, aby tutaj podszedł.
Chłopak poszedł szybko po wyznaczoną przeze mnie osobę, a kobieta zza stołu patrzyła na mnie zdziwiona. Wiedziałam, że jest już na straconej pozycji. Kiedy przychodzą goście składać zamówienie, są tacy pewni siebie, choć często bywa tak, że nie znają się na niczym.
- Po co to całe przedstawienie? – oburzyła się kobieta.
- Przedstawienie? – uśmiechnęłam się. – Przedstawieniem nazywa pani poproszenie szefa kuchni o to, żeby sprawdził stopień wysmażenia mięsa, które zamówiła i wyjaśnienie pani, że stek, który leży na pani talerzu charakteryzuje się tym, że ma w sobie więcej tłuszczu niż inne? Czy przedstawienie to dla pani wmawianie kelnerowi i menadżerowi restauracji, do której pani przyszła, że zamówienie zostało źle zrealizowane, a pani domaga się zwrotu pieniędzy za mięso, które pani skonsumowała?
Wciąż się uśmiechałam, a kobieta patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Zrobiła się cała czerwona na twarzy, ale wciąż siedziała sztywno za stołem. W tym czasie przyszedł Patrick, żeby skontrolować sytuację.
- Patricku, proszę, żebyś wyjaśnił pani, czym charakteryzuje się rib-eye oraz stopień wysmażenia well done. Pani złożyła takie zamówienie i uważa, że to, co dostała nie jest zgodne z tym, co powiedziała.
Kobieta już nie wytrzymała. Wymruczała tylko pod nosem, że to szczyt chamstwa tak traktować gości, a jej noga więcej tutaj nie postanie. Zabrała swoją torebkę i wyszła pospiesznie, stukając obcasami o podłogę. Chciała uniknąć zaciekawionych spojrzeń innych gości, ale musiała – na jej nieszczęście – przejść pół sali, aby wyjść z lokalu, i spojrzenia owe były nieuniknione.
Słyszałam jak Kris wzdycha z ulgą i zaczyna sprzątać ze stolika. Patrick posłał mi tylko uśmiech i wrócił do swoich zajęć, a ja wróciłam do biura, żeby wypić kolejną kawę i usiąść w fotelu.

Równo o 16:10 znowu rozległo się pukanie do drzwi mojego biura. Było to drugi raz tego samego dnia i zaczęło mnie to irytować. Jednak powiedziałam kelnerom, że mają stawić się w moim biurze na rozmowę, więc musiałam się wywiązać z tego postanowienia.
Wszyscy mieli niepewne miny i nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Rzadko kiedy przychodziłam do pracy zła i wyżywałam się na wszystkim i wszystkich, ale kiedy już mi się to zdarzyło, nie zostawiałam na nikim suchej nitki. I dzisiaj był ten dzień, kiedy mogłam zniszczyć wszystko, zwolnić pracowników i sama zająć się restauracją, ponieważ uważałam, że nikt nie zrobi tego lepiej.
- Powiedzcie mi, ile razy mówiłam wam, że spożywanie napojów na koszt restauracji jest tak niewybaczalnym przewinieniem, że grozi za to zwolnienie z pracy? Ile razy mówiłam, że porządek i czystość jest najważniejszym i najbardziej widocznym elementem każdej restauracji? Ile razy dziennie zwracam wam uwagę, kiedy jakiś kieliszek nie jest dokładnie wypolerowany? Ile razy dziennie proszę was, żebyście sprawdzali każdą serwetkę, którą dajecie gościowi, żeby była czysta i równo złożona? – wszyscy milczeli, co już mnie trochę denerwowało. Nikt na mnie nie patrzył, ponieważ wiedzieli, że to nie jest dobry moment, żeby nawiązywać ze mną kontakt wzrokowy. – Obstawiam, że dziesięć razy dziennie mówię wam to wszystko – przyjęłam. – Jesteście dobrymi pracownikami, inaczej dawno pożegnalibyście się z tą pracą. Tylko dlaczego tak dobrzy pracownicy jak wy, nie stosujecie się do tego, co do was mówię codziennie po dziesięć razy? – zadałam kolejne pytanie, a oni byli coraz bardziej zestresowani. – Chyba nie jesteście głupcami, którzy nie rozumieją zwykłych poleceń przełożonego, prawda?
Zamilkłam na chwilę, żeby przejść się po biurze i przyjrzeć się im wszystkim. Było ich pięcioro. Kris, którego zatrudniłam jako pierwszego. Był studentem zarządzania i w przyszłości chciałby mieć restaurację, podobnie jak ja. Miał dwadzieścia lat i był bardzo mądrym chłopakiem, a niedługo chciałam go awansować na kierownika zmiany, ponieważ wiedziałam, że byłby moim godnym następcą.
Anastasia. Polecił mi ją Kris, kiedy potrzebowałam hostessy. Znała język angielski, francuski, niemiecki i mówiła trochę po włosku. Była bardzo kompetentna i zawsze wykonywała swoją pracę jak najlepiej. Bardzo się starała dogadzać gościom, aby czuli się w Providence jak najlepiej. Nigdy nie żałowałam, że ją zatrudniłam i nie wyobrażałam sobie nikogo innego na jej stanowisku.
Natan, który pracował najkrócej, lecz był bardzo odpowiedzialny i pracowity, studiował to samo, co Kris. Poznali się w pracy, ale okazało się, że są z tej samej uczelni i nawet w jednej grupie. Dzięki pracy zaprzyjaźnili się ze sobą, a Natan bierze sobie Krisa za wzór i stara się pracować tak dobrze, jak on.
Rick. Jego CV, które podesłał do mnie mailowo, kiedy wrzuciłam do Internetu ogłoszenie, że szukam pracowników, zrobiło na mnie spore wrażenie. Miał doświadczenie w gastronomii, ponieważ pracował już w dwóch restauracjach. Kiedy go obserwowałam oraz to, jak zachowuje się przy gościach, spodobało mi się od razu. Był uprzejmy, pomocny i zawsze chciał dla gościa najlepiej, jednak nie pozwala wchodzić sobie na głowę, co jest naprawdę bardzo cenną zaletą i nie wszyscy ją posiadają.
Sally. Kelnerka, która zawsze była zdystansowana do wszystkich, ale z czasem, kiedy zaczęła pracę w mojej restauracji, powoli otwierała się na innych. Na początku nie umiała prosić o pomoc, przez co bardzo często brała na siebie za dużo, nie radząc sobie z tym później. Teraz częściej się uśmiechała i nauczyła się prosić innych o pomocną dłoń.
Wszyscy byli dla mnie cennymi pracownikami, z którymi ciężko byłoby mi się rozstać. Jednak nie mogłam dopuścić do tego, żeby nie stosowali się do zasad, które wpajałam im już na samym początku pracy tutaj.
- Nie sugeruję, że to akurat któreś z was zrobiło ten bałagan w magazynie, lecz myślę, że po części każde z was się do tego przyczyniło, ponieważ nie umiecie po sobie sprzątać – powiedziałam wreszcie. – Jednak karę muszą ponieść wszyscy – dodałam i zobaczyłam lekko zaniepokojone spojrzenia pracowników. – Macie wybór. Albo dzisiaj zostajecie dłużej i sprzątacie cały magazyn, włącznie z wyczyszczeniem wszystkich półek i przetarciem każdej butelki wina, która znajduje się na poziomie minus jeden w tamtejszym magazynie. Do tego nie będzie jedno z was przychodzić na siódmą w poniedziałki, tylko co najmniej trzy osoby. I to ja będę ustalać kto. Będziecie sprzątać w każdy poniedziałek i będziecie robić dokładnie to samo. Albo wasze godziny pracy zostaną wydłużone z ośmiu do dziesięciu i każdego dnia, przez dwie godziny będziecie sprzątać w magazynie, polerować szkło, sztućce i składać serwetki, nawet, jeśli wszystko będzie lśnić.
Milczeli. Odebrałam to za bardzo dobry znak i miałam prawie stuprocentową pewność, że moje metody zadziałają.
- Jutro dacie mi odpowiedź. To samo czeka osoby z drugiej zmiany, więc wychodząc, możecie im przekazać, że po pracy mają stawić się do mnie, na podobną rozmowę.
Spojrzałam na nich uważnie, podziękowałam za poświęcony im czas i pozwoliłam, żeby odeszli. Zerknęłam na zegarek, było parę minut po siedemnastej, a ja czułam się tak, jak po całym tygodniu pracy od rana do wieczora. Chciałam, aby ten dzień się wreszcie skończył.

A skończył się dopiero po dwudziestej trzeciej, kiedy w końcu mogłam położyć się do łóżka i spojrzeć na wyświetlacz mojej komórki, która pokazywała trzy wiadomości oraz jedno połączenie od Billa. Od razu przestałam być śpiąca. Niestety, Bill dzwonił do mnie kilka minut po szesnastej, a ja miałam pewnie wyciszony telefon. Nie oddzwaniałam do niego, ponieważ było za późno. 
Wiadomości dostałam od Victora, Shermine oraz Billa.
Victor pisał:

,,To już pewne - w tym tygodniu lecę do Francji. Mam już wyznaczoną datę stawienia się tam w pracy, więc już nic nie da się odwołać. Chciałem, żebyś wiedziała. Trochę się tym denerwuję, więc mam nadzieję, że kiedy spotkamy się przed moim wyjazdem, jakoś zejdzie ze mnie ten stres.".

Nie odpisałam mu, bo stwierdziłam, że on chciał tylko podzielić się ze mną swoimi uczuciami. Nie wiedziałam nawet, co mogłabym mu odpowiedzieć, toteż zostawiłam tę wiadomość bez komentarza.
Shermine zwyczajnie chciała umówić się na wspólne wyjście, jednak odpisałam jej, że nie jest to możliwe w tym tygodniu. Może w następnym, kiedy będę miała trochę więcej wolnego od pracy.
Bill natomiast pisał tak:

,,Chciałem trochę porozmawiać! Częściej się widujesz z Shermine niż ze mną, co mi się w ogóle nie podoba! Musimy częściej się spotykać! Oddzwoń do mnie, kiedy będziesz mogła, ale nie za późno. Jutro znowu spróbuję się z Tobą skontaktować. Buziaki!".

Poczułam, jak fala ciepła rozlewa mi się gdzieś w środku, a uśmiech pojawia się na twarzy. Brakowało mi Billa przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy, nawet nie byłam w stanie policzyć, jak długo nie patrzyłam w te jego brązowe oczy, które zawsze mnie hipnotyzowały. Na ten uśmiech, od którego nie mogłam oderwać wzroku, a który sprawiał, że moje usta również układały się podobnie. Przypomniałam sobie dotyk jego dłoni na mojej, aż przeszedł mnie niespodziewany dreszcz.
Otrząsnęłam się od razu, nie chcąc się za bardzo zagalopować. 
Odpisałam na wiadomość blondyna:

,,Wybacz, mam w pracy takie urwanie głowy, że nie mam czasu nawet pomyśleć o wyjściu z kimkolwiek. Ja również chciałabym spotkać się z Tobą, więc mam nadzieję, że wkrótce nam się to uda. Tęsknię za Tobą. Nie wiem, jak jutro będę pracować, ale pewnie do późna, więc nie zdziw się, kiedy po raz kolejny nie odbiorę, gdy zadzwonisz. Całuję!".

Nie byłam pewna, czy przyznanie się do tego, że za nim tęsknię byłoby dobrym posunięciem, ale w końcu on również napisał, że dawno się nie widzieliśmy. Interpretowałam to jako tęsknotę, więc może Bill miał właśnie to na myśli. Miałam taką nadzieję.
Wysłałam więc wiadomość i nie czekałam na odpowiedź. Zasnęłam, kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki.

3 komentarze:

  1. Tak na początek: Victor - naprawde nie bd płakać. ;)
    3/4 rozdziału wyczekiwałam tej rezerwacji Kaulitza, a tu Elysa doprowadzająca pracowników do pionu... Cóż, jestem zmuszona czekać na odcinek dalej, choć nie narzekam, ponieważ myśl, że teraz kolej Billa jest pocieszająca :D
    Jestem ciekawa, kiedy i jak wyrównasz ten czas między nimi, czy po prostu u Elysy skończy się na scenie, w której broni Billa przed kulą, a u Billa jak w końcu (przypuszczam ;)) bd razem?
    Odc. Mi się podobał aczkolwiek wolę rozdziały "On" ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, przeczytałam dziś Twoje opowiadanie, a ponieważ zawsze, jak coś czytam chcę zostawić opinię, poniżej mój komentarz :)

    Przede wszystkim, bardzo, bardzo podoba mi się forma – zarówno narracja z punktu widzenia dwóch głównych bohaterów, jak i przyjęcie zasady „teraźniejszość vs przeszłość”. Dzięki takim zwartym zasadom czytelnik (albo po prostu ja) czuje się w tej historii naprawdę dobrze i wygodnie, wie, czego się może spodziewać, a Ty, jako autorka… no cóż, masz przed sobą pełne pole do popisu, jednocześnie pozwalając nam nie tylko odkrywać dwie perspektywy tej historii, ale w naprawdę niecodzienny sposób odkrywać jej podłoże. Do tego zabieg z postrzeleniem i wyjawieniem miłości w pierwszym odcinku, a potem jednoczesne tłumaczenie, jak Elysa się zakochała i jak zdarzenia się mają później… cholera, to jest naprawdę, naprawdę zgrabne! No i te drobne smaczki, jak na przykład wyjawienie jej imienia (na maksa ważnego, o czym zorientuje się każdy fan) dopiero po kilku częściach – hej, dziewczyno, jesteś w tym naprawdę niezła!

    Mogłabym narzekać na bohaterów, bo co to jest w ogóle za pomysł, żeby kazać swojemu chłopakowi zerwać kontakt z przyjaciółką (ja prędzej zerwałabym z tym partnerem), ale widzę, że to perspektywa Billa, a w ostatniej (jego) części mogliśmy poznać zdanie Toma, więc przemilczę to i poczekam na rozwój akcji.

    Jest jednak coś, co nie do końca mi się podoba i… uwierz mi, nie chcę być złośliwa czy niemiła, ale uważam, że powinnaś trochę popracować nad dialogami. Miejscami są naprawdę sztywne, a Twoje postaci zwracają się do siebie tak, jak… no cóż, nie ludzie – bo ludzie, zwłaszcza gdy się znają i rozmawiają, nie zwracają się do siebie w tak sztywny sposób. To miejscami pozwala Ci tłumaczyć pewne zachowania i zdarzenia, napędzać fabułę i pozbawiać wątpliwości, ale… niestety, mnie bardzo kłuło w oczy. Piszę to jednak dlatego, że wszystko można poprawić i wierzę, że i Ty, przy odrobinie skupienia, dasz sobie z tym radę :)

    Trzymaj się więc i życzę powodzenia przy tworzeniu kolejnej części!

    Buziaki,
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Cieszę się, że przeczytałaś moje opowiadanie i zostawiłaś po sobie ślad w postaci komentarza! Zawsze cieszę się, kiedy ktoś wyraża swoją opinię na temat tego, co tworzę! :)
      Cieszę się też, że podoba Ci się to opowiadanie. W poprzednich rozdziałach (może nawet i w tym, nie wiem, nie sprawdzałam go tak szczegółowo), jest trochę błędów. Poprawiam je, aktualizuję i z tym również tak będzie, a jeszcze dzisiaj dodam nową część, już w pełni dopracowaną.
      Tylko... nie chcę wyjść na głupka, ale... nie rozumiałam tego, co Ci się nie podoba. Uważasz, że dialogi między bohaterami są sztywne? Chciałabym, żebyś mi to wyjaśniła, ponieważ naprawdę nie bardzo rozumiem. Może kiedy przeczytam jeszcze raz wszystko, zauważę to, ale jakoś tego nie dostrzegłam.
      Bardzo Cię proszę o wyjaśnienie.
      I nie uważam, że jesteś złośliwa lub niemiła. Po prostu może nie jestem czegoś świadoma, a rzucenie okiem na to przez kogoś innego, może mi w tym pomóc. Szczerze mówiąc, kiedyś bardziej skupiałam się na dialogach niż opisach, więc może dlatego teraz nie wychodzą mi one tak, jak dawnej. Popracuję nad nimi, na pewno.
      Dziękuję Ci jeszcze raz za opinię!
      Pozdrawiam ciepło! :)

      Usuń